• Nie Znaleziono Wyników

Miłość do desygnatów

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Miłość do desygnatów"

Copied!
11
0
0

Pełen tekst

(1)

Jan Prokop

Miłość do desygnatów

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6 (12), 34-43

(2)

Jan Prokop

Miłość do desygnatów

Głód faktów — lek cew a­ żenie fikcji

Jak że chętnie sięgam y dzisiaj po p a m ię tn ik i m ężów sta n u , opow ieści naocznych św iadków , „ ta jn e d o k u m en ty ” , n ied y sk re cje poko­ jów ek i szoferów , córek i rep o rteró w . C hcielibyśm y wiedzieć jak było „ n a p ra w d ę ”, jak ie słow a rzeczy­ w iście padły, co tk w iło „w se rc u ” spraw , k tó ry c h echa b ieg ły po szp altach czasopism w szystkich k o n ­ ty n en tó w . T raw i nas głód „nagich fa k tó w ” , głód d o k u m entu , naoczności nie przesłon iętej niczym . O ile w d aw n y ch w iekach ludzie p ra g n ę li b ajecz­ nych opow ieści, ry cersk ich rom ansów , p rzew od ni­ ków po k ra in a c h ro zb u ja łe j w yobraźni, po feery cz­ n y m B izancjum , Ind iach czy A ntypodach, to dziś fikcja budzi nieufność albo gorzej — b ra k zain te­ resow ania, lekcew ażenie.

Z w ęszyli to d zien n ikarze częstując czytelników „praw d ziw y m i” relacjam i spisyw anym i ma żywo lub po lata ch w y ciąg any m i od n ajro zm aitszy ch w spół­ czesnych św iadków . W iedzą o tym h isto ry cy z upo­ dobaniem p re p a ru ją c y d la czytelników odbrązow io- ne biografie w ielkich, p u b lik u jąc y k o m p ro m itu jące korespondencje, p lo tk i przyjaciół.

(3)

35 M I Ł O Ś Ć D O D E S Y G N A T Ó W

W praw dzie i daw niej re la c ja h isto ry k a m iała od­ k ry ć to, co zak ry te, pokazać, w ydobyć na św iatło dzienne p raw d ę w ydarzeń. Ale w te d y szło nie o n a - oczność św iadectw a, nie o m agiczne ciepło rzeczy­ wistego (czy sfałszow anego) au te n ty k u . Z adaniem h istory ka była spraw ied liw a ocena, su ro w y i bez­ n a m ię tn y osąd w y d arzeń i ch arak teró w . P y ta n ie brzm iało nie: jak było, ale: co było dobre, a co złe. Praw dziw ość fa k tu w ażna b y ła z tego p u n k tu w i­ dzenia tylk o — jako m a te ria ł dow odow y obrony lub oskarżenia. To dopiero nasze czasy od k ry ły urok i ciepło rzeczy, z k tó ry c h zdarto pow łokę sło­ wa. Nasze czasy o d k ry ły, jak fascy nu jąca jest żyw a m ateria zdarzeń. M oralistę i sędziego feru jąceg o w im ieniu historii nieodw ołalne w y rok i, zagląda­ jącego niechętnie i z obow iązku w z ak am ark i cu­ dzej alkow y, zastąpił ciekaw ski szperacz, rozgrze- b ujący zbutw iałe listy , w stążk i i rac h u n k i.

W ydaje się, że są głębokie pow ody takiego sta n u rzeczy. Ale idźm y dalej i nieco w bok.

W ydana przed w ielu la ty powieść S alin g era B u s z u ­ ją cy w zbożu do dziś pozostała ulu bio ną le k tu rą

m łodych. Je j b o h a te r ucieka ze szkoły, k tó ra nie d a ­ je m u nic poza n iep o trzeb n ą sieczką w iadom ości, i w ałęsa się bez p la n u o d k ład a jąc p o w ró t do dom u. N arracja prow adzona je st ko n sek w en tn ie w p ie rw ­ szej osobie, zap rezen to w an y jest w yłącznie p u n k t w idzenia b ohatera. Je d n y m z najczęściej p o w ta rz a ­ jący ch się słów jest w ypo w iad an e w n e g aty w n y m kontekście słowo p h o n y (fałszyw y, efek to w an y , n ie­ n a tu ra ln y ). W idać, że jest to obsesja au to ra , jego fobia.

