• Nie Znaleziono Wyników

Karolina Pospiszil Uniwersytet Śląski Śląsk. Zapiski z utraty

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Karolina Pospiszil Uniwersytet Śląski Śląsk. Zapiski z utraty"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

1 Karolina Pospiszil

Uniwersytet Śląski Śląsk. Zapiski z utraty

Myślynie o utracie i stracie prziwjodło mje do myślynio o Ślonsku.

Zbigniew Kadłubek, Ślonsk się traci1

Pisanie o utracie to niekończące się poszukiwanie odpowiedniego języka, a ten umyka, uchyla się od wzięcia na siebie ciężaru jeszcze niewypowiedzianych, ale już pomyślanych słów. Nie chcąc popaść w banał, milczymy – bo utrata niszczy naszą jeszcze niezapisaną narrację. Cisza, w której raz po raz pobrzmiewają urywki zdań, fragmenty opowieści, głoski będące tylko zapowiedzią tego, co ugrzęzło w gardle, pustka kartki z nielicznymi zapiskami i bazgrołami na marginesach – tyle potrafimy usłyszeć i przeczytać w języku utraty.

Stając wobec fragmentaryczności tego języka, szukamy ratunku w nadmiarze słów, myśli, historii małych i wielkich, topimy się w morzu zasłyszanych i przeczytanych opowieści. To one stoją za naszymi-obcymi (bo strata zawsze czyni nas przynajmniej po trosze obcymi) tekstami o utracie. I tak jest tym razem, gdy po raz kolejny siadam przed komputerem chcąc nazwać i opisać coś, czego opisać się nie da – utratę najbliższej przestrzeni, tego, co się na nią składa, odebranie, a czasem po prostu zgubienie kluczowych elementów.

Za każdym razem, gdy myślę o Śląsku2, myślę o utracie: o narzucanych zmianach nazw tutejszych miast oraz ich wewnętrznych tkanek: placów, skwerów i ulic, o zmianach imion dzisiejszych śląskich babć i dziadków, bo przecież mówiono kiedyś: „Biedne Wilhelmy […] chodzą po świecie i proszą o zmiłowanie. Chcą się nazywać inaczej, chcą nosić inne imiona. Imiona polskie. Zlitujmy się nad nimi i pomóżmy im. Im szybciej, tym lepiej”3; myślę też o wielu tekstach temu poświęconych, o przepięknej mowie proboszcza z Pierwszej

1 Z . K a d ł u b e k : Ślonsk sie traci (Wprowadzenie do silezjologii apokaliptycznej. Kotórz Mały 2012, s. 36.

2 Pisząc Śląsk, mam na myśli przede wszystkim Górny Śląsk. Nie chcąc wikłać się w polityczne i historyczne rozważania, chcę jedynie zaznaczyć, że granica między obiema częściami wielkiego regionu jest bardzo widoczna, była jeszcze przed II wojną światową, pod koniec której, głównie z powodu wysiedleń, Dolny Śląsk stracił niemal całą swoją specyfikę – pisali o tym m.in. H . B i e n i e k w Brzozach i wielkich piecach (tenże:

Brzozy i wielkie piece. Dzieciństwo na Górnym Śląsku. Przeł. W. Szewczyk, Gliwice 1991) oraz H . W a n i e k w Finis Sielsiae (Wrocław 2003).

3 Fragment felietonu zamieszczonego w „Dzienniku Zachodnim” z 22 marca1945 roku. Cyt. za: M . S z e j n e r t : Czarny Ogród. Kraków 2007, s. 292.

(2)

2

polki Horsta Bienka, który broni brzmienia tutejszych nazw wyśmiewanych przez urzędników III Rzeszy, też o tym, że działania władz – nieważne, czy niemieckich, polskich czy czeskich – były podobne, choć decyzje decydentów pisane były w różnych językach. Wreszcie myślę o stracie dla mnie najboleśniejszej, bo odczuwanej na własnej skórze, a nie z opowieści – o umieraniu Śląska mi znanego, o codziennie obserwowanej stracie, o nieuchronnej i chyba nieodwracalnej zmianie krajobrazu – tego samego, który tak przerażał moich przodków, gdy przemysł wdzierał się dawno temu na zielone tereny. Jednak pamięć o utracie, a więc żałoba świadoma, pozwala trwać „dawnym Śląskom” w opowieściach, tekstach, obrazach, pozwala też tworzyć Śląsk przyszły – tę piątą stronę świata, która, choć przecież nie istnieje4, trwa mimo wszystko – ot, taki śląski paradoks.

Podczas gdy wiele polskich (i nie tylko) terenów pogranicznych ma już własną opowieść, Górny Śląsk nadal pozostaje nie(d)opowiedziany5, choć w ciągu ostatnich lat powstało wiele tekstów mu poświęconych. Być może nie(d)opowiedzenie wynika z tego, że Śląsk nie mieści się w sentymencie kresowym, jest poniekąd „ziemią odzyskaną”. To tutaj toczyła się walka o polskość, czeskość bądź niemieckość regionu, nigdy – prawie nigdy – o śląskość, swojskość, tutejszość. Może trzeba więcej czasu, by usankcjonować „dyskurs śląski / o Śląsku”… Sięgnę tutaj do wielu opowieści – fikcyjnych i rzeczywistych — dotyczących różnie rozumianych śląskich strat, rozczarowań i nadziei. Prowadzić mnie bez nie będzie, nietypowo, tekst piosenki nagranej przez Miuosha, katowickiego rapera, we współpracy z Janem „Kyksem” Skrzekiem6. Utwór ten nazwałam – na własny użytek – zapiskami z utraty.

