Henryk Markiewicz
Wczesna krytyka literacka
Stanisława Brzozowskiego
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 77/3, 101-116
H E N R Y K M A RK IEW ICZ
WCZESNA KRYTYKA LITERACKA STANISŁAWA BRZOZOWSKIEGO 1
Brzozowski nazwał jedną z części tomu Kultura i życie tytułem W wal
ce o światopogląd, ale ty tu ł taki mogłaby nosić każda z jego książek 1.
Myśl autora znajdowała się w nieustannym wrzeniu i w procesie nie ustannej przem iany zarówno pod oddziaływaniem doświadczeń biogra ficznych i historyczno-politycznych, jak i lekturowych. Kolejno: P rzy byszewski, Nietzsche, Avenarius, K ant i Fichte, Marks, Sorel, Bergson, Carlyle, Newman — stawali się obiektami jego fascynacji, którą tak czę sto zaświadczał egzaltowanymi w yrazam i hołdu dla kolejnego z „czci godnych m istrzów ”. Ulegał ich wpływom, ale naw et w tedy gdy referow ał ich koncepcje, dostosowywał je do swojej wizji świata. Przy całej roz maitości nie tylko form uł słownych, w których wizja ta występowała, ale i m erytorycznego sensu posiadała ona trw ałą treść zasadniczą. Była nią w iara w podmiotowość swobodną, „samowiedną”, czynną i odpowiedzialną, która urucham iającym działanie wysiłkiem woli przekształca i opano w uje byt przedmiotowy, urzeczywistnia wartości i przez to zarazem samą
siebie kreuje i poznaje.
Podmiotowość ta w rozwoju myśli Brzozowskiego konkretyzowała się rozmaicie — jako duchowy podmiot jednostkowy, świadomość ogólno ludzka, „inteligentny p ro letariat”, klasa robotnicza, ludzkość pracująca, naród. Działanie rozumiał jako pogłębianie własnej indywidualności, swobo dny czyn duchowy kształtujący porządek świata, pracę mięśniową, działal
1 Z ob fitej litera tu r y o B rzozow sk im n a leży w zw iązk u z tem a tem tego a rtyk u łu w y m ien ić przede w szy stk im n a stęp u ją ce ty tu ły : S. Z d z i e c h o w s k a , S t a n i s ł a w B r z o z o w s k i ja k o k r y t y k li t e r a t u r y p o ls k ie j. K rak ów 1927. — J. S p y t k o w s k i , S t a n i s ł a w B r z o z o w s k i. E s t e t y k - k r y t y k . K ra k ó w 1939. — C. R o w i ń s k i , S t a n i s ł a w a B r z o z o w s k ie g o „ L e g e n d a M ło d e j Polski" n a tle epoki. W rocław 1975. — A. M e n e w e l , S ta n i s ł a w B r z o z o w s k i. K s z t a ł t o w a n i e m y ś l i k r y t y c z n e j . W arszaw a 1976. — T. B u r e k , W i e d ź m y h is to rii i k s z t a ł t s w o b o d y . W stęp w : S. B r z o z o w s k i , . W s p ó łc z e s n a p o w i e ś ć i k r y t y k a . K rak ów —W rocław 1984. D zieła. P od red ak cją M. S r o k i .
ność produkcyjną, wszelki wysiłek zwiększający potęgę, samowiedzę i w ol ność człowieka. Fazy, jakie w związku z ty m możemy dostrzec w rozw oju myślowym Brzozowskiego, nie stanowiły jednak ściśle wyodrębnionych, następujących kolejno odcinków, przeciwnie — zachodziły na siebie w za jemnie, były raczej zmianą dom inanty niż zerw aniem ciągłości. W k aż dej z nich występowały relikty fazy poprzedniej i antycypacje później szej, we wszystkich powracała podobna treść najogólniejsza i zasadnicza. We wczesnej pracy o Miriamie w yrażały ją słowa:
B ytu — n ie m a. Istotą św ia ta jest sw ob od n e stw a rza n ie. C zyn i tw ó rczo ść n ie są złudzeniem , lecz n ajw yższą praw dą. [K 8 9 ] 2
U początków działalności krytycznej Brzozowski zajmował jednak po stawę, która w tych ram ach się nie mieści. Był to również indywidualizm , ale indywidualizm bezradności i bierności: osobowość zatraciła swą w e w nętrzną jedność, stała się jedynie „bezsilną, w ylękłą, szalejącą z roz paczy pianą” na powierzchni niepojętych mocy, których ani opanować, ani poznać nie potrafi; toteż praw da jest niedostępna, a wszystkie stano wiska równouprawnione i — nieobowiązujące:
jesteśm y w stan ie zrozum ieć w szy stk ie p ogląd y na św ia t, ale w ła śn ie d latego żaden n ie m oże być n aszym . [Co to j e s t m o d e r n i z m] 8
Treścią egzystencji są cierpienie i rozpacz — tak odczytywał wówczas Brzozowski nie tylko Przybyszewskiego (jak świadczy recenzja dram atu
Dla szczęścia), ale i Nietzschego. Innym w ariantem był „spektatorski sto
sunek względem własnych konfliktów duchowych”, spokojna, ale niezdol na do czynu rezygnacja, którą z sympatią, lecz i z dystansem uw ydatnił Brzozowski („Praw da” 1901, n ry 28—30) pisząc o Dzienniku Amiela. Nie kiedy zarysowała się przed krytykiem perspektyw a mistycyzmu jako postawy, która poprzez pogłębienie w ew nętrzne jednostki mogłaby stwo rzyć „duchowe podstawy prawdziwie ludzkiego współżycia” (Co to jest
modernizm); z entuzjazm em wypowiadał się w tedy o sztuce symbolicznej
Maeterlincka. Oparciem, choć bez nadziei zwycięstwa, staw ała się wresz cie sztuka, naw et przesycona rozpaczą, ale przecież samym swym istnie niem świadcząca o mocy twórczej człowieka (Współczesne kierunki li
teratury polskiej wobec życia. G 1903, n r 20).
2 Przy lo k a liza cji c y ta tó w zastosow an o skrót: G = „ G ło s”. P odobnie przy pism ach B r z o z o w s k i e g o : К = K u l t u r a i życie. Zag a d n ien ia s z t u k i i tw ó rcz o ści. W w ólc e 0 św ia t o p o g lą d . W stępem poprzedził A. W a l i c k i . W arszaw a 1973. Dzie ła. — SŻ = O S tefa n ie Ż e r o m s k im . S tu d i u m . W arszaw a 1905. — W = W s p ó łc z e s n a p o w ie ś ć 1 k r y t y k a .
8 Inform acje o w czesn y ch pracach B r z o z o w s k i e g o {Co to j e s t m o d e r n izm , K r y t y k a a r t y s t y c z n a i l i te r a c k a ) podał B. S u c h o d o l s k i : R ę k o p i s y S ta n i s ł a w a B rz o z o w s k ie g o . „Ruch L itera c k i” 1931, nr 5; S ta n i s ł a w B r z o z o w s k i . R o z w ó j id eo logii. W arszaw a 1933. R ękopis O P r z y b y s z e w s k i m og ło sił H. D r z e w i e c k i . „D roga”
Ale z pism Przybyszewskiego i Nietzschego przyjm ował Brzozowski także im pulsy pomagające mu przezwyciężyć ten pasywny i pesym isty czny indywidualizm oraz uznać za a try b u t świadomości jednostkowej jej wew nętrzną suw erenną swobodę.
