Leon Przemski
Dembowski jako teoretyk literatury
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 41/2, 408-433
LEON PRZEM SKI
D E M B O W S K I JA K O T E O B E T Y K L IT E B A T U B Y 1
M c ta k nie c h a ra k te ry z u je D em bow skiego, ja k k o n sekw en tna zbieżność jego poglądów filozoficznych, społecznych i literack ich i ich ścisłe pow iązanie z jego p ra k ty c z n ą działalnością rew olucyjną. K ie b y ła to jedn o lito ść gabinetow ego filozofa, k tó ry z ta k ic h czy in n y ch założeń w yw iódł skończony system . U D em bow skiego nie w iadom o, gdzie kończy się działalność rew olucyjna, a zaczyna d zia łalność n au k o w o -p ub licy styczna, gdzie kończy się te o re ty k lite ra tu ry , k r y ty k literack i, a zaczyna się działacz rew olucyjny. Jego „filozofia tw órczości” , m im o swej niedoskonałości, m im o że b yła id ealisty czn a i ek lektyczna, służyła m u jak o p ro g ram polity czny w ówczas, gdy organizow ał spisek rzem ieślników w arszaw skich, i wów czas, g d y ze „Zw iązkiem P le b eju sz y ” prow adził w alkę ze szlachec kim K o m ite te m poznańskim , służyła m u jak o drogow skaz wśród rozlicznych ów czesnych poglądów społecznych, b y ła dla niego m ier nikiem w ocenie zjaw isk sztu k i i lite ra tu ry . D ziało się ta k dlatego, że w szystko w jego życiu p o d d an e było jed n em u celow i: w alce n a rodow o-w yzw oleńczej, rozum ianej jak o odcinek ogólnoeuropej skiego fro n tu w alki z feudalizm em . T em u celowi, k tó re m u został w ierny do ko ńca swego jakże k rótk iego życia, p od p orząd k ow uje się u niego w szystko : działalność spiskow a, m yśl społeczna, n a u k a , sztu k a, lite ra tu ra .
P ra w d a , że ta k w szech stron na działalność, jeśli zwłaszcza uw zględnić, że trw a ła w szystkiego trz y la ta , nie m ogła nie pociągnąć za sobą lu k i niekonsekw encji w poszczególnych poglądach. P ra w d a , że jego po g ląd y k ry ty c z n o lite ra ck ie — niezależnie od tego, że o p a rte
1 Rozdział z m onografii o D em bow skim , przygotow yw anej dla In sty tu tu Badań Literackich. Poprzedzi go rozdział p t. Poglądy filozoficzne i społeczne
n a założeniach idealistycznych, już zaw ierały w sobie błędne k o n cepcje — d a ją często fałszyw ą ocenę utw orów literackich i nie zawsze oceniają w sposób właściwy drogi rozwojowe lite ra tu ry . P ozostanie je d n a k n a zawsze wielką zasługą Dem bowskiego, że poza doraźnym i zdobyczam i pozytyw nym i, osiągniętym i przezeń w walce z re a k cy jnym i poglądam i literackim i, p o trafił postaw ić przed U teratu rą polską wielki cel : służbę społeczeństw u i walkę o postęp, i to w chwili, g dy groził jej zastój i ugrzęźnięcie w jałow ym m istycyzm ie, w chwili, gdy poglądy estety czne H egla groziły całej litera tu rz e europejskiej — a tak ż e polskiej — utknięciem w ślepym zaułku.
1
W m yśl sy stem u filozoficznego H egla, sztu k a — dziedzina uczu cia — je s t najn iższą z form historycznego rozw oju absolutnego ducha. F o rm y wyższe, n astęp u jące po sztuce, to religia i filozofia. Hegel tra k tu je sztukę jak o stopień d u cha historycznie przezw yciężony, którego najw ażniejsze zad an ia zostały spełnione, uw aża, że klasyczne u tw o ry należą ju ż do przeszłości. S ztu k a osiągnęła swój szczyt w świecie an ty czn y m , gdy p anow ała h arm o n ia m iędzy społeczeń stw em a p rzy ro d ą, harm o n ia z n a jd u jąc a swój w yraz w m itologi- zacji p rzy ro d y . W m iarę rosnącego d y stan su m iędzy społeczeństwem a p rzy ro d ą możliwości rozw oju sztuki s ta ją się coraz m niejsze, coraz m niejsze s ta ją się możliwości osiągnięcia przez n ią h arm onijnej pełni. Jeżeli w średniowieczu rosnący rozdźw ięk m iędzy społeczeństwem a p rzy ro d ą był jeszcze rekom pensow any przez w y bitn e indyw id ualno ści, to w epoce ro m a n ty zm u grozi sztuce zupełny rozkład. P o jednej bowiem stronie s ta je sz tu k a pow szedniej codzienności ujętej pow ierz chownie, sz tu k a ch w y tająca z życia nie to, co isto tn e, lecz rzeczy zm ienne, znikom e, sz tu k a k o piu jąca życie, a nie zgłębiająca je. P o drugiej zaś stronie p o zostaje ro m an ty czn y , w y n atu rzo n y su biektyw izm , igrający z rzeczyw istością, u znający natchnienie a rty s ty za je d y n y jej m iernik i sp ra w d zia n 2.
Mimo że D em bow ski b ył przez dłuższy czas, zanim zaznajom ił się z pism am i lew icy heglowskiej, w iernym uczniem H egla, nie uległ on pesy m isty czn ym poglądom swego m istrza n a przyszłość sztuki, poglądom będącym w yrazem głębokiego k ryzysu estety k i m iesz
2 Zob. : H e g e l, Vorlesungen über die Aesthetik herausgegeben von D. H. G. I l o t h o . W e r k e . Berlin 1843. Tom X , ez. 2, s. 218 — 219.
410 LEON PRZEMSKI
czańskiej. M ogłoby się n a pozór zdaw ać, że D em bow ski b y ł przed pesym izm em H egla im m unizow any przez swego poprzedniego m istrza, przez Schellinga. Z a najw iększą bow iem zasługę poczytyw ał to, że „um nictw o (sztuki piękne) wzniósł n a szczyt w iedzy i czynności lu d zk iej” 3. W poglądzie ty m m ogłoby utw ierdzić in ne zdanie w y ra żone w ty m sam ym m iejscu przez D em bow skiego, że „um nictw o je s t rów nież p o tęg ą m yśli, ja k dzielnością uczuć” 4. W istocie zdanie to , w k tó ry m ja k g d y b y w zaro d k u zaw arte są zary sy w łasnej re- w olucyjno-dem okratycznej e ste ty k i D em bow skiego, u jętej później w „filozofii tw órczości” , w ygląda pozornie n a syntezę poglądów e stety czn y ch Schellinga i H egla, syntezę dość zresztą szczęśliwą. Skoro bowiem , w edług H egla, najw yższym szczeblem historycznego rozw oju absolutnego d uch a je s t w iedza, to sztu ka, będ ąca „rów nie p o tęg ą m yśli, ja k dzielnością u c zu ć” , m oże śm iało znaleźć się n a sam ym szczycie d rab in y heglow skiej. W istocie jed n a k przekonanie o wielkim p osłannictw ie poezji dał m u nie Schelling, tylk o w łasny rew olucjo nizm , k tó ry ustrzeg ł go później przed pesym izm em H egla i uchronił przed rea k c y jn y m c h a ra k te re m filozofii Schellinga.
W yjście, jakie w skazał D em bow ski, było przede w szystkim w y nikiem jego p rzek o n an ia o społecznym c h arak terze sztu k i i U teratury. P rzeko n an ie to przew ija się ja k czerw ona nić poprzez w szystkie jego ro zpraw y i a rty k u ły . Szkic swój, P om ysły do wiedzy um nictw a, z a czyna od tw ierdzenia, że „k tó rejk o lw iek z dziedzin um ysłow ych zgłębiając isto tę, w inniśm y przede w szystkim zdaw ać spraw ę ze zw iązku, w jak im p rzed m io t b a d a ń je st z dziedziną żyw ota społecz nego. M iarą bow iem w ażności każdej w iedzy jest w pływ n a żyw ot społeczny” 5. Cel społeczny, k tó re m u służyć m a sztu k a, nie jest, rzecz p ro sta, obo jętn y . J e s t nim p o stęp społeczny. „...U m nictw o żywioły bezwzględnego społecznego ży w o ta w sercach ludzi budzi, a ta k jest p ierw o tn y m skrzydłem , za którego pom ocą do szczytu bezw zględ nego u s tro ju społecznego lu d y w zb ijają się” 6. N a czym polega „ b e z w zględny społeczny ż y w o t” czy „bezw zględny ustrój społeczny” , D em bow ski nie m a p o trz e b y tłum aczyć. J e s t to u stró j bezwzględnej rów ności i w spólnej w łasności, u stró j k o m u n isty czn y , u strój u to p ijn y , ty m się jed n a k ró żn iący od u strojó w , kreślonych przez
socjalistów-3 P r z e g l ą d N a u k o w y , 1842, s. 778. 4 t a m ż e , s. 778.
6 T y g o d n i k L i t e r a c k i , 1843, s. 53. Termin „ wiedza um nictw a” zn a czy u Dem bowskiego to samo, co „filozofia sztu k i” .
utopistów , że m a on b yć nie rez u lta tem w prow adzenia' w życie go tow ej, obm yślanej w szczegółacli u to p ii, ale w ynikiem ciągłego ro z w oju dialektycznego, koniecznego w aru n k u wszystkiego, co istnieje. U w spółczesnych u to p istó w kw estia w prow adzenia w życie sp ra wiedliwego u stro ju b y ła rzeczą przy p ad k u .
