• Nie Znaleziono Wyników

O pryncypiach Sartre’owskiej etyki i Dla współczesnego intelektualistypowinność jest pojęciem co najmniej kłopotli­ wym

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "O pryncypiach Sartre’owskiej etyki i Dla współczesnego intelektualistypowinność jest pojęciem co najmniej kłopotli­ wym"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

Przegląd Filozoficzny — Nowa Seria R. 14:2005, Nr 4 (56), ISSN 1230-1493

Tomasz P. Rosiński

Powinność i egzystencja.

O pryncypiach Sartre’owskiej etyki

i

Dla współczesnego intelektualistypowinność jest pojęciem co najmniej kłopotli­ wym. Wprawdzie święcący tryumfy naturalizm nie dość, że nie wyrugował go z filozoficznego słownika,ale z powodzeniem zaadaptowałdlawłasnychpotrzeb, to jednak powinnośćw ujęciu naturalistyjest tylkocieniem czy też wręcz kary­ katurą swego pierwowzoru, wyniesionego przez Kantai Fichtego do rangi naczel­ nych zasad rozumu.

Klasycznym już sfonnułowaniemwątpliwości odnośniedoużytku, jaki natu­

ralizm czyni zpojęcia powinności, jest argumentacja G.E. Moore’a, który pod­

kreśla semantyczną niezbieżność sfery bytu i sfery wartości. Jeśli -konkluduje swój wywód Moore - moglibyśmy podporządkować powinność faktyczności, to, chociażby w imięzacnego postulatu jasności, należałoby w ogóle wyeliminować zagadnienia etyczneze sfery naszych zainteresowań. Tymczasemredukcja tego, co być powinno, do tego, co jest,wydąje się równie nieuprawniona, jakredukcja smaku do koloru. Byt ipowinność to poprostu dwa modusy naszegopostrzega­ nia świata. Eliminacja jednego znich spowodowałaby nie tyle rozjaśnienie rze­ czywistości,co trudne do pojęcia jej zubożenie czy wręcz dewastację.

Oczywiście, jak to w filozofii zazwyczaj bywa, wątpliwość wyrażona przez Moore’anierozstrzyga jednoznacznieo wartości etyki poczętejz duchanaturali­ zmu. A jednak - by takrzec - mości ona intelektualną niszę dlaco wrażliwszych natur, które swoje etyczne intuicje wolą wyrażać w subtelniejszychterminach niż, dajmy na to, owocna strategia ewolucyjna. Nadal więc istnieją tacy filozofowie, którzy ośmielają się budować swoją naukę o moralności na bazie przekonań reli­ gijnych. Nadal niepoprawnizwolennicynaiwnego,oświeceniowego racjonalizmu zpasjągodną lepszej sprawykonstruują zawiłeaksjologie.

(2)

Jednak obie te strategie w gruncie rzeczy trącą filozoficznym lamusem. Współ­ czesne próby reanimacji pojęcia powinności, przyjmujące za podstawę pewien sys­

tem norm obowiązujących człowieka w jego osobniczym życiu, mało komu tra­ fiają do przekonania.Jak mogłoby się zdawać,o wiele owocniejsząstrategią jest wywodzenienaszych powinności z apriorycznych zasad konstytuujących współ­ życie społeczne. I tak też czyniąco bardziej prominentni ze współczesnych filo­

zofów, którymnie wsmak jest naturalistycznyredukcjonizm.

Tyle że traktowanie powinności, jakby była ona subiektywnymkomponentem uspołecznienia, także godzi w naszą potoczną moralną intuicję, intuicję, z którą współczesny filozof, w obliczu, co tu kryć, nędzy własnych dokonań, musi się liczyć bardziej niż jego pełni buty poprzednicy.Ata intuicja czyni zpowinności najintymniejszy zelementów życia duchowego - głos sumienia.Ów głos sumie­

nianie grzmi już, jak niegdyś, oskarżycielską tyradą patriarchy, rzucając gromy, grożąc kataklizmami i zbiorową zagładą. Za narzędzieperswazji starcza mu szept i cichy wyrzut. Ta relacjaprzezsam swój intymnycharakter jakby zawieszaist­

nienie innych ludzi, a tym bardziej społeczeństwa, pojętegojako arena bezdusz­ nej walki obyt,domena hałaśliwego bełkotu.I żaden genetycznywywód,choćby najbardziej przemyślny,nie pozwala dokońcapojąć, w jakisposób ów zgiełk jest w stanie zrodzićswoje przeciwieństwo- szept powinności.

