• Nie Znaleziono Wyników

Młodopolska utopia pozakodowej komunikacji

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Młodopolska utopia pozakodowej komunikacji"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)

Jan Prokop

Młodopolska utopia pozakodowej

komunikacji

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 2 (26), 106-119

(2)

Jan Prokop

Pisarze--przyw ódcy

Młodopolska utopia

pozakodowej komunikacji

Odległość, k tó ra dzieli n as dzi­ siaj od poetów Młodej Polski i k tó ra spraw ia, że w y ­ dają się nam bezw stydni, w ynika także z p rzesu ­ nięcia w świadom ości a rty s ty m iejsca uw ażanego za należne m u w społeczeństw ie. A rty sta m łodopolski bow iem z pełny m prześw iadczeniem tw ierd ził, że jest „królem bez n a ro d u ” , że jest niesłusznie w ydzie­ dziczony, że m a pełne p raw a do godności p rzy w ó d ­ cy i kap łan a. Słow em — b y ły to p re te n s je ty p u „charyzm atyczno-legitym istycznego” , zrodzone być może w okresie rew olucji fran cu sk iej, gdzie pisarze m ogli mieć złudzenie, że w spółw yznaczają bieg h i­ storii, że ich głos jest głosem przyw ódczym . V oltaire, Rousseau, D iderot, później Schiller, V. Hugo — oto m ity pisarza przyw ódcy. W polskiej tra d y c ji m ity te u zyskały potw ierdzenie w obrazie narodow ego proroka, w jak i w pisano M ickiewicza.

W iem y jednak, że niedługo trw ała sielank a tw órców i zw ycięskiej w w yn iku rew olucji klasy. Różni n a ­ stępcy tro n u znaleźli się na b ru k u , niepo trzeb ni, podczas gdy ich m iejsce (nie było to jed n ak to samo m iejsce przyw ódcy i kapłana, raczej e ta t d o starczy ­ ciela rozryw ki) zajęli dem oniczni „żu rnaliści” , o k tó ­

(3)

ry c h ze zgrozą jak o o n iep raw n y ch u z u rp ato rach pi­ sze M iriam . B yła to zgroza p a ra leln a do zgrozy drobnom ieszczańskiego rzem ieślnika, nie w y trz y ­ m ującego k o n k u ren cji z masowo p rodukow aną ta n ­ detą fabryczną.

K om pleks totalnego n ieuznania w pędzał w n a rc y ­ sty czn e k rain y fan ta zm u i sp rzy jał u tra c ie poczucia rzeczyw istości. R ekom pensatą nieud an ia by ły wzm o­ żone am bicje w płaszczyźnie A bsolutu: kom pleks K ró la D ucha i złudzenie w szechpotęgi w próżni społecznej. S tan te n opisł Brzozowski w Legendzie

M łodej Polski.

N astęp n e pokolenie, pokolenie P e ip era i Przybosia zm ieni tak ty k ę zdobyw ania odbiorców. Będzie pró­ bować, m iędzy inn y m i, sojuszu z rew olucją p rzy ­ szłości: koniec burżuazy jn eg o św iata przyniesie b o ­ w iem — jak w ierzono — koniec m asow ej p rodukcji ta n d e ty na u ży tek ry n k u i przyw róci a rty stę do roli jeśli nie przyw ódczej, to w spółprzyw ódczej w społe­ czeństw ie. Takie są nadzieje n iek tó ry ch odłam ów a w a n g ard y a rty sty c z n e j dw udziestego w ieku. Ale sojusz z rew o lu cją oznacza rezy gn ację ze statu su ary stok ratyczneg o w yniesienia ponad tłum , przeciw ­ nie — ak cen tu je jeśli nie teraźniejsze, to przyszłe po­ rozum ienie i fra te rn iz a c ję a rty s ty i robotnika. Z resz­ tą p rzy ró w n u je się on chętnie do rob otnika (nie do k apłana), jest człow iekiem pracy. A rty sta w yrzeka się rozkapryszenia zdetronizow anych geniuszów. Ro­ dzi się m it tw ó rcy-w y tw ó rey . Z m istyfikow ane k ró ­ lestw o ducha zastęp u je się czysto ziem ską k rain ą prod uk cji, gdzie zarów no a rty sta , jak i ro b otn ik są pozbaw ieni owoców sw ojej p rac y przez m ieszczań­ skiego dysponenta. W ten sposób n arcy sty czn a pew ­ ność siebie zostaje podw ażona. Słowom a rty s ty zo­ sta je odjęta m etafizyczna gw arancja. P atety czn e ge­ sty w yd ają się ty lk o pozą kabotyna. ,,K ról bez n a ­ ro d u ” staje się żałosnym m aniakiem . Rzekom y m an ­ d a t głosiciela A bsolutu n aiw n ym u zu rpatorstw em . Z resztą akcent przesu w a się z m etafizycznych obja­

