Paul Viallaneix
Michelet, Mickiewicz i mesjanizm
romantyczny
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 69/1, 101-110
P a m ię tn ik L ite rac k i LXIX, 1978, z. 1
PAUL VIALLANEIX
M ICHELET, M ICKIEW ICZ I M ESJAN IZM ROM ANTYCZNY* Jestem z Mickiewiczem
(Michelet) M ichelet chlubił się życiem sam otniczym , podporządkow anym „sku pien iu ” . P rzy jaźń, jaką obdarzył M ickiewicza, zy sku je przez to n a w a r tości. O fiarow ał ją sw ojem u now em u koledze w Collège de F rance od razu po w ysłuchaniu pierw szego w ykładu k u rsu lite r a tu r y słow iańskiej. W M ickiewiczu rozpoznał człow ieka przeznaczonego, ta k jak on sam, do spraw ow ania w ładztw a słowa. U w ażał go jednocześnie za sprzym ie rzeńca, przy jaciela i b rata . W 1844 r. w y stąp ił w jego obronie wobec w ładz Collège. W ielokrotnie składał m u publiczny hołd po zaw ieszeniu w ykładów . Spraw ił, że 6 III 1848 m łodzież ak adem icka m anifestow ała na rzecz polskiego profesora, kiedy ustanow ienie rep u b lik i pozwoliło r e konsty tu ow ać „ tró jc ę ” z Collège de F rance h Celina M ickiewiczowa o trz y m ała od M icheleta w dniu 2 V 1848 tak ie w yznanie: „jestem z M ickie w iczem ” 2. M ichelet w y b ra ł poetę na św iadka swego drugiego m ałżeń stw a (12 III 1849). W pierw szych latach D rugiego C esarstw a, po sw ojej d esty tu cji, odwiedzał M ickiewicza podczas każdego p o b y tu w P aryżu. O płakał śm ierć poety; czuw ał n ad jego synem , W ładysław em . B ajka La F o n ta in e ’a D w aj przyjaciele m iała zatem sw oją w ersję rom antyczną.
Lecz p rzy jaźń francuskiego h isto ry k a i polskiego p o ety nie sprow a dzała się do odtw orzenia m odelu. P rzystosow ała się ona do osobliwego * R eferat wygłoszony na kolokwium francusko-polskim , w 100 rocznicę śm ier ci J. M icheleta zorganizowanym przez Centre de Recherches R évolutionnaires et Romantiques przy U niversité de Clermont (10—И XII 1974).
1 Zob. J. M i c h e l e t , L’Etudiant. Éd. G. P i с о n. Paris 1970, s. 183: „Potrzeba jedności świata, nie ma innego w yjścia, jedności w olnej, jedności św iętej, jedności duszy i serca. Jakimże znakiem tej jedności jest to opustoszałe krzesło! To m iejsce Polski, m iejsce naszego drogiego w ielkiego M ickiewicza [Mickiewicz w styczniu 1848 w yjech ał do Rzymu], poety narodowego pięćdziesięciu m ilionów ludzi, którego słowo w ydaw ało się przymierzem świata, federacją Wschodu i Zachodu, rozciągającą się z Collège de France aż do Azji [...]”
2 List J. M i c h e l e t a do Celiny M ickiewiczowej. Cyt. za: W. M i c k i e w i c z , La Trilogie du Collège de France. Mickiewicz, Michelet, Quinet. Paris 1924, s. 26.
m iędzy nim i k on flik tu, k tó ry , choć ry chło się u jaw n ił, n igdy nie zdołał je j zakłócić, podsycając jak b y jej w ew n ętrzn e życie, może n a w e t s ta n ow ił jego tajem n icę. K o n flik t w yb u ch ł w r. 1845, k iedy M ichelet p rze czytał zbiór w ykładów p rzy jaciela i 11 III z niepokojem pisał o projekcie w y bicia m edalu w yobrażającego profile trzech try b u n ó w z Collège de F r a n c e 3. N apięcie u trzy m y w ało się w ciągu n a stę p n y c h lat. O słabło w czasie pow szechnej e u fo rii w lu ty m 1848, lecz nasiliło się znów po zam ach u sta n u z 2 X II 1851, k tó re m u tylk o M ickiewicz p rzyklasnął.