Powyższe wprowadzenie ma posłużyć jedynie jako tło do rozważań o Sar­

nowskiej etyce. Aściśle rzecz biorąc, mauświadomić czytelnikowi pewną in­

teresującą jej właściwość, czy teżraczej cały zespół właściwości. Tak więc, po pierwsze,Sartre jest filozofem,który, wbrew intelektualnej modziei pomimo na­

gany udzielonejprzez Heideggera, ze śmiertelną powagątraktuje kwestie powin­

ności. Po wtóre, fundamentempowinności, znów wbrew panującej modzie i mimo napomnień sojuszników w walce o lepsze jutro, czyni Sartreindywidualną egzy­ stencję. Po trzecie,będąc indywidualistą etycznym, Sartre stanowczo przeciwsta­ wia się zarównooświeceniowej z ducha aksjologii, jak i etyce religijnej, widząc w nich pokłosie tego samego, błędnego podejściado kwestii etycznych, a nawet szerzej - ontologicznych. I po czwarte wreszcie, mimo odrzucenia powyższych stanowisk Sartre niejestnaturalistą i nawet jeśli w pewnych kwestiach - dodaj­ my, żew nie tak znowu wielu - jest on naturalizmowi bliski, tonaturalistyczna etyka jest dlańcontradictio in adjecto i to najbardziej ordynarną z możliwych.

Słowem, na tlenaszkicowanej przez nas mapy współczesnychsporówo po­ winność Sartre jawisię jakofilozof dosyć ekscentryczny, by nie rzec intrygujący.

Jest to bez wątpienia wiadomość dobra. Dobra nie tylko dla Sartre’a, ale także dlatych filozofów,którzyżywią krzepiące przekonanie, że dzieje myśli ludzkiej do pewnego stopnia przypominają zwielokrotnioną drabinę Hugona od św. Wik­ tora, gdzie każdy następny gigant staje na plecach innych gigantów, tworząc w ten sposób gigantycznąpiramidę ludzkiej samowiedzy, wznoszącą się wciąż wyżeji wyżej, ku hyperouranios topos.

(3)

Powinność i egzystencja. O pryncypiach Sartre’owskiej etyki 277 Otóż byłczas, kiedy nie znając Sartre’a,nie sposób byłouważać się zaraso­ wego filozofa. Wydawało się wtedy,że ma on już zapewnionemiejsce wpante­

onie filozoficznychświętych. Gdy jednakczas ów minął, intelektualiści o Sartrze zapomnieli, jak zapomina sięo młodzieńczym zakochaniu, gwałtownym i krót­

kotrwałym. Wbrew przewidywaniom Sartrenie stał się „wiecznieżywymklasy­ kiem”, a co gorsza - dorobił się opinii przedpotopowego metafizyka, głuchego nacały krytyczny dorobeknowożytności. W rezultacieów prawdziwy intelektu­ alnygigantXXwieku nadobrą sprawęwykluczony zostałz ewolucyjnego łańcu­

chamyśli ludzkiej, a jegoegzystencjalizm uznanyza jednąz nader licznychśle­ pychuliczekfilozofii.

Niniejszy esej w pewnym sensie przeciwstawia się tej tendencji. Chociaż bowiem prawdą jest, że filozofia Sartreaw wielu swoichnaczelnych tezachnie zda się już dzisiaj na zbyt wiele,to przynajmniej jedno głęboko nurtujące ją za­

gadnieniepozostaje nadalaktualne. Jest to kwestiawysupłania powinności z na­

rosłych przezwieki filozoficznychpresupozycji i ustawienia w zupełnie nowym świetle; pokazania,żepostawa etyczna, głębokow nas zakorzeniona, niejest tyl­

kofanaberią, ubocznym produktemprocesów ewolucyjnych,społecznych,nieświa­

domych czy Bóg wie jakich, ale że przysługujejejjakaś metafizyczna samoist- ność. Wtym przedsięwzięciu Sartre jestwielkimprekursorem,aśmiałkówpodą­ żającychjego śladembyło naderniewielu1.Może więc czasSartrea jeszczenie nadszedł? Może czeka on jeszcze na tych, którzy usadowią się na plecach giganta,abydojrzeć stamtąd nowe filozoficznehoryzonty?

