• Nie Znaleziono Wyników

Nowa Polska 1933, R. 1, nr 9

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Nowa Polska 1933, R. 1, nr 9"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

P rzedpłata

„Nowa Polska“ wychodzi w każdą niedzielę i ko­

sztuje 40 gr. na miesiąc, z odnoszeniem do domu 50 gr. Adres Redakcji i Administracji Toruń PI.

św. Jana 8.

Pismo niezależne poświęcone obronie

O głoszen ia 20 gr. wiersz milimetr, na stronie 4 łamowej.

Drobne ogłoszenie: napi­

sowe słowo 10 groszy, każde dalsze słowo 5 gr.

Redaktor przyjmuje co­

dziennie od godz. 5—6.

interesów ludności ziem zachodnich

Rok I. Nr. 9 Toruń, niedziela, dnia 5-go listopada 1983 r. Cena 10 gr,

l aftcji przedwyborczej

Endecja bez listka figowego. — Kilkudziesięciu „m urowanych44 narodow ców podpisało listę sanacyjną.

„N aw rócony44 kandydat na narodow ego posła dr. Brasse z Lubaw y. — Skom prom itowany Piszcz na czele endeckiej akcji w yborczej. — Szanse sanacji i N PR -u.

Walka przedwyborcza na Pomorzu już rozpoczęta; * pojawiły się pierwsze odezwy, odbyły pierwsze zebrania.

Trudno dziś przewidzieć, jaki będzie jej wynik, ale można już omówić szan­

se poszczególnych ugrupowań.

Stronnictwo Narodowe od lat gło­

siło hasło apolityczności samorządu i częściowo hasło to wprowadzało na­

wet w życie, gdyż w skład t. zw. u- grupowań obywatelskich, gospodarczo narodowych itp., które uchodziły za

„endeckiej często wchodzili ludzie politycznie niezaangażowani. Obecne wybory endecja przedprowadza pod własną firmą, nie przybierając żad­

nych gospodarczych przymiotników a przytem pod hasłem politycznym

„obrony samorządu“ .

Czy pociągnięcie to było roztropne, okaże dzień 26 listopada. Koła go­

spodarcze — zwłaszcza kupieckie i rzemieślnicze są zdania przeciwnego;

sądzą bowiem, iż na tej platformie trudno będzie zebrać przedstawicieli tych właśnie czynników gospodarczych, których obecność w radach miejskich jest dla dobra miast konieczna.

Prasa s a n a c y j n a ogłosiła w ub.

tygodniu odezwę Narodowego Bloku Gospodarczego, podkreślająca koniecz­

ność współpracy samorządów z rzą­

dem, poza tern jednak wysuwającą raczej momenty gospodarcze. Postu­

lat „współpracy z rządem“ jak i sło­

wo „blok“ wskazuje na B.B.W.R. jako organizację patronującą tej akcji przed­

wyborczej. Liczne natomiast podpisy dowodzą, źe B.B. weszło w sprawach samorządowych na drogę nieopatrznie opuszczoną przez „narodowców“ , tj.

że na tym terenie nie rezygnuje z współpracy osób czynnie w polityce nie zaangażowanych.

Te podpisy były nielada sensacją, zwłaszcza dla pomorskich narodowców.

Dość wspomnieć, źe odezwę podpisali m. i. dr. Brasse z Lubawy, kandydat na posła z naszego okręgu, uważany

— sądząc z kolejności na liście naro­

dowej — za dzielniejszego jeszcze na­

rodowca niż p. Czarnota-Bojarski, da­

lej p. Miotk z Pucka, ks. Rozczynial- ski z Wejherowa, p. Golus z Golubia i cały szereg „narodowców“ , znanych z pracy na terenie samorządu.

Więc z tego faktu sądzić można,

że taktyka obrana przez Stronnictwo Narodowe na terenie Pomorza, może się okazać zawodną.

Najwięcej nadziei pokłada się tu na rzutkości „młodych“ ; coprawda ustawa nieco utrudniła ich pracę, bo czynne prawo wyborcze przyznała o- sobom, które przekroczyły 24, a bier­

ne tym, które doszły do 30-ki. Prócz tego jeden jeszcze moment osłabi nie­

zawodnie skuteczność akcji młodych, a mianowicie fakt, że akcję przedwy­

borczą poprowadzić ma niejaki Edward Piszcz, osoba ciesząca się fatalną re­

putacją właśnie w sferach głosującego już społeczeństwa narodowego na Po­

morzu.

Jako trzeci czynnik występuje NPR, idąc jak zwykle pod własną firmą.

Konkurencja robotników z pod znaku P.P.S, nie będzie groźna, ale i „sana­

cyjne“ organizacje robotnicze nie są dla NPR-u przeciwnikiem niebezpiecz­

nym.

Najpoważniejszym natomiast prze­

ciwnikiem zarówno endecji jak i NPR, jest sam regulamin wyborczy, stawia­

jący nielada wymogi ugrupowaniom, nie znającym dotąd podziału okręgów wyborczych i dający bardzo wielkie kompetencje komisjom wyborczym, w większości swej nominowanych.

Dlatego to na zebraniach przedwy­

borczych „opozycji“ odczuwa się na­

strój pesymistyczny.

Nie należy jednak zapominać, źe ten sam regulamin wyborczy, daje gło­

sującemu w pewnym stopniu możność wyrażenia w ł a s n e j woli, niezależnej od narzuconej przez takie czy inne ugrupowanie. Mianowicie paragraf 26 ust. regulaminu powiada, źe każdy wyborca rozporządza tylu głosami, ilu radnych wybiera się w danym o- kręgu“ . Wprawdzie nie wolno mu tych głosów rzucić na kandydatów z różnych list, ale oddając np. wszyst­

kie swe głosy na jednego z kandy­

datów pewnej listy, może przyczynić się do tego, że ów kandydat wejdzie do rady, choć postawiono go na sza­

rym końcu.

Przez wydrukowanie gotowych kartek wyborczych z numerkiem i nazwiskami, i to kartek, na których nie będzie można dokonać skreśleń i dopisów, poszczególne ugrupowania zechcą zapewne s a b o t o w a ć to prawo, które choć pod pewnym wzglę­

dem uniezależnia wyborcę od partyj­

nych konwentykłów.

Dlatego już dziś należy na ten szczegół zwrócić uwagę, aby wyborcy naprawdę niezależni prawo to wyko­

rzystali w całej pełni.

DRUKI

wszelkiego ro­

dzaju wyko­

nuje t a n i o i gustownie

DRUKARNIA STARCZEWSKIEGO

TORSiA P i SW JANA 8.

