• Nie Znaleziono Wyników

Jan Zacharjasiewicz o powieści

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Jan Zacharjasiewicz o powieści"

Copied!
18
0
0

Pełen tekst

(1)

Wiktor Hahn

Jan Zacharjasiewicz o powieści

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 26/1/4, 582-598

(2)

JAN ZACHARJASIEW ICZ O POW IEŚCI.

P. Kazim ierz W óycicki w p ra c y : Walka na Parnasie i o Parnas, przedstaw iając zapatryw ania naszych powieściopi-

sarzy na istotę powiości w latach 1866 i następnych, przytacza także m iędzy innem i arty k u ł Jan a Zacharjasiew icza z r. 1867x)· Nie było to jed n ak jedyn e w ystąpienie Zacharjasiew icza w sp ra ­ wie powieści, już bowiem przedtem zabrał głos w tej kw estji, a i po r. 1867 poruszył ją raz jeszcze. W obec tego, że w na­ szej literaturze roztrząsania teoretyczne tw órców należą niem al do rzadkości, nie od rzeczy będzie zestaw ienie odnośnych za­ p atry w ań au tora Wiktorji Reginy.

I.

Po raz pierw szy poruszył Zacharjasiew icz szereg kw estyj teoretycznych w odniesieniu do pow ieści w r. 1862 w Ty­ godniku poznańskim, piśm ie na swój czas doskonale redago-

w anem przez dra K azim ierza Szulca.

W artykule, ogłoszonym tu p. t.: Kobieta w powie­ ści i kobieta w życiu. Kartki luźne z teki Jana Zacharjasiewi­ cza 2), porusza au to r w rozdziale zatytułow anym : Na wstępie

szereg zagadnień z zak resu teorji powieści. Po kilku uw agach ogólnikow ych zastanaw ia się Z. nad tendencją w powieści, for­ m ułując kw estję całą w dylem at: czy sztuka może być środ­ kiem do jakiegobądź celu, czyli sam a dla siebie pow inna być celem najw yższym . Przytoczyw szy n astęp n ie w krótkości arg u­ m enty obu zapatryw ań, nie rozstrzy g a Z. kw estji stanow czo, w y p o w i a d a jednak w tej m ierze następu jący pogląd: „praw da i tendencja czasowa nie stoją w tak strasznym do

WIKTOR HAHN.

b M a terja ły i opracow ania do d zie jó w p o z y ty w iz m u p o lsk ieg o . C zęśćI.

W alka z epigonizm em . P oglądy, w sk a za n ia , n a d zie je , w ró żb y . Warszawa,

1928 Ustęp o Zacharjasiewiczu, w którym autor uw zględnia artykuł jego, pom ieszczony w P am iętniku n aukow ym , litera ck im i a r ty sty c z n y m z r. 1867, znajduje się w książce tej na str. 103— 106.

(3)

I. ROZPRAWY. — Jan Zacharjasiewicz o powieści. 5 8 3

siebie stosunku, jak to niektórzy m niem ają... p raw da jako za­ sada k ard y n aln a wszego pozostaje zawsze jedna i ta sam a, a tendencja czasu rów nież jest jedną i tą sam ą, zgodną z praw dą, bo każdego czasu przeznaczeniem jest walczyć za p raw d ę“. W ywodząc zaś dalej, że sztuka i litera tu ra nie m ogą oderw ać się od narodu, sądzi, że obie m uszą mieć tendencję czasu. T endencyjność pojm uje Z. w ten sposób, że z obfitego źródła praw d m oralnych w ybiera pow ieściopisarz takie praw dy do swoich utworów, jakich w łaśnie potrzeba narodow i i k tóre w danej chwili odgryw ają głów ną rolę.

Na tezę n iektórych estetyków , że powieść pow inna być tylko niem em odbiciem , fotografją czasu, Z. nie zgadza się. W takim razie a rty sta staje się rzem ieślniczym fo to g rafem 1). Jeśli autor, przedstaw iw szy w ady i cnoty narodu, nie um ie m u w skazać drogi dalszej, w tedy nie może być jego prze­ w odnikiem .

W spraw ie charak tery sty k i bohaterów w pow ieściach, wykazuje różnicę m iędzy bohateram i w powieści i dram acie: bo hater powieści rozw ija się powoli i ukształca, b o h ater d ra ­ m atu w ystępuje z sam ow iedzą idei i tylko w akcji odsłania się. Przechodząc w dalszym ciągu ponow nie do trakto w ania w pow ieściach praw d m oralnych, rozróżnia Z. dw ie g ru p y au to ­ rów. Jedni z nich p rzedstaw iają w iernie w alkę nam iętności z praw dą m oralną lub to w arzyską: każda nam iętność kończy się u nich zgodnie z rzeczyw istością. W edług auto ra są to „kronikarze“. D rudzy znów, tak zwani m oraliści, obierają jak ąś praw dę m oralną, przeprow adzają ją przez różne ek sperym en ta jako zw ycięską i try u m fu ją nad złem. Oba sposoby pisania powieści m ożnaby pogodzić, w jaki to jednak sposób n astąpićby mogło, tego au to r nie rozprow adza.

Do najw ażniejszych zadań pow ieściopisarza należy w edług Z. wym odelow anie kobiety bohaterki. Ze w zględu n a to, że stanow isko kobiety w narodzie jest bardzo w ażne, nie może

0 W jednej z rozmów, prow adzonych w siódm em dziesięcioleciu ubiegłego w ieku z śp. ojcem moim, F eliksem , na tem at stosunku pow ieści do rzeczyw istości, nadm ienił Zacharjasiewicz na podstaw ie licznych sw ych do­ świadczeń i przeżyć, że zna tak potw orne czyny ludzkie, iż nie m ógłby w prowadzić ich za przedm iot pow ieści, nie uwierzonoby bow iem jego opo­ w iadaniom jako niepraw dopodobnym . Przy tej sposobności pragnę zazna­ czyć, że Ojciec mój, zajm ujący się specjalnie spraw am i teoretycznem i w ża- kresie literatury pięknej, zwracał uw agę Zacharjasiewicza na najw ażniejsze prace ów czesne, m. i. na dzieła Vischera i Carriere’a, z których też czę­ ściow o Zacharjasiewicz w późniejszych sw ych artykułach korzystał. Tu jeszcze podaję ciekaw y szczegół, zapam iętany z opow iadań Ojca w odniesieniu do W incentego Pola. Było to w ch w ili pracy Pola nad P ow odzią (r. 1867). Autor M ohorta roztaczał przed Ojcem plan dramatu, zaznajam iał go szcze­ gółow o z treścią, prosząc o w ypow iedzenie sw ych uw ag. Mimo zwrócenia uw agi na to, że pom ysł zupełnie n ie nadaje się do akcji dram atycznej, Pol n ie dał się przekonać i rzecz sw ą w ykończył. Jest to, jak wiadom o, naj­ słabsza praca Pola, pozbaw iona zupełnie cech istotn ie dramatycznych.

(4)

584 I. ROZPRAWY. — W iktor Hahn.

być obojętne traktow anie jej w powieści, przyczem zw raca Z. uw agę na dw a p o stu laty : 1 kobieta przedstaw iona w pow ieści pow inna być p raw d ą psychologiczną, 2 obraz k o biety m a być tak odtw orzony, aby czytelnik odniósł z tego jak ąś k o rzy ść; dla przew ażnej części kobiet zarów no m łodszych, jak starszych pow ieść staje się szkołą, w której uczą się kochać, cierpieć na wzór bohaterek.

Po za tem w końcow ych uw agach podnosi jeszcze Z. dobrze zaobserw ow any u najznakom itszych naw et pow ieściopisarzy fakt, że postaci, n ary sow an e przez nich na pozór z uderzającą p raw d ą i w ielkim efektem , okazują się przy bliższem b adaniu błędne. „Gdy bowiem zaczęte i naszkicow ane linje, w edług ele­ m en tarny ch praw ideł sztuki do całej postaci przedłużym y, w y­ stąpi w idoczna m onstrualność albo n ien atu raln e sk u rc z e n ie “. Ja k o przy kład y podobnych psychologicznych falsyfikatów w po­ wieści, podaje Z. pięć krótkich szkiców, m ających uzasadnić jego tezę, szkiców ujętych w form ę nowel. Ze w zględu na to, że rzeczy te nie zostały p rzedrukow ane później, podaję k ró tk ie ich streszczenie.