W n aszym w n ętrzu dla n aszej d u szy is tn ie je ty lk o jedna p ow aga, ona sam a: chociażby n ic n ie za leża ło od naszej św iad om ości, ona sam a zależeć m oże tylk o od sieb ie [...].
— tak określał swe ówczesne stanowisko w filozoficznej autobiografii umieszczonej na początku I d e i4. Pociągało ono za sobą zasadę równo upraw nienia wszystkich jednostek, postulat „hodowli własnego ja, pogłę biania go w tym kierunku, w którym jest ono najgłębszym już samo przez się”, wizję społeczeństwa jako „współżycia dopełniających się i potęgu jących, w niczym zaś nie krępujących jedne drugich wolnych duchów”
(Teatr współczesny i jego dążności rozwojowe. G 1903, n r 43). Brzozowski
określał to stanowisko jako „idealizm bezwzględny” (Estetyka poglądowa.
II. Odrodzenie indywidualizmu. „Przegląd Tygodniowy” 1902, n r 41; po
dobnie w arty k u le Prawa duszy. G 1903, n r 51), co nie miało jednak zna czyć, iż — aspołeczny; autor od początku wyjaśniał:
przez to w ła śn ie , że k ażd y jest najb ard ziej s a m y m s o b ą , pom aga on i sp rzy ja, by in n i s a m y m i s o b ą być m o g li w n a jw y ższy m stopniu. |[P róba s a m o - poznania. G 1903, nr 13]
W tej koncepcji światopoglądowej rola szczególna przypadała litera turze (Brzozowski zresztą niechętnie w tedy używał tego wyrazu, obcią żonego od czasów V erlaine’owskiego „A cała reszta jest lite ra tu rą ” — współczynnikiem znaczeniowym nieautentyczności i drugorzędności; wo lał, podobnie jak Przybyszewski i Matuszewski, posługiwać się słowem „twórczość” lub „sztuka”, z myślą jednak przede wszystkim o sztuce słowa). Otóż sztuka, taka jaką być powinna, stanowiła w jego oczach „promienne państw o bezgranicznej swobody” (Krytyka artystyczna i li
teracka), w yraz „swobodnego, nie skrępowanego niczym rozwoju jedno
stki i jej swobodnej, z dążenia do własnego najzupełniejszego uzewnę trznienia swego w ypływ ającej działalności” (Próba samopoznania) 5.
W artykule Sztuka i społeczeństwo (G 1903, n ry 25, 28, 29—32) tezę tę Brzozowski precyzował i w yjaśniał odwołując się do czynników psycho fizjologicznych, przy czym opierał się na poglądach Avenariusa. Sztuka jest wyładowaniem i wyzwoleniem nadm iaru sił psychicznych stanowią cych „istotną indywidualność człowieka”, a nie znajdujących zastosowa nia, tłum ionych i zagłuszanych w życiu praktycznym . A rtysta tworzy
4 S. B r z o z o w s k i , Idee. W s t ę p do filo zo f ii d o jr za ło ś c i d z i e j o w e j . L w ó w 1910, s. X V II.
5 P od ob n ie w broszurze: S. B r z o z o w s k i , J ó ze f a K r e m e r a p o g l ą d y na s z tu k ę i j e j historię. W arszaw a 1903, s. 12— 13.
w swym dziele nowe środowisko, odpowiadające potrzebom swej in d y widualności. Toteż sztuka nie jest naśladowaniem natu ry , lecz rezu lta tem buntu przeciw rzeczywistości. Nie jest też celem sam ym w sobie —
D usza zaw sze w n iej [tj. w sztu ce] dąży do stw o rzen ia n o w eg o ś w ia ta , n ow ej, w ła sn ej rzeczy w isto ści, która w y ra ża ła b y ją zu p ełn ie i c a łk o w icie. [G 1903, nr 28]
Tak więc twórczość artystyczna to „indywidualny ko rek ty w przyrody i społeczeństwa”, kompensujące ich uzupełnienie, ale korektyw ten, z je dnej strony, jest uw arunkow any przez rzeczywistość społeczną, naw et gdy staje się buntem przeciwko niej:
każda dusza jed n o stk o w a jest sp o łeczn ie u w aru n k ow an a. [...] W yrzek ając się sp o łeczeń stw a lub w y k lin a ją c je, je steśm y jego fu n k cją. [H e n r y k S i e n k i e w i c z i jego s t a n o w i s k o w li te r a tu r z e w s p ó łc z e s n e j. G 1903, nr 16]
— z drugiej zaś to, co było korektyw em , „poprzez działanie na dusze odbiorczo-twórcze publiczności, staje się samo jednym z krzyżujących się czynników społecznego działania”. A utor postuluje przy tym sztukę udo stępnioną wszystkim, używając przy tej okazji sformułowania, którego później już by nie powtórzył: „możliwość twórczego płodnego próżno w ania”.
Brzozowski trak tu je więc sztukę jako zjawisko socjopsychiczne (mi mochodem form ułuje naw et tezę, że podmiotem jej jest społeczeństwo, a jednostka — tylko „punktem przejścia dla prądów, których powstanie wymaga zawsze istnienia stosunków między jednostkowego psychicznego oddziaływania”). Poszukuje więc teorii społecznego uw arunkow ania sztuki. Nie zadowala go Taine, bo upraszcza zależność jednostki od tła społecz nego, nie zadowala także „m aterialistyczne pojmowanie dziejów ”. Uznaje zasadniczą wartość tej koncepcji, sądzi jednak, że domaga się ona rozsze rzenia i uzupełnienia innego niż to, które dotychczas zostało dokonane; nie wyklucza także, iż jest ona tylko przygotowaniem nowej, bardziej adekw atnej teorii socjopsychicznej.
Dzieło sztuki ma za zadanie być równoważnym w yrazem duszy, umoż liwiającym rozbudzenie równoważnego przeżycia. Taką tezą rekapitulo wał Brzozowski swe poglądy w credo artystycznym O nowej sztuce (G 1903, nr 50). Odkrywa tu jednak pewne antynomie. Pierw sza z nich to antynom ia między schem atyzującym i i racjonalizującym i świadomymi przekonaniami, szablonami psychospołecznymi, a „nieuświadomioną”, „or ganiczną” filozofią pisarza — jego głębokim, indyw idualnym , au ten ty cznym „rdzeniem duchow ym ” czy „pozamyślowym, głębiej w duszy za korzenionym przeżyciem” (Z teatru. M. Hertz, ,,A nanke”. G 1904, nr 21). W broszurze O Stefanie Żeromskim (1905) przeciwstawia Brzozowski świadomość i pozaświadomościową pracę ducha lub „świadomość k u ltu ralnie uw arunkow aną” i „ducha twórczego”. Z tą antynom ią pokrywa się antynom ia między językiem iako środkiem intelektualnej komunikacji
a językiem artystycznym służącym w yrażaniu takich głębinowych prze żyć.