1 ( ) 7 M ŁO D O PO L SK A U T O P IA PO Z A K O D O W E J K O M U N IK A C JI

Artysta i robotnik

(4)

J A N PR O K O P 108

Przygody du­ szy i praca w języku

w ień na zdolność k o n stru k cy jn ą. A rty sta nie je st już „kosm iczną m etafizyczną siłą, przez ja k ą się absolut i wieczność p rze jaw ia ” (Przybyszew ski: C on-

fiteor), przestaje być id en tyfiko w any z k ap łan em , za

to zbliża się do inżyniera k o n stru k to ra , do szczegól­ nego ro d zaju specjalisty. Hom o faber z a stęp u je Ko­

m in e m religiosum . Na pierw szy plan w ysuw a się nie message, ale m ateriał, nie przygody duszy w k ró le ­

stw ie wieczności, ale przezw yciężanie oporów języka, badanie jego w ytrzym ałości, jego siły nośnej. S y m ­ bol, znak wieczności p rześw itu jącej poprzez słow a zostanie zastąpiony k o n stru kcją, sam o u trz y m u ją c y m się w iązaniem słów. S ztuka słowa sta je się sp ra w d z a ­ niem możliwości w yrazu, grą możliwości, e k sp e ry ­ m entem , podkreśla się jej fu n k cję ludyczną. Mowa sta je się barierą, z k tó rą trzeba się liczyć. Je j opór nagle o d k ry ty — odkrycie m ow y jako ze w n ę trz n ej rzeczyw istości społecznej, jako istniejącego o b iek ty w ­ nie kodu — każe porzucić narcysty czne sam ozado­ wolenie, sam ozłudzenie w szechpotęgi tw ó rcy dow ol­ nie w ypow iadającego swoje „stan y duszy” . M łoda Polska bow iem — inaczej niż M allarm é i jego k rąg — nie doceniała pro b lem aty k i słowa. „W ew nę­ trz n a potęga, z jak ą (artysta) sta n y duszy o d tw a rz a ” (Przybyszew ski: Confiteor) nie nap o ty k ała n,a opór języka, tj. — ściślej biorąc — opór języka nie był w ogóle zauw ażany, przechodzono nad nim do po­ rząd k u dziennego, m nożąc przym iotniki i s u p e rla ­ tyw y, podnosząc głos do k rzy k u i dew aluując istn ie ­ jącą m onetę, ale nie p róbując nic zmienić. Z au w aża­ no jedynie opór in sty tu c ji społecznych, odm owę k o n ­ tra k tu z a rty s tą ze stro n y „m y d larza”. „W ycie z bó­ lu ” m iało przełam ać jego obojętność, a w każdy m razie dać n arcy sty czn ą saty sfak cję w yjącem u.

O versta tem en t był zarów no (chybioną) prób ą p rz y ­

ciągnięcia uwagi, jak i gestem sam o utw ierdzen ia „w yklętego” poety.

(5)

109 M LO D O PO L SK A U T O P IA PO Z A K O D O W E J K O M U N IK A C JI

W w yw ód nasz w ypadnie w trą ­ cić dygresję. P ierw sze n u m ery krakow skiego „Ż y­ cia” św iadczą o zaskakującej sym biozie polskiego m odernizm u z natu ralizm em . Zapolska, D ygasiński, oto au to rzy d rukow ani, Zola (z okazji procesu D reyfussa) u ra sta do ro li obrońcy p raw d y i sp ra ­ w iedliw ości atako w any ch przez sprzysiężenie hi­ pok ryzji i k o łtu ń stw a. Co łączyło postaw y ta k zda­ w ałoby się sprzeczne, co powodowało sojusze tak nie­ oczekiwane? Ja cy byli przeciw nicy doprow adzający do ow ych sojuszów?

N iepodobna odmówić w erw y polem icznej now em u pism u, ale nie k ieru je się ona przeciw re p re z e n ta n ­ tom literacko czynnym pozytyw istycznego Olimpu. To nie P ru s, O rzeszkow a, K onopnicka, Św iętochow ski s ta ją się przedm iotem ataków . Czy jest kw estią tylk o ta k ty k i, że m łodzi u d erzają w biederm eierow - skie zlew ki w ielkiej fali: G aw alewicz, S tyka, G ustaw E h ren b erg i anty sem icki „Głos N aro d u ”, drug orzęd­ na, ale o dgryw ająca główne role prasa, słow em to, co potw ierdza „lenistw o opinii p u b licznej” , co akcep­ tu je sta tu s quo i p rz y ta k u je m u, k u ltu ra produko­ w ana na p o trzeb y ry n k u i w całości, bez oporów, konsum ow ana, ale swój czysto k on su m p cyjn y cha­ r a k te r m askująca hasłam i „służby” . Oto rozryw ka i przyjem ność udające sum ienie i obowiązek. By posłużyć się term in am i F reu d a: oto Id udające Super-ego. Owo Id nie m a jed n ak dynam izm u m ło­ dości, zadow ala się kom prom isem , zgniłym kom pro­ m isem .