P ierw szy szkic p. t. Sarneczka (nr. 28, str. 217—220)

przedstaw ia jako bohaterkę m łodziutką Zosię, k tó rą pokochał Tadeusz, przyjaciel jej brata, Michała, złączony z nim w spól­ nym pobytem w K ufsteinie, gdzie obaj jako w ięźniow ie poli­ tyczni przebyli szereg lat. W ahania T adeusza, czy potrafi za­ pew nić szczęście idealnej Zosi, on, w idzący w życiu tylko ciernie i kolce, prace i obowiązki, rozw iew a Michał zapew nie­ niem. że Zosia, znająca życie tylko z błękitnej jego pow ierzchni, której głębie i tonie nie odbierają odwagi, unosić go będzie z sobą na pow ierzchni, aby nie utonął, nie zwątpił. Pod w pły­ wem tych słów M ichała ostatnie sk rup u ły T adeusza p ry sk a ją — m łodzi p obierają się.

W edług u tarteg o zwyczaju pow ieściopisarz przed staw iłby w dalszym ciągu m ałżeństw o obojga, m ałżeństw o szczęśliw e; Z. jed n ak utrzym uje, że takie zakończenie byłoby fałszem p s y ­ chologicznym , pisze bowiem ta k : „Gdyby au to r po kilku latach T adeusza obaczył, p rzestraszyłby się postacią swego bohatera. Zgargiony, łysy, w ychudły, odpow iedziałby m u : W ielkie g łu p ­ stw o zrobiłeś, mój bracie, żeś mi kazał ożenić się z Zosią, a ja jeszcze większe, żem twojej głupiej rad y usłuchał. Ona m nie w cale nie pojm uje. Gdy ja siedzę nad pożyteczną dla ogółu pracą, ona się nudzi i w yrzeka, żem jej św iat zawiązał, żeby wolała była pójść do klasztoru. Ona nie zna życia z pow ażnej stro n y — o obow iązkach ani mów do niej! Uśm iech i św ieże, now e w rażenia, to cel jej życia. Kołysać się po w ierzchu fali, z piosn k ą n a u stach, p ragnąć i mieć zaraz, co się pragnie, i nigdy się nie ukłuć, nigdy nie zadrasnąć, nigdy nie w estchnąć, nie płakać, to jej hasło! Nie ma najm niejszego w yobrażenia o tem , że życie to tru d, p raca i pośw ięcenie się... że życie to

(5)

ROZPRAWY. — Jan Zacharjasiewicz o powieści 585

tylko czas św iętych obowiązków, a ty, przeklęty autorze, nigdy jej o tem przed ślubem ani słówkiem nie w spom niałeś!... Za to ja dzisiaj pokutuję, a głupi św iat, który twój epilog czytał, wierzy, żem najszczęśliw szy z ludzi! A to m nie więcej dręczy, jak moja żona, k tó ra trzy razy na dzień kłóci się ze m ną, że nie m a u m nie tego szczęścia, jakiego w ym aga jej organiza­ cja!...“ (str. 220).

Drugi szkic p. t. Tendencyjno-zalotna (nr. 31, str. 241—244)

ma treść nieco więcej skom plikow aną. Młoda Leonja kocha Edm unda, nałogow ego gracza w karty. Chcąc go uleczyć z ni­ szczącej go nam iętności, postanaw ia w ystawić go na p ró b ę: 0 ile w ciągu jednego roku nie będzie grał w k a rty , zgadza się zostać jego żoną. W zakochanym Edm undzie wzbudza po­ nadto zazdrość, udając, że sprzyja Kazimierzowi, k tó ry oczaro­ w any jej pięknością zapom ina o szczerze go kochającej E w e­ linie. Edm und przem ógł nam iętność; po roku próby poślubia Leonję, a i Kazimierz, przekonaw szy się o praw dziw ej w artości Eweliny, zostaje jej mężem.

W życiu jed n ak w edług Z. losy bohaterów szkicu potoczy­ łyby się inną k oleją: zalotność Leonji, wrodzona jej wada, mimo najszlachetniejszego pierw otnego jej przeznaczenia, stała się jej naturą. O statecznie opuszcza męża z kochankiem , a mąż, nie bardzo zm artw iony ucieczką żony, pow raca napow rót do stolika kaw iarnianego. Kazimierz zaś mimo idealnej żony nie zapomniał czarodziejskiej kusicielki.

Trzeci szkic p. t. Perły w błocie (nr. 38, str. 297—300

1 nr. 39, str. 305—308) opracow any jest, jak mówi Z., w edług wszelkich praw ideł pow ieściopisarzy, szukających pereł w bło­ cie. Taką perłą w błocie jest uboga Ju d y ta, k tó ra mimo złego przykładu m atki i starszej siostry pozostała w swem ubóstw ie cnotliwą dziewczyną. Pokochał ją biedny d jurnista Albin, pozy­ skaw szy także jej miłość. Ale szczęściu m łodych sta n ę ły na przeszkodzie intryg i m atki i dwóch ciotek Albina, k tó re oba­ wiając się poślubienia przez niego ubogiej dziew czyny, spow o­ dowały w końcu zerw anie ze stro n y Ju d y ty . J u d y ta chw yta się naw et bardzo rad y k aln eg o środka celem w yleczenia Albina z miłości, oto zam ieszkuje w domu młodego Filipsona, syna bogatego b ankiera, co istotnie oddziałało w pożądany sposób na Albina. Ju d y ta jed n ak tylko pozornie jest koch ank ą Filip­ sona; zgodziwszy się zam ieszkać w jego dom u, p rag n ęła zemścić się n ad nim, jako uwodzicielem starszej swej sio stry ; nie uległszy mu, dręczy go zupełną obojętnością tak, że dopro­ w adza go do sta n u ruiny. Na łożu śmierci zostaje jego żoną, by w dwie godziny później odziedziczyć po nim olbrzym i m a­ jątek. Teraz m oże zostać żoną Albina, dochow aw szy m u w ciągu lat wierności.

W rzeczyw istości jednak, znów w edług Zacharjasiew icza, spraw a p rzedstaw iałaby się inaczej. Oto Filipson m iał um rzeć

(6)

nien atu raln ą śm iercią, dokum ent m ałżeństw a Ju d y ty z nim miał być sfałszowany. K iedy Ju d y ta mimo m ajątku spotkała się z uprzedzeniem społeczeństw a, poślubiła Albina jako wygod­ nego męża, na co on w p ersp ektyw ie zapew nionego spokoj­ nego życia chętnie się zgodził.

W czw artym szkicu p. t. Chemja i alchemja (nr. 40, str.

313—316 i nr. 41, str. 321—323) opow iada Z. o losach młodej Paulisi, żony starego prezesa, którego rozpustnem swem życiem przyprow adza o śm ierć; intrygam i sw em i zaprow adziła do grobu także pasierbicę swą, Marję. Silne w strząśnienia, jakich doznała, p rzekonały ją o złej drodze, na jak ą w stąp iła; odtąd postano­ w iła żyć inaczej, dobrem i uczynkam i okupić sw ą przeszłość. Na drodze swej dalszej spotyka w ykolejeńca życiowego, któ­ rego postanaw ia w yratow ać z upadku. Dzięki jej pośw ięceniu nieszczęśliw y odzyskuje w iarę w siebie i w yzw ala się ze swych błędów.

Po napisaniu tego szkicu przez Z., złośliwy Zoil, w pro­ wadzony w zakończeniu opow iadania przez autora, zmienił pierw otn y ty tu ł opow iadania Ofiara na Chemja i alchemja, we­

dług niego bowiem m iędzy zdrow ą psychologją, m iędzy od- wiecznem i ustaw am i społecznem i, a b o h aterk ą opow iadania, Pauliną, istnieje tak a sam a różnica, jak a jest m iędzy chem ją a alchem ją. Chemja jest to nauka op arta na pew nych, nie­ zm iennych praw ach przyrodniczych, alchem ja jest to chorobliwa m rzonka, usiłująca z m ieszaniny podłych kruszców utw orzyć szlachetny. W edług niego źle pojęta m yśl M agdaleny w yrządza społeczeństw u najw iększe szkody, zachęca bowiem ludzi do używ ania życia, wpaja w nich to przekonanie, że po nasyceniu się rozkoszam i światow em i w ystarczy do przebłagania Stwórcy po k u ta w starości. Do tego au to r pow ieści powinien mieć na względzie, że dusza kobiety jest to tk an k a z najczystszej bieli; w razie zbrukania tej bieli nie wolno autorow i głosić, że w aptece życia są na te plam y reag en tia, niepozostaw iające po sobie żadnego śladu. To bowiem (ciągle w edług kry ty ka) jest w prost niepraw dą, a głoszenie takiej niep raw dy jest niem oralne (str. 322).