Maliszowic shazanl na śmierć

ło$ skazańców w ręku p. Prezydenta

Kraków. — W sobotę o godz. 12,10 zapadł przed sądem doraźnym w Kra­

kowie wyrok skazujący Jana Malisza na czterokrotną karę śmierci przez powieszenie, zaś żonę jego Marję na trzykrotną karę śmierci przez powie­

szenie. Skazani przyjęli wyrok cynicz­

nym grymasem, lecz spokojnie. Obrońcy skazanych zaapelowali o łaskę do Pre­

zydenta Rzeczypospolitej. Dotychczas

nie nadeszła odpowiedź.

Wyrok wykonany zostanie przy­

puszczalnie w niedzielę o świcie.

Do Krakowa przybył już kat Braun z Warszawy.

O ile p. Prezydent nie skorzysta z prawa łaski, będzie to pierwszy wy­

padek powieszenia kobiety w Polsce.

OD W YD AW N ICTW A

Pragnąc w najbliższym czasie zamienić w ydaw nictw o nasze z tygodnika na dziennik, przecho­

dzimy już dziś na form at gaze­

tow y, nie zmieniając pomimo zwiększonych kosztów w arunków przedpłaty, która wynosi

40 groszy na miesiąc a z odnoszeniem do domu 50 gr.

względnie na poczcie 47 gr.

Prenum eratę uiścić można w każdym

urzędzie pocztowym

lub też w administracji pisma, plac św. Jana 8.

„N o w a Polska“ jest

n a j t a ó s z e m pismem w Polsce.

rn 'iiihhi iw um n r « —

„ P I E L G R Z Y M “

a „fllodzi“.

Rozdźwięk pomiędzy n arodow ­ cami „piełgrzym ow ym i44, a Zw.

Młodych N arodow ców (O W P ).

Nasz korespondent grudziądzki do­

nosi:

„W związku z ostatnią notatką w

„Pielgrzymie“ , podpisaną przez ks. Ch.

mogę jako uczestnik czerwcowego ze­

brania Rady Okręgowej Stronnictwa Narodowego podać szereg ścisłych danych z przebiegu obrad, które uwy­

puklą dostatecznie, kogo to autor no­

tatki uważa w Stronnictwie Nar#do- wem za narzędzie sanacji.

Przecież na zebraniu tern Jóyli sa­

mi tylko wydelegowani przez zarządy powiatowe delegaci Stronnictwa w liczbie 80 osób i właśnie onh-poddali druzgocącej krytyce kierownictwo na­

czelnego organu Stronnictwa Narodo­

wego na Pomorzu.

A pośród nich właśnie przedstawi­

ciele młodej generacji najsilniei za­

atakowali prasę Stronnictwa Narodo­

wego:

Mec. Jankowski, po rewelacyjnem wprost przemówieniu o obecnej sy­

tuacji w Str. Narodowem, omówił pra­

sę narodową, a szczególnie jej organ naczelny tj. „Słowo Pomorskie“ . Mów­

ca stwierdził, źe pismo jest niewy­

starczające, mało inteligentnie reda­

gowane, że konieczną jest radykalna reorganizacja. W jakim duchu w y­

obrażano sobie reorganizację tego pis­

ma o tem świadczyło przemówienie dra Balewśkiego ze Starogardu. Stwier­

dził on, że prasa Stronnictwa Naro­

dowego

POMORSK A WYSTAWA ŁOWIECKA

I POKAZ TROFEÓW MYŚLIWSKICH

od 5 — 13 listopada 1933. agHgg w Toruniu ul. CUelminsha 16 Otwarta od godz. T do 19 tet.

Wstęp 50 gr. Młodzież I szeregowcu 20 gr.

Zwiedzający korzystają w drodze powrotnej z 50 */„ z n iż k i. kolejow ej.

(2)

Nr. 9 N O W A P O L S K A Str. 2

nie ma czucia z Pomorzem.

Jest to nic więcej jak zbiór wycin­

ków z gazet. Brak w naczelnym or­

ganie prasowym Str. Narodowego na Pomorzu

ujęcia i oświetlenia spraw po­

morskich.

Adw. Sergot w namiętnem prze­

mówieniu domagał się m. in. prawa życia i egzystencji dla Pomorzan na Pomorzu. Z druzgocącą krytyką na­

czelnego organu Stronnictwa wystą­

pił również p. Jerzy zairalski.

Niefortunne zaś i w impertynenc- kim tonie wygłoszone przemówienie

młodzieńczego Edwarda Piszczą, zna­

nego z tchórzorstwa, jakie wykazał w głośnej sprawie honorowej, wywo­

łało oburzenie zebranych i głośne żą­

danie, aby odebrać głos młodzieńcowi iure caduco zaawansowanemu przez małopolskich protektorów na przed­

stawiciela „Młodych“ Pomorza.

Pisaliście już w „Nowej Polsce“

jak to instancje poznańskie zadrwiły sobie z żądań \ omorskich, ustanawia­

jąc zasadę, że prawo oświetlania za­

gadnień pomorskich, wyrażania opinji pomorskiej mają pp. Rydlewscy i Sey- dowie w Poznaniu, a Pomorzanie po­

winni słuchać i milczeć. Ale to już inny temat.

Narazie pozostańmy przy księdzu redaktorze Ch. z Pielgrzyma. Więc ci wszyscy wymienieni tu narodowcy pomorscy oraz szereg innych znanych mu chyba — bo wysokie godności piastowali i piastują w Stronnictwie

— to poprostu ślepe narzędzia sanacji?

Więc druzgocącą krytykę dyktował im nie wzgląd na dobro obozu naro­

dowego, tylko podstępne podszepty sanacji ?!

Wolne żarty, ks. redaktorze!“

zebranie Tow. Kapców CbrieśC.

Kupiectwo toruńskie opuszcza endecję. Oto skutki lekceważenia interesów ludności pomorskiej przez małopolskich menerów Stronnictwa Narodowego!

Na czwartek, 2 bm. toruńskie Tow.

Kupców Chrześcijańskich zwołało Nad­

zwyczajne Walne Zgromadzenie z jednym tylko punktem porządku ob­

rad: ustosunkowaniem się kupiectwa do wyborów samorządowych.

Zagaił zebranie p. prezes Kryzan;

na marszałka przez aklamację wy­

brano p. Wiencka.

Przedstawiwszy ceł zebrania pan Wiencek udziela głosu syndykowi p.

Merdasowi dla wygłoszenia sprawo­

zdania z komisji wybranej w celu per­

traktacji z innemi ugrupowaniami go­

spodarczemu.

P. M e r d a s referuje, że komisja stanąwszy na stanowisku, że łączyć się należy wyłącznic na platformie gospodarczej, wzięła udział w zebra­

niu, zwołanem przez p. Penkałlę na wtorek 31 ub. m. Zebrali się przed­

stawiciele Zw. Właścicieli Nierucho­

mości, organizacyj rzemieślniczych, ZwT. Restauratorów oraz Tow. Kupców Chrześcijańskich i po dłuższej dys­

kusji uchwalili wszystkiemi głosami przeciwko jednemu

zgłosić przystąpienie do Naro­

dowego Bloku Gospodarczo-Spo­

łecznego.