Jeżeli w świecie nie zapanował dotychczas prawdziwy rozum i praw dziwa sprawiedliwość — komentuje Engels argumentację socjalistów- utopistów — to jedynie dlatego, że nie b y ły one należycie poznane. Brakło po prostu owej genialnej jednostki, która teraz zjawiła się i poznała prawdę; to zaś, że zjawiła się ona teraz, że prawda poznana została teraz w łaśnie, nie jest nieuniknionym zdarzeniem, w ynikającym n ie uchronnie ze związku w ydarzeń w ich rozwoju historycznym , lecz po prostu szczęśliwym przypadkiem. Jednostka ta mogłaby równie dobrze urodzić się o pięćset lat wcześniej, co zaoszczędziłoby ludzkości pięćset lat błę dów, walki i cierpień7.
Inaczej u Dem bowskiego. W edług niego, bezw zględny ustró j społeczny je s t właśnie zdarzeniem nieuniknionym , w ynikającym bezpośrednio z rozw oju w ydarzeń historycznych, a pośrednio z ucieleśniającej się i rozw ijającej wśród n aro d u idei w olności8. O b ja wienie tej idei, budzenie jej w śród lu d u, w skazyw anie drogi do dos konałego u s tro ju społecznego — jest w łaśnie zadaniem poezji.
Od uto p istó w różni Dem bowskiego jeszcze to, że nie w yo braża sobie przejścia do doskonałego u stro ju społecznego bez w alki. P ro blem u tego nie porusza w praw dzie w swoich pism ach, ale cała jego działalność spiskow a i pow stanie krakow skie, do którego bezp ośred nio parł, którego był duszą, św iadczy o tym ^ że w prow adzenie w życie u s tro ju doskonałego w yobrażał sobie ty lk o n a drodze rew olucyjnej, n a drodze zbrojnego po w stan ia m as chłopskich.
N ajlepszym dowodem , że U teratu ra służyć m a, jego zdaniem , nie społeczeństw u w ogóle, lecz określonym celom, że m a być n arzę dziem w alki z ab solutyzm em i feudalizm em , narzędziem rew olu cyjnej w alki o wolność n arodow ą i społeczną, je s t jego stosunek do poglądów Schillera n a społeczne zad an ia sztuki, w yrażonych w jego rozpraw ie O estetycznym wychowaniu człowieka. A u to r przedm ow y do tej ro zpraw y w ten sposób tłu m aczy genezę poglądów Schillera :
7 Fryderyk E n g e ls , Tlozwój socjalizmu od utopii do nauki. Książka 1946, s. 23.
8 Ściślej mówiąc, nosicielem tej idei, bezpośrednio wcielającym ją w życie, jest — według Dembowskiego — naród polski. Ten* sw oisty mesjanizm sta nowi zagadnienie oddzielne, którego tu rozwijać nie będziemy.
412 LEON PRZEMSKI
N adzieje, do których uprawniała z początku rewolucja francuska, okazały się zwodnicze. Ludziom zabrakło moralnej dojrzałości ; zam iast państw a rozumu, nastał chaos. Cel ruchu był wielki i w spaniały, i nie tylko serce Schillera odpowiedziało nań radośniejszym biciem ; ale cel ten b ę dzie m ożna osiągnąć tylko wów czas, gdy ludzie staną się szlachetniejsi i silniejsi. Tylko estetyczn e w ychow anie m oże do tego doprow adzić9.
P o g lą d y te b y ły w yrazem rozczarow ania, jak ie ogarnęło niem iec kie drobnom ieszczaństw o w obliczu p rak ty c zn y c h rez u lta tó w rew o lucji francuskiej, k tó ra u to ro w ała b u rżu azji drogę do bogactw . Mimo wielkiego szacunku d la tw órczości Schillera, k tórego wielbicielem D em bow ski pozostał do końca życia, nie m ógł zgodzić się n a te p o glądy. M e mógł się n a nie zgodzić, bo k a z ały do wolności wędrow ać poprzez piękno, bo odsuw ały zw ycięstw o wolności w nieskończo ność, a on widział ty lk o w w alce rew olucyjnej drogę do wolności.
D oszli już lu dzie — stwierdza w artykule Twórczość w żywocie społecz
nym — na drodze m yślenia do przekonania i przeświadczenia, że wszelki
postęp na drodze indyw idualnego w ykształcenia jest abstrakcją, a jako taka jest czczością, w ięc że ty lk o p ostępy ludowe są prawdziw ym i p o stęp am i10.
P o g ląd y Schillera, w yrażone w listac h 0 estetycznym wychowaniu
człowieka, budziły u D em bow skiego zastrzeżen ia jeszcze z innego
pow odu. Schiller, po dobnie zre sz tą ja k i H egel, uw ażał, że rozwój n au k , w szczególności filozoficznych, m usi w yw ołać u p ad ek sztuki. „ ...B a d a n ia filozoficzne — pow iad a — z a b ie ra ją sile w yobraźni je d n ą dziedzinę po drugiej i g ranice sz tu k i k u rczą się w m iarę, ja k w iedza sw oje rozszerza” u . D em bow ski, w odróżnieniu od H egla i Schil lera, uw aża, że rozw ój w iedzy nie ty lk o nie przeszk adza rozw ojow i sztuki, ale przeciw nie, n a sy ca jąc ją św iadom ością a rty s ty c z n ą i w y pierając z niej żywiołowość, czyni ją jeszcze doskonalszą, spraw ia, że służyć m oże coraz lepiej celowi, ja k i jej pow inien przyśw iecać.
W te n sposób przezw yciężając pesym istyczn e p o g ląd y w spół czesnej e ste ty k i b u rżu azy jn ej o u p a d k u sztu ki, o b ra k u p ersp ek ty w dla lite ra tu ry , k sz ta łto w ał D em bow ski ideę sztu k i i lite ra tu ry , m a ją cych b yć ukoronow aniem tw órczości ludzkiej. Szczery rew olucjo nizm , głębokie u k o ch anie spraw y ludu, żarliw y hum an izm pozw ohł
9 Fr. S c h ille r , Über die ästhetische Erziehung des Menschen. G e s a m
m e l t e W e r k e . H e m p e l s K l a s s i k e r - A u s g a b e n , t. V III, s. 8. Rozprawa ta była bardzo popularna w P olsce; w r. 1843 ukazał się jej przekład polski.
10 T y g o d n i k L i t e r ’a c k i , 1843, s. 187. 11 S c h i l l e r , tamże, s. 17.
m u u k azać lite ra tu rz e w yjście z ślepego zaułka d egradujących sztukę teorii, w yjście z zaczarow anego kręgu estety k i idealistycznej, mimo że sam pozostał idealistą. Pozwolił m u u kazać współczesnym „wielkie i św ięte pow ołanie p isarza” .
Poezja — powiada — ma być w i e d z e n i e m przyszłości i miłością jej najwyższą, a jako taka ma być jej wieszczeniem. To posłannictwo poezji określa całą jej istotę. Jako miłość i wiedza poezja jest wybłyśnię- ciem i dziedziną twórczości ducha ludzkiego. Choć przyszłości nie stwarza, stwarza jej postęp. Choć jej prawo nie jest prawem żyw ota narodu, ona nadaje mu zrzeczywiszczoną postać, na łonie teraźniejszości rozwijając przyszłość12.
W chwilach szczególnie przełomowych — stwierdza w tym samym artykule — ma poezja olbrzymie posłannictwo przewodniczenia postępowi uspołecznienia, a pod wyrazem uspołecznienie obejm ujem y cały organizm żyw ota narodowego, czy on się w wyrazistej układu społecznego formie czy w postaci życia umysłowego lub artystycznego i przemysłowego jaw i13.
P o ezja służąca spraw om narod u , poezja — dźwignia p ostęp u społecznego : oto zad ania, k tó re D em bow ski postaw ił przed lite ra tu rą polską w chwili, g d y Mickiewicz coraz głębiej grzązł w tow ianizm ie, gdy Słow acki realistyczne, pełne b u n tu społecznego strofy B eniow
skiego zastępow ać zaczynał m istycznym i oktaw am i, gdy K rasiński
pław ił się w reak cy jn y ch sp ekulacjach filozoficznych. 2
„P o e z ja służąca spraw om n a ro d u ...”
G dy m ów im y o „n aro d zie” w pojęciu działaczy i pisarzy dem o k raty c zn y c h w okresie popow staniow ym , m usim y do tej spraw y podchodzić z ja k najw iększą ostrożnością. N aw et wówczas, gdy za stę p u ją w yraz „ n a ró d ” słowem „ lu d ” . N aw et u takiego d em o k raty rew olucyjnego, ja k H en ry k K am ieński, lud oznacza naród zrów nany w sta n a c h , o bejm uje nie ty lk o chłopów, nie tylko sta n trzeci w ro zum ieniu zachodnim , ale ta k ż e całą szlachtę, i tę folw arczną. Inaczej u D em bowskiego. D rugą jego w ielką zasługą, poza wyznaczeniem lite ra tu rz e w ielkich, społecznych, postępow ych zadań, je st to, że pojęciu „ n a ró d ” , „narodow ość” , n ad ał treść rew olucyjną.
J a k dalece p oglądy filozoficzne, społeczne i literackie sprzęgły się ze so bą organicznie, św iadczy fak t, że pojęcie narodow ości w y
12 E. D e m b o w s k i , O dramacie w dzisiejszym piśmiennictwie polskim. R o k 1843, t. V I. s. 5.
414 LE O N PRZEMSKI
k rystalizow ało się u niego w w alce z poglądam i literackim i re a k c y j n ych ro m a n ty k ó w polskich.
