Ukraina i stosunki transatlantyckie
Rocznik Integracji Europejskiej nr 9, 345-363JADWIGA
KIWERSKA
Instytut Zachodni w PoznaniuDOI : 10.14746/rie.2015.9.21
Ukraina i stosunki transatlantyckie
1. Europawpolityce Baracka Obamy
Jedną z charakterystycznych cech polityki amerykańskiej w okresie pierwszej ka
dencjiBaracka Obamy na stanowiskuprezydenta była marginalizacja Europy wglo balnej strategii USA. Mogło to zaskoczyć tym bardziej,że gdy Obama obejmował najwyższy urząd w państwie powszechnie wiązano z nim nadzieję na poprawę stosun
ków Ameryki z Europą, tak bardzo nadwerężonych w czasach George’aW. Busha
(Cantalapiedra, 2009, s. 113 i n.). Sam fakt, że w państwach europejskichprzyjęto
zmianę gospodarza Białego Domu z ogromnymi nadziejami, wręcz entuzjastycznie, stwarzał szansę na przezwyciężenie kryzysu we wzajemnych relacjach. Prezydent
Obama już na starcie miał więc w ręku ważne atuty- sympatię i kredyt zaufania partne
rów europejskichoraz ich deklarowane zainteresowanie dobrą współpracą.
Ale też administracja Obamy wyraźnie formułowałaoczekiwania pod adresemEu- ropy/Unii Europejskiej, zwłaszczaże skala problemów gospodarczych Ameryki, jaką wspuściźnie przejęto po Bushu, musiała spowodować skupienieuwagi przede wszyst
kim nawalce z recesją. Sądzonowięc,że teraz Unia Europejskawykaże godną jej po
tencjału i pozycji aktywność naarenie międzynarodowej. Pisano, że także państwa europejskie powinny poczuć większą odpowiedzialnośćza sytuacjęw świecie,za prze zwyciężanie trudności irozwiązywanie problemów, co oznaczać będzie większe ich
zobowiązania i powinności.Dowodzono, że kontynent europejski - chcąc zrealizować swepolityczne ambicje, ale też utrzymaćdobre stosunkize Stanami Zjednoczonymi -będziemusiał odpowiedzieć na te oczekiwania, zwiększając swezaangażowanie na różnych polach i w różnym charakterze.Zabraknie alibi w postaci czasami aroganckiej iunilateralnej polityki poprzedniegoprezydenta. „Bush pozwolił im[Europejczykom -przyp. J.K.] obarczaćamerykański unilateralizm odpowiedzialnościąza przejawiany przeznich brak inicjatywy i wykorzystywać błędy amerykańskiej dyplomacji jako
wytłumaczenie dlawłasnego nicnierobienia” - pisałaAnnęApplebaum. Terazjednak
- zdaniemamerykańskiejpublicystki - „wybiłagodzinaEuropy”(Applebaum, 2008). Susan Rice, wówczas główny doradca Obamy ds. zagranicznych, zapowiadała: „Polityka zagraniczna Obamybędzieoznaczać, żeUSA robią swoją część zadań, ale
Europa też musi zrobić swoją. W dobrympartnerstwie nie ma pasażerów nagapę”
(Rice, 2008).W podobnym tonie wypowiadał sięZbigniew Brzeziński:„JeśliEuropej czycy nie będą w stanie ustalić wspólnej europejskiejpolityki zagranicznej, tooczy wiście niebędzie prawdziwego dialogu transatlantyckiego, będzie conajwyżej dialog dwustronny między poszczególnymi krajami. JeśliEuropa chce mieć odpowiednią ran
Obamastawiał sprawę jasno: „Chcemy mieć silnych sojuszników. Nie chcemybyćpa tronami Europy. Oczekujemy, że będziemy partnerami Europy”.
Zresztą czarnoskóryprezydent Stanów Zjednoczonych, pozbawiony tych tradycyj
nychwięzi emocjonalnych z Europą, jakie łączyły poprzednich gospodarzy Białego DomuzeStarym Kontynentem, postrzegał goprzedewszystkim w kontekście i w zes
tawieniu z innymiproblemami, stanowiącymi na początku jegoprezydentury rzeczy wistewyzwanie dla amerykańskich interesów iokreślających amerykańskie priorytety. Stabilna Europa zdawała się niebyćjużgłównym zobowiązaniem Stanów Zjednoczo
nych w zakresie bezpieczeństwa i dlatego została podporządkowana innym celom
amerykańskiej polityki zagranicznej. Myśltę rozwijał Robert Kagan, pisząc, że „Oba
ma jest pierwszym naprawdępozimnowojennym prezydentem USA. Nie łączy on
wielkich emocji zEuropą. [...] Jako człowiek sterujący supermocarstwem, którema
wiele kłopotów, zastanawia się przede wszystkim nad tym, co Europa możezrobićdla
niego. Ajejznaczeniestrategiczne maleje z roku na rok -na jejwłasną prośbę,z powo du tego, co Europa robi i nie robi” (Kagan, 2010).
Zatem o bliskichzwiązkach ze Starym Światem decydować miały terazbardziej
względy pragmatyczne, anie - jak to było przez ponad pół wieku - związki historycz
ne,emocjonalne lub kulturowe.Relacje Stany Zjednoczone-Europa niemiały być tyl
ko wspólnotąwartościizasad, sprowadzającąsiędo problemu bezpieczeństwa, czyli
defactoNATO, ale winny zyskać bardziej praktyczny charakter. Ameryka czasu Obamy zdecydowanie chciałaUnii Europejskiej, na którą będzie możnaliczyć przy rozwiązywaniuróżnych problemów iktóra będzieangażowaćsię na miarę swych możli wości w różnychczęściach świata, nawet tych odległych odteatrueuropejskiego. Wobec różnych wyzwań,takich jakproblemyglobalnej gospodarki, zwłaszcza werzegłębokie
go kryzysu,międzynarodowy terroryzm, groźbaproliferacjibronijądrowej, konflikt
bliskowschodni, celem administracji Obamy byławspółpraca z każdym, kto okazałby skuteczną pomoc przyrozwiązaniutychzadań.W tymnowygospodarzBiałego Domu widział szczególną rolę sojuszników europejskich (Obama, 2011). W efekcie miałoto oznaczaćzrównoważenie wzajemnych relacjiinowy podział obowiązków.
Pytanie zasadnicze brzmiało, czy Europa takie wyzwanie podjęła. Wprawdzie w wypowiedziachprzedstawicieli UniiEuropejskiej na początku wiele było deklaracji i woli współdziałania z nowym prezydentem. Ówczesny przewodniczący Parlamentu EuropejskiegoHans-Gert Póttering w marcu 2009r., podczas spotkania z sekretarzsta nu Hillary Clinton, apelował o wspólnedziałaniejako równorzędni partnerzy „w budo
waniu lepszego świata” (Póttering, 2009). Chodziło zresztą nie tylko o współpracę
wzakresiebezpieczeństwaipolityki, ale przede wszystkimwspólne wysiłki na rzecz
przezwyciężenia kryzysu gospodarczego. Na tej podstawie pojawiła się nadmiernie optymistyczna konstatacja, że „ten światowy kryzys finansowy może okazać się początkiemnowegopartnerstwa transatlantyckiego” (Hasselbach, 2009).
Taki był początek,jednak generalny bilans wrelacjach amerykańsko-europejskich po pierwszych czterechlatach obecnościObamy w Białym Domu trudnobyło uznać za do
datni. Z perspektywy amerykańskiej to Europa nie spełniłapokładanych w niej nadziei.
Państwa europejskie, choć coraz bardziej zintegrowane w Unii Europejskiej, posia
dającejjużswegorodzaju ministrasprawzagranicznych,nie zdołały zaprezentować się jeszczejako zdeterminowany i skuteczny gracz naarenie międzynarodowej, mówiący
jednym, silnym głosem. Doświadczył tego zresztą osobiście prezydent Obama już w kwietniu 2009r.,podczasswegopierwszegopobytu w Europie, gdy w trakcie spotka
nia zprzywódcamipaństw członkowskichUE w Pradze byłzmuszony wysłuchiwać różnych,czasami sprzecznych zesobą głosów polityków europejskich, azabrakło jasne
go przekazu, co Europa może wspólnie zrobić ijak możedziałać. Efektem tego rozczaro
wania było odwołanie przez prezydenta Obamę udziałuw kolejnym szczycieUSA-UE,
planowanymna maj 2010r.w Hiszpanii,couznanow Europie zaprzykry gestze strony amerykańskiego prezydenta. Amerykanie zaśw kuluarowych rozmowachinformowali, że szczyty Unii Europejskiej są stratą czasu, a prezydent jako człowiek praktyczny bar dzo ceni sobie czas(EU-US, 2010)1.Wprawdzie z czasem incydentów zyskał znacznie mniejszeznaczenie, niż początkowo muprzypisywano,ale niemiłe wrażeniepozostało.
1 Zdecydowano wobec tego, że szczyty USA-UE odbywać się będą nie co roku, jak było to w zwyczaju, ale w razie konieczności i gdy pojawią się konkretne sprawy do rozstrzygnięcia.