2

Budując własną koncepcję, Sartre wychodzi od ogólnej przesłanki krytycz­

nej. Jegozdaniem kryzys filozoficznej refleksji nadpowinnościąniema charak­

teru regionalnego, a więc niejest kryzysem pewnej określonej gałęzi filozofii, w tym wypadkuetyki, ale obejmuje całość naszego myślenia o świecie. Co wię­ cej, zdaniem Sartre’a jest to kryzys permanentny,trapiący refleksję nad rzeczy­ wistością od jej zarania.Na dodatek niejest on wynikiem jakiegoś nieszczęśli­ wegozbiegu okoliczności,wrezultacie którego ludzkość powzięła błędne mnie­

manie o świecie. Gdyby taksię rzeczy miały, doprawdy byłoby pół biedy.Błędne mniemanie można by skorygować, tak jak skorygowano twierdzeniaGallenow- skiej medycyny - skutecznie i raz na zawsze.

Ale - zdaniem Sartre’a - owo błędne pojmowaniepowinności jest już wpisa­

ne w samą naturę ludzkiej egzystencji, a jego ewentualna korekta w żadnym wypadkuniebędzie sięrównała rozwiązaniu problemu. Kryzys koncepcjipowin­

ności jest od samej powinności nieodłączny, gdyż -najkrócej mówiąc - ma on

Do tego wąskiego grona należałoby w pierwszym rzędzie zaliczyć Levinasa.

(4)

charakter etyczny, a więc jest rezultatem trudności, na jakie napotyka człowiek, kiedy stara się powinności sprostać. Powinność,wynikająca z samego faktuby­

cia człowiekiem, trwoży nas. Szukamyzatem ucieczki w nieautentyczności, któ­ ra jestzapomnieniem - a właściwie próbą zapomnienia - onawskrośetycznym charakterzenaszej egzystencji.

To fałszowanie naszej egzystencji znajduje swój najpełniejszy wyraz w fał­

szywym obrazierzeczywistości, jakidla własnych potrzeb urabiamy. Poprzez ten obraz utwierdzamy się w naszej nieautentyczności, głuchnącna głospowinności.

Jednak to przedsięwzięcie,zmierzające do ufundowania nieautentycznej egzysten­ cji izakrywające prawdę o niej, zarazem, poprzez wpisaną w jego istotę nieudol­ ność, owąprawdę odkrywa. A więc to na polu najogólniejszych rozważań filozo­ ficznych, dotyczących zasadniczych kwestii ontologii i epistemologii, egzysten­ cja, poprzezszczeliny i luki w dotychczasowych koncepcjach, jest w stanie do­

strzec własne, autentyczne oblicze. Zanim więc Sartreprzystąpi do rozważań etycz­

nych, wpierw będzieprostować ścieżki filozofii pierwszej.

Najogólniej rzecz biorąc, ów fałszywy obraz świata ma charakterstatyczny.

Jest to świat, któryczłowiek zastaje niejako jużgotowy i uformowany wedle bo­ skiego zamysłu. Niezależnie odtego, czy ów zamysłprzypiszemy Bogu osobo­

wemuczy też Rozumowiczczonemu przez oświeceniowych filozofów, jegopierw­ szeństwo ma dla świata jedną,zasadnicza konsekwencję, a jestnią, by tak rzec, ontologiczna monotonia. Każdy z bytów, zamieszkujących uformowany wten spo­

sób świat, bytuje w ten sam sposób, a mianowicie jest urzeczywistnieniem boskiego zamysłu ijest wobec tego zamysłuwtórny. To zaś oznacza zasadniczy prymat istoty nad istnieniem. Po prostu: gdyby Bóg nie miał pomysłu na świat, świat nigdy by nie zaistniał.