W ostatnim wreszcie szkicu, p iąty m z kolei, p. t. Zagadki nieodgadnione (nr. 42, str. 329—330) m am y opow iedzianą hi-

storję Teodozji, która pokochaw szy młodego Ludw ika pozostaje w ierna tej miłości mimo tego, że jej ukochany niegodny jest tej miłości, dopuszczając się rozm aitych zbrodni (fałszywej gry w karty, podrabiania weksli, kradzieży, naw et zdrady kraju). K iedy go powieszono jako działającego n a szkodę ojczyzny, nieszczęśliw a usiadłszy pod szubienicą z zapadłem i od bolu po­ liczkami, w patryw ała się z miłością w wisielca.

W edług k ry ty k a m iłość Teodozji jest rzeczą potw orną — ona sam a jest potw orna, kochając potw ora. A utor sam także jest zdania, że powieściopisarz, apoteozując potw orność lub k a ­

(7)

ROZPRAW Y. — J a n Z ach arjasiew icz o powieści. 587

lectwo serca ludzkiegoo, w yrządza społeczeństw u szkodę. W e­ dług au tora „pow ieść pow inna nam w yobrażać ową św iątynię z pierw szych czasów chrześcijaństw a, w której wedle przew i­ nień swoich ustaw ien i byli pokutnicy, zacząw szy od stopni oł­ tarza aż do tych, co klęczeli poza drzwiam i kościoła, których im przekroczyć nie było wolno. Całe zgrom adzenie w iernych patrzało na nich i kajało się. A utor pow inien być sum iennym sędzią, a nie obrońcą obwinionego, bo publiczność nie ma pro ­ ku rato ra, k tó ry b y zbyt zaaw ansow aną obronę sprow adził do paragrafów u staw społecznych. A ustaw y społeczne, zakreślone od Boga, pow inien au to r szanow ać, a tem bardziej w narodzie, k tó ry nie może ich sam -spisać w e w łasną księgę, tylko prze­ kazuje dobrem u sum ieniu każdego“ (str. 330).

W odniesieniu do owych pięciu szkiców, skreślonych przez Z., pragnę przedew szystkiem zaznaczyć, że szkice czw arty i piąty z kolei nie są przeprow adzone w podobny sposób, jak trzy pierw sze szkice, au to r bowiem nie podaje w nich odm ien­ nych w arjantów , w ypow iada tylko pew ne zastrzeżenia co do przeprow adzenia zasadniczego pom ysłu.

D ruga uw aga nasu w a się jeszcze następująca: w trzech pierw szych szkicach podaje w praw dzie au to r dw ojakie rozw ią­ zanie m otyw u, rzeczy jednak nie pogłębia w należyty sposób, ta k że w czytelnika nie potrafi wpoić przekonania, jakoby tylko jedno z podanych przez niego opracow ań miało istotnie cechy praw dopodobieństw a.

Szkice te naogół są za mało przem yślane, niedostatecznie opracow ane. Szkoda wielka, że Zacharjasiew icz żadnego z po­ wyższych pom ysłów w późniejszej swej działalności nie podjął i nie opracow ał w odpow iedni sposób, tkw iły w nich bowiem istotnie pom ysły w arto ścio w e1).

Wkońcu jeszcze jedno spostrzeżenie w ypada zanotow ać : Ów pesym izm au to ra, tak jaskraw o w ystępujący w kreśleniu postaci kobiecych w w ym ienionych powyżej pięciu szkicach, był tylko chwilow ym objaw em , nie trw ającym długo. W żadnej ze swych powieści późniejszych (wyjąw szy Tajemnicę Stefanji)

nie w prow adził Z. ani podobnych m otywów, ani też nie odm a­ lował kobiety w tak ujem nem świetle. Zaważyła tu niew ątpli­ wie syinpatja, jaką m iał w kołach licznych swych wielbicielek, jego też kochliwe usposobienie, szczupły naogół zasób zaobser­ wow anych w ydarzeń, niedostateczna znajom ość różnorakich sfer społeczeństw a, a nadto może w części zaznaczone powyżej stanow isko jego w odniesieniu do rzeczyw istości. Słusznie też

') Pod pew nym w zględem przypomina Z. P a w ł a E r n s t a , znanego poetę i pow ieściopisarza niem ieckiego, który w pracy sw ei : D er W eg zu r

F orm . A bhandlungen ü ber die Technik vornehm lich d er T ragödie und N o­ velle. 3. München 1928, rozpatrywa szereg m otyw ów pow ieściow ych i now e­

listycznych, w ykazując z niezw ykłą subtelnością i w n ik liw ością krytyczną słabe ich strony.

(8)

588 I. ROZPRAW Y. — W ik to r H ahn.

podkreśla Kazimierz R aszew ski, że au to r nasz nie poszukiw ał kobiety na drogach niepraw ości i zepsucia. K obieta w pow ie­ ściach Z., w edług o k reślenia R aszew skiego, „jest to wogóle isto ta dobra, n aw et potulna, do pokochania i n astroju ideal­ nego skłonna, ale bardzo mało sam odzielna i en erg iczn a; je­ dyna tow arzyszka po drodze gładkiej i rów nej, wśród m anow ­ ców i przepaści zaw rotnych tra c i głowę i szuka podpory. Sam a nie w ytyka sobie k ieru n k u ; szczęścia nie zdobyw a sobie przebojem ; łam ać je pozw ala byle kom u, bożyszczu rodziny, przesądow i obyczajowem u, konw enansow i, zdradzie... Kobiety jego przyjem ne są raczej, niż in teresu jące osobą w łasną; inte- resującem i czynią je sytuacje, w jakie w prow adza je p rzypadek kierow any ręk ą au to ra, a w ostatniej instancji zawsze u nich sytuację rozstrzyga dobroć s e rc a “ x).

II.

D ruga p raca Zacharjasiew icza, k tó rą z kolei m am y się zająć, nosi ty tu ł: Bohaterowie i bohaterki w powieści. Studja k ry ty c zn e 2).

W ustępie pierw szym p. t. Powieść w literaturze (str.

437—444) naw iązuje Z. do podania ludowego o królew nie, odepchniętej ze św iątyni n au k i i um iejętności przez siostry sw e za to, że poszła w św iat m iędzy ludzi, rozrzucając pełną g arścią m iędzy tłum y sk arb y tak zaw istnie przez nie chowane. Taką zapoznaną kró lew ną je st w edług Z. pow ieść, której szat kapłańskich nie w idziały tłum y, nie chcieli zaś dojrzeć z u p rze­ dzenia ludzie ścisłej nauki i um iejętności. Mimo to powieść żyje dotąd, rozchodząc się dzięki swej przystępnej szacie po najodleglejszych arterjach .

O dtąd przejm uje Z. całe zd ania z poprzedniego swego a rtyku łu , jak o tem może przekonać n a stę p u ją c e zestaw ienie:

T ygodn ik p o zn a ń sk i 1862, str. 210: P a m iętn ik n a u k o w y, lii. i art., 1867,

str. 442:

Pow ieść, jeśli chybia sw ego prze- Pow ieść, jeśli chybia sw ego prze­ znaczenia, wyrządza szkodę społeczeń- znaczenia, wyrządza niezm iern ą szko- stw u. Jako chleb pow szedni, którym dę społeczeństw u. Jako chleb po­ żyw ią się najliczniejsze zastępy na- w szedni, którym żyw ią się najlicz- rodu, może ona stać się najstra- niejsze zastępy sp o łeczeń stw a , może szliw sza, jeśli zam iast pokarmu, po- ona stać się najstraszliw szą, jeśli za­ daje truciznę. W przeciwnym razie m iast pokarm u, przynosi mu truciznę, n iesie ona pożytek niezm ierny, jeżeli W przeciwnym razie n iesie ona po­ ducha narodow ego budzi i wzm acnia, żytek niezm ierny, jeżeli budzi i wzmac- Przystępna formą sw oją jak najw ięk- nia ducha społeczeństw a. Przystępna

b Jan Zacharjasiewicz. (C zterdziestolecie pow ieści). Lwów, 1895, str. 42 i 43.