Rozdźw ięk m iędzy ty m i dw om a ludźm i m iał przede w szystkim ch a r a k te r polityczny. M ickiewicz, k tó ry objął k a te d rę w ty d zień po sp row a d zeniu prochów N apoleona, głosił z niej w ielokrotnie chw ałę Cesarza. J a k o Po lak w ielbi w nim w yzw oliciela. W w ykładzie z 24 V 1842 po w iada: „L ud polski p o jm u je F ra n cję poprzez N apoleona” (D X 325)4. L ecz podziw M ickiewicza dla C esarza m a p rzyczyny jeszcze pow ażniejsze, w idzi w nim poeta „zapow iedź przyszłego zjednoczenia ludów ” lu b sp ra w cę ew olucji ch rześcijań stw a (D X 330). M ickiewicz nie w ątpi, że F rancuzi za C esarstw a podzielali wdzięczność Polaków wobec „człow ieka-naro- d u ” — 27 VI 1843 woła:
Dlaczego Napoleon był tak w ielki? Oto, że każdy Francuz w energii, w sa- m orzutności tego nadzwyczajnego człowieka poznawał to, co stanow i naprawdę istotę geniuszu francuskiego i co każda jednostka czuła w ew nętrznie w samej sobie. [D X I 210]
O sta tn i w y k ład w Collège de F rance, w ygłoszony 28 V 1844, zaw iera p raw d ziw ą apoteozę N apoleona W ielkiego, „gw iazdy, w k tó rą w p a tru ją się w szystkie d u c h y ” (D X I 210). Z anim pożegna się ze sw ym i słuchacza m i, k u niem u wznosi nauczyciel kielich w yim aginow anej O statn iej W ie czerzy.
Id o la tria tow arzysza zdum iew a M icheleta. H isto ry k średniow iecza nie został jeszcze apostołem R epubliki, epickim piew cą Rew olucji. Lecz je s t synem jakobina, późniejszego babuw isty, i p am ięta o tym . P a m ię ta zw łaszcza sw oje ubogie dzieciństw o za czasów C esarstw a. W ychow any w śród biednego lu d u paryskiego, nie zachłysnął się le k tu rą b iu letynów W ielkiej A rm ii, jak synow ie ary sto k ra c ji i m łodzi m ieszczanie, jeśli w ie rzy ć V ig ny ’em u. K olejne zw ycięstw a i porażki nie w yzw oliły go z n ie pew ności. Opowie później:
3 Zob. ibidem, s. 12—13: „Złączeni przyjaźnią, złączeni szczerym poszukiwaniem praw dziw ego życia duchowego, różnimy się jednak metodą, może naw et zasadą, w sposób istotny. Moja ostatnia książka [tj. Du Prêtre, de la fem m e et de la fam ille] [...] jest racjonalistyczna. Czyż łącząc nasze w izerunki na jednym m edalu możemy nadal dawać powody do rozumienia, że jesteśm y jednej m yśli w k w estii religijnej i społecznej? Bardzo m nie to z w ielu w zględów kosztuje, że muszę wyrażać tę w ątp liw ość”.
4 Tym skrótem odsyłam y do edycji: A. M i c k i e w i c z , Dzieła. Wyd. Ju bileu szow e. Warszawa 1955. Liczby rzym skie wskazują tomy, arabskie — stronice.
C esarstwo pozostawało dla m nie w ielką niewiadom ą całkiem niezrozum iałą, zagadką doskonałą. Słyszałem oczywiście, że w alczono zacięcie. A le o co? N igdy się tego nie dowiedziałem. Żeby obronić i zachować co? N ie chodziło przecież o szczęście powszechne. Przym ieraliśm y głodem. . . 5
K u lt, jak i M ickiewicz żyw ił dla zdobyw cy E uropy, nie rozw iązyw ał zagadki. Zm uszał do szacunku dopóty, dopóki ożyw iało go p rzechow yw a ne z pietyzm em w spom nienie niedobitków spod B e re z y n y e. Ściągnął jed n ak ów k u lt na siebie form alne potępienie, k ied y „w ielki p o e ta Z m a r ły ch ” przeniósł na osobę „N apoleona M ałego” w ierność, na k tó rą ów nie zasłużył.
