mic/itczniK
/ o d i i l i c v if f l A R i m f / K I C H
u c z n ió w /ZKOk /RCDIIICIł
«T 4 Ul P O I/ C E xix.
W a r u n k i p r e n u m e r a t y n a r o k s z k o l n y 1 9 3 8 / 9 :
Całorocznie (9 numerów : październik — czerwiec) z przesyłką pocztową:
Dla sod.-uczniów i młodzieży wszelkiej kategorii w prenumeracie zbiorowej m iesię
cznej 1'80 zł — dla osób starszych w Polsce 2'50 zł. — Dla wszystkich zagranicą 4‘50 zł.
Od 100 egzem pl. cena za egzempl. 18 gr.
Pojedynczy numer z przesyłką pocztow ą:
Dla sod.-uczniów i młodzieży wszelkiej kategorii w Polsce 25 gr. — Dla wszystkich osób starszych w Polsce 30 gr. — Dla wszystkich zagranicą 50 gr.
A dres: Z a k o p a n e , u l. N o w o t a r s k a 2644.
Nr konta P. K 0 . 406 680
T R E Ś Ć N U M E R U : str.
W esoła nowina — T. R ó ż e w i c z ...81
A rcypasterze błogosławią kursom przeszkolenia S M ...82
Prawdzie w oczy... — X . J. W i n k o w s k i ... 83
Krzyż na biurko — J. A . Kalii ...86
Prezydent Stanów Zjedn. do Kongr, Euchar... 88
L. O. M. — B. P ó l k o ś n i k ...89
Nasza solidarność uczniowska — dyskusja koleż. — (c. dalszy) . . . . 90
Jak pracują „zespoły" pińczowskie . - ... 92
Ojciec i syn w udręce egzaminu — X . H . Federer — (c. dalszy) . . . 94
Wiadomości katolickie — Z Polski — ze ś w i a t a ... 97
X. Zjazd SM ucz. szk. śr. diec. k a t o w i c k i e j ... 99
Śnieżnickie wspomnienia — T. F a j k s ... 101
Szaleństwa b o ls z e w iz m u ...104
Nowe k są żk i — (B angha — Czernecki — Św iątek — K . J. — G lintsanka) 106 Listy od*naszych p r z y j a c i ó ł ...108
Ze złotej karty p r e n u m e r a to r ó w ...109
CZĘŚĆ URZĘDOWA i ORGANIZACYJNA Komunikat Prezydium Związku Nr 8 0 ...110
Odpowiedzi od Redakcji . . • ...110
C entrala informuje i o d p o w i a d a ... ... . 1 1 1 Ś. p. X. Sew eryn B i e ls k i... Nasze sprawozdania — (Baranowicze — B ydgoszcz I. — P łońsk — W adowi- --- wice — W ilno I V . — Zakopane) ...112
IV. Wykaz wkładek związkowych
(Za czas od 19 listopada do 16 grudnia 1938)
Wkładki XX. Moderatorów (w edług uchwały konferencji w Wilnie). X. Ma
tuszak A l e k s a n d r ó w K u j . 3’ , X. Rozwadowski B i a ł a K r a k o w s k a 3'—, X. Szarkowski G d y n i a 13* f X. Ćwiklik G r y b ó w 3*—, X. Czerw N o w y S ą c z II 3'—, X. Śpikowski P o z n a ń II 3 '—.
Wkładki sodalicyj związkowych (po 3 grosze od każdego członka m iesię cznie podano w groszach). A leksandrów Kuj. 299, Borszczów 500, Bydgoszcz IV 90, Cieszyn 500, C zęstochow a II 255, Dzisna 53, Gdynia I 90, Grodno I 105, Inowrocław 520, Jarosław I 90, II 480, Kalisz I 720, Kępno 75, Kościerzyna I 450, K raków I 780, VI 540, XII 162, Krosno I 138, Lublin V 156, Lwów III 90, IX 300, Łomża I 210, Łódź V 54, Myślenice 177, O strów WIkp. 480, Pelplin 180, Pińczów 246, Poznań I 240, II 390, IV 102, VIII 60, Pułtusk 150, Rogoźno I 153, Sanok I 294, Siedlce III 240, Stryj II 150, Tarnów IV 480, Trembowla 150, Trzem eszno 156, W adowice 480, W arszawa I 300, W ąbrz-źno 285, W ągrowiec II 108, Wielicz
ka 600, Wieluń 234, W olszlyn II 288, Zduńska W ola II 480. Razem sodalicyj 47.
O k ła d k ą p ro je k to w a ł F r. T a d M yszkow ski (K rak ó w ) II. n a g ro d a n asz sto k o n k u rsu .
Radomsko
Anieli śpiewają
chwałę Pana nad pany,
— w żłobie na sianie Dzieciątko ro ześm iane na świat patrzy, na ludzi Miłość zv sercach ich budzi i W iarę.
Gloria. Gloria. Gloria ! Na niebie gwiazda P ali się jedyna
— znak to cudowny, że Boża Dziecina tu się narodziła.
Tu J ą piastuje Józej i M aryja.
Gloria. Gloria. Gloria 1
Wesoła nowina
W esołą nowiną opo
wiadają :
— w Betlejem dalekim Józej z M aryją
w szopie szpetnej, starej Dzieciątko piastują Bogu ubogiemu wdzięczn :e usługują.
Gloria. Gloria. Gloria!
W Betlejem ubogim przyszedł Pan nad pany przez lat tysiące
oczekiwany.
K łaniają się mędrcy-Królowie bydlęta i pastuszkowie
śpiewają M u Aniołowie.
Gloria. Gloria. Gloria ! R adujm y się, radujm y ludz!e dobrej woli z wesołej nowiny.
przyjścia Bożej Dzieciny.
N a ziemię przychodzi
Z piekieł oswobodzi !
— W ielka Boża to Victoria, Gloria. Gloria. Gloria !
82 Pod znakiem Marii Nr 4
Sprawozdanie z I. Kursu przeszkolenia sodalicyjnego dla preze
sów i konsultorów SM prowincji kościelnej krakowskiej, odbytego na Kolonii śnieźnickiej w ostatnim tygodniu lipca 1938 pozwoliliśmy so
bie przesiać z odpowiednim pismem Najprzewielebniejszym XX. Arcy
biskupom i Biskupom Polskim.
W odpowiedzi otrzymaliśmy kilka cennych i serdecznych listów oraz błogosławieństwo arcypasterskie dla tej nowej gałęzi naszej pra
cy związkowej.
Niewątpliwie zarówno PW. Księża Moderatorzy jak i Sodalisi ucieszą się serdecznie wyjątkami z tych pism Biskupich, dlatego za
mieszczamy je na łamach miesięcznika:
J. Em. X. K rriy n a ł Prym as P olski Dr A u gu st Hlond (Poznań):
Przewielebnemu Księdzu Prezesowi gratuluję pięknego przebiegu pierwszego Kursu przeszkolenia sodalicyjnego dla prefektów i konsul
torów Sodalicji M ariańskiej uczniów szkól średnich; dziękuję za na
desłany mi egzemplarz sp, awozdania i życzę inicjatywie, podjętej przez K urs śnieżnicki najowocniejszych wyników, (pismo z 8 list. 1938).
J. E. Ks. Biskup Chełm iński Dr S tan isław Okoniewski (Pelplin):
Dziękuję gorąco za spraivozdanie z I. Kursu... K ursy tego ro
dzaju pogłębią znajomość ideałów katolickich w dobie obecnej i przy
czynią się do wytworzenia praivdziwej elity, dlatego całą duszą im błogosławię. (List z dn. 23 października 1938).