2 Przyznawał to w rozmowie z polskim dziennikarzem prof. Andrew A. Michta, amerykański ekspert ds. bezpieczeństwa i współpracy transatlantyckiej: „Odpowiedzmy sobie na pytanie: kto ma
Jakkolwiekzachowanie prezydenta Obamy mogło być przykredla Starego Świata, tojednak trudno było zaprzeczyć,że Europejczycy nieprzyjęliwrelacjach międzyna rodowych roli ważnego podmiotu, którym Unia Europejska przecież była i co zapisano
w traktacie lizbońskim. Co gorsze, mimoupływu czasu ten deficyt europejskiej dyplo macjizdawał sięnie ustępować.Brak było aktywności UniiEuropejskiej w odniesieniu
do konfliktu bliskowschodniego, gdzie zabrakło rzeczywistej determinacji, aby zaan
gażowaćsię dyplomatycznie na miaręmożliwości WspólnejEuropy wożywieniei re alizację procesu pokojowego (na spotkaniu w Waszyngtonie, inaugurującym nowy
etaprozmów izraelsko-palestyńskich, w lecie2010r., niebyło żadnego przedstawiciela
z Brukseli). Unia Europejska, oczekując na działaniaStanów Zjednoczonych,w praktyce
ograniczała swą rolę do pomocy finansowej dlastronypalestyńskiej (około 1mld euro rocznie). Natomiast wobec Izraela i jegopolityki państwa UE demonstrowały różne
stanowiskai oceny- od bardzokrytycznych (dominujących np. w Wielkiej Brytanii
i Francji) do bardziej przychylnych (wyrażanych np. w Polsce). Podobnie słabo do strzegalnabyła rolaUE przy rozwiązywaniu groźnego i nadal nieprzezwyciężonego
dylematu ambicji nuklearnychIranu. Aprzecież o pomoc wtej sprawie i przygotowa
nie konkretnych propozycji już na początku swej prezydenturyObama apelował do sojuszników europejskich. Byłoto zrozumiałe, gdyż - jak wiadomo - swego czasu to
państwa tzw. trojki (Francja, Niemcy, Wielka Brytania) występowały jako strona w rozmowachz reżimemajatollahów. Odpowiedzi z Europyjednak nie było.
Nie istniała więc zdefiniowana wspólna europejska polityka zagraniczna wobec najważniejszych dla świata spraw.Nadal zależała ona przedewszystkimod woli politycznej demokratycznie wybieranych rządów, a właściwieod zdania głównych przywódcówEuropy: kanclerza Niemiec, prezydenta Francji lub premiera Wielkiej Brytanii. Choćbypodczas „arabskiej wiosny” w 2011 r., gdy to strategia wobecLibii wypracowana została przez USA oraz tandem francusko-brytyjski, pozastrukturami Unii Europejskiej. Przygotowując zbrojnąinterwencję, amerykańska sekretarz stanu
Clinton kontaktowała sięgłównie z szefami dyplomacji Francji i Wielkiej Brytanii,
kierowałaEuropejskąSłużbąDziałańZewnętrznych,zdawałasię nie posiadać na tyle
silnego mandatu i autorytetu oraz wystarczaj ącejdeterminacji, aby kształtować i forso
wać wspólny unijnypunkt widzenia.A przecież można byłosądzić, że traktat lizboński
wyposaży UE w narzędzia, którebędziemożnawykorzystaćwtakich przypadkach jak
Libia,a wcześniej Egipt czyTunezja, aby zintegrować państwaczłonkowskie wobec
ważnego zadania z zakresu polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Tymczasem tej
konsolidacji zabrakło i w rozpoczętej 19marca2011 r. operacji wojskowejwLibiinie
wszystkie państwaczłonkowskie Unii Europejskiej wzięły udział, zabrakło m.in. Nie
miec,Holandii i Polski (Kiwerska, 2003a, s. 37 in.). Choćby dlatego akcja taniemiała
charakteru wspólnego działania Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej, a jedynie była operacją niektórych państw europejskichi USA.
Nawet kolejne placówki dyplomatyczne UE, otwierane w różnych państwachAzji,
Afryki i obu Ameryk, nie rozwiązywały problemu -ani niepotwierdzały istnienia jed nolitej polityki zagranicznejUniiEuropejskiej,ani nie czyniłyz Brukseliliczącego się dla USA partneraw sprawachmiędzynarodowych. Można było zatempowiedzieć, że
potrzeba jeszcze czasui niesłabnącego zapału, abyudałosięwykorzystać istniejący po
tencjał i wspólnym wysiłkiem stworzyćjednolitąpolitykę europejską, przynajmniej w odniesieniu do niektórych międzynarodowych kwestii i problemów.
Rangę Unii Europejskiej podważałyteżkrytycznie oceniane w Stanach Zjednoczo
nych próby Europy przezwyciężeniakryzysu gospodarczego i załamania finansowego
w strefie euro. Dezawuowało to wcześniejsze prognozy,że kryzys stanie się czynni kiem wzmacniającym wspólnotętransatlantycką. Teraz podkreślano brak wyraźnego przywództwa na kontynencie europejskim, które zdecydowanie i skutecznie podjęłoby to największe od recesji końca lat dwudziestych ubiegłego stulecia wyzwanie gospo
darcze. Zresztąmożna wskazać na wzajemne oskarżanie się Stanów Zjednoczonych iUE o lekceważenie powagi sytuacji kryzysoweji nieadekwatny sposób przezwycię
żenia problemów ekonomicznych (pobudzanie gospodarki poprzez dopływ środków
stosowanew USA,ana gruncie europejskim -forsowaniecięćbudżetowychwstrefie euro) (Gótz, 2013,s. 192-201).
Wracając do przywództwa w Europie, to administracja Obamyoczekiwała, że to właśnie Niemcyzracji swegopotencjału i rangi na kontynencie stanąsię inicjatorem
imotorem rosnącejaktywności Unii Europejskiej, a przede wszystkim odegrają głów
nąrolęw walce z kryzysem gospodarczym.To oddeterminacji i skuteczności kanclerz AngeliMerkel miało zależeć - zdaniem Waszyngtonu- czy Europa upora się z załama niem gospodarczym,czy nie. Niektórzy amerykańscy analitycypisaliwręcz, że Niem
com dzisiaj, w drugiejdekadzie XXI wieku, przypadław Europie takarola w wymiarze gospodarczym, jaką w ubiegłym stuleciu odgrywałyStany Zjednoczone. Jakkolwiek trudnonie docenić roliniemieckiejkanclerz wwalce z kryzysem, tojednakz perspek
tywy amerykańskiej nie były todziałania na miarę realnychpotrzeb ipowszechnych oczekiwań (Riester, 2009, s. 2; Kiwerska, 2011, s. 262-263).
więcej do powiedzenia, szefowa dyplomacji UE czy np. szef francuskiego MSZ? Pozycja instytucji europej skich zależy od tego, jaka siła za nim stoi. [...] Gdy trzeba podejmować trudne decyzje, dzwo nimy do tych, którzy są w stanie to zrobić, czyli do szefów poszczególnych państw” (Michta, 2011).
To,że Unia Europejska nie sprawdzała się jako strategicznyaktor,na któregoliczy
ły Stany Zjednoczone,wynikało- obok całego kompleksu jej problemów związanych
z kryzysem gospodarczym, a także pewnej asymetrii istniejącej między państwami
członkowskimi UE-przedewszystkim z braku gotowości państweuropejskich do
podejmowania większych zobowiązańi większej odpowiedzialności za bieg spraw
w świecie. Wymagało to bowiem pokonania narodowych egoizmów, wykazania więk
szegopoświęcenia, zwrócenia uwagi na sprawy nie zawsze pierwszorzędne z narodowe
go punktu widzenia, wreszciezademonstrowania woli partnerskiego współdziałaniaze
Stanami Zjednoczonymi.Tymczasem tych przesłanek na ogół brakowało. Unia Europej ska nadal nie potrafiła wykreować własnego przywództwapolitycznego, aniuzgodnić, jakąrolępowinna odgrywaćw świecie (Brzeziński, 2010, s. 28).Brakbyłonawet zgod ności wśród państw członkowskich czy takie wyrazisteprzywództwo politycznejest Unii Europej skiej potrzebne,czy nie grozi todominacj ą jednychnaddrugimi,prowadząc do wewnętrznych sporów i w efekcie dekompozycji UE. Tymczasem z amerykańskiej perspektywy takie przywództwo było wręcz pożądane, gdyż ułatwiało komunikację
i - jak zakładano w Waszyngtonie - będzie mobilizowało do skutecznego działania. Warto dodać, że napolu polityki zagranicznej, a także wzakresie bezpieczeństwa
państwa członkowskie UE zachowały silne poczucie narodowej niezależności, co w wieluwypadkach było zrozumiałe. Wszak UnięEuropejską tworzą suwerennepań stwa oróżnych interesach, a przynajmniej różnie je często definiujące. Trudno zatem
było i nadal trudnojest forsować jedeneuropejskipunktwidzenia(Kirchner, Sperling, 2007, s. 221). Nawetangażując sięwdziałania NATOw Afganistanie, państwa euro pejskie - rzecz warta przypomnienia - czyniłyto de facto jako indywidualni sojuszni
cy, silnie uzależnieni od narodowychinteresówi wewnętrznychograniczeń. Dlatego
Obama,podobnie jak wcześniej Bush,miał ogromne trudności, abyprzekonać europej skich sojusznikówdo zwiększenia liczebnościich kontyngentów operujących w ramach
afgańskiej misji NATO. W efekcie Afganistanprzyczyniłsię donasileniawzajemnego
transatlantyckiegorozczarowania,a Europa - w ocenie Stanów Zjednoczonych - nie
sprawdziła się jako zaangażowany i odpowiedzialny partner,którego Amerykanie wy raźnie potrzebowali. Partner dysponującywspólnym, jednoznacznym stanowiskiem
(Kupchan, 2009; Kiwerska,2013b, s. 346-349).
