• Nie Znaleziono Wyników

Maria Danilewicz Zielińska-"konserwatorka przeszłości"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Maria Danilewicz Zielińska-"konserwatorka przeszłości""

Copied!
21
0
0

Pełen tekst

(1)

Irena Szypowska

Maria Danilewicz

Zielińska-"konserwatorka

przeszłości"

Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza 39, 73-92

(2)

Ir e n a S z y p o w s k a

M A R IA D A N IL E W IC Z Z IE L IŃ S K A - „ K O N S E R W A T O R K A P R Z E S Z Ł O Ś C I”

O tw órczości w ielu artystów , tak ja k i o działalności w ielu ludzi zasłużonych w różnych dziedzinach, m ożna m ów ić bez w spom inania o ich przodkach i o ich dzieciństw ie, ale o M arii D anilew iczow ej tak się m ów ić nie da. Ona w yssała z m lekiem m atki - ja k to m ów iono w jej pokoleniu, albo odziedziczyła w genach - j a k m ów im y dzisiaj, zarów no charakter ja k i zainteresow ania. I nie trzeba d o ­ chodzić do tego d ro gą żm udnych poszukiw ań, spraw a je st jasn a, w ielokrotnie po w tarzana przez sam ą autorkę Szkiców o literaturze em igracyjnej, której z a le ­ żało na tym , by pam iętano, że je st ko ntynuatorką dzieła sw ych przodków .

M aria Ludw ika M arkow ska urodziła się 29 m aja 1907 roku w A leksandrow ie K ujaw skim , zw anym Pogranicznym , poniew aż leżał na styku zaboru rosyjskiego i pruskiego. Jej ojciec, W ilhelm - Podlasiak, aptekarz w ykształcony w P etersbur­ gu, był siostrzeńcem Zygm unta Glogera, etnografa i archeologa spokrew nionego z N arcyząŻ m ichow ską; m atka - A ntonina, w arszaw ianka, była córk ą W incentego K orotyńskiego, poety i dziennikarza, sekretarza Syrokomli. Był on (jak pisze w PSB Rom an Taborski) „pow szechnie uw ażany za jednego z najbardziej praco­ w itych, sum iennych i dbałych o piękno języka dziennikarzy swego pokolenia, a „G azeta Polska” w dużej m ierze jeg o niestrudzonej pracy zaw dzięczała swój w y­ soki poziom ” . W szystkie te przym ioty odziedziczyła wnuczka, a gdyby to o niej napisać, zastępując słowo „G azeta” tytułem „B iblioteka Polska w L ondynie” otrzym alibyśm y także zdanie praw dziw e. Spośród dziesięciorga dzieci W incente­ go K orotyńskiego trzech synów, a więc w ujów M arii, zajm ow ało się literaturą: W ładysław (1866-1924) - dziennikarz, historyk, publicysta „był najw ybitniej­ szym swego czasu znaw cą historii W arszaw y ze w zględu na erudycję, pedanterię i um iejętność rekonstrukcji rozw oju przestrzennego m iasta” (pisze Stanisław H erbst w PSB); Bruno ( 1873-1948) był także dziennikarzem i kolekcjonerem war- saw ianów (pam iętam y jeg o syna H enryka - redaktora „Ż ycia W arszaw y” w la­

(3)

tach 1951-1972). N ajw iększy wpływ na M arię w yw arł jed nak wuj Ludwik (1860 -1919). Rodzice M arii niedługo przed urodzeniem się córki przenieśli się z W arszaw y do kw itnącego wów czas Aleksandrowa, gdzie założyli aptekę. W ich dom u Ludwik m ieszkał od 1910 roku do śmierci. Był z w ykształcenia filologiem klasycznym , ale m iał zainteresow ania szersze. Brał udział w opracow aniu Słow ni­

ka Warszawskiego, w redagowaniu „W isły”- czasopisma geograficzno-etnograficz-

nego, ogłaszał artykuły z zakresu etnografii, językoznawstwa i historii literatury. Jego pokój wypełniały ogromne ilości kartotek, stosy notatek i „gigantyczne ilości nietykalnych fiszek” - wspom ina siostrzenica uczonego1.

Bogaty księgozbiór rodziców i wuja oraz zamieszkiwanie pod jednym dachem z Ludwikiem Korotyńskim sprzyjało umiejętnościom językowym i zainteresowa­ niom literackim Marii. Było rzeczą naturalną, że po maturze uzyskanej we W łocław ku w roku 1924, rozpoczęła studia polonistyczne i rom anistyczne na U niw ersytecie W arszaw skim . Jako studentka skarżyła się wprawdzie, że studia to „nuda i ro z­ p acz”, że pozbaw iają j ą przyjem ności spontanicznego obcow ania z literaturą, po latach uznała jednak, że był to „złoty okres” uczelni. Słuchała wykładów W ładysław a T atarkiew icza, Tadeusza Zielińskiego, Stefana W itwickiego. Przyznała, że dużo skorzystała z wykładów Tadeusza K otarbińskiego, które były w praw dzie „suche i trudne” ale „w iele uw ag profesora było dla m nie przew odnikiem w życiu i w p ra­ cy”-. W bliskim kontakcie była z profesorem Józefem Ujejskim , badaczem litera­ tury okresu rom antyzm u, który w 1921 roku wydał studium Antoni M alczewski.

P oeta i poem at, i pod jego wpływ em zaczęła przygotow yw ać pracę o podolskim

p o ec ie T ym onie Z aborow skim . W zorem by ła m onografia M ick iew icza p ió ra Juliusza K leinera, obejm ująca opis życia poety, a także zw racająca uw agę na przyrodę rodzinnych stron (co dostrzegł M arian Stępień). Za pracę m agisterską dostała nagrodę M inisterstw a W yznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Studium w ydrukow ała w 1933, a jako osoba doprow adzająca w szystko do końca, w ydała w 1936 roku Pism a zebrane tego poety (publikacja licząca 600 stron) we w łasnym opracow aniu krytycznym.

N a w ybranie zawodu wpłynęli znowu Korotyńscy. M atka, w ysyłając córkę na studia do W arszawy, dała jej list do G abriela K orbuta (którego ulubioną uczennicą była w okresie tajnego nauczania), polecający mu córkę do pom ocy w pracach bibliograficznych, „bo m a do nich ciągotkę”3. Studentka w yław iała dla niego określone m ateriały z „Ruchu Literackiego” i wyraźnym druczkiem b ibliotecz­ nym sporządzała fiszki. Zapam iętała, że u K orbuta „szczyty abnegacji w życiu co ­ dziennym były połączone z niesłychaną skrupulatnością i dokładnością, z ja k ą traktow ał sw oją pracę zaw odow ą”4. Abnegacji po m istrzu nie przejęła, przeciw ­ nie, w yróżniała się elegancją i em anow ała energią.

(4)

Gdy kończyła studia, w stadium organizacji znajdowała się Biblioteka N arodo­ wa. Polecona przez Korbuta magistrantka zgłosiła się do Stefana Dembcgo z prośbą 0 udostępnienie listów Zaborowskiego. Nieprzystępny zwykle dyrektor dow iedzia­ wszy się, że jest siostrzenicą Ludwika Korotyńskiego, potraktował j ą życzliwie, udostępnił archiwalia, a gdy skończyła studia, od razu w czerwcu 1928 roku przyjął j ą do zespołu pracowników Biblioteki. W tym pierwszym warsztacie pracy odnosiła sukcesy i szybko awansowała, zdobywając coraz wyższe kwalifikacje i stanowiska.

Od 1927 roku, a więc od dwudziestego roku życia, była ju ż żoną Ludom ira D a­ nilewicza, wtedy jeszcze studenta Politechniki W arszawskiej, a potem współw łaści­ ciela fabryki AVA wytwarzającej maszyny cyfrowe. Danilewicz odznaczał się zainteresowaniami humanistycznymi i literackimi, co na pewno ułatwiało żonie aktywność w tej dziedzinie i - co nie jest bez znaczenia - zapewniał stabilizację na dobrym poziomie materialnym. Dzieci nie mieli. Ta sytuacja pozwalała ambitnej 1 uzdolnionej osobie pracować zawodowo i aktywnie uczestniczyć w życiu um ys­ łowym W arszawy. W ciągu przedwojennego dziesięciolecia zajm owała się M aria Danilewiczowa (zawsze lojalnie nosząca nazwiska mężów), poza pracą w Bibliotece, studiami nad historią literatury. Ogłosiła kilkanaście biogramów w Polskim Słowniku

Biograficznym, współpracowała z „Rocznikiem Wołyńskim”, redagowanym przez Ja­

kuba Hoffmana, opublikowała w „Nauce Polskiej” studium Życie naukowe dawnego

Liceum Krzemienieckiego, którym zainteresowała się pisząc o Zaborowskim, absol­

wencie tej szkoły. Jako pracownik BN zajmowała się zbiorami Muzeum Narodowego Polskiego w Raperswilu i zbiorami rewindykowanymi z Rosji Sowieckiej. Właśnie na podstawie archiwaliów szwajcarskich napisała Szkic o życiu literackim Krzemieńca

w latach 1813-1816.