Niemal każde zdanie tej piosenki przywodzi mi na myśl teksty inne, nie wszystkie tu przywołam, bo potrzebowałabym dla nich dużo więcej miejsca. Nie będę też omawiać wszystkich śląskich strat, bo tych chyba nie można policzyć – na utraty całego regionu, wspólnoty nakładają się przecież te mniejsze, bliższe, jednostkowe.

1.

4 Jak pisze Z. Kadłubek w innym liście z Rzymu: „[…] Ślonsk je mjejscym słabym, niyobecnym, mjejscym blank na krawyndzi, je ideom na wygnaniu”. Tenże: Listy z Rzymu, dz.cyt., s. 43.

5 Warto tu wspomnieć, że nie(d)opowiedziana jest przede wszystkim polska część Górnego Śląska, czy może lepiej byłoby napisać: nie(d)opowiedziany jest Śląsk w tekstach polskich. Czeska sytuacja (zarówno regionu, jak i literatury o nim traktującej) wygląda inaczej, w dużej mierze dlatego, że tam regionalizm – w tym także śląski – nie jest traktowany jako zagrożenie państwowości, a regiony Republiki Czeskiej wymienione są w preambule konstytucji [tekst dostępny na: www.psp.cz/docs/laws/constitution.html; dostęp: 20.04.2012].

6 Tekst piosenki oraz bardzo sugestywny wideoklip znajdują się na: www.tekstowo.pl/piosenka,miuosh,piat a_strona_ swiata.htmlnk [dostęp: 30.12.2012], warto też wysłuchać całości ballady Kyksa: ww.youtube.com /watch?feature=player_detailpage& v=J6Q1sLxdntA [dostęp: 30.12.2012].

(3)

3

O mój Śląsku, umierasz mi w biały dzień / O mój Śląsku, niszczą cię te fabryki / O mój Śląsku, niszczą twe serce zielone, płuca twej duszy.

Piosenkę Kyksa, gdyby powstała kilkadziesiąt lat wcześniej, mogliby zaśpiewać chłopcy z Cimoka, którzy obserwowali przemianę przestrzeni agrarno-przemysłowej w wyłącznie przemysłową; obserwowali zmianę pól, łąk, lasów w fabryki, blokowiska i zatrute nieużytki7, podobnie jak chłopcy z Rozdzienia8 widzieli z każdym rokiem coraz bardziej zniszczone stodoły, domy, dawne ojcowizny „Tomalów, Czarnynogów, Mojów i Gałuszków, które musiały rozpaść się przez złe sąsiedztwo huty cynki i jej fioletowe i żółte fetory”. Budynki i przestrzenie niegdyś swojskie zmieniały się szybko, aby po kilku, kilkunastu latach być czymś egzotycznym i rzadkim. Górny Śląsk stawał się ikoną przemysłu ciężkiego, poświęcając dawny świat: „Śląskość objawiła się nam naznaczona, porażona śmiercią; nie mogliśmy nie wiedzieć/nie widzieć, że przemysłowo-rolniczy świat naszych dziadków umiera”9. Rodził się jednak świat inny, a sam przemysł – jak wcześniej, gdy rozpoczynało się uprzemysłowienie Śląska na wielką skalę – stał się jednocześnie przekleństwem i błogosławieństwem tego regionu. Tak, z jednej strony zmusił ludzi do zejścia pod ziemię, ciężkiej pracy przy piecach hutniczych, zabierał siły, niewiele dawał w zamian, zajmował coraz więcej przestrzeni, skazywał na zatrucia, ołowicę, poparzenia i gnieżdżenie się w ciasnych mieszkaniach, niszczył tutejszą roślinność, to przez niego tutejsze wody lśniły, jak pisał wiele lat temu Gustaw Morcinek, „pawiemi oczyma rozpuszczonych smarów, brudne, cuchnące. Najmniejszego robaka ni rybki ni żabki nie znajdziesz w nich. Nawet ta trawka nadbrzeżna wiedzie pohańbiony żywot, żółta i chora”. Z drugiej jednak strony przyroda nie

7 Zob. S . S z y m u t k o : Chłopcy z Cimoka. Opowieść nierozwojowa, w: tegoż: Nagrobek ciotki Cili. Katowice 2001.

8 W Piątej stronie świata bohater, mieszkaniec Rozdzienia, wspomina: „Mój pierwszy dom był osmoloną do koloru sadzy dwupiętrową czynszówką z jednym hinterhauzem, czyli oficyną w podwórzu, i sklepem, od fasady po lewej stronie. Sklep ten nigdy nie zakwitł, z powodu zastanawiającej nieobecności Żydów w okolicy. […]

Dom ten – jak się rzekło – stał na styku dwóch kultur, starej – agrarnej i nowej – wielkoprzemysłowej, jej mać.

Granica ta do dziś w tym samym miejscu sterczy, choć wiele rzeczy, spraw i ludzi tutaj skisło […]. W tym miejscu stanęła lawa barbarzyńskiego wyzysku, najprawdziwsze źródło wszystkich ludzkich nieszczęść na ziemi. […] To było mordercze wydmuchowisko: żyzna ziemia w ujściach Rawy, Brynicy, Przemszy Czarnej i Przemszy Białej, które wpadały na siebie na przestrzeni pięciu kilometrów w wymienionej kolejności, by nieco dalej łączyć się i wspólnie zdążać w objęcia Wisły. Ziemia ta poddała się już dawno, padła pod ciężarem nadmiernym. Obumarła w sobie, odechciało się jej plony rodzić i można ją było w dowolną stronę przewracać – choć nadal na oko czarna i tłusta – sto różnych nasion garściami w nią ciskać, znaku życia nie dawała. […] Nad wszystkim króluje huta, leży rozłożysta jak smok nad swym żerowiskiem, zasłania nam zachody słońca i jak nakręcany wulkan furczy ze stu dwudziestu muf ciężkimi dwutlenkami, ta nasza proletariacka dobrodziejka, w której pokolenia wysmażały cyny, cynki, kadmy, ołowie i srebra, ku chwale zmieniających się właścicieli, ich kies i postępu cywilizacyjnego”. K . K u t z : Piąta strona świata. Kraków 2010, s. 55-56