Administracja Obamy liczyła napowstanie mocno zintegrowanej i bardziej sku
tecznej Europy, alesięrozczarowała.Okoliczności wymusiły więc, że zdecydowała się sprowadzić partnerstwo atlantyckie- podobniejak byłoto wielokrotnie wprzeszłości - właściwie do bilateralnych relacji z trzema głównymi państwami europejskimi, mającymi znaczenie i pozycjęwświecie:Wielką Brytanią, Niemcami i Francją. Tekra
je prezydent Obama najczęściej odwiedzał podczasswych nielicznych wczasie pierw szej kadencji podróży do Europy. Jedynie tylko one spośród państw europejskich
zostały wymienione z nazwy jakonajbliżsi sojusznicy Ameryki wNational Security Strategy, ogłoszonejw maju2010 r. (National, 2010)3. Ale nawet w odniesieniu do tych
3 Należy dodać, że wprawdzie w dokumencie autorzy piszą o relacjach z sojusznikami europej - skimi jako o „kamieniu węgielnym zaangażowania USA w świecie i katalizatorze działań międzyna rodowych”, to jednak Europie poświęcono niemal tyle samo miejsca co współpracy z sojusznikami w Azji i Ameryce Północnej.
krajówtrudno było mówić o umocnieniu więzi. „Korzyści z takiego dialogu były ogra niczone politycznymi różnicami,występującymi między przywódcami tych państw” - pisał Brzeziński, powtarzając zresztą tezę, którą stawiał już znacznie wcześniej.
„Dlatego - dowodził - powstanie faktycznie zjednoczonej Europy i dzięki temu
liczącej się w kalkulacjach Obamy,wydaje się w najbliższym czasieniemożliwe” (Brzeziński, 2010, s. 28).
Można zatemuznać, że administracja Obamymiała powody, aby czućsię rozczaro wana partnerstwem z Europą.Aponieważprzyszło jejdziałaćw świecie nowych,kon
kurencyjnych wobec USApotęg,bezpośrednio zagrażających amerykańskim interesom i wyznaczających kolejne bieguny układu międzynarodowego, musiało to skutkować realnymi faktami, wręcz niekorzystnymi dla Europy i stosunków amerykańsko-euro-pejskich. Podczasgdy UniaEuropejska, ogarnięta kryzysem gospodarczym ifinanso
wym, stojąca przed realną - jak się wówczas wydawało - perspektywą dezintegracji, przestała być owym „natchnieniemświata”, o którympisano wcześniej (Khanna,2009; 2011, s. 23), słabiej też rysowała się jako gospodarczy konkurent USA, a przede
wszystkim nie spełniła oczekiwań Ameryki jako aktywnyi skutecznygracz na arenie
międzynarodowej, toinne siły stanowiłyrzeczywisty problemdla Stanów Zjednoczo
nych. To one skupiły zainteresowanieAmeryki.
Takim wyzwaniem dla amerykańskich interesów gospodarczych i politycznych stały sięChiny, konsekwentniei dynamicznie rozwijające się przez ostatnie lata. Co
więcej,rosnący potencjałgospodarczyChin zaowocowałnasileniem ichaspiracji poli
tycznychw regionie azjatyckim (Kagan, 2012). Pekin okazał się coraz bardziej ofen sywny w stosunku do swych sąsiadów, budząc zaniepokojenie leżących w rejonie
dalekowschodnim państw,w tym Japonii, a nawet Australii. Jeśli dotegododać możli wości Chin wpływania na politykówKorei Płn., straszących świat konsekwentnie re alizowanym programemnuklearnym,tonie dziwi fakt, że uwagaadministracji Obamy
w pewnym momencie wyraźnie skoncentrowała się na regionie dalekowschodnim (In
dyk, Lieberthal, O’Hanlon, 2012, s. 24 i n.).
Wlistopadzie 2011 r., podczas podróży po krajach regionu PacyfikuprezydentOba
ma zadeklarował: „PriorytetemUSA w polityce zagranicznej stanie się region Azji
i Pacyfiku”. Występując przed australijskim parlamentem podkreślał, że Stany Zjedno
czone jakomocarstwo Pacyfiku powinny przyczynić siędokształtowania przyszłości
tegoregionu. Dlategoobecność USA w rejonie Azji i Pacyfikumiała uzyskać najwyż szy priorytet w amerykańskiej politycezagranicznej (Remarks, 2011). Zaczęto wręcz mówićo amerykańskim „zwrocie ku Pacyfikowi” (pivot to the PacificRim) (Indyk,
Lieberthal, O’Hanlon,2012, s. 56 59)4. Możnadodać, że działo się tak kosztemEuro py i europejskich sojuszników.Wtym samym bowiem czasie - jesienią 2011 r. -gdy
administracja Obamy ogłosiła plan drastycznych cięćwwydatkach naobronę oraz re dukcję amerykańskiej obecności wojskowej w Europie, to równocześnie podpisała z premierem Australiiporozumienie o wzmocnieniuamerykańskiej obecności wojsko
wej na antypodach.
4 Po raz pierwszy określenia tego użyło biuro prasowe Białego Domu tuż przed wizytą prezyden ta Obamy w państwach Azji Południowo-Wschodniej w listopadzie 2011 r.
Amerykański„zwrotku Pacyfikowi” wywołał żywąreakcję w Europie. Wzasadzie uznanogoza fakt przesądzony i jedynie niektórzy analitycyodważylisię twierdzić, że Europa mimo wszystko nadal pozostajenajważniejszym zobowiązaniem StanówZjed
noczonychwzakresie bezpieczeństwa, a układtransatlantycki czynnikiem rangi i zna
czenia obu jego członów. Natomiast zaAtlantykiem przeważały opinie, które dość dosadniewyraził Richard N. Haass, szef nowojorskiego Councilon Foreign Relations.
Dowodziłon, że rola Europy w świecie będzie drastycznie spadać. „Konkluzje dla
Ameryki sąbanalne. Choćbyśmy bardzosię starali, nie zmusimy Europejczyków, żeby
spełnili nasze oczekiwania. [...] Czas poszukać nowych, równorzędnychpartnerów
wAzji, gdzie przenosi sięśrodek ciężkościświata” (Haass,2011). W ówczesnych re aliach stawianietak zdecydowanejtezy ospadających notowaniach Unii Europejskiej
w amerykańskich kalkulacjachwydawało sięjak najbardziej dopuszczalne i uzasad nione. Jakkolwiekdynamikawydarzeńmiędzynarodowychoraz szybko zmieniające się uwarunkowania zmuszały do ostrożności w prognozach. Nie należało niczego
przesądzać.
Jednak, bilansując politykęamerykańską wobecEuropy wokresie pierwszej kaden cji Obamy, toz jednej strony mieliśmy poczucie jej marginalizacji w globalnej strategii
USA, czegowyrazem byłgłośny „zwrot ku Pacyfikowi”, z drugiejzaś -utrzymującą się inercjęUnii Europejskiej w odniesieniu dowieluwyzwań iproblemów, rozczarowu jącą dla administracji Obamy. W amerykańskiejocenieEuropa nie zaprezentowała się jako gotowydo działania, aktywnyi skuteczny aktorna scenie międzynarodowej, choć zdawałosię, że ma ku temuodpowiednie możliwości i narzędzia. Nasiliło się więc wra żenie dalszego, wzajemnego oddalania się UniiEuropejskiej i Stanów Zjednoczonych.
2. „Odwrót”ku Europie
I początkowo nic nie wskazywałona to, że kolejne cztery lata prezydenta Obamy
w Białym Domu odwrócą ten trend. Zwłaszcza po uj awnionych w maju 2013 r. rewela
cjach o inwigilowaniu przez amerykańskie służby wielu przywódców zaprzyjaźnionych państweuropejskich,w tymkanclerzNiemiec ipolitykówfrancuskich. Z informacji przekazanych przez Edwarda Snowdena, byłego administratora systemów komputero
wych amerykańskiejAgencji BezpieczeństwaNarodowego, wynikało, że szpiegowa
no także unijneinstytucje oraz ambasady. Reakcjaw państwa Unii Europejskiej była bardzoostra: „Podsłuchiwanieprzyjaciół jest nie do zaakceptowania” - mówiłrzecz
nik niemieckiego rządu, zaś francuski prezydent François Hollande grzmiał: „Nie możemy zaakceptować tego typu zachowania między partnerami i sojusznikami.
Żądamy, bynatychmiast sięto skończyło”. Komentarze prasy europejskiej, atakże wy powiedziniektórych polityków europejskichwręcz sugerowały, że wtej sytuacji bliska współpraca USA z Europą pozostaje pod dużymznakiemzapytania.