Z am ierzała przedstaw ić dysertację na tem at szkoły w ołyńskiej, ale zgrom a­ dzone m ateriały i notatki podczas w ojny zginęły w K rzem ieńcu, gdzie w 1939 roku przy goto wy wała wystaw ę pośw ięconą Juliuszowi Słow ackiem u w 130 rocz­ nicę urodzin. „K rzem ieniecczanka”- ja k j ą nazyw ał profesor Stanisław Pigoń (którego poznała w 1934 roku przy okazji organizow ania przez Bibliotekę N aro ­ do w ą w ystaw y M ickiewiczowskiej w stulecie Pana Tadeusza, i z którego rad k o­ rzystała, przygotow ując dysertację) - nie byłaby sobą, gdyby jed nak nie uzyskała stopnia doktorskiego na podstawie rozpraw y o Liceum W ołyńskim . O siągnęła to w Polskim U niw ersytecie na Obczyźnie w Londynie w 1961 roku za pracę Ż ycie

naukow e dawnego Liceum Krzem ienieckiego.

Do w ybuchu wojny, m ając 32 lata, osiągnęła D anilew iczow a w ysoką pozycję jako bibliotekarka i jako historyk literatury o znacznym dorobku i w yraźnych zain­

teresow aniach skupionych na schyłku w ieku XVIII i pierw szym trzydziestoleciu XIX wieku. Niestety, później, od w ybuchu wojny, nie m ogła tych prac kontynuo­ wać: „To, że m usiałam zejść z pola m oich najbliższych zainteresow ań, było je d n ą

(5)

z m oich wielkich tragedii życiow ych. Przez długi czas uważałam , że w szystko inne, co robię, je st tylko jakim ś substytutem , jakim ś zabiciem czasu, w ypełn ie­ niem lat oczekiw ania na m ożliw ość pow rotu do m oich w łaściw ych zaintereso­ w ań”5.

W e wrześniu 1939 roku Danilewiczowie opuścili W arszawę (mąż był zw iązany ze spraw ą „Enigm y”), dotarli do Krzem ieńca, by zlikwidować wystawę Słow ackie­ go i ukryć eksponaty, po czym przez Rum unię i Jugosławię przedostali się w listopa­ dzie do Francji. Pani M aria ani chwili nie próżnowała. W Paryżu podjęła pracę w Biurze Poszukiwania Rodzin PCK, ale bardzo szybko nawiązała kontakt z B i­ blioteką Polską na W yspie Sw. Ludwika. Po zajęciu Paryża przez N iem ców , od li­ stopada 1940 do maja 1942 roku, prowadziła bibliotekę w schronisku dla uchodźców w Aix-les-Bains w Sabaudii, podległej rządowi Vichy. W tym czasie zdążyła przy­ gotować Antologią poezji pierwszego roku wojny oraz dwie broszurki: Losy biblio­

tek polskich (Grenoble 1941) oraz D aw ne granice ziem polskich (Aix-les-Bains

1942).

Potem w ciągu parom iesięcznego pobytu w Lizbonie, gdzie D anilew iczow ie zatrzym ali się w okrężnej, ale dobrze znanej Polakom drodze do wolnej Anglii, pracow ała w K om itecie Opieki i w M inisterstw ie Inform acji i D okum entacji. Tam też poznała swego przyszłego drugiego męża, A dam a Zielińskiego, będącego attaché prasow ym polskiego poselstw a w Lizbonie.

W sierpniu 1942 roku D anilew iczow ie dostali się do Londynu, gdzie M aria od razu podjęła s w ą - m ającą trwać lat trzydzieści - służbę. Za podstaw ow ą potrzebę licznej rzeszy zdem obilizow anych żołnierzy uznała dostarczanie im polskich książek:

N ie za p o m n ę , jak w sią p ią cy m d e sz czy k u pod k a m ie n icą przy V ictoria Station c z e k a li lu d zie na o tw a rcie b ib liotek i. C h cieli ja k ą k o lw ie k k sią żk ę, b y le po polsku. N iem al z g o d z in y na g o d z in ę z a c z ę ły p o w sta w a ć przedruki sło w n ik ó w , w y d a w n ic tw treści religijnej, potem literatury p ięknej. W y c in a liśm y naw et z c za so p ism p o w ie śc i w od cin k a ch , sk leja liśm y i tw o rzy liśm y takie k lo ck i, które krążyły z rąk do rąk.[...] W sob oty sp o za L ondynu p rzyjeżd żali d elegaci z o d le g ły c h m ie js c o w o śc i, brali p o d z ie s ię ć k siążek , z a czy ty w a n y ch potem p rzez są sia d ó w . P oza tym pow stał Instytut K sią żę k W ęd ro w n y ch 6.

D ośw iadczona i am bitna bibliotekarka od razu przystąpiła do grom adzenia li­ teratury. N ajpierw w biurze Funduszu Kultury N arodow ej; sprow adzała tam p o l­ skie w ydaw nictw a drukow ane na terenie W ielkiej Brytanii, głównie w Londynie, G lasgow i Edynburgu, w yszukiw ała polonika w British M useum i w konsulacie polskim oraz przy m inisterstw ach polskiego rządu na emigracji. Tak, głów nie je d ­ nak na fundam encie księgozbioru M inisterstw a W yznań Religijnych i O św iecenia Publicznego, pow stała B iblioteka Polska w Londynie, ośrodek kultury pełniący dla rodaków zagranicą - a także dla Polaków w kraju - rolę podobną ja k przed

(6)

w ojną B iblioteka N arodow a. G rom adziła ona wszystkie polonika ukazujące się zagranicą i prow adziła ich rejestrację bibliograficzną, służyła uchodźcom i czytel­ nikom z kraju, organizow ała wystawy i spotkania, patronow ała wydaw nictw om , To, co stw orzyła D anilew iczow a - było to przekonanie pow szechne - nic m ogło ulec zagładzie. M im o iż kilkakrotnie Biblioteka była bliska likwidacji, przetrw ała, a jej tw órczyni i dyrektorka w roku 1970 otrzym ała nagrodę Fundacji Jurzyko- w skiego za działalność bibliograficzną i bibliotekarską, a dwa lata później prezy­ dent A ugust Zaleski odznaczył j ą krzyżem oficerskim Polonia Restituta. W tedy też, ow dow iaw szy, przeniosła się z całym w arsztatem (30 skrzyń książek, notatek, w ycinków ) do Portugalii, do swego drugiego męża, Adam a Zielińskiego. Lecz do­ robek 30 lat w Londynie to nie tylko prow adzenie Biblioteki. Z m yślą o polskich czytelnikach przygotow ała do druku kilka klasycznych pozycji: N ow ele w arsza­

wskie B olesław a Prusa (1946), Wybór now el Marii K onopnickiej (1947), Pism a poetyckie A dam a M ickiew icza (1956). Ponadto opracow ała Listy Jo hna G alsw orthy'ego do Josepha Conrada (1957) i zredagow ała Portrety pisarzy an­ gielskich (1962), zaw ierające szkice znanych krytyków o autorach w Polsce popu­

larnych, ja k G. Greene, T. S. Eliot, G. Orwell, W. H. Auden. Popularyzow ała także tw órczość m łodych poetów: A dam a Czerniaw skiego, B ogdana Czayko- w skiego, B olesław a Taborskiego - skupionych przy m iesięczniku „K ontynenty” i utrzym ujących kontakty z krajem.

Rozpraszała się, czując się potrzebna w wielu dziedzinach. Być m oże to, że była bibliotekarką, pow odow ało, iż m im o zdecydow anych poglądów niepod­ ległościow ych i antykom unistycznych, orientacje polityczne staw iała na dalszym planie, pisząc zarów no dla nieprzejednanych „W iadom ości” G rydzew skiego, jak i dla lewicowej „Nowej Polski” Słonim skiego. Uznając, że literatura polska jest generalnie jedna, interesow ała się zarów no tytułami wychodzącym i na obczyźnie, jak i literaturą krajow ą, o obu inform ując w prasie i radiu. W rozgłośni „W olna E u­ ropa” od 1953 roku prezentow ała i recenzow ała nowości wydawnicze. Zaliczano ją, obok T ym ona Terleckiego, Stefanii Zahorskiej, M ichała C hm ielow ca i W ita Tarnaw skiego, do czołów ki londyńskiej krytyki. Stale w spółpracow ała z „W iado­ m ościam i P olskim i”, prow adząc tam jak o „Szperacz” kronikę Szkiełko i oko oraz cykle Jednym tchem, W oczach Londynu i K rajow e now ości wydawnicze. W aż­ niejsze artykuły zam ieszczała w paryskiej „K ulturze”, a ponadto była dokum enta- listką Instytutu Literackiego, autorką Bibliografii „ K ultury”, „Zeszytów H isto­

rycznych ” i działalności w ydaw niczej w latach 1974-1980 (1981) .

D anilew iczow a była poza tym członkiem kom itetów redakcyjnych dw óch pe­ riodyków pośw ięconych historii: londyńskiej „Teki H istorycznej” i rocznika „An- tem urale”, będącego organem Polskiego Tow arzystw a H istorycznego w Rzym ie.

(7)

Pełniła także funkcję członka Rady Fundacji im. Kościelskich w G enew ie oraz T o­ w arzystw a Historyczno-Literackiego w Paryżu.

Cennym podsum ow aniem jej czterdziestoletnich studiów nad polsk ą literaturą pow stałą na obczyźnie są Szkice o literaturze emigracyjnej, pisane w Portugalii, a wydane przez paryski Instytut Literacki w Bibliotece „K ultury” w 1978 roku - na wiele lat jed yne i najw ażniejsze źródło wiedzy o pisarzach żyjących na ucho­ dźstw ie (Literatura po lska na obczyźnie Tym ona Terleckiego obejm ow ała lata

1940-1960). W łaśnie o pisarzach raczej, niż o literaturze, najciekaw sze są tam bo ­ w iem sylwetki autorów , kreślone swobodnie ze znajom ością osób i środow isk - a właśnie tego bardzo w kraju brakowało.