J. E. Ks. Biskup Łom żyński Dr S tan isław Łukom ski (Ł o m ża):
Spraivozdanie przeczytałem z wielkim zainteresowaniem i chę
tnie błogosławię na rozwijanie się tej szkoły młodych, uśiviadomio- nych katolików. Będę się starał o to, byśmy iv: diecezji łomżyńskiej poszli w lVasze ślady. (List z dn. 25 października 1938).
J. E. Ks. Biskup Ś lą sk i Dr S tan isław Adam ski (Katowice) (Pi
smo Kancelarii Biskupiej):
Uznając wielką użyteczność takiego kursu dla kierownictwa So- dalicyj Mariańskich szkół średnich, Jego Ekscelencja polecił przestu- diować i przedyskutować sprawozdanie tutejszym X X . Moderatorom S M szkół średnich. Życząc inicjatywie podjętej przez Przewielebnego Księdza Prezesa powodzenia, Jego Ekscelencja śle uproszone błogo
sławieństwo arcypasterskie. (Pismo z dn. 26 paźdz. 1938).
Słowa błogosławieństwa przesłali także kursom naszym J. E. X.
Biskup A dm inistrator A p ostolski D iecezji Sandom ierskiej Jan Lorek (Sandomierz) oraz J. E. X. Biskup S ufragan Siedlecki C zesław So
k o ło w sk i (Siedlce).
Z głębi serca dziękujemy Naszym Dostojnym Arcypasterzom za tyle życzliwych slow i ufamy inocno, źe Ich błogosławitństw o z;edna naszemu przedsięwzięciu, które wstępnym bojem zdobywa (oraz nowe diecezje pod posiew idei kursowej, laskę Najwyższego a pomoc i opie
kę naszej Najświętszej Patronki.
KS. J Ó Z E F WINKOWSKI
Prawdzie w oczy...
...Szła zwykle w ów dzień do dyrektora delegacja wyższych klas cesarsko-królewskiego gimnazjum i prosiła w im ieiru kolegów z całej szkoły o zwolnienie na nabożeństwo... Dyrektor dla formy trochę się wzbraniał, potem dołączali swój głos profesorowie i ostatecznie ury
wały się jakieś dwie godziny. Z giośnym okrzykiem : hurra pakowa
liśmy na gwałt książki i najbliższą drogą, niemal biegiem pędziliśmy do kościoła Mariackiego w Rynku, gdzie staraniem organizacyj naro
dowych i społecznych odbywało się „patriotyczne nabożeństwo".
Więc cale prezbyteriuin wypełnione pocztami sztandarowymi związ
ków i zrzeszeń, w pierwszym rzędzie krakowskich cechów z ich pra
starymi, czcigodnymi chorągwiami, co cale już w strzępach, nieraz pa
miętały dawną jeszcze Rzeczpospolitą... Więc wspaniały, jarzący się światłem katafalk, więc przepiękne chóry i potem błagalne Boże coś Polskę...
Skończyło się nabożeństwo. Nikt się nie ruszał. Wszyscy patrzy
li na ambonę. Kazanie być musiało...
I wstępował na stopnie kazalnicy jeden z tych mówców natchnio
nych, co porywali wówczas Kraków i jego młodzież... Kanclerz Kurii Biskupiej — X. Władysław Bandurski, późniejszy biskup, Gwardian Reformatów — O. Zygmunt Janicki, skromny zakonnik kapucyński
— O. Anioł...
I leciał z ambony w wielki kościół, w cichy, skupiony tłum żar słowa, snuły się potężne wizje przeszłości i przyszłości... W jeden takt biły serca, stawały na moment oddechy... W podwoje Mariackiej Bazyliki wstępowała w on dzień żywa, nieśmiertelna Polska... wycza
rowana złotoustym słowem narodowych proroków-kaznodziei...
Tak bywało w one czasy w dniu 22 stycznia, w każdą rocznicę powstania...
Wobec ogromu wypadków, które potem przetoczyły się nad Pol
ską, dając jej zmartwychwstanie — rocznice powstań, porywów szalo
nych, katuszy, ucisków, szubienic i Sybiru zaszły powoli w cień...
A przecież godzi się choć czasem wrócić pamięcią w te dni zma
gań się rozdartego i uciemiężonego Narodu z najeźdźcą i gnębicielem, godzi się cześć oddać bohaterom i zadumać głęboko nad tym, co przeszło, szlakiem krwi i męczeństwa znacząc dziejową naszą drogę...
Gdy za dni niewiele powróci znowu do nas na, jeden dzień sty
czniowa, 76 już rocznica, skierujmy myśli nasze najgłębsze i najgoręt
84 Pod m ak iem Marli Nr 4 sze uczucia, ku dużej gromadzie tak często zapomnianych, tak u m y
ślnie usuwanych w cień bohaterów 1863 roku, bohaterów w księżej sutannie i habicie zakonnym...
Iluż, iluż ich było!
Do samych głębin duszy, do ostatniego dna serca patriotyczne zawsze i bezgranicznie Polsce oddane szeregi Jej synów kapłanów, w od/ó w Narodu i krzepicieli jego ducha czasu n.ewoli, jakąż heka- tom bę of ar składały na ołtarzu umiłowanej Polski...
Pochylmy głowy i czytajmy:
Polegli na p lach bitew powstania styczniowego: X . A ndrzej Dąbrowski — X . W awrzyniec Kruszewski — X . Antoni M ajewski
— X . Rom uald M akarew icz— X . Benwenut Mańkowski — X . F ran
ciszek Przybylowski...
Straceni na szubienicach wyrokiem sądu wojennego moskiew
skiego: X . Stanisław Brzóska — X . A grypin Konarski — X . W a wrzyniec Lewandowski — X . Ignacy M osiński — X . M aksym Te- rejwa...
Na Sybir lub na daleką północ Rosji poszli wygnańcy-kapłani w liczbie 300...
Aieszlowano lub uwięziono, tylko na teranie b. Kongresówki 650, wysiedlono za granicę 49, ścigalij policyjnie i sądownie za ob ja
wy patriotyzmu 190...
Więc o f a r z górą 1200!
Księża polscy! Nasi księża!
— Duchowieństwo katolickie — pisał generał policmajster rosyj
ski w raporcie do cara — odegrało ważną, karygodną rolę w pow sta
niu, a nawet bardzo często b)ło instruktorem tegoż... W samych po
czątkach powstania duchowieńsiwo świeckie było wielką pomocą dla spiskowców.. Od roku 1860 stałymi nabożeństwami... kazaniami nie
wymownie gwałtownymi, ro/sprzedażą hym nów rewolucyjnych usiło
wało przygotować kraj cały do powstania...
Ten raport — to „złota kaita“ historii księdza polskiego z 1863 roku.
Dziś — lada pismak, co uczciwej „Historii Polski" nie miał na
wet w ręce... lada agitator wioskowy czy fabryczny, sam często nie Polak, ośmiela s ę n.ań bryzgać biotem, odsądzać od patriotyzmu i p o czucia państwowości polskiej...
A kto ma odwagę bronić??
I pocóż te słowa piszę Wam dzisiaj?
Czy tylko po to. by wspomnieć w rocznicę ten fragment b o h a terstwa „czarnych su k m “ — czy może, by potwierdzić przekonanie o najszczerszej zaraz po Bogu służbie ich Polsce i Narodowi?
