• Nie Znaleziono Wyników

O OWOCACH JV°.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "O OWOCACH JV°."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JV°. 1 4 . Warszawa, d. 7 Kwietnia 1889 r. T o m V I I I .

TfGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

O OWOCACH

W Y K A S T A J A C I C I I Z P N I A .

W iadom o powszechnie, że owoce pow sta­

ją z kw iatów , k tó re u naszych drzew i k rze­

wów r o s n ą na gałązkach sta r­

szych i m łod­

szych paro - lub kilkoletnich, na g a ł ą z k a c h też p r z y w y k l i ś m y w idzieć o w o c e rozm aitych ro z ­ m iarów .

W krajach j e ­ dn ak gorących, m ianowicie zaś w południow ój i środkowój A m e­

ryce oraz w In - dyjach w scho­

dnich, r o s n ą drzew a, których nietylko gałązki ale i pnie często bardzo g r u b e , p o k ry te są licz- nem i pączkam i, kw iatam i i owo­

cami, rosnącemi niekied y naw et nisko, przy sa­

mój ziemi, przy

koi’zeniach. C ynom efra cauliflora Lc

Do takich drzew należy, m iędzy innem i, drzew o czekoladow e, T heobrom a cacao, k tó re oprócz owoców rosnących norm alnie na gałązkach, posiada niekiedy owoce na pniu; dalój drzewo chlebow e, A rto carp u s incisa, rów nież dość często oprócz owoców umieszczonych na gałęziach, obok liści, w y ­

daje owoce, zw y­

k le większych rozm iarów o d in nych, osadzo­

ne w p r o s t na pn iu . Ze w szy­

stkich j e d n a k ro ślin tój kate- goryi szczegól- niój w yróżnia się C ynom etra cau­

liflora L , którój w izerunek tutaj podajem y (we­

dłu g „Die N a tu r”

N r 52, 1888 r.).

J e s t to ro ślin a należąca do ro ­ dziny roślin s trą ­ kow ych, Legu- m inosae, do pod- rodziny cesalpi- now ych, C aesal- piniaceae, j e s t zatem sp ok rew ­ niona z drzew em

kam peszowem , z ak acy ją kolcza­

stą (G leditschia),

z tam aryndem

(2)

210 W SZEC H ŚW IA T. N r 1 4 .

(T am arindus). O dznacza się bard zo o ry ­ ginalną. postacią (ja k to rysunek w skazuje) m a bowiem pień p o k ry ty różnem i podłuż- nemi zagłębieniam i, oraz w yniosłościam i guzow atem i, na k tó ry c h w prost w y rastają g ru p y kw iatów czerw onych, dość d robnych, każd y k w iat posiada kielich cztero d ziałk o - wy o działkach nabrzm iałych, k o ronę pię- ciopłatkow ą, pręcików dziesięć, o py lni- k ach dw uw oreczkow ych, słu p e k je d e n z za­

w iązkiem górnym jed n o k o m o ro w y m , w k tó ­ ry m mieści się je d e n (rzadko dw a) zalążek.

O w oc strą k szczególnćj postaci, trójścienny lu b nieforem nie p ó lk u listy , bez w yraźnego szwu, o ścianach grubych, p ra w ie m ięsi­

stych, p o k ry ty n a pow ierzchni w yniosło­

ściam i, podobnem i do guzów zaokrąglonych.

O ry gin alność ow ocu podnosi jeszcze jeg o b a rw a czerw ona. W e w n ą trz tego s trą k a zn a jd u je się jed n o tylko ziarno , p rz y p o m i­

nające kształtem sam owoc. N a zalączonćj figurze C oznacza owoc w zm niejszonych nieco rozm iarach.

Części łodygi C y nom etra cauliflora przy samój ziem i położone, a n aw et um ieszczone pod ziem ią, rów nież niekiedy b yw ają p o ­ k ry te guzow atem i w yniosłościam i, n a k tó ­ ry c h rosną k w iaty , a n astęp n ie p o w stają owoce, w ystające w p ro st z ziemi, ja k g d y b y w niój b y ły zagrzebane. C y n o m etra cauli- fiora je s t drzewrem dość dużem o liściach złożonych, parzysto -p ierzasty ch , rośnie w In - d y jach w schodnich, owoce, zdaje się, m a jad aln e , choć n iezb y t sm aczne. Z nanych jest jeszcze kilk an aście innych g atu n k ó w C ynom etra, pom iędzy k tórem i są naw et u ży ­ teczne w m edycynie, ja k C. sp ru cean a i C.

racem osa, rosnące w B razy lii. W y ra sta n ie k w iatów , a następnie owoców n a pniu, n a ­ stęp u je zapew ne z t. zw. pączków drzem ią­

cych, z k tó ry ch w naszym klim acie zw ykle p rz y pew nych w a ru n k a c h w y ra stają pędy czyli g ałązk i p o k ry te listkam i.

A . S.

TRZECIE OKO

ZWIERZĄT KRĘGOWYCH

w edług najnow szych b ad ań p r o f e s o r a I T r .

N a górnćj pow ierzchni m iędzym ózgu, otaczającego trzecią jam ę mózgową, zw ie­

rz ęta k ręg ow e p o siad ają w yrostek zw any szyszką m ózgową (epiphysis cerebri s. glan- dula pinealis). U niektó ry ch ry b (A can- thias), u żab i w ielu jaszc zu re k szyszka przedłuża się w w yrostek na w ierzchołku rosszerzony, um ieszczony w zagłębieniu czaszki, albo na zew nątrz nićj pod skórą.

To rosszerzenie w yro stk a szyszki n iektórzy badacze uw ażali za trzecie, n ieparzyste oko, a w szypułce łączącej to m niem ane oko z szyszką w idzieli nerw w zrokow y, o czem obszerne spraw ozdanie podał p. Slósarski w niniejszym tygodniku w r. 1887, N r 26, str. 401— 406. P rz e d niedaw nym czasem bo w L u ty m bież. roku, prof. F . L ey d ig z B onn ogłosił tym czasowe zaw iadom ienie 0 sw ych pracach n ad tym przedm iotem , k tó re rz u cają zupełnie nowe św iatło na zna­

czenie w mowie będącego p rz y rzą d u (Bio- logisches C en tralb latt, tom V III, N r 23, z d. 1 L utego r. b.).

S postrzeżenia prof. L ey d ig a są pokrótce następujące:

S zyszka u gadów (A nguis, L a c c rta , V a- ran u s) i u żab (R ana, B om binator) je s t wy- p u k lin ą m iędzym ózgu i składa się z dwu części: przed nićj czyli t. zw. splotu naczy­

niów kow ego (plexus chorioideus) i tylnćj czyli szyszki w łaściw ćj, w którój znow u m ożna rozróżnić szypułkę, końcow y guzik 1 końcow y cypelek. W szystkie te części są

w ew n ątrz puste, a ich jam istość bespośre­

dnio przechodzi w trzecią kom orę mózgu i zaw iera tenże p łyn mózgowy. W e w n ę­

trzn e w ysłanie tej całej w ypukliny składa się z kom órek m igaw kow ych, nieco o d m ien­

n ych w szypułce i w łaściw ój szyszce. Scia*

ny tej ostatniój sk ład ają się z tkan ki łącz-

nój, na k tó rć j, podobnie ja k w splocie n a ­

czyniów kow ym , rospośoierają się naczynia

(3)

N r 14. W SZECHŚW IAT. 2 i i

krwionośne. W kom órkach w yściełających guzik i cypelek końcow y znajdują, się ziarn ­ ka ciem nego barw nika.

G uzik końcow y szyszki je s t u gadów przytw ierdzony do tw ardój opony móz­

gu, a stożkow aty jój cypelek w ydłuża się w sznurek idący do owego w rzekom ego trzeciego oka czyli w ed łu g L ey d ig a do p rzyrządu ciem ieniowego (P arie ta lo rg an ).

Jam istość szyszki przechodzi w podstaw ow ą część sznurka, lecz dalój k u górze zanika, a tem samem sznurek staje się pełnym . Zresztą, ja k u padalca i w ierzchołek szyszki i cały sznurek mogą być pełne, bez w y d rą­

żenia. K om órki w yściełające jam ę szyszki przechodzą do jam y sznurka, n atu ra ln ie o ile ona istnieje. S zn u rek składa się z tk a n ­ ki łącznój, k tó ra przechodzi w osłonę p rzy­

rządu ciemieniowego i często, podobnie ja k ta ostatnia zaw iera inniój lub więcój bar­

w nika.

U ziem now odnych (R ana, B om binator) nitkow aty sznurek złożony z tk an k i łącznój ciągnie się pom iędzy szyszką i przyrządem czołowym, położonym pod skórą n a skle­

pieniu czaszki. N erw y skórne w zmiennój liczbie, od dw u do czterech dochodzą do b rzegu p rz y rząd u , ale żaden nie przenika do jego w nętrza.

U gadów dorosłych przyrząd ciem ienio­

wy j e s t p o k ry ty skórą i mieści się w ko­

ściach ciem ieniowych, k tó re w tem m iejscu tw o rzą otw ór (foram en parietale), lecz u za­

rodków padalca p rz y rz ą d leży nad kośćmi czaszki w otw artym do łk u skóry, k tó ry n a­

stępnie zam yka się, a p rz y rzą d zstępuje w głąb. W m iejscu, gdzie się otw orek zam knął, n ask ó rek jaśniój je s t zabarw iony.