Jużnajdawniejsze dostępne nam świadectwakulturyzaświadczają o takim spo­

sobie postrzegania rzeczywistości. Jego niekwestionowana uniwersalność bierze się z uniwersalności ludzkiegolosu, losu istot etycznych i odpowiedzialnych,które z jarzmatej odpowiedzialności pragną sięza wszelką cenęwyswobodzić. Ale też od najdawniejszych czasów uwagę ludzi przykuwała rysa, stanowiąca zarazem punkt centralny powyższego obrazu świata. Jest bowiem tak, że o ile każdy byt natym świecie bytujew zasadniczej zgodzie ze swoją istotą, a więc i z boskim zamysłem, to zarazem istnieje taki byt,dla którego egzystowanie w zgodzie z własną istotą stanowi nieladaproblem. Tymbytem jest, rzecz jasna, człowiek.

Mitologie oraz koncepcjereligijne ifilozoficznena tysiące sposobów starały się objaśniać przyczyny tego metafizycznego skandalu. Wypracowano systemy przekonań, nakazów i rytuałów,które pozwalały niwelowaćskutki właściwej czło­

wiekowi występności. Egzystencjalne zadanie człowieka zostało precyzyjnie zde­

finiowane: należy, na ile to wogóle możliwe, zażegnaćów kosmiczny kryzys,ja­

kim jest możliwość nieposłuszeństwa człowieka wobec własnej istoty. Wpraw­ dzie nie da się nic poradzić na to, że człowiekowi przysługuje zdolność wyboru

(5)

Powinność i egzystencja. O pryncypiach Sartre’owskiej etyki 279 sposobu życia, a więc że jego posłuszeństwo wobec natury de facto może być jedynie posłuszeństwem zapośredniczonym przez wolną decyzję. Idziejednak o to, aby ów skandaliczny fakt zaistnienia wolności w naturze zneutralizować izatuszować frapującą rysą na doskonałości stworzenia, prowokującą do stawia­ nianiewygodnych pytańo istotę boskiego zamysłu leżącego upodstaw świata.

I właśnie w tym kontekście tematemrefleksji stająsię dwa podstawowepoję­

cia etyki: wolność i powinność. Wolność jest tu traktowana jako istota metafi­ zycznej skazy piętnującej ludzki byt. Powinność zaś pojmuje się jako wysiłekjej zniwelowania, trud sprostania ludzkiemu przeznaczeniu, którego celem jest re­ alizacja esencji człowieczeństwa, esencji, która nie jest człowiekowi po prostu dana,jak danajest krzesłu czy drzewu,ale dopiero musi być przezeń wypraco­

wana,ucieleśniona.Życie ludzkie jest więc niejako kropkąnad i,którąstawia czło­

wiek, dokańczając dzieło stworzenia. Ale udział człowieka w akcie kreacji nie zakłada, broń Boże, oryginalności jego wkładu. Jest on zaledwie skromnym wy­ konawcąBożego planu, ajego odpowiedzialnośćzawłasne życie sprowadza się do wyboru życia pomimo własnej wolności, życia wobojętności najej wezwania, będąceźródłem pokus i wszelakiejwystępności.

Jak dowodzi Sartre, naiwnym złudzeniem jest przekonanie, że taki świato­

pogląd właściwy jest jedyne postawie religijnej. Wrzeczywistości ma on zasięg uniwersalny, takjak uniwersalna jest chęćucieczki przed prawdą własnej egzy­ stencji. Wobliczunowożytnegokryzysu religii zatryumfowaławięc racjonalistycz­ na etyka, na dobrąsprawę będącazamaskowanym kreacjonizmem. Jest to pierw­ sza, choćbardzojeszcze naiwna, odmiana naturalizmu, któradwoi się itroi, aby wykazać, żekonflikt międzyistotą człowieka i jegowolnością (pojętą specyficz­

nie -jako realizacja naturalnych skłonności) w gruncie rzeczy nie istnieje, apo­

zorne napięcie,stanowiące źródło moralnych niepokojów, jest wynikiem akcyden- talnych uwarunkowań- przesądów religijnych i głupotyurządzeń społecznych.

Prawdąjest, żenaturalizm szybko ewoluowałkupostawiebardziej „realistycz­

nej”, by nie rzec - pesymistycznej.Jednakstare, kreacjonistyczne schematymy­ ślenia niemniej są żywo obecne wjego najbardziej nihilistycznych mutacjach,które głoszą, że powinnośćjest fikcją,a jedyną prawdą ludzkiej egzystencjijest anar­

chiczna swoboda, wolna od zobowiązań i nie niepokojona przez głos sumienia.