Nie ! N:e tylko !
Chciałem właz z Wami, dziś nieomal w rocznicę powstania, za które kładli głowy i cierpieli wygnanie i katorgi, s p o j r z e ć w o c z y g r o ź n e j p r a w d z i e w s p ó ł c z e s n e j P o l s k i i K o ś c i o ł a .
Zagiaża nam brak k a p ła n ó w !
Już od wielu, wielu lat sytuacja na froncie kościelnym polskim była pod tym względem nieomal katastrofalna.
Gdy w krajach katolickich zachodniej Europy, ba nawet w k ra
jach misvjnych ilość dusz ..przypadająca na jed n ego k ap łan a wynosi
ła i wynosi p rzeciętn ie 400—500, w Polsce osiąga przeciętni) liczbę 2000, ale w w u lu diecezjach idzie znacznie wy^ej, i w wielu para
fiach dosięga 4000—5000 dusz na jed n ego pracownika w sukni d u chownej.
st to proporcja potworna.
Czytałem gdzieś niedawno, źe katolick a P olsk a sto i w św iecie pod tym w zględem na jednym z osta tn ich m iejsc...
A skutki?
Pomijam niedostateczność obsługi duchownej, pomijam mnóstwo dzieł Bosych i spraw ledwo wegetujących z braku księży, ale pomyśl
cie, jak szybko, jak gwałtownie w tych warunkach zdzieraj;} się siły pracow ników ? Jak bardzo choroby koszą przepracowane, wyniszczo
ne organizmy, znojące się zwykle za trzech, jeśli nie za czterech , pięciu ..
W tej walce, w tym zdzieraniu się przedwczesnym w służbie Bo
ga i Polski jakąż pociechą dla nas była ta myśl, to przekonanie, ta nadzieja, źe idą za nami szeregi młodych, źe na front tok za rokiem ruszają nowozacięźni, pełni ideałów i płomiennego zapału...
iDziś i to zawodzi.
Z szeregu diecezyj i seminariów polskich dochodzą nas groźne wieści o braku powołań, o znikomej ilości święconych już na najbliż
sze lata...
Cóż za tra g e d ia !
Przybywa pracy — ubywa pracowników!
Co będzie, gdy starzy wypuszczą z bezwładnych już dłoni rękojeść pługa, gdy odejdą na Bożą rolę po dobrze zasłużony, wiekuisty o d poczynek...?
Kto łamać będzie chleb Słowa Bożego, odprawiać Ofiarę świętą, udzielać Sakramentów, uczyć z am bon i katedr szkolnych, znoić się w związkach, sodalicjach, stowarzyszeniach...?
Zaiste — .ciekawe zjawisko staje nam dziś w oczach... Polska młodzież szkolna i akademicka najwyraźniej w świecie idzie bez za
strzeżeń ku wierze i katolickim ideałom... Religijne odrodzenie jej jest faktem niezbitym — a powołania do służby Bożej gdzieś się gubią i nikną...
Gubią się. bo, źe są, to też jest faktem niezbitym...
Cóż je gubi, osłabia, wyniszcza?
Trudno to określić, ale pewne momenty są niewątpliwe..
Opadło przecież u nas po wojnie światowej dość silnie religijne i moralne źyęie katolickiej rodziny... Atmosfera niejednego doniu nie sprzyja wyrobieniu się c?y utrwaleniu powołań u młodych synów...
Mimo idealizmu, materializm rozpanoszony po tejże wojnie robi swo
je... Zabija on zdolność do bohaterstwa nie chwilowego, do poświęce
nia się na całe życie... Rozhukane fale zmysłowości sięgają niejednej młodej duszy, nawet wierzącej mocno... Ciągła nagonka, ataki, szyder
8 6 Pod znakiem Marii Nr 4 stwa, kalumnie rzucane na księży po miastach, ostatnio, i po wsiach, polskich, mają też swoje skutki... Wreszcie wysokie koszta wyższego kształcenia się. trudności pieniężne już nawet ze studiami w liceach*
nie zostają tu bez wpływu...
Faktem jest, źe za parę lat sytuacja może stać się groźną dis:
Kościoła i dla Polski.
Czy mamy, czy nam sodalisom wolno do tego dopuścić?
O d lat blisko dwudziestu po raz pierwszy ten temat tak niesły
chanie doniosły poruszam w t e j f o r m i e na łamach miesięcznika..
Wypadało milczeć, gdy w początkach ruchu sodalicyjnego mówiono, nam stąd i zowąd najzupełniej niesłusznie i chyba dla odstraszenia- młodzieży, że sodalicja „pcha chłopców na księży". Okazaliśmy aź nadto wyraźnie i przez t j l e lat, że tak nie jest Dziś przeto wolno n am otwarcie pisać i dziś tak pisać musimy. Musimy spojrzeć prawdzie w oczy i jasno a twardo powiedzieć so b ie: Bóg, Kościół i Ojczyzna patrz;], azali szeregi sodalicyjne nasze zdolne są dać bezwzględnie polrzebny zastęp nowych pracowników w Bożej, Jezusowej Winnicy, azali zatem skłonne są wykrzesać z iskier powołania, rzucanych tak hojnie ręką Bożą w dusze młodzieńcze — płomień ofiary, płomień;
bohaterstwa i poświęcenia, za którym przecież idzie Boża jasność ta
kiej radości i szczęścia, jakiej nie da żaden inny zawód na świecie.
Patrzcież, ja k o ważkie sprawy złożył Bóg w ręce Wasze... Cała katolicka Polska patrzy na Was i wyczekuje. Wszak się nie zawiedzie??...
’ 1 Pewnym jest przecież, że w szystk ich Was Bóg nie powoła na służbę Swych ołtarzy. O grom ną większość wola Jego skieruje do roz- licznjch świeckich zawodów. A jednak od troski o powołania kapłań
skie dla Polski n ik t z W as wolny być nie może. Polecajcież tedy wszyscy tę najdonioślejszą sprawę w żarliwych rrodlitwach Bogu i Naj
świętszej Królowej Apostołów. Ofiarujcie na tę intencję jak najczęściej Wasze Komunie święte. Na wspólnych nabożeństwach sodalicyjnych do owych Zdrowaś na różne intencje dodajcie już na sta łe jedno o liczne i wyborowe powołania kapłańskie w Polsce.
Gdy wszyscy spełnimy ten najbardziej katolicki obowiązek, Bóg nie opuści Swej owczarni i n.i żniwo wielkie pośle żeńców w potęż
nych zastępach nowych, płomiennych dusz kapłańskich...
JAN A. KAHL SM.
Leszno
Krzyż na biurko
Rozpoczął się nowy rok. Wśród wielu różnych dni, które nam.
2 sobą p r/y n k sie , znajdzie się także doroczny dzień naszego św. Pa
trona. W każdej kochającej się szczerze rodzinie dzień imienin to miła sposobność okazania najlepszych, serdecznych uczuć miłości i przy
wiązania. Szukają one swej wypowiedzi w słowach życzeń, a w miarę.
możności w jakimś choćby drobnym podarku. Nieraz też rodzice z nie
małym trudem szukają w myśli przedmiotu, któryby sprawił prawdzi- wą radość kochanemu synowi, nieraz poprostu na kilka dni przed mi
łym dniem pytają się chłopca, czego by sobie najwięcejj życzył, ja ko podarku.