Brzozowski bez w ahania opowiada się za ekspresją owej psychicznej głębi:
C ofnąć m y śl św ia d o m ą i p rzek szta łca ją cą — i ujrzeć, co zo sta n ie w te d y w g łęb i nas i św ia ta , w głębi, w k tórej m y je ste śm y jeszcze św ia tem , a on nam i [...].
— pisze z aprobatą o Żeromskim (SŻ 15). Treść takich przeżyć winna być ukazana jako „absolutnie do niczego niepodobna, jedyna” ; ta jedy- ność, ta „indywidualność nie dająca się do niczego innego sprowadzić, »reszta« jest zawsze duszą sztuki, najważniejszą i zasadniczą racją jej istnienia” (SŻ 72); toteż wartość każdego stylu leży w jego indyw idual ności (K 634).
Z kolei jednak ustawicznie narzuca się Brzozowskiemu antynom ia między ekspresją a artyzm em , między w yrazem a pięknem, między' tw ór czością a sztuką. Dostrzega ją on już pisząc studium Stanisław Wyspiański
jako poeta (Warszawa 1903), ale nie przesądza wówczas, czy jest ona nie
uchronna. W artykule o Sienkiewiczu zauważa, że piękno wymaga bez względnej wew nętrznej równowagi twórcy, a tę osiągnąć można za cenę obniżenia i zacieśnienia własnej duszy. W recenzji Podpór społeczeństwa twierdzi, że człowiek „dążący”, zmagający się z sobą, wychylony w przy szłość, nie może być doskonałym artystą, bo wykładnikiem piękna jest niezmienność, „samopoprzestanie”, skończona całkowitość. Dopuszcza tu jeszcze możliwość osiągnięcia tej artystycznej doskonałości poprzez „wiel ką moc duchową”, sądzi wszakże, iż najczęściej jest ona symptomem pewnej płytkości (G 1903, nr 8) — i sąd ten powtórzy z jeszcze większym zdecydowaniem w artykule o Sienkiewiczu, twierdząc, że nieuniknioną ceną w ew nętrznej równowagi tw órcy jest „obniżenie” własnej duszy, ceną artystycznej doskonałości — ograniczenie myśli i wzruszeń. W szkicu o Żeromskim powie Brzozowski wręcz, że „czysty” artysta w ystępuje tam tylko, gdzie „duch przystanie”, że „gdzie zaczyna się artyzm , kończy się życie duszy”. Gdy duch ten napraw dę tworzy, „znajduje się w dziedzi nach, których znaczenia nazwa sztuki wyczerpać nie jest zdolna” (SŻ 57—58).
Przezwyciężając te w ahania Brzozowski w fazie filozofii swobodnego’ czynu jako powołania człowieka nie w yrzekł się gloryfikacji sztuki. Jeśli jednak sztuka była dlań poprzednio przede wszystkim autentyczną eks presją, teraz staje się „dziedziną najistotniejszych czynów duchowych, najszerszych wyzwoleń” (K 94).
E stety ce n ow ych dreszczów p rzeciw sta w ia m este ty k ę n ow ych czyn ów . C zym jest d zieło arty sty dla n iego sam ego jako ducha — oto p ierw sze p y ta n ie. Do ja k ich w zru szeń m oże ono m u p o słu ży ć za pod staw ę, co sp o tęg o w a ł on w sobie za jego pom ocą, jak ie sta n y jego d uszy u tw o rzy ły w n im sob ie św iat.
Sztuka bowiem powinna wyrażać te tylko z naszych indyw idualnych przeżyć, które są najwyższe i najcenniejsze; jej rzeczywistością jest dusza, pojmowana jako „ja twórcze, dążące, stw arzające wartości, stanow iące sobie cele” (O nowej sztuce. G 1903, n r 49).
W artykule o Miriamie powie więcej: nazwie sztukę „wielką a n ty cypacją”, w której duch swobodnie „stw arza sam siebie, poznaje i opa now uje” (K 92—93).
Tu w szystk o, co w duchu lu d zk ości sp oczyw a, rozprom ienić się, r o z k w itn ą ć m oże, jaśn ieć w glorii w łasn ego, z sieb ie zrodzonego blasku. Tu u n ik am y k o m p r o m isu, k on ieczności, grzech i szp etotę rodzącej p ołow iczn ości. [K 92] _
Są to oczywiście tylko najwyższe, ostateczne możliwości sztuki, nie zawsze i nie w rów nym stopniu urzeczywistniane. Brzozowski m odyfikuje teraz dawną zasadę rów nouprawnienia dusz, także i osobowości tw ó r czych. Przyznaje każdej jednostce prawo do autonomicznego rozw iązyw a nia zadań prowadzących do coraz to bogatszej i wielostronniejszej swo body. Zaznacza zarazem, że hierarchizować trzeba zarówno stopnie osią gnięte w rozwiązywaniu tego samego zadania, jak i miejsce tego zadania w ogólnej, choć zmieniającej się hierarchii tych zadań (K 84).
Swoboda arty sty łączy się więc z odpowiedzialnością. U schyłku tego okresu Brzozowski powie już wyraźnie, że jest to etyczna odpowiedzial ność „wobec karm iących swą pracą sztukę m as”. Ale obowiązek a rty sty wobec ludu polega na tym, by być jak najwięcej artystą.
S ztu k a m u si być n a jp ierw dla si.ebie, bo w te d y dopiero jest, a d opiero gdy jest, m ożna m ó w ić o jej d alszych zadaniach. (O n o w e j sz tuce. G 1903, nr 50]
Tak więc Brzozowski ujm ował najpierw ideał sztuki jako bezwzględ nie szczerą i dorównaną ekspresję, później — nie rezygnując z tej k a tegorii, dodał do niej i wysunął na plan pierwszy kategorię duchowego czynu wartościotwórczego i społecznie efektywnego. Nie określał jednak bliżej jego treści, poza coraz pełniejszą realizacją ludzkiej wolności.
Z tą ewolucją sprzęgnięte były jego poglądy na krytykę literacką. Początkowo żądał od niej przede wszystkim syntetyzującej „intuicji duszo- znawczej”, kierującej się zasadami „całkowitej równoprawności dusz”, za lecał „duchowy polimorfizm”, nieustannie przekształcającą się giętkość
w dostosowywaniu się do rozpatryw anych zjawisk 6.
P sy ch o lo g iem jestem i n ie n a zw szu k am lu b k la sy fik u ją c y c h p odziałów , lecz u k ry w a ją cy ch się za n im i sta n ó w duszy.
— pisał w artykule o Sienkiewiczu (G 1903, n r 15).
Słowem-kluczem ówczesnych rozważań Brzozowskiego o krytyce jest „przeżycie”.