9 S . S z y m u t k o , Chłopcy z Cimoka, dz.cyt., s. 43.

(4)

4

dała za wygraną tworząc, wraz z przemysłem, niepowtarzalny krajobraz zielono-czarnego Śląska: robotnicze osiedla, kopalnie i huty przeplatały się tutaj – i nadal przeplatają – z zielenią skwerów, ogrodów i lasów. Bywa, że zza drzew wystają kopalniane kominy, że nagle z zieleni wychodzi się w asfaltową przestrzeń, ale to właśnie jest piękne i cenne – współżycie dwóch żywiołów. Docenił je także, jak twierdzi Aleksander Nawarecki, Franciszek Starowieyski, malarz:

ten faktyczny Górny Śląsk, gdzie ziemia była wspaniała, gdzie przyroda jest tak aktywna, jak mało gdzie w Polsce… i wśród tego przemysł, który teraz jednak, w lecie, ginie, jest cały zarośnięty drzewami, trawami, chwastami, zielskiem. To, co widzę na Śląsku, to nie jest zniszczenie krajobrazu, to jest kreacja krajobrazu […]. Tu się widzi te tysiące, miliony ton ziemi poprzestawiane, poprzesuwane, wyrwane ze środka usypane w kopce hałd, rozwiewane przez wiatr10.

Powolna śmierć Śląska wyśpiewana przez Kyksa, gdy wsłuchać się w całość tego utworu, to nie tyle efekt rozpanoszenia się tutaj przemysłu, co rabunkowego podejścia władzy do tej ziemi, można jeszcze dodać: źle przeprowadzonej restrukturyzacji, braku pomysłu na region. I choć o zieleni w piosence mowa, to przecież nie zieleń dzisiaj umiera, ale wiele zostawionych na pastwę losu cennych obiektów architektonicznych – hut, szybów, fabryk, będących przecież widocznym znakiem tutejszej historii. Szeroko rozumiane przemysłowe bogactwo Śląska czeka na docenienie i ratunek. Kilkadziesiąt lat temu zburzono znaczną część – zbudowanego przecież dla kopalnianych robotników – Giszowca, miasta-ogrodu11, nie ma też już „domu przy ulicy Kopalnianej 1, kopalnia «Katowice» zdechła jak wszawy kot wyrzucony na hasiok”12, z Huty Uthemanna zostały ruiny, po Hucie Kościuszko — tylko zdjęcia13. Przemysłowy krajobraz tego regionu coraz szybciej odchodzi w zapomnienie.

10 A . N a w a r e c k i : Lajerman. Gdańsk 2010, s. 47-48.

11 Opowiadają o tym słynne Paciorki jednego różańca w reż. K. Kutza, jeden z najbardziej przejmujących filmów o Górnym Śląsku.

12 F . N e t z : Dysharmonia cælestis. Katowice-Warszawa 2004, s. 40.

13 Film i zdjęcia do zobaczenia na: http://silesianskyline.blox.pl/2012/08/Huta-Kosciuszko-Rozbiorka.html [dostęp:10.12.2012] oraz: http://www.mmsilesia.pl/241715/2008/10/4/huta-kosciuszko-w-chorzowie-fotorepor az?category=photos [dostęp: 10.12.2012]. O upadku przemysłowego ducha częściowo śląskiego, częściowo morawskiego miasta – Ostrawy, pisał m.in. Jan Balabán: „Wysiedli na stacji, która kiedyś miała być dworcem głównym stalowego miasta. Do dzisiaj świadczy o tym absurdalnie duża pusta hala z szerokimi schodami, na których tych paru skulonych podróżnych chwiejnie stoi jak spóźnione cienie niegdysiejszych budowniczych. Z pięćdziesięciu świateł pod odległym sufitem świeci jedno i otwarta jest tylko jedna z wielu kas. Trzech pijaczków przed bufetem. Spróbuj kupić bilet na tramwaj w kiosku z alkoholem i pornograficznymi czasopismami”. J. Balabán: Možná že odcházíme. Brno 2011, s. 108 [tłum. moje].

(5)

5

Jednak świadomość jego wartości jest coraz większa; i choć części procesów nie da się zatrzymać, podejmuje się działania mające na celu ochronę przed zniszczeniem tego odchodzącego powoli świata14. Dopiero jego zapomnienie oznacza śmierć. I chociaż wielu obiektów nie da się uratować, warto ocalić o nich pamięć, by towarzyszyła przemianom i ruchowi – tak charakterystycznemu dla tego regionu.

2.

Bo gdy otwieram oczy, to kocham to co widzę / Różowe powietrze, tabliczka Katowice / Tu wolniej płynie życie, wśród porażek i zwycięstw / Tu smak węgla i sadzy, wśród słów leży na bicie / To picie zmienia pryzmat, historia jest jak blizna / Odmienność to charyzma, tak nas tu wychowano / Każdy dom niczym przystań, ziemia czarna i żyzna / Przekleństwem jest cienizna, to kreuje tożsamość / To za to wszystko co zabrano nam przez lata / To dla tych miejsc, do których trzeba wracać / Ja wiem, każdy ich cios nas wzbogaca / Ich wiarą jest pieniądz, naszą honor i praca / To kraj w kraju tonący w tonie wałów i stratach / Na ziemi gdzie z Bogiem, przeplata się szatan / I choć nie raz, los kazał nam w przepaść skakać / My nauczyliśmy się latać. // Bo kiedy bierzesz wdech, da się wyczuć pech tych ulic / To zeszły wiek, wszystkich nas tak znieczulił / Pomoc dla nas to populizm, nie raz nim nas opluli / My to ten gorszy naród — biedy, brudu i żuli / Przekuli nasze dobro na nasze wieczne brzemię / Dziś nie patrzą już w oczy, patrzą pod ziemię / Niespełnione obietnice i znów ściema po ściemie / Wraca im czucie, gdy tu wraca cierpienie / A nam zostaje niebo i kolory dzielnic / I przekonania ojców, którym jesteśmy wierni / Smak tej wody, zapach tych miejsc i / zlepek historii, mistyki i tajemnic / Jebać brak pamięci, my nieugięci / Świat ostro kręci, świat lubi pędzić / Rok po roku całe życie na krawędzi / Ci co latają nad tym wszystkim, co śmierdzi.