2) P am iętnik n a u k o w y, litera ck i i a r ty s ty c z n y . 1867. Tom pierw szy.

Warszawa, str. 437—491. Pism o to, pod redakcją A ugusta Jeskego, w ychodziło tylko krótki czas, zakończyło swój żyw ot na tom ie pierw szym .

(9)

L ROZPRAW Y. — J a n Z acharjasiew icz o pow ieści. 589

szej liczbie czytających, tem baczniej­ sze pow inna na się zwracać oko, bo w edług obecnego kierunku m oże się stać najpożyteczniejszą dźw ignią w na­ rodzie albo zabójczem dla niej że­ lazem.

formą sw oją jak największej liczbie czytających, tem baczniejsze pow inna na się zwracać oko, bo według obra­ nego kierunku może się stać jak naj­ potężniejszą dźwignią społeczeństw a

albo — zabójczem żelazem.

Dalsze uw agi nad znaczeniem i skutkam i powieści są częściowo rozszerzeniem , częściowo skróceniem myśli, rozwi­ n iętych n a ten sam tem a t w Tygodniku poznańskim .

U stęp drugi arty k u łu p. t. Znamiona czasu i społeczeń­ stwa w powieści (str. 444—448) jest w przew ażnej części do-

słownem pow tórzeniem wywodów au to ra z Tygodnika poznań skiego ; oto np. uw agi au to ra w spraw ie rozbieżnych zapatryw ań

na tendencję pow ieści:

T ygodn ik p o zn a ń sk i, 1862, str. 210:

Mówią jedni: sztuka nie p ow in­ na m ieć tendencji czasow ej. Prawda i piękno są bezw zględne — co jest dzisiaj pràw dziw em , było niem i przed stu laty, m usi być niem i na w ieki. Naciągać zaś wyobrażenia o prawdzie i pięknie do potrzeb ch w ilow ych , zna­ czy frymarczyć sztuką, która pow inna być jako bóstw o n ietyk aln a, jak do­ gm at religji niezłom na. Sztuka, użyta do przeprowadzenia teoryj społecz­ nych, jest zbezczeszczoną św iątynią, z której dawni bogow ie uszli, a now i m ieszkać nie śm ieją. Zastosow ana zaś do chw ilow ych potrzeb narodu, z bo­ gini, która nad narodem królować po­ w inna, staje się jego służebnicą i nie prowadzi go, jak jest jej przeznacze­ niem , tylko idzie za nim , jak czarna niew olnica...

P am iętn ik naukow y, lii. i art., 1867,

str. 444:

Jedni m ów ią : Prawda i piękno są bezw zględne. Co jest dzisiaj pięknem i bezw zględnem , było niem i przed stu laty, m usi być niem i na w ieki. N aciągać zaś w yobrażenia o prawdzie i pięknie do potrzeb ch w ilow ych , znaczy to frymarczyć sztuką, która pow inna być jako bóstw o św ięta i nietykalna, jak dogmat religji nie­ złom na. Sztuka użyta do przeprowa­ dzenia teoryj społecznych, jest zbez­ czeszczoną św iątynią, o której m ów i poeta, że dawni bogow ie z niej uszli, a now i mieszkać nie śm ieją !... Z asto­ sow ana zaś do chw ilow ych potrzeb społeczeństw a z bogini, która w spo­ łeczeń stw ie królow ać pow inna, staje się jego służebnicą i nie prowadzi go, jak to jest jej przeznaczeniem, tylk o idzie za niem jak czarna n ie­ w olnica, pełniąca różne posługi!

Opuścił tylko Z. dłuższy u stę p od słów : „Czyż oddychając pew ną atm osferą“ do słów : „ale jacyby to byli spektatorow ie“

(Tygodnik poznański, str. 211, szpalta pierwsza, ww. 1—33 od

góry), kilka zaś zdań now ych dodanych nie zm ienia w niczem zasadniczych jego poglądów .

Ustęp trzeci, zatytułow any Kronikarze i moraliści (str.

448—453) jest znow u praw ie dosłow nem pow tórzeniem uw ag autora, w ypow iedzianych w Tygodniku poznańskim (str. 211 —

213) na tem at trak to w an ia p raw d m oralnych lub społecznych, różnicy charakterów bohaterów w pow ieści i w dram acie. Nie­ liczne zm iany już to w form ie dodatków , już to w form ie opuszczeń, nie zm ieniają rów nież w niczem zasadniczego sta­ now iska autora. Jak o przyk ład podaję znowu zestaw ienie dwóch analogicznych u stępó w :

(10)

590 I. ROZPRAW Y. — W ik to r H ah n .

E stetycy rozróżniają charaktery bohaterów w p ow ieści i w dramacie. W dramacie w ystępuje bohater jako charakter, który idzie do celu linją prostą, przecinając w szystko, co mu na drodze staje. Bohater zaś p ow ieści postępuje linją krzywą, w edług tego, co go przyciąga i odpycha, a n ab ie­ rając w postępie coraz w ięcej har- tu, staje u m ety, gdzie już pro­ sta przed nim droga. Bohater po­ w ieści wychodzi z rąk pisarza jak w osk miękki. W ciągu pow ieści w y­ ciska się na nim w szystko, co go otacza, razi go i osłabia. W alczy i upa­ da i znow u się podnosi, a dostą­ piw szy w w alce życia należytego har- tu, kończy pow ieść. Gdy się bow iem charakter bohatera już skrystalizuje, pow ieść kończy sw e zadanie, bo b o ­ hater z wyrobionym już charakterem będzie w e w szystkich danych oko­ licznościach ludzkim i żadnej w czy­ tających n ie wzbudza ciekaw ości, bo to, co on robi, już naprzód odgadnąć można. W tem w ięc różni się boha­ ter pow ieści od bohatera w dram acie, że pierw szy pow oli się rozwija i ukształ- ca, drugi w ystępuje na serjo z samo- wiedzą idei i tylko w akcji odsłania się.

T ygodnik po zn a ń sk i 1862, str. 211 п.: Pam iętnik n a u k o w y, lit. i art., 1867,

str. 449 п ..

E stetycy rozróżniają charaktery bohaterów w p ow ieści i w dramacie. W dramacie postępuje bohater linją prostą do sw ego ctlu , przecinając w szystko, co mu na drodze staje. Bo­ hater zaś p ow ieści idzie linją krzywą, w edług tego, co go przyciąga lub od­ pycha, a nabierając w p ostęp ie coraz w ięcej hartu, staje u m ety, gdzie już

prosta przed nim droga.

W ciągu pow ieści w yciska się na nim w szystko, co go otacza, razi, osłabia lub w zm acnia. W alczy i upada i znow u się podnosi, a dostąpiw szy w w alce życia n ależytego hartu, koń­ czy pow ieść. Gdy się bow iem cha­ rakter bohatera już skrystalizuje, po­ w ieść kończy sw e zadanie, bo bohater z w yrobionym już charakterem będzie w e w szystkich danych okolicznościach życia jednakim i żadnej w czytających nie wzbudzi ciekaw ości, bo to, co on zrobi, już naprzód odgadnąć można. W tem w ięc różni się bohater p ow ie­ ści od bohatera w dramacie, że pierw szy pow oli się rozw ija i jak w osk m iękki ukształca, drugi w ystę­ puje na scenę z św iadom ością idei i tylko w akcji odsłania się.

U stęp czw arty p. t. Popiersia i postacie (str. 454—455) *)

jest znowu przejęty z Tygodnika poznańskiego (str. 213) od

słów : „Najznakom itszym artystom w ydarza się “ do słów : „aby dane w zarysie linje przedłużyć i spraw dzić“.

U stęp piąty p. t. Kobieta bohaterka (str. 455—-460) nie ma

odpow iednika w Tygodniku poznańskim .