Ten punkt widzenia postanowiła komisja przedłożyć zgromadzeniu do zatwierdzenia, aby móc w dalszym ciągu prowadzić pertraktacje w celu ustalenia list kandydatów i przystą­

pienia do akcji przedwyborczej.

Namiętna dyskusja.

W dyskusji pierwszy zabiera głos p. Szlichciński, który zapytuje kto reprezentuje ten blok, ile daje kupcom mandatów itp.

P. Merdas wyraża zdziwienie, że zapytań tych nie stawił p. Szlichciński na wtorkowem zebraniu p. Penkali lecz występuje z niemi dopiero teraz.

P. dyr. Kociuszki stwierdza, że na tego rodzaju targi mandatowe jest jeszcze za wcześnie. Narazie za wielki sukces sfer gospodarczych uznać należy zgodę osiągniętą we wspólnym komitecie, w którym uzgod­

niono stosunek przedstawicieli danych zrzeszeń jak 2 : 2 : 2 : 1 (kupcy, rze­

mieślnicy, właściciele domów i res­

tauratorzy).

P. Szlichciński ponownie dwukrot­

nie wysuwa swe wątpliwości, naco odpowiada mu p. Wiencek.

P. Gośliński jest zdania, że decyzji nie można odwlekać. Inne grupy gospodarcze już wyprzedziły pod tym względem organizację kupiecką. Ze­

branie musi powziąć decyzję ostatecz­

ną, bo czas nagli. Mówca wnosi 0 zamknięcie dyskusji.

Wniosek p. Goślińskiego przecho­

dzi prawie jednomyślnie, lecz prze­

mawiają jeszcze ci, którzy przed wnioskiem zgłosili się do głosu.

P. Brzeski stawia sprawę jasno 1 otwarcie, dopowiadając to czego p.

Szlichciński w objekcjach swych nie wypowiedział. Są tylko dwie drogi, albo kupcy pójdą sami, i przy. obec­

nym regulaminie wyborczym nie osią­

gniemy niczego, albo połączymy się z innemi ugrupowanami gospodarczemi i wraz z niemi z tym blokiem, któiy tej koncepcji przy obecnych wyborach patronuje. P. Szlichcińskiemu chodzi zapewne o to, że Narodowy Blok Gospodarczy idzie pod egidą sanacji.

Należy więc przypomnieć, że przy

ostatnich wyborach ugrupowania gos­

podarcze również łączyły się ze stron­

nictwem politycznem.

Podobne stanowisko zajmuje na­

stępny mówca p. dyr. Kociuszki w tym samym duchu przemawia i p.

Szymański.

Jeszcze raz zabiera głos p. Szlich­

ciński wysuwając te same zastrzeże­

nia i ponownie zbija jego wywody p. Merdas.

D y s k u s ja je st zamknięta.

Tajne głosowanie.

P. Skalski stawia wniosek, aby nad wnioskiem ko misji głosować taj­

nie. Gdy przewodniczący chce zarzą­

dzić tajne głosowanie, odzywają się sprzeciwy. Wprawdzie zwyczaj mówi, że na żądanie choćby jednego głoso­

wanie odbywa się tajnie; ale statut tego nie nakazuje. W obec tego p.

marszałek zarządza najpierw głoso­

wanie nad tajnością.

Większość wypowiada się za gło­

sowaniem tajnem.

Według listy obecnych, do głoso­

wania uprawnionych jest 24 uczest­

ników zebrania. Rozdano kartki, zbie­

ra je p. Szymański. Przewodniczący stwierdza wynik głosowania:

Na 24 głosujących 15 opowie­

działo się za przystąpieniem do Narodowego Bloku Gospodarcze­

go, a 9 przeciw.

Niespodziewana „przeszkoda“.

Gdy przewodniczący już ma zamiar zamknąć zebranie zgłasza się p. Szlich­

ciński i oświadcza, że uchwała jest nieważna, gdyż zwołanie zebrania nie odpowiada wymogom statutu, nie by­

ło bowiem ogłoszone w przepisowym czasie.

Oświadczenie to wywołuje bardzo ożywioną dyskusję, w której zabierają głos pp. Merdas, Wiencek, Ratajski, Brzeski, Kłopocki i Kociuszki.

Mówcy wyrażają zdziwienie, że z protestem tym wystąpił p. Szlichciń­

ski, który sam podpisał zaproszenia na zebranie. P. Szlichciński wyjaśnia, że podpisując, nie zdawał sobie spra­

wy z nielegalności zebrania, a prze­

konał się o tem później. P. Brzeski podkreśla, że do powzięcia uchwały nie potrzeba było zwoływać zebrania w a l n e g o , że mylnie to nadzwyczaj­

ne zebranie nazwano „walnem“ . Wniosek p. Brzeskiego, poparty przez innych mówców uzyskał więk­

szość.

Wobec tego p. przewodniczący o- twiera dalszą dyskusję nad sprawami kandydatur.

Kto kandyduje do Mady Miejskiej?

P. Merdas odczytuje listę kandy­

datów dotąd ustalonych, zaznaczając, źe nie jest ona kompletna. Pp. Szlich­

ciński i Nalaskowski proszą o skre­

ślenie z listy; proponowany przez ze­

branych p. Szymański nie może przy jąć kandydatury

z

powodu młodego wieku,

bowiem nie posiada jeszcze biernego prawu wyborczego.

Lista ustalona na zebraniu zawiera m. i. następujące kandydatury:

Pp, Wiencek, Merdas, Gośliński, Kłopocki, Hozakowski, Hinz, Kociusz­

ki, Wiiamowski, Kryzan, Olech, Brze­

ski Fr., Neumann, Billert, Klimczewski, Lewandowski, Stefanowicz, Tymieniec­

ki, Ratajski, Zduński, Weryho-Darow- ski.

Obecni na zebraniu kandydaci wy­

rażają swą zgodę na umieszczenie ich na listach. Komisja ma wraz z zarzą­

dem uzupełnić listę dotychczasowy.

Na tem przewodniczący zamknął obrady tego ważnego w dziejach ku­

piectwa toruńskiego zebrania.

m

I N S T Y T U T O P T Y C Z N Y

G U S T A V M E Y E R

Z a ł. 186 i

Żeglarska 23 T O R U Ń Tel. 248

Naprzeciw kościoła św. Jana.

lacho we zeste Wlenie ohuiarhw

Reperacje wykonuje się prędko i tanio.

X 192 czuu Tajemnica lóllcf (chi

N O w e la k r r r r y m in a ln a Napisał b. Obwiepolak.