N iekiedy przez pew ien czas po urodzeniu zachow uje się w n a sk ó rk u otw orek p ro w a­

dzący do k a n a łu ukośnie w głąb skierow a­

nego, któ ry je d n a k nigdy skóry właściwój nie przebija.

U ziem now odnych p rz y rzą d czołowy za­

wsze leży pod skórą, k tó ra je s t nad nim j a ­ śniój zabarw iona.

T a k przyrząd ciem ieniow y, jak o też czo­

łow y, składa się z w oreczka i'ozmaitego k ształtu , zaw ierającego ja m ę w ew nętrzną.

Jeg o ściana składa się z tk an k i łącznój wy- słanój nabłonkiem , k tó ry na dnie i n a sk le­

p ien iu w oreczka znacznie je s t wyższy ani­

żeli po bokach. U gadów kom órki dna i sklepienia są w yraźnie w poprzek prążko­

wane i znacznie stw ardniałe.

Pom iędzy kom órkam i nab ło nk a znajduje się u kład przestw orów , ro spo starty na dnie i na bokach woreczka; w tem ostatniem m iejscu szp ara zn ajdu jąca się w nabłon ku przyczynia się do tem w yraźniejszego od­

graniczenia sklepienia w oreczka od jeg o boków. P rze stw o ry śródnabłonkow e otw ie­

r a ją się do środkowój jam istości w oreczka, z drugiój zaś stro ny obrączkow y przestw ór oddzielający sklepieniow ą i boczną w arstw ę nabłonka, otw iera się do obszernój, pod- skórnój p rzestrzen i lim fatycznój, k tó ra ze swój strony łączy się z drobnem i przestw o­

ram i lim fatycżnem i tk an k i łącznój podskór- nój. C ały więc u k ła d przestw orów p rzy ­ rząd u ciem ieniowego można jed y n ie uw a­

żać za przestrzenie lim fatyczne.

U padalca i u jaszc zu re k (A nguis, L a- certa) b arw n ik bardzo wcześnie osiada w przedniój części kom órek w alcow atych, skutkiem czego pow staje ciem ny pierścień przedstaw iający się ja k b y tęczówka. U zw ie- rz ą t dorosłych ilość b arw n ik a pow iększa się i oprócz barw nikow ego pierścienia po w sta­

ją in ne nagrom adzenia, zw łaszcza pośrodku kom órek dna, czasami także w odpow iada- jącem mu m iejscu sklepienia. Y a ran u s nie posiada b arw niko w eg o pierścienia, lecz w jeg o przyrządzie ciem ieniowym znajduje się tylko k ilk a kupkow atysh sm ug b ru n a- tno-czerw onaw ój substancyi.

Leydig, k tó ry d ostrzegł podobieństwo, ściślój mówiąc, hoinologiją gruczołu czoło­

wego ziem now odnych i p rz y rząd u ciem ie­

niowego gadów (padalca i jaszczu rek ), u p a ­ try w a ł w gruczole p rz y rzą d zm ysłow y skó­

ry i w ten sam sposób zap atry w ał się na or­

gan ciemieniowy. Późniój, n iek tó rzy ba*

dacze przyszli do wniosku, że p rzy rząd cie­

mieniowy je s t trzeciem okiem, przyczem jaśniejsze m iejsce skóry nad tym organem uw ażali za rogówkę; zg ru b ia łą część skle­

pieniow ą organu poczytyw ali za soczewkę;

p ły n w ew nątrz organu b ra li za ku lę szkli­

stą; nabłonkow e dno było dla nich siatków ­ ką, a w alcow ate kom órki otoczone b a rw n i­

kiem były pręcikam i siatków ki. Nadto

upatryw ano nerw u dający się z szyszki do

przyrządu.

(4)

N r 1 4 .

W e d łu g przedstaw ionych tu najnow szych spostrzeżeń p rofesora L eydiga oba te p o g lą ­ dy okazują się błędnem i, a sam e w m owie będące p rz y rz ą d y tra c ą znaczenie p rz y rz ą ­ dów zm ysłow ych. L e y d ig m niem a, że je st- to część odw ężająca się od szyszki i u le g a ­ ją c a zanikow i oraz zniszczeniu, co u ró ż ­ nych zw ierząt do różnego dochodzi stopnia.

P rz y rz ą d , k tó ry jeszcze istn ieje i jeszcze je st czynny, stanow i część u k ła d u lim fa- tycznego. W e d łu g L ey d ig a , n asuw a się m yśl, że p rz y rzą d y pod w zględem m orfolo­

gicznym d ają się poró w n ać z m iejscem , gdzie najpóźniej n astąp iło zam knięcie r u r ­ ki nerw ow ej, czyli z ta k zw any m n e u ro - porus.

A ugust W rześniowski.

ZJAW ISKA 0PTYC2IIE

A T M O S F E R Y .

O dd aw n a ju ż lubim y o d tw arzać na m ałą skalę w pracow ni naukow ej zjaw iska, k tó re nas ogrom em swoim i w spaniałością u d e rz a ­ j ą w przyrodzie, a w o statn ich czasach usi­

ło w an ia n a tej dro d ze zysk ały n a w e t w ażne znaczenie, dając w skazów ki do ro z w ik ła n ia niejasny ch lub sp o rn y c h dotąd zagadnień.

D la p rz y k ła d u p rzytoczyć tu możemy liczne prace n a d sztucznem w y tw arzan iem sk ał i m inerałów , albo istotne dośw iadczenia m eteorologiczne n ad w a ru n k am i pow staw a­

n ia p rą d ó w atm osferycznych.

Z jaw isk a optyczne atm osfery są ju ż w p ra ­ wdzie o d daw na dostatecznie w yjaśnione, niem niej je d n a k odnalezienie w arunków , w ja k ic h dałyby się one dośw iadczalnie w y ­ w ołać, nietylko u łatw ić może rozum ienie zaw iłych często szczegółów, ale nad to po­

zw ala u jąć bliżej i okoliczności, ja k ie s p rz y ­ ja ją ro z w ija n iu się ich w przyrodzie.

Na zadanie to zw ró cił uw agę p. C ornu, je d e n z n ajznakom itszych fizyków fran cu ­ skich. W otlczycie, ja k i niedaw no w ygło­

sił w stow arzyszeniu naukow em francu - skiem (A saociation fran ęaise) o zjaw isk ach op tycznych, m ających siedlisko w atm osfe­

rze ziem skiej, p rzedstaw ił też słuchaczom cały szereg tych zjaw isk, sztucznie w ywo­

łanych, a opis m etod, k tó re m u do tego celu po służyły, złoży ł akadem ii nau k. K o rz y ­ stając nadto z ry cin , podanych przez „L a N a tu rę ” , możemy zapoznać czytelników z treścią tego ciekaw ego odczytu.

B łę k it niebieski i inne ubarw ienia nieba.

P om iędzy b łękitem nieba a żywemi b a rw a ­ mi, ja k ie je zdobią o zm ierzchu, zachodzi bespośredni związek, k tó ry łatw o wykazać m ożna.

M ów im y pospolicie, że pow ietrze posiada barw ę b łęk itn ą, pam iętać je d n a k należy, że w ydaje się nam ono błęk itn em tylko w tedy, gdy je s t ośw ietlone z boku i przedstaw ia się nam n a tle czarnem ; dlatego to odległe cienie u k az u ją się nam zawsze ubarw ione błękitem , m niej lub więcej czystym . P o d tym w zględem p ow ietrze atm osferyczne za­

chow uje się zgoła odm iennie, aniżeli p rze­

zroczyste i niebieskie wody n iek tó ry ch j e ­ zior. G dyby bowiem pow ietrze w tenże sposób było błękitnem , ja k te w ody p rz e j­

rzyste, słońce pow innoby nam się ukazyw ać tem silniej zaniebieszczonem , im dłuższą drogę przez atm osferę p rzeb ieg ają jeg o prom ienie, ta k samo ja k kam yk biały n a dnie je z io ra w ydaje się tem bardziej n ie­

bieski, im je z io ro je s t głębsze. T a k w szak­

że się nie dzieje, w m iarę, ja k słońce zbli­

ża się do poziom u, w m iarę zatem , ja k co­

ra z rozleglejszą w arstw ę pow ietrza prom ie­

nie jeg o przechodzą, pok ry w a się ono od­

cieniem pom arańczow ym , k tó ry przechodzi naw et w czerw ień ja s k ra w ą w chw ili, gdy słońce zan u rza się pod poziom. P ow ietrze zatem , j a k w iele innych ciał, posiada w ła­

sność ro sk ład a n ia św iatła białego, — odbija prom ienie niebieskie a przepuszcza pom a­

rańczow e, które się naw zajem dop ełn ia­

ją , czyli razem złączone stanow ią św iatło białe.

Z abarw ienie wód błękitn y ch naśladujem y

ro stw orem siarczanu m iedzi am onijakalne-

go, je s t on bowiem niebieski w św ietle p rze-

chodzącem ; aby zaś odtw orzyć wszystkie

własności optyczne pow ietrza użyć m ożna

em ulsyi utw orzonej z k ilk u kro p el rostwo-

r u żyw icy w alkoholu, m astyksu w terp e n ­

tynie i t. p., k tó re w lew am y do w ody dy-

stylow anej. E m u lsy ja tak a je s t niebieską

(5)

Nr 14.

przez ośw ietlenie boczne a jasnożółtą w świe­

tle przeehodzącem ; p rzy dostatecznej g ru ­ bości byłaby pom arańczow ą, a n aw et czer­

woną,. E m u lsy ja tak a zatem , podobnie ja k i pow ietrze, ro sk ład a padające na nią p ro ­ m ienie św iatła zw ykłego na b arw y dopeł­

niające.

