M (1127).
W arszawa, dnia 1 listopada 1903 r.Tom a a IL
T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAUKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M .
P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W I A T A " . Prenum erować można w R edakcyi W szech św iata W W a r s z a w i e : roczn ie rui). 8 , kw artaln ie rub. 2 .
7. p r z e s y ł k ą p o c z t u n - ą : ro czn ie m b. I I ), półroczn ie rub. 5 . 1 w e w szystk ich księgarniach w kraju i zagranicą.
R ed a k to r W szech św ia ta p rzyjm u je ze spraw am i red ak cyjn em i codzien n ie od g od zin y 6 do 8 w ieczorem w lokalu redakcyi.
A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.
W . R A M S A Y I F . S O D D Y .
D O Ś W IA D C Z E N IA
N A D P R O M IE N IO T W Ó R C Z O Ś C IĄ I O P O W S T A W A N IU H E LU Z RADU.
1. Doświadczenia nad prom ieniotw órczo
ścią gazów obojętnych atmosfery. W ostatnich j latach w ielu uczonych, ja k E lster i Greitel W ilson , Strutt, Rutherford, Cooke, A le n i in ni pracowało nad jonizacyą własną gazów atm osfery i wzbudzoną w tychże promienio- tAvórczością. Ciekawem też stało się w na
stępstwie określenie ścisłe, czy jednoatom ow e g a zy obojętne atm osfery biorą udział w tych zjawiskach. Badania przeprowadzano przy pom ocy m ałego elektroskopu, k tó ry za
m knięto w rurce szklanej o 20 cni* objętości, w ylepion ej w ew nątrz cynfolią. O ile pow ie
trze było w ypom pow ane z przyrządu, u trzy
m y w a ł on dostarczony mu ładunek przez 36 g od zin bez straty, lecz wpuszczenie po
w ietrza pow odow ało pow oln y ubytek ładun
ku. W analogicznych doświadczeniach z he
lem, neonem, argonem, kryptonem i kseno- nem (ten ostatni b ył zmieszany z tlenem) wartość rozbrojenia była zależna od gęstości i ciśnienia gazu, co wskazuje, że g a zy nie posiadają osobnej, im w łaściw ej prom ienio
tw órczości i co zgadza się z podanem przez p o w yżej w ym ienionych uczonych zapatry
waniem, że jakaś niezależna prom ieniotw ór
czość w yw ołu je przew odnictw o elektryczne powietrza.
Robiono także doświadczenia z resztkami powietrza, pozostałemi po całkow item pra
w ie ulotnieniu się skroplonego pow ietrza I z naczynia, lecz w yn ik b y ł ten sam: nie hylo żadnego w zm ocnienia zdolności rozbrajania wskutek lconcentracyi tej przypuszczalnie prom ieniotw órczej części atm osfery *).
2. Doświadczenia w celu zbadania natury prom ieniotw órczej emanacyi radu. W y ra z
„em anacya“ , u ży ty najpierw przez Boylea („m ateryalne emanacye ciał niebieskich'1), w znow ion y został przez R u th erford a dla oznaczenia pew nych substancyj charakteru gazow ego, które są ustawicznie w ydaw ane przez inne substaneye. W ty m ustępie bę
dzie m owa o emanacyi, czy li o powstawaniu gazu prom ieniotw órczego z radu. R u ther
fo rd i Soddy badali ju ż naturę chemiczną em anacyi toru (Ph il. Mag. 1902) i emanacyi radu (tam że 1903 r.) i doszli do wniosku, że
| te emanacye są gazam i obojętnem i, które opierają się działaniu odczynników w spo
sób zauważony dotąd tylk o dla gazów z g ro
*) H. Ebert (Rozprawy Ak. Umiej, w Mona
chium, 1903 r.) doszedł w podobnych doświad
czeniach do rezultatu pozytywnego, gdyż otrzy
mał promieniotwórcze pozostałości po ulotnieniu się płynnego powietrza atmosferycznego.
674 W S Z E C H Ś W I A T JS6 44
m ady argonowej. Do tego w niosku doszli oni, g d y ż emanacye toru i radu m o g ły być przeprowadzone bez żadnej zm iany nad czer
nią platyn ow ą i palladową, chromianem oło
wiu, pyłkiem cyn k ow ym i proszkiem m agne
zow y m rozżarzonym do czerwoności.