N a tu ra listy cz n a p asja d em askatorska, „nazyw anie rzeczy po im ien iu ” m iało na celu odkłam anie sy­ tu ac ji. To znaczy odarcie rzeczyw istych układów z m askującej osłony ideologii. N atu raliści zaczynali od „kopiow ania” rzeczyw istości, to jest od desem an- ty zacji sygnałów , od zdzierania istn iejący ch k o stiu ­ m ów sem iologicznych. Hasło „nagiej rzeczyw istości” oznaczało po p ro stu destru k cję dotychczasow ych sygnansów daw nych kodów, gdyż n a b ra ły one zbyt

Niespodzie­ wane sojusze

Produkcja jako służba

(6)

J A N P R O K O P 110

Dem itologi- zacja dla nowej m ito- logizacji

w ielu ideologicznych konotacji. S tąd — chw ilo­ w e — zaw ieszenie znaczeniow e (chw ilowa b e z zn a - czeniowość) d aw nych sygnansów , k tó re są „tylk o rzeczam i” , tylko „sobą” na razie. N a gorącym u czy n ­ ku da się to przyłapać w takim m im ochodem rz u ­ conym tw ierd zeniu Sygietyńskiego, k ry ty k u ją ce g o p ro je k t pom nika M ickiewicza w y ko nan y przez M a­ tejkę:

„«Kotwica» więcej już dziś znana jest jako szyld jacht­ klubu niż jako godło nadziei. «Sowa» m ogłaby w X IX w. przestać być sym bolem mądrości i choćby naw et w yrażała jasno um ysł bystry M ickiewicza, to na pomniku znajdow ać się nie powinna, gdyż do ornamentyki wprowadza jeszcze raz pierze. Sześć par skrzydeł to za w iele na pomnik dla człowieka, który ornitologiem z profesji nie b ył”.

Z w ykle, gdy w oła się o pow rót do rzeczy, do w ie r­ ności doznaw anem u św iatu, idzie o zeskrobyw a- nie z nośników -sygnansów daw nej w a rstw y sy g n a- tów celem założenia now ej, o dem itologizację p rzy ­ gotow ującą nową m itologię. Ale w czasie trw a n ia owego procesu d e stru k c ji daw nych znaczeń w y daje się, że idzie o d efin ity w n ą d esem antyzację rzeczy przedstaw ionych, o porzucenie konw encji, um ow ­ ności, „fałszu” na rzecz P raw d y , na rzecz Życia. Takie rozb ijanie sk orupy m itologicznej — odczuw a­ nej przez m łodych w łaśnie jako k ręp u ją ca m aska ideologiczna, jako gorset konw encji — czego podjął się n atu ralizm , czyniło zeń sojusznika m odernistów . Razem bow iem walczono o w yzw olenie. To znaczy o zm ianę ideologicznego kostium u, o zm ianę m itolo­ gii, czyli system konotow anych znaczeń drugiego stopnia, choć oczywiście m ówiono nie o zm ianie, ale o zrzuceniu i pow rocie do „ n a tu ry ”, do pozaspołecz- nego ja, do wyzw olonego indyw iduum , do p raw d y w ew n ętrzn ej. N a tu ra bow iem pojaw ia się w raz z P ra w d ą i Życiem w m om encie, gdy zam ierza się dokonać zm iany kodu. Są to sygnały, że zaczyna do­ konyw ać się m u ta c ja system u konotacji.

(7)

m M Ł O D O PO L SK A U T O P IA P O Z A K O D O W E J K O M U N IK A C JI

„szczerość a rty s ty ” , „p raw da w sztuce”, „sw oboda” i lekcew ażenie opinii społecznej (daw ny kod!). W „Ż yciu” czytam y:

„powinniśmy (...) znaczący nacisk położyć (...) na szczerość artystyczną, na praw dę w sztuce. Bynajmniej nie o natu­ ralizm tu chodzi (to w ypieranie się na gw ałt podobieństw postaw y w ydaje się znamienne: uwaga moja — J. P.). Nie, lecz należy nam cenić w artyście otwartość, bezwzględność, szczerość w wypowiadaniu swoich uczuć i myśli. Tylko ta sztuka ma wartość, w której twórca daje nam istotnie całą treść swego ducha. Artysta w inien iść swoją drogą, nie słu ­ chając wcale poszeptów qu ’en dira-t-on (...) Podstawą sztu­ ki jest swoboda. W klatce żyć ona nie może. My atoli ży­ jem y w epoce m undurów. Mundurki nakłada się już dzie­ sięcioletnim chłopakom, a później nasze w ychow anie i życie starają się zrównać um ysły strychulcem do jednego pozio­ mu. Militaryzm, biurokracja i potężny prąd reakcyjny w szędzie w Europie w ystępujący z jednej strony — socja­ lizm z drugiej strony, pętają biedną jednostkę, że ledwo tchu zaczerpnąć może.