Piąta strona świata – taki tytuł, zaczerpnięty z książki Kazimierza Kutza, nadał piosence Miuosh. Piąta strona świata to niewygodne pogranicze, nigdy nie dość czyste narodowościowo czy językowo – bez względu na to, o jaką narodowość i jaki język chodzi.

Pograniczność i peryferyjność tego regionu były przyczyną silnej ideologizacji ze strony państw, do których w ciągu swoich dziejów Górny Śląsk należał. Nie miejsce tu, aby opisywać historię tego regionu, jest ona zresztą dość dobrze znana i opracowana15, interesują mnie raczej dzieje mniejsze, dla których zwykle brakuje miejsca w scalających narracjach historyków.

14 O tym będzie mowa w dalszej części tekstu.

15 Zob. np. M . C z a p l i ń s k i , E . K a s z u b a , G . W ą s , R . Ż e r e l i k : Historia Śląska. Wrocław 2002; R . Ž á č e k , Slezsko. Stručná historie státu, Praha 2005.

(6)

6

Tutaj, czyli na pograniczu, niemal zawsze trzeba opowiedzieć się po czyjejś stronie, zrezygnować z części swojej kultury czy tożsamości – nie dla zachcianki, ale żeby przeżyć.

Dostosowanie się do często zmieniających się okoliczności jest typowe dla ludzi pogranicza, tak samo jak typowa jest dużo intensywniejsza ideologizacja tej przestrzeni: „przedmurza”

danej kultury16. To dlatego przy granicach miejscowy język zachowuje najbardziej konserwatywne formy, a ludzie żyją w rozdwojeniu. Zwłaszcza ci będący jedną nogą po drugiej stronie – mający tam bliskich, znajomych, przyzwyczajeni, że można było przejść na drugą stronę ulicy, przez którą teraz przebiega granica.

Wartością Śląska jest jego różnorodność, uszlachetnia go, czyniąc, jak pisał przytaczany przez Zbigniewa Kadłubka siedemnastowieczny wrocławski poeta Henryk Mühlpfort, „szmaragdem Europy”:

Wiadomo, że szmaragdy mają liczne skazy, domieszki i zanieczyszczenia (kalcyt, piryt, mika).

Zawierają kropelki cieszy, pęcherzyki gazu i mikrokryształki różnych innych minerałów [...].

Szmaragdy bez tych domieszek są zazwyczaj falsyfikatami, kamieniami syntetycznymi. Nie ma idealnych, to znaczy czystych szmaragdów. [...] O wartości szmaragdu stanowi jego niejednolitość, i poligeniczność. Może to chciał przekazać poeta. Może chciał powiedzieć, iż różnorodność, wielość to wartość: Śląsk jako europejski kamień drogocenny, w którym pełno jest innych minerałów. Nie ma Śląska bez „domieszek”17.

Strata znacznej części różnorodności, o której mowa w cytacie, była największą tragedią tego regionu. Obszar polsko-niemiecko-czeski, poniekąd także żydowski – jak wszystko w Europie Środkowej; miejsce styku (co najmniej) trzech kultur i trzech języków, nie będące jednak ani do końca czeskie, ani polskie, ani niemieckie – do czasu. Delikatną równowagę tutejszego życia zakłóciły działania centrów politycznych i kulturowych. Wymagano od mieszkańców wyparcia się części swojej tożsamości, opowiedzenia się po jednej stronie.

Skupimy się tutaj przede wszystkim na doświadczeniach dwudziestowiecznych, bo minione stulecie można by nazwać nie tylko wiekiem wojen i wygnania, ale też wiekiem utraty.

Krucha równowaga została zaburzona przez polityczne huragany. Swojskość wystawiono na próbę. Należało wyrzec się swojego języka, swojego imienia, nazw miast, placów, skwerów, ulic. Feliks Netz w jednym ze swoich opowiadań przytacza historię jednej

16 Por. Zob. M . D ą b r o w s k a - P a r t y k a : Literatura pogranicza, pogranicza literatury. Kraków 2004, s. 9- 20. J . N i k i t o r o w i c z : Pogranicze. Tożsamość. Edukacja międzykulturowa. Białystok 1995, s. 11-16

17 Z . K a d ł u b e k : W poszukiwaniu śląskiego szmaragdu. [W:] A . K u n c e , W . K a d ł u b e k : Myśleć Śląsk. Katowice 2007, s. 207.