Ram say i Sod dy znaleźli, że em anacya ra
du, zmieszana z tlenem i przeprowadzona nad zasadami, opiera się dłużej trw ającem u działaniu iskry; toż samo w id zim y podczas w ielogod zin n ego działania ogrzanej m iesza
n in y proszku m agnezow ego i wapna. Z d o l
ność rozbrajania nie zm ieniła się wskutek tego traktowania, a, o ile było do czynienia z większą ilością radu, m ożna b y ło nawet w samoświeceniu gazu m ieć dow ód op tycz
n y trw ającej nadal je g o aktywności.
W jednem z doświadczeń, w którem przez daną emanacyę, zmieszaną z tlenem, p rze
prowadzano w ciągu kilku godzin iskry, w y starczyła mała część całej m ieszaniny, że
b y praw ie m om entalnie rozbroić elektroskop.
Z podobnie przygotow an ej ilości gazu w y dzielono tlen zapom ocą ogrzanego fosforu, pozostaw iając ty lk o nieznaczne ju ż ilości te
g o ciała. O ile jednak w prow adzono in n y gaz w taki sposób, że dochodził do końców rurki i o ile go później znowu wydalano, oka
z y w a ło się, że em anacya pozostaje niezm ie
niona co do jakości. Z d a je się zatem, że palenie się fosforu w tlenie i przeprow adza
nie iskier w m ieszaninie z tlenem nie m ają j żadnego w p ływ u na gaz, o ile to m oże być w ykazane zapom ocą je g o własności p rom ie
niotw órczej.
Doświadczenia z mieszaniną m agnezu j z wapnem b y ły ściślej ilościow o przeprow a- | dzone. Graz badano przed i po ukończonem I działaniu odczyn ników w taki sposób, że zmieszano z pow ietrzem 1/2000 całego gazu, w prow adzono do naczynia z elektroskopem i oznaczano ilość rozbrajali elektroskopu.
Rurka z m agnezem i wapnem świeciła jasno, g d y w prow adzono do niej m ieszaninę emanacyi i pow ietrza i była trzym ana przez 3 g o d zin y w stanie rozżarzenia. Przepłóka- no potem gaz odrobiną wodoru, rozcień czo
no pow ietrzem i znow u zbadano, przyczem znaleziono, że zdolność rozbrajania w gazie zupełnie przez to działanie nie u legła zmianie.
Z emanacyą można się obchodzić, ja k z gazem, a więc: w yp om pow ać ją zapomocą
pom py Toplera, zgęścić w rurce zgiętej w kształcie U, otoczonej pow ietrzem cie
kłem; w stanie zaś zgęszczonym emanacya m oże być przepłókana zapomocą innego g a zu, k tóry nie w ykazu je ani działań św ietl
nych, ani zdolności rozbrajania, a k tóry da się potem całkow icie w ydalić. W zaciem nionym pokoju można śledzić stopniowe przesuwanie się naprzód em anacyi przez rurkę szklaną. P o otworzeniu kranu od rurki, zaw ierającej emanacyę, do pompy, można zaobserwować pow oln y prąd, idący w zdłuż rurki w łoskow atej, potem prędszy p rzebieg przez szersze rurki, zw łokę spowo
dowaną przez korek z bezwodnikiem fo s fo row ym i nagłą d y fu zy ę do zbiornika pom py.
P o zgęszczeniu em anacyi świecenie je j było żyw sze, a bańka gazu przepędzana przez wstępującą rurkę w łoskow atą świeciła też intensywnie. M ożna też było łatw o zbadać zachowanie się szkła u żytego do emanacyi ze w zględu na wzbudzoną prom ieniotw ór
czość. O ile emanacya przez krótki czas była w zetknięciu ze szkłem, wzbudzona aktyw ność szkła trw ała też krótko, ale g d y emanacyę przechow yw ano w szkle przez dłuższy przeciąg czasu, wzbudzona a k tyw ność zm niejszała się powoli.
Em anacya podobnie ja k sole radu, w y w ie ra sama działania chemiczne. Jeżeli w małej rurce przechow am y nad rtęcią emanacyę z 50 mg bromku radu, zmieszaną z tlenem, w roztw orze wodnym , to nada ona szkłu po u pływ ie ju ż jednej nocy w yraźnie fioletową barwę; w razie w ilg o c i rtęć pokryw a się p ow łoką czerw onego tlenku, o ile jest sucho—
rtęć jest bez zm iany. Mieszanina emanacyi z tlenem w ytw arza dw utlenek w ęg la g d y przechodzi przez korek natłuszczony.