Zjaw iska optyczne, spow odow ane przez w ybuch w ulkanu K ra k ato a, o czem n ied a­

wno pismo nasze m iało sposobność p rz y p o ­ m nieć (N r 6 i 7 z r. b.), stanow ią p o tw ier­

dzenie powyższych wywodów.

P y ł rzucony w górę i rosproszony w n a j­

wyższych w arstw ach atm osfery rozlał się zw olna ponad całym globem ziem skim i utw o rzy ł ja k b y chm urę niew idzialną, któ-

ległćj względem słońca, gdy promienie jego n apo ty kają obłoki, z k tó ry ch w ylew ają się ciemne sm ugi deszczu. D okładna teoryja tęczy d atu je od K artezyjusza; w jego „trak ­ tacie o m eteorach ” zn a jd u je się ry cin a, ob­

jaśn iając a przebieg prom ieni w kroplach dżdżu, k tó ra odtąd znalazła m iejsce we wszystkich podręcznikach fizyki i m eteoro­

logii. P rom ienie słoneczne, p rzen ik ając do kulistej k ro p li wody, załamują, się p rzy wejściu, odbijają się na jej pow ierzchni we­

w nętrznej i w ydobyw ają się, załam ując się poraź drugi. Nie mam y tu zresztą po trze­

by przypom inać teoryi tęczy, dodam y tylko, że przebieg powyższy odpow iada n ajm n iej­

szemu odchyleniu prom ieni, za czem idzie,

Fig.

ra w ciągu dnia zd rad za ła się jed y n ie o d ­ cieniem biaław ym nieba i czerwonawym wieńcem dokoła słońca. O zm ierzchu w szak­

że, obłok ten, podobnie ja k chm ury wysoko wzniesione, długo jeszcze był oświecany przez prom ienie słońca, ju ż pod poziomem ukrytego . W długim przebiegu przez a t­

m osferę światło pozbaw iało się sw ych p ro ­ m ieni niebieskich, k tó re tw o rzy ły błęk it niebieski dla innych okolic ziem i, do nas zaś przybyw ały je d y n ie prom ienie karrna- zynow o - czerw one, tw orzące owe piękne zm ierzchy, co przez ta k długi ciąg czasu budziły podziw powszechny.

Tęcza. W spaniałe to i pospolite dosyć zjaw isko obserw ujem y po stronie przeciw -

1.

że w k ieru n k u tym najobficiej wynurzają, się w iązki prom ieni ‘); poniew aż zaś p ro ­ mienie, składające św iatło białe, załamują, się rozm aicie, najsilniejsze ośw ietlenie ma miejsce pod niejednakow em i k ątam i dla różnych b arw widm owych. W ten sposób w ystępuje łu k barw ny, w spółśrodkow y względem cienia rzucanego przez głowę obserw atora; łu k ten je s t czerw ony od stro­

ny zew nętrznój, od w ew nętrznej zaś ja s n o ­ niebieski.

ł) W yjaśnienie tego szczegółu znajdzie czytel­

nik w arty k u le „ 0 ko łach św ietlnych, otaczają­

cych słońce i ksigżyc'1, do którego się w dalszym

ciągu odwołujem y.

(6)

214 W SZECH ŚW IA T. N r 14.

O prócz powyższój tęczy, z wanój tęczą pierw szego rz ęd u , d aje się często dostrzedz d ru g a jeszcze, słabsza, ale zajm ująca lu k rozleglejszy, w spółśrodkow y w zględem p o ­ przedniego, p rz ed staw ia ona ro sk ła d b a rw przeciw ny, czerw ień m ianow icie od stron y w ew nętrznój, b łę k it n a z e w n ątrz . P o w sta ­ w anie jój tłu m aczy się tem , że w ew nątrz każdój k ro p li dżdżu prom ienie u leg ają d w u ­ k ro tn em u a nie je d n o k ro tn e m u odbiciu.

O bie te tęcze d ają się odtw orzyć sztucz­

nie sposobem b ard zo prostym , w skazanym n a fig. 1. N a balon szklany, m ający od 6 do 7 cm średnicy, n ap ełn io n y wodą, pu sz­

czam y w iązkę poziom ą św iatła słonecznego, przechodzącą p rz ez szeroki o tw ó r w ycięty w okienicy. — P ro m ien ie św ietlne o d b ijają się w sposób wyżej w skazany i w y tw a rzają dw a łu k i, k tó re obserw ow ać dobrze m ożna n a białój zasłonie, um ieszczonej w od leg ło ­ ści dw u do trzech m etrów od balonu. B a r-

j

wy są oczywiście mniój żyw e aniżeli w tę ­ czy n a tu r alnój, ro sk ład ich w szakże i w zg lę­

dna jasność o d tw arzają się w iernie.

Wieńce czyli ko ła m ałe, otaczające słońce i księżyc w bespośredniem sąsiedztw ie, są następstw em u g in an ia p rom ieni św iatła, spow odow anego p rzez drobne k u lk i w odne (ob. W szechśw iat z r. z. str. 678). D o sz tu ­ cznego odtwoi-zenia tych wieńców posłużyć nam może podobna, ja k poprzednio, sm uga św iatła, nie szersza n ad 2 do 3 cm; na p rz e­

biegu jó j um ieszczam y podw ójną p ły tę szklaną, obsypaną w ew n ątrz nasieniem wi- dłakow em , a ja sn e kółko otw oru ukaże się nam otoczone pierścieniam i tęczow em i, k tó ­ re d ają d o k ła d n y o braz o b jaw ó w , o k tó ­ ry c h m owa. Je d n a k ić j m ianow icie w ielko­

ści zia rn k a nasienia w idłakow ego, d ziała ją tu w taldż sam sposób, j a k rów ne m iędzy sobą kuleczki w odne, sk ład ające ch m u ry kłęb iaste i w arstw ow e, n a których wieńce te się tw orzą. D o tegoż sam ego szeregu zjaw isk zaliczać zapew ne należy i ko la b ru n a tn o -cze rw o n aw e, ja k ie w następ stw ie w ybuchu K ra k a to a d o strzegano w r. 1885 i 1886; drobny p y ł ro sp ro sz o n y w atm o sfe­

rze odegryw ał ro lę podob ną, j a k z a ro d n ik i w idłaków .

K oła wielkie czyli halo, stan ow ią zjaw isko ró w n ież pospolite, a w o statn ich czasach m ieliśm y często sposobność p rz y ta cza n ia

podobnych dostrzeżeń z różnych okolic k ra ­ ju . D o k ład n y zresztą opis i szczegółowe

w yjaśnienie kół w ielkich podaliśm y w N r 43 W szechśw iata z r. z., tu zatem poprzestać należy nam tylko na przypom nieniu, że są one następstw em załam yw ania prom ieni św iatła w d robnych kryształk ach lodowych, z k tó rych sk ład ają się najw yżój wyniesione chm ury. Ja k o ciekaw e wszakże u zu p ełn ie­

nie historyczne a rty k u łu , do k tó rego czy­

te ln ik a odsyłam y, przytaczam y tu rycinę (fig. 2), w ziętą z tra k ta tu o m eteorach Des- cartesa (1637), k tó ry rzu cił pierw sze p od ­ staw y teoryi ty ch zjaw isk. W idzim y tu

ro sk ład owych igiełek lodow ych, stanow ią­

cych g ra n ia sto słu p y tró jk ą tn e i sześcioką­

tn e, m iędzy słońcem a okiem obserw atora;

p rz e b ie g prom ieni św iatła tłum aczy pow sta­

w anie kół jasnych.

B rew ste r w yw oływ ał sztucznie ko ła wiel­

kie, ro sp a tru ją c słońce przez szkło p ok ry te k ry sta liz a c y ją ałunu; drogą tą wszakże t r u ­ dno otrzym ać w ierne odtw orzenie zjaw iska.

G d y bowiem rostw ór ału n u k ry stalizu je na

płycie szklanój, k ry sz ta ły ro z w ija ją się

przew ażnie rów nolegle do tój płyty, gdy

igiełki lodow e w atm osferze rozrzucone są

ja k b y p rzyp adk ow o. O tóż p. C ornu osię-

g n ą ł ten cel, strącając słabym (36% ) alk o ­

holem rostw ór ału n u nasycony n a zim no.

(7)

R ostw ór w prow adza się do naczynia płas­

kiego, o głębokości 15 do 20 mm, a n a 100 objętości rostw oru dodaje się 10 do 15 obję­

tości alkoholu i m ięszaninę tę w strząsa się przez kilka m inut. N atychm iast rospoczy- na się pow olne opadanie kryształków m ikro­

skopowych, unoszą się one w ew nątrz cieczy i połyskują j a k igiełki lodowe, opisywane v przez różnych obserw atorów . W ted y trze­

ba tylko rospatryw ać jak iek o lw iek źródło św iatła przez to płaskie naczynie, aby do­

strzegać kolejno w szystkie objaw y, ja k ie przedstaw ia niebo w w arunkach, p rzy k tó ­ rych rozw ijają się koła w ielkie. P rz e d d o ­ świadczeniem , k tó re w skazuje fig. 3, n a le ­ ży tylko naczynie dosyć silnie w strząsnąć.

Nr U . 215

cój dwa ra zy większą i odtw arza drugie ko­

ło wielkie n atu ra ln e, k tó re odpow iada pro­

mieniowi 47° (tamże, str. 677). O ba koła stają się coraz w yraźniejsze w polu widze­

nia i dochodzą do pew nego m axim um b la­

sku, poczem znów gasną w m iarę, ja k po większych i drobniejsze k ry ształk i na dno naczynia opadają.