W dziedzinie artyzmu mundur jeszcze nie obowiązuje z w y ­ jątkiem naturalnie różnych akademii. Sztuka jest jedyną twierdzą indywidualizm u, i Bogu dzięki, że nią jest (...) Żyjem y w epoce zwichrzonej i burzliwej, artysta stara się zatem zdać sobie sprawę z treści swego ducha, poznać się, przeanalizować. W alki swoje stacza w głębi duszy egotyczna i nastrojowa liryka, powieść psychologiczna, obrazy sym ­ boliczne są trofeam i wyniesionym i z tych bojów”.

W artościam i, o jakie się w alczy, są w artości poza- społeczne. J e s t to jak b y reh a b ilita c ja „czystej n a ­ tu r y ” , a więc pow rót do m agm y, z k tó rej ukon­ s ty tu u ją się now e sygnanse i now e sygnaty: ta k jak w cyto w any m zdaniu Sygietyńskiego sowa — sym bol m ądrości — m usi wrócić do ornitologii, stać się na po w ró t ty lk o p tak iem (nic nie znaczyć), aby z kolei sw oją oczyszczoną ze znaczenia sowiość oddać do dyspozycji now ym znaczeniom — droga od stareg o zn ak u do nowego znaku biegnie poprzez etap „n a­ tu r y ” , czyli „bezznakow ości”.

R ozbijając um ow ność daw nej k u ltu ry , rozbijając w im ię „Ż ycia” jej uporządkow ane i ustabilizow ane konw encje znaczeniow e, niszcząc daw ny słow nik

Mundur tylko na akademiach

(8)

J A N PR O K O P 112

Nic co ludzkie nie jest pozaseman- tyczne

(kotw ica — sym bol nadziei, sowa — sym bol m ąd ­ rości), pokolenie z końca w ieku (m odernistów w tej d e stru k c ji w spierali n atu raliści — n a tu ra liści p rz y ­ gotow yw ali im teren) u stanaw ia jed n ak now e zn a­ czenia, nowe konotacje. W świecie ludzkim n ie m a bow iem próżni sem antycznej. Oczyszczona z d aw n ych znaczeń m ate ria „Ż ycia” dzieli się na now e sygnanse i w y łan ia now e sy g naty, w szystko zostaje roz­ członkow ane inaczej.

Ale to jest w łaśnie czas na utopię kom unikacji poza- kodow ej. W tedy w łaśnie (w m om encie w y m ian y kodu) w ierzy się w możliwość om inięcia języka, w pozajęzykow ą ekspresję. J a k już daw niej pow ie­ dział Tiutczew , m yśl „izreczennaja je s t’ łoż” (S ile n -

tium ). Ale „kak serdcu w y sk azat’ seb ja?” , ab y eks­

p resja nie w yobcow ała się w społeczne, a więc już nie nasze w łasne dzieło i aby k rew nie sk rzep ła w m artw ą skorupę poem atu, lecz żeby pozostała naszą w łasną krw ią? N ależy porzucić m owę n aw y k łą do sp raw prak tyczn ych , obiektyw izującą m owę pojęć po w tarzaln y ch i w rócić do jednorazow ej em ocjo- nalności, do bezpojęciow ej żywiołowości.

W zorem sta je się tu m uzyka i m istyka.

* * *

V ia m ystica jest procesem co­

raz pełniejszego zespolenia jedn ostki z Bogiem. K o­ m u nik acja obywa się tu ta j bez upośredniającego (nie do końca przezroczystego) m edium kodu. Tak roz­ m aw iają aniołowie. Tak m atka porozum iew a się z niem ow lęciem , tak kochankow ie czują w zajem nie n a jta jn ie jsz e poruszenia sw ych dusz.