(7)

7

piotrowickiej, a później katowickiej ulicy, która w ciągu jednego – dwudziestego – wieku kilkakrotnie zmieniała nazwę: przed I wojną światową nazywała się Landstraße, potem

„kolejno: Mikołowska, Katowicka, Pocztowa, B. Piernackiego”, podczas wojny nosiła imię Adolfa Hitlera, po wojnie – Armii Czerwonej, a po przyłączeniu Piotrowic do Katowic – Obrońców Stalinogrodu, obecnie jest to ulica gen. Zygmunta Waltera-Jankego18. Oczywiście, zmiany nazwy były zależne od koniunktury politycznej, ale też miały drugie dno — jak twierdził Milan Kundera w swojej Księdze śmiechu i zapomnienia — „ogłupienie” danej przestrzeni19. Podobnie rzecz się miała z miejscowymi imionami i nazwiskami, zmienianymi – z własnej woli lub pod przymusem – na te bardziej polsko, czesko lub niemieckobrzmiące. I tak panna Kowolik została Fräulein Kllippstein20, pan Kszonczek — Kschonskiem, a potem

— Konzem21, a bracia Kłak stali się szanowanymi niemieckimi obywatelami o nazwisku Klack22; parę lat później Dorothea Badura

znowu jest Dorką. Ale w jej nowych polskich papierach ma innego ojca niż jej brat bliźniaka Alojzy. Jej ojciec nazywa się Albert Badura, zgodnie z metryką wydaną jeszcze w XIX wieku, a ojciecj Alojzego — Wojciech Badura. To, naturalnie, ten sam ojciec, ale jego dzieci miały do czynienia z dwoma różnymi urzędnikami; Dorota z mniej, Alojzy — z bardziej gorliwym.

Gerard Kasperczyk postanawia przyjąć imię Paweł, po ojcu; może będzie łatwiej o ślub23.

Każda taka zmiana była związana z aktualną władzą i jej pragnieniem zmiany

„podejrzanego” pogranicza w teren czysty etnicznie i prawomyślny. Trzeba tu zaznaczyć, że zmiany nazw szły w parze ze zmianami tutejszego języka urzędowego oraz nieraz z represjami czy dyskryminacją na tle narodowościowym. Wielu tubylców mocno przeżywało konieczność podjęcia ostatecznej, kwalifikującej do danego narodu, decyzji, bowiem

18 F . N e t z , Dysharmonia cælestis, Katowice-Warszawa: „Śląsk”, s. 17.

19 Sam Kundera pisze o praskiej ulicy, która w czasie Austro-Węgier nazywała się aleją Czernokostelecką, po I wojnie światowej – aleją Marszałka Focha, podczas niemieckiej okupacji – ulicą Schwerina, w pierwszych latach panowania komunistów – aleją Stalina, następnie aleją Winohradzką. M . K u n d e r a : Księga śmiechu i zapomnienia. Warszawa 1993, s. 162. Por. też M . S z e j n e r t : Czarny ogród…, dz.cyt., s. 209-210, 288-289.

20 Zob. J a n o s c h : Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny. Przeł. L. Bielas. Katowice 1989, s. 128.

21 H. Bienek, Podróż w krainę dzieciństwa..., s. 279-280; Por. m.in.: M. Szejnert, Czarny ogród, Kraków: Znak, 2007, s. 290-292, K. Kutz, Piąta strona świata, Kraków: Znak, 2010, s. 54.

22 „Dwóch dorobiło się u marszałka Ludendorffa stopni oficerskich, a ponieważ nazywali się z domu Kłak, wytarli jedną niewinną kreseczkę znad «ł», przed k dorzucili «c» i wyszło im nazwisko echt deutsch —Klack!”.

K. K u t z : Piąta strona świata, dz. cyt., s. 69. Por. „A był znowu taki jeden, niejaki Pierau, dawniejsze nazwisko Pierończyk, który chciał, aby w trumnie owinięto go pod szaketem flagą ze swastyką. «A dlaczego nie z wierzchu?» — pytał go brat. «No, bo nie wiem dokładnie — odparł Pierau — jak długo rząd się utrzyma. Skąd mogę wiedzieć, czy słusznie postępuję?»”. J a n o s c h : Cholonek…, dz.cyt., s. 118.

23 M. S z e j n e r t : Czarny ogród, dz.cyt., s. 292.

(8)

8

dwudziesty wiek nie dawał możliwości innej, swojskiej, własnej drogi – co najbardziej było widać w okresie przesilenia, czyli wojny czy stanu zagrożenia (rzeczywistego i urojonego).

Niezrozumienie przez wysłanników centrum pogranicznej specyfiki Górnego Śląska kończyło się niemal zawsze zubożeniem tej przestrzeni – niezależnie, czy zasłaniano lub usuwano polskie, niemieckie czy czeskie ślady obecności. Bo trzeba pamiętać, że nie tylko Niemcy dokonali „ludobójstwa kulturowego i onomastycznego”, któremu tak pięknie przeciwstawiał się jeden z bohaterów Pierwszej polki Horsta Bienka w rozmowie z przedstawicielami władzy III Rzeszy:

Nie zrozumieliście tego kraju i nie zrozumiecie go, i zbliża się pora, proszę wybaczyć, że to mówię, byście znowu ten kraj opuścili. [...] Wyśmiewacie się [...] z kilku nazw miejscowości i miast, gdyż z trudem przechodzą przez wasze twarde gardła. Ale, moi panowie, pomyślcie, to jest kraina historycznie wyrosła między Germanami a Słowianami, Niemcami i Polakami, i każda z tych nazw o tym świadczy... Dla kogoś, kto tu wyrósł, kto tu musi żyć i chętnie tu mieszka, brzmi to jak muzyka, panowie pewnie sobie tego nie mogą wyobrazić. [...]

posłuchajcie tej muzyki słów: byłem w Budkowicach, Jellowej, Knurowie, w Siemianowicach, w Małej Panwi, w Gogolinie, Zabrzu, […] posłuchajcie tej muzyki... tych słów... Kotliszowice i Popielów, Markowice i Opawica, […] Skrzydłowice i Karchowice, Rudzieniec i Blachownia, Turawa i Zabrze, tak, dawny Hindenburg, co za piękny, miękki, aksamitny dźwięk... [...]

mógłbym wam wyliczać nazwy jeszcze przez pół godziny, żadna z tych nazw nie jest przypadkowa, każda ma własną długą historię. [...] te nazwy mają często patriotyczną, niemiecką historię, przynoszącą zaszczyt naszym Prusom... Tak, panie feldfebel, tan kraj trzeba kochać... ten język, tych ludzi, aby to wszystko zrozumieć24.