Daje tu osobie znać fundamentalna dla kreacjonizmu dysjunkcjawolności ipo­ winności, gdziestanowią one alternatywę. Takie podejście jest też źródłem wszel­ kich koncepcjiszukającychfundamentu powinności w apriorycznych warunkach uspołecznienia. Traktują one wolność jako anarchiczną samowolę, któradopiero postawiona w obliczuinnych istotwolnychizmuszonado współdziałaniaz nimi jest wstanie nadać maksymomswego postępowania charakter powszechny, a więc etyczny.

Zatem wszystkie te ujęcia powinności,które pozornie zrywają zpostawąreli­ gijną wistociejej mutacjami. Faktów dotychczas umykał naszej uwadze, gdyż

(6)

na religię patrzyliśmy w powierzchowny sposób, za jej istotę uważając wiarę w istnienie boskiego demiurga.Tymczasem egzystencjalizm pozwala nam dostrzec, że wiara w demiurga jestpochodnązjawiskao wiele bardziej istotnego - uciecz­ ki przed autentycznością naszej egzystencji, przed przytłaczającymnas brzemie­ niemwolnościi odpowiedzialności.

3

Paradygmatmyślenia metafizycznego, któregogłówne założenia streszczone zostały powyżej,budzi wiele kontrowersji, a naczelne z nich dotycząproblemu miejsca człowiekaw świecie,jego relacji do innych bytów i do siebie samego.

Jeśli założymy, żeświat jest realizacjąboskiegozamysłu, to naszemuspojrzeniu umyka istota ludzkiej wyjątkowości lub teżjesteśmy w stanie owąwyjątkowość pojąć jedyniew sposób negatywny, przez pryzmat teoretycznych trudności i apo- rii. Skoro świat jest już z góry ukonstytuowany, skąd się bierze ludzka występ- ność?Skoro świat jestzbiorem uformowanych substancji, jak możliwajestrelacja poznania, percepcji czy świadomego działania?Jak to się dzieje, że człowiek jest w stanieotworzyćsię na inne jestestwa, awięc niejakoprzekroczyć siebie ku nim iwejść winny typ relacjiniżta,którałączydwa ziemniakiw torbie z zakupami?

Rzecz jasna, same aporieteorii poznania, percepcji czy filozoficznej antro­

pologii nie wystarczajądo tego, abyzdezawuować dotychczasową metafizykę de- miurgicznego logosu. Toteż na kartach Bytu i nicości, opierając się na analizie fenomenu bytu i pojęciaBoga, Sartre stara się wykazać, że nawetgdyby Bógist­

niał, co samo w sobie jest logiczną niedorzecznością, to i tak nie mógłby wejść w żadną relację z bytem. Mamy zatemdwa podstawowe ustalenia. Po pierwsze, dotychczasowa ontologia,oparta nafundamentalnej relacji Boga-wytwórcyi bytu- -wytworu,przy bliższymwejrzeniu okazała się zbiorem niedorzecznychsofizma- tów. Po drugie, do „wyprostowania” naszego obrazurzeczywistości nie wystar­ czyjedynie pozbyć sięnajbardziejproblematycznego z członówrelacji, czyli Boga, ale należy radykalnie przebudować nasze myślenie o świecie, które do szczętu przeniknięte jest kreacjonizmem.

Na pierwsze miejscewybija się kwestia człowieka. Należy pozytywnie prze­

myśleć to, codotychczas jawiło nam się pod postacią skazy,braku,występności.

Zdaniem Sartre’a ontologiczna niestandardowość, z jaką mamy do czynienia w przypadku człowieka, to dobry znak dla filozofów. Należy zacząć odtego, że analizowane przezSartrea pojęcie bytuokazało sięnietylko autonomiczne wzglę­ dem wszelkiego aktu stwórczego,ale także do pewnegostopnia beztreściowe. Owa beztreściowość nie jest równoznaczna zabstrakcyjną pustością pojęcia, ale z ma- sywnością czy też niewiarygodną gęstościąfenomenubytu, która sprawia, że wszel­

ka treść i forma wydaje się czymś względem bytu zewnętrznym, choć zarazem może się ona objawić jedyniena jegofundamencie. Treść, choćbybyłato treść

(7)

Powinność i egzystencja. O pryncypiach Sartre’owskiej etyki 281 urojona, zakłada bytową podstawę, ale ta podstawa, co podkreśla Sartre, jest autonomiczna względem treści. Sens, treść, forma muszą się zatem rodzić jako rezultat relacji. Jaki jest jej drugi człon? Z racji przytoczonych powyżej niemoże nimbyćBóg.Wobec tego jedynym kandydatem, zdolnym udźwignąćciężarsen- sotwórczej relacji,jestczłowiek, a najdobitniejświadczy otym właśniejego on- tologiczna występność, któratylekłopotu sprawiała metafizykom starej daty.