W g łę b o k ie j niszy, niem al zupełnie zasłonięty przed n a trę tn e m i s p o jrz e n ia ­ mi gości restauracyjnych, siedział j e g o ­ mość w średnim wieku; nos orli, oczy g łę b o k o osadzone, ascetyczne bruzdy k o ło ust i w ysokie czoło, przechodzące w lśniącą łysinę, na pierwszy rzut oka w y ró ż n ia ły go z p o m ię d z y szarej g r o ­ m a d y z w ykłych ś m ie rte ln ik ó w .

Przedewszystkiem je d n a k te oczy!

W zrok przeszywający prze n ikliw ie nie ty lk o cienkie drew niane ścianki re sta u ­ racyjnej niszy, ale nawet g ru b y blat stołu, n ie ty lk o n a k ro c h m a lo n y gors, w yfraczonego kelnera, ale nawet jego czaszkę, mózg, dow iercający — zda się — do najskrytszych zaka m a rkó w je g o m yśli.

Zgadliście już, d ro d zy czytelnicy — d e te k ty w ! Tak jest, S h e rlo ck Holmes.

Nie A n g lik w praw dzie, bo w ustach brak nieodzow nej k ró tk ie j fajeczki, — ale nasz p o ls k i Sherlock, jeśli nie za­

w o d o w y d e te k ty w , to w każdym razie g e n ja ln y amator.

Zasłonił się gazętą i zdawał się czy­

tać ją z zajęciem. Tak sądziłby zwykły, przeciętny obserwator

O, tępoto ludzka! Ślepoto poczci­

wych — p o w ie d zm y poprostu: głupich

— tu b y lc ó w , którzy przyszli tu na

„w ie p rz o w e n o g i“ , zalewane piwem!

G dyby kto z was p o h a f ił spojrzeć na naszego Sherlocka w zrokiem równie p rz e n ik liw y m , spostrzegłby odrazu, że w gazecie w sam ym środku lite ry „ o u w n a g łó w ku „ S ł o w o “ były dwa małe otw o ry; spostrzegłby dalej, że orli w zrok dete ktyw a przez te dwa o tw o rk i prze­

szywa n a w ylo t stołow ego i pada na dwóch gości siedzących p-> drugiej stronie sali restauracyjnej.

Rozmawiali, i żadne słow o nie uszło uwagi naszego detektyw a.

— W idziałem się z nią wczoraj m ó w ił kapitan do swego towarzysza cywila.

mNo oczywiście: j ą — w n io s k o w a ł d e te k ty w z genjalną bystrością — tę czarną w karakułach. S p o tk a łe m ją w dniu 27. 9 br. na B ydgoskiej 123;

spojrzała na okna mieszkania na pier- wszem piętrze. Tam właśnie mieszka kapitan. A więc — jego kochanka.

A przecież ona to właśnie trzy lata te m u przyjaźniła się z żoną mecenasa X, którego przyjaciółka spotykała się z tym ciekawym typem z Warszawy. Z

ty m sam ym , k tó ry to w Warszawie w m aju odegrał rolę tak w ybitną. Tak, to w zupełności potwierdza m oją tezę, iż rozm aw iający z k a p ita n e m je g o m o ść jest ty m , za któ re g o go uważałem zawsze...“

Rozmyślania d etektyw a przerw ało wejście nowego gościa. Blady, w ątły m łodzieniec w binoklach, widocznie szukał kogoś znajom ego.

D e te k ty w chrząknął znacząco z poza gazety, a wówczas m ło d z ie n ie c p o d ­ szedł do niego.

— Panie p...

— Psssst! — syknął H o lm e s nie­

zadow olo ny. — Cista !!!

— Przepraszam, — bąknął m ł o ­ dzieniec, zakrywając usta swe dłonią,

— jestem tak wzburzony, że z a p o m ­ niałem o zachowaniu koniecznej os tro ż ­ ności. Bo właśnie w tej chwili o d k r y ­ liśm y straszną...

Powoli, powoli, młodzieńcze.

Tylko nie denerwować się. W iedziałem , co się stało, kiedy pana ujrzałem , oczywiście X 139? Opowie pan wszyst­

ko, ale najpierw niech pan usiądzie:

odsapnie i uspokoi się a przedewszyst­

kiem pamięła* że ściany mają uszy,

zwłaszcza cienkie przepierzenia te) niszy.

— Ale skąd pan m ó g ł się d o m y ś ­ leć, źe chodzi o X 139? — dziw ił się m łodzieniec, patrząc z u w ie lb ie n ie m na detektyw a, k tó ry z wrodzoną s k r o m ­ nością przeszedł do porządku nad te m p y ta n ie m .

— Więc niech pan opow iada, o p o ­ wiada co się stało

M łodzieniec d o b y ł z kieszeni n o te ­ sik i o tw o -z y ł go na stronnicy zapisa­

nej ta je m n ic z e m i cy fra m i i nazwiskami i wodząc palcami po Kolumnach cyfr, a drugą ręką zakrywając usta, paczął opowiadać:

— Siedzieliśm y w kawiarni 102, pod o k n e m przy sto liku zauważyliśm y ich trzech...

— X 139, 75 i 201 ?

— Oczywiście; rozprawiali o czemś bardzo tajemniczo, 75 kilkakrotnie tele­

fonował. Wreszcie do kawiarni wszedł jakiś nieznajom y mężczyzna, z brodą (mam wrażenie, że sztuczną), podszedł do nich i przywitał się bardzo ser­

decznie...

— Czy nie zwrócił uwagi pańskiej sposób witania się sposób podawania

* •

l

(3)

Nr. 9 N O W A P O L S K A Str. 3

ręki?

— Niestety. Z a p o m n ia łe m dodać, że już poprzednio X 139, o tw o rz y ł swą tekę i dobywszy z niej jakieś akta w zielonych okładkach, pokazyw ał je t o ­ warzyszom, przyczem słyszałem w y ­ raźnie, że m ó w ili o jakiejś sumie...

niestety d o kła d n ie słyszałem ty lk o

„ z ło t y c h “ . Teraz, kiedy przybył nie ­ znajom y, natychm iast je m u pokazano tekę wraz z zawartością. Ogląda‘ł akta bardzo uważnie i na twarzy jego m a ­ lowało się żywe zadowolenie a nawet r a d o ś ć . Uśmiechnął się i powtarzał k ilka kro tn ie : „dobrze, znakom icie, biorę to zaraz...

— Ile zapłacił?

— Zdaje się, że nic, ale zabrał d o ­ k u m e n ty wraz z teką..

— Z teką !! J a kie g o koloru była ta teka?

— Żółta.