Jeżeli naczynie ustaw iam y na drodze wiązki silnego św iatła, obraz staje się tak świetnym, że rzucany być może na zasłonę i uk azyw any znacznćj liczbie słuchaczy.

T. li.

W SZECHŚW IAT.

F ig. 3.

W pierw szój chw ili w idzim y ja k b y rodzaj m gły g ęstśj, k tó ra zak ry w a praw ie źródło św iatła, — rozrzucone bow iem k ry sz ta ły są z początku zbyt w ielkie i zbyt liczne, po pew nym dopiero czasie m g ła się rosprasza i ukazuje się koło ja sn e o prom ieniu 22°

(ob. a rty k u ł wyżćj cytow any str. 676), k tó ­ rego czerw onaw y b rz eg w ew nętrzny od- rz y n a się osti^o od tła ciem nego, rospoście- rającego się aż do środka. B rzeg zew nę­

trz n y kola, j a k w kołach natu raln y ch , jest słabo niebieskaw y i rospływ a się w tło b ia­

ławe.

Z w olna b arw y ożyw iają się i zaczyna się ukazyw ać kolo drugie, m ające blask słab­

szy, zatoczone ono je s t średnicą mniój wię-

ZE WSCHODNIEJ AFRYKI.

n i .

Zanzibar i wybrzeże zanzibarskie.

W schodnie wybrzeże A fryki mniój w ię­

cej aż do Z anzibaru znane było w zam ierz­

chłej starożytności egipcyjanom , fenicyja-

nom i izraelitom , w szystkie te n aro d y sp ro ­

w adzały stam tąd k ad zid ło i m irę, pierw sze

pochodziło podług p ow ag botanicznych

z rosnących dziś jeszcze w k ra ju Somal

krzaków B osw ellia C arterii i B osw ellia

B hau D ajana, m ira zaś je s t żywicą drzew a

(8)

216

B alsam o d en d ro n eh renbergianum , — wonią, m ają się zresztą odznaczać w szystkie ro śli­

n y w k ra ju Somal, stąd dzisiejszy p rz y lą ­ dek G uardafui nazyw ali staro ży tn i p ro m u n - torium Ai-omatum, t. j . p rz y lą d e k kad zid eł.

Dowodzą n iektórzy, że ju ż w ro k u 1450 przed C hr. w y słała egipska k ró lo w a H a - czepsu, w ypraw ę na w ybrzeże w schodniej A fry k i, gdy atoli opisy owycli w ypraw d la dzisiejszych stosunków nie m ają żadnej w artości, p om ijam y j e , przytoczy m y n ato ­ m iast ciekaw y ustęp z opisu w ybrzeża zan- zibarskiego z pierw szego stulecia po n a ro ­ dzeniu C h ry stu sa i to z tak zw annego peri- plu sa greckiego, którego a u to r b y ł p ra w ­ dopodobnie kupcem aleksandry jskim .

„D wa dni drogi stam tąd (od wyspy Me- n u th eria czyli Z an zib aru ) leży n a d b rz e ­ giem ostatnie em porium A zanii (t. j. d zisiej­

szego w ybrzeża zan zib arsk ieg o ) nazw ane R h ap ta, k tó ra nazw a od statkó w zw iązanych pochodzi, o k tó ry ch była m owa '). J e s t tam dużo kości słoniow ej i sk o ru p żółwich (szyld k ret), w okolicy m ieszka lu d ro z b ó j­

niczy w ielkiego w zrostu, a każdy w swój miejscowości uw aża się za sam odzielnego pana. Z arząd tego wybrzeża, k tó re p o d łu g daw nego zw yczaju je s t podległe kró lestw u przed niej A ra b ii (Je m e n ) spoczyw a w rę k u m afareickiego (t. j . arabskiego) len n ik a.

O d tego k ró la zadzierżaw iła cła spółka m ieszkańców M uzy (M oka w A rabii), ci też w ysyłają w tam tę stro n ę o k rę ty k upieckie p osługując się najczęściej stern ik am i i u rz ę ­ dnikam i arab sk im i, k tó rzy są z m ieszkań­

cam i obznajm ieni i spokrew nieni, zn a ją k ra j i języ k tam tejszy ”.

A więc ju ż w początku ery ch rześc ijań ­ skiej h an d e l ze w schodniem w ybrzeżem af- ry k ańskiem z n a jd o w ał się oddaw na w rę k u arabów , któ rzy m ieli n a d tem w ybrzeżem polityczne zw ierzchnictw o. N ic w tem n a d ­ zw yczajnego, w szak bad an ia etnograficzne w ykazały, że lu d y A fry k i północnej i S u ­ danu są blisko spokrew nione z sem itam i, praw dopodobnie pochodzą one ze zm ięsza- nia się rasy semickiej i afry k ań sk iej.

J) N a tem w ybrzeżu i dziś je szcze używ ają łó ­ dek, których części n ie są zbite, lecz naocnó zw ią­

zane.

G dy m ahom etanizm natch n ął szczepy arabskie niepokonanem męstwem i rzucił im do stóp w iększą część ówczesnych k r a ­ jó w ucyw ilizow anych, spo tężn iał w pływ

arab ski i nad w ybrzeżem zanzibarskiem , a w skutek późniejszych rosterek re lig ij­

n ych pow stały n aw et niepodległe su łtanaty w M akdiszu na północy i w K iloi, na p o łu ­ dniu od ujścia rz e k i Rufidzi.

Ze zdum ieniem i podziw em p atrzy li hisz- panie Yasco de G am y w ro k u 1497 na k w i­

tnące i lud ne m iasta wysp i wybrzeża wscho­

dniej A fry k i i chcieli z niem i natychm iast zaw iązać stosunki handlow e, ale n ad a re­

m nie nam aw iał do tego C ab ra l, znan y z od­

k ry c ia B razylii, potężnego Ib ra h im a , su ł­

ta n a K iloi. A rabow ie odpow iedzieli, że to ­ w arów p o rtug alsk ich nie potrzebują. W sk u ­ te k tego n a d p ły n ą ł w ro k u 1502 Yasco de G am a z 20 okrętam i wojennem i, a kilka w ystrzałów arm atnich ju ż w ystarczyło, aby spowodować m iasto K iloę, liczącą 12000 m ieszkańców, do poddania się.

O d tąd zaczęło się panow anie p ortu galczy - ków na w ybrzeżu zanzibarskiem , ale była to tylko okupacyja wojskowa: z w arow ni, k tó ry ch baszty w pół ocalałe, wpół zw alone dziś jeszcze sterczą w K iloi, Z anzibarze i M oinbasie, pow iew ały b an d ery p ortugalskie, w ładzcy arabscy odsyłali roczną daninę do L izbony, ale praw ie cały h an del i koloni- zacyja po została w rę k u arabskiem , to też po dw u w iekach ru n ę ła potęga po rtu g alsk a, liczne klasztory i kościoły chrześcijańskie zam ieniono w g ru z y i znow u półksiężyc z a ­ panow ał nad całem wybrzeżem od ujścia R ow um y aż do p rzy ląd k a G uardafui, a śro d ­ kow ym p unktem arabów zostało m iasto Z an z ib ar na wyspie tegoż nazw iska. S u ł­

tan zanzib arsk i by ł przez długi czas len n i­

kiem su łtan a M askatu, w ro k u 1840 p rz e­

niósł Seyid Said, ówczesny w ładzca M aska­

tu swą stolicę do Z anzibaru, a po jeg o śm ierci 1856 r. dwaj synow ie jego utw orzyli z M ask atu i Z anzibaru osobne państw a.

Z an zib ar najw iększe m iasto handlow e wschodniej A fryki, je st, ja k pow iedzieliśm y, głów nem siedliskiem arabów , pochodzą oni głów nie z M askatu i należą do sekty abba- ditów , k tó ra jeszcze tylko w M askacie ma sw ych zw olenników . W asuahili należą do szafiitów a som alczycy są m alekitam i, ale,

Nr 14.

W SZECH ŚW IA T.

(9)

Nr 14 WSZECHŚWIAT. 217 że te sekty są tylko odcieniam i w ielkiej se­

kty sunnitów , ich zw olennicy nie są tak wrogo usposobieni wobec siebie, ja k wobec perskich szyitów.

A ra b zanzibarski je s t z u rodzenia ary sto ­ k ra tą , czuje on i okazuje to na każdym k ro k u , że je s t panem we wschodniój A fry ­ ce. Nie ty k a się on drobnego h an d lu i przem ysłu, je s t je d y n ie dowódzcą w ielkich karaw an, a w przem yśle zajm uje się chyba w yrobem b ro n i i złotnictw cm .

M iasto Z anzibar liczy około 80000 m iesz­

kańców, ilość m ieszkańców całój wyspy w y­

nosi około 200 000, z tych około 5000 a r a ­ bów i 5000 hindusów , reszta wasuuhili, wolni m urzyni i niew olnicy. Środkow ym punktem m iasta je st pałac sułtana, w któ ­ rym on po europejsku przy jm u je konsulów państw zagranicznych i znakom itości euro­

pejskie, a ty ch tu nigdy nie b rak, bo w por­

cie zanzibarskim zawsze stoją na kotw icy o kręty w ojenne różnych m ocarstw . P rze d pałacem su łtan a zn a jd u je się plac, na k tó ­ rym co p iątek odbyw a się w ielka parada garnizo nu zanzibarskiego. Nie od rzeczy będzie, gdy podam y tu k ró tk ą charak tery ­ stykę arab a jak o żołnierza, w yjm ując ją z dzieła d ra K . W . Schm idta, S ansibar, ein ostafrikanisches K u ltu rb ild . L ipsk, 1888, str. 35.