W ykazuje w nim Z. olbrzym i w pływ typów kobiecych, przedstaw ianych w pow ieściach na um ysły k o b iet: „powieść... w ręku... czytelniczek jest szkołą, w której uczą się kochać i cierpieć tak, jak to czyni b o h aterk a ro m an su “. Jak o przykład przytacza wielki wpływ bo haterek G eorge’a Sanda. Błędem po- w ieściopisarzy jest k reślen ie postaci niew yraźne, pociągające

*) Na str. 455 P am iętn ika zamieszcza autor następującą uw agę: „Ni­ niejsze kartki pow stały ze studjów autora w przedłużaniu i sprawdzaniu podobnych zarysów bohaterek i bohaterów w naszych i zagranicznych po­ w ieściach.' Ćwiczenia te i próbki nie były zrazu przeznaczone na w idok publiczny. Była to niejako rozmowa autora z sam ym sobą. Publikacja jednak kilku z typów kobiecych w jednem z pism poznańskich [T y g o d n ik u p o zn a ń ­

sk im ) dodała autorowi otuchy, że te studja sw oje podjął i opracow ał. Nie

w ynika stąd jednak bynajm niej, aby z krytycznych uw ag jego i do niego sam ego coś zastosować nie można... Cudze w idzim y pod la sem !“

(11)

I. ROZPRAW Y. — J a n Z acharjasiew icz o pow ieści. 591

za sobą konieczność uzupełniania ich w duchu dowolnym czy­ telniczek, z drugiej stro n y zbyt jaskraw e. W obu w ypadkach obrazy sk reślo n e przez autorów nie posiadają znam ion istotnej p raw dy.

W tym u stęp ie zapow iada au to r odm alow anie k ilk u n astu typów z naszej i zagranicznej powieści b o h aterek i bohaterów , zacząw szy od... niew yraźnych k rese k pastelow ych aż do o b ra­ zów, w k tó rych spotrzebow ano wiele cynobru i asfaltu (str. 460), przyrzeczenia swego jednak w skutek upadku Pa­ m iętnika nie spełnił.

W ostatnim (szóstym ) u stęp ie p. t. Bohaterka dawniej a teraz (str. 460—463) zw raca uw agę na w izerunki b o h aterek

w daw nych i dzisiejszych pow ieściach. Daw niejsi autorow ie kreślili postaci k obiet w edług jednego m odelu: były one zbio­ rem w szystkich dobrych przym iotów serca i duszy, o ry su n k u idealnym , bez życia jednak, bez odczucia rzeczywistości. Nowi pow ieściopisarze odstąpili od przedstaw ienia postaci ab strak cy j­ nych, naw iązując do życia, przyczem jed n ak nieraz w zapędach sw ych popadli w drugą ostateczność: biorąc bez potrzeby m o­ dele w p ro st z życia, ulicy; w edług Z. „bohaterki te nie im po­ nują n am : są to często tw arze zw ykłych kobiet z dorysow aną aureolą b o h aterek . Często o bohaterstw ie ich pozw alam y sobie w ątpić, chociaż w epilogu zapew nia nas autor, że z drogi, na k tó rą je w o statnim rozdziale pow ieści wprow adził, nigdy a ni­ gdy nie zboczą“ (str. 462).

Kilka zdań, pom ieszczonych na końcu szkicu piątego w Ty­ godniku noznańskim , przejął au to r dosłow nie do te] części: są

to n astępu jące m iejsca:

P ow ieść pow inna nam wyobrażać ową św iątyn ię z pierw szych czasów chrześcijaństw a, w której w edle przew inień sw oich ustaw ieni byli pokut­ nicy, zacząw szy od stopni ołtarza, aż do tych , co klęczeli poza drzwiami kościoła, których im przekroczyć nie było w olno. Całe zgrom adzenie w ier­ nych patrzało na nich i kajało się. Autor pow inien być sum iennym sędzią, a nie obrońcą obw inionego, bo publiczność nie ma prokuratora, któryby zbyt zaaw ansow aną obronę sprow adził do paragrafów ustaw społecznych. A ustaw y społeczne, zakreślone od Boga, pow inien autor szanować, a tem bardziej w narodzie, który nie m oże ich sam spisać w e w łasną księgę, ty lk o przekazuje dobremu sum ieniu każdego (T y g o d n ik p o zn a ń sk i, str. 330. = Pa

m ięin ik nauk. lit. i art., str. 463).

Po sam ej rozpraw ie miało nastąpić kilka obrazków, po­ dobnie jak w Tygodniku poznańskim , w ydrukow any jednak został

tylko jeden p. t. M uszka, czyli wzajemne dopełnienie się (str.

463—491), m ający dać obrazek najniew inniejszej, aniołkow ate postaci. Z. porów nyw a treść niek tó rych pow ieści z g rą w sz a ­ chy. „Bardzo często wydefrza się, że autor, przeprow adziw szy ta k ą grę do końca, oznajm ią nam w ostatnim rozdziale, że b o ­ h a te r zaszachow ał królow ę... gdy tym czasem p rzypatrzyw szy się bliżej, widzimy, że biedn y b o h ater sam dostał m a ta !“ (str. 463). Na potw ierdzenie tych słów kreśli obrazek p. t. M uszka.

(12)

592 I. ROZPRAW Y. — W ik to r H ahn.

J e st to przeróbka znanego nam już opow iadania au to ra Sar- neczka, ch arak terystyczna z tego względu, że jest znacznie sze­

rzej rozprow adzona, w zasadniczych m om entach jed n a k zgodna z opracow aniem pierw szem . B ohaterka opow iadania Klem en­ tyna, zwana Muszką, nie jest siostrą przyjaciela Tadeusza, na­ zwanego tutaj Karolem , lecz jego kuzynką. Dzieje m ałżeńskiego pożycia T adeusza i M uszki są opow iedziane dość szczegółowo, z przytoczeniem licznych objaw ów lekkom yślności bohaterki. N iektóre u stę p y z Sarneczki przeszły bez zm iany do M u szk i1).

J a k z powyższego przedstaw ienia w ynika, a rty k u ł Zacha­ rjasiew icza, pom ieszczony w Pamiętniku naukow ym , literackim i artystycznym , jest w przew ażnej części pow tórzony z Tygo­ dnika poznańskiego i to zarów no w części teoretycznej, jakoteż

w opow iadaniu o Muszce. A utor w spom niał w praw dzie o swym

pierw szym artykule, pom ieszczonym w Jygodniku, nie uważał

jed nak za stosow ne poinform ow ać czytelnika o sto su n k u wza­ jem nym obu artykułów , n a tak ie jednak p rzepisyw anie a rty ­ kułów i w ydaw anie pod innem i tytułam i nie sposób zgodzić się nie tylko ze stanow iska n au k o w e g o 2).

III.

W kilka lat potem w r. 1874 pom ieścił Zacharjasiew icz jeszcze trzeci swój a rty k u ł p. t. O powieści tegoczesnef w zna-

nem piśm ie w arszaw skim p. t. Bluszcz'6). O statni ten artykuł

sk łada się z dwóch części: w pierw szej mówi Z. ogólnie o po­ wieści, w drugiej podaje stosow nie do ty tu łu kilka uw ag o po­ wieści sobie w spółczesnej.

W pierw szej części rozpoczyna w yw ody sw e od porów na­ nia rom ansu (powieści) z kobietą nadobną, k tó rą jedni zachw y­ cają się, drudzy znów potępiają. Podobnie jedni uważają powieść za przew odnika społeczeństw a, prow adzącego społe­ czeństwo do wyżyn coraz wyższych, okazującego m u wzniosłe cele i obowiązki życia ludzkiego. D rudzy odm aw iają jej wszel­

b Np. ustęp z przem ow y M ichała w T ygodniku p o zn a ń sk im , str. 219, pow tórzony w M uszce (str. 481—482), jako słow a Karola (od słów : „Posłu­ chaj z uwagą co ci p ow iem “ do słó w : „uzupełni c ię “); podobnie słow a Ta­ deusza (w ielkie głupstw o zrobiłeś, mój bracie — do słów : jakiego wym aga jej usposobienie w T ygodniku p o zn a ń s k im , str. 219 = w P am iętn iku , str. 490 n.). Ubocznie dodaję, że M u szkę przełożył na język czeski J. Krondl w czasopiśm ie Sum aran w r. 1874 (Por. Estreichera Bibljografję w ieku XIX. Tom V, str. 222).

2) Kilka uw ag o pow ieściach zagranicznych pom ieścił Zacharjasiewicz ubocznie w artykule: Id ea lizm i rea lizm . S tu dju m historyczn o-literackie.

Z p u b liczn ych o d c zy tó w (Kłosy, XV, 1872, nr. 367—374). Mówi tu o pow ie­

ściach Cervantesa, W alter Scotta, George Sand, D ickensa, Dum asa syna, Feuilleta, Wiktora Hugo, nadto o p ow ieści angielskiej w spółczesnej. Na str. 135 w spom ina o Vischerze, podając za nim określenie p ow ieści, jako epopei now ożytnej.

3) Str. 2 3 3 - 234, 241—242 i 251—252. W spisie rzeczy oznaczony jest ten artykuł jako „prelekcja“, czego jednak nie podano przy sam ym artykule.