3. Znajdow anie się hehi wśród gazów wy
dzielonych z bromku radu. G-az, k tó ry się w y d zie lił przez rozpuszczenie w w odzie 20 mg czystego brom ku radu (otrzym anego 3 miesiące temu), i k tó ry składał się prze
w ażnie z w odoru i tlenu (w edług badań Giesela z 1903 r.), b y ł badany ze w zględu na hel, podczas g d y w odór i tlen przez ze
tknięcie z rozżarzonym do czerwoności i czę
ściow o utlenionym spiralnie zw in ięty m dru- [ tem, zam ieniony został w parę wodną, którą
| w ydalono zapomocą rurki z bezw odnikiem fosforow ym . Gaz w padał do małej rurki
M 4 4 W S Z E C H Ś W I A T 6 7 5
z próżnią, i rurka w yk azyw ała w ted y w id mo dwutlenku w ęgla. R u rkę z próżnią połączono z m ałą rurką w kszałcie litery U i ochłodzono zapomocą pow ietrza ciekłego.
"Wskutek teg o natężenie w idm a C 0 2 osłabiło się bardzo i w te d y ukazała się linia D 3, od
pow iadająca helowi. Nakładanie się widma danego z normałnem widm em helu było stw ierdzone jeszcze w ten sposób, że widm o helu b y ło rzucone do spektroskopu przez pryzm at porów naw czy i zgodność była w y kazana w zakresie 0,5 jednostki Angstrom a.
Doświadczenie było powtórzone starannie w now ym , dotąd nieużywanym przyrządzie, przyczem w zięto 30 mg bromku radu, m ają
cego 4 do 5 miesięcy, udzielonego przez prof. R u theforda. G a zy w ydzielające się b y ły znowu przeprowadzone do rurki z próż
nią przez oziębioną rurkę U, która zatrzy
mała całkow icie bezw odnik w ę g lo w y i ema- nacyę. Otrzym ano w idm o helu, w którem J można b y ło zobaczyć w szystkie właściwe mu linie, lecz oprócz tych i 3 linie o nieo- I znaczonej długości fa li, które jednak dotąd nie zostały zidentyfikow ane ze znanemi linia
m i widm a. W dw u następnych doświadcze
niach zmieszano po 4-dniowem zbieraniu ga- zy w ydzielan e z obu roztw orów bromku ra
du, przyczem na każdą część w yp ad ło po 2,5 cm3; mieszanina była badana w pow yżej opisany sposób, ale nie można było odszu
kać, charakterystycznej dla helu, lin ii D 3.
B ard zo b yłob y pożądane oznaczenie ścisłe składu gazów , otrzym yw anych bezustannie z roztw oru radu, g d y ż dotychczasowe ozna
czenia nie są, o ile się zdaje, dość pewne.
4. Powstanie helu w emanacyi radu. Ilość em anacyi otrzym aną maksym alnie z 50 mg bromku radu przeprowadzono zapomocą tle nu do rurki kształtu litery U , ochłodzonej przez p o w ietrze ciekłe, poczerń opróżniono ją zapom ocą pom py, a zawartość je j przeszła do rurki, w której panowała próżnia. N a stępnie rurka została oczyszczona zapomocą niew ielkiej ilości św ieżego tlenu, który po
tem znów w ypom pow ano. R urka próżna stopiona razem z rurką w kształcie U nie w y kazyw ała poprzednio, po w ydaleniu p o w ie
trza ciekłego, żadnego śladu helu. W id m o otrzym ane b yło w idoczn ie nowe, prawdopo
dobnie w idm o emanacyi, ale, że ono dotąd nie zostało jeszcze dostatecznie zbadane, dla
tego autorowie nie podają żadnych bliższych szczegółów. P o pozostawaniu w spokoju od 17 do 21 lipca ukazało się w idm o helu, a charakterystyczne linie okazały się iden- tycznem i co do położenia z liniam i widm o- w em i rurki z helem, równocześnie rzucone- m i na pole widzenia. Dnia 22 lipca w idać było żółtą, zieloną, dw ie niebieskie i fio łk o wą linię, a prócz tego trzy now e linie, uka
zujące się w w idm ie helu, otrzym anego z radu. Doświadczenia kontrolujące dały identyczne rezultaty.