Rozpromieniony z radości i zarazem wzruszony dobrocią swych najbliższych wymienia zwykle po namyśle jakąś dobrą książkę, najno
wszą, ciekawą powieść, nowy m undurek i t. d.
No, to przeciętne życzenie chłopców...
A sodalis?
Wolno mu także pragnąć książki, oczywiście nie jakiegoś] sensa
cyjnego romansu, za którym w danej chwili przepadają uczniowie, lecz n. p. Żywotów Świętych, może Ewangelii, może now ego mszalika...
A może... możeby taić w tym roku poprosił o krzyż na swe biurko uczniowskie??
Piękna kaplica Seminarium Duchownego dla kapłanów, przyszłych misjonarzy dU polskiego wyohodźtwa za granicą
w Potul.cach w Wielkopolsce.
Zaiste wspaniała 1o myśl, a koszt niewielki. Gdy bowiem idziemy uczestniczyć we Mszy św.. wówczas zabieramy ze sob.} mszalik. Nie umiemy się wprost obejść bez niego, tak jest nam niezbędny w rozu
mieniu Najświętszej Ofiary. Gdy jednak znajdziemy się w domu przy pracy, pocimy się nad zadaniem matematycznym czy innym,- gdy o- gam ia nas zniechęcenie, pokusy, cóż nam. ma przypominać o konie
czności spełnienia obowiązku, o zrozum :eniu pracy i w alki? Kto nam ma d opom óc w trudzie, pod c?yj cień schronimy się przed żarem pokus??? Jedyna o d pow iedź : W krzyżu znajdziemy pocieszenie, on nas w spom oże i będzie przypominał o obecności Chrystusa w nas samych, o tym mieszkaniu sam ego Boga. I tym, czym jest mszalik w kcściele,
88 Pod znakiem Marii Nr 4 tym w pracy naszej, której dominującą część odbywamy przy biurku czy stole, będzie krzyż.
Jeśli tak bardzo cenimy krucyfiks, wydawałoby się, że znajduje się on na każdym stoliku uczniowskim, na piersiach każdego katolika (bo po czym ostatecznie poznają n. p. w razie nagłej śmierci, że je
steśmy katolikami) Tymczasem przeglądając pokoiki studentów, nawet sodalisów, cóż zobaczymy tak na nowoczesnych i wykwintnych, jak i starych, ubogich biurkach ? U jednego drogocenne komplety do pi
sania, u drugiego fotografie rodziców, a u przeważnej części podobizny kuzynek i... i... koleżanek, może gwiazd firnowych... N e potrzeba już chyba komentarzy do myśli młodzieńca, na którego stole znajdują się na zaszczytnym miejscu takie i tym ostatnim podobne fotografie. Z dru
giej zaś strony wiadomą jest rzeczą, jak będzie pracował uczeń, który mając przed sobą stale Pana Sw eso spełnia codzienny obowiązek. Wą
tpię, czy znajdą się u niego puste myśli, ale wiem i to wiem napew- no iż słodką i owocną będzie jego praca, iż będzie rozwijał się w cie- n u krzyża,"jak kwiatek, by w pewnej chwili olśnić swym blaskiem otoczenie. U stóp Jego będzie składał dziękczynienie po Komunii św., do niego będzie wzdychał, modlił się, będzie to największym sanktua- rium w jego pokoiku.
To też, niechaj w tym roku na stolikach i biurkach wszystkich soda
lisów zjawi się Chrystus Ukrzyżowany, błogosławiący życiu i pracy naszej.
tro ero ero e t o e t t : ero ero ero ero ero jt3 ot3 jtjoti erb erb .ttj d“b erb oia ero erb ero erb erb
— S z c z e g ó l n i e i t u d n e z k l ó r y m i ś w i a t d z i ś w a l c z y , z n a l a z ł y b y s ł u s z n e r o z w i ą z a n i e , g d y b y b y ł y b a d a n e w d u c h u E w a n g e l i i , j a k go P a n p o d a ł w k a z a n i u n a górze.
u u ero O u ero ltl. ero ero e t o ero ero ero u O ero o u u O erb era ero u b uu d u o u e r t i u u etu d u
BOGUSŁAW PÓŁKOŚNIK SM Sokołów Podlaski
L. O . M.
Aklualne. Nowoczesne. Modne. — To się podoba. Budzi zain
teresowanie.
Duch czasu wymaga oryginalności, czegoś nowego.
Chcę właśnie zainteresować. Pobudzić ciekawość, naszem u hasła W alcz o czystość, wstrzykując pew ną dozę aktualności. Tak często słyszy się u nas o najróżnorodniejszych ligach, n; p. Liga Obr. Pow.
i Przeciwgazowej, Liga Morska i Kolonialna, Liga P. Z. P. N. Kto o nich nie wie?
Załóżmy więc w naszych SM Ligę, która pociągnie wszystkich swą ideą — zawsze świeżą i trwałą. Ligę obok takich sekcji, jak E u charystyczna, Naukowa. Z ałóżm y L igę Obrony M oralności.
Naczelna idea:
M łody Obywatel Polski zwalcza wszelki brud moralny.
I. Prawo L. O. M :
1. Członek L. O. M. zwalcza pisma i kina treści pornograficznej oraz zepsucie obyczajów.
2. Członek L. O. M. uważa bezkarne rozszerzanie w jego obecności brudu m oralnego (pismem, słowem, uczynkiem) za obrazę honoru własnego i dlatego zawsze reaguje w odpowiedni sposób, wiedząc, źe honor jego — to h o nor rycerza Królowej Korony Polski.
3. Członek L O. M. robi codziennie przegląd swej działalności, a) czy wypełnia przyjęte z o b o w ią z a n ia ; b) czy pracuje nad pozyskaniem zwolenników dla idei L. O. M.
II. Sposób walki:
1. Roztropność. 2. Stanowczość. 3. Męstwo.
III. S topnie w L. O. M :
a) aspirant, b) członek rzeczywisty, c) członek honorowy.
IV. Akt z o b o w ią z a n ia :
Uznając pożyteczność L O.M., która p o d protektoratem Królowej Korony Polskiej — postanowiła w życie wprowadzić i d e ę : Oby
watel Polski zwalcza wszelki brud moralny i je st myślą, słowem i uczynkiem czysty, pragnę być jej członkiem i w imię swe&o honoru obowiązuję się przestrzegać jej prawa.
Sodalicja Mariańska — to m e organizacja ucząca formułek p o bożnych, ale kuźnia charakterów, dla zdobycia nowych placówek Kró
lestwa Marii w naszej Polsce. Wytężmy siły, stańm y się bojownikami idei Chrystusowej, którym przyświeca zwycięska moralność.
Polska potężnieje. Nabiera sił nieprzeciętnych. W znośmy ją Co raz wyżej przez podniesienie hartu woli i tężyzny moralnej.
Mimo wielkich, choćby najpomyślniejszych wypadków dziejowych, powinniśmy zawsze pamiętać, że jedną z zasadniczych przyczyn śmier
telnych klęsk, jakie spndły na nią, był upadek moralności w narodzie.
90 Pod znakiem Marii Nr 4
R edakcja za p ytu je: Co sądzicie o tym projekcie? Jasnym jest, źe autor szuKa nowych dróg do zrealizowania^starego hasla.^Czy dro
gi właściwe i praktyczne?
Nasza solidarność uczniowska
Dyskusja koleżeńska.
IV.