(13)

I. RO ZPRA W Y. — J a n Z acharjasiew icz o pow ieści. 593

kiego p raw a b y tu ; pow ieść ucząc praw d życiowych podaje je zapóźno, zawsze dopiero po odbytych bachanaljach ; tem sam em czytelnicy n a m orały jej pozostają głusi. Socjologowie za­ rzucają jej, że tw orzy złudne ideały, jakich szara m aterja w so­ bie nie może pom ieścić. Ekonom iści znów, że nietylko nie jest p rodukcyjną, lecz taże bezużytecznym konsum entem czasu (str. 233).

A utor p rzechyla się jed n ak na stronę najpierw szych po­ w ag naukow ych, w idzących w rom ansie jeden z najpow ażniej­ szych czynników cywilizacji dzięki jego form ie dostępnej. „Form a ta, odpow iadająca najbardziej pew nem u średniem u w ykształceniu całego społeczeństw a, jakoteż i przyrodzonej or­ ganizacji władz um ysłow ych, ułatw ia jej drogi do najodleglej­ szych krańców społecznego ciała i czyni dla niej to dostępnem , co dla każdego innego słowa lub środka cywilizacji dostępnem nigdy być nie m oże“ (str. 234).

Ze względu n a to wielkie znaczenie powieści podnosi Z. pełne odpowiedzialności zadanie nietylko k ry ty k i artystycznej, lecz tak że k ry ty k i sum iennej m oralności, k tó rab y n ad utw oram i pow ieściow em i roztoczyć pow inna należytą kontrolę. N iestety po większej części społeczeństw o czytające, pozostaw ione sobie sam e, nie zna w łaściw ych k ryterjów , któreb y pozwoliły mu od­ różnić plew ę od ziarna (str. 233 n.).

W ystępując w dalszym ciągu przeciw fałszyw em u m nie­ m aniu, jakoby napisanie powieści było rzeczą łatw ą, podnosi Z., że powieść, ta k jak każdy obraz, jest dziełem artystycz- nem . R ysunek figur, grupow anie, koloryt i cała kom pozycja tym sam ym podlegają w arunkom , co i sztuka m alarska. Trudno jej może się trzym ać pew nych, ustalonych regu ł arch itekto­ nicznych, podobnie jak budow a św iątyni lub pałacu. Co do w ew nętrznego w reszcie ducha powieści w yłania się z niej pew na m yśl w yższa, rozśw iecająca drogi społeczeństw a lub skończona piękność tego, co człowiek w walce ze skam ie­ niałą rzeczyw istością życia sam z siebie w ydobył i za ideał przed oczy swoje postaw ił, aby się nie cofnąć, tylko naprzód dążyć (str. 234).

W dalszym ciągu mówi Z. o pochodzeniu powieści od epopei i o głów nych cechach powieści, przyczem przytacza dłuższe w yjątki z C arriere’a, Je a n Paula, V ischera i Hegla. W y­ jątki te zajm ują sporo m iejsca w artyk ule. Przytaczam je tutaj za Zacharjasiew iczem , jako św iadectw o tego kanonu estetycz­ nego, k tó ry był dlań obowiązującym.

I tak z C arriere’a podaje następujący u stęp:

„Dopóki św iat poezji nie b ył poza św iatem prawdy, dopóki w sztuce nie było nic, coby niepraw dziw em i nierzeczyw istem nazwać można, dopóki przeciw nie ta sztuka była tylko jądrem i rozprom ienieniem rzeczyw istości, dopóty w ystarczała epopea za odpow iedni idealny obraz m łodego, bohater­ skiego wi eku narodów i w idzieliśm y, jak ona z rozszerzonych w całym na­ rodzie pow ieści w yrasta i przy sprzyjających okolicznościach dojrzewa.

(14)

594 I. ROZPRAW Y. — W ik to r H ahn.

Gdy jednak przy postępie ośw iaty historja, filozofja i religja w spólną kolebkę poezji opusszczają, gdy zakresy różnych zaw odów życia się dzielą, a pojedyncze lepiej uposażone osobistości z substancji ogółu coraz w ięcej się w ydzielają, aby dla siebie w łasny b y t w yw alczyć, gdy duch ludzki już nie może dobrodusznie pozostać przy w ierze ojców , tylko gorącą walką dojść m usi do uspokojenia się w e w łasnem prześw iadczeniu, gdy zew nętrzne życie staje się zbiorem praw nych instytu cyj i istniejących przepisów, a n ie­ wdzięczny um ysł ze sw em i snam i i nadziejam i naprzeciw niem u stoi i do­ piero ma się z niem razem zejść i pojednać, — w tedy zm ienia się zdanie epicznego poety, w tedy pow inien on m ieć w łasny pogląd na św iat, który dany materjał rzeczyw istości organizuje za pom ocą sztuki tw orzenia, w tedy pow inien on wewnątrz tego rzeczyw istego św iata wprowadzić św iat serca z całą jego w ewnętrzną istotą, albo pojedyncze pryw atnego życia zawody, w ted y do prozy życia pow inna się stosow ać i proza języka, tem bardziej, jeżeli poeta krajobrazom swojej w yobraźni m usi dać grunt rzeczyw isty, aby tem jaśniej i zrozumiałej dow ieść praw dy idealnych tw orów . Poezja cofnęła się do wnętrza duszy, rozwój indyw idualności śród prozaicznych, tak sprzecz­ nych z sobą stosunków św iata w ym aga sztucznego jej odżycia : tą w skrze­ szoną istotą jest p ow ieść“ (str. 241).

Przytoczony u stęp jest przetłum aczony ze znanego dzieła M aurycego C arriere’a : Aesthetik. Die Idee des Schönen und ihre Verwirklichung durch Natur, Geist und K u n s t1).

Z C arriere’a też przytoczony jest cały n astęp u jący u stę p :

„Słusznie też pow iada Jean Paul, że romans przedew szystkiem p ow i­ nien być rom antycznym 2)· Pow inny go ożyw iać idee św iata rom antycznego, jako to : honor, m iłość, w olność ; w now ych kierunkach i obrazach życia m usim y napowrót znaleźć to piękno, które m it objaw ił, a w rzeczywistej mądrości życia prawdę, której dał nam przeczucie. Poeta nie pow inien po­ mijać starannych postaci rzeczyw istości, przeciwnie, on pow in ien ukryte w uich piękności odsłonić, do w łaściw ego stosunku sprowadzić... Nie chodzi tu tylko o zaciekaw ienie przez sytuacje, ale o charaktery i o m yśl, która te charaktery i zdarzenia ożyw ia. B ohater nie pow inien być, jak w dramacie, siłą naprzód pędzącą i działającą; w śród nieuniknionych okoliczności i biegu rzeczy stoi on w odpow iednim sobie św iecie, ale okoliczności te m uszą coś z człow ieka zrobić, św iat w ew nętrzny musi w ejść do w nętrza duszy i tam się otworzyć; niezgodne z sobą zasady muszą w ystąpić w św ietle wyższej zgody i porządku, chociażby serce tragicznie roztrzaskać się m iało o tw ardy św iat rzeczyw istości, albo się z nim pogodzić, urabiając go do w iększej z sobą harmonji.

Dzisiejszy pow ieściopisarz n ie podnosi oczu z uw ielbieniem do p o w ie­ ściow ych postaci i stosunków w spaniałych w ieków bohaterskich, unosi się więcej nad rozdartym, rozbitym, pełnym braków i sprzeczności św iatem , patrzy na niego okiem m iłości i łagodnej ironji, ale n ie przepuszcza jego śm iesznościom i przewrotności, m aluje ją z humorem malarza rodzajow ego, wydając w yroki poetycznej spraw iedliw ości, która w sam ym biegu św iata

0 Zacharjasiewicz korzystał z drugiego w ydania (Lipsk, 1873), w k tó- rem ustęp o pow ieści z pierw szego w ydania (Lipsk, 1859, str. 545 nn.), jest znacznie rozszerzony (str. 558—562). U stęp u Zacharjasiewicza odpowiada u Carriere’a str. 558—559 od słów : „Wie uns das R eich der D ichtung nich t ausserhalb des Reichs der W ahrheit lie g t“, do słó w : „Die P oesie h at sich in s Gemüth geflüchtet, die E ntw ickelung der Individualität in einer vielfach w idersprechenden prosaischer W elt verlangt nun ihre künstlerische W ieder­ geburt, und diese ist der Rom an“.