— Żółta teka ! Ha, oczywiście, że żółta. W iadom a rzecz. A w niej d o k u ­ m e n ty w zielonych okładkach... To znamienne, bardzo znamienne... Ale przedewszystkiem jedno: kto zn a jd o ­ wał się w pańskiem towarzystwie?

— X 001

— Zero, z e ro ? To d o b rz e ! A nie zauważył pan u nieznajo m e go żadnych znaków szczególnych?

— Owszem: zlekka u Cyk a na prawą nogę, ale ty lk o trochę. To człowiek obcy — przybył zdaleka.

_??

— B u ty m iał zabłocone, choć sucho na ulicy.

— Brawo, młodzieńcze. Są postępy, i cóż dalej ów nieznajomy?

— Wyszedł.

— D o k ą d ?

— Nie wiem, ale śledzi go 00.

— Dobrze, jestem o niego spokojny.

1 cóż — pańskiem zdaniem — m o g ło znajdować się w okładkach?

— N ie w ą tp liw ie jakieś bardzo wa­

żne d o k u m e n ty . Zero, zero sądzi, że to n a s z e d o k u m e n ty i polecił mi na­

ty c h m ia s t zawiadomić pana i nasz sekretarjat. Teraz, k i e j y pana już od ­ nalazłem, biegnę zaraz do telefonu...

— Do te le fo n u ? !! To niemożliwe, podsłuchują. Niech się pan przejdzie, zapyta, czy nie skra d zio n o zielonych teczek i zbada d o k ła d n ie co zawierały.

Ja zaczekam tu na X 00 i na pana.

Czekał dość długo, ale wreszcie doczekał się. Zero-zero, suchy m ł o ­ dzieniec o bujnej, on d u lo w a n e j czu­

prynie wpadł do lokalu zziajany.

Co słychać? — zapytał d e t e k t y w . — Jest te k a ?

M łodzieniec zmieszał się.

— Niestety. To jakaś ta jem nicza hisiorja. Szedłem o kilkadziesiąt k r o ­ kó w za n ie z n a jo m y m . M in ą ł ry n e k i skierow ał się na przedmieście. Nagle przeszedł na drugą stronę ulicy i kiedy znajdował się prawie na śro d ku je zd n i u p u ś c ił tekę...

— 1 pan nie podnió sł jej?

— W tej samej chwili, przejeżdżał tę d y rowerzysta. Jakiś robociarz. M o ­ m e ntalnie zeskoczył z roweru, podnió sł tekę, siadł na row er i odjechał.

— A nieznajomy?!

— Nic. Szedł dalej, ja k b y niczego nie zauważył. Popędziłem za ro w e ­ rzystą. Niestety w pobliżu nie było ani sam ochodu, ani tra m w a ju , a ro w e ­ rzysta jechał prędko, coraz prędzej, B ie g łe m za nim, w o ła łe m nawet — lecz bez skutku. Z d o ła łe m je d y n ie spamiętać n u m e r row eru: 2144.

— Więc żółta teka przepadła! A no — zaw iodłem się na panu. Szkoda, przed chw ilą d o p ie ro p o w ie d zia łe m , skoro Zero-zero jest na miejscu, m o ­ żemy być spokojni, a tymczasem...

— Panie, ja ją znajdę; odzyskam ją ch o ćb y z piekła! Choćby z samego Bel...

— Psssst! Ostrożnie! B ędziem y jej szukali. Ale n a jp ie rw X 01 pow ie nam co w niej było: właśnie nadchodzi.

Znany nam już wątły młodzieniec w binoklach wracał z miną strapioną.

— Przewidywania nasze były nie­

stety słuszne, skradziono akta: 5 akt w tekturowych okładkach, i to nie­

zmiernie ważnych.

— Jakie to sprawy?

— Narazie nie da się stwierdzić w każdym razie ś c i ś l e t a j n e .

— To bardzo źle, że nie w ia d e m o jakie. W idocznie w sekretariacie jest b a ł a g a n . Nie w o ln o nam tracić ani chwili czasu. Zaw iodłem się na was, moi panowie, ale teraz j a zacznę działać.

I d e te k ty w przeszył ich stalow ym w zrokiem , z im n ym i trochę drw iącym , więc sKromnie spuścili oczy, o c z e k u ­ jąc dalszych rozkazów.

II.

W pół godziny później już cała o r ­ ganizacja była w ruchu, a po godzinie nasz Sherlock o dbierał raporty: kró tk ie , ścisłe, wojskowe.

Za wszelką cenę należało odnaleźć rzekom ego robociarza — rowerzystę i utykającego na prawą nogę niezna­

nego z K*brodą. A zresztą, pal djabli ich obu: byle znalazła się tajem nicza żółta teka!

W zburzony chodził po swym g a b i­

necie.

Cóż za niedołę stw o s e kretarjatu organizacji: dotąd nie zdołano s tw ie r­

dzić jakie w ykra d zio n o akta.

Usłyszał dzwonek. Za chwilę ktoś zapukał.

— Proszę! — zabrzmiało zaprosze­

nie w tonie w ojskow ej kom endy.

Nieśm iało wszedł sekretarz.

— M a m y nareszcie d o k ła d n y spis ukradzionych d o k u m e n tó w .

Z kartki papieru zaczął odczytywać:

— Teczka A. 123-32 zawierała „ p r z e ­ pow iedn ie pani de Thebes o rych łe j zmianie rządów w Polsce“ H2 stronnice pisma maszynowego, przysłane z Se k retarjatu Generalnego.

— A dalej?

— Dwie teczki B. 28 i 29 m ie ś c iły spisy c z ło n k ó w lóż masońskich na Pomorzu.

Teczka A. 99 zawierała „ m e m o r ja ł M ło d y c h w sprawie synekur S ta ry c h .“

A wreszcie w osta tn iej, oznaczonej liczbą B. 13...

Sekretarz zawahał się.

— Proszę, proszę mówcie. Muszę w iedzieć w szystko !

— Ta teczka, proszę pana, zawie­

rała pański m a n u s k ry p t za tytułow an y:

„ M o je p a m ię tn ik i z celi k la s z to rn e j.“

H olm es zaklął siarczyście i w z b u ­ rzony przem ierzał p o kó j d łu g ie m i k r o ­ kam i wzdłuż i wszerz.

— Jeśli m a te rja ły te wpadną w ich ręce, jesteśm y zgubieni! S k o m p r o m i­

towani! Teraz z całą pewnością wiem, że będą usiłowali wywieźć d o k u m e n ty do Warszawy i tu na miejscu nie zdo­

ła m y te m u przeszkodzić, może w W a r­

szawie b yło b y łatwiej...

Przerwał mu ostry dzw onek te le ­ fonu.

— H a l l o ! Tak jestem osobiście!

Co, z dworca g łó w n e g o ? Mężczyzna z brodą? Bez brody?... To nic nie zna­

czy, m ó g ł ją zgubić... J a k im pociągiem, osobow ym ? ... Chwała Bogu!