Filozofmoże przeciwstawić człowieka bytowi i pojąć świat jakorezultat in­

terakcji między nimijedynie dzięki temu,że elementem wyróżniającym specy­ ficznie ludzki typ egzystowania jest nicość. Twierdzenie, że świat powstaje w re­

lacji byt-człowiek, jest równoznaczne uznaniu, żeświatjestrezultatemuporczy­

wego kwestionowania bytu przez element absolutnie mu przeciwstawny, rozbija­

nia jego masywności irozrzedzanianieskończonej gęstości. Jednak pomimo swej nieredukowalnej względem bytu przeciwstawności nicość jest odbytu zależna, gdyż,jeśli nie chce być tylko pustym pojęciem, a do tego pojęciem wewnętrznie sprzecznym, musi być nicościączegoś, jakiegoś bytu. Zatem, przynajmniej na pierwszy rzut oka, nicość okazuje się wymarzonym kandydatem na drugi człon ontologicznej relacji, powołującej do istnienia świat.Nie dość, że zachowuje wo­ bec bytu ontologiczną autonomię (wszak nie sposób zredukować nicość do bytu i odwrotnie),to jeszcze wchodziz nimw najściślejszą relację, niejakowyczerpu­

jąc się w nieustannym kwestionowaniu bytu.

Skądjednaknicość wczłowieku? Aby odpowiedzieć na to pytanie, należy się jejprzyjrzećnieco uważniej. Nicość, co zrozumiałe, „istnieje” w jakiś zgoła inny

sposób niżbyt.W żadnym więc wypadkuniemożemypojmowaćjej jako odmien­

nego rodzaju substancji,która sama wsobiezdolna jestdo egzystencji oboki po­

mimobytu. Jest onaraczej brakiemw bycie. Ale znowu- nie może być to brak obiektywny, przynależny bytowi jakotakiemu. Byt bowiem, którego znaczenie udo­ stępnia się nam w egzystencjalnym doświadczeniu mdłości,jest na wskroś ma- sywnością, gęstością, pełnią i,jako taki, nie zna braku. Brak, o którym mowa, musi mieć charakter subiektywny. Musi być brakiem w świadomości bytu, bra­

kiem, który kwestionuje byt w akcie jegoujawniania poprzez ten akt.

Dochodzimytutaj do twierdzeniao fundamentalnej doniosłości. Bytjest kwe­

stionowany przez świadomość, a więc świadomośćjest brakiem, nicością, dru­ gim członem relacji konstytuującej uniwersum sensu - świat.Relację tę fenome­ nologowie nazywają aktem intencjonalnym. Sartre akceptuje ten termin, a zara­

zem daje mu wykładnię o wiele bardziejjednoznaczną niż ta, którą możemy znaleźć chociażbyu Husserla.O ilebowiem łacińskie intendo, z czego korzystał Husserl, jest terminem wieloznacznym, odnoszącym się zarówno do aktu biernej uwagi, jak i do celowego dążenia, to w interpretacjiSartrea świadomość jestin­

tencjonalna,ponieważjej istotą jestkwestionującestatus quodziałanie.

Świadomośćjest nicością, ale ta nicość ma swoje bytowe podłoże. Przede wszystkim jest nimpewne szczególne jestestwo, byt-dla-siebie, októrym mówi­

(8)

my, że jest obdarzone świadomością, i to ono jest przez nicość kwestionowane.

Rzecz jasna, nie czyni ona tego, na przykład, wiercąc mu dziurę w brzuchu.

Kwestionowanie jestestwa świadomego przez jego świadomość dokonuje się w ekstazie czasowej, a więc w wychyleniu w przyszłość, kiedy to świadomość umiejscawia istotę bytu-dla-siebie w tym, cojeszcze niebędące, czyniąc z tego, co będące, to,cojuż byłe,przeżyte, passe.