VI. Ogłoszenie dyskusji koleżeńskiej p. t. „Nasza solidarność uczniowska"
wzbudziło w naszej sodalicji zrozumiale zainteresowanie zarówno z obrania tak aktualnego tem atu, jak i oryginalnego wprow adzenia do dyskusji.
Mimo tego Wskutek ściśle ustalonego planu pracy na l-s?y okres, sekcja starszych nie m ogłt zająć się natychm iast tym zagadnieniem.
Chcąc jednak dać wyraz żywemu naszemu zaiteresow aniu, postanowiliśm y przesłać wyniki dyskusji klasowej (kl. I lic.) na tenże tem at, podany do przedys
kutow ania klasie przez jednego z sudalisów.
O to one : ,
1) Zasady koleżeństw a pow inny obowiązywać tylko do pewnych granic.
2) Klasa powmna wpływać wychowawczo na kolegów psujących jej opinię.
3) Kla«a pow nna wply ląć na winnego do przyznania się.
4) W życiu klasy należy un.kać donosicielstwa.
5) Solidarność uczniowska nie powinna być w sprzeczności z zasadami etyki i sumieniem.
W odniesieniu do tych punktów , należałoby zaznaczyć, że szczególnym za
daniem sodalisa jest w ytw orzenie wokół swej osoby na te ie n e klasy pewnej a t
mosfery, mogącej w niejednym wypadku spełnić rolę czynnika wychowawcz. go.
Do wytworzenia jednak te|że, nieomal zawsze konieczna jest zde ydow ana postaw a sodalisa we wszelkich ważnych wypadkach życia koleżeńskiego.
Dobry przykład postępowania w każdym wypadku w edług głosu sumienia i opierania się na zasadach etyki, będzie wywierał zaw sze dodatni wpływ na po stępow anie kolegów.
R o g o ź n o W l k p . I. Ż u ro w ski S t. i F. Kopiecek S . M . I kl. liceum
VII. Solidarność koleżeńska nie polega na podpowiadaniu na lekcji, na odra
bianiu zadań za innych. Przecież tak postępując, s/kodzim y drug m, bo ci pomału wyzbywają się s inej woli do pracy i sami nie mogą się zdobyć na większy wysi
łek umysłowy. Dla tych, którzy uczą się dla stopni, jest to w praw dzie wszystko jedno, czy odpowiedzą sami lub z obcą pomocą, ale cóż znaczy stopień wobec trudności życiowych. Jednakże my wiemy, że uczymy się dla własnej korzyści, dla dobra całego społeczeństw a, by w przyszłości dla jego dobra oddać swoje zdolności i trudy. Mulimy bowiem ta k udoskonal ć nasz charakter i uzupełnić w i a domości, byśmy mogli stanąć do wspólnej pracy w ukochanej 0,czyźnie, która potrzebuje najwięcej sił młodych, samodzielnych i zd<ln\ch do czynu.
Zatem „sufler" na lekcji n'e je^t solidarnym kolegą, bo pomaga koledze w złym, za które nieu~zący s ę będ/ie musiał srogo odpokutować,
Tacy bowiem, idąc w burzliwą przyszłość nie o własnych siłach, bez silnej woli pracy i samozaparcia s ę, upadną i zginą w „tłoku" ludzi „silnych".
S tąd widzimy, że istnie,ą dwa rodzaje solidarności:
1) Solidarność katolicka, szlachetna i uczciwa, która ma pew ne normy i gra
nice. 2) Solidarność spaczona, źle zrozumiana i nie godna człowieka etycznego, a więc pogańska.
My — sodalisi, przez solidarność rozumiemy koleżeńską współpracę w dą
żeniach do osiągnięcia pewnych, godnych sodalisów i katolików , celów, lub wspól
ne zajęcie stanowiska w zględem pewnej sprawy, kwestii i wypadku, gdy chodzi o dobro szkoły, klasy, lub nawet jednostki, w wypadku, gdy w skutek niespraw ied
liwości grozi jej u trata czci, honoru i t. p.
Jednakże w tych wypadkach ta współpraca i to nasze stanowisko je st og
raniczone.
Normą katolickiej solidarności je«t sumienie, uczc'w ość i honor. Dlatego te ż w powyższych wypadkach musimy się zawsze mmi kierować, byśmy przypad
kowo nie p o m ijali drugim w ztym. Jeśli zaś chodzi o wybryki nie licujące z god- nością człowieka, lub o niszczycielską robotę jednostki, to powinniśmy je bez
względnie potępić, nie zważając na o p in ę innych i donieść przełożonym.
Jednostka taka jest bowiem „bakterią chorobotwórczą" na razie w klasie, szkole, lecz w net będzie w społeczeństwie, a w tedy będzie trudniej się jej pozbyć i zło naprawić.
W takich wypadkach powinniśmy kierować się dobrem materialnym i du
chowym drugich, lub dobrem własnej duszy, a nie skrajnym egoizmem i chęcią dogodzenia innym lub własnej ambicji.
Któż bowiem ma dać przykład katolickiej solidarności w szkole? — jak nie my — sodalisi. Któż go da innym w życiu obywatelskim ?...
Dlatego też teraz, na ł?wie szkolnej powinniśmy wpajać kolegom praw dzi
wie katolickie pojęcie solidarności, by przyszłe społeczeństwo było naprawdę so
lidarne w chwili krytycznej, by przyjęło wspólną postawę, gdy tego zajdzie potrzeba.
Ś w i e c i e n a d W i s ł ą . M lisiol H enryk kl. 11 państw . Lc. humanist.
N asi najm ilsi m a tu rzy ścl-r k o lek tan ^ i w ielkopolscy na sw ych rek o lek cja ch za m k n ię
ty c h n a Ś w iętej G ó rze w G o sty n iu (pozn ) W śro d k u kierow n.k, X. S t-n is ła w S zczeró iń sk i Zak. O ra to r.
VIII. Trudno się nie zgodzić na wywody sodalisów J. Stadnickiego z Chy- rowa i „anonimowego" sodalisa z Poznania. Szczególne, jeżeli chodzi o sprawę, k tórą poruszył sodalis z 1’oznania, sprawę postawy sodalisa wobec n :eprzyzwoite- go zachowania się kolegów. W ąże się ona ściśle z hasłem naszym na rok bieżą
c y : „Walcz o czystość, bądź czysty!" Jak wspaniale się złożyło, że w tym wła
śnie roku my, sodnlisi konsekwentnie realizując hasło roczne, będziemy mogli przeczyścić zagm atwaną atm osferę koleżeńskich stosunków i stosuneczków i zde
cydowaną postawą wywalczyć u kolegów należyte zachowanie się.
O innej jeszcze sprawie chcę mówić. Do tradycyjny, h zwyczajów koleżeń
skiej solidarności należy także zwyczaj dawania ściąg. S.iąyan^e st..ło s;ę plagą powsze hną. Wystarczy przyjść przed lekcjami do klasy, aby zobaczyć całą armię
„pracowicie odrz>nających" kolegów. Częstym jest także zjawisko, że zadania w domu samodzielnie odrobi tylko kilku, a reszta bezczelnie „odwala".
92 Pod znakiem Marii Nr 4 To jedno. Inna spraw a jeszcze bardziej wrosła w grunt solidarności kole
żeńskiej, to ściągowa pomoc na klasówkach. Należy to do ta k tradycyjnych zwy
czajów, że kolrga, który ma odwagę nie daw ać ściąg i stanow czo się tem u sprze
ciwia, uchodzi za zdrajcę, wyrodka, w yrzutka niemal. Społeczeństw o klasow e po tępia takiego beapelac yjnie.