Obawiano się,że skandal wywołany informacjami zbiegłego do Rosji pracownika
amerykańskiego wywiadu może zaszkodzić negocjacjom Stanów Zjednoczonych
z UniąEuropejskąw sprawie umowyo wolnym handlu i inwestycjach (TTIP). Jakkol
wiek by oceniać- z amerykańskiej perspektywy -rolę i znaczenie Unii Europejskiej,
transatlantyckiego automatyczniepotwierdzały ekonomiczną rangę struktury bruksel skiej. Cowięcej,powodzenie negocjacji służyłoby nietylko utrwaleniu w światowym handlu zachodnichregulacji i zasad, ale przede wszystkim umocnieniuwspółpracy
międzyU SA a UE. Tym bardziej że obate człony wytwarzaływ 2014 r.łącznie ponad 33 proc, światowego PKB, a znaczna część międzynarodowej wymianyhandlowej dokonywała się między USA a UE. Natomiastzastopowanie rozmów o TTIP,cosuge rowali w reakcjina rewelacjeSnowdena niektórzy wysocy urzędnicyz Brukseli, ozna czałoby pogłębienie rozdźwięku na linii Stany Zjednoczone-Unia Europejska. Do pewnegomomentutakie obawywydawały się zupełnie uzasadnione. Mogło się zda wać, że relacje między Stanami Zjednoczonymi a UniąEuropejską znalazły się ponow
nie wstadium kryzysowym, a w sferzenegocjacji nad TTIP wręczuległy zamrożeniu.
Tymczasem wczesnąwiosną2014 r.dynamikawydarzeńna scenie międzynarodo
wejdość wyraźnie zmieniła trendstosunkówamerykańsko-europejskich. Okazało się,
że podwpływemnowych okoliczności niektóre prognozy i oceny musząulec zmianie,
a przynajmniej ponownejweryfikacji. Zpewnością nastąpiłozahamowaniemarginali zacji Europy wstrategii amerykańskiej. Można byłowręczodnieść wrażenie, żeodbu
dowuje się ścisły sojusz Europy z Ameryką.Niemaljakw czasach zimno wojennych Stany Zjednoczone powracają doroli gwaranta bezpieczeństwa europejskiego.
Impulsem, zmieniającym na pewien czas niekorzystną atmosferę w relacjach Ame
ryki z Europą, stałysię wydarzenia naUkrainie,wywołane eskalacj ą imperialnych am bicji Rosji. Aneksja Krymuna przełomie lutego i marca 2014 r., stanowiąca jawne pogwałcenie suwerenności niepodległego państwa, anastępnie inspirowanie i wspiera
nie przez Moskwę krwawej rebelii we wschodniej części Ukrainy, grożącejrozpadem
kraju, spowodowały, że trend odwracania się Stanów ZjednoczonychodEuropy został gwałtownie zastopowany. ImperialnapolitykaWładimira Putina wobecUkrainyuz
mysłowiła administracji Obamy, podobnie zresztąjak wielu politykomeuropejskim, że
stabilnośćwEuropienie jest stanem danym naszemukontynentowirazna zawsze. Że
poczucie bezpieczeństwa Europy może być złudne iulotne, a Rosja znowu staje się za grożeniem dlaustalonego na kontynencie porządku.
Grozęsytuacji potęgowałfakt, że niebyło wiadomo,jak daleko sięgają aspiracjero
syjskiego przywódcy. Czy stosująctaktykę „miękkiej destabilizacji”,czyli wojny psy
chologicznej i działań propagandowych, nie chce on objąć swoimi imperialnymi ambicjami innych, byłych republik radzieckich: Litwy, Łotwy i Estonii? Przecież także
wobec tych państw można było zastosować swego rodzaju doktrynę Putina, zakła
dającą ochronę wsąsiednichkrajach interesówetnicznych Rosjan z użyciem wojska,
jeśli tylko Rosja uznałaby, że te interesy są albo mogąbyć zagrożone (Menkiszak,
2014). Poczuciebezpieczeństwa uległo zachwianiutakże w innych państwach dawne
go bloku sowieckiego, choćby w Polsce, gdzie wprawdzie niebyło mniejszości rosyj
skiej, ale samopołożeniew bezpośrednim sąsiedztwieogarniętegowojną regionu oraz
przykre doświadczeniaz historii potęgowały atmosferę zagrożenia.
Niewątpliwie, konfliktna Ukrainie stał sięwielkimwyzwaniemdla układu trans atlantyckiego. Skala tego wyzwaniakazała wierzyć,że nie będzie to reakcja podobna
dotej z sierpnia2008 r., gdy to społeczność międzynarodowa, w tym Stany Zjednoczone i Europa, raczej z tolerancją odniosły się do agresywnych działań Rosji w Gruzji.
występującego w imieniu UniiEuropejskiej (sic!)- powstrzymać ofensywę rosyjską
itak naprawdę ocalić Gruzję, to jednak zabrakło wobec Rosji czegoś na kształt sankcji
karzących.Terazzresztą- w nawiązaniu do sytuacjisprzed sześciu laty -pojawiły się komentarze,żewłaśnieówczesna stosunkowosłaba reakcjaUnii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, w tymwyjątkowa bierność prezydenta Busha, stanowiły rodzaj impul su dla obecnych agresywnych poczynań Putina. Mógł on bowiemzakładać, że podob
nie jak byłow przypadku Gruzji, także tymrazemświatzachodniniebędzie skory do
gwałtownych i nieprzyjemnych dla Rosji akcji. Żeniebędziew stanie odbudować jed
ności działania wobec Moskwy.
JednakwagaUkrainy w układzie europejskim zdawała się być czymś znacznie większymniż Gruzji, niewielkiego kraju, pozostającego trochę naperyferiachEuropy.
Zresztą inaczej niżw przypadku wojny rosyjsko-gruzińskiej, gdzie jakoś możnabyło dochodzić też racji Rosji, to aneksja Krymu i inspirowane przez Moskwę zbrojne
działania rebeliantów we wschodniej Ukrainie były aktami agresji na suwerenne pań
stwo,sprzecznymi z międzynarodowymi standardami.Należało zatem sądzić, że tym
razem społeczność międzynarodowa zareaguje zdecydowanie i ostro. Instynktownie
teżczuło się, że w momencie tak kluczowymi dramatycznym,j akwydarzenia na Ukra inie, grożące eskalacją zagrożeniai podważającebezpieczeństwo europejskie, jedy
nym skutecznym przeciwdziałaniem będzie solidarna postawa Ameryki i Europy
wobec Moskwy. Tak więckryzysukraiński miał być ważnymtestem dla układu trans atlantyckiego.Ale w pierwszym rzędzie testemdlaamerykańskiego przywództwawe wspólnocie transatlantyckiej.
Jeśli wykluczyć ewentualną wojskową pomoc amerykańską dlaUkrainy,która na
początku -biorącpod uwagę generalną niechęć administracji Obamy do udzielania wsparcia militarnego, nawet w formie dostaw sprzętu wojskowego, oraz postawę
społeczeństwa amerykańskiego5 -wydawała się mało realna, to nie ma wątpliwości, że w rozgrywającym siędramacieukraińskim, StanyZjednoczone dysponowałystosun
kowo słabymikartami, a przynajmniej słabe byłyte, które Waszyngton mógłi chciałby wykorzystać. Biorąc pod uwagę fakt, że powiązania gospodarcze między Stanami
Zjednoczonymia Rosją nie miałystrategicznego dla Moskwy znaczenia,to na przy kład zastosowanie sankcjiekonomicznych i handlowych nie musiało być dostateczną
formąpresji,zmuszającąKreml doodejścia od awanturniczej, imperialnej polityki. Ale
zrobić coś należało.
5 Tylko 18 proc. Amerykanów uważało, że USA powinny bronić Ukrainy przed Rosją, 46 proc, -że nie powinny, a 36 proc, nie miało zdania-takie były wyniki sondażu przeprowadzonego 2 marca 2014 r. na zlecenie portalu (Huffington Post, 2014).
Trzeba też przyznać,że riposta Stanów Zjednoczonych na działania Moskwy była
stosunkowo ostra. Najpierw w słowach. Prezydent Obama, w pierwszej reakcji na zbrojną operację krymską, zapowiadał, żeRosja „zapłaci cenę za agresję przeciwko Ukrainie”, zaś sekretarz stanu JohnKerry słał komunikat, że „Rosja dokonuje aktu agresji i łamie prawo międzynarodowe”,apotem groził, że „będziemyją izolowaćpo
litycznie iekonomicznie, jeślinie zaprzestanie inwazji na Ukrainę”. Jeszcze mocniej
brzmiałysłowawypowiadane przez polityków zopozycyjnej Partii Republikańskiej. John Boehner,przewodniczący IzbyReprezentantów, nazywał Putina„bandziorem”,
a inni republikańscy przedstawiciele w Kongresie zarzucali gospodarzowi Białego Domu zbytłagodne dotąd traktowanie rosyjskiego przywódcy. Miał też niewątpliwie wiele racji republikański senator Lindsay Graham, gdy konstatował: „Putin uważa
Obamę za człowiekao słabym charakterze”. Sugerował skierowanie do Rosji nastę
pującego komunikatu:„To,co robicie,jest nielegalne i Ameryka podejmiezdecydowa
ne działania,jeśli natychmiast nie wycofacie wojskz Krymu” (USA Today,2014). Zasłowami poszły działania. Odpowiadając naaneksjęKrymu, administracja Oba-
my niemal natychmiast,bo już na początku marca2014 r., wprowadziła pierwsze sank cje - restrykcjami objęto m.in. kilkafinansowych instytucji w Rosji, a zakazem wjazdu
do StanówZjednoczonych - niektóre osobistości z otoczenia prezydenta Putina. Nie
byłyto restrykcje o znaczeniu egzystencjalnym dla Rosji, jednak miały swój ciężar po lityczny. Prestiżowe zaś znaczenie miałaniewątpliwie decyzja o zawieszeniu przez
Stany Zjednoczone przygotowań doplanowanego na czerwiec 2014 r.wSoczi szczytu
państwnajbardziej rozwiniętych gospodarczo - G-8. A następnie -po podobnych de cyzjach innych krajów członkowskich tego gremium - przeniesienie spotkania do Brukseli, wreszcie wręcz wykluczenie Rosji z grona państw G-8,które tymsamympo
wróciło do pierwotnej formuły G-7. Zresztą przynależność Federacji Rosyjskiej do tego elitarnego klubu była - biorącpoduwagęjej potencjał iporównując gozrangą gospodarczą pozostałychpaństw Grupy,czyli Stanów Zjednoczonych, Niemiec, Wiel
kiej Brytanii, Francji,Włoch,Kanady i Japonii - swego rodzaju oksymoronem, zresztą
mocno Rosjędowartościowującym.