W P iśm iennictw ie polskim w zarysie o d daje należny hołd M och nackiem u. „...B ez zaprzeczenia — pisze — jed en z n ajg en ialn iej szych swojego czasu p isarzy, spraw ił epokę w piśm iennictw ie ojczys ty m dziełem O literaturze polskiej w w ieku X I X , w k tó ry m odniósł pojęcie U teratu ry do pojęcia narodow ości i w ykazał, iż w artość wiesz czów i p isarzy zależy od tego, o ile są n aro d o w y m i...” 14 Ale tu ż zaraz d o d a je : „D o zarzucenia m u to ty lk o m am y, iż nie stanow isko p o j m ow ania wolności u w aża za narodow ość, lecz m ylnie bierze za nią o b razy przeszłości n a r o d u ” 15.
Jeśli D em bow ski czyni M ochnackiem u w y rz u ty w ta k łag o dny m tonie, to nie znaczy b y n a jm n ie j, że uw aża różnicę m iędzy w łasnym i p o g ląd am i a poglądam i M ochnackiego za m ało isto tn ą . Z agadnienie narodow ości uw ażał za spraw ę życia i śm ierci dla lite ra tu ry polskiej. Jeżeli M ochnackiego ty lk o lekko strofuje za to, za co zacięcie atak o w ał po zo stały ch ro m a n ty k ó w , k tó rz y zniekształcali pojęcie narodow ości, to dlatego, że ceni jego zasługi w u to ro w an iu drogi pierw iastkom narodow ym . Mimo że szkoła ro m a n ty cz n a , zarów no w Polsce ja k w M em czech, w ypaczy ła zdrow ą w zasadzie m yśl H erd era, k tó ry skierow ał uw agę p isarzy n a pieśni ludow e, n a folklor, m im o że u M och nackiego po d w pływ em Schleglów hasło narodow ości skończyło się n a „staro ży tn o ści słow iańskiej, m itologii północy i d u cha średnich w ieków ” , nie m ógł D em bow ski odm ówić k ry ty c e literackiej szkoły ro m an ty czn ej tej zasługi, że pierw sza uczyniła p ierw iastek n a ro dow y św iadom ym czynnikiem oceny k ry ty c z n ej. D em bow ski nie w spom ina, m ów iąc o M ochnackim , o drugiej wielkiej zasłudze jego i ca łej szkoły ro m an ty czn ej, o ty m m ianow icie, że przezw yciężyła i z d ru zg o tała w szystkie skostniałe n o rm y estetyczne, k tó re klasycyzm narzu cił sztuce i litera tu rz e .
D em bow ski, k tó ry do w szystkich zagad nień podchodził d ialek tycznie, nie m ógł tego w szystkiego nie widzieć i dlatego, oceniając M ochnackiego, od d aje cesarzowi, co cesarskie. A ta k n a fałszow anie pojęcia „naro do w o ść” kieru je nie przeciw tem u, k tó ry b y ł k o ryfeuszem haseł rew olucyjnych, b y p o tem spraw y lite ra tu ry z o sta
14 E. D e m b o w s k i , Piśmiennictwo polskie w zarysie. Poznań 1845, s. 341. Do druku podpisał D em bow ski książkę 29 listopada 1844.
wić kom u innem u, a sam em u zająć się czymś innym , ale przeciwko ty m , k tó rz y m u tow arzyszyli w początkow ej drodze, b y później użyć spraw y narodow ości jako narzędzia w stecznych celów p o lity cz nych. W iedziony in sty n k te m d em o k raty rew olucyjnego, nie tylko zaatak o w ał reak cy jn y ch rom an ty k ó w jako rew izjonistów , ale p o d daje k ry ty c e w szystko to, co ro m an ty cy, od samego H erd era p o czynając, głosili jako pierw iastek narodow y, i nasy ca pojęcie n a ro dow ości now ą tre śc ią rew olucyjną. Narodow ość, zdaniem jego, to nie zbieranie pieśni ludow ych. D em bow ski rozum iał, że ograniczanie „ n a rodow ości” do folkloru prow adzi w pro stej linii do zaściankowości, do parafiańskiego zam knięcia się w ciasnym kręgu spraw drugo- i trz e ciorzędnych, ja k to było n a p rzy k ład w całej ta k zwanej „szkole u k ra iń sk ie j” , a zwłaszcza u Zaleskiego czy M ichała Czajkowskiego. N arodow ość w lite ra tu rz e ty m m niej polega n a odrodzeniu w poezji „staro ży tn o ści słow iańskiej, m itologii północy i ducha średnich w ieków ” , ja k tego chciał M ochnacki.
D em bow ski szybko zrozum iał, że opiew anie w poezji „ d u ch a śred nich w ieków ” wiedzie do zachw alania u stro ju feudalnego, absolu ty zm u , wiedzie do głoszenia ciem noty i zacofania jako ideału. G łówny b łąd ro m an ty k ó w polskich polegał — zdaniem jego — na ty m , że m ówiąc o narodow ości mieli n a m yśli głównie jej form ę, jej cechy zew nętrzne, ja k zwyczaje, pieśni, wierzenia. Tym czasem isto ta narodow ości polega n a „dążeniu społecznym ” do „zrzeczywisz- czenia posłann ictw a n a ro d u ” . P osłannictw em każdego n a ro d u jest dążenie do wolności, a pojęcie wolności „w dziedzinie społecznej” je s t dla niego rów noznaczne z pojęciem spraw iedliw ości16. T ak oto organicznie wiąże się u D em bow skiego hasło wyzw olenia n aro d o wego z hasłem spraw iedliw ości społecznej. N arodow ość w poezji to więc nie n a w ró t do przeszłości ani stylizow anie pieśni ludow ych, ale głoszenie w yzw olenia narodow ego, co nieodłącznie wiąże się z w alką o sp ra wiedliwość społeczną. N arodow ość to miłość całego ludu. Zw a żywszy, że całym ludem nie je st dla Dem bowskiego, ja k dla w ięk szości b u rżu azy jn y ch dem ok ratów ow ych czasów, „n aró d zrów nany we w szystkich s ta n a c h ” , ale sam lu d bez szlachty, któ rej D em bow ski nienaw idził, należy p rzy jąć, że gdy D em bow ski mówi „ n a ró d ” , m yśli „ lu d ” , a pojęcie „narodow ości” jest dla niego iden tyczn e
18 Zob. R o k 1844, t. VI. O postępach w filozoficznym pojmowaniu bytu. A rtykuł wprawdzie nie podpisany, ale nie ulega wątpliwości, że jest on pióra Dem bowskiego.
416 LEON PRZEMSKI
z „ludow ością” 17. L u d polski podniesiony do godności n aro d u , m i łość n aro d u , a więc p a trio ty z m , zrozum iany jako ukochanie spraw y ludu, jak o odczucie jego cierpień, zrozum ienie w alk, podzielenie jego nadziei — oto co, w edług D em bow skiego, pow inno b y ć treścią poezji, treścią lite ra tu ry , oto co sk ład a się n a treść pojęcia „narodow ość” . P isząc o redagow anym przez siebie P r z e g l ą d z i e N a u k o w y m z p ersp ek ty w y roku , stw ierdza, że p rz y b ra ł on jak o godło : ,,Myśl lu d zk a zm arn o w ana jest, jeśli k u rozw inięciu żywiołów lu d u nie zm ierza” 18. „ K a ż d a m yśl — p o w tó rzy jeszcze raz to sam o — nie d ą żąca pośrednio lub bezpośrednio k u rozw inięciu żywiołów ludow ych i nie m ają ca n a celu sam odzielności a szczęścia L u d u , tej n a jc n o tliw szej, najliczniejszej, a najnieszczęśliw szej części ludzkości, z m a r n o w aną je s t” 19. № c dziwnego zatem , że w y stęp u je ta k zaciekle przeciw m arzeniom o pow rocie do p atriarch aln eg o , feudalnego śre dniow iecza, k tó re p ozostanie dla niego synonim em ucisku ludu. „ Z ap raw d ę — w oła — n a próżno z tego to ru , z to ru p o stęp u chciano b y nas zepchnąć, p raw iąc n am o odżyciu średnich wieków, ich w iary, ich m niem anej poezji — ju ż nie uw ierzym y podejściom ” 20.
3
„...Człow iek nie m iłu jący lu d u , nie m oże tw o rzy ć...” — pisał D em bow ski w a rty k u le p t. Twórczość w żywocie społecznym 21.
K to ta k rad y k a ln ie i bezkom prom isow o po staw ił zagadnienie nierozerw alnego zw iązku m iędzy tw ó rczo ścią22 a oddaniem dla sp ra w y ludu, nie mógł przejść obojętn ie obok tego, że w ypacza się pojęcie narodow ości, że ro bi się z niego s z ta n d a r dla b ru d n ej działalności p o lity czn ej, nie m ającej nic w spólnego z lite ra tu rą , nie mógł spo kojnie p a trz e ć n a to , że pojęcie narodow ości n ag in a się do haseł re ak cy jn y ch.
17 Porównać choćby fragm ent jego poem atu dram atycznego pt. T w a r
d o w s k i: „ ...B o co polskie, B oże! toć nie jest szlacheckie, ale jest lu dow e.“
T y g o d n i k L i t e r a c k i , 1843, s. 90.