Lecz M ichelet nie czekał z ostrzeżeniem do D rugiego G ru dnia. „S ei- dyzm ow i” 7 M ickiewicza p rzeciw staw ia od raz u św iadectw o św iadom ości h istory cznej. U kształtow ana w szkole Vico i C reuzera, n ak azu je m u ona dem istyfikow ać legendy i uczłow ieczać b ohaterów . M ichelet, h isto ry k średniow iecza, pisze o ludzie, k tó ry przeżył panikę Roku Tysiącznego, przygodę w y p ra w krzyżow ych, w znoszenie k a te d r, pró by m oru, głodu i duchow ej rozpaczy usym bolizow anej w tań c u śm ierci. M ichelet nie po zw ala więc sobie na p rzedstaw ian ie jako półbogów najw iększych n a w e t ak to ró w historii. L aicyzuje np. pow ołanie Jo a n n y d ’Arc. W H istorii
F rancji p a ste rk a z D om rém y nie d a je się odciągnąć przez głosy z nieba
od „w ielkiej żałości, k tó ra jest w kró lestw ie F ra n c ji”. Słucha jęków lu d u opuszczonego przez sw ych wodzów i zdanego n a łaskę najeźdźcy. Nie p rze k a z u je F rancuzom objaw ienia. P om aga im w ypow iedzieć ich nędzę i dom agać się p raw a. Je d y n e bohaterstw o, jakie M ichelet uzn aje i jakie sam chciałby urzeczyw istniać, polega w ięc n a obudzeniu pariasó w do głosu i czynu, obudzeniu owych niem ych, niezliczonych zapom nianych —
h u m ilia ti, k tó ry c h los w y raża losy narodów . E ra „daw nych id o la trii”
skończyła się ta k w historii, k tó rą się pisze, jak i w historii, k tó rą się
5 Tekst, dotąd nie publikowany — bez daty, jednak n iew ątpliw ie pow stał po r. 1848 (Bibl. Historique de la V ille Paris, rkps A. 3744, f° 6). Treść tego w yznania pow tórzył M ichelet w Le Banquet (1 II, rozdz. 7, s. 220).
e 23 XII 1847 M ichelet (L’Etudiant, s. 74—75) przytacza przekazaną m u przez M ickiew icza opowieść o przybyciu na Litw ę w iarusów armii napoleońskiej w od w rocie: „Nasz sław ny kolega i przyjaciel, M ickiewicz, opowiedział m i o szczególnym w rażeniu, jakie wyw arło na nim, jako dziecku, przybycie na Litwę, gdzie pobierał nauki, owych rzesz ludzkich powracających z Moskwy, oraz o swoich spotkaniach z tym i ludźmi. [...] Mickiewicz, w ówczas czternastoletni, przychodził czasam i p a trzeć na te w idm a wojow ników. [...] W ielki poeta spostrzegł od razu coś takiego, o czym nikt dotąd nie mówił. Ci starzy żołnierze nie kładli się w cale spać; widziano ich zawsze, jak nocą wokół ogniska, w sparłszy głow ę na rękach, m yśleli, [...] p rze ży w a li w duszach tę w ielką historię. [...] Mocą tego w spom nienia — gdy Francja już w szystk o zapomniała — M ickiewicz pozostał, że ośm ielę się tak powiedzieć, nieom al bardziej francuski niż Francja”.
7 A. d e V i g n y w Servitude et grandeur militair es używ a tego w yrazu na oznaczenie ślepego posłuszeństw a podwładnych Napoleona.
przeżyw a. Now oczesny „racjo n alizm ” n ak azu je rów nocześnie h isto ry k o wi, by m ów ił w im ieniu w ielu, a posiadającem u w ładzę — by rządził d em okratycznie. M ichelet m usi więc uznać, że „m etoda” m esjanistyczna je st nie do pogodzenia z jego w łasną. D latego to w sw y m dzienniku n o tu je 22 i 23 II 1845:
Metoda z dołu do góry, ta nasza, ta, która pragnie, aby życie szło od ludu aż do w ielkiego człowieka, aż do w ielkiej siły w ogóle — indywidualnej lub zbiorowej — która urzeczywistnia Boską myśl, i ta [metoda], która schodzi z góry do dołu, ta, która od Boga zstępuje do w ielkiego człowieka, do ludu [...]8. Można b y pom yśleć, że dw a p rzeciw staw ne ru ch y , z dołu do góry i z góry n a dół, w końcu się złączą. Ale najczęściej tak nie jest. M ickie w iczow ska hipoteza m ęża opatrznościow ego jest, zdaniem M icheleta, za sadniczo błędna. Przeczy ona bezpośrednim danym dośw iadczenia h isto rycznego, opow iadającego się po stron ie ziem i i ludzi, k tó rz y ją zam iesz k u ją, po stro nie ludu.
