Krzysztof Nowiński
Dwadzieścia lat w ODZ
Ochrona Zabytków 55/1 (216), 69-72
dzielnie przez Z arząd M uzeów i O chrony Zabytków , który przekazał go w 1962 r. O środkow i. Pismo za chow uje niezm iennie w ysoki poziom naukowy, co było i jest niew ątpliw ą zasługą jego kolejnych red ak to ró w naczelnych — ludzi tej miary, co Józef E. D utkiew icz, W ładysław Slesiński, O lgierd C zerner, Lech Krzyża now ski i obecnie W ojciech Fijałkowski — oraz całych redakcyjnych zespołów i kolegiów, przyciągających do w spółpracy a u to ró w o utrw alonej pozycji w nauce, w ybitnych specjalistów i znaw ców w sw oich dziedzi nach. „ O c h ro n a ” kilkakrotnie zm ieniała szatę graficz ną (ostatnią zaprojektow ano w 1993 г.), a przed p a ro ma laty w zbogacona została, acz nie nadm iernie ze w zględu na koszty, kolorem . O d roku 1997 ukazuje się rów nież w wersji elektronicznej.
N ie tak stare, ale też leciwe jest „M uzealnictw o”, w ydaw ane przez O D Z od 1963 r. (przedtem przez Stowarzyszenie Sztuki i Kultury M aterialnej, potem w spólnie z C entralnym Z arządem M uzeów i O chrony Z abytków ), którego red ak to rem naczelnym był naj pierw Kazimierz M alinow ski, a od 1982 r. jest Janusz O drow ąż-P ieniążek. Rocznik ten cieszy się dużym uz naniem w świecie m uzealnym i podobnie jak „O c h ro na Z ab y tk ó w ” w niew ielkich ilościach zamieszcza os tatn io ilustracje kolorow e.
Stosunkowo nowe periodyki to zainicjowany w 1991 r. biuletyn „Z darzenia M u zealne”, obecnie w ychodzący dwa razy w roku, oraz założone w 1993 r. „M azo w sze”, pośw ięcone historii i zabytkom tego regionu.
W arto dodać, że większość z w ym ienionych tu edy cji książkow ych i czasopiśm ienniczych cieszy się od daw na m iędzynarodow ą renom ą. Serie Biblioteki M
u-D W Au-D ZIEŚCIA
Wszystko zaczęło się pew nego gorącego czerw cow e go p o p o łu d n ia 1974 r. w dawnej siedzibie O D Z przy ul. Brzozowej 35. D yrektorem była wówczas M aria C harytańska, w spółorganizatorka tej instytucji (w tym serii w ydaw niczych), bardzo o ddana spraw om ew iden cji zabytków w Polsce, ale nie pozbaw iona różnych w ad, nieraz dokuczliw ych dla personelu. Letnie p o p o łudnia w nagrzanym słońcem budynku pow odow ały u wszystkich nastrój pewnej ospałości, przeryw anej czasami ostrym , przenikliw ym głosem pani dyrektor. O krzyki: ,M ich a ł, M ichał — oni zn o w u co ś chcą ode
m n ie!!!”, skierow ane do nieoficjalnego zastępcy, M i
chała G radow skiego („brachu, ja to z nią m a m ”), d u d niły po schodach i w dzierały się do pokojów. Z decy dow ałem się na rozm ow ę z p. C harytańską na tem at, o którym m yślałem od początku pracy w O D Z . Z szed łem do gabinetu, zapukałem . „K to tam z n ó w ?” — rozległ się niezbyt uprzejm y głos. M im o takiego
powi-zealnictw a i O chrony Zabytków , „O chrona Z ab y t k ó w ” i „M uzealnictw o” docierają do kilkudziesięciu krajów świata, w tym do ośrodków naukow ych, bib liotek i m uzeów Austrii, Belgii, Czech, Wielkiej Bryta nii, Francji, W łoch, N iem iec, Szwajcarii, Rosji, USA. Ich stałymi odbiorcam i są m iędzy innym i instytucje tej rangi, co K unsthistorisches M useum w W iedniu, R ubenianum w A ntw erpii, C entre de D ocum entation U N E S C O -IC O M O S w Paryżu, Institut Royal du Pa trim o in e A rtistique w Brukseli, Z en trallin stitu t für K unstgeschichte w M o nachium , G ossudarstw iennyj nauczno-issledow atielnyj institut restaw racii w M o skwie, Erm itaż w Petersburgu, Library of Congress w W aszyngtonie, T he G etty C onservation Institut w Los Angeles, C en tro Internationale degli Studi per la C onservatione et il R estauro di Beni C ulturali w Rzymie, T he British Library i T he International In stitu t for C onservation of H istorie and Artistic W orks w Londynie.