Nie tylko Niemcy, ale też Polacy i Czesi – bo wraz z powojennymi przymusowymi przesiedleńcami Niemców i dużej grupy osób „niepewnych narodowo” Górny Śląsk stracił znaczną część swojej tożsamości:

Wraz z wielomilionową armią bauerów, mieszczan, robotników, kobiet i dzieci w ramach gigantycznej odpowiedzialności zbiorowej cały ten kraj, poza nieruchomościami, został wyrzucony poza swoje granice. Frapującą, ale trudną do odtworzenia rzeczą są ostatnie lata Śląska, w tworzeniu i istnieniu którego udział Niemców nie podlega dyskusji. Istnieją książki i rozprawy różnej wartości, podejmujące ten temat w kategoriach badawczych i naukowych.

Cokolwiek da się wyczytać w ich wierszach oraz pomiędzy nimi, sprowadza się do rzeczy już

24 H. B i e n e k : Pierwsza polka. Przeł. M. Przybyłowska. Warszawa 1983, s. 234-237

(9)

9

znanych i określonych. Cały Dolny Śląsk i duża część Górnego została wyludniona. Pozostali tylko nieliczni Niemcy, głównie zresztą Niemki — szacunkowo około półtora procenta — oraz cała polska ludność Śląska. Ta ostatnia wyłącznie na Górnym Śląsku. Jej polskość była częściowo wymuszona, co łatwo wytłumaczyć towarzyszącymi temu okolicznościami. Przez kilkanaście miesięcy po roku 1945 Śląsk był baśniową Ziemią Niczyją, typowym Niemandslandem, rejonem Chaosu, gdzie dokonywały się rzeczy niepojęte, w pewnym sensie potworniejsze niż sama wojna25.

A przecież tutaj właściwie nie istniała narodowa czystość – Ślązacy czujący się Polakami byli uznawani za zniemczonych, a wcześniej ci uważający się za Niemców – za nieczystych narodowo, posługujących się dziwną, pełną słowiańskich naleciałości niemczyzną. Regionalne odmiany tutejszych języków narodowych pełne były zapożyczeń z mowy sąsiadów i z gwary, dlatego też przez centra postrzegane były jako „nieczyste”, takie, które powinny wyginąć zastąpione językiem poprawnym, bez naleciałości. Dlatego przez wiele dziesięcioleci tutejsza gwara była mocno deprecjonowana, uważana za język marginesu społecznego. Po raz kolejny kazano Górnoślązakom wyrzec się części siebie – języka matczynego – by móc liczyć na jakąkolwiek karierę w urzędach26 czy dobre stopnie w szkole27. Tutejsza mowa była przedmiotem jeśli nie agresywnego, to przynajmniej protekcjonalnego podejścia władzy. Upowszechnił się stereotyp Ślązaka, który nie potrafi dobrze, bez gwarowych „zanieczyszczeń”, mówić w języku centrum. Matka bohatera Lajermana Aleksandra Nawareckiego perfekcyjnie posługiwała się zarówno niemieckim, jak i polskim, co budziło powszechne zdziwienie Niemców i Polaków, zdziwienie, w którym łatwo można było wyczuć poczucie wyższości „czystych”28:

25 H . W a n i e k : Finis Silesiae, Wrocław 2003, s. 353-354. R. Žáček pisze, że także i w części Śląska należącej po drugiej wojnie światowej do Czech, odczuwano silną potrzebę „rozwiązania kwestii niemieckiej“, aby nie dopuścić do ponownych konfliktów na tle narodowościowym. oraz do powstania „niemieckiej piątej kolumny“.

Wyjściem miało być przesiedlenie ludności niemieckiej (czy deklarującej się jako niemiecka) do Niemiec.

Jednakże zorganizowaną akcję przesiedleńczą poprzedzało tzw. „dzikie wysiedlenie“, pełne aktów przemocy.

Do końca 1947 większość niemieckich Ślązaków z polskiej, jak i czeskiej części regionu, została wysiedlona.

R . Ž á č e k : Slezsko..., dz.cyt., s. 169-170.

26 Zob. m.in.: H . K r a h e l s k a : Zdrada Heńka Kubisza, Katowice 1960, s. 233, 244, 246; E . K o p e ć : „My i oni” na polskim Śląsku (1918-1939). Katowice 1986, s. 51.

27 Por. J . T a m b o r : Mowa Górnoślązaków oraz ich świadomość językowa i etniczna, Katowice 2008, s. 100- 102.

28 A . N a w a r e c k i : Lajerman…, dz.cyt., s. 17. Gwara stała się ostoją swojskości, wyraźnie różnicowała tutejszych od przybyszów28, była świadectwem historii regionu, wpływu różnych jednostek kulturowych. Akces do niej dla człowieka niebędącego Ślązakiem od pokoleń był niemal niemożliwy, wejście w jej krąg oznaczało akceptację, jak w wypadku bohatera Domu pierwszego Feliksa Netza, do którego była sąsiadka z nieistniejącego już familoka najpierw odezwała się po polsku, ale gdy zaczęła mówić o swojej — i współczesnego Śląska —

(10)