Z jed n ak ą p asją przyw iązani do w łasnych „m eto d ”, M ickiewicz i Mi chelet polem izują pośrednio poprzez sw oje w y k ład y i pism a. P raw d opo dobne jest, że M ickiewicz w w ykładzie z 1 V II 1842 odpiera, w im ię tra d y c ji polskiej, „racjonalizm ” swego p rzyjaciela, tw ierdząc, że n a jb a r dziej racjo n aln a jest nadzieja p osłannictw a jednostki.
Wiadomo, że dzieła sztuki w inny być zaw sze w ykonyw ane przez mistrza, że orkiestra nie m oże odegrać utworu, nie idąc za skinieniem dyrygenta, a mimo to uporczywie trw a mniemanie, jakoby najw iększe zagadnienia ludzkości, za gadnienia polityczne, społeczne, m ogły być rozw iązane i urzeczyw istnione przez m asę bezgłową [...].
Sądzę więc, że filozofia i literatura polska m ają pełną słuszność, [...] spo dziewając się, tak jak niegdyś prorocy Izraela, a naw et prorocy Rzymian i Gre ków, przyjścia dla całej ludzkości Pośrednika. Sądzę, że ten pogląd, ze w szyst kich najrozsądniejszy, może być obroniony orężem logiki. [D X 420, 421] Ze sw ej stro n y M ichelet m ierzy w M ickiewicza, gdy do w izerun ku człow ieka genialnego w Le P euple dołącza tak ie dialogow ane rozw a żania:
Czy jest to Bóg, czy też człowiek? Czyż trzeba dla instynktu geniusza po szukiwać nazw m istycznych: natchnienie, objawienie? To skłonność tłumu; po trzeba mu bogów. — „Instynkt? Natura? O, nie, odpowiadają... To natchnienie z wysoka, to w ybraniec Boga, to Bóg, to nowy M esjasz!” Zamiast podziwiać człowieka, uznać wyższość bliźniego, czynią go nawiedzonym przez Boga, Bo giem, jeśli tak trzeba [...]. Człowieka w pełnym znaczeniu tego słowa niedo rzeczna adoracja odrzuca do nieba, oddziela od ziem i żywych, skąd jego ród... Ach! pozostawcież go m iędzy nami, jego, który jest naszym życiem. Niech pozostanie człow iekiem , niech pozostanie lu d e m 9.
8 J. M i c h e l e t , Journal. T exte intégral, établi sur les manuscrits autographes e t publié pour la prem ière fois, avec une introduction, des notes et de nombreux documents inédits par. P. Viallaneix. Éd. 2. T. 1. Paris 1959, s. 592.
8 J. M i c h e l e t , Le Peuple. Introduction et notes par P. V i a l l a n e i x . Paris 1947, s. 186.
A n ty te z a objaw ia się tu w całej jaskraw ości. Z am iast osłabiać przez drobiazgow e analizow anie, lepiej ją zin terp reto w ać. M ichelet zabiera się do tego n a swój sposób, kied y 22— 23 II 1845 zapisuje w dzienniku: „nasz jed y n y przeciw nik, nasz drogi przeciw nik [...]” 10. H istoryk ludów nie sk ład a b ro n i przed rzecznikiem ch aryzm aty czny ch przyw ódców . Lecz d a je do zrozum ienia, że owo sta rc ie m a c h a ra k te r dialektyczny, gdyż obaj się w nim o d n ajd u ją i sta ją się zarazem nierozdzielni. W jakim więc m iejscu m uszą się spotykać, aby sobie przeczyć? J a k a to p roblem atyka, k tó rą w spólnie podejm ują, aby przedłużać spór nig dy nie zakończony? I ‘jakaż w spólnota niep rzy jazn y ch braci? O dpow iedź n a te p y tan ia w yjaw i, że M ickiewicz był dla M icheleta przew odnikiem w tajem niczenia. To on, w istocie, przyciąga M icheleta albo pom aga m u um iejscow ić się n a w yłącznie duchow ym obszarze ich p ojedynku. I to od poety zapożycza często h isto ry k w lata ch po przedzających rew o lu cję 1848 r. słowa, m yśli i zw roty, k tó ry c h m u, z uw agi n a jego przeszłość, b rak u je, aby dopełnić m etam orfozy, k tó ra uczyniła z niego, bez nagłego naw rócenia ani p rz y jęcia dogm atu, innego człowieka, zdecydow anie religijnego.