Ta dość zdecydowanareakcjaWaszyngtonu jawiła nam się jeszcze wyraźniej na tle
pierwszych działań, a bardziejbraku konkretnychkrokówpo stronie sojusznikóweuro
pejskich. Unia Europejska bowiem - chociaż zaprezentowała pewną stanowczość,
a nawet zdobyła się na bardzo krytycznesłowa skierowane pod adresem Rosji, daleko bardziej wykraczające pozatradycyjną dla niej inercję i wstrzemięźliwość - tojednak nadal miała kłopoty z wypracowaniem jednoznacznego, ostrego stanowiska. Tymcza
sembyło bardzoważne, aby tymrazemAmerykai Europa zaprezentowałysolidarną wobec wydarzeń na Ukrainiepostawę.
Nie chodziło tylko o to, że wspólne działaniarestrykcyjne wobec Rosji zwiększały ich skuteczność.Należało wziąć pod uwagę takżekwestię odbudowy czegoś,co Lee
Feinstein, dyplomata i analitykamerykański, nazwał „niezłomnościątransatlantyckiej wspólnoty” (Feinstein, 2014).Byłaby to też adekwatna odpowiedź na oczekiwania ad ministracji Obamy,żejego europejscy sojusznicyokażą się ważnymi graczami na are
nie międzynarodowej.Tym bardziej że kryzys toczyłsię przecież niemalżeu ich granic
idefacto zagrażałbezpieczeństwu w Europie. Gdyby StanomZjednoczonymudało się zbudować silnąi zdeterminowaną koalicję Zachodu w obronie integralności terytorialnej Ukrainy, zdecydowaną zastosować ostre restrykcje wobec Rosji i tym samym po wstrzymać Putina, wzmocniłyby swoją pozycję nietylkowramach układu transatlan
tyckiego, ale i w skali globalnej. Stawka była więc wysoka.
Wtej rozgrywce z Moskwątowłaśnie państwa europejskie dysponowały silnymi kartami. Przede wszystkim dlatego,że wiele z nich było ważnymi partnerami handlo wymi Rosji,nabywającjej surowceenergetyczne, stanowiącepodstawowy towareks
portowy, bez którego Rosja straciłaby około 90 proc, swoichdochodów dewizowych. Wyjątkowe atutywtej rozgrywce posiadałana przykład WielkaBrytania, która była
swego rodzajuprzystaniądlarosyjskich oligarchów i mogłate finansowedepozyty bogatych Rosjan wykorzystać jako szczególną siłę nacisku. Trudną do przecenienia wartością dla Rosji była teżzachodnia technologia izachodni kapitał, bez których gos
podarkarosyjskamiałaby duże kłopoty.
Ale to,co było atutem strony europejskiej, rodziłoteżobawy okonsekwencje dla
gospodarkiposzczególnych państw Unii Europejskiej, gdyby nałożono naRosję sank cje handlowe lubekonomiczne.Bo przecież miliardowe kontraktyEuropy na dostawy rosyjskiejropy naftowej i gazu ziemnego - Rosja sprzedała do Europy w 2012r. surow cei towary nieprzetworzoneowartości aż 175 mld euro - oznaczały uzależnieniewięk szości państw wspólnoty europejskiej od rosyjskich surowców energetycznych. To
krajeeuropejskie,zwłaszcza z Europy Środkowo-Wschodniej, byłyzainteresowanero
syjskim rynkiem, na który wysyłały swoje towary o wartości ponad 120 mld euro.
W porównaniu z tymeksport rosyjski do Stanów Zjednoczonych wyniósł w2013 r. je dynie 27mld doi.,aimport-11,2 mlddoi. Biorącte elementypod uwagę, to wprowa
dzenie sankcji gospodarczych przez Unię Europejską groziło rewanżem Moskwy - zastosowaniem własnych restrykcji handlowych, znaczniebardziej dotkliwych dla państw europejskich niż dlagospodarki amerykańskiej.
Jednak wspólne działanie Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej miałoznacze
nie fundamentalne- tylkotakiew odniesieniu do Rosji mogło byćskuteczne. Dlatego prezydent Obama nie ustawał w wysiłkach, aby nakłonić Unię Europejskądo trans atlantyckiej solidarnościw kwestiiukraińskiej - zdecydowanego i wzajemnie się uzu pełniającego działania wobec Rosji.To był dominujący temat rozmów Obamypodczas
jego pierwszej (sic!) w prezydenckiej karierze wizyty w instytucjachunijnych w Bruk
seli. Uczestniczącpod koniec marca 2014 r. wszczycie UE-USA, prezydent Obama
próbował nakłonić partnerów europejskich, aby nie zważającchoćby nawyjątkowo sil
ne uzależnienie od dostaw rosyjskich surowców energetycznych, przeciwstawili się
polityceRosji,nakładającna nią sankcje gospodarcze. Wprawdzie UniaEuropejska
-odpowiadając na aneksję Krymu- przygotowała listę Rosjan, którymzamrożono
aktywa oraz zakazano wjazdu naterytorium państw UE (lista ta była sukcesywnie
rozszerzana), a takżezapowiedziano możliwość wprowadzenia sankcjigospodarczych
wobecRosji w sytuacji, gdyby Moskwa dalej działała destabilizującona Ukrainie, to jednak było to znacznie mniej ambitneod tego, czegooczekiwałyStany Zjednoczone.
Prezydent Obama apelowałdo Europy o wspólne z Ameryką działania wobec Ro sji,ale tej solidarnościnie byłolub było jej niewiele choćbydlatego, że brakowałojej w samejUnii Europejskiej. Powodembyło zróżnicowane podejścieposzczególnych
państw członkowskich UE do Rosji, wynikającegłównie ze skali ich gospodarczych powiązań z Moskwą, ale teżswoistego stosunkudo Rosji -wkońcu rozległego, blis
kiego geograficznie mocarstwa eurazjatyckiego. Wyrażało sięto choćby w nieusta jącychod wielulat próbachwłączenia Federacji Rosyjskiej do europejskiej grysił, ale
teżutrzymywaniu„specjalnych” stosunków niektórych stolic europejskich z Moskwą.
Działania tebyływjakiś sposób uzasadnione - budowatrwałegoukładubezpieczeń stwa w Europie, a takżepodołanie różnym wyzwaniom globalnym bez współpracy z Rosją,jeślinie byłoniemożliwe,toprzynajmniej znacznie trudniejsze.
W niektórychwypadkach zaś decydowałyróżnej naturysentymenty - historyczne, gospodarcze i polityczne. W efekcie wypowiedzii zachowania Yiktora Orbana na
Węgrzech, Roberta Ficy na Słowacji czy Wasyla Sztonowa, ministra gospodarki Bułgarii, wyrażające sprzeciw wobec sankcji, ilustrowały trudności, jakie napotykała UniaEuropejska w praktyce politycznej -w wypracowaniu wspólnego wobec Rosji
działania. Tym samym podważano to,cobyło niekwestionowanym atutem i główną
siłąUnii Europejskiej- instytucji opartej na wspólnocie interesów iwartości, asolidar nośćstanowiłajedną z owych podstawowych wartości UE.
ZresztąWaszyngton, i to nie tylko czasu Obamy, kalkulowałw podobnysposób
- dobre relacje z Rosją mają znaczenienietylkoprzy rozwiązywaniu doraźnych prob
lemów, ale takżewpływają na proces budowyładu międzynarodowego. Stąd słynne
„resetowanie” stosunków z Rosją,które administracja Obamyrealizowała przezcałą
swą pierwszą kadencję. I trzeba uczciwie przyznać, odniosła na tym polu sukcesy, choćbypodpisanie nowegotraktatu START, poważnie ograniczającego liczbęamery
kańskich i rosyj skich głowicnuklearnych,czy możliwość wykorzystaniaporadzieckiej
przestrzeni dla amerykańskich transportówkierowanych do Afganistanu. Także po średnie przyzwolenieRosjina zbrojnąinterwencję siłNATOwLibii podczas „arab skiej wiosny” w 2011 r. - Rosja, podobniejak Chinynie zastosowała weta w Radzie Bezpieczeństwa - zdawało się sugerować,że resetsięopłaca.