10

Właśnie to wymieszanie tutejszych żywiołów było największym, częściowo utraconym już, skarbem: swojskością. Oczywiście Górny Śląsk pełen był podziałów – jak każdy inny region, ale różniły się one od narzucanych granic, częściej dotyczyły kwestii religijnych niż narodowościowych. W tekstach Horsta Bienka czy w Cholonku Janoscha to wysłannicy centrum, w tym wypadku Berlina czy szerzej – Rzeszy – postrzegani byli jako intruzi. Swojscy byli nawet Polacy, nawet miejscowi Żydzi, ale nie księża przybywający z Reichu nie znający ani słowa po polsku29. Z kolei po przyłączeniu części Górnego Śląska do Polski, o co walczyło wielu Ślązaków, przyszło rozczarowanie nową-starą ojczyzną, podejściem i niezrozumieniem Polaków, niedopuszczaniem tubylców do wyższych stanowisk. Kolejni „czyści” nie zrozumieli tutejszej specyfiki, starając się na siłę polonizować, podobnie było po II wojnie światowej, kiedy inna już władza wykorzystywała Volkslisty, nie próbując zrozumieć decyzji ludzi skazanych na pewne wybory, stających po raz kolejny w ciągu kilkudziesięciu lat przed ważnymi pytaniami; część z nich wysyłając ich do obozów, m.in. do Świętochłowic-Zgody, gdzie trafił Karl Junger, mieszkaniec Giszowca, wcześniej okradziony przez przedstawicieli nowej władzy, notabene kolegów jego syna, który walczył w Wehrmachcie30. Wiele osób zmuszono bezpośrednio i pośrednio, o czym była mowa wyżej, do wyjazdów, jak Jadwigę i Pawła Poloczków. Jadwiga została uznana za Niemkę (albo „prawie Niemkę”):

[…] jest skazana przez zarządzenia i przez panujące nastroje na wyjazd do Niemiec. Paweł postanawia, że wyjadą wszyscy. Jest zrozpaczony, że musi dokonać takiego wyboru. Ale sumienie ma czyste. Uważa, że porzucenie ukochanej żony i trojga dzieci jest większą zbrodnią niż porzucenie ojczyzny31.

3.

Bo jeśli wiesz skąd jesteś, podnieś ręce i krzycz / Podnieś ręce i krzycz / Jeśli znasz swoje miejsce, podnieś ręce i krzycz / Podnieś ręce i krzycz / Jeśli wiesz gdzie masz serce, podnieś ręce i krzycz / Podnieś ręce i krzycz / Bo gdy umiera coś świętego, to wstępuje to do nieba / Podnieś ręce i krzycz nie ma przebacz.

największej tragedii, pacyfikacji kopalni „Wujek”, w której zginął jej mąż, sięgnęła po język sobie najbliższy, otwierając się tym samym przed dawnym, zadomowionym już na Śląsku, przybyszem ze Wschodu [F . N e t z : Dysharmonia cælestis..., s. 40-44].

29 H . B i e n e k : Pierwsza polka...,dz. cyt., s. 156-157.

30M . S z e j n e r t : Czarny ogród, dz.cyt., s. 282-283

31 Tamże, s. 305

(11)

11

Jestem stąd, chociaż jestem mieszańcem – w tutejszym języku: krojcokiem, bo nie cała moja rodzina pochodzi ze Śląska. Ale bycie Ślązakiem to też kwestia wyboru – nie tylko przynależności do danej wspólnoty, ale też wszystkiego, co się z nią wiąże: jej bóli, żalu i nadziei. Jej – teraz już bardziej symbolicznej – walki o przetrwanie, pamięć, własny język. Ta opowieść o współczesnym, świadomym siebie Górnym Śląsku dopiero się pisze. To próba nie negowania utraty, bo cofnąć się jej nie da, ale nazwania jej, pamiętania o niej i szukania sposobów na przynajmniej częściowe zapełnienie pustki czymś nowym, co dopiero wypracowuje swoją wartość, co współgra z minionym-mijającym. Nie będzie tu mowy o odbudowaniu zniszczonych kamienic w tym samym, albo nawet lepszym, bo bez zbędnych naleciałości, stylu, jak uczyniono w Opolu, tak naprawdę budując ruiny32, będzie mowa o ruchu naprzód – ale z bagażem.

Świetnym pomysłem bazującym na tak ważnym przecież, industrialnym bogactwie Śląska jest Alternatif Turistik — program rozpoczęty przez bytomską Kronikę w 2009 i kontynuowany do dzisiaj33. To projekt łączący w sobie wycieczki po przemysłowych zabytkach, spotkania, koncerty, warsztaty, pikniki, oraz „bezproduktywne krążenie po miejscach zapomnianych”34. Nie jest to zwykłe zwiedzanie, ale forma przywrócenia pamięci i znaczenia miejscom pozornie nieatrakcyjnym, to poznanie fascynującej, ale często tragicznej, brutalnej historii danych miejsc. Pozwolę sobie zacytować informację ze strony internetowej projektu:

Alternatif jest również krytyczny. Stawia na społeczną rewitalizację, a nie gentryfikację.

Moda na postindustrial ma dziś również swoje drugie oblicze, kiedy artystyczne aktywności służą podniesieniu wartości terenów czy architektury, a w dalszej perspektywie eksmisji dotychczasowych mieszkańców. Alternatif nie służy deweloperom, ale skierowany jest do wszystkich ludzi. Autorom nie chodzi w nim o masową turystykę, lecz tworzenie społeczności i wzmacnianiu obywatelskich aktywności35.

A to jeden z wielu projektów. Powoli budzą się dzielnice Katowic i innych miast – co najbardziej chyba widać na przykładzie Nikiszowca i starań Katowic o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Konkursu nie udało się wygrać, ale udało się wprawić w ruch mieszkańców. A o to przede wszystkim chodziło. Udało się również zwrócić uwagę na miasto

32 Por. K . M . G a u ß , W gąszczu metropolii, Wołowiec 2012, s. 162-165.

33 Wydano też bardzo interesującą książkę: Indunature 2009. Red. M. Doś. Bytom 2009.

34 Cyt. za: http://www.kronika.org.pl/wydarzenia/inne/455-alternatif-turistik-2011 [dostęp: 10.12.2012].

35 Tamże.

(12)

12

i cały region. Dzięki takim działaniom oraz licznym w ostatnich latach publikacjom, przytaczanym w tym tekście przeze mnie, dzięki podejmowaniu niewygodnych tematów na forum publicznym, nawet dzięki nieprzychylnej Ślązakom wypowiedzi jednego z czołowych polskich polityków, zaczyna się mówić o tutejszych stratach. Nie tylko o śląskiej krzywdzie i rozczarowaniu władzą, tak bardzo widocznych w utworze Miuosha, ale o utracie równie ważnej, choć jeszcze nieakceptowanej przez znaczną część notabli (a może też przez znaczną część społeczeństwa – nie mnie to oceniać) – o prawie całkowitym zaniku wielokulturowości.