Pełna działalność D anilew iczowej trudna je st do ogarnięcia. A przecież nie m ożna pom inąć przysług św iadczonych bezpośrednio lub listow nie pisarzom i n a­ ukow com , czego udokum entow anym przykładem jest 500 stronicow y tom kore­ spondencji ze Stanisław em Pigoniem przygotow any do druku przez C zesław a Kłaka, Listy K. W ierzyńskiego i M. D anilew icz z lat 1941-1969, ogłoszone przez Paw ła K ądzielę7, zespół listów wym ienianych z Julianem K rzyżanow skim (przy­ gotow yw any do druku przez Barbarę Kocównę, a uprzejm ie mi udostępniony), a także korespondencja z Czesław em Zgorzelskim . K orespondencja z ludźm i na­ uki (w całości jeszcze nieopublikow ana) była w ażną częścią działalności D anile­ w iczow ej, dotyczy ona przede wszystkim kontaktów z pozostającym i w kraju historykam i literatury, którzy korzystali z jej pom ocy w kw erendach tak sw obod­ nie, jak b y nadal pracow ała w warszaw skiej, a nie londyńskiej książnicy. Zaczęło się od tego, że w 1954 w ysłała Julianowi K rzyżanow skiem u swój tekst o M ickie­ w iczu , a w 1958 roku Stanisławowi Pigoniowi kilka wycinków z „W iadom ości” dotyczących także M ickiew icza, sądząc słusznie, że powinni je znać, czym zachę­ ciła K rzyżanow skiego do zapytania na zupełnie inny temat: „Czy w prasie em igra­ cyjnej (europejskiej i pozaeuropejskiej) ogłoszono jakie teksty listów Ż erom skie­ go?” . A dresatka odpow iedziała, co zapoczątkow ało korespondencję, w której p ro ­ fesor w ielokrotnie prosił j ą o dostarczanie mu różnych inform acji oraz książek. D anilew iczow a kontaktow ała także Pigonia z generałem M arianem K ukielem , M ichałem Sokolnickim i innymi osobami.

Z czasem zaczęła pisać śmielej o własnych znaleziskach i odkryciach np. o listach M ickiewicza znajdujących się w archiwum braci Balińskich, potem odkupionych przez Tomasza Niewodniczańskiego, a wreszcie wydanych przez nią w W arszawie w roku 1989 w tomie Mickiewicziana w zbiorach Tomasza Niewodniczańskiego

w Bittburgu. Miała dostęp do źródeł niedostępnych dla badaczy z kraju, śledziła

zwłaszcza wszystkie mickiewicziana, tłumaczyła je na język polski i recenzowała. Dokonała też interesujących i ważnych odkryć: odnalazła m.in. list Otylii Goethe do Eckermana, będący odpowiedzią na zarzut zbytniej sympatii okazywanej polskiemu

(8)

poecie, odkryła nieznane listy Celiny M ickiew iczow ej do m ęża z roku 1848, zajęła się korespondencją M ickiew icza z czasów lozańskich. Była dum na z tego, że przyczynki do badań nad rom antyzm em przyniosły jej honorow e członkostw o T ow arzystw a Literackiego im. Adama M ickiew icza, m ającego nb. sw ą siedzibę w W arszaw ie w Pałacu Staszica, gdzie w czasach studenckich byw ała w gabinecie G abriela K orbuta.

O tym, jak i charakter m iały „dialogi” z badaczam i z kraju, dadzą pojęcie dwa fragm enty krótkich listów Juliana K rzyżanow skiego. Pierwszy, z 15 m arca 1961 : „Tym czasem m am do pani taką prośbę: Czy w zasięgu Biblioteki nie dałoby się w yjaśnić, kto w r. 1854 ogłosił w Londynie tom ik C harakteristic Features o f R u s­

sian and Slavic P oet/у, m askując się jako J. S. C. De Radius, en exile, a native o f

Volhynia?! Za w iadom ość tę byłbym bardzo obowiązany. Ręce drogiej Pani całuję - J. K rzyż.” . List Profesora był króciutki, dw uzdaniow y, ale odpow iedź, datow a­ na 22 m arca, św iadczy o tym, że D anilew iczow a przejęła się tą spraw ą i próbując rozw iązać pseudonim pisze nie list, ale raczej artykuł zajm ujący dwie bite strony. Ile czasu jej to zajęło? Co z tego w ykorzystał Julian K rzyżanow ski? N aturalnie nie robiła tego bez przyjem ności, ale sądzę, że co najm niej na tydzień m usiało j ą to w ytrącić z w łasnych spraw.

M aria D anilew icz Zielińska była bardzo zainteresow ana w ydaniem jej kore­ spondencji. Sam a zam ierzała przygotow ać do druku listy prof. Pigonia z lat

1958-1968, a skoro dow iedziała się, że prof. Czesław Kłak pracuje nad pełną edycją korespondencji Pigonia z różnym i adresatam i i gotów je st zacząć od jej li­ stów, przystała na to bardzo chętnie, pom agając w ydaw cy i z niecierpliw ością cze­ kając na ukazanie się książki: „W ydaje mi się, że wartość listów podnosi fakt, żc były w ym ieniane w złym okresie, ponad cenzurą i są dow odem , że nie m a prze­ szkód, gdy się czegoś naprawdę chce” - pisała w liście do C zesław a K łaka8. O trzym aw szy tekst wstępu czyni do niego różne uw agi, w prow adzające tak ą hie­ rarchię w łasnych zasług, jak a w tym czasie w ydaw ała się jej lepsza. N ajw aż­ niejszą uw agą jest ta, w której prosi o uw ydatnienie w spółpracy z „K ulturą” paryską: „W m oim życiorysie naukow ym prosiłabym o w prow adzenie w zm ianki 0 bliższej w spółpracy z «Kulturą», z którą w latach 60. byłam bliżej niż z „W iado­ m ościam i” zw iązana (i jestem do dziś dnia)” . Prosi też o uw zględnienie autooceny jej w łasnych poczynań naukowych: „Za najw ażniejsze m oje osiągnięcie naukow e uw ażam szkice o Grabiance i ilum inatach aw iniońskich, i o Fredericku C ham ierze, ja k o bliskim znajom ym M ickiew icza w Rosji - obie te prace ukazały się w w er­

sjach angielskich w prestiżow ych pism ach O xfordu i Londynu; w ersja polska bę­ dzie przedrukow ana w najbliższym roczniku Tow. Lit. im. A. M ickiew icza”9.

Inna uw aga dotyczy poziom u publicystyki: „ Zarów no felietony radiow e, jak 1 teksty do Szkiełka i oka, podpisyw ane pseudonim em Szperacz, a także artykuły

(9)

w «Kulturze» m usiały mieć kształt obliczony na m ożliwości odbioru przeciętnego czytelnika czy słuchacza - sądzę, że nie oznacza to «dyletanctw a», tylko podanie treści w form ie przystępniejszej i atrakcyjniejszej. M yślę, że dobrze ujm uje mój dorobek nota biograficzna na okładce Szkiców o literaturze em igracyjnej w w yda­ niu Ossolineum z r. 1992” 10.

Z rezultatów w spółpracy z redaktorem była zadowolona. W yraziła podzięko­ wanie prof. Kłakow i, a nawet stwierdziła, że j ą przecenia. „Istotą rzeczy jest to, że prelegentka RW E i w spółpracow niczka «W » i «K», słowem «siła antysocjalisty­ czna» m ogła porozum iew ać się w «m ateriach kraj i naród obchodzących» ponad głowam i cenzorów i to ze źle w idzianym profesorem , nie bojącym się ryzyka” 11.

Gdy tom się ukazał, bardzo jej zależało na tym, aby „potencjalni recenzenci rzeczow i”, do których zaliczała prof. Liberę, prof. M aślankę, prof. Błońskiego i prof. H utnikiew icza napisali o D ialogu korespondencyjnym ^.

Henryk Elzenberg, zastanaw iając się nad sytuacją, jed nostki w m orzu kultury” (lipiec 1925), stwierdza: „Ilościow y nadm iar produkcji kulturalnej m a ten przykiy skutek, że o ogarnięciu go przez jednostkę, naw et najbardziej w ykształconą, nie m oże być mowy. Jakże my się wobec tego faktu zachow ujem y?” S ą tacy, którzy „w brew jaw nej, oczywistej niem ożliw ości, próbują jed nak nadążyć”, tacy, co chcą „w iedzieć w szystko” w obrębie wybranego działu, tacy, którym w ystarcza infor­ mowanie się „z drugiej ręki” . I najlepsza postawa: „mieć w pam ięci, że w szelkie nasze obcow anie z wytworam i kultury m a na celu podciągnięcie, ukształtow anie, «ukulturalnienie nas samych» i pod tym kątem dobierać wszystko, z czym się b ę­ dzie obcow ać.” . Ale kończy: „ z ducha najczystszej kulturofilii rodzi się jak iś czy­ sty savonarolizm: «trzy czw arte tego w szystkiego warto by spalić»” 1

Nie sposób przypuszczać, aby M aria D anilew iczow a doszła do tak krańcowej konkluzji. Być może, „chciała nadążyć”, a także „w iedzieć w szystko” oraz „ukul- turalnić sam ą siebie” . Sądzę jednak, że zajm ow ała się porządkow aniem , traktując jc jako służbę kulturze narodowej konieczną w specyficznych warunkach po­

działu, jak o ułatw ianie pracy bardziej twórczym umysłom. O garnięta była pasją porządkow ania, odczuw ała zapewne w ew nętrzny nakaz robienia porządku w do­ robku literackim , stąd jej prace archiwistyczne, bibliologiczne, bibliotekarskie. W ykonała w tej dziedzinie pracę ogrom ną i spotykała się z uznaniem , w dzięczno­ ścią i podziw em , co j ą podtrzym yw ało w staraniach o sprostanie oczekiw aniom środowiska, którem u służyła sw ą pracą. M usiało jej to dawać satysfakcję i zado­ wolenie. Nie m yślała o własnej twórczości, ale żyła nie tylko w środow isku bib ­ liotekarzy i archiwistów , ale i literatów, przebyw ających w tedy w Londynie i także korzystających z jej pom ocy. To w yw ołało zajęcie się na kilka lat tw órczo­ ścią artystyczną.