Jednakceną tego byłopogorszenierelacji StanówZjednoczonych z niektórymi kra jamiEuropy Środkowo-Wschodniej, przegrywającymi w Waszyngtonie swojeinteresy
w zestawieniu z atutami Rosji.Takbowiem odebranofakt rezygnacjiprzez administra cję Obamy z projektusystemu obrony antyrakietowej,którego elementymiałybyć in
stalowane w Polsce i Czechach, a czemu zdecydowanie sprzeciwiała się Moskwa. Gdy więcwmyśleniuekipyObamy to Rosja stałasię państwem o szczególnym znaczeniu,
zdecydowanosię na odstąpienie od ustalonejjuż zWarszawą iPragą koncepcji „tarczy
antyrakietowej”, starając się w ten sposób zadośćuczynić oczekiwaniom Moskwy (Ki
werska, 2013c, s. 63-66).
Teraz jednak Biały Domzdawał się prezentować inny punktwidzenia- na obecnym
etapie w relacjachz Rosją właśnieczynnikukraiński powinienbyć traktowany jako
wyznacznikstrategiczny, przesądzający o zdecydowanej reakcji na działaniaKremla. W Waszyngtonie uznano, że Ukraina makluczoweznaczenie dla bezpieczeństwa Eu ropy, a zwłaszczajej wschodniej części. Przyzwolenie na realizację ekspansywnych
ambicji Putina wobec tego państwa może doprowadzić do dalszych groźnych dla
porządku europejskiego konsekwencji. Nie możnawykluczyć, że przy okazjichodziło
o odzyskanie przezadministrację Obamy niekwestionowanej inicjatywy na areniemię
dzynarodowej izamanifestowanie swej skutecznościw politycznymstarciu z Putinem. Tymczasem czynnik ukraiński takiego wpływu na zachowania państw Unii Euro pejskiej niemiał lub oddziaływanie to było silnie uzależnioneod interesów poszcze gólnychpaństwiskali ichpowiązań zRosją. Trudno o bardziejdosadneopisanieistoty postawy krajów unijnych, niż to zaprezentowane przez brytyjskiego publicystęEdwar
da Lucasa podczas jego wystąpieniawlipcu 2014 r.przed komisjąspraw zagranicz
nych Senatu USA. Lucas mówił: „WBrukseli, Londynie i Berlinie wielu wierzy,że Rosję Putina dasię oswoić poprzez dyplomację.Że pieniądze nie śmierdzą. Żeenergia
to tylko biznes. Że nie trzeba podejmowaćradykalnych kroków w odpowiedzi na ukraiński kryzys. Że niebezpieczna jest polityka niełagodzenia,tylko zbyt ostrareak cja” (Testimony, 2014).
I chociaż możnauznaćargumentywielu państwwspólnoty europejskiej, zwłaszcza
odnoszące się do wagi gospodarczych powiązań z Rosją, ichuzależnienia od dostaw rosyjskichsurowców energetycznych. Możnateż zgodzić sięz opinią,żewypracowa
nie konsensuprzez 28 państw niebyło sprawą prostą, ana pewno było procesem trud
niejszym niż ten, z którymmiał do czynienia amerykański prezydent,podejmujący
najczęściej decyzje samodzielnie.Wszak prezydent Obama nie musiał ustalać swego stanowiska w żmudnychi gorących dyskusjach, co charakteryzowało gremia unijne,
nie musiałteż - inaczej niż przywódcy wielu krajów europejskich-obawiać się wyso kich kosztówwprowadzanych sankcji.
Te zaś powodowały, że na przykład wNiemczechprzeciwko sankcjom byłykręgi biznesu,którego przedstawiciele zainwestowali w Rosji miliardyeuro. Sytuację kanc
lerz Merkel, forsującej ostre stanowiskowobec Kremla, komplikował fakt, żejejkoali cjant rządowy- SPD, od latopowiadający sięzabliską współpracą z Moskwą, także i teraz nie chciał twardego traktowania Rosji.Argumentembyłarównież tradycyjna
skłonność większościpaństw członkowskich Unii Europejskiej dopreferowania roz
wiązań łagodnych, dyplomatycznych, a nie forsowania -tak jak zwykli to czynić Ame rykanie - działańsilnie restrykcyjnych, jakby w nawiązaniu do słynnegostwierdzenia RobertaKagana - „Amerykanie z Marsa,Europejczycyz Wenus” (Kagan, 2003).
Towszystko jednak wyglądałozupełnieinaczej zperspektywy amerykańskiej. Ad
ministracja Obamymiała prawo sądzić, żew obliczu kryzysu na Ukrainie,wywołanego
groźną- szczególniedla Europy - polityką Putina, sojusznicy europejscy zachowają się z większądeterminacją i będąbardziej skuteczni. Zastosująstanowczesankcje wo
becMoskwy, a nie ograniczą siętylkodoostrej retoryki i zapowiadanego planuwpro
wadzaniarestrykcji. Taksięnie działo. Oceny tej nie zmieniło zasadniczo podpisanie
przez Unię Europejskąz Ukrainą w czerwcu 2014r. specjalnej umowystowarzyszenio wej, najpierwjej częścipolitycznej, a następnie handlowej (Pifer, 2014). W ocenie amerykańskiej konflikt na Ukrainie obnażył słabość Unii Europejskiej zarówno w działaniach ekonomicznych,j ak i politycznych. Uj awniłpodziały we wspólnocie eu- ropejskiej,uniemożliwiające szybkie podjęcie decyzji. Unia Europejska okazała się strukturąmałokoherentną i niezdecydowaną.
Nie będzie więc przesadyw stwierdzeniu, żeUnia Europejska na początku jakby
oddała Ameryceprzywództwo w sprawieUkrainyikonfliktuzMoskwą. Można nawet zaryzykować opinię, że była z tego dość zadowolona. A przecież to nie StanyZjednoczo
ne w pierwszym rzędzie powinny zabiegać o utrzymanie pokojui stabilizacji w Europie.
Posiadająctak znaczącąstrukturę jak UniaEuropejska, wyposażoną wodpowiednie
narzędzia,to państwa europejskie winny ostro zareagować na działania Moskwy, za grażające nie tylko suwerennościUkrainy, ale takżeporządkowina ich kontynencie.
Taksięnie działo i towłaśnie Stany Zjednoczone jako pierwsze i przez pewien czasje dyne zmierzyły sięnaprawdę z ambicjami Rosji. Próbując je powstrzymać,wprowa dzały sukcesywnie i zdecydowanie kolejne sankcje wobec Moskwy (jeszcze przed
tragedią malezyjskiego boeinga Waszyngton zastopował długoterminowekredytydla
niektórych rosyjskich koncernów ibanków).
Nie będzie też ryzykowną teza, żedopiero tak dramatyczne wydarzenie, jak zestrze
lenie 17lipca 2014 r.pasażerskiego samolotu -najprawdopodobniej przez rosyjskich separatystów - spowodowało zmianęzachowania państwczłonkowskich UE i ich
większądeterminacjęw działaniach wobec Moskwy. Tragiczna śmierć 298 pasażerów malezyjskiego samolotu, wtym obywateli wielu państw europejskich (wśród ofiar było
aż 173 Holendrów),bezpośrednioobciążała prezydenta Putina. To Rosja zbroiła i wy
posażała rebeliantów oraz wysyłała na wschodnią Ukrainę rosyjskich żołnierzy.Trzeba byłozatem takwielkiejzbrodni, aby Unia Europejska zdecydowała się na zastosowa
nie wobecRosji sankcji gospodarczych. Co ważne, skala i charakter tych restrykcji zaskoczyły nawet największych sceptyków, wątpiących w możliwość tak silnego ude rzenia UniiEuropejskiej. Wprowadzone pod konieclipca 2014 r. sankcje sektorowe, wymierzone w kluczowe działygospodarki Rosji, obejmowały m.in. rosyjskiebanki i przedsiębiorstwa, które odcięto w dużym stopniuod międzynarodowychrynków kapi
tałowych.Bolesne były teżrestrykcje związane z sektorem energetycznym - zakazano
eksportutechnologii. Ponadto zablokowano niektóretransakcjena sprzęt zbrojeniowy,
a takżerozszerzono sankcje personalne.
Trudno przesądzić o skuteczności podjętychwobec Moskwy restrykcji,podobnie jak niemożna było precyzyjnieocenić kosztów wprowadzonych sankcji dla państw eu
ropejskich-wszak tego typu ograniczeniasąbroniąobosieczną. Tymbardziej że Rosja
niemalnatychmiast ogłosiła własnerestrykcje ekonomiczne, sprowadzające się naj częściej do zablokowania importu towarów rolnych z państw, którezastosowały wobec niej sankcje.W każdymrazie po rokuobowiązywaniasankcji możnabyłopowiedzieć,
że rosyjska gospodarka coraz silniejodczuwała ichskutki, na pewnobyły one bardziej
dotkliwedla Rosji niż rosyjskieretorsje dla sytuacji gospodarczej państw członkow skich Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych.