„Co się tyczy w aleczności araba, powiada S chm idt, je s t on mimo niedostatecznego u zb ro je n ia przeciw nikiem , z którym się li­

czyć trzeba. Zachow ał dotąd daw ną dzi­

kość i odwagę, a w praw ę w używ aniu broni uw aża za rzecz honorow ą. Jego sposób w alczenia pozostał ten sam co daw niój: wy­

szukaw szy sobie przeciw n ik a w pada na niego obcesem i okrąża go w tysiącznych najdziw aczniejszych podskokach, aby w sto - sownój chw ili zadać m u ra z śm iertelny, bo chociaż każdy z zam ożniejszych posiada strzelbę, głów ną bro n ią je st ulubio na sza­

bla. T ą szablą w yw ija arab na wszystkie strony, chcąc o bałam ucić i zmięszać p rze­

ciw nika i znaleść sposobność do skuteczne­

go cięcia. P rze ciw n ik albo w ym ija to cię­

cie o dskak ując w bok, albo zasłania się ta r ­ cza; parow anie uderzenia szablą nie jest w zw yczaju. C hętnie w ym ierzają cięcie przeciw bosym nogom i stopom, a p rz eci­

w nik bro n i się w tak im razie podskokiem w g ó rę”.

L iczba w ojska regu larn eg o w samym Zanzibarze m a wynosić 1000 żołnierzy, głó­

wnym dowódzcą je s t anglik, M athew s.

2 000 ma stać w innych garnizonach, oprócz tego ma su łtan i arm iją nieregularną, sk ła­

dającą się z beludżów. P o d łu g S chm idta najdzielniejszym oddziałem arm ii zanzibar- skiój je s t kapela, składająca się z p ortug al- czyków.

D rug ą narodow ość nieafrykańską w Zan­

zibarze re p rez en tu ją hindusow ie czyli hindi, ja k się sami nazyw ają, są oni przew ażnie w yznania m ahom etańskiego, m ała tylko część w yznaje budyzm . W posiadaniu h in ­ dusów je st praw ie całe bogactw o Z an zib a­

ru, hindusam i są najw ięksi kupcy zanzibar- scy, ja k T aria Topan, którego liczą na m i­

li jon y, ale i drobny handel głów nie w ich spoczywa ręk u i to nietylko na wyspie Z an­

zibarze, ale i na wybrzeżu suahilijskiem i so- m alskiem. Nie osiedlają się oni jedn akże na stałe, przychodzą do Z an zib aru aby się zbogacić i w racają do In d y i, przyczem po­

zostają poddanym i angielskim i. H in d u so ­ wie um ieją doskonale skorzystać ze słabych stron m urzy n a i oszukać go w handlu.

L udność m urzyńską n a wyspie Z an zib a­

rze i nad w ybrzeżem trzeb a podzielić na trzy klasy, n a W asu ahili, m urzynów wol­

nych czyli w angw ana i niew olników czyli w atum a. W y raz W asuah ili oznacza w ła­

ściwie każdego m urzyna wolnego, któ ry się u ro d ził w państw ie zanzibarskiem bez róż­

nicy, czy on je st m urzynem czystój krw i, czy też mięszańcem k rw i arabskiój i m u­

rzyńskiej, W y raz ten pochodzi z ję z y k a b an­

tu, rospow szechnionego od S udanu do A f­

ry k i południow ój, w języ k u tym w yrazy i ich odm iany pow stają przez połączenie pierw iastków . W skażem y to na p rzy kładzie, k tó ry nam zarazem w ytłum aczy rozm aite form y nazw gieograficznych, tak często dziś używ anych. W a w połączeniu z S uahili (W a su a h ili) oznacza m ieszkańców k ra ju S uahili, kisuahili — ich ję z y k , M suahili—

osobę pojedyńczą. N a oznaczenie k ra ju

używ a się w wielu razach p rzyro stek U,

np. U ganda je st k rajem , w którym mieszka

lud waganda.

(10)

W SZECHŚW IAT. N r 1 4 .

N ad brzegiem i na w yspach m urzyni 8%

mniój lu b więcój spokrew nieni szczepowo z arabam i, tak, że często u pojedyńczój j e ­ dnostki oznaczyć nie m ożna, czy je s t p o ­ chodzenia arabskiego, czy suahilijskiego.

Pow ierzchow nie sualiili są m ahom etanam i, w gruncie zachow ali daw ne gusła i zabobo­

ny, ja k o ją d ro swój i-eligii pogańskiój. M u ­ rzynow i b ra k w szelkiój odw agi i godności osobistój, znosi on więc panow anie a ra b ­ skie bez szem rania, a n aw et chętnie. Z re sz­

tą arabó w w spiera w panow aniu n ad m u ­ rzyn am i b ro ń p a ln a i odw ieczny zwyczaj.

R ozbójnicze i w aleczne n arod y A fryk i w schodniój, galla, m assai i w ahehe nie należą do tego sam ego szczepu, co suahili, t. j . do kafrów , dlatego też m urzyn i B an tu czyli kafrow ie opuszczają swe siedziby 1 uciekają, skoro k tó ry z tych narodów su- dańskich do nich się zbliży. W y p ra w y S tan ley a sk ład ały się w praw d zie w znacz- nój części z suahili, a podróżnik ten chw ali m ęstw o swych tow arzyszy, trze b a je d n a k uw zględnić, że by ł to w ybór ludności nad- brzeżnój, a śród obcych szczepów w głębi A fry k i o ucieczce mowy być nie mogło.

S uahilijczycy, k tó rzy tow arzyszyli S tan le- yowi łu b brali u d ział w now szych p o d ró ­ żach do k ra ju M assai do dziś dum ni są z te­

go i strzygą sobie w łosy w sposób, ja k i po­

znali na ow ych w y p raw ach , aby się w yróż­

nić od re szty sw ych ziom ków.

L iczb y m ieszkańców całego państw a zan- zibarskiego oznaczyć niepodobna, gdyż do­

piero niedaw no g ra n ic e jeg o nieco ściślój określono, liczbę arab ó w m ieszkających na kontynencie afry k ań sk im od w ybrzeża aż do je z io r środkow ych podaje G. R ohlfs na 2 500, inni n a 5000. C hociażby o statnia liczba więcój b y ła zbliżona do rzeczyw isto­

ści, to 10000 arab ó w na Z anzibar i w ielkie obszary od w ybrzeża do je z io r nie re p re ­ zentow ałoby wielkiój potęgi wobec ja k ie ­ gokolw iek m ocarstw a europejskiego. A le w łaśnie te w ielkie obszary, klim at A fry k i, zażyłość araba z naczelnikam i m urzyńskim i i odwieczna trad y c y ja, k tó ra uw aża araba za n aturalnego p an a tój części A fry k i, a wreszcie i islam , k tó ry od tysiąca lat tu się szerzył, są potężnem i sojusznikam i a ra ­ bów. P rzy p atrzm y się teraz, na jak iem sta ­ now isku zn a jd u ją się przeciw nicy arabów

we wschodniój A fryce, t. j . europejczycy, a przedew szystkiem niem cy.

A nglicy w yprzedzili w szystkie inne n a ­ rody w stosunkach handlow ych z Z an zib a- rem , a chociaż oni nam ow ą lub groźbą spo­

wodow ali sułtanów do zabron ien ia wywozu niew olników , przez co su łtan sam pozbył się w ielkich dochodów, a głów na podstaw a h an d lu arabskiego przynajm niój publicznie usuniętą zo stała, ludność zan zib arsk a i jój w ładzca byli wobec anglików dosyć p rz y ­ jaźn ie usposobieni, bo anglik umie nader oględnie i zręcznie obchodzić się z naw pół barb arzyń sk iem i szczepam i m ahom etańskie- m i i nie n arazi szorstkiem postępow aniem n a szw ank swych interesów kupieckich.

S ytu acy ja się zm ieniła, gdy niem cy w k o ń - cu ro k u 1884 usadow ili się w Zanzibarze.

Na w ielkim obszarze A fry k i wschodniój, k tó ry oni dla w pływ u swego zarezerw ow ali, a k tó ry bliżój określiliśm y w N r 42 W szech­

św iata z ro k u 1887, niem ieckie tow arzystw o w schodnio-afrykańskie z gorączkow ym p o ­ śpiechem zaczęło urządzać stacyje h an d lo ­ we i rolnicze. N ajstarsze ja k K o ro g w e , D un- da, P etersh u h e leżą w U zeguha, M adim ula i U su n g u la w U zaram o, M papua w U ra g a- ra, Jiih lk e b erg u stóp K ilim a N dżaro. A że­

by kolonizow ać państw o W itu zaw iązało się konsorcyjum i nabyło od su łtan a tego k ra ju , A chm eda, 25 m il kw adratow ych, na których p ow stały stacyje w Szakam ba, K iongw e n a kontynencie i dw ie stacy je na w ysepkach L am u i M anda, dwaj zaś p ry ­ w atni przedsiębiorcy założyli plan tacy ją B altia n a ląd zie stałym .