2) Zdanie w ypow iedział Jean Paul Richter w sw ojej V orschule d er

(15)

I. ROZPRAW Y. — J a n Zacharjasiew icz o pow ieści. 595

znajduje i zapom ocą sztuki uw ydatnia w ieczne, boskie prawa, jak tego ro­ zum i sum ienie w ym aga“ (str. 241)').

W dalszym ciągu cytuje Z. z V ischera n astępujący u stę p :

„Czasy now ożytne po niektórych próbach przew rotów w poezji, poło żyły na m iejsce epopei romans. Rodzaj ten gruntuje się na dośw iadczeniu, a sceną dla rom ansu jest rzeczyw isty porządek św iata, na którym w ynaj­ duje on m iejsce stosow n e do ruchu id ea ln iejszeg o 2).

Rodzajem rom ansu jest w ydobycie napow rót zatraconej przez św ia t poezji, jak z tw ardych brył granitu dobyw a się bogaty kruszec, który potem sztuka i um iejętność przerabia. Powieść w ięc szuka poezji i prawd odw iecz­ nych tam , gdzie one się ukryły, gdy św iat zew nętrzny zam ierał w tw arde, nieubłagane form y, szuka ich w szczuplejszem kółku, w rodzinie, w życiu pryw atnem , w indyw idualności, a wkońcu w głębi duszy ludzkiej. Z tego w ięc w ypływ a, że w łaściw ym przedm iotem p ow ieści jest w alka tego, co się znajduje w e wnętrzu człow ieka, z twardą skorupą św iata rzeczyw istego 3).

Jak w epopei, tak i w pow ieści, zużywa się pierw sza postać boha­ tera, ale ta nazwa jest tutaj raczej z ironją użyta. Bohater bowiem p ow ieści nie jest ujem nym , jak w dramacie, ale w łaściw ie biernym . Jest on tylko ogniskiem , przerabiającem pew ne działania, w ktorem schodzą się warunki życia św iatow ego, przew odnie siły całej ośw iaty pew nej epoki, zasady spo­ łeczeństw a i skutki stosunków . Na tym obszarze życia odbyw a bohater kurs nauki i przechodzi przez szkołę dośw iadczenia4).

Tutaj jest w ielkim czynnikiem m iłość. Cały św iat now ożytny w idzi w tem uczuciu uzupełnienie człow ieka. W w ychow aniu w ięc bohatera jest m iłość ważnym m om entem , m iłość kobiety, która jest uosobieniem tego, co czysto ludzkie i idealne. Miłość jest tutaj niejako surogatem sztucznej p o­ ezji, na której gruntow ał się pogląd św iatow y czasów heroiczno-epicznych. Do tego bow iem uczucia w iążą się najgłębsze przemiany istoty człow ieczej, nam iętność ta, oparta na zm ysłow ej podstaw ie, poryw a całego człow ieka, w prawia w ruch w szystkie jego duchow e siły, w yw ołując zmiany, rozkosze i b oleści; ona staje się węzłem , przez który przechodzi w ew nętrzny rozwój człow ieka, chociażby ten rozwój do w yższych od niej celów dążył. To w ięc sprowadza nas do pow yższego założenia, że pow ieść szuka poezji w prozie

‘) Carriere. A esth etik. 2 w ydanie, str. 559—561. Sposób przedstaw ienia Zacharjasiewicza m ógłby wprowadzić w błąd czytelnika, jakoby istotn ie znał Jean Paula; jest to jednak cytat, dosłow nie przejęty z Carriere’a, który tak pisze: „Jean Paul sagt mit Recht, dass der Roman vor allem rom antisch sein m üsse“. N aw iasow o dodaję, że po raz pierw szy teorję romansu w y ło ­ żył Carriere w książce: D as W esen u n d die Formen d er Poesie. Ein B eitra g

z u r P hilosophie des Schönen und K unst. Mit liierarischen Erläuterungen.

Lipsk, 1854, str. 180 nn., skąd przejął cały ustęp bez zm iany do sw ej e ste ­ tyki (Lipsk, 1859, str. 545 nn.); drugie w ydanie 1873, jak już zaznaczyłem , uzupełnione.

-) A esth etik oder W issenschaft des Schönen. I l l Teil. Z w eiter A bsch n itt.

D ie Künste. F ünftes H eft. D ie D ich tku n st. Stutgart 1857, str. 1303.

3) L. 1., str. 1306. Dla przykładu, jak Zacharjasiewicz korzystał, przyta­ czam ten ustęp z Vischera: Endlich is t derjenige W eg der H erausarbeitung des Idealen aus der Prosa zu nennen, der eigen tlich m it allen ändern sich vereinigt, aber ebensosehr, w ie wir sehen w erden, auch ein e besondere Richtung begründet : der Roman su ch t die p oetische Lebendigkeit da, w ohin sie sich bei w achsender V ertrockung des öffentlichen geflüchtet hat: im engeren Kreise, der Fam ilie, dem Privatleben, in der Individualität, im In­ nern. Es folgt aus dem Obigen, dass hier, im C onflicte dieser innern Le­ bendigkeit m it der Härte der äusseren W elt, das eigen tlich e Thema des Ro­ m ans liegt. Str. 1306.

(16)

596 I- ROZPRAW Y. — W ik to r H ah n .

życia dzisiejszego, że tylko tajem nice życia duchow ego są ow em ustroniem , gdzie poezja się skryła, podczas gdy św iat realny sta ł się prozaicznym. W alki ducha, sum ienia, głębokie przejścia przekonań, pogląd na świat, który zdobyw a sobie pew na w ydatna osobistość, połączony z w alką w e­ wnętrznej istoty — oto zadania i bojow isko p o w ieści“ (str. 241 n.) ’).

Przytacza w końcu zdanie Hegla, w edług którego całem zadaniem pow ieści jest: na polu rzeczyw istości walczyć o stracone prawa poezji (str. 242)3).

W yprow adzając w nioski z opinij przytoczonych pow yżej teo­ retyków powieści, dochodzi Z. do przekonania, że „powieść po­ w inna stać na straży praw dziw ej poezji człow ieka i świętych praw d życiowych. Przy coraz większem k rzepnięciu skorupy rzeczyw istych stosunków św iata m a pow ieść pilnie śledzić, gdzie się ukry w ają te praw dy boże i ta poezja ducha ludz­ kiego i w ydobyw ać je na świat, jako praw dziw ą istotę życia. Gdy instytucje państw a, przesąd y i stosunki społeczne w pew ne przeciw ne praw dom ducha form y kam ienieją, zadaniem powie­ ści jest szukać w tych skam ieniałościach u k ry ty c h żył złotych i łączyć je razem w taki sposób, aby w tych rozłam anych i skrzepłych form ach rzeczyw istości uw ydatniła się u k ry ta złota spójnia z poezją i praw dam i bożem i“ (str. 242).

W drugiej części arty k u łu w ypow iada Z. kilka uw ag o współczesnej mu powieści francuskiej, niem ieckiej, angiel­ skiej i polskiej (str. 242 i 251—252).

W odniesieniu do powieści francuskiej poddaje auto r su ­ rowej kry ty ce w szystkie te utw ory beletry sty czne, k tóre w ystę­ pują przeciw in stytucji m ałżeństw a. W edług au to ra w spółczesne powieści francuskie m alują z użyciem całego zap asu środków realistycznych przedew szystkiem m iłość zm ysłową, nie znającą żadnych tam w jej zaspokojeniu. Pod w pływ em nam iętności p ry sk ają w szelkie względy m oralności: niczem są wobec nich wiara, etyka, obowiązki społeczne, domowe ; „rozum i rozw aga osaczone są przez nam iętność, k tó ra nie zna ani Boga, ani su ­ m ienia“. A utor skłania się do przypuszczenia tych, którzy wi­ dzą w owych pow ieściach w ierne odbicie społeczeństw a fra n ­ cuskiego. Ujemną gałęzią beletry styk i fran cusk iej jest także t. zw. powieść k rym inalna i powieści dążące do rehabilitacji zbrodniarzy ("str. 242 i 251).

Powieść niem iecką określa Z. przedew szystkiem jako po­ wieść lojalną, nie m ającą nigdy na celu gw ałtow nego p rze ­ w rotu społeczeństw a, nie w ykraczającą poza g ranice istnieją­ cego porządku. W odniesieniu do tem atów m iłosnych powie- ściopisarze niem ieccy nie znają przew ażnie wiarołom stw a,

>) L. 1., str. 1308.