Ambicją zespołu Działu W ydawnictw, w chwili obecnej liczebnie okrojonego już chyba do m inim um , jest nie tylko zachow anie spuścizny otrzym anej po św ietnych poprzednikach i utrzym anie wysokiej w ar tości m erytorycznej publikacji, ale też wyniesienie ich na taki poziom edytorski, który byłby adekw atny do istniejących obecnie możliwości technicznych i oczeki w ań rynku czytelniczego. Wysiłki w tym kierunku są czynione, rezultaty jednak zależą nie tylko od dobrej w oli pracow ników , ale przede wszystkim od przezna czanych na ten cel pieniędzy, a tych brak, i to z każdym rokiem coraz bardziej. Ta ostatnia konstatacja jest tak banalna, że aż wstyd się pod nią podpisyw ać.
Katarzyna Wierzbicka
Kierownik Działu W ydaw nictw
LAT W O D Z
tania zacząłem m ów ić, że od kilku miesięcy rozm aw ia m y w w ydaw nictw ie z red. Lidią Bruszewską o stw o rzeniu nowej publikacji, że byłaby ona skrom na, nie wym agająca dużych kosztów, o t — taka próba wydania popularnonaukow ej „O chrony Zabytków ”, co dla O D Z byłoby w ażna spraw ą... W tym m om encie usłyszałem kategoryczne „nie!” N ieśm iało zapytałem : „A dlaczego
n ie ?” Spojrzenie spoza okularów było zabójcze: „Bo nie!!!” — padło krótkie wyjaśnienie i już wiedziałem ,
że dalej nie ma o czym rozm aw iać. U pór starszej pani był szeroko znany... Podobno potem kom entow ała to w ydarzenie w obec sekretarki: „W takim upale rozum
zasypia i rodzą się jakieś dziw ne d e m o n y ...”
Spraw a popularnonaukow ej publikacji drążyła nas przez następny rok tak m ocno, że opracow aliśm y w stępny konspekt, wymyśliliśmy nazwy działów przy szłego czasopism a, zaczęliśmy naw et w ybierać pier wszych autorów . I kiedy tylko w dyrektorskim gabine
cie zasiadł W ojciech Kalinowski — natychm iast zaczę liśmy działać. Profesor — może trochę za bardzo za biegany po kraju i świecie, nie zawsze dokładnie w ie dzący, co podpisuje, ale bardzo otwarty i szybki w dzia łaniach — spojrzał mi w oczy, podał rękę i pow iedział:
„Wspaniały pom ysł, pieniądze załatw ię, ró b c ie ż Przez
cały czas dyrektorow ania w O D Z do chwili przejścia na em eryturę w 1989 r. mieliśmy ze strony Profesora zapew nioną surow ą recenzję, opiekę i stałą zachętę.
Ale był to rok 1975 i sam a zachęta nie zawsze wystarczała. M im o G ierkow skiego uchylenia furtki na zachód Europy, w kraju panow ał gospodarczy kryzys, istniały braki w wielu dziedzinach życia, rozw ijała się socjalistyczna biurokracja, ostro działała rzadko dająca się przekroczyć zapora — G łów ny Urząd K ontroli Prasy, Publikacji i W idow isk, czyli cenzura z siedzibą przy ul. Mysiej. To ona niezm iennie decydow ała o lo sie każdej publikacji, natom iast M inisterstw o Kultury i Sztuki, przez które w ystępow ało się o wszelkie zgody do GUKPPiW, m iało bardzo m ałą roczną pulę papieru (wtedy rzadko bywał naw et toaletow y); z tej puli skrom ną część MKiS przydzielało na w ydaw nictw a O D Z . Resort nie chciał wyrazić zgody, aby now a p u blikacja m iała status czasopism a. M im o wielu zabie gów, przede wszystkim Profesora, nic nie dało się zrobić. Podobno ówczesny m inister kultury wbijał oczy w sufit i m ówił: „Gdyby to było cos'politycznego, w ie
cie profesorze, po naszej linii, rozum iecie...”.
