Witold Marciszewski
Esej o Chimerach
A kiedy się chimery zlatują, mój drogi, Wtedy człowiek, mój drogi, na serce umiera.
AdamWażyk,Poemat dla dorosłych, 1995.
Wypowiedź Andrzeja Grzegorczyka pt. Wizja kondycji ludzkiej we współ czesnymświecie propaguje w swoistym splociedwie idee — ascetyzmu i socja
lizmu. Mimo odmiennych treści, mają one cechę wspólną, dla której narzuca się nazwa „bezsilność”. Albowiem, choć obie głoszone są od wieków przez żarli wych moralistów, żarliwość tanie doprowadziła dosukcesu.
Różne sąjednak powodyporażek. Ascetyzm jest przeciwny ludzkiej naturze, stąd choć wielu magłosicieli, mało wykonawców. Socjalizm jest przeciwny pra wom społecznego bytowania, a te są tak złożone, iż mało kto może jeogarnąć.
Toteż wielu dało sięzwieść hasłom mającym pozory racji i zarazemwzniosłości.
Obie teprawidłowości rzutują na naszą polską współczesność.AscetyzmPo
lakówniekusi, socjalizm natomiast zachowałdla wieluswe powaby. Stądpunk tem ciężkości tego eseju są treścisocjalistyczne tekstuAndrzejaGrzegorczyka— zwanego odtąd dalej Autorem. Najpierw jednak poświęcę nieco uwagi ascetyz mowi; na tymtłe wypadną plastyczniej dalsze wywody.
Fałszywykontrast witalności i kultury
Ascetyzm Autora wyrażasię w opozycji dwóch sfer, dla których wynalazł on własne nazwy:
uniwersalne wartości kulturowe wartości witalne.
Nie jest łatwozdać sprawę z ich treści,bo Autor nie próbuje podania jakiejś definicji, choćby cząstkowej — w takiej części, jaka jest niezbędna do porozu
mienia sięzczytelnikiem (pełnej definicji wymagać tu nie możnawobectak wiel kiej złożoności materii). W roli definicji cząstkowej uważny czytelnik może wy
korzystaćtylko przykładypodawane przy różnych okazjach. Oto lista przykła dów tego, coskładasię na systemwartości witalnych:
przyjemności łatwość życia wygodadziałania wygoda myśli
aprobataotoczenia (identyfikacja zeswoimi) satysfakcja z dominacji.
Gdy idzie o przykładytego, co składasię na systemuniwersalnych wartości kul turowych, da sięz różnych kontekstów wydobyćnastępujące:
szacunekdlatradycyjnych intelektualnych wartości dyscyplinamoralna
trwanie przyzobowiązaniach bezinteresowny wysiłek
moralniepozytywnezaangażowanie poświęcenie
unikanie wyzysku drugiegoczłowieka.
Mając na uwadze te dwasystemy, Autorwprowadzapewne pojęciew celu for
mułowania ocen negatywnych, mianowicie pojęcie dewiacji Tym razem mamy do dyspozycjiodpowiednią definicję. Oto ona:
Dewiacja mamiejscewtedy, gdysystem wartości witalnych mawiększy wpływna zachowania jednostki niż system uniwersalnych wartości kulturowych.
Wraz z tym określeniem dochodzimy do tego, co moralistykę Autora czyni czymś chimerycznym, czyli nie dającym się zrealizować. Posłużę się dlawyjaś nienia aforyzmem moralisty takiej skali, jakim był AdamMickiewicz:
Gdy pełniąc cnotę cierpisz trudy i kłopoty, jeszcześ nie jest cnotliwym, tylko szukasz cnoty.
Jeśli to prawda, to doskonałość moralna nie pociąga wysiłku, przykrości, niewygody. Jeśli tak, człowiek cnotliwy odczuwa przyjemność z dobrych uczyn ków, naprzykład zesprawiania przyjemności innym czyz dzielenia się swą wie dzą. Przychodzą mu te rzeczy łatwo, a praca nad sobąw wymiarze etycznym do tego zmierza, żeby tę łatwośćuzyskać.
Krzywdząca byłaby dla Autora supozycja, że tego nie rozumie. Trzeba za
tem inaczej zinterpretować słowa „przyjemność” i „łatwość” na jego liście war tości witalnych. Chodzi zapewne o sferę zmysłową, czyli cielesną. Jak jednak chciałby Autor oddzielić ją od sfery duchowej? Wszak przyjemności ze słuchania Mozartaczy oglądania Rafaelanie zaistnieją bez wrażliwości zmysłowej. Może więcAutor jeszcze dalej przesunie granicę i pojęcie dewiacji będzie stosował w ta
kim tylko przypadku, gdy ktoś np. przedłoży przyjemności erotyczne nad czyta
nie rozważańfilozoficznych? Ale gdzie tu jest dramatyczna koniecznośćwyboru?