(10)

O sobie tak m ocno zakorzenionej w tradycji kulturalnej, em dytce od dzieciń­ stwa żyjącej w dom u wypełnionej książkam i i studiam i nad językiem , w cale nie łatwo było przystąpić do tworzenia własnego dzieła literackiego. Przecież wszystko już zostało napisane .1 to jak! Trzeba było dopiero wyraźnego im pulsu, zachęty ze strony praw dziw ych zaw odow ych pisarzy i prześw iadczenia, że się sprosta w y ­ zwaniu.

Pytanie o to, jak została pisarką, zadał jej W łodzim ierz P aźniew ski14. O dpo­ w iedziała, że stało się to podczas wojny. Byw ała wtedy w dom u Słonim skich, uczestnicząc w „podw ieczorkach literackich”, na których nie rozm aw iano o poli­ tyce, ale wspom inano „dawne dobre czasy” . M iędzy innym i z pogaw ędki Karola Estreichera pow stał potem szkic o m odzie w K rakow ie w 1912 roku, będący zaczątkiem tomu N ie od razu K raków zbudow ano (1945). O na opow iedziała o swoim dzieciństw ie na Kujaw ach. O pow iadanie O d Tążyny, opatrzone przez au­ torkę datą 27 stycznia 1943, zostało w ydrukow ane w „Nowej Polsce” redagow a­ nej przez Słonim skiego, a potem , na pięć lat przed pow rotem poety do kraju, w tom ie Literatura na emigracji. Antologia „N ow ej P o lsk i”, w ydanym w Łodzi w 1946 roku. (Tu ciekawostka: mój egzem plarz, kupiony w w arszaw skim anty­ kwariacie, nosi pieczątkę „B iblioteka Urzędu B ezpieczeństw a Publicznego m. st. W arszaw y”). N apisała jeszcze kilka opowiadań kujawskich, które znalazły się w tom ie Blisko i daleko (Londyn 1953). Został on dobrze przyjęty, podobnie jak opublikow ana w „W iadom ościach” now ela Pierw sza m iłość, co zachęciło autorkę do napisania powieści Dom (1956), odw ołującej się do w spom nień kujaw skich.

Lata pięćdziesiąte XX wieku były właśnie okresem rozkw itu na em igracji p ro ­ zy wykorzystującej w spom nienia dzieciństw a .Przyczyny tego zjaw iska były róż­ ne. Sama M aria D anilew iczow a analizuje je w swoich Szkicach o literaturze

em igracyjnej w rozdziale W śród pam iętników i „ wspom inków

P am iętniki „ d o m o w e ” m iały p rzek azyw ać obrazy „p a n a ta d eu szo w e” , e w o k o w a ć utracone raje lub na ch ło d n o in w en taryzow ać realia p rzeszło ści. O strogą pon aglającą do pisan ia b y ło u za sa d n io n e w pełni w latach 5 0 -ty ch p rześw ia d czen ie, iż w Kraju u k azyw ać się m o g ą ty lk o o p isy sfa łsz o w a n e lub n ied o p o w ied zia n e, ch o ćb y tak p ięk n e ja k Z e g a r sło n e c zn y P aran dow sk iego. O s o b liw o ś c ią tej k sią że czk i b yło, ż e d ziała się w a n o n im o w y m m ie śc ie , którego d z ie ln ic ą był Ł y c z a k ó w a o z d o b ą k ap lica B o im ó w . Z a b ieg cen zu ry, elim in u ją cy n a zw ę L w o w a , u św iad am iał d ob itn ie konkretne n ie b e z p ie c z e ń stw o z a fa łsz o w a n ia p rzeszło ści w stopniu p rzekraczającym n ajgorsze w zo ry praktyk cen zu ry carskiej.

U trw alanie ob razów ż y c ia w p o sz c z e g ó ln y c h m iastach i o k o lica ch kraju sta ło się p rzeto n iep isan ym n akazem ” 15.

Z czasem wspom nienia regionalne objęły całą międzywojenną, a naw et przed­ rozbiorow ą Polskę, a także wspom nienia rodaków zasiedziałych w Rosji i będących świadkami wojny i rewolucji. W arszawę przypomnieli m.in. Julian Sakowski

(11)

w Asach i damach, Tadeusz W ittlin w Ostatniej Cyganerii, Zdzisław Czermański w Kolorowych ludziach; Kraków - Zygm unt Nowakowski, W acław Zbyszewski, Ferdynand Goetel. Lwów ożył w Moim Lwowie Józefa W ittlina, Drohobycz - w Wizycie w Izraelu Andrzeja Chciuka, Huculszczyznę sławił jej piewca Stanisław Vincenz. W ileńszczyzna i W ilno są obecne w twórczości Czesława Miłosza, zw łaszcza w powieści Dolina Issy. Bydgoszcz doczekała się swego portretu w Obo­

zie Wszystkich Świętych Tadeusza Nowakowskiego, Radom utrwaliła Zofia Roma-

now iczow a w powieści Szklana kula (1964), Lublin jest miejscem młodzieńczych przygód bohaterów D ziejów Józefa Zakrzewskiego - autobiograficznej powieści Józefa Łobodowskiego.

D orastało też na em igracji pokolenie urodzone w latach trzydziestych, którem u generacja rodziców chciała przedstawić kraj i region pochodzenia. W spom nienia rodzinne pow staw ały często z m yślą o tym, aby dać świadectwo temu, że w kraju należało się do innej sfery, było się zakorzenionym w innym środow isku niż to, w którym się polski uchodźca znalazł na emigracji.

„W iadom ości Polskie” w num erze 25 z 1942 roku zapowiadały: „N ow ość!” - tom osiem nastu opowiadań pod tytułem K raj lat dziecinnych, na który złożyły się m.in. Iłłakow iczów ny W spomnienia z In fa n t, K arpińskiego z Gniezna, Zby- szewskiego z Kijowa, Jerzego Stempowskiego W dolinie Dniestru, Tym ona Terlec­ kiego Z innego brzegu.

D anilew iczow a nie zdążyła ze swoimi w spom nieniam i, a m oże zdecydow ała się debiutow ać jako prozaiczka dopiero pod wpływem lektury K raju lat dziecin­

nych. Zbiór opow iadań Blisko i daleko w ydała w Londynie w 1953 roku, um iesz­

czając na początku O d Tążyny. „Sam a pisałam takie obrazki z tłem kujaw skim z intencją przekazania obrazu międzywojennej egzystencji” - w yznała w Szki-

ca ch ]6. O pow iadania utrzym ane są w stylu gaw ędy, co podkreślają zw roty takie

ja k ”ze w spom nień najdaw niejszych w ydobyw am ...”, „M iasteczko bowiem , jak się rzekło...” . W tom ie tym znalazły się w spom nienia z rodzinnego A leksandrow a i z czasów warszaw skich. A utorka przyw ołała w nich sylwetki swych m istrzów, inform ując rzetelnie, ale też przedstaw iając ze sm akiem interesujące szczegóły. K azim ierz W ierzyński, przeczytaw szy w „W iadom ościach” 17 opow iadanie

W ieszcz M iodoboru, napisał do niej w liście z Sag Sabor 21 lutego 1955 roku:

„D ziękuję Pani za m iłe wzm ianki w ślicznym opowiadaniu o U jejskim i Z aboro­ w skim , nikt jeszcze tak nie pisał u nas o urodzie studiów naukow ych” 18.

Ci, co zajm ują się literaturą, co jej służą jak o bibliotekarze, bibliografow ie, księgarze, ci, co j ą interpretują i rozpow szechniają, a także bibliofile i bibliom ani, rzadko są autoram i lub bohateram i utw orów literackich. (W yjątkiem jest zapo­ m niane, a bardzo interesujące opow iadanie Konstantego M arii Górskiego Biblio-

(12)

sym patia bezinteresow na. S ą potrzebni, aby znaleźć i udostępnić poszukiw aną a niew ypożyczalną zw ykle pozycję i to na czas dłuższy niż regulam inow y, są nie- ocenieni, gdy odnajdują źródło jakiegoś cytatu, potrzebni, by w prow adzić do b io ­ gramu pożądane informacje, by umieścić ich książkę na wystawie. Bibliografowie, bibliotekarze, słownikarze, wydaw cy - znają pisarzy z dość częstych, krótkich spotkań, są obdarzani kom plem entam i, czasem zabawiani anegdotkam i, ale rela­ cje m iędzy nimi nie m ają charakteru partnerskiego, odbyw ają się raczej na zasa­ dzie „pan każe - sługa m usi”- jak to określiła sam a Danilew iczowa. N iem ało w tym środow isku osób wybitnie inteligentnych, odznaczających się nieprze­ ciętną erudycją, bardzo pracow itych i sum iennych, ale pozostają one zaw sze na drugim planie, są w ykorzystyw ane do „czarnej roboty”, jakiej zaw sze jest aż nad­ to, nie m ają przeto czasu na pracę nad w łasnym rozwojem . Z ich trudu korzystają inni.