Ściąganie tak przyrosło do naszej nauki, że naw et sodalisi tem u ulegają.
A to już jest niedopuszczalne. Musimy się zdobyć na taki hart woli, na tak ą muc- ną, heroiczną odwagę, aby przy propozycjach odrzynania pow iedzieć: veto ! nie po
zwalam 1 nie w olno! Jeżeli kilkanaście tysięcy sudalisów w całej Polsce przystąpi tw ardo i konsekwentnie do wykorzenienia ściągania, a co za tym i )z>e lenistwa, nieróbstw a i próżniactw a, zmuś my naszych kolegów, „ułatwiających" sobie nie
moralnymi środkami naukę do samodzielnej pracy. Kotzyści tej akcji będą p o dwójne : dla nas sodalisów, dla naszego ducha i dla naszych kolegów. Postawm y
*az tę spraw ę jasno, odważnie i wyraźnie i akcję zm uszenia kolegów do pracy bez śdąyaczek przeprowadźm y konsekw entnie do końca.
W i e l u ń . ' ' ' ri St. C.
IX. W związku z artykułem dyskusyjnym Sodalisa Jerzego Stadnickiego (p.
nr listo p ) nasunęło mi się parę reflekcji.
Jeżeli chodzi o to, kirdy i w czym sodalisowi wolno się solidaryzować, to jest na to jedna zwięzła odpow iedź:
— S jd alis może się solidaryzować z innymi tylko w rzeczach dobrych i pięknych — w rzeczach zgodnych z prawem sodal.cyjnym, poczu-iem honoru sodalicyjnego i sumieniem — bez względu na to, kiedy i w jakich okolicznościach się to dzieje.
Sod-ilisowi natom iast nie wolno ustępow ać złu, by w te n sposób zdobyć popularność wśród zepsutych kolegów, a przez to rzekomo w ęks/.y wpływ na późniejsze wprowadzenie ich na dobrą drogę. Nie wolno nem się naginać do ży
cia i postępowania kilku m ętów klasowych. Nie wolno nam się trzym ać fałszywe?}
zasady : „Cel uświęca środki".
Sodalis musi znaleźć drogę inną, drogę prostą, jasną i otw artą, drogę go
dną sodalisa — a taką je st niczym niezbrud/.ona praca, je st własny przykład, bo przykład je st tym t*j mniczym magnesem, który pociąga innych.
Czyż nie jest jasnym, że sodalis ma być filarem moralności w klas’e ? — że sodalis ma być pionierem zasad Chrystusowych i propagatorem szczególnej czc-i i miłości dl* N ajświętsz j Marii P an n y ? Tak, ale tu nie wystarczy indywi
dualna praca jednostek — tutaj własn e potrzebny sol darny front walki ze złem ; bo tylko sol d irn a, trw ała i nieustępliwa postaw a przyniesie bogate plony.
K r o s n o I. Stanisław M igura S. M.
kl. I lic. mat -fizycz.
Jak pracują „zespoły“ pińczowskie...
Otrzymaliśmy od Zarządu Sodalicji Mar. ucz. gimn. państw, z Piń
czowie tak bardzo pożądany obraz dwuletniej pracy „zespołów".
Dzielimy się tym bogatym dorobkiem z naszymi Sodalicjami, zachęca
jąc je najgoręcej do pójścia w miarę możności w ślady sodalisów pińczowiaków.
Pracę w zespołach rozpoczęliśmy 2 lata temu.
Zespół tworzyli s idalisi poszczególnych klas. Jeśli w klasie było w ięcej jak 10 sodalisów, dzielił śmy klasę na dwa zespoły.
Zebrania odbywały się przeważnie na wolnej godzinie w czasie 5 lub 6 lek-
«ji. Wyjątkowo po południu. Trwały od 30 — 50 minut.
Na czele stał zespołowy, zadaniem jego było:
1) Czuwani^ nad wyrobieniem wewnętrznym członków,
2) Troska o wykonanie uchwał zespołu i sumienne wykonanie program u pracy, 3) Utrzymymanie ciągłego kontaktu przyjacielskiego ze swymi sodalisaml.
4) Przew odniczenie na zebraniach zespołów (w niektórych zespołach prze
wodniczyli kolejno wszyscy sodalisi),
5) Branie udziału w zebrama> h zespołowych w szystkich klas, 6) Prowadzenie zeszytu zespołu.
Zeszyt składał się z następujący<h działów:
S tr. I. Tytuł (Zeszyt zespołu k l ... ) rok szkolny, kto prowadzi zeszyt, podpis Ks. Moderatora, prezesa i zespołowego, pieczątka.
Str. 2. Hasło roczne ogólnosodalicyjne, hasło zespołu (dział pracy) i wytvc7ne pracy (rodzaj szczegółowej dyspozycji) n.p.:
Z espół kł. 2.
H asto zespołu: S entire cum E-clesia.
w ytyczne: 1) głębsze zaznajomienie się z,litu rg ią (na podstaw ie ka
techizmu liturgicznego Ks. Swietlickiego)
2) prowadzenie Koła ministrantów (szkoły powszechnej) 3) pomoc kolegom z kl. I w używaniu mszalika
4) czytanie czasopism liturgicznych (Mysterium Christi, M<za św.)
S tr. 3—10: Szczegółowy program pracy, uwzględniający wytyczne da
nego zespołu. Na m arginesie uwagi tyczące się w ykonania lub zmian ew entualnych w program ie
Każdemu miesiącowi pośw ięcona jest jedna strona.
Każdy zespól odbył w ciągu roku szkolnego 30 zebrań.
W e wrześniu 3, w październiku 4, w listopadzie 3, w grudniu 3, w styczniu 3, w lutym 3, w marcu 4, w kwietniu 2, w ma|u 4, w czerwcu 1.
O d str. 11 do 80 mniejw ęcej jest miejsce zarezerw ow ane na protokóły, które powinny być prowadzone bardzo szczegółowo. Na m arginesie d ata i cyfry oznaczające punkty programu.
Na stronach następn>ch: spis referatów (tytuł, k to wypowiedział, data), spis przeczytanych artykułów, spis członków, zestawienie wykonanych prac, spraw o
zdanie całoroczne i i harakteiy ;tyka sodali-iów. Dla każdego sodalisa przeznaczona jest cała strona. Charaktery.st>kę prowadzi w ciągu roku zespołowy.
Następnie kilka stron dla notow ania uwag Wydiiału, względnie Ks. M ode
ratora. W reszcie spis rzeczy i ostatnia strona z podaną ilością kartek danego ze
szytu i podpisami Wydziału.
‘S o d a lic ja z a k o p ia ń sk a feim n . p a ń s tw ) z swym K s. M o d erato rem W u ro c z y s te ' p ro cesji z relikw iam i św . A n d r z tja B ubuli z k o ścio ła O O . J e z u itó w „n a G ó rce” d o k o ścio ła p arafialn eg o .
94 Pod znakiem Marii Nr 4 Zeszyt przegląda co 2 miesiące Ks. M oderator i prezes.
Raz w miesiącu odbywa ąię zebranie zespołowych.
W e wrześniu i styc7mu układa się i uzgadnia program pracy i dnie zebrań.
W czerwcu zebranie ma charakter sprawozdawczy z całego roku.