Najważniejszym jednakaspektem całej sytuacjibyłoto, aby Unia Europejska, która niewątpliwie w swejpolityce wobecRosji „przekroczyła Rubikon”, pozostała konse
kwentna - wytrwała w tejsolidarnej i zdeterminowanej postawie, realizując dalejpoli tykę sankcji i ograniczeń w zależności od działań Moskwy. Chodziło -rzeczjasna - o możliwość osiągnięciacelu - zmuszenie prezydenta Putina do rewizji polityki i odstąpienia od agresywnych działań wobec Ukrainy. Czy to się uda, można nadal
mieć wiele wątpliwości (Gaddy, Ickes, 2014).Nie mniej jednak potwierdzeniem kon
sekwencji prowadzonej przez Unię Europejską polityki sankcji wobec Rosji było ich
zaostrzeniewe wrześniu 2014 r. (pod wpływemeskalacjirosyjskich działań na wscho
dzie Ukrainy), a następnieprzedłużaniena kolejne miesiące:najpierww marcu2015 r.,
a potem w czerwcu2015 r. (na mocy tejostatniej decyzji będąone obowiązywać conaj
-mniej dokońcastycznia 2016 r.).
A zatem zachowanieunijnej solidarnościstało się na tym etapie konfliktu ukraiń skiegoniewątpliwie faktem, comogłotylkocieszyćamerykańskiegopartnera.Stosun
kowo ostry kurs polityki Unii Europejskiej wobec Rosji świadczył o tym, że ta
wspólnota - słusznie krytykowana za brakdeterminacji i pewną inercję -potrafiłasię
jednak zmobilizować. Unia Europejska pokazała, że jestzdolna- choć niespiesznie
izoporami - podjąćdecyzje potwierdzające jejpotencjał. Zademonstrowała swe moż
liwości odgrywania aktywnej roli na areniemiędzynarodowej. Cowięcej, Unia Euro pejska zadziała w sposób, jaki oczekiwał od niej Waszyngton. W odniesieniu do
przypadku Rosjipolitycy poobu stronachAtlantyku,w efekcie utrzymującego sięza angażowaniamilitarnego Rosji we wschodniej Ukrainie, zdawalisię podobnie myśleć
struktywną, wręcz przeciwnie- stanowi zagrożenie iwyzwanie, które należy wspólnie przezwyciężyć. Nie ma wątpliwości,że koordynacja i jedność w działaniu Ameryki i Europy stanowiłynajbardziejskutecznysposób oddziaływania na Moskwę, a tym sa
mympożądany czynnik kształtowania sytuacji międzynarodowej.
Był jeszcze jedenaspekt konfliktu na Ukrainie.Zagrożenie wywołane ekspansywną polityką Rosji stało się czynnikiem umocnienia związków militarnychi politycznych
między Stanami Zjednoczonymi a icheuropejskimisojusznikami,ostatnio dość nadwy
rężonych. Należy podkreślić, żetakże wskutek działań administracji Obamy, ograni czającej swe zainteresowanie bezpieczeństwemEuropy. WszakStary Świat wydawał
się Amerykanom stabilnyi pozbawiony wrogów, zagrażających jego ładowi. Prezy
dent Putin swoimi działaniami wobec Ukrainy to złudzenie zburzył, szczególniew od
niesieniu do Europy Środkowej i Wschodniej.
Deklaracje administracji Obamy o rozszerzeniu i wzmocnieniu amerykańskiej
obecności wojskowej wEuropie pojawiły się niemal u początku konfliktu ukraińskie go, gdy tylkosięujawniły rosyjskie aspiracj e imperialne wobec Krymu. Wyrażone zos tały zaś najsilniej podczas wizyty prezydenta Obamy w Polsce, nauroczystościach
25-lecia Wolności, w czerwcu 2014 r. To wówczas padły słowa o wzmocnieniu
wschodniej flanki NATO sumą 1 mld doi. oraz deklaracjao zwiększeniu liczby żołnie rzyi sprzętu amerykańskiego w naszej części kontynentu. Zapowiedzi te prezydent Obama powtórzyłtrzy miesiącepóźniej, podczas pobytu wTallinie. Jednodniowa wizytawstolicy Estoniibyła demonstracjąpoparcia Ameryki dla krajów bałtyckich, traktowanych przez Rosjęjako „bliska zagranica”. Amerykański prezydent mówił:
„Będziemy bronićnaszychsojusznikóww NATO, wszystkichsojuszników. [...] Bez pieczeństwo Tallina, Rygi i Wilnajest tak samo ważne jak bezpieczeństwo Berlina,Pa ryżai Londynu” (Remarks, 2014).
Wcześniej takiedeklaracje o odpowiedzialnościAmeryki za bezpieczeństwo Euro py Środkowej i Wschodniej zust prezydenta Obamy nie padły. Raczej można było
mieć wątpliwości czy wobec nacisku na„resetowanie”stosunków z Rosją interesy na szej części kontynentu są realnie brane w Waszyngtonie pod uwagę.Wystarczy przy pomnieć kunktatorską taktykę administracji Obamywkwestii instalowania w Polsce
i Czechach elementów „tarczy antyrakietowej”, czy ujawnioną przez media poufną
rozmowęObamy z prezydentem Dmitrijem Miedwiediewem,w marcu 2012 r., dowo
dzącą brakulojalności prezydenta USAwobec swych sojuszników z Europy Środko
wo-Wschodniej. Teraz wrażeniebyło zupełnie inne - nastąpiło przewartościowanie amerykańskichpriorytetów wzakresiebezpieczeństwa. Z korzyścią dla całego układu
transatlantyckiego.
Chociażzapowiedzi odnoszące się do wschodniej części kontynentuwzmacniały poczucie bezpieczeństwajej mieszkańców, to jednakznaczniewiększywymiarmiały
konkretnedziałania podejmowane wramach NATO.Nietylkoutwierdzały one rangę iznaczenietego bezprecedensowego sojuszu militamo-politycznego,ale też przywra cały mu sensistnienia. Zwłaszcza, gdyatuty tewyraźnie nadszarpnęła wątpliwasku tecznie i niechętnie realizowania przez europejskich sojuszników misja NATO w Afganistanie. Tymczasem agresywna polityka Putina spowodowała, że państwa członkowskieSojuszu,dostrzegając na horyzoncie realne zagrożenie, zaczęły „zwierać
Podczas szczytu NATO w Newport,na początku września 2014r., przywódcy państw członkowskich podjęli decyzję o utworzeniu tzw. szpicy NATO,czylinowych sił szybkiego reagowania liczących - jak zakładano -4 tys.żołnierzy.Przesądzili także
konieczność wzmocnieniazdolności obronnych wschodniej flanki Paktu, nawet w for
mie lokalizacji tam baz wojskowych i struktur dowodzenia, a także - choćby rotacyjnej
-obecności amerykańskich żołnierzy, wreszcie zapowiedzieli intensyfikację manew
rów wojskowych wpaństwachwschodniej części Sojuszu.Te fundamentalne decyzje
nie tylko określały strategię Sojuszu na nową zimną wojnę - jakjużzaczęto określać czas wyznaczony rosyjską agresją na Ukrainę,ale przede wszystkim na powrótczyniły
z NATO skuteczny i najważniejszy filarwspółpracy transatlantyckiej, odstraszający
potencjalnychwrogów. WNewport bowiem zamanifestowano,że głównym zadaniem
Sojuszu pozostaj e - jakstwierdził Jens Stoltenberg,sekretarz generalny NATO -„wspól na odpowiedzialnośćza bezpieczeństwo wszystkichsojuszników”icodo tego nikt już nie powinien miećwątpliwości (Stoltenberg, 2014). Oznaczałoto, że ewentualnaeska
lacja imperialnych ambicji Putina na któreś z państw członkowskichNATO spotka się
zadekwatną reakcjąSojuszu, zgodnie z art. 5 traktatuwaszyngtońskiego.
To, comogłozaskakiwać, obserwując przebieg szczytu w Newport, to niezwykła zgodność postawi opinii wyrażanych przez państwaczłonkowskieSojuszu. Już dawno niebyło takiej manifestacji wspólnoty przy natowskim stole obrad.I choć zamierzenia NATO oznaczały większy wysiłekfinansowy poszczególnychpaństw członkowskich,
które przecież tradycyjnie opierały się wzrostowinakładówbudżetowych na obronę do wymaganych 2 proc., to jednak sprzeciwu nie było. Poczuciezagrożenia ze stronyRo
sji miało decydującywpływ na postawę większości państwczłonkowskich. Zmuszało też do zachowaniapełnej solidarności, jakkolwiek mogło to wymagać pewnych ofiar.
Taknależy ocenić fakt, że Francja podjęła decyzję wstrzymującąprzekazanie Rosjide santowca typu Mistral, ryzykując tym samymmiliardową karę i utratę miejsc pracy
w stoczniach (ostateczniejednostkaniezostała do Rosjiwysłana).
Nasuwa się zatem konstatacja. Chociaż brzmi ona nieprzyzwoicie, biorącpod uwa
gęskalę i konsekwencje konfliktu rozgrywającego sięzanaszą wschodnią granicą, to jednak wdramacie Ukrainymożnabyło dostrzec coś pozytywnego.Popierwsze,agre sywna polityka prezydentaPutina spowodowała stosunkowo silne „wzmożenie”poli tyczne Unii Europejskiej. Nałożenie unijnych sankcji na Rosję oraz konsekwentne
utrzymywanie tejrestrykcyjnej polityki - mimo że uderzałaonaw interesyniektórych
państw członkowskich i byłanegowana przez różne kręgi biznesu i polityki w Europie
-oznaczało, że solidarność pozostaje nadrzędną wartościąUnii Europejskiej. I to już samo wsobie było pozytywnym aspektem sprawy.