J a k w ygląda bibliotekarka? Artykuł Anety Firlej-B uzon pod tym tytułem uka­

zał się w „Poradniku B ibliotekarza” 2003, nr 9. Studenci i czytelnicy w odpow ie­ dzi na ankietę określili bibliotekarkę jak o szczupłą, w ysoką kobietę w średnim w ieku, ubraną w sw eter nieokreślonego koloru i szaroburą spódnicę „Pani ta m a sm utne spojrzenie, a jej postać zlew a się z tłem, czyli z przyprószonym i kurzem książkam i tak, że po prostu jest przeźroczysta. Lubi porządek i jest chętna do p o ­ m ocy” . Czy taką postać m ożna uczynić bohaterką rom ansu?

A właśnie dwie osoby z tego kręgu, a więc ze swego środow iska, uczyniła D anilew iczow a bohateram i noweli Pierw sza m iłośćl9. P ie rw sz ąjest pracow nica B iblioteki N arodow ej, drugą bibliofil, ale to nie ich łączy gorące uczucie. A kcja rozgryw a się w ciągu kilku letnich tygodni, kiedy to po śmierci bibliofila, z zaw o­ du lekarza, znanego ginekologa, bibliotekarka sporządza w jeg o dom u spis księ­ gozbioru i archiw aliów , zapisanych w testam encie Bibliotece Narodowej. Poznaje zasoby dom owej biblioteki, salonu, a naw et gabinetu lekarskiego, ale to nie na półkach, w ypełnionych pięknie opraw ionym i tom am i, ale w zam kniętych szaf­ kach, w których dostrzegało się zaledw ie ślady porządków , przy czym były to tyl­ ko niezbyt skuteczne „ św iadectw a dobrych zam iarów ”, znajduje pierw odruki dzieł Słowackiego, sztambuchy „jakowejś Faustyny”, wiersze Jana Januszew ­ skiego, który był „zgrabnym piosenkarzem ” oraz innych antenatów Juliusza. Z darzały się i niespodzianki: liczne rzew uskiana, zbiór pam iętników o Podolu oraz gruby brulion z notatkam i o rodzinie M archockich, grom adzonym i, ja k się dom yśla bibliotekarka, z m yślą o Polskim Słow niku Biograficznym . M iędzy cza­ sopism am i z zakresu położnictw a trafiały się zeszyty „C him ery” i tom iki poezji. D oktor dużo czytał: „Sporządzał cierpliw ie indeksy i na karteczkach w klejanych na końcu książek pracow icie notow ał swoje uwagi, w przekonaniu, że przy dad zą się przyszłym czytelnikom ”.

(13)

Stopniowo rodzi się w bibliotekarce zainteresow anie osobą zm arłego. P rzy­ gląda się portretom: Lenz przedstawił go jako ’’smakosza o nalanej twarzy” , na por­ trecie pędzla K rzyżanow skiego jest „posępny jako bohaterowie Ibsena” . W ątek osobisty wiąże się z odnalezieniem paczki listów doktora w ysyłanych przed 30 laty do panny zwanej stopniowo: ’’panną Zofią, Zochną, Sonką, Sofietką, K icią i M aleńką”, kilku listów do przyszłego teścia, będącego jednak ojcem obecnej wdow y, a nie Zochny oraz zakonspirow any, owinięty w starą gazetę dziennik sprzed paru zaledwie m iesięcy, rejestrujący przypadkow e spotkanie doktora z p an ią Z o fią i jeg o głębokie rozczarow anie tym, że nie pozostała mu wierna, ale że w yszła za m ąż i jest zadow olona z życia. Odtąd nic mu się ju ż nie podoba, a Słowacki okazuje się po prostu nudny. Pierwsza miłość to nie uczucie do Słow ac­ kiego, ja k przypuszcza pani doktorow a zaw sze zazdrosna o poetę - ale do kobie­ ty, co odkryła sum ienna archiwistka, zdecydow ana jednak złożyć w szystko w B i­ bliotece, bez pow iadam iania wdow y o swym odkryciu.

Jakim człow iekiem był jednak doktor M atuszew ski? A utorka subtelnie sugeru­ je, że jeg o bibliofilstw o (a m oże wszelkie kolekcjonerstw o?) zrodziło się z n ie­ spełnionej miłości, z potrzeby wypełnienia życia miłością wysublim owaną, m ogącą zastąpić w pew nym stopniu odrzucone ze w zględów m aterialnych uczucie do Z o ­ fii. Ani m ałżeństw o z zam ożną panną, ani praca, m imo że zapew niały dobrą p ozy ­ cję, nie wystarczały. Praw dziw e zadowolenie znalazł w am atorskim zajm ow aniu się Słow ackim , w grom adzeniu pierw odruków , pisaniu przyczynków i w uznaniu, jakim cieszył się w śród zaw odow ych literaturoznaw ców i antykw ariuszy. Zbierał i podkreślał w szystkie wzmianki o sobie w pracach o rom antyzm ie. To go cieszyło bardziej niż uznanie w kręgu medycznym. Znajdował w kolekcjonerstwie przyjem ­ ność, ale tylko dopóty, dopóki m ógł myśleć o Zofii jako o kobiecie wiernej mu i nieszczęśliw ej, gdy złudzenia prysły, odeszło zainteresowanie literaturą, przestał odczuw ać smak życia i w krótce zm arł, podobnie ja k błędny rycerz z powieści Cer- vantesa, gdy go pozbaw iono złudzeń.

A utorka stw orzyła dwie interesujące kreacje: bibliofila i bibliotekarki. On jest indyw idualnością, ona szarą m yszką, ale także m ającą swoje skrom ne satysfakcje.

M ożna pow iedzieć, że D anilew iczow a przedstaw iła w tej now elce dośw iad­ czenia każdego prowadzącego kwerendę w domu nieżyjącego pisarza lub kolek­ cjonera. K ażdy poznaje dom, rodzinę, a przeglądając stare papiery napotyka takie, które, często głęboko ukryte, ujaw niają tajem nice życia skryw ane przed bliskim i lub ju ż im znane, ale m ające z w oli rodziny pozostać na zawsze tajem nicą dla ob ­ cych. T aka kw erenda m a sm ak em ocjonującej przygody i często kończy się dyle­ m atem : opublikow ać znalezisko, a więc zyskać rozgłos, czy pozostaw ić je do w łasnej tylko wiadomości.

(14)

N ow ela utrzym ana jest w poetyce klasycznej dobrej prozy. R ealistycznie, z w ielką dokładnością szczegółów przedstawione jest ówczesne śródmieście W ar­ szawy: Świętokrzyska, W arecka, Plac N apoleona, redakcja „W iadom ości” przy Złotej 8, w pobliżu sklepu W edla i kaw iarni Szwajcarskiej, K rakow skie Przed­ mieście. Szczególną uwagę poświęca autorka Pałacowi Potockich przy K rakow ­ skim Przedm ieściu, pam iętającem u „hołubce księcia Józefa” i bale hrabiego G u­ cia , któiy w łazience zdobnej fryw olnym i freskami kąpał w szam panie sw ą m etre - sę. W spom ina w idok z sali „pom pejańskiej” na kościół W izytek. W roku 1934, w którym usytuow ana jest akcja noweli, w pałacu m ieściły się, obok A kadem ii L i­ teratury, m agazyny rękopisów B iblioteki Narodowej - m iejsca pracy bohaterki a zarazem narratorki. (Obecnie jest to siedziba Uniwersytetu W arszawskiego, m iej­ sce bardziej uroczystych spotkań Tow arzystw a Literackiego im ienia A dam a M ic­ kiewicza). Opisane jest także mieszkanie doktora, niezbyt odległe, bo zlokalizow a­ ne przy ulicy Hortensji (obecnie Tadeusza Czackiego), urządzone zgodnie z ów ­ czesną m odą i stylem.

Realizm opisu W arszawy m iędzywojennej podyktow any był w ym aganiam i gatunku, upodobaniem autorki do szczegółu, a także potrzebą zachow ania w pa­ m ięci „przem ijającej postaci św iata” .

N ow ela jest skonstruow ana bardzo finezyjnie, akcja jest interesująca, m a swój punkt kulm inacyjny i puentę. Całość podzielona jest na osiem części. Pierw sza - stanow iąca ekspozycję, opow iedziana została w trzeciej osobie przez w szech­ wiedzącego narratora. W narrację obiektywną, kronikarską wpleciona została ref­ leksja czytelnika gazety, który zw raca uwagę na konw encjonalną poetykę nekro­ logu obejm ującą takie zwroty ja k ten, że rozstał się ze światem „po krótkich lecz ciężkich cierpieniach”, że opłakują go żona i córka „pogrążone w głębokim i n ie­ utulonym żalu” . Uwagę czytającego zw raca też taniutki nekrolog petitem „podpi­ sany raczej nieoczekiwanie przez Komitet Organizacyjny M uzeum Słow ackiego” . Pojawia się pytanie: „Skąd sławnemu ginekologowi do - za przeproszeniem - po­ ety?” W ten sposób wprowadza autorka realia obyczajowe i językow e. Żona prezen­ tuje chłodną elegancję i ostentacyjną obojętność wobec zbiorów męża, służąca, gadatliwa i plotkarska („paniuchno moja najdroższa”) opowiada ze swadą o szcze­ gółach śmierci doktora: „a jak wychodził z banku rym nął na Wareckiej na chodniku i ju ż go pogotowie stamtąd zabrało” . Kustosz działu druków z Narodowej wie, że: „Ten M atuszewski miał, bestia, szczęśliwą rękę do słowackianów [...] W Bibliotece Lopacińskiego w Lublinie wywęszył arcyciekawe sztambuchy jakow ejś Faustyny i rozszerzył genealogię literacką Słowackiego...”