18 R o k 1844. Sprawozdanie z piśmienności polskiej w ciągu 1842 roku. W yraźna om yłka druku: winno b yć „1843” .
19 K i lk a myśli o eklektyzmie. R o k 1843, t. IV, s. 29. 20 tamże, s. 15.
21 T y g o d n i k L i t e r a c k i , 1843, s. 199.
22 D odać należy w tym miejscu dla ścisłości, że Dem bowski zagadnie nie twórczości traktuje szeroko. J est ona nie tylko twórczością artystyczną. Szerzej na ten tem at w rozdziale p t. Poglądy filozoficzne i społeczne Edwarda
Jeżeli D em bow ski oględnie p o trak to w ał fałszywe, wsteczne u ję cie spraw y narodow ości w poezji u M ochnackiego, to tylk o dlatego, że uw ażał go za pioniera n iektórych postępow ych haseł w literatu rze, ja k również dlatego, że M ochnacki swoich poglądów k ry ty czn o li terack ich w okresie popow staniow ym nie rozw ijał, a ty m sam ym błędów swych nie rozszerzał. Nie oszczędził jed n a k D em bow ski w szystkich ty c h teorety k ó w czy p rak ty k ó w ro m an tyzm u, k tó rzy albo z M ochnackim działalność swą rozpoczęli, b y z pozycji rzekom o postępow ych przejść n a sk rajnie reak cy jne, albo też uform ow ali swoje w steczne poglądy już później, w naw iązaniu do estetyczn y ch k o n cepcji M ochnackiego. W alkę tę toczył od p o czątk u swojej pracy kry ty czn o literack iej n a łam ach P r z e g l ą d u N a u k o w e g o , aż do
P iśm iennictw a polskiego w zarysie, k tó re było w pew nym sensie sy n
tezą poglądów literackich Dem bowskiego. Głównym przedm iotem atak ó w b y ła sztan d aro w a p o stać polskiej ,,szkoły ro m a n ty cz n e j” , zarazem sztan d aro w y te o re ty k w stecznictw a polskiego w dziedzinie społecznej i p olitycznej, M ichał Grabowski.
W początkow ym okresie D em bow ski a ta k u je G rabowskiego dość ostrożnie, w ychodząc z założeń estetycznych. N ie w iadom o, czy dlatego, że nie zdołał jeszcze sam w ykrystalizow ać sobie w łasnych poglądów , czy też dlatego, że nie przysw oił sobie jeszcze odpow ied niego sty lu , nieodzownego ze względu n a surow ą cenzurę, otaczającą ludzi tak ic h ja k G rabow ski pieczołow itą opieką. W dalszych jed n ak w y stąp ien iach D em bow ski je st coraz śmielszy, coraz gw ałtow niej szy. Z p o czątk u poglądom estety czn y m Grabowskiego, w edług k tó ry ch „ k a żd y obraz przeszłości je st p o ety czn y ” , przeciw staw ia swój m glisty, schillerowski jeszcze pogląd, że „ty lk o to je st poetyczne, co d u ch a wznosi, a serca rozczula” 23. Jednocześnie, n ib y n a m arginesie, a ta k u je duchowego p o b ra ty m c a Grabowskiego, Bzewuskiego, za jego reak cy jn e M ieszaniny Jarosza Bejly. B ejła, stw ierdza D em bow ski zjadliw ie, uw aża, że „bogaczom w szystko wolno, bo to złe, k tó re naro b ią, sk arb am i swoimi okupić m ogą” 24. Odwagę D em bow skiego p o tra fim y ocenić, jeżeli sobie uzm ysłow im y, że B zew uski i G rabow ski byli przez Paskiew icza uw ażani za ideologiczną ostoję jego rządów .
W m iarę kry stalizo w an ia się poglądów Dem bowskiego a ta k i jego przeciw G rabow skiem u i kom panom , prow adzone n ajpierw
syste-23 P r z e g l ą d N a u k o w y , 1842, t. I, s. 447. 24 t a m ż e .
418 LEON PRZEMSKI
m em podjazdow ym , s ta ją się coraz bardziej gw ałtow ne, aż zam ienią się w a k t oskarżenia w P iśm iennictw ie polsM m w zarysie2b. A tak i skierow ane są głównie przeciw G rabow skiem u, poniew aż D em bow ski uw aża go za przyw ódcę całej g ru p y , a zwłaszcza za a u to ra i ojca duchowego w y rażan y ch przez n ią poglądów i w ydaw any ch przez nią utw orów . To G rabow ski fałszyw e założenia pierw szych rom an ty k ó w polskich, a zwłaszcza M ochnackiego, w edług k tó ry c h narodow ość w poezji oznacza opiew anie przeszłości szlacheckiej, rozbudow ał i ,,doprow adził do okropnego n a stę p stw a , że przeszłość cała jest św iętą i dobrą, a stą d p o su n ął się jeszcze dalej o k ro k i zanegow ał świętość n a ro d u ” 26. B a, D em bow ski o skarża Grabowskiego, że już w swoich w czesnych pism ach k ry ty c z n y c h b y ł reak cjo n istą, lecz „b ardzo um iejętn ie p ok ryw ał zrazu swe z a m ia ry ” .
Grabowski — pisze dalej — od roku 1837, w którym w ystąpił w p iety - stycznym i artystycznym kierunku, stw orzył wpośród bezbarwnej b eletry styk i... cały zakon pisarzy negujących narodowość, przerzucających się w ob jęcia dążeń wprost naszej istocie przeciwnych. Do takich pisarzy należą : Henryk Ezew uski, P lacyd Jankow ski piszący brudne humoreski pod pseudonim em John of D ycalp , dwaj p ietyści: Chołoniewski, H ołowiński, Przecław ski, redaktor T y g o d n i k a P e t e r s b u r s k i e g o i wielu innych. W szyscy ci pisarze wspólne przedstaw iają znam iona, sprzyjają absolu tyzm ow i i ciem nocie, są ścisłym i katolikam i, nienawidzą niemieckiej filo z o fii i od roku 1837 do 1842 tak dalece się w prowincjach za Bugiem rozm ogli, że tam w szystko w literaturze, co nie jest zbrodnicze, to jest bezbarwnym i m iernym beletryzm em ...
P o tę p ia ją c w czam buł całą szkołę G rabow skiego za idealizację przeszłości szlacheckiej w raz z jej in sty tu c ja m i reak cy jn y m i, a więc abso lu ty zm em , ciem n otą, klerykalizm em i uciskiem lu d u , D em bow ski często w ferw orze k ry ty c z n y m zapom ina, gdzie w u tw o rach tej szkoły kończy się — ja k p ow iada — zbrodniczość, a gdzie jest ty lk o „m iern y b e le try z m ” , i obok m arn y c h powieści sam ego Grabowskiego (w ydaw anych pod pseudonim em E d w a rd a T arszy) czy pokrew nych im duchem powieści kozackich Czajkowskiego, um ieszcza rów nież powieści K raszew skiego. P rz y zn a je m u w praw dzie wiele ta le n tu nar- ratorskiego, ale ta le n t te n nazyw a „m iałk im i pow ierzchow nym ” . B azi go w pierw szych pow ieściach K raszew skiego b ra k ideowości,
25 N iepoślednią rolę w ostrym sprecyzowaniu reakeyjności poglądów sp o łecznych, politycznych i estetyczn ych grupy Grabowskiego odegrał fakt, że
Piśmiennictwo ukazało się w Poznaniu, gdzie cenzura była w zględnie liberalna.
b ra k tego, co by śm y dzisiaj nazw ali tendencyjnością, oczywiście w w łaściw ym tego słowa znaczeniu.
Z pozycji głębokiej ideowości w literatu rze, z pozycji naro do wości w poezji, pojętej jako um iłow anie ludu, będzie D em bow ski ata k o w ał w szystkich reak cyjn y ch czy tylko pasyw nych ro m a n ty ków, niezależnie od tego, do jakiej szkoły należą, naw et pisarzy ze swego najbliższego grona. F in an su je w praw dzie J a s k ó ł k ę , w ydaw a n ą p rzez Zm orskiego i D ziekońskiego, ale tem u o statniem u w gw ał to w n y sposób w y tk n ie fałszyw y kieru n ek obrony w utw orach.
N a Boga — woła — czyż p. Dziekoński nie wie, że na zegarze W er nerów, Schleglów, Brentanów i całej kompanii średniowiecznych wzdy- chaczy, jak ich Heine nazywa, w ybiła dawno już dwunasta? Czyż p. D zie koński, m ając naukę i zdolność po tem u, aby jaśnieć m iędzy młodymi pisarzami, m ając serce po tem u, aby kochać całą duszą lud i ludzkość, będzie wolał z zapleśniałym i wyobrażeniami straszyć poczciwych filistrów i m agiczną latarką swego pióra pojęcia zgniłe gwałtem w św iatła przy bierać su kienk i27.
*
,,U tw ó r p o etyczny, jako zlanie się d u cha i form y w jedność h a r m onijną, pow inien być doskonałym w osnowie swojej i w sposobie jej o d d aw an ia” — stw ierdza D em bow ski n a m arginesie G utzkow a
R yszard Savage.
