STU D IA S O C JO LO G IC Z N E 1992, 1-2 (124-125) PL ISSN 0039-3371
Ija Lazari-Pawłowska
U n iw ersy tet Ł ódzki
PROFESOR LESZEK KOŁAKOWSKI
DOKTOREM H O N O R IS CAUSA UNIWERSYTETU ŁÓDZKIEGO
Przemówienie promotora
Senat Uniwersytetu Łódzkiego powierzył mi zadanie bardzo zaszczytne i wzru
szające.
T rudno mi było powziąć decyzję, co w obfitości, różnorodności i niezwykłości dokonań profesora Leszka Kołakowskiego należy szczególnie podkreślić w dzisiej
szym wystąpieniu, które nie powinno być rozbudow ane, jak o że my tu obecni nastaw iam y się na to, aby usłyszeć głos przede wszystkim samego L aureata, skoro mamy szczęście gościć t a k i e g o u c z o n e g o .
Pan rektor Michał Seweryński scharakteryzow ał dorobek naukow y profesora Kołakowskiego, wskazując na jego osiągnięcia w różnych dziedzinach humanistycznej refleksji, i te osiągnięcia przyniosły m u większą w świecie sławę niż jakiem ukolwiek innem u polskiem u filozofowi.
G dy jesienią 1945 r. rozpoczynaliśmy w Uniwersytecie Łódzkim swoje studia w zakresie filozofii (a było nas 12 osób), każdy z nas określał siebie jak o studenta filozofii właśnie, ale tylko Leszek Kołakowski został rzeczywiście f i l o z o f e m . Koledzy, którzy także podjęli pracę w uczelni, skupili się na logice, moim zaś przedm iotem stała się etyka. Chociaż logika i etyka zaliczane są do nauk filozoficznych, ani logik, ani etyk nie „filozofują” w tym sensie, w jakim upraw ia filozofię profesor Kołakowski. W śród jego dokonań znajdują się dzieła z dziedziny historii filozofii (i szerzej: historii idei), cenione za oryginalne ujęcia, zdające sprawę z tego, jak filozofowali inni, ale jego główną pasją twórczą jest przecież własne filozofowanie.
Z czego żyją filozofowie? Pam iętani to pytanie profesora Kołakowskiego z 1956 r. Próbow ał wówczas określić, ale i usprawiedliwić, miejsce zajmowane przez filozofa w społeczeństwie. Do pytania o rolę filozofa, o styl jego dociekań, o język, w którym buduje swoje wizje świata, o praw om ocność wyrażanych przez niego sądów, w racał potem wiele razy. -O ile jednak we wczesnych latach przyjmował
„antropocentryczny” , jak to nazwał, charakter poznania filozoficznego, bo tak doniosła była dla niego „świadom ość zobowiązań nakładanych na jednostkę z racji jej uczestnictwa w życiu zbiorow ym ” , o tyle w późniejszych latach, gdy uznał
„sam oistny mitologiczny status osobowości” , przyjął, że do zadań filozofa należy w każdym razie podejm owanie problem ów metafizycznych. „O d niepamiętnych czasów ludzie na różne sposoby pytali « c z y m jesteśm y?» i « p o co żyjem y?».
220 IJA LA ZA R I-PAW ŁO W SKA
Nigdy nie przestaliśmy i zapewne nigdy nie przestaniemy takich pytań zadawać.
Nigdy nie pozbędziemy się pokusy postrzegania świata jak o tajemniczego szyfru, do którego uparcie usiłujemy znaleźć klucz” .
Z czego żyją filozofowie? Z niepokojów, z metafizycznych niepokojów - tak dziś profesor Kołakowski odpowiada.
Z alicza siebie do m yślicieli, k tó ry c h um ysły u k sz ta łto w an e są w znacznym sto p n iu przez O św iecenie i k tó rzy nie chcieliby tego dziedzictw a całkow icie odrzucić, nie je st je d n a k też skło n n y dziedzictw o to w pełni zaak cep to w ać.
„M yślę, że zawsze będziem y zadaw ać sobie p y tan ia, k tó ry c h nie m ożna budow ać w k ate g o ria c h rozu m u anality czn eg o , a k tó re jesteśm y niejako k u ltu ro w o zobo w iązani rozw ażać, o d p o w iad ać na nie, w iedząc cały czas, że nie m ożem y udzielić odpow iedzi, k tó re byłyby w ażne z p u n k tu w idzenia n a u k i” . [...]
„W ed łu g tego, ja k m yślę i czuję, wysiłek filozoficzny, p rac a filozoficzna, skiero w an a jest głów nie na to , aby w ykazać iluzoryczność w szelkich w ysiłków po rze d staw ia n ia sobie św iata ja k o racjo n aln eg o p o rz ą d k u na p o d staw ie o b serw acji em pirycznych i logicznego m y ślen ia” .