Nie „w skrzesza się” przeszłości całego narodu, nie budząc siebie sa mego do innego życia. W kroczenie M ickiewicza do Collège de F ra n ce zbiega się z narodzinam i nowego M icheleta. Ł ączy się on aktem w ia ry z narod em , k tó ry Jo an n a zespoliła, a którego im ię żołnierze Roku II o k rzy k n ą na polach bitew . H isto ryk F ra n c ji nie o kreśla już naro d u po przez jego początki plem ienne i geograficzne, lecz przez jego przeznacze nie, przez powołanie dziejowe, k tó re m a w ypełnić. Odczuw a on n a ró d w okół siebie jako m istyczną w spólnotę, pow ołującą go do k ap łań stw a. P o jm u je on naród ty m b ard ziej religijnie, że oczekuje, w raz z w ielom a „dziećm i w iek u ” , ry ch łej śm ierci kościołów urzędow ych. Lecz nie um ie jeszcze wypow iedzieć swego с redo. Piew ca m ęczeńskiej Polski p rzy jd zie m u tu ta j z pomocą. Język, k tó ry m M ichelet posługuje się w dzienniku 7 VI 1842, zdając spraw ę ze swego odkrycia i zobowiązania, jest jeszcze językiem filozofa historii:
Narody to uniwersalia, rodzaj pojęcia pośredniego m iędzy prawdziwym ży ciem jednostki a prawdziwym życiem rodzaju ludzkiego. To są próby in d y w idualizacji zb iorow ejłl.
W pływ Vico i Cousina łagodzi śm iałość te j w ypow iedzi. Czy nie byłoby lepiej uciec się do p o średnictw a M ickiewicza? Mówił on w łaśnie w p re lekcji z 6 V o „narodow ości” (takie jest słowo epoki) z praw dziw ie ro m a n tyczn ą w ia rą i żarliw ością:
Narodowość, w najwyższym rozumieniu tego wyrazu, znaczy posłannictw o narodu, znaczy zespół ludzi powołanych przez Boga do spełnienia jakiegoś d zie
10 M i c h e l e t , Journal, t. 1, s. 592.
ła, którzy pracują jedni dla drugich i połączeni są z sobą tym głębokim zw iąz kiem uczuciowym , jaki w skazaliśm y w królestw ie roślinnym i jakiego istnienie stw ierdziliśm y na przykładach dobytych z dziejów narodu polskiego. [D X 294] O kazuje się, że po k ilk u latach burzliw ej w y m ian y m yśli M ichelet przysw oił sobie frazeologię i teologię narodow ą swego „drogiego p rze c iw n ik a ” . Trzecia część Le P euple (1846): De l’a ffra n ch issem en t par
Vamour. La Patrie prześciga n a w e t w yk ład y lite r a tu r y słow iańskiej.
O sądźm y z tego frag m en tu :
Chrześcijanin w ierzył, że Bóg zstąpiwszy w człow ieka uczyni ludzi braćmi i prędzej czy później zjednoczy św iat w jednym sercu. To się nie sprawdziło, ale sprawdzi się przez nas.
N ie w ystarczyło powiedzieć, że Bóg zstąpił w człowieka; ta prawda, w yra żona w sposób tak ogólny, nie w ydała owoców. Trzeba badać, jak objaw ił się Bóg w człowieku każdego narodu, jak, wśród rozmaitości geniuszy narodowych, Ojciec dostosował się do potrzeb sw ych d z ie c i12
P odobnie jak M ickiewicz, był M ichelet przekonany, że w ia ra w m i styczn ą osobowość naro du , zaśw iadczona przez S ta ry T esta m en t, nie po w in n a dzielić ludzi ani podsycać w nich w ojennego ducha. J e s t to ich sta w k a i, być może, złudzenie. O jczyzna zdaniem M icheleta, „jest w ta je m niczeniem w ojczyznę pow szechną” 13. Nie m ożna było jaśn iej w yrazić m yśli, że zbaw ienie ludzkości zapow iada się i rozg ryw a w e w n ątrz historii ludów . O panow any przez M ickiewiczowski system m yślenia, M ichelet zam ienia sw oją filozofię w religię historii. W okresie pisania In tro d u ctio n
à l’histoire un iverselle zadow alał się tw ierdzeniem , że histo ria jest „nie
kończącą się w alką człow ieka z przyrodą, ducha z m ate rią , wolności z fa tu m ” . Rozw ażając szybką ew olucję w ew n ętrzn ą M icheleta w czasie, kiedy kończył H istoire du M o yen  g e (1841— 1844) i przygotow yw ał H istoire de
la R év o lu tio n française (t. 1 u kazał się w sprzedaży 10 II 1847) — jakże
m ożna nie dostrzec oznak w p ływ u M ickiewicza? P rzy p o m n ijm y np. ten u stęp w y k ład u wygłoszonego przez poetę 13 X II 1842:
istnieją objawienia cząstkowe; można rzec nawet [...], że każdy lud począł swój byt narodowy z objawienia. Każda narodowość oparta jest na osobnym objaw ieniu. [D XI 19]
M ichelet zajm uje się szczególniej „objaw ieniem ” o trzy m an y m przez F ra n cję , które, w edług niego, obw ieściła ona w ro k u 1789. To objaw ienie streścił on w Le Peuple, p rzy jm u ją c za nie odpow iedzialność i p rze m a w iając językiem ew angelisty: „Jesteśm y synam i tych, k tó rz y w ysiłkiem b o h atersk iej narodow ości dokonali dzieła na m iarę św iata i ustanow ili, dla całego narodu, ew angelię rów ności” u . H istoire de la R évo lutio n