Na pozostałych zebraniaih zespołowi dzielą się uwagami, spostrzeżeniam i z dotychczasowej pracy, pyt*j^ o zdanie innych kolegów, wysuwają trudności pra
cy. N» tych również zebraniach przyjmuje się aspirantów i dopuszcza do kan
dydatury i ślubowania. (Zebrania Koiuulty załatwiają spraw y więcej techniczne) jak term iny zebrań, składki i t. p.)
Dla zaznajomienia się z pracą w innych zespołach i pew n”j emulacji zespół wysył i co pewien czas delegatów na zebrania innych zespołów. Delegaci zdają na
stępnie relację szczegółową i wv«uwają pew ne wnioski. Co miesiąc inny zespół przygotowuje zebranie ogólne. W ynika stąd bardzo zdrow e i szlachetne współza
wodnictwo.
Tyle na razie. W następnych numerach, jeśli Czcig. Ks Redaktor U7na za sto sowne, podzielimy się dalszymi danymi z naszej dwuletniej praktyki. ( B ardzo pro- ssę — X . W .)
X. HENRYK FEDERER
Ojciec i syn w udręce egzaminu
opow ieść z Lachw eiler 4)
tłomacz. z niem ieckiego X. J. W.
(Copyright by G. G ro tę Verlag Berlin — P rzedruk wzbroniony) (Ciąg dalszy)
Uczniowie z wyższych klas rozpoczęli długą opow ieść o naszym pięknym walecznym kraju.
— Jakiż to on w 'elki — dzieci zapewniały z całą siłą przekonania, że w ię
kszego nie ma na całym święcie... Przecież, jak ktoś wejdzie na wieżę kościelną, tam pod sam szczyt, gdzie po kątach, jak kawałki skóry brunatnej w is/ą na sw jc h pazurka h nie/liczone nietoperze — to, m yślcie może, że już zobaczy S wajcarię od końca do k o ń c a ? Ba, naw et, gdyby się wydrapał na wierzchołek Melzbergu, co wy->oko wznosi się nad w ioską — nie zobaczy... Widać stam tąd bardzo dale
ko, to praw da — no, ale wszyscy mieszkańcy sisied n i-g o Mehlheimu, gdy ośmie
lają się mówić, że z ich Guggistocku widać dalej. kł>mią, jak to jest u nich w zwy
czaju. Nie, z naszego Melzbergu oczyw ście widać najdalej... Przecież stam tąd w idać naw et wielką rzekę, co jak dzielny w ędrow iec bieży do st. liry i jak p o t na jego obliczu połyskuje gdz eś w dali łuską swych fal srebrzystych.. A gdy pow ietrze jest czyste, to pod wieczór, tuż po zachodzie słońca, na południowym skraju nieba dojrzysz wyłaniające się jąkieś przed/iw ne zjawy. Z początku zdaje ci się, że to chmury, ale później wyraźnie już d strzegasz dalekie, potężne olbrzy- my górskie, ciemno zielone u stóp, szarawe w p ersiach, ale już od ramion nie
skalanie białe od przeczystych śniegów... A przecież za tymi górami nie kończy .się jeszcze ojczyzna... Bo tam ciągną się znów inne doliny i nowe góry... Ali! Bo
że drogi, nasza oj zyzna nie ma granic ni k o ń 'a. .
I opowiadaią dalej szkolne d/ieci o jej pięknościach.
— Jakże pięknym jest choćby ten wiejski strumyk, zwłaszcza, gdy na jego brzegach rozkw itną żółte jaskry i modre niezapominajki, no i oczywiście, gdy po
tężna maciora od gazdy Marcina nie zacznie się w nim tarzać z swym jedenaś- ciorg em młodych... Na dolnym krańcu wsi skacze znów woda poprzez strom y próg kam enny... Ah, te n w odospad nasz— to istne arcydzieło... Tak mówi każdy,, kto po raz p erw szy go zobaczy...
— Ale o ileż piękniejszym musi być ten strumyk, gdy zmieni się już w rze
kę, tam hen, g d /ie ś w dali.
Huczy ona sw jm i falami, iak organy w kościele, gdy na W ielkanoc w wiel
kie uderzą Alleluja ! A jak daleko, daleko płynie... Niech ją tylko k to ś spróbuje
zatrzymać... Oto jezioro. Już w nie wpada, ale myślicie może, iż na zaw sze?
Nic podobneyo! Potężnym skokiem dobywa się zeń na drugim końcu i otrząsa się w pianach i bryzgach, jak pies po kąpieli.
Po czym, jakby to tylko żart był jakiś, pędzi sobie dalej z uśmiechem.
I znów w drodze las jej staje. 1 już wali rzeka samym jego środkiem, poprzez stare, omszałe jodły... To skała zn »wu szeroką zaporą staw ia się jej hardo. Zdaje się drwić z niej, j«k rycerz w pancerzu. Ale rzeka puszcza się na chytrość. Srodze zmieszana udaje, że pragnie się cofnąć i nagle przemyka się rycerzowi pomię
dzy stopami.
Nigdy żaden człowiek nie przeżył tyle, co ona. Niędy nie widział takich miast z wysokimi wieżimi, co rozbrzm ewają chórem swych dzwonów od poran
ka aż do wie-zora, ani takich ludzi, którzy m «ją całkie m inne od naszych z om- ków oczv i całkiem innym mówią jęzvkiem, coś nakształt prob *szczowej łaciny w kościele, albo nawet j^S'cze jakoś cudaczniej ; ani takich okrętów, raz wysokich jak domy, to znów maleńkich, jako łupiny orzecha, ani takich fabryk z tysiącami huczących kół, ani takich z szarego kamienia kościołów, cichych, wyniosłych, a potężnych jak góry..
O! ta nasza rzeka! Nie masz od niej piękniejszej w świecie całym...
A potem opowiadają d-ieci, ile to miast i wiosek leży w naszej ojczyźnie.
Wsi — to nikt wngóle policzsć nie zdoła, a imion miast zapomina się, bo tak ich jest dużo! — Tylko największe wyli zvsz z nazwami. A ponad wszystkie pię
kniejszą i większą j-st stolica, gdzie osi dli panowie z Rady Związkowej, gdzie mieszka także ksiądz biskup. P atrzą oni na siebie z marmurowych okien każdego ranka i pięknie się w itają:
— Dzień dobry, panowie Rada !
— Dzień dobry, księże biskupie !
Ojczyzna nasza jest pracowita, jak mrówka. Jakież to śliczne konopie przę
dą tam daleko w nizinach. Oozy można zerwać z pod/iw u nad delikatną n>cią...
A jaki cudny jedw«b tam tkają.. Cóż to za płótna bieluchni szeroko bły
szczą po łąkach w promieniach słońca... W net byś pomyślał, że to śnieg najbielszy je pokrył. Ale co śnieg ! Nawet on mógłby się powstydzić przy nich swej białości!
I nigdzie na świecie nie ujrzysz bardziej dorodnego bydła... A konie nasze?
— te już pędzą chyba najszybcit j ze wszystkich...
— A widzieliście gd/ie takie owoce, jak te, co wozami całymi zwożą gazdowie z naszych w si do miasta ? Doprawdy, aż podziw ogarnia, co to nie rośnie na na
szej ziemi ojczyst* j ..
W miastach naszych mieszkają malarze, co już nie tylko wszystkimi bar
wami, ale nawet szczerym złotem i srebrem umieją malować... Rzeźb arze znów krzeszą z kamienia p°sągi wielk ch bohateró a t. . . Posągi tak wysok»e, że w ich głowach wn»-tby się całe Lachweiler zmieściło.