P ro feso r K ołak ow sk i utrzym uje się na pozycjach sam okrytycznej niepew ności i ow ą zd oln ość do sam okrytycznej niepew ności tra k tu je ja k o cechę zn a m ien n ą dla naszej k u ltu ro w ej trad y cji. C eniąc tę trad y cję, rozum ie — i m oże więcej niż rozum ie, m oże naw et p o d ziela - p o trz e b ę pew ności co do św iata „ w y p o sażonego w sens” , w k tó ry m jest ja k iś ład zastan y, a nie przez ludzi u stanaw ian y.
In te le k tu a ln a dyscyplina nie pozw ala mu je d n a k przy m k n ąć oczu na n ie d o sta tk i filozoficznych w yw odów i k onkluzji. Św iadom y m ożliw ych racji przeciw staw nych w sto su n k u do w syzstkich m etafizycznych k o n stru k c ji, św iadom y ich jed n o stro n n o śc i w ynikającej z przyjęcia arb itra ln y c h założeń, św iadom y wreszcie tego, że n iep rzek ład aln e są języki, w ja k ic h poszczególne k ieru n k i filozoficzne a rty k u łu ją swoje wizje św iata, docho d zi do w nio sku, że filozof, k tó ry jak iś rzekom o nie p o d legający z a k w estio n o w an iu u n iw ersalny ład w skazuje, o p iera się na ułudzie. Profeso r K o łako w sk i nie chce leczyć kryzysów „w iedzy filozoficz
nej” , lecz je ujaw niać.
W religii sp raw a „sensu św ia ta ” , „celu życia” , „ p o w o ła n ia czło w iek a”
przed staw ia się inaczej, bo religia - ta k ja k ją p ro fe so r K ołak o w sk i rozum ie - nie jest rzeko m ą w iedzą i nie jest zb io rem słów, sądów , tw ierdzeń, „ale d ro g ą życia, w k tó ry m rozum ienie, w iara i przyjęcie pow inn ości zlew ają się w jed e n a k t” . D lateg o w ydaje się, że przy tej koncepcji filozofii i tej koncepcji religii człow iek sp rag n io n y zn alezienia k l u c z a znajdzie go raczej w religii niż w filozofii.
Stawianie pytań ostatecznych - to dom ena filozofii, wykazywanie zaś, że na ostateczne pytania nie ma w ram ach filozofii ostatecznych odpowiedzi - to już metafilozofia, to rozw ażania nad filozofią prow adzone z krytycznego dystansu.
M oże właśnie powiązanie tych dwóch zadań czyni pisma profesora Kołakowskiego lekturą tak fascynującą? Czytelnik czerpie zresztą z jego dzieł satysfakcje nie tylko intelektualne. Są to również tego rodzaju satysfakcje, jakie daje obcowanie z dzieleni sztuki. Profesor Kołakowski uznał kiedyś (jakże trafnie), że „wielcy filozofowie, z których dzisiaj żyjemy - każdy jest dziełem sztuki, czymś o wartości samej w sobie i niezastąpionym” . Rzeczywiście, tacy są wielcy filozofowie: „czymś o wartości samej w sobie i niezastąpionym ” .
P R O FESO R LESZEK K O ŁA K O W SK I D O K T O R E M H O N O R IS C A U SA 221
* ❖ *
Przejdę teraz do etyki, dziedziny bardzo ważnej w pismach profesora K ołakow skiego.
Stwierdził on, że przewaga intelektualistów polega na sprawności w użyciu słów i że jeśli trafne jest określenie ich jak o uwodzicieli, to mogą oczywiście uwodzić ku dobru albo ku zlu. W odróżnianiu zaś dobra od zła niekoniecznie są mniej omylnymi przew odnikam i niż inni ludzie.
W jaki sposób odróżnić dobro od zła, skoro - jak wskazuje profesor Kołakowski - nie ma jakiejś uniwersalnie ludzkiej intuicji, do której m ożna by sie odwołać w przypadku niezgodnych opinii moralnych? Jakie należy stosować kryteria? Profesor Kołakowski zdaje się być zgodny z tym kierunkiem metaetyki, który przyjmuje, że etyka nie dysponuje racjonalnym i kryteriam i (co tutaj znaczy: wystarczająco przez doświadczenie i logikę ugruntow anym i) i że nie m ożna w sposób absolutny uzasadnić, że coś jest dobre, lecz tylko w sposób względny, przez odwołanie się do innych, bardziej ogólnych wartości. Po rozważeniu problem u racjonalnego upraw om ocnienia m oralnych przekonań z wynikiem negatywnym wskazuje na tradycję jak o możliwy punkt oparcia i mówi, że „wychowanie do tolerancji, do bezinteresowności, do pokonania obyczajów plemiennych na rzecz solidarności ogólnoludzkiej wymaga sił, które m ogą pochodzić tylko z tradycji, a których źródłem głównym były do tej pory wielkie religie uniwersalne” .
M ożna reprezentować wskazane tu stanowisko metodologiczne, a jednocześnie zdecydowanie i jednoznacznie opow iadać się po stronie określonych wartości.
G dyby ktoś chciał upatryw ać w tym jakąś niekonsekwencję (ja nie upatruję), to profesor Kołakowski mógłby powołać się na to, że wcale m u nie odpow iada model konsekwentnie konsekwentnego człowieka i że przecież nawet głosi - w pewnych oczywiście granicach - pochwałę ludzkiej niekonsekwencji...