12 M i c h e l e t , Le Peuple, s. 237.
13 Ibidem, s. 220.
française jest po p ro stu opowieścią o D obrej Nowinie, księgą O bjaw ien ia
czasów now ożytnych.
I cóż się w ięc wydarzyło? Jakież boskie św iatło zabłysło, aby dokonać tak w ielkiej przemiany? Czy to siła jakiejś m yśli, jakiegoś nowego natchnienia, ja k iegoś objawienia z wysoka?... Tak, dokonało się ob ja w ien ie15.
„D o k try n o m ”, k tó ry m M ickiewicz w ytacza proces (D X I 335), ideolo gom, jak b y śm y powiedzieli, M ichelet p rzeciw staw ia m istyczne p rzesłanie, k tó re odczytuje w w ydarzeniach. W raz ze sw ym tow arzyszem b ro n i w ie rzy, n a w e t w ted y gdy go zwalcza, że h isto ria jest w ypełnieniem , że posia da ona sens tra n sc en d e n tn y i że, poprzez sw oje teofanie, d aje ona po czątek relig ii przyszłości.
Nie m a religii bez proroków . M ichelet s ta je się prorokiem w ciągu la t w alki, k tó re przeżyw a przy boku M ickiewicza. N auki jego kolegi zachęcają go do przezw yciężenia zastrzeżeń „racjo n alizm u ” i do śm iel szych decyzji. U w aln iają go od naw yków e ru d y ty w tajem niczając w „eg z a ltac ję ” (D X 313— 314) i „zap ał” , k tó ry „pozw ala człow iekowi odnaleźć siebie, zlew a go w jedno z lu d em ” (9 I 1844; D X I 349). Z m uszają go, jako człow ieka pióra, do surow ego ra c h u n k u sum ienia — u k azu ją, że „człow iek u k ład ający książki poszukuje m oże p raw d y , ale jej nie znalazł; gd yby bow iem ją znalazł, to b y ją zrealizow ał w sw ej osobie i w in sty tucjach , k tó re by założył” (12 III 1844; D X I 431). M ichelet nie pozostaje głuchy n a te słowa. W ro k u 1845, kiedy p ra c u je n ad Le P euple, w y raża chęć zniszczenia sw ych „m achin litera c k ic h ” i „skończenia z P a n e m A u to re m ” 16. A n a drodze do odzyskania ufności przew odnikiem je st m u znów poeta-p ro ro k. Ileż to raz y tw ierd ził on publicznie i u d o w adniał p rzykładem , że słowo n atchn ion e m a za nic reto ry czn e k o n w e n c je !17 I ta k — 13 X II 1842:
Owóż duch, który pracuje, który się podnosi, który nieustannie szuka Boga, otrzym uje przez to samo św iatło wyższe, tak zw ane s ł o w o ; a człow iek, który je otrzymał, staje się objaw icielem . [D X I 18]
M ichelet, k tó ry ze słuchaniem M ickiewicza łączy czytanie p ro rok ów izraelskich, pom yśli w krótce, że sam jest na drodze otrzy m y w an ia d a ru
15 J. M i c h e l e t , Histoire de la Révolution française. Édition établie e t annotée par G. W a l t e r . T. 1. [Paris] 1952, s. 59 (Introduction).