Wszak w dobrymbiologicznie nastroju będzie się lepiej percypować uroki mate
matycznej teorii mnogości czy wzniosłość filozofii Marka Aureliusza. Nie mó
wiąc już o tym, że sam akt erotycznymoże mieć sobie właściwe piękno, podobne dziełom sztuki.
A co do„dewiacjogennej”wedleAutora skłonności do wygody myśli i dzia łania, to w sferze działania jestona źródłem wynalazków i efektywności; w sfe rze zaś myśli — bodźcem choćbydotego, by szukać teorii najlepiej spełniają
cych wymógekonomii (co jest w metodologii nauk pojęciemtechnicznym dlawy rażeniapozytywnejoceny teorii).
KiedywięcAutor próbuje nas poruszyć dramatyzmem wyborów między o- wymi systemami, chciałoby się odpowiedzieć słowami fraszki Kotarbińskiego
„złudny przemycasz kontrastw zapytaniugładkim”. Samoorganizacja czytotalna kontrola?
Gdyby ogłosić konkurs na trzy słowa kluczowe, któreby łącznie oddawały istotędoktryny socjalistycznej, to by gowygrały te trzy: sprawiedliwość, wspól
nota(równych), kontrola.
Autorowi marzy się życiewmałych wspólnotach, na tylemałychi zwartych, żebymogły skuteczniekontrolować moralne prowadzenie się swych członków.
Martwią go natomiast procesy globalizacji i liberalizacji, o czym pisze, jak następuje:
Może powrót do sprawiedliwości mógłby być np. realizowany przez rozwój struktur małych lub prymitywnych, w których istnieje możliwość moralnej kontroli nad całościąstruktury? Wprocesachglobalnych taspołeczna(moral na)kontrola, w nadmiarze technicznychuwarunkowańgdzieśsięzatraca.
Mamy więc program społeczny.Nietylko — wedle Autora— słuszny, ale i re alny, czyli pozostającywsferze wykonalności, skoro mówi o nim „mógłby być realizowany”. Co do wykonalności, to wobec tego, iżprocesyprzeciwne ideałom Autora wykazują moc żywiołową, trzeba by ten żywioł okiełznaćprzez odpo
wiednie środki przymusu. Bo chyba Autor nie sądzi, że cel swój uzyskaprzez słowne apele. Pozostawmy mu, do następnego jego eseju, zaprojektowanie listy środkówprzymusu, które byzalecał dla realizacjidobra moralnego.
Co do wiaryw potrzebę i skuteczność kontroli, to podziela ją Autor z dość szerokim ogółem współobywateli. Wystarczypodsłuchać na ławce w parku roz
mowy choćby emerytów, by się dowiedziećtej uniwersalnej recepty nazło: wię cej kontroli!Także i rządy typu socjalizującego próbują naprawiać rzeczywistość nakładając zakazy iograniczenia,czyli sprawując kontrolę.
Ten problem kontroli wiąże się z problemem samoorganizacji. Podnoszą go nauki przyrodnicze i informatyczne, a zasługuje on na pilną uwagę filozofa. Isto
tą socjalizmujest negowanie procesów samoorganizacji, a przynajmniej takich jej procesów, któremogłyby doprowadzić doczegośdobrego. Osobiście sądzę (jeśli się mylę, niech mniepoprawią oponenci), że życie, inteligencja, świadomość i wresz
cie sumienie powstały w wyniku procesów kosmicznej samoorganizacji (to nie wyklucza istnienia za kulisami kosmosu jakiejś superinteligencji, ale tu niemusi- my podejmować tegoproblemu).
Powyższezałożenie jest płodne dla nauk społecznych, jak i filozofii społecz
nej. Rodzi się zeń bowiem pytanie, czy ta kosmiczna zdolność samoorganizacji ma kontynuację wżyciu społecznym, czyteż się wyczerpała i ludzie muszą sami,
od początku do końca kontrolować (w najszerszym sensie) procesy społeczne.
Istotąliberalizmujest wiara w samoorganizację społeczną, wktórej mieści sięteż ipole dla ludzkich interwencji(modelowy przykład: interwencjewalutowebanku centralnegow reakcji na sygnały wysyłane przez żywioł giełdy). Istotą zaś socja lizmujesttotalna niewiara w taką samoorganizację; stąd tak kluczowy dlań jest postulat kontroli. Po którejstronie jest nasz Autor? Jeśli zechcenam na to odpo
wiedzieć, podając uzasadnienie ontologiczne godne filozoficznej refleksji, zyska tymniewątpliwie wdzięczność czytelników.