Pogodzeni z faktem , że nie będzie periodyku, tylko ukazująca się od czasu do czasu publikacja o oficjalnym statusie książki (w rocznym planie w ydaw niczym O D Z czasopism em była tylko „O chrona Z ab y tk ó w ”), zaczę liśmy finiszować. Pow ołanie redakcji, pierwsze zebra nia i dyskusje, naw iązyw anie k o n tak tó w z autoram i, wiele spraw adm inistracyjnych — wszystko to trw ało kilka miesięcy. Obm yśliliśm y też strategię zmierzającą do zdobycia statusu czasopism a przez nieustanne sta wianie tzw. decydentów przed faktam i dokonanym i — to „pism o niepism o” pow inno ukazywać się w m iarę regularnie, form at i układ graficzny musiały p rzy p o minać periodyk, konieczne było w prow adzenie n u m e racji kolejnych zeszytów. Także tytuł pow inien być prasowy. Po wielu dyskusjach i głosow aniach w ybrali śmy tytuł spośród kilku propozycji — „Spotkania z Z a bytkam i” . W podtytule znalazło się określenie statusu, pośrednie między czasopism em i książką: „inform ator
pop u la rn o n a u ko w y”.
D ruk pierwszego zeszytu w O lsztyńskich Z akładach Graficznych im. Seweryna Pieniężnego, przydzielo nych nam oczywiście odgórnie przez Z jednoczenie Przemysłu Poligraficznego, trw ał bardzo długo. D ru karnia otrzym ała maszynopisy w połow ie 1976 r., a pod koniec tego roku pożar zniszczył w nętrza b u dynku, w tym składy i szpalty naszego w ydaw nictw a! Pierwsza korekta przyszła do redakcji w lipcu 1977 r., w grudniu zeszyt został podpisany do druku, zaś w sty czniu następnego roku — bez uprzedniego p o w iad o
mienia! — cały nakład, czyli 30 tysięcy egzemplarzy, zw alony został przez olsztyńską ciężarów kę p o d bu dynkiem przy ul. Brzozowej. M ęska część załogi O D Z ustaw iła się w długi szereg i ciężkie paczki z rąk do rąk w ędrow ały do piwnicy, potem także na schody. Kilka miesięcy trw ało zanim RSW „P rasa-K siążka-R uch” rozw iozła nakład po kioskach. Produkcja tego zeszytu trw ała więc praw ie dw a lata! Tak wyglądały ciężkie narodziny „Spotkań z Z abytkam i” w O D Z .
Ten pierwszy, dziś bardzo poszukiw any zeszyt z 1977 r. ze zdjęciem tajem niczo uśm iechniętej tw arzy
D a m y z łasiczką L eonarda da Vinci na okładce, przy
gotow ali (w kolejności alfabetycznej): Lidia Bruszew- ska (O D Z ), Ryszard Brykowski (IS PAN), Tomasz J u rasz (MKiS) i Krzysztof N ow iński (O D Z ). Rok później otrzym aliśm y pierwszą nagrodę resortu kultury w dzie dzinie popularyzacji ochrony zabytków. W 1980 r. p o jawił się — zgodnie z zasadą faktów d o konanych — kolejny num er zeszytu. Było to duże ryzyko, bo cen zura nie tolerow ała takich sam ow oli (groziła likw ida cja publikacji), a przecież czytali tam dokładnie każde w ydaw nictw o dostarczane w m aszynopisie przed o d daniem do drukarni. Ale udało się! I co najważniejsze udaw ało się przez kolejne lata aż do uzyskania oficjal nego statusu kw artalnika 5 stycznia 1983 r. (bardzo nam w tym dopom ógł, działający w ów czas w stru k tu rze MKiS G eneralny K onserw ator Zabytków , B ohdan Rymaszewski). Było to wielkie św ięto nie tylko w re dakcji, ale w całym O D Z .