— Więc p rze w id yw a n ia m o je sp e ł­

n iły się co do jo t y — zwrócił się do sekretarza — Teka z n a jd u je się już w drodze do Warszawy. Na szczęście jadąc pociągie m pospiesznym, w y p rz e ­ dzę ta jem niczego jegom ościa, u ty k a ­ jącego na prawą nogę.

— Ale przecież te k ę zabrał robo- ciarz-rowerzysta.,,

— Ha ha, ha... O naiwności ludzka!

To stary, o k le p a n y tric k , z ja k im s p o t­

kałem się już nieraz w życiu. R owe­

rzysta był jego w s p ó ln ik ie m , m iał z m y ­ lić tro p . Ale nie udało m u się. Teraz słuchajcie dyspozycyj: N a tychm iast te le fo n o w a ć do Karola do Warszawy;

niech oczekuje m n ie na dw o rcu z g r u ­ pą ludzi, g o to w ych na w s z y s t k o , z rozum iał pan? Na wszystko !

— To znaczy choćby...

— Choćby na po w ę d ro w a n ie do p a k i! Potrzeba nam ludzi o d w a ż n y c h : zdecydow a nych.

A co począć z ty m robcciarzem ? D ałem już ogłoszenie do gazet o zgu­

bionej tece, p o s z u k u je m y właściciela row eru 2144...

— Śmiej się pan z tego; szkoda czasu i pieniędzy. A teraz do dzieła.

W yjeżdżam za 36 i pół minuty.

III.

Przyćmione abażurem światło w y­

twarzało jakiś nastrój depresji.

Osoby, znajdujące się w pokoju, rozm awiały głosem przyciszonym, ta­

je m n ic z y m . Samotnie spoczywał w g łę b o k im fotelu k lu b o w y m nasz H o l­

mes.

Z m artw ienie w yorało nowe bruzdy na myślącem jego cz -l .

A było czerń się mastwić. Ekskursja do stolicy dała w rezultacie zupełną k o m p ro m ita c ję : Żółta teka znalazła się wprawdzie, aie właścicielem jej był jakiś p o s p o lity żydek z Nalewek, któ ry w T o ru n iu sprzedawał bławaty. W tece miał ty lk o próbki, a kiedy oto czony przez grupę młodzieży, począł wzywać pom ocy, ja k z pod ziemi w yrósł w wąskiej uliczce po licja n t i całe to w a ­ rzystwo znalazło się w komisarjecie.

Na szczęście obeszło się bez aresz­

towań, ale Sherlock s k o m p r o r r it wał się. A przecież nie on był winie. , le z obserw ator dyżu ujący na dworcu t o ­ ruńskim — p o m y lił się, bo ź d k utyka ł nie na prawą a na lewą nc: gę!

Ale była jeszcze druga rzecz, zna­

cznie gorsza: lekceważony przez d e te k ­ tywa sekretarz organizacji odnalazł rowerzystę, k tó ry za wysoką nagrodą zobowiązał się oddać tę ta jem niczą żółtą tekę, zapewniał, że teka zam ­ knięta była na kluczyk i dotąd nie p r ó ­ bował jej otw orzyć, m ając zamiar odnieść ją na policję.

Ale poczuł pism o nosem i zażądał wysokiej, bardzo w ysokiaj nagrody 2000 z ł ! W razie o d m o w y odda ją

policji.

Co robić? Kasa była pusta, Moźnaby w praw dzie wytrzasnąć skąd trochę g r o ­ sza, pożyczyć, ale z czego oddać?

O k ro ić pensje czy d je ty działaczy?

Ostatecznie zdecydowano się zapła­

cić żądaną sumę; właśnie zebrani w m ieszkaniu d e te ktyw a oczekiwali na nadejście rowerzysty z teką.

Z Warszawy prz y b y ł sam sekretarz generalny, któ re g o sprawa ta m ocno poruszyła; było szereg ade p tó w sztuki w yw iadow czej i inne osobistości.

B rak było jeszcze sekretarza.

K iedy wreszcie nadszedł, w ybuchła nowa bom ba.

— W ykradzione rzekom o d o k u ­ m e n ty znalazły się!

— Gdzie, ja k im cudem? — p y ta n o zewsząd.

— W biurze sekretarjatu, w sposób bardzo prosty: p rzew róciło się krzesło, na k tó re m siedzi stenotypistka . Spadła na ziemię poduszka i kilka t e k t u r o ­ wych teczek. O glądam — zagubione akta! Nasza maszynistka była właśnie w mieście; kiedy wróciła, zapytałem ją skąd wzięły się te akta? „B a rd zo prosta rzecz — o d p o w i a d a — krzesełko się w y g n io tło , nie chciałam, aby p o ­ duszka się podarła, więc p o d ło ż y ła m pod nią kilka teczek, któ re w yję ła m z s z a fy “ . — J a k dłu g o te teczki leżały pod poduszką? — pytam . — „O d m ie ­ siąca m n ie jw ię c e j.“ — Radźcie więc panowie, co teraz zrobić z rowerzystą i je g o teką ?

— Niech idzie do djabła; nie m a ­ m y pieniędzy na w y r z u c a n i e w błoto! — w y b u c h n ą ł sekretarz g e n e ­ ralny.

D e te k ty w słuchał opow iad ania se­

kretarza z uwagą, a na tw arzy jego w y w o ła ł gorzki, sarkastyczny uśmiech.

— Słuchajcie, — w yb u ch n ą ł wresz­

cie — czy wy naprawdę wierzycie w tę bajkę ste n o typ istki?

W śród zebranych zapanowała k o n ­ sternacja.

— Nie rozum iecie, że akta znikły, znalazły się i napew n o zostały skopjo- wane? Czy pan zna d o k ła d n ie waszą stenotypistkę , czy wie pan np., że spo­

tyka się ona z m ło d zie ń ce m , u tr z y m u ­ ją c y m k o n ta k t z ową czarną dam ą w karakułach?

— Słuchajcie, kolego, — zaopono­

wał sekretarz generalny. Choćby nawet podejrzenia wasze były uzasad­

nione, to przecież mogli sobie spo­

rządzić bez trudu kilka kopij, więc d la­

czego za jedną z nich zapłacić m amy tak wielką sumę?

— Róbcie jak chcecie! — odpow ie­

dział Sherlock —■. ale jeśli nie zgodzi­

cie się na wykupienie teki, ja um y­

wam ręce...

W tej chwili zadźwięczał ostro dzwonek.

— Juź przyszedł, ft więc? — pytał sekretarz.

— Dobrze — zgodził niechętnie

warszawski dygnitarz — zapłacimy, ale na waszą odpowiedzialność...

Sherloc;. ro zło żył ręce bezradnie.