Ju ż samo w yliczenie tych znaczniejszych p lan tacyj po kazu je, że S ta n ley m iał słusz­

ność gdy pow iedział, że niem cy w Z an zib a­

rze odznaczają się „energiją bez litości”;

w szak niem cy ledwo cztery lata tem u sta ­

nęli n ad wybrzeżem zanzibarskiem , a ju ż

zdobyli przeszło 2 0000 m il kw adratow ych,

po zakładali liczne stacyje, n a któ ry ch po

k ilk u europejczyków za tru d n ia do 150 m u ­

rzynów p rz y p lan to w an iu baw ełny, ty tu n iu

i innych produktów . Ic h o bró t handlow y

z Z anzibarem w ynosi ju ż przeszło 10 p ro ­

cent ogólnego o brotu, czyli około czterech

m ilijonów m arek rocznie. W dziejach p o ­

wszechnych znajdujem y dużo p rzykładów ,

dow odzących, że powodzenie orężne na-

(11)

N r 14.

tchnie naró d zapałem do pracy i niezwykłą, sprężystością,, ale i tego uczy nas histo- ry ja, że w ielkie sukcesy z powściągliwością i um iarkow aniem nie chodzą w parze.

W Z anzibarze świeży m am y na to dowód.

(dok. nast.).

D r N adm orski.

0 R0SSZERZAN1U SIĘ

ODRY I DYFTERYTU.

W jed n y m z ostatnich zeszytów „Revue Scientifique” zn a jd u je się a rty k u ł podpi­

sany inicyjałam i I. Ii., w którym autor zw raca uw agę na b ra k ustalonych przeko­

nań w kw esty i zapobiegania epidemijom szkolnym i biorące w tem początek ważne błędy sanitarne. Jeż eli błędy takie są nie­

ustannie popełniane na Zachodzie, to o ileż bardziej podlegać im musi nasze społeczeń­

stwo, w śród którego pojęcia o zdrow iu są tak m ało jeszcze w yrobione, a rossądna dbałość o jeg o utrzy m an ie praw ie nie roz­

budziła się jeszcze. Sądzim y, że pow tó­

rzenie w zm iankow anego a rty k u łu z pow yż­

szych w zględów może być użyteczne dla naszych czytelników .

„Jed n ą z niezbędnych podstaw .urządze­

nia racyjonaln^j ochrony przeciw ko choro­

bom zakaźnym je s t doskonała znajom ość sposobów ich udzielania się. W yznać trze­

ba, że naw et co do chorób najpospolitszych i na k tó re dzieci w szkole są nieustannie narażone, takich np. j a k szkarlatyna, odra, dyfteryt, jesteśm y jeszcze w nieświadomości we w zględzie zapobiegania ich szerzeniu się epidem icznem u. W jak iej chw ili za ra­

źliwość tych chorób się zaczyna — czy nie wtedy jeszcze, kiedy sam a choroba nie m o­

że być rospoznana? Czy zaraźliw ość znika odrazu po ustąp ieniu objaw ów choroby?

O to pytania, k tó ry ch rosstrzygnięcie może w płynąć na głęboką zm ianę pew nych p rz y - w yknień tow arzyskich oraz urzędow ych błędów profilaktyki szkolnej, a zarazem tej ostatniej może wskazać podstaw y, których

w chw ili obecnój, zdaje się, je st zupełnie pozbawiona.

Sądzimy, że pow szechne zajęcie w zbu­

dzić pow inny fakty świeżo przedstaw ione przez p. Sevestre T ow arzystw u lekarzy szpitalnych a dotyczące sposobów szerzenia się dw u chorób, k tó re mogą być nazw ane szkolnem i z p o w od u n ad e r częstych p rz y ­ padków zarażenia się niemi w szkołach, to je st od ry i dy ftery tu .

F a k ty w spom niane dowodzą, że odra jest zaraźliw a w okresie rozw ijania się, to je st n a trzy łub cztery dni przed wysypaniem się w yrzutów , że je s t jeszcze zaraźliw a, cho­

ciaż w niższym stopniu, w okresie w ysyp a­

nia się i że, nakoniec, jój zaraźliwość znika razem z tym ostatnim okresem . W b rew doświadczeniom S tra u sn ,k tó ry w pow ietrzu w ydychanem przez chorych na odrę nie znajdow ał m ikrobów , p. Sevestre sądzi, że w większej części w ypadków zaraza udzie­

la się przez p ow ietrze, przyczem je d n a k okrąg d ziałan ia posiada prom ień nie w ięk­

szy od k ilk u m etrów. W ed łu g d ra G ra n - chera, któ ry m a podstaw y do m niem ania, że zarazek o d ry zn ajd u je się w śluzie noso­

wym, w łzach, w śluzie z oskrzeli i t. p,, zakażenie następow ałoby za pośrednictw em przedm iotów , n a k tó ry ch znaleść się mogą powyższe w ydzieliny, a tym sposobem ła ­ two objaśnić zaraźliw ość odry przed u k aza­

niem się plam na skórze. Z araza nie u d zie­

la się na dalszą odległość, poniew aż, o ile się zdaje, m ikrob y o dry tracą swą szkodli­

wość na zew nątrz organizm u w bardzo k ró t­

kim czasie a żywotność ich w tych w arun ­ kach nie u trzym u je się dłużej nad kilk a godzin.

Zupełnie inaczój przedstaw ia się sp ra ­ wa szerzenia się dyfterytu, k tó ry udzielać się może zdrow ym na wielkiej odległości od chorego i za pośrednictw em najrozm aitszych przedm iotów . P rzedm ioty, na których zn aj­

duje się zarazek dyfterytu , zachow ują swo- ję szkodliwość w ciągu bardzo długiego czasu i znane są przyk łady, w których za­

razki te w ciągu dw u la t n ie trac iły swój żywotności.

Na powyższych faktach oprzeć ju ż można w łaściw e środki zapobiegające szerzeniu się dw u tych chorób. A żeby ograniczyć epi- dem iją odry i zapobiedz jój szerzeniu się do

WSZECHŚWIAT. 219

(12)

2 2 0 W SZECH ŚW IA T. Nr 14.

nieskończoności należałoby w idocznie odo- 8abniać chorych nie w tedy dopiero, k iedy ju ż w y rz u ty się ukazały, ale z chw ilą w ystą­

pienia pierw szych objaw ów choroby. N ieste­

ty, pierw szym sym ptom em o d ry by wa lekki k atar i, najczęścićj, kiedy bierzem y się do zabespieczenia in n y ch od zarazy, oni są ju ż zakażeni. P ró c z tego sposób izolow ania, ja k i zaleca p. S evestre, je s t m ożliw y tylko w szpitalu, tru d n o zaś w ym agać, ażeby dzieci były za trzym yw ane przez rodziców w dom u za każdym katarem . A je d n a k z u ­ pełnie ra cy jo n aln a profilaktyka przeciw odrze w ym agałaby tego.

T oż samo pow tórzyćby w ypadało o d y fte­

rycie, k tó ry w ystępuje najczęścićj w p ie rw ­ szej chw ili ja k o za palenie k a ta ra ln e g a rd ła i u osobników nie usposobionych chorobow o lub też bard zo odp o rn y ch nie p rz ek ra cza tój form y, a je d n a k może od nich ud zielić się innym , jak o w yraźny i ciężki d y ftery t.

N ależy zauw ażyć, że łago d n y p rzeb ieg choroby zakaźnój je s t najstraszniejszym ze w zględu na jój rosszerzanie. D ziecko do­

tk n ięte ciężką form ą d y fte ry tu zostaje n a ­ tychm iast oddane do szpitala albo odoso­

bnione w dom u rodziców i p rz estaje być niebespiecznem dla in n y ch dzieci. T ym cza­

sem dziecko z dyfterytem łagodnym , u w a ­ żane za cierpiące co najw yżćj n a zw y k łą anginę, nie p rz e sta je uczęszczać do szkoły, albo ig rać z rów ieśnikam i i może być ros- sadnikiem zarazy i śm ierci. Ile k ro ć docho­

dzono rodow odu epidem ii, zawsze o kazyw a­

ło się, że w ypadki łagodne były początkiem zarazy, gdy p rzeciw n ie—ciężkie nie daw ały pow odu do szerzenia się choroby.

D la bezw zględnego zapobieżenia epide- mijom d y ftery tu należałoby z a b ro n ić ch o ­ dzenia do szkoły i wogóle w szelkićj stycz­

ności z tow arzyszam i każdem u d ziecku, do­

tkniętem u choćby najlżejszem cierpieniem g ardła. N adto, dziecko, k tó re p rzeb y ło dyfteryt nie pow innoby być napo w rót do tow arzystw a innych dzieci dopuszczone, póki nie okaże św iadectw a, że odzież jego została poddana dostatecznej dezynfekcyi, gdyż wiadomo, że zarazk i d y ftery tu silnie przylegają do w szelkich przedm iotów i są bardzo trw a łe ,—Samo w yliczenie pow yż­

szych w arunków w skazuje j a k dalece w p ra ­ ktyce jesteśm y jeszcze od d alen i od chw ili,

w k tó rćj te choroby zostaną usunięte ze szkół naszych.

O bserw acyja naukow a w skazuje nam środki, k tó reb y przedsięw ziąć należało, w k a­

żdym je d n a k razie, znając n aw et niebespie- czeństwo, jesteśm y zm uszeni w ystaw iać na nie nasze dzieci. T ru d n o je s t bowiem za m ­ knąć drzw i szkoły przed każdem dzieckiem z w ilgotnym nosem, załzaw ionem i oczyma, albo różowem gardłem . T ru d n o tak że w y­

m agać, żeby podobne ostrożności były przedsiębrane urzędow nie. R odzice je d n a k , którym nie b rak dobrój woli i poczucia wzajem nój odpow iedzialności w szystkich członków społeczeństwa, m ogliby w p ro w a­

dzić tego ro d zaju kw arantanę, k tó rab y n a ­ w et w yszła na korzyść w łasnym ich d z ie ­ ciom, och ran iając je od w yjścia nie w porę, a ogół u n ik n ąłb y wielu m niejszych i wię­

kszych epidem ij. J e s t to zadanie w ychow a­

nia publicznego, któ reg o rozw iązanie leży w zakresie możności każdego społeczeństw a, byleby je g o członkow ie sami o to postarać się ch cieli.”