P rz y jm u ją c p u n k t w id zen ia m łodego b o h a te ra S a ­ lin g e r p rz y ją ł zasadę n ie in te rw e n c ji w szechw ie­ dzącego autora-op o w iad acza w św ia t pow ieści, k tó ­ ry po w inien odsłonić się bez szm inki i p rzy k ra sy . Oto m ów i szesnasto latek , o to jego głos „ n a g ra n y n a ta ś m ie ” , oto ta k było, nie je st to żadna ułożona n a rra c ja pow ieściow a, żaden David Copperfield

Idźmy dalej i... nieco w bok

(4)

J A N P R O K O P 36 Słowo m ówione jest w iernym posłańcem

i tego ro d zaju b zd u ry (,,that sort oj crap” ), nie jest to „pow ieść” zatem jako grzeczne ułożenie w y d a ­ rzeń, zh ierarchizow anie ich i zaokrąglenie w całość posiadającą początek i koniec, przeciw staw iające ład dzieła sztuki b ezładnem u n u rto w i rzeczyw istoś­ ci. Toteż kom pozycja jest „ b ezład n a” , pow ieść ro z­ p ada się na szereg luźn ych scen, k tó re się „ w y d a­ r z a ją ” bohaterow i. Oto zapis k ilk u d'ni życia w a łę sa ­ jącego się bez widom ego celu po N ow ym J o rk u chłopaka. Oko n a rra to ra r e je s tru je na żywo, to co się dzieje. Jego naiw ne, „św ieże” , dziecinne jesz­ cze spojrzenie d e m isty fik u je św iat do rosłych obło­ żony k łam stw em .

Ale oo w ięcej: nie tylko k o n stru k c ja pow ieści m a ­ n ifestacy jn ie przeciw staw ia się klasycznej pow ieś­ ciowej konw encji. N ajisto tn iejszy u S alin g era jest język — nasycony slangiem , w składna, słow nictw ie i fonetyce m an ifestu ją c y sw oją odległość od języka literackiego, języka szkoły i oficjalnej k u ltu ry . K rańcow y kolokw ializm języka powieści m a być g w a ra n cją jej „auten ty czn o ści” , m a chronić ją przed „fałszem ” lite r a tu r y b u jają ce j w p apierow ym n ie ­ bie, a całkow icie od separow anej od tego, co jest „ n a p ra w d ę ” .

Słow o m ówione, w oczach au to ra , p rzy k le ja się ściśle do rzeczy, jest ich w iern y m posłańcem , p o d ­ czas, gdy słow o pisane jest sztucznie zbudow aną fasadą, złą d eko racją zm uszającą nas do w y ko n y­ w an ia tanich, te a tra ln y c h gestów. Niech n aw et o rto g rafia b luźni przeciw ko regułom w y tw o rn e j m owy, biegnąc jak najściślej śladem żyw ego sło­ wa, śladem jego niepew ności, w ahań, zająknień! Bow iem g w aran cją w ierności rzeczom jest przed e w szystkim niedoskonałość słow a, jego n iew yk oń - czenie, chropaw ości, pęknięcia, przez k tó re sączy się św iatło tego, co jest nap raw d ę. Rozchw ianie ję z y ­ ka, jego nieszczelność, nietrafności wciąż p o p ra ­ w iane um ożliw iają przeciekanie żyw ych soków rz e ­ czyw istości w obszar literackiego św iata. Je śli

(5)