— .. m oralną oczywiście — usp o ­ koił go dygnitarz.

Sekretarz wyszedł na korytarz, słychac t y l e ożyw ioną rozmową, w resz­

cie w ró cił niosąc w ręku ta je m n iczą , że i tą tekę

Wszyscy skupili się d o okoła s o ł u , i przyglądali się ciekawie: stara, w y ­ tarta teka, zam knięta na kluczyk. Pró­

bowano o tw orzyć zam ek — bez sku tku . Detektyw w y ją ł ostry nóż i w praw ną dłonią przeciął skórę.

Ukazały się zielone te k tu rk i.

Sekreta-z w y d o b y ł je i położył na stół.

le c z k ; były puste.

— Nab ah nas! —- w y buchną ł se k re ­ tarz g e n e ra ln y — To tw o ja w ma, kolego, tw o je j nieuleczalnej m anji p rze śla d o w ­ czej, tw o je j nie p o p ra w n e j pode] 11 li w oś­

ci!

Ale d e te k yw nie dał się zbić z tro p u .

Wziął w rękę zielone o k ła d k i, o b e j­

rzał ze wszystkich stron, p o trz y m a ł pod światło i głosem stanowczym a s p o ­ k o jn y m oświadczył:

— O d k r y łe m ważny szczegół!

Zebrani spojrzeli pytająco.

— Każda z teczek oznaczona jest literą; m a m y pięć teczek i pięć ł.ter;

a, g, n, o, u.

— 1 cóż z tego?

U śm iechnął się zagadkowo.

.— W łaśnie w tych literach mieści się może wykradziona nam taje m n ica za któ rą chciano tak suto zapłacić. Z pięciu lite r u tw orzyć można niezliczone k o m b in a c je i p e rm u ta c je , z k tó ry c h jedna da nam klucz odsłaniający za­

gadkę.

Zebrani zagłębili się w d o cie ka n ia ch .

— M am I — zawołał pewien m ł o ­ dzieniec.

— Co? zapytano.

— L ite ry te tworzą słowo

— J a k ie słowo?

— G u a n o!

— Fi donc! — żachnął się z o b r z y ­ dzeniem pewien w y tw o rn y pan, strzą­

sając a ry s to k ra ty c z n y m ruchem na d y ­ wan p o p io ł z papierosa. — Co za t r y ­ w ialny p o m y s ł

— Hm, proszę ja was — odezw ał się warszawski dygnitarz — może to jest istotnie ta nasza

W I E L K A T A J E M N IC A ? Wszyscy spoglądali na detektyw a.

B ył blady, wzruszony. Ale k t o k o l ­ w ie k przyjrzał m u się baczniej, w id zia ł że m yśl je g o pracuje z g e n ja łn e m natężeniem. Powstał i skrzyżował ręce na piersi. Oczy ja k sztylety u tk w ił w oczach całego zgrom adzenia.

— W iem co o tern m yślicie, cz y ta m w myślach waszych i to właśnie p rz e ­ raża m n ie więcej niż siła naszych w r o ­ gów. Myśl wasza czepia się p o z o ró w żółtych i zielonych teczek, try w ia ln e g o słowa, które tu właśnie padło, ślizga się po pow ierzchni i nie zdoła sięgnąć do głębi, do samej is to ty rzeczy. Ja ją ju ż z głębiłem . O d k r y łe m związek całej tej sprawy z ową W ielką Intrygą T a­

je m n icze j Ręki z Czerwonego D o m u , Nie mogę tu w yja w ić szczegółów.

Ściany mają uszy. N aw et ściany m e g o dom u , mego mieszkania. Ale to w a m p o w iada m , przekonacie się w kró tce , że m a m słuszność! Tajem nicza Ręka oplata m nie siecią in tryg , aby p o z b a ­ wić was m ózgu i siły. Ale o ś w iadczam wam tu uroczyście: zniszczę ją , zgniotę, i choć jesteście ludźm i m a łe j w ia ry , nie ugnę się i dopro w a d zę was do zwycięstwa ! !

Słowa je g o p adały jak g r o m y ; w prawdzie nie ro zu m ie li wiele, nie wiedzieli o co mu chodzi, ale odzyskał znów władzę nad nim i.

A jednocześnie poczuł W ie lk i D e ­ t e k ty w swą sam otność: w y d a w a ło m u się, ja k b y stanął na w y s o k ie j g ó rze wznoszącej się na bezbrzeżnej r ó w ­ ninie. K a rły d o o ko ła , p y łk i p ra w ie niedostrzegalne.

S h e rlo c k poczuł swą sam otność a zarazem swą Wielkość....

t "

(4)

Nr. 9 N O W A P O L S K A Str. 4 mmr.mmmmmm&awm ■■

Niniejszem podaję do łaskawej wiadomości Szanownym Obywatelom miasta TORUNIA I OKOLICY, źe w czw artek dnia 2 listopada 1933.

przeniosłem sw ój

§ « M b ła w a tó w i galanterii

z Rynii! M m irn tli. 20 na ul. U liku li l.

Moja długoletnia praktyka w pierwszorzędnych firmach i zakładach, dokładna znajomość branży oraz ścisła kalkulacja, oparta na zasadzie:

„Duży obrót — mały zysk“ , dają Szanownym Obywatelom gwarancję fachowej i rzetelnej obsługi.

Proszę o łaskawe poparcie mej placówki i pozostaję z poważaniem

Anastazy Czechowski.

Stele wielhi wybór!

e*» # *mssb«ki wi— i i w mu

Płaszczu - Ebroń - Kurtek zimowych Skórzanych Futrza nycii Spodni - Ubranek dziecięcych - Odzieży zawodowej

o d n a j t a ń s z y c h d o n a j w y k w i n t n i e j s z y c h p o l e c a

B a z a r T o ru ń s k i

d a w n i e j C z e s ł a w B u z a W i e l k i e G a r b a r y nr. 20.

te ii nisliie!!

W Ę G

Stelaga iabswall

r * * K \ a

v

w h a M f j U e ś o * lisco poleca gytłjNliwrfc

m m z z g s & s & i

górnośląski

'/ O o p a ło w e -

SOLHAB" Csiiiralo S o liz s - Haadlawa

Toruń, Zeglarsha 14 telefon 92

K'

&

spędzisz n a jm ile j c z a s s w ó j p rzy

RADJO

g d y k u p i s z g o w f ir m ie

i §CllWCIlKgFIll)-If adto Toruń, ui. tezloiiia 11.

N a j n o w s z e k o n s t r u k c j e , f a c h o w a o b s ł u g a . C e n y n is ki e!

rum m 5 EI 3 HIB

ULI CA P P O $ T A NO II.

w y k o n u j e damską i męską garderobę po­

dług najnowszej mody po cenach przystęp«.