W ychodząc z zasady jedności treści i form y (treści oczywiście p o jętej w sensie heglow skim ), nie m ógł nie dostrzec spustoszeń do k o n a n y c h przez ,,szkołę ro m a n ty c z n ą ” nie tylko w dziedzinie ideo logicznej, lecz rów nież w zakresie form y najszerzej pojętej. Zdaw ał sobie spraw ę, że w szystkie w y n atu rzen ia form alne ro m an ty k ó w wyw o dzą się przede w szystkim ze zgubnego subiektyw izm u, głoszonego przez teo rety k ó w rom an ty czn y ch , jak o naczelnej zasady wszelkiej tw órczości. W edług braci Schleglów, p o e ta tw orzy n a zasadzie zupełnej sw obody, k ieru jąc się wy łącznie natchnieniem . B a, p o eta rom antyczny nie podlega n aw et sam em u sobie, pow iada F r. Schlegel, up raw n iając tw ó rcę do „ro m an ty czn ej ironii” , do n aigraw ania się z własnej tw ó r czości, co szczególnie d obitnie dem onstrow ać m a jego a b so lu tn ą swobodę. M ochnacki, w ierny uczeń Schleglów, idzie jeszcze dalej. U w aża się za jednego z ty ch „teo rety k ó w p ięk n a ” , k tó rz y „uczą, ja k szanow ać, w ażyć i rozum ieć p o trzeb a dzieła ludzi, m ających
420 LEON PRZEMSKI
p raw dziw e ta le n ta , ale n a nich sam ych żadnego nie w k ład ają p rz y m uszen ia” 28.
Tego ro d za ju p o g lądy estetyczne, czyniące z lite ra tu ry igraszkę, pozbaw iające ją m ożliwości o ddziaływ ania n a życie społeczne i speł n ian ia wielkiego z a d an ia przebu do w y społeczeństw a, nie m ogły, rzecz p ro sta , nie w yw ołać sprzeciw u ze stro n y D em bowskiego. M e m ogło m u się rów nież podobać zdegradow anie k ry ty k a do roli pa- n e g iry sty „ludzi m ający ch w ielkie ta le n ta ” . On, k tó ry w P iśm ie n
nictwie polsM m w zarysie postaw ił sobie jak o jedn o z głów nych zad ań
ocenienie, o ile poszczególni pisarze „w pływ ali n a żyw ot społeczeń- sk i” , k tó ry odw ażył się tam ż e przy p in ać najznaczniejszym p isa rzom , uśw ięconym przez tra d y c ję , k a rtk ę z napisem „po stęp o w y ” albo „w steczny ” (m niejsza o to , że nie zawsze trafn ie), nie m ógł nie w idzieć, ja k dalece subiektyw izm schellingow ski sprow adza lite ra tu rę n a m anow ce, ja k dalece o db iera wszelki sens k ry ty c e literackiej. T a k ja k dostrzegł rea k c y jn e korzenie m arzeń „szkoły ro m a n ty c z n e j” 0 pow rocie do p atriarch aln eg o średniow iecza idealizow anego w d uchu drobnom ieszczańskim , ta k rów nież zrozum iał, że hasło zupełnej sw obody a rty sty c z n e j, w po rów n aniu z k ręp u jący m i n orm am i pseu- d o klasycyzm u n a pozór postępow e, je s t w istocie reakcy jn e, bo prow adzi do ary sto k raty czn eg o e stety zm u i do ro zk ład u lite ra tu ry poprzez „ironię ro m a n ty c z n ą ” .
...R om antyzm — stwierdza D em bow ski na marginesie K lem ensa Brentano Des Knaben Wunderhorn — w jednej chwili prawie, nie zm ie niając form y... w ybujał w szał W ernerowskiego fatalizm u, Schleglowskiego fanatyzm u i w hum oryzm ironiczny, zasadzający się na tym , aby w y staw iw szy jakiś czyn czy w ypadek lub charakter, niszczyć go n a ty ch m iast przez w yśm ianie go. Jakiż cel podobnych utworów? Żaden za iste, bo nie m ają żadnego działania, gdyż je niszczą, zaledwde się zrodzą29.
D em bow ski nie staw ia n a jedn ej linii zagad nien ia estety zm u 1 ironii ro m an ty czn ej, ale w obec w ielkich zad ań , jakie poezja m a do spełnienia, zarów no e stety zm ja k i iro nia ro m a n ty c z n a są szkodliwe.
...R ów nym jest — powiada — poniżeniem um nictw a mieć je za n a śladowanie przyrody, jak za objaw piękności, boć piękność koniec koń ców, choć jest stokroć wyższą nad zabawkę, jest jednak jednym z bar dzo niskich, bardzo chrom ych odbić ducha bezw zględnego...80
28 M. M o c h n a c k i, P is m a po raz pierwszy edycją książkową objęte. Lwów 1910, s. 194.
29 P r z e g l ą d N a u k o w y , 1843, t. II, s. 249. 80 t a m ż e , s. 345.
W chwili, g dy te słowa zo stają napisane, D em bow ski zn a jd u je się jeszcze po d przem ożnym w pływ em H egla, estety zm p o tęp ia z pozy cji absolutnego ducha, ale wróci jeszcze do tego zagadnienia w dw a la ta później, w a rty k u le 0 dążeniach dzisiejszego czasu. T u ta j stw ier dza ju ż kategorycznie, że ,,sztu k a dla sztuki nie istnieje w cale” 31.
4
E o zp raw a D em bow skiego O dramacie w dzisiejszym p iśm ien
nictwie polskim , w ydrukow ana w szóstym num erze poznańskiego
E o k u 1843, kończyła się n astęp u jący m i słow am i:
Gdym odwiedzał w roku 40 Tiecka w Dreźnie, za prawdę nie podle gającą wątpliw ości najmniejszej mówił mi, że nic tak sprzecznego z ż y wiołem poezji nie zna, jak politykę. I ze swego stanowiska miał zupełną słuszność. Ależ bo Szyller, Goethe i do dziś dnia Tieck nie pojmowali nawet m ożności nadania tła społecznego poem atom i dlatego stanęliby obaj w ielcy wieszczowie w yżej, gdyby z dzisiejszym pojmowaniem rzeczy m ogli byli skojarzyć swój geniusz. Zupełnie nowa, nieskończenie od daw nej przez nich w ieszczym i zaklętej słowy dziedziny, przestrzenniejsza, nieskończenie pełniejsza dziedzina otwarłaby się im i tło psująca rzecz, polityka, na tło jedynie właściwe dram atowi by się zm ieniła... Tieck miał zupełną słuszność, że p olityka z poezją godzić się nie m oże! Ale jaka polityka? N ie dzisiejsza, społeczna, wielka, obejmująca całą ludzkość, ale owa polityka, która bez podsady społecznej będąc, jest ckliwą m arą...32
Co m iał D em bow ski n a m yśli m ówiąc o p oh ty ce bez ,,podsady społecznej” ? Co nazyw a „ckliw ą m a rą ” ? Czego m u b ra k w d ram a tac h Schillera, k tó re zresztą, ja k to często podkreślał, uw ielbiał ? Czyżby rozum iał przez „ckliw ą m a rę ” to sam o, co M arks, gdy Las- salle’owi zarzucał, że w swoim dram acie F ranz von Sickingen p o d rabia Schillera, to znaczy „zam ienia osobę d ra m a tu w zwykłe echa ducha czasu” 33 ?
31 R o k 1845, t. V II.
32 s. 32. W arto w tym miejscu zanotować, że Dem bowski w czerwcu 1843 znajdował się jeszcze w W arszawie. Jeśli nawet przyjąć, że sam a u tor'p rzy wiózł rozprawę do Poznania, nie ulega w ątpliwości, że pisać ją musiał w W ar szawie. W ystarczy porównać rozprawę O dramacie z artykułam i drukowanymi jednocześnie w warszawskim P r z e g l ą d z i e N a u k o w y m , by zrozumieć, jak dalece cenzura Paskiewicza ciążyła Dem bowskiemu. Jeśli więc obserwujemy poszczególne fazy rozwojowe m yśli krytycznoliterackiej Dem bowskiego, a zwłaszcza jego poglądów filozoficzn ych i społecznych, to w rozprawach dru-~ kowanych w P r z e g l ą d z i e N a u k o w y m m usimy zawsze uwzględnić czynnik stały, jakim jest moment cenzury.
422 LEON PRZEMSKI
Z anim rozstrzy gn iem y to zagadnienie, zobaczm y najpierw , co D em bow ski nazyw a „d zisiejszą” , „w ielką” , „społeczną” , „ o b e jm u ją cą całą ludzkość” p o lity k ą.
N a p o c z ątk u w spom nianego wyżej a rty k u łu c z y ta m y :
Ogólne określenie poezji stosując do dramatu, a w szczególności do polskiego dzisiejszego, żądam y, aby był głównie i przede w szystkim ob razem walki zdań i stronnictw . W alka taka w yśw ieca przyszłość, bo za daniem tej jest w yłonić, zrzeczywiścić m yśl, którą obecna doba dźwiga w sobie, a w walce stronnictw zasada w ystępuje jako hasło przyszłości... Postęp uspołecznienia przyszły w iednym b yć m usi dram atycznem u piew cy, aby zasadę żyw otną mógł p ołożyć w tkance poem atu jako ognisko, ku którem u w szystkie m om enta odnosi jako punkt w yjścia i dojścia34.