Scholastyczny i socjalistycznyproblemzysku godziwego
Z trzech pojęć kluczowych socjalizmu (kontrola, wspólnota, sprawiedli
wość), pojęcie sprawiedliwości jest obdarzonenajwiększą bodaj siłąprzyciąga
nia. Sprawiedliwość jest, wpowszechnym rozumieniu ludzkości, oddaniem każ demu, co mu sięnależy. Brzmi to szczególnie przekonująco w spiżu łaciny: suum cuique tribuere. Nie mniej wymowne są nawoływania proroków, rozbrzmiewa jące odpierwszych do ostatnich stronBiblii.
Ta formuła jesttautologią (każdemu się należy, co się należy), ale tautologią płodną, bo zmusza do zastanowienia nad pytaniem: co się należy konkretnemu komuś w konkretnej sytuacji? W tym punkcie rozbieżność stanowisk między ludźmi jest tak wielka,jak wielka była zbieżnośćna poziomietautologii.
Do głównychzagadnieńteologii moralnej, jak iKapitału Marksa należy pro
blem sprawiedliwej zapłaty(scholastyczne iustum praetium). Dzieli sięten problem na dwiekwestie, z których każda dała zatrudnienie i godziwą za nie (jak wolno mniemać) zapłatę niezliczonym rzeszom pisarzy’ moralistów.
Kwestia I: Czy godziwośćzapłatyzapracę szacować wedle wkładu pracownika, czy wedle pożytku społecznego tej pracy, czy też może optymalizować oba te postulaty? Czy ten liczącysię wkład ma polegać na wysiłku, czy może jeszczena czymś innym? O ile znajdzie się na te pytania odpowiedź, staniesię z kolei przed problememopracowania miarodajnych wskaźników, czy towkładu, czy pożytku.
KwestiaII: Jak postępować wprzypadku ujawnienia niesprawiedliwości? Inge
rować czy nie, a jeślitak,to wjakim zakresiestosowaćśrodkiprzymusu?
Adresuję te pytania doAutora, przysupozycji, że dawszy swąwypowiedzią asumpt do ich postawienia, wnastępnychtekstachzechce się przyczyniać do od
powiedzi. Żeby mieć samemu wkład do tegoprocesu,naszkicuję pewien kierunek rozważań.
Łatwo jest krytykować propozycje socjalistyczne, skoro ich chimeryczność wykazał sam bieghistorii. Ale filozof niepowinienpoprzestawać na argumenta cji zfaktów, ma on przecież docierać do zasadiprzyczyn.
Na postulat opracowania miarodajnych wskaźników wkładu pracytrzeba od
powiedzieć starą zasadą prawną i etyczną: ad impossibile nemo tenetur,to zna
czy, nie ma obowiązku robienia rzeczy niemożliwych. W każdym bowiem punkcie będziemysię rozbijać o rafyabsurdów.
I tak,jeśli ma się liczyć wielkość trudu, to trzeba bywięcej płacić nieudol
nym, bo ci się więcej męczą;wedle tej reguły,terminator, powinienzarabiać wię cej od majstra. Tak się rzeczy mają zpracąfizyczną, atym bardziejz umysłową.
Wedle owej pokracznej sprawiedliwości, genialny wynalazca, którywpadł na po mysł w jednym momencie, nie powinien nic dostać za patent, natomiast w przy padku głów słabszych, po dokładnymzmierzeniu,na ile się one utrudziły, trzeba by wygotowaćnależycie wielką zapłatę.
Dobrzewięc będzie,gdy ludzie odpowiedzialni za stan państwa, zamiastmy
śleć, jak odbierać ludziom interesuto, co, wedle doktryny, zarobione niesłusznie, poświęcą uwagę czemu innemu. Istniejesfera wynagrodzeń zależna od postano
wień władzy państwowejjak, powiedzmy, siatkapłac w tzw. sferze budżetowej.
Niech tę siatkę ustalająnie tyle pod kątem zasług (towypada pozostawić Wszech
wiedzącemu), ile według tego,jaka działalność najlepiej służy dobru ogólnemu.
Takie problemy są rozwiązywalne (choć obciążone kolosalnym ryzykiem błędu) przy określonychzałożeniach wartościujących i odpowiedniej wiedzy empirycznej.
Trudne tojest do przyjęcia dla moralistyki socjalistycznej, alejeszcze trud
niejszym dla niej orzechem do zgryzienia jest sprawa zyskuz samego tytułu po siadaniapieniędzy. Żeby ustałataka niegodziwość modlił się żarliwie Julian Tu wim wKwiatachPolskich', „bankierstwo rozpędź i sprawPanie, bypieniądz nie porastał”. Chybanasz Autor podpisuje się obiema rękami pod tym apelem poe tyckim, bo w swejprozieużywapodobnych sformułowań.