W tym czasie ustabilizow ał się zespół redakcyjny: Lidia Bruszewska (ODZ), Ryszard Brykowski (IS PAN), M arek D om agalski (O D Z), Janusz Kubiak (PP PKZ; po śmierci Janusza zastąpił G o na długie lata Jacek Se- rafinow icz), H anna Krzyżanowska (O D Z ), K rzysztof N ow iński (O D Z). O d trzech lat w redakcyjnej stopce umieszczani byli stali w spółpracow nicy: prof. Tadeusz Chrzanowski (Kraków), m gr M ieczysław K urzątkow - ski (Lublin), m gr M aria Lewicka (W arszawa), prof. Je rzy Stankiewicz (Gdańsk) i prof. Jan Z achw atow icz (Warszawa), potem także Tadeusz Trajdos, M arzena G uzow ska, Andrzej G aczoł, M ichał G radow ski i inni, z różnych rejonów kraju.
Za sprawą kolejnego num eru 8 z 1982 r. (okres stanu w ojennego) redakcja otrzym ała u cenzorów z ul. M y siej opinię „rew olw erow ców od zabytków ”. Był to tzw. czarny num er z totalnym oskarżeniem polityki w ładz PRL w obec zabytków, w którym przedstaw iliśm y ich katastrofalny stan, cytując kolejne (od 1956 r.) rap o rty na ten tem at wraz z nigdy niezrealizow anym i p o stu la tam i. C enzorzy mieli m nóstw o roboty z w ycinaniem bardziej drastycznych tekstów i zdjęć, i stąd ich w ście kłość. W tam tych ponurych czasach w alka z cenzurą przybierała nieraz kom iczne formy. N a przykład w fe lietonie o działaniach „Solidarności” w PP Pracow nie Konserwacji Z abytków pióra Janusza Kubiaka (nr 6 z 1981 r.) nazwę związku polecono zastąpić określe niam i „pracow nicy” lub „rada n au k o w a” (sic!). K ło
poty były m .in. z ukazaniem przez Jacka Serafinowicza tow arzyskiego życia przedw ojennej Warszawy (1983 r.), z zam ieszczeniem artykułu Sław om ira Niciei 0 C m entarzu Łyczakow skim we Lwowie (1985 r.) czy publikacją o zdew astow anym cm entarzu żołnierzy polskich z 1920 r. w D ęblinie (1986 r.).
Ze statusem kw artalnika wytrzym aliśm y niedługo 1 już w 1984 r. udało się załatw ić zgodę na w ydaw anie dw um iesięcznika, ale coś za coś — musieliśmy zm niej szyć objętość z 80 do 48 stron druku. Ze względu na brak funduszy rozpoczęcie cyklu dw um iesięcznego przesunęliśm y do 1986 r. Stabilizacji finansowej nie było nigdy, O D Z z tru d em utrzym yw ał w ydaw anie publikacji specjalistycznych, m .in. kw artalnika „ O ch rona Z ab y tk ó w ” i serii В Biblioteki M uzealnictw a i O chrony Zabytków, ale wszyscy pracownicy byli zgod ni — „Spotkania z Z ab y tk am i” są sztandarow ą, jedyną skierow aną do „zw ykłych” ludzi publikacją O D Z i muszą się ukazywać! Była też szara codzienność, nie zależna od O D Z : raz był to nie taki gatunek papieru, którego najczęściej w ogóle nie było, a tra n sp o rt z podw arszaw skich m agazynów niejednokrotnie o d bywał się osobow ym sam ochodem O D Z , drugi raz nie taka farba (najczęściej produkcji radzieckiej), trzeci — d rukarze w złej form ie i wreszcie beznadziejna dystry bucja. N o i wynikający z tego wszystkiego siermiężny wygląd pisma.