Zazwyczaj ilustruje się ów ruch przykładami odwołującymi siędo spektaku­

larnych,życiowych wyborów. Na przykład, będąc sybarytą trawiącym czas na po­

szukiwaniu ziemskich rozkoszy,w chwilinagłego olśnienia decyduję sięna zmianę swegożycia. Przypuśćmy, żemiejscem tego olśnienia jest ekskluzywny lupanar.

Tam to, tkwiąc po uszy w wyuzdaniu irozpuście, postanawiam,że odtąd cały czas będę poświęcać służbie ubogim i nieszczęśliwym. Dokładnie w tym momencie ktoś mógłby wejść dolupanaru, rzucićspojrzeniew mojąstronę i ujrzeć wemnie rozpustnika. Ale Bóg mi świadkiem, że jegowzrok nie uchwyciłby mnie takim, jakim jestem, ale takim, jakim byłem. W chwili olśnieniabowiem zakwestionowa­

łem samsiebie, wykroczyłempoza siebie, ku nicości,którajest moim powołaniem.

Jak podkreśla Sartre, kwestionowanie bytu nie odbywasię wyłącznie anina­ wetprzede wszystkim w aktach tak spektakularnych jakolśnienie. Pomagają one jedynie odkryć prawdę, która, co wykazują badania fenomenologiczne, odnosi się

dokażdego, najdrobniejszego przejawu świadomości.Świadomośćjest bowiem za­ wsze świadomością braku, a więc pragnieniem urzeczywistnienianieistniejącegosta­ nurzeczy, pragnieniem działania. Dlatego też może ona oświetlićrzeczywistość je­

dynie z punktu widzenianicości, uświadomić ją poprzez zakwestionowanie.

W tymmomencie należałoby uzupełnić twierdzenie, żenicośćw pierwszym rzędzie kwestionuje byt-dla-siebie. Co to znaczy, że człowiek kwestionuje własny byt? Czy kwestionując własny byt, zostawia on inne byty w spokoju?

Czy przekraczanie siebie,będące istotą bytu-dla-siebie i przybierające postać eks­ tazy czasowej, jest intymnąsprawą jestestwa, wktórym się onodokonuje?

Otóż nie jest tak choćbyz tej racji, że moje jestestwo nie jest samotną mona­ dą, alesytuacją zorganizowanąwokół podmiotowego centrum, pewną postacią świata, odsłoniętą przez mojąaktywność. Gdy byłem sybarytą,światjawił misię jako nagromadzenie okazji dozaspokojenia moich żądz, a do innych ludzi przy­ kładałem własną miarę,sądząc że pobudki, którymi się kierują, są w swej istocie identyczne z moimi. Zmiana, która się we mnie dokonała za sprawą olśnienia, wyraża się właśnie w metamorfozie, jakiej podlega cała rzeczywistość dookoła mnie, przybierając postać wezwania do miłości bliźniego. Nowa wrażliwość na krzywdę, jakiej doznają maluczcy, pozwalami ujrzeć świat zinnej perspektywy, z którejpogoń za uciechamijawi sięjako jeden zprzejawów ludzkiej nędzy.

Zatem świadomość brakułączy w sobie nieredukowalną subiektywność zuni­

wersalnymi aspiracjami. Kwestionowanie bytujest swobodnym aktem jednego z jestestw, ale zarazem w akcie tym i poprzez ten akt odsłonięty zostaje świat,

(9)

Powinność i egzystencja. O pryncypiach Sartre’owskiej etyki 283 który zamieszkują także inni ludzie. Toteżkażdezmoichpragnień, które pobu­

dzamnie do działania, ma ze swejnatury charakter kosmiczny - jest sprawą ca­ łego świataiwszystkich istot świadomych,które go zamieszkują,a z którymi przy­

chodzimi wspólnie działać ikomunikować się.

I właśnie fakt, że świadomośćnie zastajeświatajużgotowego,ale konstytu­ uje go przez zakwestionowanie, a z kolei to zakwestionowanie ma źródło w subiektywnym odczuciu braku, jest źródłem powinności ciążącej na istotach świadomych.Jakąkolwiek lukędostrzegęwrzeczywistościicokolwiekzdecydu­ je sięw tej sprawie uczynić, przez ten akt zakwestionowania bytu powołuję do

istnienia całe uniwersum sensu.