O siągam y więc sta n pełnej przeroczystości, kom u­ n ik u je m y się bez słów, w ypow iadam y się do końca, czytam y n aw zajem sw oje m yśli: ja jestem tobą, ty jesteś m ną. Miłość nie jest ak tem seksualnym , ale aktem kom unikacji:

(9)

1 1 3 M ŁO D O PO L SK A U T O P IA P O Z A K O D O W E J K O M U N IK A C H

,,Zdało mu się, że całe jej ciało wślizgło się przez jego oczy aż na dno jego duszy, obwinęło się gorącym wężem wokół jego serca, w tuliło się w każde włókno jego ciała — nie miał już jej przy sobie, była w nim, rozlała się w nim, stopiła w jego krew, długim przeciągłym upojeniem zbiegła jego nerwy (...) jesteś tchnieniem mej duszy, jesteś prądem mych pragnień, jesteś czarem mych snów, jesteś Mną”. W k ilk a num erów później, w ty m sam ym roczniku „Ż ycia” czytam y: „O to m u duszę do naga ro zkry łam i on w nią sp o jrzał” .

Słowo, k tó re jak pow iadali ro m an ty cy „m yślom k ła ­ m ie” , słowo przesłaniające jednostkow e, jednorazow e drgania psychiki k ra tk ą społecznie ustanow ionego system u znaków, ow ych zastępczych protez niedo­ skonale pośredniczących m iędzy jednorazow ym p rze­ życiem poety a słuchaczam i — rozw iew a się w nicość. Oto nie słowo, przekaz do zdekodow ania, ale żywa obecność pozasłownego k o m u n ik atu odczuwanego w doskonałym zespoleniu nadaw cy i odbiorcy: „głos cichy słyszalny każdą k rw i k ro p elk ą ” .

K o m un ik at pozakodow y elim inu je kłam stw o. Ono bow iem rodzi się z nietożsam ości sygnansu i sygna- tu, um ożliw ia je dwoistość słowa, k tó re jest czymś innym niż jest. O ile śpiew jest uczuciem sam ym , to słowo jest społecznie u stanow ionym znakiem , nieko­ niecznym , podporządkow anym sferze praksis, n a ­ rzędziem społecznej praksis n iew spółm iernym wobec sak raln y ch potrzeb duszy. P o słu chajm y P rz y b y ­ szewskiego:

„Kiedy pierwotny człowiek tworzył pierwsze słowo, to nie naśladował głosów natury, nie nazywał po prostu pierwszym lepszym słowem jakiegoś przedmiotu poza nim — tylko: — Coś zrobiło w duszy jego olbrzymie wrażenie. Uczucie pier­ w otne czy to miłości, czy zem sty, czy strachu i przerażenia wezbrało w nim olbrzymią falą, rwało się ku krtani, roz­ pierało mu piersi, aż się mu w oczach rozległ jego w łasny przeciągły krzyk czy to zdumienia, czy przestrachu, czy też pragnienia.

Pierw otny człowiek nie m ówił swoich uczuć, ale je śpiewał długo, przeciągle, w yśpiew yw ał całą ciągłość i trwanie swego uczucia.

Ten pierwotny sposób wypowiadania się, odtwarzania bez­

Miłosny akt kom unika­ cyjny Śpiew pier­ wotnego człowieka 8

(10)

J A N P R O K O P 114

Metasłowo czyli poezja

pośrednio swych uczuć w formie dźwięku jest dla m nie tym, co nazywam m etasłow em lub m etadźwiękiem .

Ale w miarę napływania wrażeń, w miarę ich powtarzania się, zatracał się równocześnie rozmach uczuciowy. Słow o przestało być ciągłym i trwałym, kondensow ało się, zw ężało się, składało się w sam ogłoski i konsonanty, aż w reszcie zgubiło zupełnie swój pierwotny charakter, swoją olbrzymią w agę uczuciową, człowiek zapomniał, że kiedyś odtwarzał sw e uczucia, przedmioty lub zdarzenia poza nim nie robiły już na niego wrażenia i przedstaw iały się tylko w form ie nazwy.

W ten sposób zatracił się metadźwięk, a pozostał li tylko symbol, prosty znaczek matematyczny.

My nie mamy już pojęcia o uczuciowym podkładzie naszych słów, słowo stało się zdawkową monetą, prostą operacją, m atem atycznym i znaczkami.

Słow o straciło zupełnie swój św ięty charakter, tworzym y słowa na pewnych danych w miarę naszych potrzeb i ko­ nieczności zastosowania się w stosunkach społecznych, jed ­ nym słowem: słowo zostało uspołecznione.

I tu nastąpił rozłam pomiędzy słowem a dźwiękiem, śp ie­ wem a muzyką.

U pierwotnego człowieka było to w szystko nierozerwalnie jednem.

Człowiek, który w swej twórczości jest w stanie czy to sło­ wu, czy to dźwiękowi nadać charakter uczuciowy, a więc, że dla niego słowo nie jest symbolem, — nazwą, tylko bez­ pośrednim w yrażeniem uczucia (...) ten jest twórcą, ten tworzy m etasłow o czyli poezję”.