S P R A W O Z D A N IE .

Profesor d r J. Kopernicki. O góralach ru sk ich w G alicyi. Z a ry s etnograficzny w edług spostrze­

żeń w podróży, odbytej w końcu lata 1888 roku.

Z biór w iadom ości do antropologii krajow ej, w yda­

w any sta ra n ie m K om isyi antropologicznej A kade­

m ii um iejętności, tom X III, dział III, 1889. Oso­

bnego o d b icia str. (1)—(36).

P rofesor K o p ern ick i zw iedził w sie i siedziby g ó ­ ra li ru siń sk ich poczynając od M uszyny i jej oko­

licy nad P o p rad em , ku w schodowi w zdłuż g r a n i­

cy w ęgierskiej aż do rzek O rawy i Oporu, a n a ­ stęp n ie od wsi T uchli, n ad tą o statn ią rzek ą, p o ­ spieszył koleją żelazną, w p ro st do hucułów , po­

m iędzy k tó re m i w K osmączu, Ż ab iu i Kossowie p rzep ęd ził pięć dni, a w pow rocie z Ż ab ia zw ie­

dził ic h w sie położone n a d C zerem oszem aż do K ut, gdzie wycieczkę naukow ą d. 18 P aździernika zakończył.

Celem w ycieczki było zeb ran ie możliwie licz­

n y ch pom iarów an tro p o m etry czn y ch , oraz spo­

strz e ż e ń etnograficznych, doty czący ch całego spo­

sobu życią, bytu, n aw et w łaściw ości ro zm aity ch gw ar. W tern z b ieran iu m ateryjałów an tro p o lo ­ gicznych i etnograficznych znakom itą pomoc zn a­

lazł au to r w duchow ieństw ie m iejscowem .

(13)

W SZECHŚW IAT. 2 2 1 Z uw agi n a budownictw o, sposób życia, ubiór

i mowę, au to r n a zbadanej przestrzeni k ra ju od­

ró żn ia następ u jące grupy an tropologiczno-etnogra­

ficzne: Łem ków , w zachodniej G alicyi n ad w ierz­

chow inam i dopływ ów W isty i W isłoki; Połoniń- ców na południo-w schód za W isłokiem na lewych dopływ ach Sann; Bojków od Dydiowy n ad Sanem do m iasteczka L utow isk na południe; Tucholców w dolinie Orawy; Hucułów, osiadłych n a w ierz­

chow inach P ru tu i jego dopływów.

N iepodobna streszczać tu c h a ra k te ry sty k i tych rozm aitych grup, powiem tylko, że oprócz hucu­

łów, wszyscy in n i są w m ieszkaniach w ielce n ie­

chlujni. Pom im o to w szyscy ci górale są ludem krzepkim , w zrostu średniego lub wysokiego, a zd a­

nie W. Pola, jak o b y L em ki, k tó ry c h nazw ał Spi- żakam i, by li rodem m ałym i chorow itym , z licz- nem i kalekam i i częstem wolem, obecnie p rz y n a j­

m niej, okazuje sig stanowczo błędnem . N ajsym ­ patyczniejsza w zm ianka d o stała się hucułom , o któ­

ry ch też wszyscy in n i pisarze z życzliw ością sig odzywają, na co niew ątpliw ie lud ten zasługuje pigkną postawą, fantastycznym strojem oraz wro- dzonem i zdolnościam i um ysłow em i, chociaż z d ru ­ giej strony, w edług św iad ectw a ludzi dobrze ich znających, ja k np. p. L eopold W a jg irl (P am iętnik tow . tatrzań sk ieg o , tom X I) grzeszą oni bezgra­

niczną rozw iązłością, skutkiem czego ich liczba ciągle się zmniejsza.

A . W.

K R O N I K A N A U K O W A .

FIZYKA.

— 0 promieniach siły elektrycznej. W dalszym ciągu dośw iadczeń, k tó rem i p. H ertz w ykazał, że działanie d rg n ien ia elektrycznego roschodzi sig w p rzestrzen i w postaci fali (ob. W szechśw. z r. z.

str. 708), zdołał on w ytw orzyć w yraźne prom ienie siły elektrycznej i z n iem i przeprow adzić zasa­

dnicze dośw iadczenia, ja k ie sig w ykonyw ają ze św iatłem i ciepłem prom ienistem . Do tego celu użył dwu zw ierciadeł parabolicznych; przed pier- wszem z nich um ieścił walec mosigżny we środku przerw any, tak , że odstęp obu części p rzypadał w ognisku zw ierciadła, a p rą d elektryczny przez walce przeprow adzany w yw oływ ał w odstępie tym iskry. W ognisku zw ierciad ła drugiego znajdow ał się rów nież przew odnik, w k tó ry m p rą d pierwszy w zbudzał przez in d u k cy ją p rą d , zd rad zający się rów nież przeskakiw aniem iskier. W zasadzie za­

tem m etoda dośw iadczeń b y ła takaż sam a, ja k w dośw iadczeniach wyżej zacytow anych, ale że zjaw iska w ystępow ały tu jed y n ie w sąsiedztw ie osi obu zw ierciadeł, m ożna więc m ów ić o prom ie­

niach elektrycznych. Prostolinijne roschodzenie się działań elektrycznych m ożna by ło wykazać przez

umieszczenie n a kierunku prom ieni przegrody cy n ­ kowej, w tedy bow iem isk ry in d u k to ra ustaw ały, tak ja k b y przeg ro d a m etalow a rzucała cień . Izo­

latory nie pow strzym ują p ro m ien ia, fale elektrycz­

ne przechodzą przez ścianę drew nianą, k tó ra je st p rzeto dla n ich przezroczystą. Z ałam an ie p ro ­ m ieni elektrycznych okazał p. H ertz przez użycie wielkiego p ry zm atu z m asy asfaltow ej, u staw ione­

go n a kierunku prom ienia: w tym razie, gdy oba zw ierciadła umieszczone były jed n o n aprzeciw drugiego, p rą d y indukcyjne nie pow staw ały, wy­

tw arzały się natom iast skoro zw ierciadło odbie­

ra ją c e umieszczono z boku, co okazywało, że p ro ­ m ień, przechodząc przez p ry zm at ulega załam a­

niu; z k ą ta łam iącego pryzm atu, 30° i z odchyle­

nia prom ieni, wynoszącego 22°, okazał sig spót- czynnik załam an ia sm oły 1,69, gdy spółczynnik zała m an ia optycznego podobnych ciał podaje sig m iędzy 1,5 i 1,6.—P oprzestając obecnie na te j po­

bieżnej w zm iance o epokowych dośw iadczeniach H ertza, k tó ry ch dokładniejszy opis podam y nastg- pnie, przytaczam y tu jeszcze w yrazy, którem i au­

to r kończy swe spraw ozdanie złożone akadem ii, berlińskiej; „B adane przez nas objaw y uw ażaliś­

m y tu jako działanie prom ieni siły elektrycznej.

Możeby je należało też uważać za prom ienie św ie­

tlne o bardzo znacznej długości fal. J a p rz y n a j­

m niej sądzę, że opisane tu dośw iadczenia usuwają w znacznej m ierze w ątpliwość co do tożsam ości św iatła, ciepła prom ienistego i ru ch u falowego elektrodynam icznego. Sądzę, że bez obaw y wy­

zyskiw ać m ożna w nioski, ja k ie n a podstaw ie tej tożsam ości d ają się w yprow adzać zarówno w dzie­

dzinie optyki, ja k i nauki o elektryczności".

S. K.

FIZY K A KULI ZIEM SK 1ŚJ.

— Temperatura w głębi ziemi. Jakkolw iek odda­

wna je s t rzeczą znaną, że te m p e ra tu ra w głębi ziem i w zrasta, to wszakże nie zdołano d o tąd ująć praw a, w edle którego w zrost te n następuje, obser- w acyje bow iem , w różnych okolicach ziem i doko­

nyw ane, prow adzą do rezu ltató w niezupełnie zgo­

dnych. Z pew nych naw et dostrzeżeń chciano wy­

prow adzić wniosek, że te m p e ra tu ra w zrasta tylko do pewnej głębokości, poza k tó rą ku środkowi ziemi nastgpuje jej obniżanie. Z pom iarów m ia­

nowicie te m p e ra tu ry , prow adzonych przed 18 laty w Sperenberg w otw orze św idrow ym , k tó ry w tedy doszedł do głgbokości 1274 m, w niósł D unker, że w zrost te m p e ra tu ry nie je s t stateczny, a przy po­

suw aniu się w głąb ziemi zachodzi w stosunku co­

raz słabszym ; n a tej podstaw ie podał wzór em pi­

ryczny, z którego wypadło, że w głębokości już 5162 stóp zachodzi najw iększość te m p e ra tu ry we w nątrz ziemi, wynosząca 40,7° R , a od tego p u n ­ k tu te m p e ra tu ra maleje i to ta k szybko, że w g łę ­ bokości 10874 stóp spada ju ż do 0°, a poniżej wy­

stęp u ją stopnie odjem ne. Do wniosków tych nie

przyw iązyw ano wprawdzie w ielkiej wagi, stanow ­

czo je odeprzeć zdołano w szakże dopiero obecnie,

a to na podstawie now szych obserw acyj w n a j­

(14)