Część druga w prow adza narrację personalną. O sobą opow iadającą je st praco­ w nica z Narodowej wysłana do dom u doktora: „M usiałam więc odłożyć urlop i w ybrać się na Hortensję, by tam w pisyw ać tytuły książek na «w odne» linie

(15)

długich arkuszy kancelaryjnego papieru do oficjalnego pokw itow ania” . T eraz jest dw oje bohaterów: poznająca i poznaw any, przy czym „poznająca” pokazana jest tylko w swojej funkcji, a „poznaw any” odkryw any jest stopniowo nie tylko jak o kolekcjoner słowackianów, ale i jak o m ężczyzna z rom ansow ą przeszłością. Dla tego celu (w części siódm ej) zastosow ała autorka formę przytoczeń listów pisa­ nych przez doktora i sporządzanego po latach dziennika. K róciutka część ósm a stanow i puentę: „Słowacki był pierw szą m iłością nieboszczyka - stw ierdza dokto­ rowa, odzyskując zw alniany pokój” . C zytelnik uśm iecha się, bo tak ja k narrator wie, że to nieprawda.

W sum ie now ela bardzo udana, napisana z wielkim znaw stw em przedm iotu i dobrym sm akiem literackim , stylem żartobliw ym , z częstym i znam ionam i ironii. Jan Lechoń 14 lipca 1955 zapisał w D zienniku: „Pani D anilew iczow a gra na tym sam ym w ciąż m otyw ie - bibliotekarz lub bibliofil. Otóż w jej P ierw szej m iłości je st piękna w ariacja tego m otywu. B ibliofilstw o - jak o sublim acja nieszczęśliw ej m iłości, A natol France lubiłby na pew no to opow iadanie”20. Z p ew n o ściąm o żn a tę now elkę uznać za najlepszy utw ór prozatorski D anilew iczowej.

W 1956 roku w ydała pisarka swa jed y n ą powieść pod skrom nym tytułem Dom. Fabuła je st nikła. A kcja rozgryw a się w ciągu roku szkolnego 1924/25 i kończy u progu wakacji. R zecz dzieje się w A leksandrow ie Pogranicznym w środow isku m iejscow ej inteligencji. N ależą do niej: nauczyciele m atem atyki, polskiego, łaci­ ny uczący w m iejscow ym gim nazjum oraz aptekarz, lekarz, rejent. Lud reprezen­ tuje służąca i jej m ieszkająca na wsi „kum oterka”, co daje m ożność w prow adzenia gw ary i zapoznania czytelnika z m entalnością wieśniaków. Krótki w ypad g łów ne­ go bohatera do W arszawy rozszerza pole w idzenia o stolicę i inteligencję repre­ zentow aną przez prawnika. W szyscy bohaterowie drugoplanowi to ludzie porządni, przyzw oici, m łodzież ambitna, pragnąca ja k najszybciej dorosnąć i usam odzielnić się. D ow artościow ana została codzienna praca, zwykłe zajęcia w ykonyw ane su­ m iennie, z poczuciem społecznej służby: rodzina aptekarza nie m oże zasiąść do w ielkanocnego stołu, póki ojciec nie obsłuży klientów. Nauczyciel pośw ięca swój w olny czas, aby uczniow i objaśnić tw ierdzenie Pitagorasa. Szacunkiem obdarzane są też dom ow e zajęcia kobiet, które biorąc na siebie sprawy domu, u m ożliw iają m ężom i dzieciom spokojne zajm ow anie się p racą zaw odow ą i nauką. O dradza się m it dom u i aflrm acja życia codziennego, obecne w polskiej literaturze od K o cha­ now skiego po Dąbrowską.

Postacie pierwszego planu to bezdzietne małżeństwo - nauczyciel m atem atyki i działaczka organizacji charytatywnych, kobieta „nowoczesna”, w yżyw ająca się w pracy społecznej. M ąż pragnąłby domu prawdziwego, tradycyjnego, „ciepłego”, ale żona gardzi m ieszczańskim trybem życia i krytykuje obyczaje m ałego m ias­ teczka.

(16)

Dość przypadkow a zam iana m ieszkania w kam ienicy na dom ek z ogródkiem zm ienia trochę tryb życia. N astępnie dochodzi do przyjęcia, początkow o na stan­ cję, a potem na zawsze, chłopca - sieroty, który pozostał bez żadnego oparcia. W kobiecie rodzi się instynkt m acierzyński, w dom u zapanow uje inna atm osfera, staje się on ciepłym dom em rodzinnym , w którym każdy odnajduje swoje natural­ ne miejsce. Codzienność użycza spokoju, a kobietę w prow adza nareszcie w rolę żony i matki, opiekunki dom ow ego ogniska, w czym znajduje ona sens życia.

Zarów no kreacje bohaterów ja k i banalna akcja, przeprow adzona zresztą b ar­ dzo gładko i sprawnie, niczym nie ekscytująca, nie dająca okazji do głębszych i być m oże „niezdrow ych” refleksji, w iążą pow ieść z tradycją daw no zapom nia­ nych dzieł sprzed co najmniej półwiecza. A utorce nie chodziło o napisanie pow ie­ ści now oczesnej, oryginalnej, ale o pretekst do opowiedzenia, ja k w yglądało przed w ojną życie w polskim miasteczku.

W takiej egzystencji uw ydatnia się funkcja zapom nianych już, a kiedyś p o ­ w szednich czynności, takich jak w staw ianie na zim ę podw ójnych okien i u kład a­ nie m iędzy nimi mchu, zatrudnianie raz do roku krawcowej „na doroczne obszyw a­ nie fam ilii”, w idok staruszek zdążających o świcie na roraty, korow ody w ozów „rozgęganych, rozkw iczanych” zajeżdżających na rynek w dzień targow y i sznur kobiet „z jajkam i, osełkam i m asła w liściach chrzanow ych.” Do tego dochodzi w spom nienie zapom nianych, a niegdyś niezbędnych, codziennych przedm iotów . S ą to: baw ełna do cerow ania DM C na kłębki lub na motki, igły angielskie ze złoty ­ mi uszkam i, wałki z waty do uszczelniania okien, żelazny ruszt do czyszczenia b u ­ tów przed wejściem, słój z pijawkami, klej - Syndetikon, święty obrazek przed sta­ wiający A nioła Stróża przeprow adzającego dziecko przez kładkę, francuski zegar „bulik” w szklanej kuli i zegar „repetier”, w oknach „zazdrostki” ozdobione h af­ tem „richelieu” , owijanie porcelany przed przeprow adzką w stare num ery „R obot­ nika”, osełki masła, jajk a „zdające się sam ą świeżością, z w ypukłym żółtkam i koloru skórki pom arańczow ej”, , jajec zn ica z czterech jaj sm ażona na żelaznej p a­ telni wytartej skórką od słoniny”, jabłka papierów ki i kosztele, cukierki „ślazów - ki” i „w iosenne” , fryzury à la garconne, m leczne guziki z pelikanem i firm ą G uenter-W agner, trzym anie pasm a w ełny na rozstaw ionych rękach, gdy m atka zw ijała j ą na kłębek, otom ana „sprzęt to szacowny, pluszem dyw anow ym obity z oparciem w trzy «kwatery», z w yjm ow anym i «w ałkam i»” . M oda na im iona Ja ­ dzia, M arysia, Zosia, nie: Kasia, M agda, Joasia. I wreszcie przedm iot w ym agający nie tylko w ym ienienia nazwy, ale całego opisu, ja k tarcza Achillesa:

G rzyb ek do cerow an ia. D rew n ian y, to czo n y grzyb ek , z odkręcaną nóżką, w której w y d rą żen iu ukryw a się ig ieln ik . K upuje się g o nie w ia d o m o k ied y, b y le gd zie: na targu, od p rzek u p n ia d o m o k rą żcy , c z y też tak w ła śn ie w ciem n a w y m sk le p ie z galanterią. P rzynosi d o dom u, c h o w a do pudełka c z y sz u fla d y . M ija rok po roku - p o w ierzch n ia grzyb k a p ok ryw a się d raśn ięciam i ig ły ,

(17)

w yciera się drew niana śruba, nóżka z a czy n a się o b lu z o w y w a ć , trzeba p o d ło ż y ć papierek, ale to nic nie zn aczy i m o w y n ie ma. m o w y b yć nie m o ż e o w yrzu cen iu in w alid y i k u p ieniu n o w e g o grzybka. Ten przecież stary, u ło ż y ł się do ręki, je s t w y g o d n y , w ła sn y , w sp ó łż y je z p alcam i, staje się najosob istszym to w a r z y sz e m 21.