37 M I Ł O Ś Ć D O D E S Y G N A T O W

S aling er uczynił swoim 'bohaterem k ilk u n a sto ­ la tk a o św ieżym dziecięcym spojrzeniu, to Ja c k K erouac w Satori in Paris (r. 1966) zbudow ał sw o­ ją książkę w okół siebie sam ego, p a k u ją c się ,,z n a ­ zw iskiem ” w sam środek te k stu . Co w ięcej, nie om ieszkał, gdzie mógł, zanotow ać nazw isk swoich rozm ówców, łącznie z taksów karzem , k tó ry go do­ woził n a lotnisko. N ieistotne oczywiście, czy n a ­ zw iska są praw dziw e czy zm yślone; in ten cją a u to ra je s t w yw ołać w rażen ie autentyczności. P raw dziw o­ ści faktów , o k tó ry ch pisze. I znow u przeciw staw ia ow ą n ieo k rzesan ą auten ty czno ść „literackości” fra n ­ cuskich pow ieściopisarzy zm yślających w y ra fin o ­ w ane b rednie.

Satori in Paris to książka — nie powieść — zbudo­ w ana na zasadzie „spraw o zd an ia” z podróży do P a ­ ry ża i do B retanii. S p raw o zdan ia o am bicjach „praw d ziw o ści” faktycznej (zanotow ane rozm ow y, ludzie z nazw iskam i, m iejsca). Ale to nie ty lk o p ró ­ ba przeb icia się do „ re p o rte rsk ie j p ra w d y ” przez zw ały lite ra tu ry , to przede w szy stk im p rób a do­ ta rc ia do siebie sam ego (stąd „ sa to ri” — o b jaw ie­ nie) — do w łasny ch korzeni. F a b u larn ie jest to bo­ w iem poszukiw an ie m ate ria łó w do histo rii w łasnej rodziny w yw odzącej się z B retanii. Co w e m nie najpraw dziw szego, najgłębszego? — p y ta n a rra to r w pełn ej zabaw nych przygód w ędrów ce. P o w ró t do k ra ju przodków jest p o w ro tem do źródeł w łasnego ja. S p o tk a n ia z k ra ja n a m i-b re to ń c z y k a m i po­ zw alają au to ro w i odkryć glebę, z k tó re j i on w y ­ rasta.

„Ale, jak powiadam , nie w iem jak m i się przydarzyło to satori i jedno co zostało to zacząć od początku, w tedy może odkryję je w łaśnie w sam ym centrum całej historii i dojdę radosny aż do końca, do końca opowieści, opowia­ danej nie z innych powodów, ale dla przyjaźni i dla tego, żeby przekazać coś religijnego, coś z religijnej czci na temat rzeczyw istego życia w tym rzeczyw istym św iecie, który lite ­ ratura powinna odbijać i tu odbija naprawdę” (s. 10).

Nieokrzesana autentyczność

Do źródeł w łasnego ja

(6)

J A N P R O K O P 38 Zapotrzebo­ wanie na autentyzm Slang filozofią życia

T ru d pisarza — tak jak go on sobie sam u św iad a­ m ia — to docieranie do u k ry te j, zrazu n iedostępnej, praw d y . To próba spojrzenia w lu stro i obejrzenia siebie bez „ lite ra tu ry ” :

„wym yślone historie i romanse na tem at co by, gdyby d o­ bre są dla dzieci i dorosłych kretynów bojących się sp oj­ rzeć w lustro, kiedy są chorzy, skaleczeni albo na kacu, albo psychicznie nienorm alni” (s. 10).

Z ostaw m y na boku spraw ę czy K erouac serio od­ rzuca „ lite ra tu rę ” , czy jego a ta k i na „fikcje a r t y ­ sty czn e” są pew nego ro d zaju m anew rem wobec czytelnika, a am bicja „poznaw cza” (poszukiw anie praw dy!) jed y n ą am bicją. N aw et jeśli jest to tylk o m anew r, to przecież m usi m u odpow iadać zapo­ trzebo w an ie — oczekiw anie czytelnika w łaśnie na w artości „ a u te n ty z m u ” . Nie w ażne tu ta j, ile opis podróży do F ra n c ji m ieści w sobie litera c k ie j fikcji. W ażne, że b o h a te r sta je w obec czytelnika jako bo ­ h a te r n o nkonform ista, w zabaw ny sposób skon­ fro n to w a n y z now ym środow iskiem . Jego beztroski alkoholizm jest znakiem lekcew ażenia u stalon ych układów — jak lekkie pió rk o p rz e la tu je im koło nosa. P rz y jm u ją c rolę błazn a robi m in y pod a d re ­ sem sztucznych -„kapłańskich” w ielkości. B łazeń­ stw o m a rozw ijać m artw e s te re o ty p y sztucznego św iata. W zetknięciu z p ary sk im i lite ra ta m i b o h a­ te r pow iada, że jego n aju lu b ień sza piosenka to w straszliw y m slan gu śpiew ana zachęta Jim m y L unceforda:

It aint watcha do I t ’s the w a y atcha do i t ’

(Nie to co robisz, ale jak to robisz).

S lang jest 'tu filozofią życia, dek laracją ideow ą, p o ­ dobnie jak u S alin g era i w ielu innych. U żyw anie slangu to gest lekcew ażenia pod adresem u stalo ­ ny ch h ie ra rc h ii w artości, to a k t nieuszanow ania sk iero w an y przeciw ko społeczeństw u, a zarazem a firm a c ja w łasn ej rebelii, ustanow ienie w łasnej

(7)

39 M I Ł O S C D O D E S Y G N A T Ó W

niepodległej inności. To odrzu canie m aski w im ię praw dy. Rola społeczna p isarza jako u trw alacza ład u i po rządku , zaszczepionego w ludzkie u m ysły poprzez szkołę i system w ychow ania, zostaje to ta l­ nie zakw estionow ana. Ję zy k m arg in esu społecznego, lu m p e n p ro le ta ria tu , slum sów m u rzy ń sk ich sta je się znakiem niezależności w obec znierucho m iałych układów społecznych. D aw niej lite ra tu ra posłu g iw a­ ła się slangiem dla c h a ra k te ry s ty k i postaci, dla od­ dania „obyczajów śro d o w iska” . N aw et jeśli była to lite ra tu ra „zaangażow ana” , strzeg ła języka lite ­ rackiego jak o swoistego „ p u n k tu w idzenia” , jako znaku przynależności do „w ysokiej k u ltu r y ” . Ale to w szystko p rze staje obow iązyw ać reb eliantów . J a k biały k o łn ierzy k , k tó ry przecież obow iązyw ał n a j­ bardziej a n ty b u rż u a z y jn y c h rew o lu cjon istów dzie­ w iętnastow iecznych.

A le poza slangiem (słow nictw o, fonetyka) proces ro zb ijan ia literackiego p o rząd k u idzie d alej. O ile dzieło arty sty c z n e d ąży do skończoności, do p ro ­ po rcji i ład u, to tu ta j re g u łą jest bezładność w y ­ pow iedzi m ów ionej, nieskończoność, b ra k w y ra ź n e ­ go rozczłonkow ania „pijackieg o ” m onologu. S k ła d ­ nia jako zasada porząd k o w an ia naszego obrazu św ia ta s ta je się dla K ero u aca w rogiem głów^nym. Je g o zdania nigdy się nie kończą. Są to zdania o w szystkim , tok w ypow iedzi zm ienia k ieru n ek , pow raca do tego sam ego te m a tu , biegnie w bok. J a k g d y b y d otarcie do „rzeczy ” w ym agało w ielu prób p o om acku, w ielu poszukiw ań, porzu cania ścieżek, na k tó re dopiero co się w kroczyło, klucze­ nia i w ah ań . D aw niej w y o b rażan o sobie, że należy zam yk ać chaos św iata w doskonałą fo rm u łę p ięk ­ nego zdania. K ero uac sądzi jed nak, że jest ono ciasny m gorsetem ta m u ją c y m przepły w krw i. S k ła d n ia , ja k w ogóle język, o ile zgęstnieje w go­ tow ą form ę, od ry w a lite r a tu r ę od życia, im więc m ow a dalsza od doskonałości, im w ięcej w niej

Długa jest droga do rzeczy

(8)

J A N P R O K O P

40

Mowa w yzw ala się z rzeczy

w ah ań , pęknięć, bezładu, ,,szu m u ” , ty m bliższa go­ rących źródeł rzeczyw istości.