2) Cytat z Hegla przejęty jest także z Visehera, z tejże części, str. 1305, gdzie brzmi w następujący sposób: „Hegel bezeichnet nun m it ein ­ fach richtiger B estim m ung das W esen des Romans, w enn er (Aesth.. Th. 3., 395) sagt, er erringe der Poesie auf diesem Boden der Prosa ihr verlo­ renes Recht w ieder“.

(17)

I. ROZPRAW Y. — Ja n Z acharjasiew icz o pow ieści. 597

instytucję m ałżeństw a przyjm ują jako potrzebę i fak t doko­ n a n y ; m iłość w poezji niem ieckiej jest prostą, n aturalną, cza­ sam i sen ty m en taln ą i sielankow ą. W ogóle m a powieść nie­ m iecka c h a ra k te r dydaktyczny. Na w yróżnienie zasługuje powieść ludow a i m ieszczańska (str. 251 n.).

Pow ieść angielską cechuje realny, zdrow y idealizm ; naw et w tem aty pow szednie um ieją pow ieściopisarze angielscy tchnąć urok poezji, nadać im malowniczość. Nie sięgając zbyt w ysoko po tem at, biorą go z najbliższego otoczenia i czynią z niego praw dziw ie artystyczne dzieło z tendencją zaw sze szlachetną. W ybitną cechą przew ażnej części powieści angielskich są kwe- stje społeczne. Osobny dział tw orzy t. zw. powieść „guw ernan­ te k “, z tendencją dydaktyczną (str. 252).

Na streszczone powyżej sądy Zacharjasiew icza o w spół­ czesne; m u powieści zagranicznej można się i dziś zgodzić; cały ten u stęp w jego arty ku le, św iadczący o znacznem oczy­ taniu autora, jest z jednej stron y w ykładnikiem jego poglądów teoretycznych, z drugiej zaś stro ny może służyć jako po d­ staw a do szczegółow ych b ad ań nad genezą w łasnych jego po­ wieści г).

W porów naniu z trzem a tem i literaturam i zagranicznem i ma powieść polska w edług Z. bardzo u trud n ion e w arunki ży­ wota. O dnośny u stęp jego wywodów podaję w całości :

„W sp ołeczeństw ie naszem n ie ma ani gw ałtow nych w alk społecz­ nych, ani dążeń nam iętnych na now e drogi żywota, jakie się gdzieindziej zarysowują. W takich warunkach n ie m oże ono brać in icjatyw y w now ych ideach i reformach społecznych, m oże się tylko ogrzewać przy słońcu innych narodów. Pow ieści polskiej odpadają w ięc w szelk ie korzyści, jakie daje spo­ łeczeństw o, w yrabiające się o w łasnych siłach, odpada żyw y koloryt i m a­ low nicze grupow anie, jakie dostarczają walki społeczne i państw ow e. Ogra­ niczona na cichy, pow szedni praw ie żyw ot społeczeństw a, pow ieść polska podobna jest do spokojnego potoku, na którym nie m oże być ani spadów gw ałtow nych, ani m alowniczo rzuconych m ostków , łączących z sobą dzikie urwwiska. Jako dziecię cichej, skupionej społeczności może nasza pow ieść tylko to odtwarzać, co w tej społeczności rzeczyw iście tętni. A to w szystko jest takie ciche, skrom ne, nie zna ani barw jaskraw ych, ani przejść nagłych, Stosunki tutaj nie plączą się tak dziwacznie, jak gdzieindziej, gdzie ruchy są gw ałtow niejsze, gdzie w alka jest »gorętsza. N ajwięcej jeszcze rozw inęło się życie po dworach w iejskich i do tych dw orów dzisiaj napow rót uciekło. To też tam szuka go najw ięcej pow ieść polska, a pałace m ożnych sterczą tylko śród niej jako cienie ruin om szałych. Miasta n ie w yrobiły jeszcze so­ bie sam oistnego życia — bo to, co się z miejskiej sfery nad poziom pod­ niesie, zbiega do szlachty, tak sam o jak znowu to, co się ze szlachty w y­ łania, zbiega do arystokracji, aby tam utonąć. Ruch ten społeczny stanow i prawie cały w ątek naszej pow ieści. P ow ieść ludow a, jeżeli nie chce być s ie ­ lanką, nie ma dzisiaj jeszcze potrzebnych warunków. Ciemny, nieśw iadom y sieb ie materjał, może być naszym przyborem , ale sam jeden nie stw orzy krajobrazu.

Pow ieść polska, jak w idzim y, ma bardzo mało sw ojskiego materjału. Najwyższą zasługą p ow ieści polskiej jest to, jeżeli pow ieść ta um ie poprzestać na skrom nym sw ojskim m aterjale, jeżeli odpiera pokusę tow aru

(18)

598 L ROZPRAW Y. — W ik to r H ahn.

im portow anego. W takim razie nie będzie ona olśniew ać jaskrawym kolo­ rytem , n ie będzie poryw ać i za nerw y targać, n ie zapożyczy sobie u fran­ cuskiego rom ansu scen efektow nych i now ej, dwuznacznej m oralności, ale .poprowadzi nas bez gorączkow ych wzruszeń po sw ojskich łąkach i polach

i pokaże nam rosnące tam dla nas k w iatk i i czekającą na zagonie pracę. Zaiste w ielkiej oszczędności i pracy trzeba, aby z tak skrom nego ma- terjału stw orzyć obraz artystyczny, aby tych drobnych okruszyn życia arty­ stycznego nie zm arnow ać“ (str. 252).

* *

*

Tak się p rzedstaw iają poglądy Zacharjasiewicza n a po ­ w ieść; nie św iadczą one w praw dzie o głębszem w niknięciu w istotę techniki pow ieściopisarskiej, są jed nak w każdym r a ­ zie interesu jące jako dowód zajm ow ania się jego kw estjam i te ­ oretycznem u Przy pracy o technice pow ieściopisarskiej autora

Wiktorji Reginy, której dotąd nie m a m y *), pow inny być uw zględnione, przyczem dla w yśw ietlenia związków Z acharja­ siewicza z litera tu rą zagraniczną nie obojętny będzie podany przez niego przegląd najw ażniejszych powieści obcych.

г) O technice pow ieściopisarskiej Zacharjasiewicza rzucili kilka uw ag

pobieżnych P i o t r C h m i e l o w s k i (N asi p o w ieścio p isa rze. Z a r y s y lite ­

rackie, Kraków, 1887, 1 . 4 5 6 , 4 7 0 , 472) i K a z i m i e r z K a s z e w s k i (Jan Z a ch a rja siew icz. C zterdziestolecie p o w ieści. Lwów, 1895, str. 49). C hm ielow ­

sk i zarzuca Zacharjasiewiczowi brak spójnej kom pozycji, brak jedności przewodniej m yśli, nie opracow anie należyte charakterów. N atom iast Ka­ szew ski podnosi, że budowa kom pozycji odznacza się u Z. prostotą dorycką: „w szystkie linje jego planów dążą spiesznie do punktu, w którym mają się zbiedz dla uw ydatnienia m otyw u głów n ego“.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Najbliższa poczta 500M Najbliższy plac zabaw 500M. Kraty w

Najbliższa stacja metra 1 Najbliższy hotel 1. Najbliższy bankomat 1 Najbliższy

Stan budynku DO REMONTU Typ nieruchomości MIESZKANIE. Rodzaj transakcji SPRZEDAŻ

Rodzaj nawierzchni ASFALTOWA / KOSTKA Liczba pokoi 4. Powierzchnia pokoi 70 Liczba

Dom inwestycja o powierzchni całkowitej ok 400m² znajduje się niespełna 2 km od miasta Świecie w cichej i spokojnej okolicy i został podzielony na siedem niezależnych

Kontaktując się z biurem Klient wyraża zgodę na przetwarzanie danych osobowych zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29 sierpnia 1997 roku o ochronie danych osobowych / Dz.U.NrE.

Działka jest ogrodzona, w pełni zagospodarowana, obsadzona wokół żywopłotem, poza drzewami owocowymi znajduje się na niej dużo starych drzew oraz przeróżne gatunki

Napisz jakiej nieruchomości szukasz, a wyselekcjonujemy z ogromnej bazy / 20.000 ofert / tylko te właściwe lub szukaj na naszej stronie internetowej www.posesja.eu.. Ponadto