P rzybyszew skiem u idzie o doskonałą, pełną eksp resję m an ifestu jącą się w krzyku. K rzy k i śpiew p rze­ ciw staw iają się słow u — sym bolow i. One należą do n a tu ry — ono do św iata społecznego. One są dalszym ciągiem przeżycia, bez zm iany jakości ontologicznej. Nie są rep re z en ta cją (symbolem), znakiem , zastęp ­ stw em uczucia, ale uczuciem sam ym , k tó re „w zbiera falą... aż się rozległ jego w łasny k rz y k ” . J e st to# próba elim inow ania ustanow ionej przez społeczny . kod dw oistości znaku i rów nież społecznie ufund ow an ej arb itraln o ści zw iązku m iędzy sygnansem a sygnatem , „słowo nie jest sym bolem — nazw ą, ty lk o bezpośred­ nim w yrażeniem uczucia” . Nie m a kodu o p artego na

(11)

1 X 5 M Ł O D O PO L SK A U T O P IA P O Z A K O D O W E J K O M U N IK A C JI

jed n ostkach dy sk retn y ch , na sw oistej um owie spo­ łecznej danej zbiorowości u stan aw iającej a rb itra ln ie , że albo „drzew o” , albo „ tre e ” , albo „B aum ” znaczą „ a rb o r” . W szystko jest od razu czytelne, bezpośred­

nio czytelne, dane jako n a tu ra , nie potrzeb ujem y się uczyć języka zbiorowości, p rzysw ajać różnych ko­ dów. Ideałem sta je się m uzyka, jej m istrzem Szopen: „przedstawia Szopen absolutną swą subiektywność, li tylko nagie stany swej duszy w ich najrozleglejszych falach (...) A więc ton Szopena jest metamuzycznym absolutnym w y ­ razem jego uczuć, a raczej jego uczucie było a priori dźw ię­ kiem znowu w przeciwstawieniu do — dajmy na to — Lisz­ ta, Rubinsteina, Brahmsa, u których muzyka jest znakomitą robotą, nawet genialną kombinacją tonów i zdań ich, ale nie daje uczuciowej wartości tonu (...)”.

L ik w idacji kodu jako fałszującej eksp resję przesło­ ny, likw idacji znaku-sym bolu jako dwoistego, a więc kłam liw ego m edium odpow iada k u lt kom unikacji pozakodow ej. T ry u m fu je w iara w bezpośrednią eks­ p resję, niczym nie upośrednioną, w nie zakodow a­ n y przekaz, a więc w k o n ta k t przezroczystych jaźni nie p otrzeb ujących dla w ejścia w doskonałą unię żadnych „m atem atyczn y ch znaczków ” , żadnego m e­ dium zastępczych rep rezen tan tó w , żadnych pośred­ ników i posłów fałszyw ych i kłam iących. W ystarczy zetknięcie się czułkam i, aby popły n ęły flu id y i dwie dusze obcow ały z sobą bez przeszkód, odtw arzając p ierw o tn ą jedność A ndrogyne.

M łodą Polskę zżera tęsk n o ta do autentyczności, do szczerości, do nagiej duszy. To pokolenie — dla nas dziś tak zm anierow ane, pełne sztuczności i pozy — chciało być n a tu ra ln e , szczere do bólu, bez m aski. U stalon ym kodem społecznym odczuw anym jako alienująca, kłam liw a przesłona m askująca praw dę w ew n ętrzną, k tó ra paliła ich trzew ia, przeciw staw iali m łodzi utopię pozakodowej kom unikacji. Istniejące kody odczuw ali jako ciasny gorset k ręp u ją cy eks­ presję. Żądali nagiej duszy, nagiej praw d y, pełni

Kult bez­ pośredniego porozumienia

(12)

J A N P R O K O P 116

Sztuka (w Polsce) krzykiem duszy

życia. B untow ali się przeciw św iatu znaków, gdyż był to św iat społeczny, św iat zgniłej um ow y i kom ­ prom isów .

U topia pozakodowej kom unikacji, pełnego porozum ie­ nia dusz z w yłączeniem alienu jącej m aski słów, k tó ­ ry ch nieprzezroczystość odczuwano jako przeszkodę, zw ykle ko respo n d u je z ideałem pełnej ekspresji, z e ste ty k ą szczerości przypisującej w artość tem u, co au ten ty czn ie przeżyte. S ztuka nie jest w te d y dzie­ łem , k o n stru k cją, p rzedm iotem kontem placji, ale ekspresją, „krzykiem duszy ”, „potęgą”, z jak ą dusza na zew n ątrz w ybucha. Oczywiście gdy się chce „w y ­ krzyczeć chaos co piersi ro zg n iata”, u p o średn iający kod odczuw any je st nie jako szansa poety, ale jako przeszkoda. Prow adzi to do ignorow ania jego nie- przepuszczalności, do n iew y korzysty w ania jego gę­ stości dla celów arty sty czn y ch . Ideałem jest bow iem jego unicestw ienie, zanik w doskonałej przezroczy­ stości. M łoda Polska n iem al nie zna p roblem u słowa, zastęp u je go pro blem duszy. J e s t to zastanaw iające, gdy pom yślim y, że we F ra n cji działa wówczas M al­ larm é, w R osji zaś sym boliści bardzo w iele uw agi pośw ięcają słow u w poezji.