W praw dzie już ro m a n ty cy nie w ierzyli słow u o sk ar­ żając je o kłam stw o, ale sądzili, że niezgodność słow a i „uczucia” w y n ik a w łaśnie z riiedorastania słow a, z jego n iew ystarczalności, z tego, że jest ono za słabym narzędziem . Nie po d ejrzew ali m ow y o to, że może stać się sam odzielnym u k ład em o d sy ła ją ­ cym do siebie sam ego i nie p rzepu szczającym żad ­ nych głosów z zew nątrz. Że dopiero jej rozbicie n a m iazgę stw arza szansę dopływ u żyw ej k rw i. „Briser la langue pour toucher la v ie ” (rozbić ję­ zyk, żeby dotk n ąć życia) — w ołał A rta u d w Tea­ trze i jego sobowtórze. K u ltu ra jako siła napędow a m iała w ejść w ciało i k rew aktora, a nie zakrzep ­ nąć w książce i słowie.

P rz y k ła d y b u n tu przeciw mowie, k tó ra je s t k n e b ­ lem w u stach, m ożna by cytow ać bez końca. P o ­ dobnie b a n a ln y jest b u n t przeciw ko w szelkim m a­ skom, „gębom ” , n arzu can y m z zew n ątrz rolom w im ię au tentyczności, „ p ra w d y w e w n ę trz n e j” czy

„życia” .

A w szystko to jest pochodną podstaw ow ego n ap ię­ cia m iędzy słow em i desygnatem , m iędzy m ow ą i rzeczą, m iędzy językiem i rzeczyw istością, k tó ra język fu n d u je. M owa bow iem w yzw ala się z rz e ­ czy, porzuca bezpieczny port w y ru sz ają c w sam o­ dzielną podróż. Języ k uw alnia się od jakich k olw iek odniesień do rzeczyw istości, k re u je w łasne św iaty , zalu d n iając je niezw ykłym i stw oram i. P rzecin a nici łączące go z tym , co jest i zam yka się w a u to n o ­ m icznym królestw ie tego, co napisane (pow iedzia­ ne). M owa sta je się ry tu a łe m , uroczyście obchodzo­ nym obrzędem społecznym , k u lte m i litu rg ią — ale bez w iary , jak kościół bez Boga, skoro o d p ad ają pozajęzykow e odniesrienia. A utonom izacja języka może być fascy n u jącą przygodą, może daw ać złu ­ dzenie potęgi i wolności bez granic. To je st — w o l­ ności od rzeczy, w yzw olenia z pow inności w zglę­

(9)

41 M I Ł O S C D O D E S Y G N A T O W

dem desygnatów . W kraczam y bow iem w sferę, gdzie p rze stają obow iązyw ać p raw a tego św iata, ale za­ razem p o d d ajem y się „w y a lie n o w a n e j” m ocy ję ­ zyka. To język — jako bezosobow a w ładza — rz ą ­ dzi n aszym i decyzjam i. Po w iada się, że nie pisarze piszą słow a, ale słow a piszą pisarzy. Ż yw y kon­ k re t jed n o stk i w yp o w iad ającej się poprzez język rozm yw a się pod ciśnieniem n arzuconych przez ję ­ zyk stereo ty pów , w zorów , ograniczeń. Nie p o trz e ­ b u jący żadn y ch fu n d am en tó w w rzeczyw istości język — jako sy stem d o skonały — u trz y m u je się sam i w y sn u w a z siebie w łasn ą w ypow iedź, w yp o­ w iedź nie n a te m a t św iata, ale na te m a t siebie sa ­ mego. J e s t to zrealizow ane p e r p e tu u m mobile o b y ­ w ające się bez dopływ u energii z zew nątrz, o b ra­ cające się bez in te rw e n cji w doskonałej próżni. Z nak znaczy siebie. P ow staw szy z błota ziem i odw raca się od ziem i, p rze staje służyć rzeczom . J a k pow ia­ da T zvetan Todorow w stu d iu m o Adolfie C o nstan­ ta, słow o zabija rzecz, w ypow iedzenie słow a u n i­ cestw ia to do czego słowo się odnosi: gdy m ówię kocham , p rz e sta ję kochać n ap raw dę.