Niech więcwolno będzie zaproponować mu jedno zadanie domowe. Zna on za
pewne pogląd, że wiele krajóww Afiyce i gdzie indziej nie wydobędzie się ze swej nędzy bez finansowej pomocy społeczności międzynarodowej. Jeśli sięz tym po glądem zgodzi, to niech następnie wykaże, że w realizowaniu owej pomocy nie jest potrzebnażadna instytucjabankowa. O ile zaśdojdzie on doprzekonania,że
lepiej, żebymiliardyludzigłodowały,niżby pomoc miała przyjść zasprawącze goś tak nieczystego moralnie,jakbankowość, to niech powieto jasno. Wtedy bę
dziemy wiedzieli, zczym dyskutować. A jeśli istnienie takichinstytucji jak Bank Światowy znajdzie wjego oczach usprawiedliwienie, choćby to humanitarne, to niech następnie powie, co zrobić, żeby takie instytucje istniałyzewzględuna po trzebę społeczną, ale żeby nikomu nie przynosiły zysku z tytułu lokowania w nich pieniędzy (także Autorowi,jeśli ma np. lokaty długoterminowe). Byłoby to inte resujące ćwiczenie z dyscyplinydającej sięnazwać ekonomią moralną.
Zakończmy takimoto eksperymentem myślowym. Przypuśćmy, żenasz Au
tor opracuje w potrzebnych do realizacji szczegółach cele moralne, które mają być osiągane w życiu społecznym. Będzie to zapewne program ascetycznego ży
cia w małej społeczności, na wzór monastycznej. To są cele. Pomyślmy o środ kach.Co zrobić, jeśli ludzie niezechcą tak żyć? Czy wtedy ponawiać beznadziej ne apele, dla samej powinności apelowania, czy też uruchomić środki, które by
zmusiły ludzi do życia wbrew własnym chęciom, ale zgodnie z ideałemgłoszo
nym przez moralnego przywódcę?
Bywało już tak w historii, że chimery zrodzonewgłowach intelektualistów służyły dousprawiedliwiania reżimówprzemocy. Niekażda oczywiście chimera tak się kończy. Ale dojej natury należyto, że brak jej mocy intelektualnej, by realnie oddziaływać na świat. Stąd pokusa sprzymierzenia się z siłąfizyczną. A gdy ta przerodzisięw przemoc, sprawdzająsięsłowamottaotwierającetenesej.
Andrzej Grzegorczyk
Odpowiedź dyskutantom
Cieszę się, że kilka osób podchwyciło temat przeze mnie poruszony. Usto sunkuję się też, nawet najpierw, do wypowiedzi,którepamiętam, a które nie zo stały przez ichautorów nadesłane na piśmie.
ProfesorTadeuszTomaszewski podkreślił, że możliwości, które rysują się w sytuacji wolności mogą, w świadomości osoby działającej, przybierać różną postać. Przedewszystkim, zdaniem Tomaszewskiego, przedstawiają się dla niej, ze względu na nią samą, jakozagrożenie lubszansa. Taksię istotnie dzieje. Ale zadaniem edukacji filozoficznej powinno być, ażeby uczyćludzi, że sytuacjęna
leży percypować nie tylko ze względu nato, co dajejednostce działającej (czy grozi,czystwarzaosobistą szansę), ale ze względu naobiektywne wartości, awięc ze względuna pewnejakby obiektywne dzianie się w świecie. Wtymdzianiu się w świecie, człowiek ma nie tyle szukać własnychkorzyści lub unikać zagrożeń, co ma szukaćwyzwańz punktu widzenia obiektywnych wartości. Edukacjafi lozoficzna makształcićwyższy stopień „dojrzałości”, w sensie stopniwizji mo ralnych, opisywanych przez L. Kohlberga.
Profesor Janusz Reykowski przypomniał swoją podstawową klasyfikację mechanizmów powstawania przeżycia wartości. Są nimi: bądź mechanizmy orga- nizmalne, bądźmechanizmy oddziaływaniamiędzyosobniczego, bądź też mental
ne (intelektualne) przekształcanie danych. Zgadzając się z tą klasyfikacją po prostu podkreślam, że naróżnych poziomach dojrzałościowe mechanizmy pracy umysłu, zwłaszcza mentalne przekształcenia danych, służą różnym wartościom.
Obserwowalny w historii wysiłek kulturowy wydaje się kształtować umysły do realizacji wartości duchowychwspomnianych przeze mnie jako „wyższe”1.
1 Dokładniejsze wyjaśnienia znajdują się w mojej książce: Życie jako wyzwanie, Wyd.
IFiS PAN, Warszawa 1995.
Profesor Jerzy Chmurzyński, mimo pewnej „literackości”swojej wypowiedzi i związanej z tym, w moim odczuciu,dużej niejasności jego sformułowań,wyda-