W y starczy ty c h k ilk u zdań, b y zrozum ieć, że „w ielk a” , „społecz n a ” , „ o b e jm u ją c a całą ludzkość” p o lity k a D em bow skiego nie różni się wiele od p o lity k i „bez p o d sa d y społecznej” , k tó rą z n a jd u je w d ra m a ta c h Schillera czy Goethego, ty le ty lk o , że gd y u Schillera osoby d ra m a tu są, ja k określił tra fn ie M arks, echam i d uch a czasu, to osoby d ra m a tu takiego, ja k i sobie D em bow ski w yobraża, m a ją b yć echem heglowskiego d u ch a absolutnego. W alk a, k tó re j obrazem , i słusznie, pow inien być, w edług D em bow skiego, d ra m a t, nie je s t b ynajm niej w alką żyw ych ludzi, k o n flik t nie m a być k on flik tem interesów k la sowych, k tó re osoby d ra m a tu rep re z en tu ją , lecz w alką idei, w alką m iędzy a b stra k c y jn y m p o stęp em i m glisty m zacofaniem . Z am iast w y prow adzać praw d ę z w alki żyw ych ludzi, D em bow ski chce z góry zao p atrz y ć jed n y ch w praw dę, drugich w niepraw dę, by w w yniku w alki zwyciężyli u zb ro jeni w p raw d ę i triu m fow ali n a d nosicielam i n iepraw d y. Id e a lista D em bow ski nie widzi tego, że
...ludzie — jak powiada Plechanow — tworzą historię bynajmniej nie po to, by kroczyć z góry w ytk n iętą drogą postępu, i nie dlatego, że muszą podporządkowywać się prawom jakiejś abstrakcyjnej... ewolucji. Ludzie tworzą historię, dążąc do zaspokojenia sw ych potrzeb, i nauka powinna nam w ytłum aczyć, jak rozm aite sposoby zaspokojenia tych potrzeb w p ły wają na społeczne stosunki m iędzy ludźm i oraz na ich działalność duchową35.
U w ikłany w idealisty czn ą filozofię niem iecką, D em bow ski nie m oże tego zrozum ieć, m im o że w łada doskonale m eto d ą d ialek ty czn ą H egla. D ek lam u jący o wolności i w ygłaszający piękne ty ra d y b o h a te rzy d ram a tó w Schillera pozostali praw ie do końca jego w ym
arzo-34 s. 6.
35 Jerzy P l e c h a n o w , O materialistycznym pojmowaniu dziejów. W yd.
nym i b o h ateram i, mimo że narzek a n a ich po lityk ę „b ez p odsady społecznej” . Z ty c h sam ych powodów szczytem d ra m a tu polskiego, n a k tó ry m w szyscy pisarze pow inni, zdaniem Dem bowskiego, się wzorować, je st Nieboska komedia K rasińskiego.
L ite ra tu ra je s t dla D em bowskiego zrealizow aną ideą, a nie form ą ideologii, nie odbiciem rzeczyw istości. L ite ra tu ra , ja k k a ż d a in n a ideologia, pow inna pom agać w poznaw aniu życia i w oddziaływ aniu n a nie. D em bow ski p rzy zn aje jej za Heglem ty lko bardzo ograni czone m ożliwości w dziedzinie poznaw ania rzeczywistości, a raczej każe jej ty lko w ykryw ać duch a absolutnego. J a k za przykładem H egla wnosi p raw a dialek ty k i do rzeczywistości, zam iast je w rze czyw istości w ykryw ać, ta k wnosi je również do lite ra tu ry . Z am iast w życiu i w lite ra tu rz e w ykryw ać i z niej w yprow adzać drogę postępu, w yznacza lite ra tu rz e w yłącznie zadanie n arzucan ia ludziom w y tk n ię te j z góry drogi po stępu. Z dwóch zadań, jak ie lite ra tu ra jako ideologia pow inna spełnić, o trzy m u je ona u Dem bowskiego tylko jedno : oddziaływ anie n a życie.
Ale ja k ?
Czy ta k , ja k to określił L enin w rozm owie z K la rą Z etkin %
Sztuka należy do ludu. Powinna sięgać korzeniami do najszerszych mas pracujących. Pow inna być zrozumiała dla mas i być przez nie m i łowana. Pow inna zespalać uczucie, m yśl i w olę mas, powinna je dźwignąć. Pow inna budzić w nich talen ty i rozwijać je 3e.
W edług D em bow skiego, sztu k a, poezja, lite ra tu ra pow inny ze spalać uczucie, m yśl i wolę, ale nie m as, ty lko g a rstk i w y branych, k tó rz y z kolei dopiero m a ją dźwignąć lud. H asło D em bowskiego brzm i : lite ra tu ra dla m ediów, lite ra tu ra dla pośredników . W łań c u c h u : sztuka, w ybrańcy, lud — lu d pozostaje tylko elem entem biernym , k o rzy sta ją c y m z dobrodziejstw oddziaływ ania sztuki n a w y brańców .
J a k ż e inaczej w yglądało to u H e n ry k a K am ieńskiego, k tó ry nie z a jm u ją c się w zasadzie zagadnieniam i sztuki i lite ra tu ry zrozum iał jed n ak , że — ja k to w yraził w Prawdach żywotnych — „ ...p o e ta p o w inien w lud życie czynne przelew ać, osw ajając go z jego siłą, wznosić go do jego właściwej godności działalnego żyw iołu” .
W edług a b stra k cy jn e j definicji Dem bowskiego, poezja m a być „w iedzeniem przyszłości i m iłością jej najw yższą, a jako ta k a m a
36 Z książki Klary Z e t k in , O Leninie. Cytowane na podstawie Ленин
424 LE O N PRZEMSKI
b yć jej wieszczeniem . To posłannictw o poezji określa całą jej is to tę ...” 37
D em bow ski, m im o że w rozpraw ie O dramacie m a zastrzeżenia zarów no do Schillera ja k i do Goethego, zawsze staw iał wyżej p ierw szego. Jeg o idealizm , jego poezja-w ieszczenie przem aw iały do niego lepiej, niż realizm Goethego. Ш е rozum iał tego, co w idział H eine, że „owe ta k w ychw alane hiperidealne postaci, owe święte w zory c n o ty i cnotliw ości, k tó re Schiller stw orzył, znacznie są łatw iejsze do o d d an ia niż grzeszne, m ałe, u p ad łe isto ty , k tó re n am G oethe w swoich u tw o rach p o k a z ał” 38.
W odróżnieniu od Bielińskiego, k tó ry obok wieszczów chce w lite ra tu rz e widzieć rów nież ,,zw ykłe ta le n ty ” , D em bow ski nie u zn aje talen tó w , g ardzi nim i, w lite ra tu rz e chce m ieć sam ych wiesz czów.
U m iejscow ienie poezji n a ta k w ysokim , a b stra k c y jn y m p iede stale pociąga za sobą jako konsekw encję w ołanie: „...P recz więc m yśli, że poezja naśladow aniem lub odbiciem rzeczyw istości” 39. P oezja, k tó ra je s t zrealizow aniem abso lutn ej idei, nie m oże bow iem — zdaniem D em bow skiego — zniżać się do tego, b y odbijać „p łask ą rzeczyw istość” . „ ...M ep o e ty cz n e ty lk o i schorzałe um ysły m ogą p rzy ją ć za cel u m n ic tw a i jego dążności naśladow anie p rzy ro d y i rze czyw istości” 40. M yśl t a w raca ciągle w ró żnych w a ria n tac h w p is m ach D em bow skiego.
P rzeciw staw ienie przez D em bow skiego „praw dziw ej sz tu k i” — zarów no tej, k tó ra „ n a śla d u je rzeczyw istość” , ja k i tej, k tó ra je st ty lk o „o bjaw em p iękności” — m oże w pierw szej chwili n asun ąć p rz y puszczenie, że przez „naślad ow an ie rzeczyw istości” rozum ie on n a tu ra liz m i że przez „p raw d ziw ą sz tu k ę ” należy rozum ieć sztukę realisty czn ą, jak o ogniwo pośrednie m iędzy n a tu ra liz m e m a este- ty zm em . Ale d o k o n an a przez D em bow skiego ocena k ry ty c z n o lite ra c k a utw orów , k tó re zw ykliśm y zaliczać do lite ra tu ry realistycznej, w skazuje n a to, że pojęcia: „naślado w anie p rz y ro d y ” czy „odbicie rzeczyw istości” należy rozum ieć jak o realizm . D em bow ski pozo staje do końca id ealistą, jakkolw iek dialek ty czn y m , p ozo staje do k ońca
37 E. D e m b o w s k i , O dramacie w dzisiejszym piśmiennictwie polskim. R o k 1843, t. VI, s. 5.
38 Heinrich H e i n e , Romantische Schule. S ä m t l i c h e W e r k e . Wyd. Elster, t. V, s. 257.
39 P r z e g lą d N a u k o w y , 1843, t. II. s. 53.
ro m an ty k iem , jakkolw iek rew olucyjnym . Nie spostrzega roli re a lizm u, nie widzi wielkich możliwości, jak ie posiada realizm dla speł nienia ty c h w ielkich zad ań społecznych, k tó re n a poezję n ak łada.
W P iśm ienności 'powszechnej stw ierdza, że „...C ooper do o b rzy dliwości rzeczyw istość odbijający, D ickens... są ty lk o tale n ta m i — pisarzam i drugiego rzę d u ” 41.
Z p o d o bn y m lekcew ażeniem w y raża się o B alzaku : „Pow ieść — p ow iada — ta k ż e już um iera. Oprócz p a n i S and nie m a E u ro p a genial nego powieściopisarza, nie je s t nim i rój Balzaków , Sue’ôw, Souil- le ’ów ...” 42
Jeszcze m ożem y zrozum ieć, że D em bow ski, nie doceniając poz naw czej roli lite ra tu ry , nie m ógł zobaczyć u B alzak a tego, co w nim widział Engels, pisząc w liście do M. H arkness, że z utw orów jego „n a w e t w sensie szczegółów ekonom icznych... dowiedział się więcej, niż z ksiąg w szystkich zaw odow ych historyków , ekonom istów i s ta ty sty k ó w tego czasu razem w zięty ch ” 43. T rudniej nam zrozum ieć, że nie docenił u D ickensa bezlitosnego dem askow ania „zaro zu m ialstw a, pru derii, codziennej ty ra n ii i nieuctw a... w szystkich w arstw burżu azji, zaczynając od »czcigodnego« ren tiera... a kończąc n a k ra m a rz a c h ” — co u niego dostrzegł M arks44.