T ylk o rzeczy osob iście p rzeżyte, z b ólem i radością osob istego p rzeży w a nia, p ow in n y stan ow ić p rzed m iot n aszych litera ck ich w y stą p ień . [P r o b ie r z e ]
Ale w treści tego słowa „przeżycie” dokonuje się przem iana akcen tów ; szeregując je logicznie: chodzi tu kolejno o przeniknięte miłością, utożsam iające się odczuwanie, o dotarcie poprzez symptomy świadomych przekonań do „filozofii organicznej” pisarza („prawdziwa i jedyna roz kosz dla psychologa!”) i określenie jego indywidualnego stylu, o „rozu m ienie”, które pozwala zająć to samo co twórca stanowisko (O nowej
sztuce. G 1903, n r 49), lub inaczej — tak głęboko się z nim utożsamia,
że go na nowo w sobie stw arza i odtw arza (K 127), o współtworzenie dzieła sztuki w trakcie jego odbioru (Piotr Chmielowski. G 1904, n r 18), wreszcie — o poznanie bezwzględne, idealne, w którym „podmiot stw a rza swój przedmiot, a więc utożsamia się z nim ” (Miriam. К 81). W a rty kule Małżonek Tytanii (G 1905, n ry 29, 31) powie Brzozowski, że prze życie nie w ystarczy; potrzebne jest „wyznaczenie stanowiska w świecie w artości” : aby zrozumieć, trzeba przeżyć i wznieść się ponad przeżycie, „przezwyciężyć wartość duchową dzieł i dusz sądzonych” wartością wła sną, więc co najmniej rów ną („nigdy niższe nie może być m iarą wyż szego”);
w a żn iejszą b o w iem rzeczą je st zrozum ieć c z a s sw ój w sła b o ści jego n iż w sile, w zadaniu niż w sp ełn ien iu . {...] K rzyw d ę w yrząd za się d u ch ow i w p ełn i życia, gd y się n a jw y ższy choćby szczyt przez n ieg o o sią g n ięty za coś innego u w aża n iż za fazę. [K 129]
Istotne to słowa — w yjaśniają nam one tak rażącą niekiedy jedno stronność i wieczne niezadowolenie Brzozowskiego. Przyznanie, że utw ór jest dziełem talentu, że więc posiada wartość artystyczną, było dla niego' aktem k ry ty k i niezbędnym, ale tylko wstępnym, kw alifikującym ten u- tw ór jako przynależny do dziedziny sztuki; dzięki tem u dopiero zasługuje on, by w ogóle stać się przedm iotem krytyki.
Rychło jednak, bo w arty k u le Współczesne kierunki w literaturze pol
skiej wobec życia (G 1903, n r 19), zadania k ry ty k i zakreślił Brzozowski
jeszcze szerzej: ma ona być „ o r g a n i z a t o r k ą l i t e r a t u r y w s p ó ł c z e s n e j , a poprzez mą całego życia duchowego społeczeństwa”. Spełnia zaś te zadania przez to, że poznaje dusze twórcze w ich istocie i przyczynach „lepiej, niż one same się znają”, w ten sposób umożliwia ich dalszy, bardziej świadomy rozwój, w ytw arza między nimi — w brew pozorom przeciwieństw — poczucie jedności, słowem: jest „świadomością i sum ieniem ” lite ratu ry 7.
7 W zw ią zk u z P a łu b ą n a szk ico w a ł B r z o z o w s k i (C o g ita tio n es morosae) od m ien n ą, zb liżon ą do p sy ch o a n a lizy k on cep cję tw ó rczo ści litera ck iej jako ek sterio - ryzacji poprzez stw orzon e p o sta cie ty ch sta n ó w psych iczn ych , których autor n ie o śm iela się za a k cep to w a ć w e w ła sn ej p sych ice, lu b w y z w o le n ie się od takich, które ch cia łb y z n iej usunąć.
2
Teoretyczne założenia kry ty k i Brzozowskiego rozpatryw ać należy za wsze w kontekście jej funkcji pragmatycznych: oddziaływania na sy tu ację literatu ry polskiej. Funkcje te — w brew początkowym deklaracjom —
bardziej skierowane były na przezwyciężenie zjawisk już istniejących niż na programowanie nowych. Niemniej zarysy tego program u — sztuki aktyw nej i afirm atyw nej, potęgującej życie, wartościotwórczej — poja w iają się już we wczesnych w ystąpieniach Brzozowskiego. Były one jednym z przejawów reorientacji literatu ry młodopolskiej k u hasłom życia, czynu, heroizmu. Już w artykule M y młodzi (G 1902, n r 50) postu lat bezwzględnej szczerości traktow any jest tylko jako podstawa, na której młode pokolenie może odzyskać „wiarę w dodatniość”, zdobyć się „na wielkie może i twórcze t a k ”, uczynić życie na nowo „głębokim” i „dostojnym ”. Wypowiadając się później publikacją W kwestii młodych (G 1903, n r 8) głosił konieczność „opuszczenia wieży z kości słoniowej i wejścia w życie”. A rtykuł o M aeterlincku kończy się słowami:
N ow y okres rozpoczyna się dla sztu k i — jako p ogłęb ien ia i źródła m ocy dla dusz w szystk ich , now y, jędrny, tęgi, tw ard y okres, który p rzek u je na sw oją w ia r ę w szelk ie w artości. [G 1903, nr 23]
W szkicu o Miriamie mowa jest o sztuce jako „woli do wyzwolenia życia, do rozpętania wszystkich jego potęg, do uskrzydlenia wszystkich jego mocy” (K 97).
Te raczej przeczucia i apele niż konkretny program były jednak wy starczająco w yraźne i zdecydowane, by przesądzić o krytycznym dystan sie Brzozowskiego wobec współczesnej sytuacji literackiej. W krótce po manifeście M y młodzi — w polemicznym felietonie I sm utek tego wszyst
kiego (G 1903, n r 10), wywołanym przez wrogą i pogardliwą wypowiedź
Sienkiewicza o dramacie modernistycznym, Brzozowski nazwie go „czło wiekiem obcym” względem zwątpień i ideałów młodych, a odpowiadając na głosy oburzenia spowodowane tym określeniem, rozwinie i zaostrzy swą myśl w cyklu artykułów Henryk Sienkiewicz i jego stanowisko w li
teraturze współczesnej (G 1903, nry 14—15, 17—18). Poza w yrazistą pro
stotą i harm onijną „skończonością” świata Sienkiewiczowskiego dostrzegał „światopogląd uśmiechniętej, rozkochanej w sobie płytkości”, która zdro- worozsądkowo upraszcza wszystkie problemy, dostrzegał egotyczny sen tym entalizm lubujący się we własnym wzruszeniu, a w gruncie rzeczy obojętny wobec problemów życia społecznego. Ta indyw idualna „filozo fia organiczna” Sienkiewicza jest zarazem według Brzozowskiego społe cznie uw arunkow ana — reprezentuje światopogląd szlachecki.