Przedmioty trwają, pow tarzają się gesty i czynności. Aby nabrały sensu, aby odzyskały sw ą ważność, potrzebne jest uniem ożliw ienie w ykonyw ania ich albo przez jakiś wstrząs, albo przez długi upływ czasu, zm ianę pokoleń, znaczący po­ stęp cywilizacji. Do codzienności wraca się po przeżyciu czegoś niezw ykłego, co może być zarówno straszne jak i wspaniałe.

Postaci kreowane przez D anilew iczow ą m ają za sobą przeżycia straszne i wspaniałe, a w szystkie one w iążą się z tym, co dla Polaków stanowiło „sacrum ”- z w alką o niepodległość. W obraz codzienności w platają się sceny z przeszłości: „Pan Górski, weteran z polskiego powstania, w granatowym m undurze porucznika stał wyprostowany przed sklepem ”. Siostra chłopa, którym się zaopiekow ali Żebrowscy, um arła na tyfus w Tule, m atka na suchoty. Syn pana Baranowskiego, od którego Żebrow scy w ynajęli dom, był w legionach, zginął pod K ostiuchów ką, „we wspólnej mogile pochow any”. Główny bohater, nauczyciel Żebrowski, w w o j­ nie 1914 roku „w alczył uczciw ie i ofiarnie, ja k to inteligent, żołnierz-am ator p o ­ trafi”, po czym jako ochotnik „poszedł na bolszew ika” . Brat jeg o żony, Bronki, zginął wtedy pod Radzym inem , a ona pracow ała w szpitalach w alcząc z epidem ią tyfusu i krwawej dyzenterii, a potem , po wojnie „ugrzęzła w organizacjach opieki nad sierotami i dziećm i nieślubnym i, których, jak to w latach pow ojennych, nie brakło. Dla niej trwał nadal stan w ojenny”.

Przeżyli epifanię i powrócili do codzienności, jedni narzekając, że inaczej so­ bie wyobrażali tę niepodległość, inni - liczniejsi - z w iarą w przyszłość brali udział w dziele budowy w olnego państwa.

D a n ilew iczo w a um ie op isać w szy stk o - stw ierdza W ierzyński - krajobraz, m iasteczk o, m eble, potra­ w y , kuchnię, w ypraw ę kajakiem , m otyw na ceracie stołow ej, um ie opisać m a łom iasteczk ow ych ludzi, ch łop ów . Ż yd ów , k sięż y , d zieci, konie i podskubane gęsi. Tak jak u O rzeszk ow ej, gd y w ejd ziem y do wnętrza dw oru nad N iem n em , czu jem y jego o b y cza jo w ą i historyczną prawdę, podobnie u D anile- w iczow ęj żyje nieprzerw anym ży ciem prow incja kujaw ska lat przedw ojennych22.

Powieść charakteryzuje dokum entalna wierność. A utorka prezentuje czasy, miejsca i środow iska znane z autopsji, jej opisy m ają w alor reportażu. B ohatero­ wie żyją swymi sprawam i zaw odow ym i i dom owym i. Nie m a tu problem atyki osobowości występującej w prozie m iędzywojennej, ani zafascynow ania bądź rozczarowania ideami opanowującymi ówczesną Europę. Z żadną z postaci czytel­ nik się nie identyfikuje, żadna nie pobudza wyobraźni w spółczesnego odbiorcy. Danilewiczowa napisała pow ieść obyczajow ą w yrażającą tradycyjne poglądy na

(18)

rodzinę, m ałżeństw o, dom, służbę ojczyźnie - „czytadło” dla em igrantów sprag­ nionych lektury w polskim języku, ale napisała świetnie, poniew aż dysponow ała praw dziw ym talentem narracyjnym , poczuciem hum oru i bogactw em języka. Trzeba też m ieć na względzie czas powstania tej książki i zapotrzebow anie czytel­ nika, którego bibliotekarka dobrze znała i rozum iała jak nikt inny. W ypow iadając się na tem at w ydaw ania książek dla em igrantów , mówiła: „należałoby sięgnąć po książki kom unikatyw ne, pisane dobrą polszczyzną [...]. Moje dośw iadczenia z B i­ blioteki londyńskiej wykazują, że w ciężkich kryzysow ych latach książki dobre, ale łatw iejsze do straw ienia od arcydzieł, spełniają rolę terapii zajęciowej i w yd a­ wanie ich m a sens”2j. Z takim prześw iadczeniem nie m ogła zabierać się do pisania „antypow ieści” . Doświadczenie bibliotekarki podcinało jej skrzydła. Sięgnęła do swych w spom nień i napisała pow ieść przeznaczoną dla czytelników , których do­ brze znała.

W spom niano już, że ów czesna proza w spom nieniow a odpow iadała zapotrze­ bow aniu na pow racanie pam ięcią do młodych lat spędzonych w niepodległej Pol­ sce, w czasach trudnych, ale dających przekonanie o potrzebie i skuteczności odbudow yw ania norm alnego „dom u” po latach niewoli i wojen. Tytuł pow ieści ma znaczenie dosłowne i sym boliczne, m ożna pow iedzieć trojakie. Jest to „dom ” rozum iany zw yczajnie jako osobny nieduży budynek w ogrodzie zam ieszkały przez rodzinę. O takim dom u marzyli ci, którzy wracali ze wschodu, z w ygnania, do wolnej Polski. Przygarnięty sierota w spom ina, jak w Rosji jego rodzice pow ta­ rzali: „W rócim y z tej przeklętej Rosji do siebie, kupim y mały dom ek z ogródkiem , będziem y m ieli psa” . Taki dom wynajm uje nauczyciel m ając nadzieję, że będzie mu tam lepiej niż w mieszkaniu w kamienicy. Pragnienie takiego domu jest w artoś­ cią niezm ienną. Drugie znaczenie odchodzi od sensu m aterialnego i oznacza p o ­ czucie bliskości, więzi rodzinnej, b ez p ie cze ń stw a-z aw sze to słowo m a konotacje pozytywne. I w reszcie, m ożna przypuszczać, że „dom ” oznacza ojczyznę. Ten dom we w szystkich sensach został przez em igrantów utracony i nic da się w pełni zrekonstruow ać. „Em igranci nie m ają domu, choćby m ieszkali w luksusowych willach z pięknym ogrodem i luksusowym sam ochodem w garażu. Nic m ają domu, bo jeg o fundam enty nie m ają pod sobą ojczystej ziem i” - z w łaściw ą mu przenikliw ością pisał Józef Łobodowski24. Danilewiczowa włącza się swą pow ieś­ cią w ciąg pisarzy odtw arzających „kraj lat dziecinnych” . Jej pow ieść tchnie opty­ m izm em i działa kojąco na czytelnika.

Lata, gdy autorka Pierw szej m iłości pisała opow iadania oparte na w spom nie­ niach z jej życia i gdy pracow ała nad sw ą pow ieścią, były w kraju okresem eks­ pansji ideologii kom unistycznej: podw ażania wartości rodziny i zastępow ania jej idealizacją kolektyw u, odchodzenia od idei dom u zarówno w sensie m aterialnym jak i m itycznym , odrywania od tradycji i lansow ania „postępu”, propagow ania

(19)

w alki klas jako m otoru dziejów i podstaw y nowego porządku społecznego. Takie ideały lansow ała nowa literatura socrealistyczna, publicystyka, szkoła i w szystkie instytucje społeczno-w ychow aw cze. Em igracja polska śledziła to i analizow ała, co widać np. w esejach Tym ona Terleckiego, zam ieszczonych w tom ie E m igracja

naszego czasu25. Powieść D om nie je st w ięc tylko „starośw iecka”, gdy pochw ala

m odel rodziny, blisko ze sobą związanej i nastawionej na w ychow anie m łodego pokolenia, lecz w ystępuje w obronie tradycyjnych w artości, kw estionow anych, podw ażanych, niszczonych w Polsce Ludowej, wartości rodzinnych, społecznych i patriotycznych. Bohaterowie Danielewiczowej m ają poczucie godności zw iązane z ich pracą i m iejscem , nie m uszą krzyczeć: „Człow iek to brzm i dum nie!”, inteli­ gencja nie potrzebuje przyjm ow ać epitetu „pracująca”, by uspraw iedliw iać białość rąk, robotnicy i chłopi m ają swoje poczucie w artości i nie m uszą p rzybie­ rać pozy klasy „przodującej” , w iejskie kobiety „na służbie” w m ieście nie czują się upokorzone sw oją pozycją w dom u „państw a”, a solidarność społeczna w y ni­ ka z praw dziw ych potrzeb i przybiera form ę autentycznej, skutecznej pom ocy, czasem bardzo daleko posuniętej, ale odległej od biurokratycznej instytucjonali­ zacji i politycznych haseł. Takie je st życie praw dziw e, a jeśli kogoś losy rzu cą na bezdroża, to na ogół w raca na utarty trakt i w tradycyjnym bytow aniu odnajduje satysfakcję i szacunek otoczenia.