2 2 2 W SZ EC H ŚW IA T . głębszym dotychczas na ziem i w yw ierconym otw orze

św idrow ym w Schladebach, k tó ry sięga ju ż 1 748 m, Otóż w głębi 1716 m, d okąd prow adzono p o m ia ry tem p eratu ry , wynosi ona 45,S» R czyli 56,6° C.

a zatem znacznie w igcej an iż e li m n iem an a n aj- większość D u n k era. P. H uyssen, k tó r y b a d a n ia te prow adził, zgadza się rów nież, że p rz y ro st te m ­ p eratu ry nie jest jed n o stajn y , że w głębokościach znaczniejszych okazuje się coraz słabszym , p rz y ­ czyną tego w szakże je s t zapew ne Woda p rzed o sta­

ją c a się z góry, k tó ra pow oduje oziębienie sty k a ­ jący ch się z n ią skał, sk ąd o dczytujem y te m p e ra ­ tu ry zbyt niskie. W yw ody H uyssena p rz y ją ł z re ­ sztą i D unker, który w now ej p racy odrzuca d a ­ w niejsze swe poglądy, p rzy jm u je stateczn y w zrost te m p e ra tu ry z głębokością i podaje n a zależność te m p e ra tu ry od głębokości wzór nowy, k tó ry na podstaw ie, że p rz y ro st te m p e ra tu ry o 1° C w Schla­

debach n astęp u je na każd e 35,7 m, prow adzi do wniosku, że p u n k t topliw ości law y 2 0 J0 °C zostaje osięgniętym w głębokości 71000 m czyli około 9,5 m il gieograficznych. R ozum ie się, że i te n w n io ­ sek żadnej n ie p rzed staw ia pew ności.

S. K.

CHEMIJA.

— Reakcyje chemiczne pomiędzy ciałami stałemi.

W brew ogólnem u m niem aniu, że zjaw iska c h e m i­

czne zachodzą w yłącznie ty lk o pom iędzy ciałam i w stan ie ciekłym („co rp o ra non a g u n t nisi fluida”

m aw iali staro ży tn i) p. W . S p rin g ju ż p rzed kilku laty dow iódł, że pod znacznem ciśnieniem zacho­

dzą tak że zm iany chem iczne i z ciałam i stałem i.

W dalszym ciągu ten że autor w ykazał, że ciepło już poniżej p u n k tu topliw ości sprow adza reak cy je chem iczne, a obecnie ogłasza znów szereg n ie ­ zm iern ie ciekaw ych dośw iadczeń.

D robne o p iłk i m iedzi zostały zm ięszane z chlor- n ik iem rtę c i (sublim atem ) doskonale w ysuszonym , a m ięszaninę pozostaw iono w zam kniętej ru rze, w strząsając t ą o sta tn ią od czasu do czasu. P o m ię­

dzy proszkam i zaszła re a k c y ja , k tó ra zupełnie uk o ń ­ czyła się po czte rech la ta c h ; utw o rzy ł się ch lo rek m iedzi i c h lo rek rtę c i (kalom el) w te n sposób, że połow a zaw artego w sublim acie ch lo ru p o łą c z y ła się z m iedzią. (Jeśli ro s tw ó r sublim atu działa na m iedź, to p ow staje c h lo rn ik m ied zi i w y d ziela się rtę ć w stan ie m etalicznym ).

W ysuszony p roszek azo ta n u po tasu (sa le try po­

tasow ej) został zm ięszany ze sproszkow anym i wy­

suszonym octanem sodu i m ięszaninę tę pozosta­

wiono w przy rząd zie o suszającym (eksykatorze).

Ponieważ żadne z ty ch c ia ł n ie je s t hygroskopo- we, natom iast hygroskopow em i są p ro d u k ty re a k - cyi (o ctan potasu i azo tan sodu), jak iej przytem spodziew ać się należy, łatw o p rz e to m ożna było się przekonać o zaszłej re a k c y i: po czterech m ie­

siącach ju ż m asa w yjęta z e k sy k a to ra rospływ ała się na pow ietrzu. P odobna re a k c y ja zaszła też po­

m iędzy w ym ienionem i solam i pod w pływ em cie­

p ła znacznie niższego od te m p e ra tu ry topliw ości ty c h soli.

B ad an ia w tym k ieru n k u p. Spring prow adzi w dalszym ciągu; nie należy zapom inać, że n a r e ­ zultaty podobnych dośw iadczeń trz e b a czekać n ie ­ raz lata całe. (Z eitsch r. f. physikal. Chem ie).

M. F I

AGRONOMIJA.

— Zastosowanie elektryczności w folnictwie. Z wie­

lu stro n słyszeć się d aw ały głosy, jak o b y e le k try ­ czność z k o rzy ścią m ogła b y ć stosow aną w ro ln i­

ctwie; m ianow icie tw ierdzono, że stałe lub in d u k ­ cyjne p rą d y elek try czn e w ytw arzane n a roli pod­

czas okresu w egietacyjnego znakom icie m ogą po­

m nożyć plon. W ostatnich czasach pogłoskom ty m zaprzeczano. Olóż dla rosstrzygnięcia teg o p y ta ­ n ia podjęte zostały dośw iadczenia przez E . W ollne- go, k tó ry w licznych p ró b ach pozw alał działać na g ru n t p rąd o m elek try czn y m in dukcyjnym , p rą d o ­ wi ogniw a M eidingera i ogniw a m iedziocynkow e- go. W e w szystkich w ypadkach re z u lta t okazał się stanow czo niepom yślnym . Również ujem nym był re z u lta t dośw iadczeń m ający ch na celu ros- strzy g n ąć, o ile p rą d y galw aniczne lub in d u k cy j­

ne w y w ierają w pływ na rospuszczanie składników g ru n tu lub n a rosk ład zaw arty ch w nim ciał o r­

ganicznych. (N aturw . R undschau z lo r s c h u n g . auf. d. G ebiete d. A g rik u ltu rp h y sik ).

M . FI.

B A K TERY JO LO G IJA .

— Bakteryje purpurowe i ich zachowanie się wobec światła. E n g e lm a n n p rzed kilku laty opisał b a k ­ te ry je , odznaczające się zdolnością odróżniania św iatła rozm aitego n atęż en ia i ro zm aitej długości fali i nazw ał je B acteriu m photom etricum . W k oń­

cu ubiegłego ro k u , pozyskawszy znaczniejszą ilość m ateryjału, E n g elm an n zajął się bliższem ich zba­

daniem . G atunków tych b ak tery j je st dość znacz­

na liczba, w iększość zaś należy do t. zw. „b a k te ­ ry j siarkow ych*1, k tó re, według badań W in o g rad - skyego, w obecności siarkow odoru w ypełniają swe kom órki ziaren k am i siarki. W szystkie te b a k te ­ ry je zaw ierają w swej protoplazm ie w sta n ie ros- proszonym purpurow o - czerw ony barw n ik , bliżej przez R a y -L a n e a ste ra scharakteryzow any i nazw a­

ny „ b a k te ry j o-purpuryną“. Z aw artości tego w ła ­ śnie b a rw n ik a zaw dzięczają b a k te ry je purpurow e swe osobliwe zachow anie się w obec św iatła.

P rzew ażna liczba gatunków ty c h b ak tery j od b y ­ w a żw aw e ru c h y m iejscow e, są je d n a k pom iędzy niem i i ta k ie , które ro ją się w w odzie zapom ocą biczyków . N a ty ch o statn ich w pływ św iatła je st najw idoczniejszy. P rzy stałem ośw ietleniu ruch wogóle tem je s t szybszy, im w iększem je s t n a tę ­ żen ie św iatła. W zupełnej ciem ności ru ch całko­

w icie ustaje. Gdy pow strzym anie ruchów w ywo­

ła n e przez zaciem nienie nie trw ało zbyt długo,

to znosi się ono przez ponow ny przystęp św iatła,

n iek ied y już po k ilk u sekundach. Przy powtór-

nera zaciem nieniu ru ch y przez pew ien czas je s z ­

cze trw a ją (fotokinetyczne d ziałan ie następcze).

Cytaty

Powiązane dokumenty

Za każdym razem wyjaśnij, dlaczego wpisana liczba pasuje jako

Za każdym razem wyjaśnij, dlaczego wpisana liczba pasuje jako

Od tego momentu zaczęli się nim interesować Niemcy.. Został wzięty na roboty

W każdym razie, problem był tylko taki, jak ja mam go z tą muzyką jeszcze w tych czternastu minutach zmieścić, a nie, że to będzie nudne.. Czasem udawało się dwie nagrać, ale

163 miesiąca sierpnia obserwowałem również trzecie zaćmienie, które rozpoczęło się w trzy godziny bez jednej piątej części godziny po północy, a środkowy okres tego także

(fot. zespół Solaris) Następny etap prac to powolne zwiększanie zakumulowanego prądu, aż do uzyskania wartości 500 mA. Jest to proces długotrwały, gdyż układy

W dniu 11 maja 2005 roku ukazało się rozporządzenie Ministra Zdrowia z dnia 11 maja 2005 roku „zmieniają- ce rozporządzenie w sprawie sposobu prowadzenia rejestrów zachorowań na

Zygmunt II August (1548 – 1572), syn Zygmunta I Starego i Bony Sforzy, wielki książę litewski od 1529 r., ostatni król na tronie polskim z dynastii Jagiellonów;