Ale b u n t znaku przeciw ko rzeczom jest b u n tem drogo opłaconym . Słowo bow iem tęsk n i do rzeczy, p rag n ie sta ć się ciałem , gliną i błotem , k tó re je zrodziły. P rzyb o ś pisał:

„Co innego uczucie, które liryk chce przekazać słuchaczo­ wi, a co innego uczucie, jakie w yw ołuje wiersz jako wiersz. Jeśli jednak rozdział m iędzy nim i jest tak w ielki, że w zru ­ szenie odbiorcy nie koresponduje z owym przekazywanym uczuciem — nazw ijm y je — życiowym (w przeciwstaw ieniu do estetycznego), w iersz oddala się od liryzmu. Przykład szczytow ych osiągnięć w liryce świadczy o doskonałym zjednoczeniu tego, co estetyczne, z tym co życiowe. Liryki lozańskie składają się ze słów tak przeistoczonych, że s ły ­ szy się płacz poety, a n ie słowa o nim mówiące. Słowo, jak w Biblii, staje się ciałem. Ciałem żalu i uczucia prze­ m ijania...”

To co m ów i P rzy b o ś m ieści się na an typodach p o ­ zycji M allarm ego, k tó ry tw ierd z ił, że poem at tw o ­

Czy słow a piszą pisarzy? Słow o — zabija rzecz... ...ale i staje się ciałem

(10)

J A N P R O K O P 42 Mit — znakiem i funda­ m entem rzeczy

rzy się nie z m yśli, ale ze słów. Z d ru g ie j stro n y , jeśli R im baud został w ielkim św iętym w spółczesnej lite ra tu ry , to nie ty lk o jako a u to r S e zo n u w piekle, nie ty lk o dlatego, że pisał, ale i że pisać p rze stał, że a fry k a ń sk ą a w a n tu rą zado ku m ento w ał p o g ard ę dla słow a, jego jałow ość, jego niem oc — w y b ie ra ­ jąc to co jest przeciw tem u, co napisane. S ta ł się p a tro n e m przez ten akt w y b o ru — przeciw „ ty lk o słow om ” .

D w ubiegunow ość słowa, k tó re p rag n ie być ty lk o sło­ w em , a tęskni, aby stać się ciałem — jako k o n flik t, jako rozdarcie szczególnie ostro p rzeżyw an e jest w k u ltu rz e n aszych czasów. J e st to zapew ne zw ią­ zane z kry zy sem m itu jako fu n d am e n tu rzeczy — zapew niającego św iatu dw ubiegunow e napięcie, a za­ razem jedność i tożsam ość. M it był znakiem rzeczy, a zarazem tk w ił w rzeczach, jako ich ra c ja b y tu , zasada i g w aran cja istnien ia, m odel i w zór. Słowo m itu dziejąc się w płaszczyźnie pozaczasow ej ogól­ ności in terw en io w ało jednocześnie w sferę jedno ­ stkow ego k o n k retu i czasu historycznego. P e rse fo ­ n a p o w racająca z podziem i była znakiem w iosny, ale zarazem ra c ją b y tu , uzasadnieniem w iosennego ro zk w itu i ciepła. To co się działo w sferze m itu , m iało bezpośrednie p rzedłużenie w św iecie rzeczy. P ersefo n a była isto tą w iosny, była ro zk w itający m i kw iatam i, pierw szą zielenią liści i ciepłym i k ro p la ­ mi deszczu. Tak jak D riada była d rzew em a d rze­ wo D riadą. P o rząd ek słów nie by ł osobnym po­ rządkiem , ale d ru g ą stro n ą rzeczy, albo m oże le­ piej, rzeczy b yły d ru g ą s tro n ą słow a. Słowo bez rzeczy było niem ożliw e — ta k sam o jak rzeczy b y ły m ożliw e ty lk o dzięki Słowu. W ta k im u k ła ­ dzie „k łam stw o ” było niem ożliw e, gdyż zm iana słow a m u siałab y pociągnąć za sobą zm ianę rzeczy. Oba p orządki b y ły ze sobą sprzęgnięte. Słowo było „ św ięte” , rządziło rzeczam i, ale zarazem w y łan iało się z rzeczy. P rzy p isy w an ie słow u boskiego pocho­ dzenia po tw ierd zało sa k ra ln y c h a ra k te r słow a. To