Tłum. D . T.
K . L A L L E H A N D .
W U L K A N Y I T R Z Ę S I E N I A Z I E M I AV Z W I Ą Z K U Z K S Z T A Ł T E M Z IE M I.
Pow iedzieć, że system słoneczny jest sta
ły , a skorupa ziemska znajduje się w stanie rów now agi, w przekonaniu większości ogółu jest to samo, co w ygłosić dw ie praw d y nie w ym agające żadnych wyjaśnień.
I rzeczywiście, czyż nie w idzim y co rok tych samych ciał niebieskich, powracających w to samo miejsce, które wyznacza teorya niezmienności d róg przebieganych przez nie?
C zyż księżyc i słońce po zaćmieniu nie uka
zują się znów na horyzoncie z dokładnością m atem atyczną w czasie, oznaczonym przez w yliczenia?
Z drugiej strony oznaczenia ciężkości, po
m iary łuków południkowych, ścisłe pozio
m owania, dokonane w pew nych miejscach w rozm aitym czasie, czyż nie dowodzą przez swoję zgodność zupełnej stałości skorupy ziemskiej? N iezm ienne rozłożenie mórz i lą
dów, g ó r i rzek od czasów najdawniejszych, jak tylk o może sięgnąć pam ięć rodu ludz
kiego, czyż nie jest dostatecznym dowodem rów n ow agi skorupy ziemskiej?
G eologia jednak uczy nas, że dzisiejszy stosunek lądów do mórz nie b y ł i prawdo
podobnie nie będzie stałym: w w ielu m iej
scach na ziemi, gd zie dziś istnieje ląd, w da
w niejszych epokach geologiczn ych było m o
1). Streszczenie odczytu, wygłoszonego 4 mar
ca r. b. w „Societe astronomiąue de France11.
676 W S Z E C H Ś W I A T M 4 4
rze i przeciwnie. J eżeli zaś w czasach historycznych nie zdołano zau w ażyć pod ty m w zględ em żadnych znacznych zm ian na pow ierzchni ziem i, to dlatego tylk o, że te kilkanaście stuleci obserw acyi ludzkiej jest okresem bardzo krótkim , jedną chw ilą w po
rów naniu z bezm iarem u biegłych okresów g eologiczn ych .
K s zta łt ziem i od zam ierzchłych czasów przeszłości, g d y była ona jeszcze ognisto- płynną masą, aż do ch w ili obecnej, g d y po
k ry w a ją tw arda pow łoka, u legał w ie lo k rotnym zmianom. P rzez d łu gi czas w ie
rzono jednak święcie, że każda zm iana na pow ierzchni ziem i była w yn ikiem wszech
św iatow ej nagłej katastrofy w rodzaju np.
powszechnego potopu bib lijn ego i ż e m iędzy jed n y m kataklizm em a dru gim następują
cym po nim, skorupa ziemska czy li litosfera pozostawała w stanie spoczynku.
L e c z cóż nam m ów ią często pow tarzające się w ybuchy w ulkaniczne i pozostające pra
w ie zawsze w ścisłym z niem i zw iązku trzę
sienia ziemi? C zyż nie są najlepszym p rz y kładem zachwiania ró w n o w a g i skorupy ziemskiej i nieuśpionej dotychczas działal
ności dokładnie nieznanych czynnik ów w e
wnętrznych? P ra w ie stale przecież słyszym y 0 wybuchach w ulkanicznych dziś w E u ropie 1 na A n tyla ch , ju tro w A m e ryc e środkowej, w Ohili i na Alasce, to zn ów na w yspach oceanu In d y js k ieg o i Spokojnego; od czasu do czasu teleg ra f przynosi wieści o now ych trzęsieniach ziem i w Japonii, na Filipinach , w Turkiestanie i nad zatoką Perską, na K a u kazie i w A u stralii, o ponow nem znikaniu w ysp w głębiach m orza Ż ó łte g o lub zatoki M eksykańskiej...