D em bow ski nie zrozum iał tego, co Bieliński dostrzegł u progu swej działalności k ry ty czno literack iej (Л ит ерат урны е м ечт ания), że ludow ość sprow adza się w sam ej rzeczy do wiernego w yobrażenia rzeczyw istości. U rzekały go powieści George Sand, w k tó ry c h ludzie przedstaw ieni są ta k , ja k b y ich a u to rk a chciała widzieć, a nie ta k , jak im i są w rzeczyw istości. P o ch ło nięty m arzeniam i o zm ienianiu św iata i ludzi, nie spostrzega powszedniości życia.
Nie tru d n o dostrzec, jakie są źródła klasowe u p od ob ań D em bow skiego, gdzie tk w ią korzenie jego niechęci do realizm u.
B o z p a tru ją c poglądy estety czn e Dem bowskiego, m usim y przede w szystkim p am iętać o je d n y m : że całą swą działalność k ry ty c z n o litera c k ą rozw ijał n a przestrzeni trzech zaledwie lat. Jeśli w d o d a tk u uw zględnim y, że w ro k u 1842, to znaczy w chwili, w k tó rej zaczął staw iać pierw sze k roki n a polu k ry ty k i literackiej, liczył tylko 20 la t
41 R. D e m b o w s k i, P r z e g l ą d N a u k o w y , 1843, t. II, s. 31.
« \ y recenzji z Nerona Gutzkowa. P r z e g lą d N a u k o w y , 1842, t. II, s. 978.
43 M a r x , E n g e l s , Über K u nst und Literatur. Berlin 1948, s. 106. 44 Маркс и Энгельс об искусстве. Moskwa 1933, s. 198—199.
426 LE O N PRZEMSKI
i że właściwie w ro k u ty m dopiero term inow ał, to w sum ie zo staną n a m w szystkiego dw a lata . Przez te n k ró tk i czas zdołał D em bow ski zerw ać z klasą, z k tó re j pochodził, z klasą, do k tó re j n ależał jego ojciec, k arm azy n , k a szte la n i sen ator. Przez te n czas zdołał w praw dzie zw iązać się z n u rte m plebejskim w k ra ju , z rzem ieślnikam i, z chło pam i, ale jednocześnie tkw ił w śród in teh g en cji m ieszczańskiej, zw iązanej ty siączn y m i w ęzłam i z szlach tą folw arczną. P rzez ten k ró tk i czas chłonny um ysł D em bow skiego przeszedł od Schellinga do H egla, od H egla do lewicy heglow skiej, a n aw et rzucił hasło, że trz e b a w rócić do m ate ria listó w fran cusk ich X V II I w ieku, choć sam nie zdołał już tego uczynić. W zasadzie jed n a k p ozostał D em bow ski id ealistą, został w ierny idealizm ow i, k tó ry b ył — ja k w iadom o — a ry sto k ra ty c z n ą re a k c ją n a fra n c u sk ą rew olucję i francu ski m aterializm . T a h u śta w k a klasow a (w przeciągu trz e ch la t zdążył m łody D em bow ski b yć m ag n atem , ren tiere m m ieszczańskim i zaw odow ym re w olucjonistą, u trz y m u ją c y m się z doryw czego pisania), to k łęb o wisko idei i poglądów , w chłaniany ch przez lo tn ą inteligencję m ło dego m yśliciela i działacza zarazem , nie m ogły dać skrystalizow a nego św iatopoglądu, ty m b ard ziej, że przechodzenie od jed nej filo zofii do drugiej odbyw ało się — z w iny m łodego w ieku i gorączkowej działalności spiskowej — nie drog ą przezw yciężania jednej i p rz e tra w ia n ia drugiej, ale częściej drogą odrzucania.
Engels, pisząc w a rty k u le N iem iecki socjalizm w poezji i prozie 0 „praw dziw ych so cjalistach ” , p ow iada o n ic h : „W szy stk im im b ra k rów nież, ta k w prozie ja k i poezji, ta le n tu n arrato rsk ieg o , co łączy się z nieokreślonością całego ich św iato po gląd u” 45. D em bow skiem u, w którego w łasnych p ró b ac h literack ich znać zresztą w pływ napuszonego języ k a „praw dziw y ch socjalistów ” , b ra k sk ry s ta li zowanego poglądu, m im o jego zdecydow anego, bezkom prom isow ego rew olucjonizm u, nie pozwolił zrozum ieć poznaw czej roli lite ra tu ry realisty cznej, ani ujrzeć, ja k cenny m orężem ona m oże być dla dźw ig nięcia m as ludow ych. N iedocenianie realizm u, a raczej niezrozu m ienie go, odbiło się n a słuszności jego sądów k ry ty czn o literack ich 1 w ko ńcu n a jego w łasnych p ró b ac h literack ich. P ra w d a — gdy po g ląd y jego uległy dalszej rad y k a h z a cji, gdy ze środow iska in te h gencji m ieszczańskiej pochodzenia szlacheckiego przeszedł praw ie całkow icie do ludu, w dosłow nym tego w y razu znaczeniu, bo jako em isariusz przeb y w ał praw ie w yłącznie w śród ludzi p ro sty c h —■
sam „o b n iży ł” lo t swojej poezji i zaczął pisać obrazki realisty czn e, drukow ane w poznańskim D z i e n n i k u D o m o w y m . Św iadczą one bez w ątpien ia o ewolucji. B ealizm w praw dzie prześwieca przez nie jeszcze słabo, jeszcze i tu bruździ m eto d a ro m antyczna, jeszcze t u wiele je st pierw iastków fan tasty czn y ch , k tó re sam w y tk n ął swego czasu D ziekońskiem u, ale jak a ż różnica m iędzy nim i a poprzednim p reten sjo n aln y m frag m en tem d ram aty czn y m o Tw ardow skim , w k tó ry m b o h a te r n i stąd , n i zow ąd zaczyna deklam ow ać o ludzie. A u to r sm aga w obrazkach grzechy i w ady ary sto k racji, wynosi pod niebiosa cnotę ludu. W praw dzie w rezultacie nie w strząsa nam i h a niebne postępow anie hrabiego W ald em ara (Z notatek wariata), ani nas zby tnio nie w zrusza szlachetna dusza chłopa w ty m sam ym opo w iadaniu — a b stra k cja , fan tasty czn o ść i pierw iastek refleksyjny zalew ają elem enty realistyczne — ale w każd y m razie widać w obrazkach zaczątek czegoś nowego, czego n iestety nie mógł D em bow ski rozw inąć. D aw ne u p o d o bania i n aw yki nie d a ją się, ja k widać, ta k szybko usunąć. Zachw aszczają i p rzy tłu m iają to nowe, co zaczęło u Dem bowskiego pow staw ać. Do jego poglądów kry ty czn o literack ich to nowe w ogóle nie zdążyło dotrzeć.
5
„O gólne określenie poezji stosując do d ra m a tu — pow iada D em bow ski w rozpraw ie O dramacie w dzisiejszym piśm iennictwie
polskim — a w szczególności polskiego dzisiejszego, żądam y, ab y
b ył głównie i przede w szystkim obrazem walki zdań i stro n n ictw ” 46. Z agadnienie d ra m a tu interesow ało Dem bowskiego od samego p o c z ątk u jego działalności pisarskiej i to nie przypadkow o. M e było ono dla niego w yłącznie jed n y m z problem ów teorii lite ra tu ry . S praw a t a sta je się z różnych powodów cen traln ym p u n k te m jego zainteresow ań i łączy się ściśle z jego poglądam i estetycznym i. D ra m a t jak o obraz „w alki zd ań i stro n n ictw ” uw aża D em bow ski za ro dzaj litera c k i n a d a ją c y się idealnie do dialektycznego „w yśw iecenia” isto ty po stęp u , trak tow an eg o jako w alki i jedności przeciw ieństw .
D rugi m o m en t, k tó ry spraw ił, że D em bow ski uw ażał d ra m a t za rodzaj literack i przyszłości, to stosunek jego do zagadnienia p o wieści. Z przyczyn, o k tó ry c h m ówiliśm y poprzednio, D em bow ski nie doceniał znaczenia powieści. P oezja była dla niego „w ieszcze niem ” , praw dziw ym p o e tą — ty lk o „wieszcz” . Pow ieść jest, zd aniem
46 R o k 1843, s. 5.
428 LEON PRZEMSKI
jego, ty lk o „ z ab a w k ą ” , „ ro z ry w k ą ” , „ b e le try z m e m ” , a nie poezją, pow ieściopisarz zaś ty lk o b e le try stą , ty lk o tale n te m , a nie poetą. Z a rodzaj p o ety ck i swoich czasów i przyszłości uw aża d ra m a t p o etyck i, p rz y ta c z a ją c n a dow ód swoich tw ierdzeń u tw o ry W ik to ra H ugo, D um asa, B ulw era, G utzkow a i szeregu pom niejszych d ra m atu rg ó w , w k tó ry c h obfitow ała wówczas zw łaszcza lite ra tu ra n ie m iecka. B ozw ijając tę m yśl w a rty k u le p t. Piśm ienność powszechna, form ułu je ju ż w y raźniej, że
Szyller, Goethe i piew cy naszego kraju... rozpoczynają olbrzymimi kroki dążyć ku szczytow i poezji, która teraz rozwijając się w stosunku postępu liryki, epiki, do ich szczytu , do dramy, wskazuje sama, że drama, szczyt poezji, jest właściwie form ą odpow iednią żyw iołowi czasu 47.