(11)

43 M I Ł O S C D O D E S Y G N A T O W

nie człow iek sam ow olnie p o n azy w ał rzeczy, ale no­ szą one w sobie przez Doga daną (im m anentną) nazw ę.

S koro m it stał się „tylko opow ieścią” , tw o rem lud z­ kim nie m ającym w p ły w u n a rzeczy, porządek sło­ wa odkleił się od po rządk u rzeczy. Słowo uległo des&kralizacji, przestało rządzić rzeczam i, w yzw o­ liło się i uniezależniło. S tało się p ian ą sw obodnie ślizgającą się po p ow ierzchni św iata. Na początku b y ło Słow o — pow iada św ięty Ja n ; words, words, words... — pow iada H am let.

W ty m m om encie rozw oju k u ltu ry , gdy okazało się m ożliw e spojrzenie na słow o jako n a „ty lk o sło­ w o...” — a więc um ow ny tw ó r ludzki, nie zw iązany sa k ra ln y m w ęzłem z rzeczam i — pojaw iła się tęsk n o ­ ta, ab y pow rócić do p ierw o tn ej jedności. P ra g n ie ­ nie, aby zaszyć bolesne rozdarcie, aby słow o zno­ w u stało się drożdżam i rzeczy, m agiczną m ocą po­ ru sz a jąc ą św iatem . A by stało się ciałem . Z adanie po w tó rn ej „ re sa k ra liz a c ji” słow a p o d e jm u je poe­ zja, o ile nie jest czystą g rą językow ą. Poezja bo­ w iem „w spak ” p ró b u je odbudow ać m it, uczynić ta k , ab y słowo rządziło św iatem . M it jed n ak był s p ra w ą zbiorowości, św iat przezeń tw orzony był św ia te m obow iązującym d la w szystkich. Słowo p o e ty zaś, n aw et jeśli s ta je się ciałem , odbudow uje jed en z w ielu m ożliw ych św iatów , jed en z w ielu n iekon ieczn ych, różnych od siebie. M it bowiem p ro w adził w szystkich razem w jedność w szechśw ia­ ta, g d y poezja o tw iera przed jed n o stk ą p ry w a tn e kosm ogonie.

Poezja resakra- lizuje słowa

Cytaty

Powiązane dokumenty

Korzystając z tablicy dydaktycznej, wspólnie z uczniami wymieniamy cechy budowy morfologicznej tasiemca uzbrojonego i określamy regresywne zmiany w budowie i funkcjach,

Na polecenie nauczyciela uczniowie podają przykłady zapożyczeń, które w ostatnim czasie utrwaliły się w języku polskim (np. Na polecenie prowadzącego uczniowie podają

Na przykład presupozycją syntagmatyczną zdania „Funio przestał bić swoją żonę ” jest zdanie tej treści, że istnieje taki rodzaj mężczyzn, mianowicie

Gdyby istniała funkcja dwuargumentowa S(k,n) uniwersalna, to znaczyłoby, że dla każdej funkcji jednoargumentowej F(n) istnieje takie k, że dla każdego n zachodzi

Hermeneutyka fi lozofi czna wobec tego, co inne ...17?. Z

Wymieniono tu dziesięć autorytetów, których kolejność, ze względu na liczbę oddanych głosów, ukształtowała się następująco: pierwsze miejsce - nauczyciele (11

• W sadzie jabłoni jest więcej niż grusz, śliw jest mniej niż grusz, a moreli jest mniej niż śliw.. Czy moreli jest więcej, czy

• W sadzie jabłoni jest więcej niż grusz, śliw jest mniej niż grusz, a moreli jest mniej niż śliw.. Których drzew jest najmniej w sadzie, a