Jeszcze ostrzejsze, lecz formułowane tylko w pogardliwych ogólni kach, było potępienie Brzozowskiego dla drugorzędnej produkcji, lite rackiej („beletrystyki”) i publicystycznej starszego pokolenia — apologe- tycznej wobec szlacheckiej tradycji, tchórzliwie pogodzonej z
mieszczan-ską codziennością lub po prostu służącej tylko płaskiej rozrywce. N ato m iast o innych w ybitnych pisarzach pozytywistycznych wypowiadał się Brzozowski z dużym uznaniem. K rytykow ał pozytywizm za etykę eudaj- m onistyczną i determ inizm historyczny, równocześnie z ogromnym res pektem pisał przede w szystkim o Świętochowskim (jeszcze w r. 1904 poświęcił m u entuzjastyczne studium , nie drukowane), ale także o Prusie, Orzeszkowej, Konopnickiej, Chmielowskim — jako o „idealistach w n a j czystszym, najszlachetniejszym znaczeniu tego w yrazu” (Spóźnione strza
ły. G 1903, n r 38). Bardzo bystro dostrzegał dialektykę rozwojową i sa
mego pozytywizmu, i stosunku do niego młodych. Historyczną zasługę „bohaterskiego okresu program u pracy organicznej” stanowiło według niego przybliżenie ideału do rzeczywistości; później program ten stał się m aską oportunizm u — byw ał jednak niekiedy przez wielkich pozyty wistów przezwyciężany, np. w końcowej scenie Nad Niemnem.
O kres ten — k o n k lu d o w a ł B rzozow sk i — zrobił sw oje, n a u czy ł lu d zi d ążyć czynem , a w m ia r ę jak zdolność ta w nas w zra sta ła — przyb yw ało i m ęstw o do p rzesu n ięcia id e a łu d a lej. B an k ru ctw o program u pracy organicznej b yło n a stęp stw em ro zw o ju jej w ła śn ie m ocą dokonanego. [...] W itold K orczyńsk i s ta w a ł się doktorem Judym em .
Toteż w odróżnieniu od innych młodych Brzozowski zapewniał, że w stosunku do tak rozum ianej tradycji literackiej „ciągłość nie jest i nie może być zagrożoną” (W kwestii młodych. G 1903, n r 8).
A rtykuł M y młodzi powściągliwie mówił o osiągnięciach nowego po kolenia; zwracał tylko uwagę na „niebywałą, niezmierną tęsknotę do praw d y ” i żądanie swobody dla indywidualności; dotychczasową tw ó r czość m odernistyczną traktow ał jako zaledwie przygotowanie gruntu i za powiedź szczerej, pogłębionej, prawdziwie hum anistycznej literatu ry pol skiej. W krótce jednak, w dwóch artykułach: Próba samopoznania (G 1903, n r 13) i Czas mówić (G 1903, n r 15) w ystąpił Brzozowski z wielką glo ryfikacją Młodej Polski jako wspólnego dokonania, godnego zazdrości każdego z europejskich narodów; we właśnie ogłoszonym Piśmiennictwie
polskim ostatnich lat dwudziestu (1902) Feldm ana znalazł jej wizerunek,
w którym — tw ierdził — „możemy się rozpoznać jako coś wielkiego, godnego czci własnej i obcych; i w izerunek ten nie jest pochlebnym — jest słuszny” (Próba samopoznania). Pojaw iają się tu już w otoczu po chw alnych form uł nazwiska Przybyszewskiego, Żeromskiego, W yspiań skiego, Kasprowicza, Nowaczyńskiego, Kisielewskiego, Reymonta, Dani łowskiego, Miriama... U zupełniają się oni wzajemnie, dokonuje się przez nich jakaś „pozaosobnicza ewolucja”, zmierzająca do zdobycia czy odzyska nia „najgłębszych źródlisk mocy duchow ej” (SŻ 110). Żarliwą gloryfi kację znajdziem y jeszcze w artykule Młoda Polska i modernizm („Ga zeta Polska” 1904, n r 332): Brzozowski odgradzał tu Młodą Polskę — „praw dziw y czyn, głębokie przeżycie duszy narodow ej” od modernizmu, który był tylko „m omentem k u ltu ry zachodnioeuropejskiej”, w ynikłym z odm iennych źródeł duchowych.
Afirmacja Brzozowskiego kierow ała się w tedy przede wszystkim w stronę Przybyszewskiego i Żeromskiego. O pierwszym z nich pisał w b ro szurze popularnej (nie ogłoszonej) z przełomu lat 1902 i 1903 i w r e cenzjach jego dram atów ; wspominał o nim także wielokrotnie w innych publikacjach. Pisarską zasługą Przybyszewskiego było w oczach Brzo zowskiego nie tylko bezwzględnie śmiałe wyrażenie rozpaczy i cierpienia współczesnego człowieka wobec „nicości jego podstaw duchow ych”, lecz także rozbudzenie w nim b u ntu i woli poszukiwania nowych dróg, choć sam Przybyszewski dróg tych wskazać nie potrafił. Z niezm iennym uzna niem wypowiadał się Brzozowski o dram atach Przybyszewskiego; tr a gizm jako katastrofa konieczna i unicestwiająca człowieka, wartość nie powtarzalną, został tu taj — zdaniem kry tyk a — upostaciowany z sylo- gistyczną koniecznością, w geometrycznie przejrzystym , rygorystycznym i oszczędnym kształcie; te klasycystyczne sympatie są zaskakującym r y sem w ówczesnej estetyce literackiej Brzozowskiego. W Żeromskim w i dział przede wszystkim pisarza wskazującego świadomości współczesnej „nowe drogi i nową przyszłość” — tw órcę postaci przenikniętych potrzebą praw dy, w iernych im peratyw ow i obowiązku, a zarazem nie wyidealizo wanych, odtworzonych ze wszystkim i ludzkimi wadami i słabościami. W połączeniu cech bohaterów Przybyszewskiego i Żeromskiego znajdował „ludzi całkowitych”, na m iarę współczesności.
W broszurze O Stefanie Żeromskim (Warszawa 1905), będącej powtó rzeniem artykułów drukow anych uprzednio w „Głosie” z r. 1904, akcent główny pada na właściwy Żeromskiemu dar artystyczny „przyw raca nia j e d y n o ś c i m om entom” (SŻ 16), tj. ewokowania ich indyw idual nej niepowtarzalności, oraz umiejętność w yrażania w słowie pozaświado- mościowych stanów duszy, liryzację całego świata przedstawionego. Brzo zowski zarzuca tu jednak Żeromskiemu, że nie posiada w ykrystalizow a nego światopoglądu, pozwalającego dokonywać hierarchizacji i selekcji wśród przeżyć, zarazem — w ytknie mu pewną ustępliwość wobec po stulatów popraw nej komunikatywności języka i „przesądu realistyczne go”, tj. konwencji ujm owania świata w ystępujących w świadomości po tocznej. Stąd i stylistyczne, i kompozycyjne niekonsekwencje wczesnych utworów Żeromskiego. Dopiero w Popiołach dochodzi on do pełnej samo- wiedzy artystycznej, kształtuje tę powieść jako „symfonię psychiczną” i uzyskuje rezultat niezwykłej artystycznej mocy, k tó ry staje obok n aj większych osiągnięć powieści europejskiej i wytycza jej nowe drogi.