— Przez cały, cały dzień kręcą się maszyny, kominy potężne wyrzucają kłęby modrego lub szarego dymu... Po ulicach pędzą wozy, w powietrzu bez ustanku szybują balony, stalowe szyny błyszczą w słońcu, jak sieć srebrzysta po kraju rozpięta.. H«>, ho nasze państwo jest tak b>gate, ze samo sobie bije pieniąrlze, a gdyby kiedy znalazło się w potrzebie — nie ma strachu, zaraz ile tylko zechce, natłoczy monety... Ono nigdy nie może być biedne !
A jakże silną jest nasza ojczyzna !
O tym już najlepiej wiedzą chłopcy. Iluż to bowiem nieprzyjaciół bezw sty
dną swą p ęśc«ą nie wal ło już w bramy naszego kraju !
— Zamykać! Zamykać — wolałyby oczywiś«ie niemądre dziewczęta. I co ? Może nasi pra«*j o w e zamknęli bramy ? v-— Też głupstw o! Otworzyli je na oścież i w prost wyp idli na najeźdźców Wszak od lat siedm tis 't z nimi toczył śmy wojny.
I n’gdyśmy nie przegrali! — Przyszli Austriacy — zmłóciliśmy ich, jak s ę młóci dojrzałą pszenicę! Przyszli Francuzi, — wcisnęliśmy ich m*ęd'.y góry, że k^ew ich spłynęła, jako młode wino nad brzegami Ki bi ; niech sobie przyjdą i Moskale i Anglicy — zbijemy i h na kwaśne jabłko! A najchętniej spralibyśmy Turków!
My, S wajcarzy nie boimy się n iw et samego diabla. Rozwalimy mu łeb prosto pomiędzy rogami a potem całego przez pół aż do samego egona !
Tak silna jest nasza ojczyzna ! *)
• ) N a tle opow iadań i w ierszy w czy ta n k ach szkół szw ajcarsk ich .
96 Pod znakiem Marii Nr 4
Słuchając tych słów buńczuc?nych panowie radcy szkolni pus7yli się jak pawie. Przewodniczący rady szkolnej z pełnym zadowoleniem zażywał jeden za d ru g m potężny niuch tabaki. A n a w -t szczuplutki w piersiach ksiądz wikary pa
trzył badawczo na sw e muskuły i już sobie rachował w duszy, czyby tak w krzy
żowej wryprawie przeciw półksiężycowi jakichś dwóch a może trzech pohańców nie m ógł wziąść na swój rachunek .. Niedbała dotąd postaw a egzaminowych go
ści zmien ła się stanowczo na wojowniczą. Zwłaszcza chudy i cienki pisarz gmin
ny, pan Feliks sprostow ał się jak bohater... Z samego Paryża aktor mógłby się teraz uczyć od niego bohaterskiej pozy... w jakiej przyjmuje się dziesięćkroć sil
niejszego wroga... Wszyscy ci państw o niemal wyraźnie czuli już w powietrzu szkolnej izby zapach żelaza i proi.hu. I byto im tak błogo na duchu !
0 ta k ! Bo silną, bardzo silną jest nasza ojczyzna!
1 Wackowi podobają s ę dziś te opowiadania. Ileż to już razy słyszał je z ust trzeciaków, a przecież zawsze słucha i h z całą przyjemnością. — Ach gdyby tak choć raz pozwolono jemu opow iadać! On umiał to wszystko, ba, i jeszcze zna
cznie, znacznie więcej. Ma bowiem doskonałą pam ięci św ietne umie snuć opow ie
ści. A le nikt go jeszcze w szkole do tego nie wezwał. Toż czytać jeszcze dość płynnie nie um iat! Skądżeby on umiał już coś opow iadać? W szak najpierw idzie w szkole abecadło, potem nauka czytania, w końcu opowiadanie. Nigdy naodwrót.
To nietykalna prawda wiary pana nauczyciela — Ach! jakaż to szkoda!
Wa>ek byłby um ai tyle powiedzieć o dawnych bohaterach. Nie tylko o Wil
helmie Tellu czy W inkelriedzie — o nie! — również o jeziorze pod M urten, po którym dotąd pływają czerwone pantalony pobitych Burgundów, o lodowcu ze szczytów Tessino, na których utknęli Longobardowie. — Umie te ż opowiadać o mi
strzu tkackim i o potężnym Hansie Waldmannie, o pobożnym Klausie z Ranftu i o ściętym Henzinie, co jeszcze z pod opaski na oczach drwił z małych i wiel
kich łotrów w swej ojczyźnie. Umiałby opowiadać historie aż do ostatnich lat, których nieomal dotknąć można palcem.
Wszak tyle się ich już naopowiadał swym kolegom I drugacy i trzeciacy lubią go bardzo słuchać. W każdą niedzielę po nieszporach, na pagórku sterczącym w śród z elonych pastwisk, tam daleko za wsią wygłasza stale swe sław ne opowie
ści. Rośnie tam leszczyna, a traw ę koszą zawsze wczas na wiosnę. N igd/ie się mu lepiej nie mówi. To zadziwiające, czego on nie w ie! A le jeszcze dziwniej
sze, skąd to wszystko pozbierał. Coś tam z tego plątało się po wiejskiej uliczce, coś znowu wyszepnęły gdzieś wargi staruszka, tam to ktoś wypaplał przy studni, a może i wyśpiewała gdzieś ptaszyna ; i znów coś innego usłyszał w izdebkach grobarza czy kościelnej babki, i znów coś podsłu.hał u starych gazdów, co sobie w wieczór sobotni przystanęli przy wiejskim, murowanym ogrodzeniu z fajkami w zębach, gwarząc przyjaźnie...
Zewsząd dolatywały go strzępy opowieści. On wszystko to zbierał i wiązał sobie razem w c»łkowicie nowe historie.
Więc gdy W acek zaczynał opowieść, wszyscy się zwierali ku sobie i gniew nym wzrokiem karcili każd'gn, kto w czasie opowiadania odważył się nos wy
trzeć lub choćby zakaszleć. W końcu, gdy skończył wreszcie i w stał z traw y, strzą
sając jej źdźbła z swych spodeniek, wywracali go z pow rotem na ziemię i wołali chórem : Jeszcze, jeszcze Wacuś, jedną, ostatnią historyjkę!
I W acek siadał sobie i zaczynał nową opowieść.. A w tym, co mówił, nie zdarzyło się by kiedyś brakło psa, gwarzącego ludzk m językiem, ni krowy pory
kującej, ni beczącej owcy, ani w reszcie kozy rozdzkłającej skut^czn» ciosy swy
mi rogami. W Wackowych historiach zwierzęta zawsze większą od ludzi o Igrywa- ły rolę. Znał on je w szystkie lepiej od swego rodzeństw a. Poprostu czytał w ich — naprawdę muszę to tak powiedzieć — w ich duszach.
No, a potem wstawał i zapowiadał stanow czo:
— Dosyć tego na d z iś !
I pow tórnie chwytały go dzieci i rzucały na traw ę:
— Tylko jedną jeszcze. Już naprawdę ostatnią, najostatniejszą... Wacusiu jak cię prosimy...
— No, więc niech będzie!
Ale gdy po raz trzeci próbowali zadać mu gw ałt, zrywał s!ę, rozdawał na prawo i na lewo parę św ietnie wymierzonych kutaków i oświadczał z powagą
— Idę teraz doić k o z y !