N iew ielkie zmiany na lepsze nastąpiły na początku lat dziewięćdziesiątych. Działo się to już po przejściu prof. W ojciecha K alinow skiego na em eryturę i objęciu stanow iska dyrek to ra O D Z przez M arka K onopkę (1989 r.). Redakcja etatow a składała się z trzech osób — Lidii Bruszewskiej, Ewy A. Kamińskiej i Krzysztofa N ow ińskiego — i nie daw ała sobie rady ze znacznie już rozbudow aną adm inistracyjno-finansow ą obsługą pisma. Szukaliśmy więc wydawcy. Poprzednio przez cztery lata funkcję taką spraw ow ał lubelski oddział KAW, teraz wydaw cą została pryw atna firm a w ydaw- n iczo -k o lp o rtażo w a „A m os” z Warszawy. Jedn o cze śnie — już bez zgody resortu kultury i nieistniejącej cenzury — w 1992 r., po trzech latach starań, ro zp o częliśmy miesięczny cykl w ydaw ania pisma. M . Ko nopka długo się opierał i choć sam jest p o pularyzato rem (przez wiele lat prow adził p o pularnonaukow y kw artalnik archeologiczny „Z odchłani w ieków ”) i doskonale rozum iał nasze intencje, stale pow tarzał:
„N ie dacie rady...'" (czego zapew ne by nie m ów ił, gdy
by nie był dyrektorem ). Z n ó w zmniejszyliśmy objętość pisma (do 40 stron), nie m ów iąc już o nakładzie, a re dakcja została w ydzielona z Działu W ydawnictw, aby m ogła bezpośrednio i bez obciążeń innym i publikacja mi w spółpracow ać z now ym w ydawcą.
W okół redakcji ukształtow ała się spora grupa nie tylko w spó łp raco w n ik ó w czy autorów , ale przede wszystkim przyjaciół pism a. N ależał do nich nieżyjący już prof. Tadeusz Jaroszew ski, który artykuły przynosił w dużych kopertach opatryw anych starannie
wykali-Reprodukcja „D a m y z łasiczką" zd o b iła pierw szy num er „Spotkań z Z a b y tk a m i” w 1 9 7 7 г., a także num er p ięćdziesiąty w 1990 r. A reproduction o f “L ady w ith an E rm in e” was on the cover o f the first issue o f “Spotkania z Z a b ytk a m i" in 19 7 7 an d the fiftieth issue in 1 9 9 0
grafow anym i dow cipnym i tekstam i skierow anym i do redakcji. Także już nieżyjący Jerzy W aldorff co kilka miesięcy dzw onił do redakcji, aby charakterystycznym głosem oznajm iać wszem i w obec o swojej nieustannej miłości do pisma. Do przyjaciół zaliczamy k rakow skich profesorów : Tadeusza C hrzanow skiego i Janusza Bogdanow skiego, zaś z W arszawy dr Annę Sieradzką, któ ra w kryzysowych dla pisma chw ilach gotow a była zw oływ ać studentów historii sztuki i protestow ać przed różnym i gm acham i. Jest nim także M arek Ko nopka, choć wiecznie zaaferow any „niezwykle w ażny mi spraw am i”, znajduje czas na telefoniczne recenzo w anie kolejnych num erów , oraz wielu, wielu innych, także tych „cichych m iłośników ”, którzy tylko od cza su do czasu wyrażają swoje uczucia i opinie w przysy łanych listach.
O d stycznia 1996 r., po dw udziestu latach, pismo przestało być organem O D Z . W grudniu 1995 r. p o m iędzy O D Z i T O n Z podpisana została cesja praw i obow iązków związanych z w ydaw aniem „Spotkań z Z ab y tk am i” . M ożna powiedzieć, że w ten sposób dzieje „Spotkań z Z abytkam i” zakreśliły pełny ob ró t — kiedy pod koniec lat siedem dziesiątych ukazały się
pierwsze zeszyty, funkcję G eneralnego K onserw atora Z abytków w MKiS spraw ow ał W iktor Zin, jednocze śnie prezes T O n Z i dopiero raczkujące „pism o niepi- sm o” okazało się całkiem apetyczne, bow iem prof. Z in
wezw ał prof. K alinow skiego do przekazania „dziecka O D Z ” w łaśnie Tow arzystw u... Faktem jest, że zm iana właściciela w 1996 r. wyszła pism u tylko na dobre, ale to już jest inna historia...
K rzysztof Nowiński