4

Rozważaniaontologiczne pozwoliły Sartre’owi odkryć autentyczny sens po­

winności.Niejestona rezultatem metafizycznej skazy, w wyniku której człowiek zmuszonyjestsamurzeczywistniać własną istotę, starając się dorównać pierwo­ wzorowi obecnemu w boskim umyśle. W ujęciu Sartrea powinność przyjmuje postać kosmicznej odpowiedzialności, jakaciążyna istocieświadomej i działają­ cej, która waktach wolipowołuje dożyciaświat.

Istotą tej odpowiedzialnościjest,po pierwsze,to, że świadomawolajako źródło wszelkiego sensu jest zarazemjedynym autentycznym źródłem norm regulujących działanie i jako takanie może uznać absolutnej zwierzchnościżadnego autoryte­

tu. Owszem, wola,dokonując wyboru,najczęściejzdaje sięna opinię innychwoli, któreuważa za moralnie wyższe, albo - co pod pewnym względemwychodzi na to samo - na własny, żywiony niegdyś pogląd, w imię stałości opinii, żelaznej konsekwencji etc. Jednak ów akt abdykacji z absolutnego przywileju decydowa­

nia o słuszności jest jedynie nieudolnąpróbą zatuszowania własnej odpowiedzial­ ności, która bezustannie ciąży na nas i której brzemienia niejesteśmy w stanie się pozbyć. Uznającczyjś autorytet, chcąc nie chcąc, podejmujemy przecież de­ cyzję, z której w każdejchwilimożemy być rozliczeni.

Po drugie, odpowiedzialnośćtawynikazfaktu, że istota, która powołuje doży­ cia świat, nie jest- jak to byłow wypadku Boga czy absolutnego Ja - transcen­

dentnymAbsolutem.Nicość kwestionuje byt i przesyca go sensem, będąc sama usy­

tuowana niejako wewnątrz rzeczywistości, jako świadomość pewnego określonego jestestwa. To zkolei sprawia, że świadomość czuje sięzawsze wrzucona w świat, zastaje gojakby gotowym, a kwestionuje tylko jego drobny i - jak sięjej zdaje- nieistotny dla całościwycinek. Wrażenie to nie jest słuszne,jeśli owocujemetafi­

zycznymiwnioskami o świecie jako gotowym wytworze,wszelako okazuje się cał­

kiem dorzeczne, jeśliwskazujena społeczny kontekst ludzkiego światotwórstwa.

Będąc człowiekiem, żyję wśród innych ludzi,jestem przez nich kształtowany i wychowywany, i niejako dostajęod nich w spadku ich świat - wyrazpragnień,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jeśli żadna orbita nie jest jednoelementowa, to rozmiar każdej jest podzielny przez p, zatem i |M| jest podzielna przez p.. Zamiast grafów można podobnie analizować

Jeśli żadna orbita nie jest jednoelementowa, to rozmiar każdej jest podzielny przez p, zatem i |M| jest podzielna przez p. Zamiast grafów można podobnie analizować

też inne parametry algorytmu, często zamiast liczby wykonywanych operacji rozważa się rozmiar pamięci, której używa dany algorytm. Wówczas mówimy o złożoności pamięciowej;

Zasady zaliczania przedmiotu: 2 kolokwia, każde warte 15 punktów, 2 sprawdziany, każdy warty 6 punktów, aktywność na zajęciach, warta 4 punkty, egzamin, warty 60 punktów.. Do

- rozróżniam i wyjaśniam elementy realistyczne i fantastyczne w utworach - rozróżniam typy komunikatu: informacyjny, literacki, ikoniczny. 1.Przeczytaj tekst literacki i

Podczas gdy Immanuel Kant stawiając pytanie „czym jest człowiek?” starał się człowieka — światowego obywatela, który jest obywatelem dwóch światów, uczynić

31 Ubocznym działaniem tego ataku - o ile atakujący nie jest w stanie usuwać z łącza pakietów generowanych przez klienta oraz serwer - jest burza pakietów ACK.. Liczba ich

Ubocznym działaniem tego ataku - o ile atakujący nie jest w stanie usuwać z łącza pakietów generowanych przez klienta oraz serwer - jest burza pakietów ACK.. Liczba ich