16 List bez daty (z jesieni 1845) zaadresowany do E. Noëla.
17 M ichelet 25 I 1849 złożył taki hołd sw em u przyjacielowi: „Tutaj słyszę zaw sze głos poety narodowego sześćdziesięciu m ilionów ludzi, ten srogi głos pro roka, w którym czułem szloch tylu narodów pozbawionych jeszcze głosu”. Cyt. w e dług: Cours inédits du Collège de France. Tekst tych w ykładów , ustalony przez zespół studentów z Centre de Recherches Révolutionnaires et Romantiques U niw er sytetu w Clermont, zostanie opublikowany w t. 12 przygotowanych przeze m nie do ■druku Oeuvres complètes J. M i c h e l e t a (w w ydaw n ictw ie Flammarion; ukazały się już tomy 1—6).
słowa i w ładzy „objaw iciela” . P rz y sta je na to, że jego w łasne nauczanie może być głoszeniem owego słowa. W izerunek człow ieka genialnego w Le Peuple o d tw arza w idom ie m odel profetyczny:
W szyscy dziwią się, gdy słyszą, jak nieruchome m asy drżą na dźwięk jednego tylko jego słowa, jak ów głos ucisza szum Oceanu, jak fala ludowa ciągnie się śladam i jego stóp... Dlaczego się temu dziwić? Ten głos ludu; sam przez się niemy, m ówi on przez tego człowieka, a Bóg wraz z nim. To w tedy można naprawdę powiedzieć: „Vox populi v o x Dei” 18.
O d kryw ając i k u lty w u ją c w ładzę swego „głosu”, M ichelet n a śla d u je jasnow idzących, w śród k tó ry c h z n ajd u je się M ickiewicz. I odm ierza głębię „duchow ej jedności” , k tó ra , n a przekó r w szelkim rozbieżnościom „m eto d y ” czy „ d o k try n y ” , spaja w yznaw czą tró jcę z Collège de France. P r z y w ołując w spom nienie sw ych tow arzyszy, zaw ieszonych w p rac a c h w y k ła dowców, czci ową tró jcę z nostalgicznym w zruszeniem , gdy m ówi 4 III
1847:
Chciałem ukazać, że my trzej byliśm y doskonałym obrazem braterstwa. Ukażę następnie, że m y odsunęliśm y przeszłość. To było w spólne nam w szyst kim trzem, że odbiliśm y od brzegu i pożeglowaliśm y ku przyszłości. Inaczej szukaliśmy, lecz szukaliśm y razem. Dante pragnął wraz z przyjaciółm i w y ruszyć w wieczną podróż. To urzeczywistniło się... na krótko. A dzisiaj, kiedy statek się rozbił, gdy ja sam, żeglując na jego szczątkach, dążę na poszukiwanie przyszłości, czegóż w as będę nauczać, jeśli n ie naszej w spólnej m yśli, tajem nego słow a ukrytego w głębiach dziejów, oderwania od w szelkiej przeszłości: Porzućcie historię i ru sza jcie18.
Jak aż to b u rza rozbiła o k ręt now ych A rgonautów ? Sam otność M iche leta „żeglującego na szczątkach” nie jest p ro sty m sk u tk iem odsunięcia od k a te d ry u n iw ersy teck iej M ickiewicza i Q uineta. W ynika ona rów nież z zuchw alstw a m yśli okazanego przez M icheleta w chw ili „żeglow ania k u przyszłości” . On jeden, w istocie, „odbił od b rze g u ” przeszłości bez nadziei palingenezy. Św iadom ie odm ówił podążania ku w spólnej spraw ie pod odw iecznym znakiem K rzyża 20. P rzy zn a kiedyś, że „cała p rzestrzeń ch rześcijań stw a” oddalała go od Q uineta. A tera z ubolew a n a d w iernością M ickiewicza wobec katolicyzm u. W swej p rofetyck iej gorliw ości nie w ątpi bowiem , że O bjaw ienie z 1789 r. zatarło poprzednie. M ickiewicz — przeciw nie, w ierzy, że h isto ria zbaw ienia jest jedna i niepodzielna. Do strzega „pośród zbłąkań n aw et Rew olucji fran cu sk iej [...] isk ry ducha iście chrześcijańskiego” (D X 372). Jeśli dopuszcza on, że „objaw ienia
18 M i с h e 1 e t, Le Peuple, s. 186.
19 M i c h e l e t , Cours inédit du Collège de France.
20 M ichelet zdaje sobie sprawę, że w ten sposób odsuwa się tak od M ickie wicza, jak i od Quineta. Notuje 3 VI 1845 (Journal, t. 1, s. 605): „Mickiewicz, Quinet [...] wychodzą od prawdziwego chrześcijaństw a jako identycznego z Rewolucją: n ie bezpieczeństwo przywołania z powrotem, mimo interpretacji filozoficznej, w ielu idei Średniowiecza”.
cząstkow e” m ogłyby „u zupełnić” przesłanie Pism a, to niem niej głosi, że „będzie jedna ty lko droga praw dy ; będzie to zawsze droga K rzyża” , (D XI 13), Prorocy, w jakim kolw iek by w ieku żyli, o trz y m u ją i będą otrzym yw ać w ładzę słow a od Boga, k tó ry stw orzył św iat przez Słowo i k tó ry m ów ił do ludzi poprzez swojego Syna.