M allarm é w praw dzie także odrzucał słow a tłum u , ale jego usiłow ania szły w k ie ru n k u oczyszczenia m ow y poetyckiej („donner un sens plus p u r au x m ots de la trib u ”). U siłow ania naszych poetów zm ierzały do przezw yciężenia języka w ogóle. Było to zam ierze­ nie, jak dziś sądzim y, u topijne, gdyż nie p rzy jm o ­ wało do w iadom ości „uw ikłania w jęz y k ”. U bóstw o świadom ości lingw istycznej pokolenia jest zdum ie­ w ające. A przecież pokolenie to pow oływ ało się na tw órcę Beniowskiego, k tó ry nie ignorow ał oporu m owy, ale m istrzow sko w y k orzystyw ał jej stalow ą giętkość. M łoda Polska, jak dziś sądzim y, dała się złapać w pułap kę utopii pozakodowej kom unikacji. Zignorow aw szy u k ry te m ożliwości języka, w y b rała n a jłatw iejszą strateg ię, stosując bez u m ia ru red u n - d a n tn e śro d ki w yrazu, d ew alu ując bez końca słowo.

(13)

H 7 M Ł O D O PO L SK A U T O P IA P O Z A K O D O W E J K O M U N IK A C JI

Tak zrodziła się, dla nas dziś po dośw iadczeniach dw udziestolecia nieznośna, hiperbolizacja i oversta­

te m e n t m łodopolszczyzny. Nie chciałbym tu roz­

strzygać, ilu pisarzy, ile dzieł nie uległo niszczącem u działaniu owej m aniery. Zapew ne W yspiański, być może B e re n t — choć nie bez reszty, choć nie w szę­ dzie.

D w udziestolecie w yniosło n a o łtarze now e bogi. P orzucono utopię pełnej eksp resji realizującej się w pozakodow ym przekazie obcujących bez posłów i pośredników nagich dusz. P rz y ję to do wiadomości nieprzezroczystość i sam oistną gęstość języka i za­ częto ją w ykorzystyw ać do a rty sty c z n y c h celów. Co w ięcej — uczyniono z niej isto tn y w a ru n e k poetyc­ kiego dzieła, k tó re już nie jest ekspresją, ale kon ­ stru k c ją , nie jest przedłużeniem podm iotu, ale a u to ­ nom icznym p rzedm iotem o d ry w ającym się od swego stw órcy.

O pór kodu przestał być przeszkodą d en erw ującą tw ó rcę i popychającą go do najłatw iejszych, ale po­ zo rnych rozw iązań zw iększających red u n d an cję ko­ m u n ik atu . Przeciw nie — jak opór kam ienia dla a r ­ c h ite k ta — stał się isto tn y m czynnikiem a rty sty c z ­ nej k o n stru k c ji w iersza. Słowo autonom iczne wobec zakusów e k sp resy jn y ch jednostki, przeciw staw iające jej zaw łaszczającym zam iarom sw oją niezależną gęstość i nieprzezroczystość, sw oje w łasne u k ie ru n ­ kow anie (otoczka konotacyjna), u a k ty w n ia się, zm ie­ nia w czynnego p a rtn e ra nie tylko a k tu twórczego, ale i a k tu odbioru dzieła. Tw órca w ciągnięty zostaje w g rę językow ą, podobnie zresztą jak i odbiorca. O ile pokolenie M łodej Polski tęskniło do absolutnej p rzejrzystości (tj. likw idacji) kodu, jego absolutnej dyspozycyjności wobec „k rzy ku duszy” , k tó ry po­ w inien b y ł przekazyw ać z całkow itym posłuszeń­ stw em , sam ro zpadając się w ' nicość, to pokolenie A w an g ard y dojdzie do przekonania, że język a b so lu t­ nie przezroczy sty oznaczałby koniec poezji. Je st jak g dyby tak, że Młoda Polska chciałaby zredukow ać

Nowe bogi dwudziesto­ lecia

(14)

J A N PR O K O P 118

Pow rót do ludzkiego św iata

Banał zam iast jedyności

m owę („langage”) do jednostkow ej, jedn orazow ej „p aro le” , w ykluczając „ lan g u e”, nie licząc się z cięża­ rem (także konotacyjno-m itologicznym , ideologicz­ nym ) „lan g u e” . D opiero dw udziestolecie u zna „ la n ­ g u e ” za p a rtn e ra , uzna jej obecność w k ażd o razo ­ w ej „p aro le” . T ekst poetycki stanie się grą „ la n g u e ” i „p aro le”, zbiorowości i jednostki, no rm y i o d ch y ­ lenia.