Profesor Kołakowski od wielu lat występuje jako pilnie słuchany rzecznik określonych zasad m oralnych i jeśli ludzi uwodzi, to uwodzi ku dobru. Podkreśla godność osobową ludzkiej jednostki, jej „niezastępowalność” i „niewymienialność” . Angażuje się w obronę praw człowieka. Opow iada się za dem okratycznym ładem w świecie. Ceni tolerancję i nie znosi fanatyzm u. Ostrzega przed czynami, których motywem byłaby nienawiść, zawiść, mściwość lub żądza władzy...
W 1977 r. podczas wręczania m u pokojowej nagrody niemieckich księgarzy, której wcześniejszymi laureatam i byli A lbert Schweitzer i M artin Buber i pośmiertnie Janusz K orczak, profesor Kołakowski wygłosił we Frankfurcie nad Menem odczyt, w którym dom agał się wychowania przeciwko nienawiści i wychowania ku godności.
Niech mi wolno będzie kilka fragm entów z tego odczytu zacytować:
„K to przypom ina proste słowa Spinozy « N ien aw iść nigdy nie może być d o b r a » , kto pow tarza przykazanie świętego Pawła z listu do Rzymian « Z ło dobrem zw yciężaj» , ryzykuje wręcz, że jako wróg lepszego świata na nienawiść zasłuży.
W związku z tym pow tarzam zasady, które wolno nam uważać za ekstrakt tego, co nie tylko najlepsze, ale także najbardziej nieodzowne nam i najbardziej niezmienne w m oralnej nauce wielu proroków religijnych i wielu wielkich filozofów.
- że nie istnieje praw o do nienawiści, bez względu na okoliczności - że nonsensem jest powiedzenie, iż ktoś zasługuje na nienawiść
222 IJA LA ZA RI-PAW ŁO W SKA
że jest w naszej mocy żyć bez nienawiści
- że nienawiści się wyrzec nie znaczy wcale wyrzec się walki [...]” .
Mówił o tym, że duch pojednania i gotowość do kom prom isu bez tchórzostw a i bez konform izm u, zdolność do usuwania nadm iaru wrogości bez czynienia ustępstw w tym, co się uważa za istotę sprawy, jest to sztuka, która z pewnością nikom u nie przychodzi bez trudu jak o d ar naturalny. „O d naszej umiejętności przyswajania sobie tej sztuki zależy wszelako los dem okratycznego ładu w świecie” .
Mówił, że nienawiść jest tym rodzajem zła, którego nie usuną żadne zabiegi instytucjonalne. „W tym w ypadku wolno nam, bez narażania się na śmieszność, przypuścić, że każdy z nas, gdy w sobie to zło poskram ia, przyczynia się do tego, by je poskram iać w świecie i tak niesie w sobie niepewną i kruchą antycypację znośniejszego życia na naszym statku szaleńców” .
Sądzę, że ludzie, którzy w 1977 r. słuchali tych słów w' dawnym kościele świętego Pawła, a byli to ludzie należący do kulturalnej, elity Frankfurtu, uświadomili sobie, że jest w tym szczególna m ądrość i szczególna wielkość filozofa, jeśli po przebyciu dalekiej myślowej drogi umie wrócić do prostych praw d zwykłego ludzkiego serca.
* * *
Czcigodny Panie Profesorze!
K ochany Leszku!
Obecność - taki nosi tytuł Księga Pam iątkow a wydana przed kilku laty, Tobie poświęcona. Jest chyba rzeczą ważną, abyś wiedział, jak bardzo podczas całego okresu nieobecności w kraju byłeś - poprzez swoje słowo - w kraju obecny.
W latach siedemdziesiątych urzędy kontroli już samo Twoje nazwisko skreślały z artykułów naukowych. Ludzie nauki jednak nieprzerwanie orientowali się w Twojej twórczości. Twoje prace - przywożone z zagranicy wbrew zakazom - krążyły wśród inteligencji, były czytane i dyskutowane. W Uniwersytecie Łódzkim - i z pew
nością nie tylko łódzkim - niektóre Twoje pisma należały do obowiązujących lektur. Koledzy korzystali w ram ach historii filozofii z Twojego trzytomowego dzieła o głównych nurtach marksizm u. Niezależną myśl krzewiły tak zasłużone instytucje jak Uniwersytet Latający i Towarzystwo Kursów N aukow ych, ale - choć nie było to zjawisko masowe - przecież także poszczególni pracow nicy nielatających uniwersytetów poczytywali za swój obowiązek przypisywanie sobie praw a do wolności słowa i nie oglądali się na to, co według aktualnych zamierzeń władz jest powinnością, a czego się zabrania.
Lecz oto m am y Ciebie obecnego tu napraw dę - jak to się mówi - „we własnej osobie” .
K ochany Leszku,
Za to, że dziś jesteś tutaj z nami i że możemy cieszyć się Twoją obecnością - za to Ci dziękujemy.
ł ó d ź 9.01.1992 r.