OBSŁUGA RZETELNA i FACHOWA.

H k H I 1 / V wszelkiego rodzaju wykonuje t a n i o i gustownie SZJ

I I K U l i I Drukarnia Starczewskiego Toruń _

Przed zoknpenł

płaszczy damskich

prosimy zwiedzić nasz m a g a z y n i porównać nasze ceny

Wybór olbrzymi! Ceny najtańsze!

Obsługa uprzejma i fachowa!

Bazar Toruński

d a w n i e j C z e s ł a w B u z a W i e l k i e G a r b a r y nr. 20.

»CRISTAIL« ii.bbDim

pierwszorzędna śniadalnia

poleca smaczne ł tanie śniadania — obiady — kolacje

c o d z i e n n i e

Noga wieprzowa. Haki —

Ubrania, p ł a s z c z e , futra, męskie i damskie oraz mundurki szkolne

wykonuje

F A C H O W O — S O LID N IE T A N I O

Ul. Iw ański

ul. Różana 5. I. ptr.

Wszelkie nowoczesne zabiegi fryzjerskie w y k o n u j e zakład fryzjerski dla Pań i Panów

Paweł Maleć

Toruń W ielkie Garbary 16

obok kawiarni „ I t a lia “

S p e c . ; t rw a ła i w o d n a o n d u l a c j a .

Kupnie, przyjmuje

w komis, udzie­

lam zaliczek na meble maszyny ubra­

nia biżuterję i tp.

K om is ś w * Ducha 15 sprzedaję tanio

ZIEMNIAKÓW

ja dalnych kilka w a g o n ó w k u p i m y .

„ R O L H f t N “ Centrala Rolniczo-H and low a Toruń, ul Szeroka 37 I p. te le fo n 92

W. Krzymińska

Toruń ul. K iól. Jadwigi 10 poleca wszelkie obuwia po cenach n a j­

niższych. W a r s z t a t reparacyjny na miejscu,

suknie — palta k o s tju m y w y k o ­ nuje najta n ie j

Salon

Mód „ K R E S O W I A N K A “ Toruń, Jęczm ienna 22

Suknie w y k o n u ję w 24 godzinach. — Suknie gotow e jedwabne, wełniane

ii ii

Stary Rynek

lOKUIf

właśe. B. Sikora

naprzeciw pomnika Kopernika

Specjalność: zioła lecznicze

Naco t e ż patrzy Kopernik?

Do pisma pomorskiego w Toruniu poszukuje się

1 (jednego) P o m o rzan in a

na stanowisko r e d a k t o r a na pokaz i „od kozy.“

Warunki: metryka, wykazująca po­

morskie pochodzenie kandydata oraz pewna znajomość języka polskiego.

Po okresie próbnym, gwarantuje się w o ln e m ieszk an ie, w ik i i op ie- runek w okrąglaku .

Zgłoszenia przyjmuje redakcja te­

goż pisma.

Pospiech konieczny!

P r a c o w n i a G a r d e r o b y

wąfs&ewet, damskiej i męskiej

R e r n a r d

Mickiewicza 84 T o ru ń Telefon 820 W ie lki w y b ó r w m ate rjałach bielskich i przyborach k ra w ie ­ ckich stale na składzie.

D o g o d n e w a r u n k i !

Obsługa fachowa i rzetelna.

Na niespodzianki gwiazdkowe!

R o b ó t i

G a rn itu ry kuchenne, sypialkow e, deczki na maszyny, poduszki biegacze, serwety najnowsze wzory po cenach na jn iż­

szych poleca M A R J A J U R K O W S K A Król. J a d w ig i 12/14

Zakład KRAWIECKI

Władysław Szyndler

Toruń, ul. Prosta 2 lij. piętro w y k o n u je płaszcze, k o s tju m y damskie,

po niskich cenach.

S k ł a d k o m i s o w y W ielkie Garbary 14, bierze w komis, ku p u je za g o tó w k ę i płaci najwyższe ceny za używane ubranie, obuwia, meble i inne rzeczy.

Maro!

w y k o n u je

lwór

PRUS

Czutulcie w lokalach „N0W(| P0lSfc(

wszeiKie prace

Toruń, k r a w i e c k i e ul. Panny M arji 1 3

abonujcie ,Nową Polskę*

ZADANIE KONKURSOWE

Z niżej podanych sylab ułożyć 10 wyrazów pięciogłoskowych, których środkowe litery dadzą rozwiązanie.

Sylaby: ar, ba, bi, bro, gro, kan, ko, le, lon, ma, man, ma, na, per, pla, saż, sta, ta, wak.

Znaczenie wyrazów:

1. Pokarm z nieba zesłany.

2. Narzędzie rolnika.

3. Żołnierski odpoczynek w polu.

4. Ławy w prezbiter] nm.

5. Roślina używana jako przyprawa.

6. Jama w skale.

7. Pierwszy środek komunikacji p-ewietrzaej 8. Zabieg leczniczy lub kosmetyczny.

9. Lina do chwytania koni.

10. Ślad brudny lub tłusty.

Za trafne rozwiązanie przeznacza­

my do rozlosowania książkę. Rozwią­

zania należy przesyłać do redakcji Toruń pl. św. Jana 8.

Wydawca: Marcin Wojdyło, Toruń, Piekary 23. Redaktor odpow% Kum, Toruń, Łazienna 28. Odbito w Drukarni Starczewskiego, Toruń

%■*

Cytaty

Powiązane dokumenty

1 znów, jak zresztą zawsze się działo i dzieje, zapewnią się szpalty czasopism i dzienników, wszelkiego pokroju i wszelkich zabarwień politycznych, bilan­?. sami

dnią odpowiedzialność za ostatnie próby dokonania przewrotu, zwróciło się do wszystkich swych członków z apelem o podjęcie pracy.. Strajk w całej Hiszpanji

W chwili, gdy w kawiarni znajdował się właściciel i żona jego oraz kilku gości wtargnął Rosiak domagając się dla siebie i oczekujących na ulicy trzech

By zrozumieć dzisiejszą rewoltę, trzeba się cofnąć do tych czasów, gdy Hiszpanja była jeszcze monarchją tj.. król Alfons XIli miał ^słabość do wojskowych

Nie wolno nam zapomnieć 0 nich; troski codzienne, wewnętrzne życie polityczne, wynikające na tern tle sprzeczności zdań powinny zniKnąć w obliczu troski o

Koło godziny trzeciej po południu, znajdowali się w tern biurze trzej jego właściciele, kas­.. jerka oraz

Panem powietrza nie jest już ptak, lecz człowiek, który potrafi już wznieść się wyżej, lecieć prędzej i dalej, niż jakikolwiek ptak. Także jako akrobata

Kiedy ukazały się pierwsze objawy wodowstrętu było już zapóźno, aby nieszczęsnego