Chwaląc bez zastrzeżeń poszukiwania nowej form y dram atycznej u Ki sielewskiego, satyryczny im pet Nowaczyńskiego, intelektualną głębię Staffa, naw et „kulturę, powagę i godność” Miriama, Brzozowski od po czątku zw raca uwagę na ekstensywną tylko, nie pogłębioną wrażliwość Reym onta oraz — z pew nym i oporami i zastrzeżeniami przyjm uje tw ór czość pisarza, k tóry potem miał stać m u się duchowo najbliższy: Stani sława Wyspiańskiego.
Był to dla niego widać tru d n y problem krytyczny. On, k tó ry tak nie lubił spójników ,,zastrzeżeniowych”, w Próbie samopoznania określa Wy spiańskiego jako zjawisko „niezwykle wielkie, świetne i dumne, ale na ogół obce nam i naszym najw ew nętrzniejszym w alkom”, w artykule Czas
mówić nazywa go „duszą, która w sposób, aczkolwiek m ętny nieraz w wy
razie swym, jednak rzeczy o najgłębsze strony narodowej śmiałości za haczające przeżywa”. Rozwinął i uzupełnił Brzozowski te zastrzeżenia w broszurze Stanisław Wyspiański jako poeta. Z właściwą sobie odkryw czą jednostronnością, k tó ra w ystąpi w ty lu jego sądach o pisarzach i dzie łach, określił twórczość Wyspiańskiego jako dzieło teatralne, nie literac kie, przy czym uznał autora za twórcę te a tru jako „m alarstw a w ru ch u”, te a tru mającego zarazem cechy oniryczne. T eatr ten jednak potrafi uka zywać tylko poszczególne proste, m onum entalne i skrajne stany du chowe, uzew nętrzniające się fizycznie w ruchu i geście.
D usza zaś, o ile p rzekracza te granice, w k tórych znajd u je w zja w isk u zm y sło w o sp ostrzegaln ym rów n o w a żn y sw ój w yraz, jest dla W y sp iań sk iego zu p ełn ie n iem a l n ied ostęp n a 8.
Ponadto twórczość ta, zwrócona w stronę „m arzeń i dum ań dziejo w ych”, jest obca najgłębszym i najboleśniejszym przeżyciom współcze snych. Pisał to Brzozowski już po W eselu, którego początkowo najw i doczniej nie docenił. Dopiero w broszurze o Żeromskim stwierdza, że zasadniczą treścią dram atu Wyspiańskiego jest odsłonięcie „nicości rzeko m ych podstaw narodow ych” (SŻ 110). Szczególnie bliski sobie problem znalazł w Wyzwoleniu — problem bezsilności sztuki wobec życia, i uznał je za najbardziej tragiczny, najsilniejszy i najgłębszy w yraz stanu duszy współczesnego a rty sty polskiego (W odpowiedzi na protest. К 70).
3
Aprobata Brzozowskiego dla Młodej Polski od początku była nie tylko daw ana na k redy t przyszłości, ale i selektywna. A rtykuł M y młodzi wy jaśniał genezę „satanizmów, okultyzmów, demonizmów”, ale i odgradzał się od nich. Już pisząc o M aeterlincku szydził autor z „rozmodernizowa- n e j” duszy współczesnej — nastrojow ej, pozbawionej hierarchii wewnę trznej, niezdolnej do czynu, pełnej pretensji do świata i zachwyconej sobą.
W krótce w Rachunku sumienia (G 1903, n r 33), zaprzeczając niedaw nem u optymizmowi, konstatow ał zagrożenie k u ltu ry narodowej, pano w anie w niej bezwładu i chaosu, słabnięcie i degrengoladę sił wartościo wych. L iteraturę porównywał szyderczo do Szeherezady, która „pięknymi
bajkam i przesłania swe m arne i w w arunkach tych, gdyby niezm iennym i m iały zostać, haniebne, nikom u niepotrzebne życie”. Widział również n ie bezpieczeństwa modernistycznego k u ltu sztuki: z Próchna B erenta w ydo bywał myśl, że
sa m a sobą sztu k a ostać się n ie m oże, zb yt ła tw o w y ra d za s ię w sztu czk ę, cz y n i w szy stk o sztu czn y m i k ła m liw y m . [W s p ó łc z e s n e k ie r u n k i l i t e r a t u r y p o l s k i e j w o b e c życia. G 1903, nr 21]
Atak Brzozowskiego kierował się także przeciw nastrojowości i te chnice symbolistycznej. We Współczesnych kierunkach literatury pol
skiej wobec życia wręcz z obrzydzeniem pisał o poetyckich polowaniach
na w yjątkow e i niezwykłe nastroje. W K ilku uwagach o grze aktorskiej (G 1903, n r 9) w yjaśniał, że nastrojowość, sugestywność sztuki nowo czesnej powinna być tylko stadium przejściowym, prowadzącym do no wej, wyższej syntezy, tworzącej „całych i zupełnych ludzi” (pozytywnym przykładem były dlań dram aty Kisielewskiego). W Teatrze współczesnym
i jego dążnościach rozwojowych (G 1903, n ry 41—42) dowodził, że tech
nika symboliczna właśnie elim inuje z d ram atu takich „żywych i całkowi tych ludzi”, zwalnia od obowiązku przedstaw iania ich życia w ew nętrz nego w całym jego skomplikowaniu, służy nie logicznej budowie świata przedstawionego jako pewnej samoistnej całości, lecz tylko oddziaływaniu na publiczność, w ywoływaniu w niej silnych, ale intelektualnie jałowych nastrojów, prowadzić musi nieuchronnie do manierycznego konwencjo- nalizmu.
W takiej k rytyce m odernizmu sojusznikami staw ali się B erent oraz Irzykowski. Ale stosunek Brzozowskiego do Próchna i Pałuby musiał być am biw alentny. Próchno okazało się w strząsającym świadectwem rozkła dowego działania wyabsolutyzowanej sztuki, lecz autor nie umiał wska zać poza nią jakiegoś punktu oparcia (Współczesne kierunki literatury
polskiej wobec życia). W Pałubie imponowało krytykow i „męstwo cy
nizm u”, atakującego zaciekle i systematycznie rozmaite form y zafałszo wania życia wewnętrznego. Głosząc potrzebę wprowadzenia do literatu ry nowych treści pozytywnych, nie mógł jednak Brzozowski bez zastrzeżeń przyjąć książki, która — w jego oczach — dokonywała tylko destrukcji wszelkich w artości światopoglądowych, była dziełem „człowieka przed miotowego”, k tóry „jest niczym i wszystko bada, k tó ry jest wszędzie i nig dzie, jak mówi A m iel” (Cogitationes morosae. G 1903, nr 47).