Nie doświadczyw szy w iary skłania się M ichelet do k ary k a tu ro w a n ia m esjanizm u M ickiewicza. W idzi w nim ty lk o niebezpieczną z pew nością apologię opatrznościow ego ty ra n a . Nie p o tra fi dojrzeć nakazu o znaczeniu pow szechnym : naśladow ania m istrza, k tó ry nie pozostaw ił księgi ani szkoły, lecz p rzyk ład — to, co pow iedział, uczynił i przeżył. Słowa M i cheleta zdaje się odpierać jego „drogi p rzeciw n ik ” (w w ykładzie z 7 III 1843):
Jednego filozofow ie nie dość zauważyli czy też o tym zapomnieli, że Jezus Chrystus nie jest twórcą żadnej doktryny ani żadnego prawodawstwa w po spolitym tego słow a znaczeniu; nie ustanow ił żadnego system atu, nie pozostaw ił ni praw, ni nawet ułam ków praw, słowem, niczego, co by mogło być rozstrzą- sane gromadnie; w iernym swym dał coś bardziej rzeczywistego, pozytywnego, a zarazem bardziej wymagającego, to znaczy sw oją o s o b ę , swój ż y w o t , sw oje d z i e j e . Jest to jedyna księga praw, jaką ustanowił; streszcza się ona w tym jednym przykładzie: Pójdźcie za mną. [D X I 265—266]
B yłbyż to w y raz „indyw idualizm u, k tó ry zgubił P olskę” ? N ieporozu m ienie sta je się p rzy k re. Dziwne, że uległ m u a u to r H istoire de France, k tó ry na pierw szych stronicach jej to m u 5 (r. 1841) zaw arł in telig en tn ą i żarliw ą pochwałę... dzieła O naśladow aniu Jezusa C hrystusa. G dy rzuca M ickiewiczowi jak b y w yzw anie: „ Jed e n człowiek? Dlaczego nie w ielu? Dlaczego nie tysiąc? Dlaczego nie w szyscy?” 21, to uchodzi jego uw agi, że zarzu t całkow icie m ija się z celem. Bo przecież „naślad ow an ie” jednego M esjasza nie może ograniczyć liczby uczniów . M ickiewicz jest p rzeko na ny, że to naśladow anie ową liczbę pom naża. To nie jeden człowiek, lecz w ielu, tysiące, w szyscy a dlaczegożby nie? — m ogą żyć w C hrystusie. D ogm at św ięty ch obcow ania tak dalece nie w yklucza drogiej M icheletow i w izji pow szechnej republiki, że m ógłby być jej początkiem .
Jakże więc b rate rstw o jest tru d ne! A le i jak żyw otne zarazem . M ickie wicz nie p rzestaje fascynow ać M icheleta. P rzy ciąg a i jednocześnie nie pokoi. Obcy i bliski, p rzek azuje m u, poprzez ilum inację, p raw d y n ie słychane, k tó re sta ją się dla niego oczyw iste. „ P a n jesteś dla m nie ob jaw ieniem , i to w w ielu znaczeniach” — pisze M ichelet do M ickiewicza w r. 1849, po o trzym aniu trz e c h tom ów jego w y k ła d ó w 22. Lecz te n „ b a rb a rzy ń sk i” poeta prow okuje go rów nież, poddaje egzam inow i i zm u sza do odsłonięcia w łasnej tożsamości. „A jednak... on jest drugim
bie-21 M i c h e l e t , Journal, t. 1, s. 593 (22—23 II 1845).
gunem , niezbędnym dla rów now agi...” — w y zn aje M ichelet w m arcu 1851 23. Albo jeszcze w dzienniku, pod d a tą 22— 23 II 1845: „ J e s t on dla nas nie ty le p rzeciw ny ile ko respondujący i sy m etry czn y ” 24. To znaczy, że M ichelet bez M ickiewicza nie by łb y w pełn i M icheletem .
Z francuskiego przełożyła Maria Dramińska-Joczowa
23 Cyt. za: J. M i c h e l e t , Légendes démocratique du Nord. Éd. M. C a d о t. Paris 1968, s. 266.