D laczego d ra m a t m a być szczytem poezji %
D em bow ski m ógłby oczywiście pow ołać się n a fa k t, że w s ta ro ż y tn ej G recji d ra m a t rozw inął się n ajpó źniej, wówczas gdy epika i liry k a m ogły się ju ż poszczycić całym szeregiem w y b itn y ch dzieł. M ógłby się rów nież pow ołać n a to , że nie ty lk o w G recji, ale w k a ż d y m n a ogół społeczeństw ie d ra m a t rozw ija się dopiero w chwili pełnego ro zk w itu k u ltu ry . M e bez w pływ u p ozo staje też fa k t, że D em bow ski, tk w iący głęboko w heglizm ie, k onsekw entniej niż m istrz n a w e t sto su je nieszczęsną jego tria d ę d la rozw iązania zagadnień estety czn y ch . D ra m a t jest, w edług niego, ja k b y sy n tezą po epice tezie i Игу ce - a n ty te zie , czy też — jeśU k to w oh (dowolność do p u sz czalna wobec nienaukow ego c h a ra k te ru tej m eto d y) — od w ro tn ie: to znaczy po tezie - Игусе i a n ty te z ie - epice. N ie ulega rów nież w ątphw ości, że zaw ażył tu w pływ ówczesnej tw órczości niem ieckiej i w łasne u p o d o b an ia tw órcze a u to ra .
W pierw szym okresie swojej działalności k ry ty c z n o h te rac k ie j D em bow ski b y ł pełen podziw u dla utw o ró w d ram a ty c z n y c h Cal derona. Ceni w nim to, co go cenić nau czy ł S chiller: „zu p ełn ą h a r m onijność wzniosłości i u czu cia” . Od tego uw ielbienia przez długi czas nie m ógł się uw olnić i później, m im o że jego rew olucjonizm nie m ógł się w żaden sposób pogodzić z a tm o sferą feudaU zm u i klery- kalnego m isty cy zm u, p a n u ją c ą w d ra m a ta c h p o e ty hiszpańskiego. J a k g d y b y p rag n ąc p rzed sam y m sobą uspraw iedU w ić uw ielbienie dla C alderona, p rzy to c zy ł raz w T y g o d n i k u L i t e r a c k i m uryw ek któregoś z jego d ra m a tó w we w łasnym p rzekładzie i z a o p atrz y ł go w n a stę p u ją c y p rzypisek :
Poezja ta może posłużyć za dowód, że najpierwszy z hiszpańskich poetów, Calderon, nie był tak zupełnie poetą w duchu inkwizycji i de spotyzm u, jak b y sądzić można i jak sądzono z niektórych bardziej zna nych jego utworów. Mnie w ydaje się, że geniusz taki jak Calderon nie mógł być w żaden sposób służalcem lub stronnikiem inkwizycji i ary stokracji, a może bym nawet zdołał w ykazać, że miejsca w Calderonie, w skazywane jako dowód złych jego dążeń, są tylko w yszydzaniem tych dążeń, nie zaś ich apoteozą. Pam iętajm y, że Calderon owijać musiał swe m yśli w przenośnie, bo pisał pod jarzmem cenzury i to srogiej cenzury48.
W tej dość karkołom nej próbie reh ab ilitacji C alderona in teresu je nas jedno : p rzekonanie D em bow skiego, że genialny p o eta nie może b yć chw alcą zacofania i ucisku, z czego znów w ypływ a drugi wniosek, że pisarz o poglądach reak cy jn y ch nie może b y ć wielkim tw órcą. P rzek o n an iu te m u daje zresztą D em bow ski w yraz n iejed n o k ro tn ie: „Człowiek nie m iłujący lu d u — stw ierdza w arty k u le Twórczość
w żywocie społeczności — nie m oże tw o rzy ć...” 49
D rugim d ram ato p isarzem wielce cenionym przez D em bowskiego je st Schiller. Ceni go znacznie więcej niż Goethego, ba, uw aża, że go nie m ożna staw iać niżej od Szekspira. „B ądź co bądź — stw ierdza — Schiller b y ł w iększym p o etą od Goethego, G oethe większym a rty s tą od Schillera, dlatego też w dziełach Goethego m niej zapału, m niej ducha, a większa pełność, piękność i swoboda form y, Schiller był ty lk o czcicielem D u ch a, G oethe d u cha i ciała...” 50 P rio ry te tu Schil lera p rzed G oethem broni D em bow ski konsekw entnie. N a m arg i nesie ro zpraw y E lż b ie ty Ziemięckiej o Schillerze, w ydrukow anej w A t h e n a e u m , potw ierdza ponow nie swój b łą d : „Co do Goethego sądzim y, iż w łaśnie stro n ą sw oją najczęściej cenioną, a jed n a k n a j słabszą — w ystaw ianiem rzeczyw istości bezidealnej, okazał, że ta k w ielkim p o e tą ja k Schiller nie b y ł...” 51
„...G enialność - tw órczość — k o n k lu du je n a m arginesie D zie
wicy Orleańskiej — jak o w ogóle zrodzona m iłością k u ludzkości,
je s t gw ałtow ną, potężną, m arzącą — je st ciągle trw ają cy m m arze n iem ” 52. Nie widział, że „ ta m iłość k u całej ludzkości” Schillera b yła
48 T y g o d n i k L i t e r a c k i , 1843, s. 65. Ta notatka literacka napisana została w chwili, gdy Dem bowski znajdował się jeszcze w W arszawie. Nie- sposób w ostatnim zdaniu nie dosłyszeć skargi pisarza i redaktora zadręczają cego się w żelaznych obcęgach paskiewiczowskiej cenzury.
49 T y g o d n i k L i t e r a c k i , 1843, s. 199. 60 P r z e g lą d N a u k o w y , 1842, s. 909. 61 t a m ż e , s. 1402.
430 LEON PRZEM SKI
m iłością p o e ty stającego nie pośród ludzkości, ale gdzieś wysoko, p o n a d nią, gdzieś n a szczytach m głam i owianego hellenistycznego OUmpu. M e w idział u to p ijn o ści w szechogarniającej miłości, m a rz ą cej wiecznie o A rkad ii dla ludzi, ale nie w iedzącej, czy raczej nie z a stan aw iającej się n a d ty m , ja k ludzkość w prow adzić do utopijnego ra ju , poniew aż sam pozostał do k ońca so cjah stą u to p ijn y m .
D ra m a t polski istn ieje dla D em bow skiego ty lk o od ro k u 1830, poniew aż dopiero od tego ro k u lite ra tu ra polska sta ła się, zdaniem jego, oryginalna, narodow a. D o p o w stan ia listopadow ego lite ra tu ra pozo staw ała po d w pływ em lite ra tu ry łacińskiej, a później fra n c u skiej. D em bow ski pow ołuje się p rzy ty m n a a u to r y te t M ickiew icza:
...N ie podobna było przypuścić — pisze — aby poem at dram atyczny mógł b ył zakwitnąć przed 30 rokiem, kiedy Mickiewicz, wówczas n aj w yższy duch w Polsce, wówczas dyktator um ysłow y niejako całego n a rodu, ono słońce, za którym dążyło w szystko, b ył przeciwny dramatowi, sądząc go być zawczesnym dla ówczesnego piśm ienności polskiej stanu63. Dziadów w ileńskich M ickiewicza D em bow ski nie uw aża za d ra m a t
m im o w szystkich ich „p rzecu d n o ści” .
W ystaw ione, niezaprzeczenie więcej by czyniły wrażenia od tysiąca onych tak zw anych dram atycznych poem atów , co to dagerotypem są m inionych i zapadłych wieków, bo ileż tam wrzących uczuć, ileż n a m iętności wrze w duszy Gustawa. Ale postać ta z rajskiej dziedziny marzenia zastąpiona jest istotnie, jak ją wieszcz odkreśla, upiorem. Bo Gustaw nie żyje narodowym żyw iołem , bo D ziady nie są poem atem p o lity cz nym ... Jakaż tam m yśl społeczna? Cóż tam , co by w ynosiło, nad prostą i indyw idualną m iłość? A miłość ta k a ? ... jakże by m ogła dramatu być przedm iotem , gd y od niego żądam y całej pełni życia p olityczno-społecz nego, gd y w nim chcem y mieć gw iazdę, co świeci w tory postępu i ciem nawej przyszłości54.
D ra m a te m , k tó ry spełnia p o stu la t, jak i D em bow ski postaw ił tem u rodzajow i literack iem u , jest, zd aniem jego, Nieboska komedia K r a sińskiego. U tw ó r te n u w aża za ,,h y m n grobow y sta re m u św ia tu ” . H ra b ia H e n ry k to ja k b y o sta tn i p ło m y k rzu co ny przez g asn ącą lam pę, to znaczy g inącą a ry sto k ra c ję . To że P a n k ra c y ginie n a końcu, nie oznacza b y n a jm n ie j, że ginie spraw a, o k tó rą walczył. Przeciw nie, to ty lk o u m iera p rzyw ódca, k tó ry nie p o tra fił jeszcze w sposób do s
63 E. D e m b o w s k i , O dramacie w dzisiejszym piśmiennictwie polskim. R o k 1843, t. VI, s. 11.