Będzie to pow rót od n a tu r y do św iata ludzkiego. Młoda P olska bow iem uznaw ała tylko jed n o stk ę i Kosm os (Absolut, Jaźń, P ra ił itp.). W tak iej s y tu a ­ cji społeczna „lan g u e” sta w ała się n iep o trze b n y m intru zem . Należało ją w yelim inow ać lub zignoro­ wać. K om unikacja m iędzy jednostkow a także d o k o ­ ny w ała się poprzez Kosmos: „On i ona m ieli p o ­ wrócić do w spólnego łona, b y zlać się w to jedn o ognisko, w to jedno św ięte słońce”.

Te flirty ze „w spólnym łonem ” (Praiłem , Ja źn ią ) p rzerw ał dopiero Brzozowski, ostrzegając p rze d grozą nieludzkiego św iata, k tó ry nas otacza. Od Brzozowskiego zaczyna się pow rót do tego, co spo­ łeczne, n a tu ra bow iem objaw iła się jako hybris, z k tó rą należy w alczyć w spólnym i siłam i zbiorowości. Rolę Brzozowskiego w tw o rzen iu się św iadom ości A w an gard y pokazał Jan u sz Sław iński.

A w an g arda odkryła, że n aiw na „p aro le” n ieśw ia ­ dom ie ciąży k u „lan gue” , to jest b e z re fle k sy jn a ję ­ zykowo w ypow iedź ciąży k u stereotypow i, k u sche­ m atow i, tra c i sw oją jednorazow ość, zm ieniając się w pow ieloną odbitkę. N ato m iast „p aro le” w sposób św iadom y ak ceptująca podkład „lan g u e”, u ja w n ia ­ jąca, obnażająca „lan gu e” m a szanse w znieść się do szczególnej jednorazow ości w ykonania. Ja k o jed y n a w swoim ro d zaju re in te rp re ta c ja i użycie „ la n ­ g u e”.

Otóż Młoda Polska u w ierzyła w „p aro le” „ n a iw n ą ”, stąd lądow ała w stereo ty p ie „lang ue” . S zukając je ­ dyności, zw ykle kończyła pow ielanym banałem .

(15)

J _ 1 9 M ŁO D O PO L SK A U T O P IA P O Z A K O D O W E J K O M U N IK A C JI

W ażna p ro b lem aty k a lingw istyczna lite ra tu ry roz­ m yła się w otchłani nagiej duszy.

Ale nasze złorzeczenia dotyczą zwłaszcza tego sk rzy ­ dła M łodej Polski, k tó rem u przew odził P rzybyszew ­ ski. Skrzydło parnasizujące, M iriam ow skie za nieco inne grzechy zostało strąco ne do czyśćca h istorycz­ noliterackiego lekcew ażenia 1.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Natomiast ocenę swej decyzji jako racjonalnej („ani trafnej, ani nietrafnej, lecz koniecznej”), wyrażoną przez większość pacjentów ze zwężeniem tętnicy szyjnej wewnętrz-

Bo przecież trudno zrozumieć czło­ wieka, którego największym pragnieniem je st ukształtowanie swo­ jej osoby w „istotę ludzką w ogóle”, żyjącą wśród

Panował tu straszliwy zaduch, oddychało się z trudem, ale nie słyszało się przynajmniej tak wyraźnie huku bomb i warkotu samolotów.. Żałowaliśmy naszej decyzji

Przestrzeń jako warunek dla uczenia się i uczenia kogoś kontaktu nauczyciel – uczeń. Małgorzata Lewartowska-Zychowicz, Maria Szczepska-Pustkowska,

Sztuka w wielu perspektywach – od uczenia się sztuki po sztukę uczenia się… 17 jakości rozumianej jako pewnego rodzaju uniwersalny i poddający się poznaniu byt, który

Jeśli to uczyni, zrealizuje funkcję poe- tycką (por. Jakobson, 1989). 4. Przykłady z literatury i filmu a) Skafander zamiast skrzydeł Wyreżyserowany przez Juliana Schnabela w 2007

Proszę o zapoznanie się z zagadnieniami i materiałami, które znajdują się w zamieszczonych poniżej linkach, oraz w książce „Obsługa diagnozowanie oraz naprawa elektrycznych

Przedsięwzięcia w tym obszarze inicjuje najczęściej producent, który dzięki włączeniu konsumentów w proces rozwoju produktu (lub innych elementów oferty) może