Tymczasem właśnie postawa „człowieka przedmiotowego” (określenie wywodzi się z Poza dobrem i złem Nietzschego) stała się tą cechą li te ra tu ry młodopolskiej, którą Brzozowski zaatakował z największą powagą i pogłębieniem. Poprzednie jego opinie krytyczne można było odnosić tylko do zjawisk marginesowych czy drugorzędnych w literaturze mo dernistycznej. Teraz podejm uje on spór z pisarzami w ybitnym i — podej m uje w duchu takiej krytyki, która
U w a ża [...] ta len t za p o sła n n ictw o , za słu żb ę, i im w y żej w zn o si, tym w ięcej się dom aga, ty m su row szej żąda ra ch u b y z każdego słow a, k ażd ej m y śli. [K 115]
Początkowo posłużył się przykładam i zastępczymi niejako, wziętymi z literatu r obcych — M aeterlinckiem i Czechowem. M aeterlinckowi zarzu cił efekciarstwo, grę nastrojam i i symbolami, nieautentyczność mistycy zmu, w erbalnie tylko deklarowanego, poprzestawanie na „nieokreśloności niepoznawalnego” (G 1903, n r 23). Inny w tonacji, napisany z respektem i w zruszeniem był szkic Antoni Czechow (G 1904, n ry 32—38): Brzo zowski docenia w nim znakomitego obserw atora i niezawodnego artystę, in terp retu je jednak jego pisarstw o najpierw jako złudne poszukiwanie ucieczki, schronienia w autonomicznej sferze sztuki-gry, potem — sze rzej — jako osąd rzeczywistości dokonany z pozycji biernego tylko, zdy stansowanego widza; utraciw szy wolę urzeczywistnienia swych ideałów, Czechow traci zarazem przeświadczenie o ich obowiązującej sile. Świat staje się w tedy bezsensowną i beznadziejną kotłowaniną przypadków i jedynie „światopogląd w m ów iony” pisarza otw iera się ku perspektyw om szczęśliwej przyszłości. Pod głównym akcentem swej k ry ty k i umieszcza tu Brzozowski „zrzeczenie się najistotniejszego praw a czynu; stanowią cego cel i sens ludzkiego istnienia” (K 124).
Zarzuty podobne, ale przetransponow ane na tonację zjadliw ej inw ek tyw y, w ystąpiły w kam panii Brzozowskiego — prowadzonej również na łam ach „Głosu” (1904) — przeciw Miriamowi i „Chim erze” : „hieraty czna im potencja”, „uznanie bezczynności i niezdolności do czynu za sym bol i sym ptom at wyższości duchow ej”, „zrozumienie swobody nie jako w zrastającego panowania nad światem , lecz jako ucieczki z niego” (K 69), „niew iara w to wszystko, co naturalne, bliskie, w łasne” (K 100), widoczna naw et w wyszukanym i zm anierow anym stylu, upodobanie „we wszyst kim, co odległe, obce, co ułatw ia zapomnienie o sobie” (K 102) i tylko dla tej swej obcości im portow ane z najróżnorodniejszych obszarów k u l tury .
W poezji Staffa zaobserwował Brzozowski („K rytyka” 1905, t. 1) zja wiska pokrew ne tym, które znajdow ał u M aeterlincka, Czechowa, Mi- riam a: poszukiwanie rozm aitych przygód intelektualnych, realizowanie w twórczości różnych postaw duchowych tylko na próbę, z w ew nętrzną rezerw ą, „przym glenie i zmatowienie wszelkich uczuć” (K 130), rezyg nację z zawładnięcia światem, wolność od życia osiąganą w krainie nie określoności i marzenia, narcystyczne upodobanie w sobie.
O d rzu ciw szy czyn, który się św ia tu p rzeciw sta w ia , o k reśla ją c go, p ozosta w iw s z y ty lk o m arzenie, które b łąk a się lę k liw ie , o w ieczorn ej porze, i szuka n ieo k reślo n o ści, czy li ściślej m ów iąc, u ciek a od w szy stk ieg o , co jest zadaniem ,
n ieb ezp ieczeń stw em , b ęd ziem y m ie li c a ły św ia t S ta ffa . [K 132]
— lapidarnie w yrokuje Brzozowski. I dodaje: „Tu swoboda rodzi się po pogrzebie życia”. Ale zupełnie inaczej niż w przypadku M aeterlincka
i Miriama, jeszcze bardziej niż wobec Czechowa — nie może Brzozowski oprzeć się sym patii do tej poezji, jest jakby rozbrojony jej „w y tw o r- nością” artystyczną, „szlachetną łatwością”, z jaką Staff włada obrazem , nastrojem , rytm em . Podobieństwo więc tej poezji do najrozm aitszych z ja wisk wcześniejszych usprawiedliwia tożsamością podłoża k u lturalnego, nie odmawia jej szczerości, przynajm niej chwilowej, doszukuje się w alo rów w tym, że tw órca panuje nad swoimi stanam i duszy. Gdy rozpęd stylistyczny ponosi wypowiedź Brzozowskiego w stronę ataku, au to r się m ityguje („Pow strzym ujem y zbyt łatw e szyderstw o”, К 133) i osłabia zarzuty, obejmując nimi całe pokolenie, w raz z samym sobą. U spraw iedli wia się, że krytyczny punkt widzenia konieczny jest ze względu na do bro Staffa — by umożliwić mu przezwyciężenie osiągniętej fazy rozw oju duchowego, i w zakończeniu eseju raz jeszcze ubolewając, że poetę „uw o dzi milcząca wróżka, ciszy gwiazd fałszywa prorokini”, w yraża jednak wiarę w jego twórczą przyszłość: „lecz wszystko w życiu ducha jest etapem ” (K 148).
Ukazując z pam fletow ym wyolbrzymieniem wszystkie ułomności m o dernizm u w postaci Miriama, Brzozowski w długim wyliczeniu przeciw stawiał mu innych twórców Młodej Polski. Już w tedy wszakże, z końcem r. 1904, stwierdzał, iż znalazła się ona w momencie przełomowym: albo zatrzym a się w swoim rozwoju, albo podejmie nowe zadanie — „wiesz cze”, a więc inspirujące i przekształcające rzeczywistość. Z tą m yślą p rzy wołuje Brzozowski pozytywne wzorce spoza obszaru ówczesnej polskiej literatury.
4
Pierw szy z tych wzorców to wielka literatu ra rosyjska — Gogol, Dosto jewski, Sałtykow-Szczedrin, Gleb Uspienski, z których każdy był „nauczy cielem, przewodnikiem, wychowawcą, prorokiem i spowiednikiem swojego społeczeństwa” (K 110). Brzozowski podziwia tu zwłaszcza bezkom pro misowo odważne odtw arzanie chłopskiej rzeczywistości, realizm b ru taln y w obrazach zdziczenia i nędzy, oskarżeniem swym zw racający się przeciw klasom panującym . Z rów nym entuzjazm em pisze Brzozowski o zjawisku jedynym w swoim rodzaju w całej literatu rze europejskiej — o rosyj skiej krytyce, która była „prawdziwie męską, niekiedy aż ok ru tn ą ho dowlą wielkości i szczerości w tw órcach dzieł i w odczuwającym te dzieła społeczeństwie” (K 115). Słowa takie dyktow ała wówczas krytykow i nie w ątpliwie świadomość zaciągniętego wobec niej długu ideowego.