Znam ienne dla m iłośniczki i znaw czyni literatury je st to, że w prow adza do po­ w ieści bardzo liczne cytaty i aluzje do różnych utworów. W opisy krajobrazów i obyczajów wprow adzone są strofy kujaw iaków i innych piosenek ludowych. W narracji trzecioosobowej lub w m ow ie pozornie zależnej w ystępują aluzje i cy­ taty, np. „«Siedzę, bom przyw yknął» - dow odził ongiś ptaszek z bajki K rasickie­ go. To nie była klatka. To było w łasne m ieszkanie z takim trudem zdobyte”(s. 15). Pani Bronisława, w spom inająca rannych żołnierzy w zakopiańskim sanatorium , w zdycha: „Iluż pow ędrow ało na zakopiański cm entarz. Strug dobrze to opisał” . Łacinnik, m iłośnik poezji H oracego i m atem atyk gim nazjalny pływ ając razem po rzece, odśw ieżają sw ą znajomość greki, czytając fragmenty prehom eryckiego hym ­ nu do H erm esa, przy czym jeden z nich stwierdza: „Tak w ięc, sami w idzicie, k ole­ go, spraw a jest trudniejsza kierow ać tratw ą niż wbijać trygonom etrię, czy naw et K orneliusza N eposa we łby uczniow skie. Choć kujaw skie, nie żm udzkie. Ale tak sam o tw arde” (s.95). W iele je st rozm ów nauczycieli o literaturze polskiej. P oloni­ sta Zbrożyna ceni w ysoko Słow ackiego, Norw ida, W yspiańskiego i „z pew nym zastrzeżeniem - Żerom skiego”, a Żebrow ski, spokrew niony przez m atkę z S ien­ kiew iczem , je st wielkim m iłośnikiem Trylogii, K rzyżaków i Quo vadis. „Że S ta­ nisław Brzozowski nie uznaw ał P ołanieckich? Też argum ent! Branie pars pro toto?” A kcja rozgryw a się w roku 1924 , co je st sposobnością do w prow adzenia gorącej dyskusji wywołanej w ieściam i o praw dopodobnym przyznaniu R eym on­

(20)

tow i N agrody N obla, co kuzyn Sienkiew icza uw aża za deprecjację nagrody. W izy­ ta głów nego bohatera w W arszaw ie u kuzyna D onim irskiego je st o kazją do opow iedzenia o uroczystościach pogrzebow ych Sienkiewicza w Vevey, gdzie był Donim irski: ”Ta trum na to sym bol (mówi). Żegnali Sienkiewicza. A w łaściw ie że­ gnali koniec epoki. K oniec wielkiej literatury, która była siłą konstrukty wną, pod­ porą, pokrzepieniem serc, ja k on sam to nazyw ał, która pozw oliła przetrw ać” (s. 150). Teraz „Żerom ski napisał P rzedw iośnie i na larum bije” .

N aw et służące zn ają nazw iska w ielkich pisarzy. Jedna czytała naw et D zieje

grzechu i uw aża, że „nie takie to św iństw o, ja k m ów ią [...] praw dziw e życie tam

opisane i zło nie pochw alone” (s. 177).

Ten w ątek pow ieści przysparza przyjem ności jej czytelnikom . Zakładając nie­ w ielką przesadę, D om m ożna by uznać za studium recepcji literatury pięknej na K ujaw ach w pierw szych latach niepodległości.

M ożna w praw dzie dziś przyznać rację M arii D em ałow icz, gdy zarzuca autorce

D om u „brak odw agi w kreow aniu przedstaw ionego św iata”26. Dom przypom ina

raczej X IX -w ieczne pow ieści dla ludu niż am bitną prozę połow y XX stulecia, jest na pew no p ow ieścią dobrze napisaną (rom an bien fa it), m ożna zarzucić autorce tradycjonalizm i sentym entalizm , ale w arto zrozum ieć ich przyczyny.

Edward B alcerzan w prow adza term in „ojczyzna w ielokrotna” , uw ażając, że je st on dla Polaków bardziej przydatny niż „m ała ojczyzna” - istotnie, w X X w ie­

ku wielu rodaków zm uszonych było do parokrotnego zakorzeniania się w coraz to innej glebie. Jedni znosili to lepiej, inni gorzej. Dla D anilew icz Zielińskiej była to Polska, A nglia i Portugalia, i tak się złożyło, że w każdym z tych krajów przeżyła po trzydzieści lat. N a ob cą ziem ię ciągnęła zaw sze za sobą swój „podróżny kufer”, a w nim polskie książki, które trzeba było dla rodaków grom adzić, udostępniać i opisywać. M ożna pow iedzieć, że przez całe życie pracow ała dla biblioteki naro­ dowej i jej czytelników . Znajom ość języków , dobre w ykształcenie - to były m a­ terialne podstawy jej działalności, ale najważniejsze były osobiste cechy: pracow i­ tość, am bicja, optym izm i wytrwałość. To sprawiło, że m ożna j ą uznać za (jak uczynił to W ierzyński) „konserw atorkę przeszłości” .

Przypisy

1 M. D a n ile w ic z Z ie liń sk a , F a d o o m oim ży c iu : r o z m o w y z W ło d zim ie rze m P a źn ie w s k im , Toruń 2 0 0 0 , s. 18.

2 O p. c it., s. 23. 3 O p . c i t s. 19. 4 O p .c it., s. 20.

(21)

5 C yt. za: C z e sła w Kłak. w stęp do: M a ria D a n ile w ic z o w a - S ta n isła w P igoń . D ia lo g k o re s p o n ­

d e n c y jn y [ 1 9 5 9 -1 9 6 8 ] . R z e s z ó w 1996. s. 4 0 ^ 4 1.

6 I 'ita m u ta tu r non t o llitu r - biogram w y sta w y p o św ięc o n e j Marii D a n ile w ic z Z ie liń sk ie j. K U L 2 0 0 3 .

7 L isty K a z im ie rz a W ie rzy ń sk ie g o i M a rii D a n ile w ic z z la t 1 9 4 1 - 1 9 6 9 . o g ło sił P. K ąd ziela. ..W ięź" m arzec 1993.

8 D ia lo g k o re sp o n d e n c y jn y .... list do C z. K łaka z 2 2 sty czn ia 1995.

9 M. D a n ile w ic z Z ieliń sk a . M ic k ie w ic zia n a i A lbu m M o szy ń sk ie g o . „ R o czn ik T o w a r zy stw a L iterack iego im. A d am a M ic k ie w ic z a ”, rok X X I V (1 9 8 9 ), W arszaw a 1990 s. 6 5 - 7 6 .

10 D ia lo g k o re sp o n d e n c y jn y ..., s. 7 3 - 7 4 . 11 O p .c it., s. 85.

12 O p .c it.. s. 89.

I? H. E lzenberg, K ło p o t z istn ien iem . A fo ry zm y w p o rz ą d k u cza su , lip iec 1925. s. 172. 14 M. D a n ile w ic z Z ieliń sk a , F a d o ..., s. 21.

15 M. D a n ile w ic z Z ieliń sk a . S zk ic e o lite ra tu r ze e m ig ra c y jn e j. Paryż 1978, Instytut L iteracki, s. 2 90.

O p .c it.. s. 2 9 1 .

17 „ W ia d o m o śc i” 1955. nr 4.

18 L isty K a z im ie rz a W ie rzy ń sk ie g o ..., op.cit. 19 „ W ia d o m o śc i” 1954, nr 27.

20 J. L echoń, D zie n n ik , red. M. Falk. w stęp R. Loth, W arszaw a 1993. t. 3. s. 661. 21 M. D a n ile w itz Z ieliń sk a . D o m , L ondyn 1956. s. 122.

22 K. W ierzyń sk i, S zk ice i p o r tr e ty lite ra c k ie , red. P. K ąd ziela. Kraków 1990, s. 2 0 5 . Jest to p rze­ druk za: C y g a ń sk im w o ze m . Londyn 1966.

2? P a sją ż y c ia - k siążka. Z M a rią D a n ile w ic z Z ie liń sk ą r o z m a w ia P a w e ł K ą d z ie la . „W ięź" 19 8 8 . nr 1 1 - 12.

24 Por. I. S zy p o w sk a . L o b o d o w sk i. O d „ A ta m a n a Ł o b o d y ” d o „ S e n io ra L o b o ”. W a r sz a w a 2 0 0 1 . s. 127.

25 T. T erleck i, E m ig ra c ja n a sz e g o cza su , oprać N . T aylor-T erleck i i J. Ś w ię c h , Lublin 2 0 0 3 . 26 M. D ern a ło w icz, P rzy w o ła n ie ź le o b e c n e j, „ W ię ź ” 1993, nr 3.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przy kościele znajduje się dzwonnica lub kościół posiada wysoką wieżę, w której znajduje się dzwon.. Wzywa on wiernych na mszę świętą lub nabożeństwa

Nauczyciel prosi o przypomnienie pojęć: pastorałka, kolęda, jasełka.. Nauczyciel dzieli klasę na kilkuosobowe zespoły. Poszczególne grupy prezentują swoje prace. Gdy

W Domu dziennym Olgi Tokarczuk akcja umiejscowiona jest bowiem w Pietnie, zaś w Domu Małgorzaty w Mieście (pisanym właśnie tak – wiel- ką literą) nad Zimnym

Przestrzeń domowa w kinie japońskim może być przedstawiana również jako miejsce transgresji bohatera żyjącego poza związkami rodzinnymi.. Własne miejsce zamiesz- kania pozwala

mogą mieć skrzydła: roz- wierane, uchylne, obrotowe, przesuwne bądź występo- wać w konstrukcji mieszanej, np. Praktyczną, gdyż poprzez wysunięcie przed lico ściany

Z jednej strony, okno zamyka poetkę we własnym świecie, sprawia, że staje się jeszcze bardziej samot- na, jako że zasadnicza funkcja okna - to ochrona przed światem;

Bolesław Heibert pyta syna: „Czy to się zaczyna złoty wiek rodu czy jego, z przeproszeniem, dekadencja.

To, co tomistyczny punkt wi- dzenia na moralność pozwala nam powie- dzieć, to to, że w każdej sytuacji, w której się znajdziemy, gdy podejmowane są dane decyzje