Po drugie,Unia Europejska - przynajmniejw pewnym stopniu- spełniła oczekiwa
niaStanów Zjednoczonych, że stanie sięskutecznym graczem na arenie międzynaro
dowej. Skala zastosowanych przez Europę sankcji była dość duża i już to dawało
większe gwarancjeich skuteczności. Samfakt, że restrykcje Unii Europejskiej wpro wadzano wkoordynacji ze StanamiZjednoczonymi (choćlepiej byłoby powiedzieć,że pod ich naciskiem), potwierdzałistnienie „niezłomności transatlantyckiej wspólnoty”.
Po trzecie, umocnieniu tej wspólnoty służyłyjednak przede wszystkim działania
w ramachNATO. Konsekwencjądecyzji wszystkich państw członkowskich stało się
walki w ciągu 48 godzin, przerzucenie do Europy dodatkowoamerykańskiegociężkie
go uzbrojenia,wreszcienastępowałomilitarne wzmocnieniawschodniej flanki NATO. Mogło to oznaczać, że takimi posunięciami Sojuszpodsyca wojenną atmosferę w Eu ropie. Jednak ważniejsze od tego zarzutu są inne efekty podejmowanych działań - obok czytelnego sygnałudla Kremla,że NATO jest gotowe doprzeciwstawieniasię
rosyjskiemu wyzwaniu,to nastąpiłykonsolidacja i umocnienieukładutransatlantyc
kiego na skalę od dawnanieobserwowaną. Agresywna polityka Putina sprawiła, że
wspólnotatransatlantycka- jako jedyna siła zdolna przeciwstawić się Rosji -odzys
kała sens istnienia. Trudno znaczenie tego faktuprzecenić.
Bibliografia
Applebaum A. (2008), Wybiła godzina Europy, „Gazeta Wyborcza”, 31.07.
Brzeziński Z. (2008), Bez przesady z symbolami, „Rzeczpospolita”, 24-26.12.
Brzeziński Z. (2010), From Hope to Audacity. Appraising Obama’s Foreign Policy, „Foreign Af
fairs”, January/February, nr 1.
Cantalapiedra D. G. (2009), Perceptions on US Policy, Transatlantic Relations, and the Alliance Se curity Dilemma, w: Perceptions and Policy in Transatlantic Relations. Prospective visions from the US and Europe, red. N. F. Sola, M. Smith, London-New York.
EU-US summits to take place ‘only when necessary’, 27.03.2010, www.euobserver.com/
9/29782?print=l.
FeinsteinL. (2014), Przysyłając samoloty, demonstrujemy stanowczość, „Gazeta Wyborcza”, 17.03. Gaddy C. G., Ickes В. W. (2014), Can Sanctions Stop Putin?, June 3, 2014, www.brookings.edu/re-
search/articles/2014/06/03-can-sanctions-stop-putin-gad.
Gotz M. (2013), Gospodarcze aspekty stosunków transatlantyckich, „Przegląd Zachodni”, nr 1. Haass R. N. (2011), Why Europe no longer matters, 15.06.2011, www.washingtonpost.com/opin-
ions/why-europe-no-longer-matters/2011/06/15/AG7eCCZH_story_l .html.
Hasselbach Ch. (2009), Opinion: Clinton’s European Visit Marks a New Beginning, 7.03.2009, www.dw-world.com/popups/popup/_printcontent/”4079093,00.html.
Huffington Post (2014), www.huffingtonpost.eom/2014/03/03/ukraine-poll_n_4891224.html. Indyk M. S., Lieberthal K., O’Hanlon M. E. (2012), Bending History. Barack Obama’s Foreign Pol
icy, Washington D.C.
Kagan R. (2010), Obama - cudu nie było, „Gazeta Wyborcza”, 16-17.01.2010.
Kagan R. (2003), Of Paradise and Power: America and Europe in the World Order, New York (wyd.
polskie: Potęga i raj. Ameryka i Europa w nowym porządku świata, Warszawa 2003). Kagan R. (2012), Why the World Needs America, February 11, 2012, www.brookings.edu/arti-
cles/2012/0211 _us_power_kagan.aspx?p= 1.
Khanna P. (2009), Pożegnanie z hegemonią, „Europa”. Dodatek do „Dziennika”, 7-8.03.2009. Kirchner E., Sperling J. (2007), EU Security Governance, Manchester-New York.
Kiwerska J. (2011), Niemcy we wspólnocie transatlantyckiej, w: J. Kiwerska, В. Koszel. M. Tomczak, S. Żerko, Polityka zagraniczna zjednoczonych Niemiec, Poznań.
Kiwerska J. (2013c), Europa w strategii Baracka Obamy (2009-2012), IZ Policy Papers, nr 10, Poznań.
Kiwerska J. (2013b), Rozchodzenie się dwóch światów? Stany Zjednoczone i relacje transatlantyckie 1989-2012, Poznań.
Kiwerska J. (201 За), Stany Zjednoczone wobec kryzysów regionalnych - aspekt transatlantycki, IZ Policy Papers, Poznań.
Kupchan Ch. A. (2009), NATO’s Hard Choices, „The New York Times”, 31.03.2009.
Menkiszak M. (2014), Doktryna Putina: tworzenie koncepcyjnych podstaw rosyjskiej dominacji na
obszarze postradzieckim, Komentarze OSW, nr 131/28.03.2014, http://www.osw.waw.pl/ sites/default/files/komentarzel 31 .pdf.
Michta A. A. (2011), Ameryka czeka na Europę, „Gazeta Wyborcza”, 28.03.
National Security Strategy, May 2010, www.whitehouse.gov/sites/default/files/rss_viewer/na-
tional_security_strategy.pdf.
Obama В. (2011), Potrzebujemy siebie nawzajem, „Polityka”, 8-14.06.
Pifer S. (2014), Poroshenko Signs EU-Ukraine Association Agreement, June 27, 2014, www.brook-
ings.edu/blogs/up-front/posts/2014/06/27-poroshenko-signs-eu-ukraine-association-agreem-ent-pifer.
Pottering H.-G. (2009), www.euractiv.com/en/opinion/clinton-sees-us-eu-leading-world/article- -180031.
Remarks by President Obama to the Australian Parliament, 17.11.2011, White House, Office of the Press Secretary, www.whitehouse.gov/the-press-office/2011/ll/17/remarks-president-oba- ma-australian-parliament.
Remarks by President Obama to the People of Estonia, 3.09.2014,White House, Office of the Press Secretary, www.whitehouse.gov./the-press-office/2014/09/03/remarks-president-obama-pe- ople-estonia.
Rees W. (2011), The US - EUSecurity Relationship. The tension between a European and a Global
Agenda, Basingstoke.
Rice S., „The Daily Telegraph”, 17.07.2008, www.telegraph.co.uk/news/worldnews/barackobama/ 2435862/No-free-ride-for-Europe-says-top-Barack-Obama-aide.html.
Riester J. (2009), Waiting for September: German-American Relations between Elections, AICGS, nr 30, June.
Stoltenberg J. (2014), NATO Rosji się nie boi, „Gazeta Wyborcza”, 6.10.
Testimony of Mr. Edward Lucas, 8.07.2014, www.foreign.senate.gov/imo/media/doc/Lucas_Test- imonyl .pdf.
„USA Today”, 2 III 2014, http://www.usatoday.eom/story/theoval/2014/03/02/obama-russia-putin- -ukraine-crimea/5944265/.
Streszczenie
Europa/Unia Europejska, dysponując niekwestionowanymi atutami, powinna też być ak tywnym i skutecznym graczem na arenie międzynarodowej. Takie były oczekiwania Stanów Zjednoczonych, formułowane zwłaszcza przez administrację Baracka Obamy. Jednak z amery kańskiej perspektywy Europa nie sprawdziła się jako ważny aktor na scenie międzynarodowej, zaangażowany w rozwiązywanie problemów globalnych i gotowy brać większą odpowiedzial ność zabieg spraw w świecie. TainercjaUnii Europejskiej powodowała, że nastąpiła marginali zacja Europy w polityce amerykańskiej, czego wyrazem był „pivot to the Pacific Rim”. Dopiero wydarzenia na Ukrainie, będące efektem imperialnych tendencji w działaniach Rosji, spowodo
wały większą aktywność i koherentność polityki amerykańskiej i europejskiej, prowadząc też do wzmocnienia układu transatlantyckiego.
Słowa kluczowe: stosunki transatlantyckie, Ukraina, współpraca, konflikt
Ukraine and transatlantic relations Summary
Europe/the European Union, with its obvious trump cards, should be an active and efficient player on the international arena. Such are the expectations of the United States, formulated es pecially by the administration of Barack Obama. However, from the American perspective, the EU has not proved successful as an important international actor, engaged in resolving global problems and prepared to assume greater responsibility for the course of events in the world. This inertia of the EU resulted in the marginalisation of Europe in American politics, as manifested by the latter’s pivot to the Pacific Rim. It was only after the developments in the Ukraine, which resulted from Russia’s imperial tendencies, that a greater activity and coher ence in American and European politics was triggered, having a positive influence also on transatlantic relations.