Owa pochwała lite ratu ry rosyjskiej stanowiła jednak tylko dygresję w szkicu o Czechowie. Sytuacja ideowo-polityczna la t 1904—1905 nie sprzyjała rozw iniętem u i program ow em u w ysuw aniu tego wzoru dla li te ra tu ry polskiej. Rolę tę spełnić mogła natom iast polska twórczość ro mantyczna. Brzozowski poświęcił jej rozpraw ę Filozofia rom antyzm u
poi-skiego. Napisana na przełomie października i listopada 1905, stała się
zapewne podstawą jego odczytów w Krakowie i Lwowie z końcem tegoż roku, nie doczekała się jednak druku za życia autora. Odbiega ona i swą treścią, i językiem od pozostałych jego wypowiedzi. Tu po raz pierwszy i jedyny utożsamiał się Brzozowski całkowicie nie tyle z poezją rom anty czną, co z ideami mesjanizm u i filozofii narodowej. Mesjanizm był przez niego akceptowany jako akt duchowego samoutwierdzenia narodu, oca lający jego istnienie.
To, co m a być, to, co jest dobrem i sieb ie w id zi, zaginąć n ie m oże. G dy P o lsk a stan ie się d la n as jed n ozn aczn ik iem w sz e lk ie g o dobra i czystości, n ie zaginie. [K 387]
Dla Mickiewicza tą gw arantującą zasadą życia narodowego była czys tość duchowa, zm ierzający k u niej wysiłek; w Słowackim jest już ra dość czystości odzyskanej — dawał on „zachwycone widzenie Polski ży wej i żyjącej w Słowie”, rozjaśnionej blaskiem piękna (K 388). Jeden
z bohaterów dialogu Wstęp do filozofii (1906) powiada:
U n as w ieszcze sztu k ą o c a la li naród. [...] S ztu k a ich z a ch w y ciła i p ow iod ła w kraj, gd zie przyszłość n arod ow a żyje; p rzeto m ó w ili n arod ow i z oślepioną jeszcze od b ły sk ó w n a jw y ższy ch źrenicą, i m y ten b lask w id zim y jeszcze na ich tw arzach , czytam y go z ich ust. [K 602]
Brzozowskiemu szczególnie bliska być musiała głoszona przez filo zofię narodową teza o praktycznym i aktyw nym charakterze poznania, przeświadczenie, że dochodzi się do praw dy przez jej dopełnianie, że po znaje się, czym jest swoboda, tworząc ją czynem. Myśl tę znajdował nie tylko u Cieszkowskiego, lecz i u Towiańskiego. Norwid natom iast — pisze Brzozowski w Próbie o nim z r. 1905 — osiągnął „spokój słowa w siebie zapatrzonego i w spartego na sobie”, ale jest to spokój negu jący potrzebę „świata jako słuchacza i świata jako (siły” (K 158, 160) — i w ty m błąd jego postawy duchowej. Znacznie ostrzej zabrzmiała w Fi
lozofii romantyzmu polskiego k ry ty ka w stosunku do Krasińskiego: tak
wywyższał on, „serafizował” i uduchowił swój ideał, by niedostępnością jego usprawiedliwić niedopełnienie obowiązku czynu.
Filozofia czynu właśnie była tą konstrukcją, która sprawiła, że równo cześnie z wielkimi rom antykam i afirm owanym przez Brzozowskiego wzo rem był Nietzsche, odczytywany jako głosiciel „surowej pracy” nad samo realizacją nowego człowieka, zdolnego świadomie i odpowiedzialnie kształ tować historię. Dla uczestników dialogu Fryderyk Nietzsche (1907) jest on now ym typem filozofa nie tylko przez tę swą naukę, ale także przez sposób upraw iania filozofii, niepewny jeszcze własnych sił i praw, stąd „potrzebujący jeszcze ekstazy, uniesienia, wyolbrzymienia, jakie daje na m iętność”, w yrażający się stylem niepowtarzalnym , nasuw ającym porów nanie tylko ze stylem Słowackiego. Typ nowy — także przez swe zuch wałe „wniknięcia duszoznawcze” w „samorodność żywą, drgającą, n er
wowo zmienną, chwiejną, w ielokształtną” pozaintelektualnych stanów człowieka, owych — tak śm iałym poetyckim obrazem mówi Brzozowski — „ciemnych, wpół ziemnych, wpół leśnych, ziemią jeszcze, ale i morzem, w którym kąpią się gwiazdy, pachnących dziedzin duszy” (K 623). Nie bez racji więc aktorka Eleonora zabierająca głos w tym dialogu wątpi, czy wystarczy o Nietzschem powiedzieć „filozof”; Brzozowski trak tu je go najwidoczniej także jako wielkiego poetę i patrona współczesnej poezji godnej swego zadania.
5
W roku 1905 pod w pływ em w ydarzeń rew olucyjnych konflikt Brzo zowskiego z literatu rą współczesną zaostrzył się. Na szczytach jej do strzegał „oddzielne w ybłyski”, tragizm em swym i powagą duchową prze wyższające całą europejską twórczość (prócz rosyjskiej, która jest może głębsza, ale pozbawiona perspektyw na zwycięską przyszłość). Pisał o tych zjawiskach z uznaniem we Współczesnej powieści w Polsce. Przeciętność charakteryzow ał natom iast jako „głęboko upokarzający bełkot”, „ma jaczenia, którym gorączka naw et nie może odjąć beztreściwości i szarzy zny” (K 55). Po drugie, całość tej literatu ry była w jego ocenie „zuch wała jako bunt i tchórzliw a jako twórczość pozytyw na” 9. Po trzecie — w największych swych naw et osiągnięciach Młoda Polska, przeżywszy okres „krótki i św ietny”, stanęła wobec nowych problemów, które roz wiązać może tylko przezwyciężając dotychczasowe założenia. Brzozowski początkowo liczył na tak i właśnie bieg rzeczy:
M łoda P o lsk a w o ła ła w ie lk im głosem : łak n ę, cierp ię, gin ę. A cierpiała szcze rze... Tą szczerością zd ob yła so b ie p raw o rządu duszy... A le ty m zdobyła sobie ty lk o p raw o pracy. ,[N a r o d o w e k ł a m s t w a . „P rzegląd S p o łe c z n y ” 1906, nr 17]
Jeszcze we Współczesnej krytyce (1907) apelował:
O stań że się ty, m y ś li p olsk a, m y ś li rozjęczona, m y ś li próżn iaczych sm ut k ó w — sta lo w y m p u k lerzem , w sło ń cu b ły szczą cy m le m ie sz e m , m ig o tliw ą a n ie chybną szpadą. ;[W 249]
W odczuciu Brzozowskiego apel ten nie znalazł oddźwięku. Już w czer wcu 1905 napisał szydercze słowa: „Toteż powiadam, przyjacielu Avanti, że Młoda Polska w jedną noc ołysiała” (Same płaskie koncepty. G 1905, n r 24) — słowa, które potem, w parafrazie Irzykowskiego („Młoda Polska w jedną noc posiwiała”), stały się skrzydlatym i. N astaw ał czas frontal nego ataku na legendę Młodej Polski.
• S. B r z o z o w s k i , A u p e t i t bon h eu r de la fa ta lité. O głosił M. S r o k a . „Twór czo ść” 1966, nr 6, s. 37.