Mówi się także o śląskim kanonie – węższym, jak i szerszym, bo przeżycia Śląska są doświadczeniami (środkowo)europejskimi, ale w niewielu krajach spotykają się z takim brakiem akceptacji. Powstający kanon, czy raczej kanony literatury nie tyle o tej konkretnej przestrzeni, co w jakiś sposób związanej z jej specyfiką, pozwalają umiejscowić (umiejscawiać) niemający dotychczas miejsca region. A ich twórcy nie wstydzą się kulturowego dziedzictwa Górnego Śląska, w dwóch dotychczas najważniejszych „śląskich listy lektur”36 znajdują się teksty polskie, czeskie, niemieckie, ale też pisane w innych językach, w różnych epokach, bowiem nie miejsce powstania było dla twórców tego kanonu najważniejsze, ale poczucie pewnej wspólnoty:

Aby myśleć o górnośląskim kanonie, trzeba myśleć silezjologicznie, czyli rozważając najgłębiej jak się da to, czym byłby Górny Śląsk i górnośląskość. To znaczy, że musimy myśleć o Górnym Śląsku w kategoriach obietnicy – poniekąd w kategoriach pewnej utopii, miejsca pustego, które dopiero zapełni się nowymi wartościami, miejsca, które na nas czeka i nas przyzywa […]. Wydaje się, że potęga literatury sprowadza się do ducha wspólnoty […]. Ten duch wspólnoty posiada większą siłę, niż podziały językowe, etniczne, ekonomiczne i wszystkie inne podziały. Nie jest ważne, czy książkę napisano po hiszpańsku, szwedzku, angielsku czy po łacinie. Istotą jest jej rozpoznawczy, widomy jakby z kartek duch wspólnoty myśli ludzkiej37.

Dyskusja jest drogą do akceptacji. I choć póki co widoki na powstanie wystawy o historii Górnego Śląska, organizowanej przez Muzeum Śląskie, są coraz marniejsze – znowu, niestety, ze względów politycznych, rozmowy wokół niej się toczące dają szansę, choć to może zbyt duże słowo – dają nadzieję na to, że kiedyś historia Śląska, jego kultura i jego utrata (przeszła i ta dokonująca się), czyli jego tracenie sie zostaną nazwane, nie będzie się

36 Mam na myśli 99 książek, czyli mały kanon górnośląski. Red. Z. Kadłubek. Katowice 2011 oraz kanon, który ukazał się w pierwszym numerze kwartalnika „Fabryka Silesia” [2012, nr 1, maj-lipiec 2012].

37 Z . K a d ł u b e k , Od Homera do Horsta, czyli zaproszenie do lektury, w: 99 książek…, dz.cyt., s.9.

(13)

13

ich zasłaniało kolejnymi warstwami farb i tynków, jak kiedyś robiono z niemieckimi napisami, bo najgorsze, co może ten region spotkać, największa utrata, definitywny koniec to zaniechanie pamięci, bo – jak pisze Marek Zaleski: „Zaniechanie pamięci, fałszowanie pamięci, niepamięć, sprawiają, że zagłada dokonuje się dalej, dalej bowiem pozostaje naruszony moralny porządek świata”38.

38 M . Z a l e s k i : Formy pamięci. Gdańsk 2004, s. 144. Cyt. za: K . M a l i s z e w s k i : Zraniona pamięć — życiodajna moc widma. [W:] Widma pamięci. Medium Mundi VI. Red. J. Kurek, K. Maliszewski. Chorzów 2010.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Inspirując się nurtami zwrotu przestrzennego, zwłaszcza geokrytyką, chcę w niniejszej książce odtworzyć literackie obrazy Górnego Śląska, obrazy tworzone tu i teraz; tu

Może to rozbicie, to poruszenie zaakceptować i szukać w nich wartości, piękna, widzieć jednocześnie nie tylko to, co prześwieca przez miejsce, ale też to, co

Lekarze rodzinni istotnie zaczę- li rygorystycznie domagać się konsultacji od specja- listów, bo jeśli tego nie uczynią, to zapłacą z własnej kieszeni za leki wypisane

Wiązka światła przechodząca przez prosty układ optyczny, złożony z jednej soczewki, rozszczepi się zarówno na granicy powietrze/soczewka, jak i na granicy soczewka/powietrze,

Kiedy zmierzaliśmy w stronę wyjścia, zegar wybił godzinę 12.00, a schody zaczęły się prószyć, w związku z czym szybko opuściliśmy budynek udając się do domu.. Następnego

Metodologicznie chybiony jest pogląd, jakoby nauka powstawała tak, iż najpierw wskazuje się przedmiot zamie- rzonego badania, niczym pole do uprawy; potem szuka się stosownej

Tolerancja jest logicznym następstwem przyjętego stanowiska normatywnego, jeśli to stanowisko obejmuje jedno z poniższych przekonań: (1) co najmniej dwa systemy wartości

Tekst Beaty Garlej Koncepcja warstwowości dzieła literackiego Romana Ingardena ujęta w perspektywie ontologii egzy- stencjalnej i jej konsekwencja koncentruje się na