M ów iąc o trzęsieniach ziem i n ależy m ieć na m yśli nietylko te w yłączn ie gw a łtow n e wstrząśnienia, które w oka m gnieniu zam ie
niają w g ru zy całe miasta i w jednej ch w ili p ozbaw iają życia tysiące ludzi, lecz i te nie
znaczne, a p raw ie ustaw iczne drgania sko
rupy ziem skiej, dające się stw ierdzić jed y n ie zapom ocą nadzw yczaj czułych przyrzą dów (seism ografy) i pozostające do powszechnie znanych trzęsień ziem i w takim stosunku, ja k lekki w ietrzy k do srożącego się cyklonu, obalającego m ury i w y ry w a ją c e g o z k o rze
niem olbrzym ie drzewa.
T e lekkie drgania skorupy ziem skiej, częst
sze w zim ie niż w lecie, zwiększają się z w y kle około czasu porównania dnia z nocą, przechodząc niekiedy, szczególniej w stre
fach m iędzyzw rotnikow ych , w gw ałtow n e trzęsienia ziemi. T a k więc, w brew ogólne
mu praw ie przekonaniu, skorupa ziemska znajduje się ciągle w stanie chwiania, niepo
koju.
G dzież należy szukać przyczyn tego po
wszechnego zjawiska? W e d łu g jednych uczonych, przyjm u jących hypotezę ciekłości jądra w ew nętrznego ziem i i je g o pow olnego krzepnięcia wskutek promieniowania, drga
nia twardej pow łoki ziemskiej powstają skutkiem nagromadzania się w ew nątrz zie
m i bądź gazów , w ydzielających się ze sty
gnącej masy ciekłej, bądź pary wodnej w y tw arzającej się przez zetknięcie z w ew n ętrz
ną masą ognistą w ód morskich, przenikają
cych wskutek in filtra c y i aż do głębin globu naszego.
W e d łu g innych, odrzucających wspom nia
ną hypotezę, wstrząśnienia ziem i zależą od rozm aitych reakcyj chemicznych, zachodzą
cych na w ielką skalę w pokładach ziemi, lub zawaleń podziem nych, wreszcie od czyn
ników natury elektrycznej. Są to jednak przypuszczenia, noszące do pew n ego stopnia charakter w yłączn ie lokalny i nie w ystar
czające do objaśnienia powszechności wska
zanych tu zjawisk, która, ja k się zdaje, nie ulega najm niejszej w ątpliw ości.
Lallem and natomiast utrzym uje, że po
chodzenie trzęsień ziem i daje się objaśnić w sposób zupełnie naturalny zapom ocą teo
r y i Greena, w ygłoszonej przed trzydziestu niespełna laty, a znanej pod nazwą „syste
mu czw orościennegou. Green, sprawdzając doświadczenia Eairbairna, polegające na tem, że rurki kauczukowe, poddane ze
wnętrznem u ciśnieniu, przybierają kształt tró jk ą tów o bokach wklęsłych, doszedł do wniosku, że w takich samych warunkach kula dęta powinna przybrać kształt czw oro
ścianu o ścianach rów nież wklęsłych. L a l
lemand doświadczalnie uzasadnił to p rz y puszczenie, w yciąga jąc stopniowo pow ietrze z balonu kauczukowego, k tóry wskutek ci
śnienia zew nętrznego przybrał kształt zb li
żon y do czworościanu; Ghesąuiere i de Joly zro b ili to samo spostrzeżenie na balonie szklanym, zm iękczonym przez ogrzew anie.
Ko 44 W S Z E C H Ś W I A T G77
Otóż skorupa ziemska w szeregu prze
mian, jakim podlegała, aby pozostawać w ze
tknięciu ustawicznem z jądrem środkowem, pow inna rów nież dążyć tak, ja k powłoka balonu kauczukowego lub szklanego— do osięgnięcia takiego kształtu, k tóry b y posia
dał najmniejszą objętość pod daną powierzch
nią zewnętrzną. T y m warunkom właśnie najzupełniej odpow iada czworościan fo remny.
N a pierw szy rzut oka powierzchnia czw o
rościanu z je g o wystającem i czterema w ierz
chołkam i w yd aje się zbyt daleką od tego, aby można było utożsamić ją z tw ardą po
w łoką naszej ziemi, której ogóln y kształt jest tak zbliżony do kuli. N ie należy jednak zapominać, że jeżeli sym etrya czworościenna jes t bezpośrednio niewidoczna, to dlatego tylko, że oprócz litosfery istnieje jeszcze h y drosfera, i kulisty kształt ziem i powszechnie uznany jes t w yn ikiem skombinowania p i
ram idy z jej powłoką wodną. Jeżeli oś ziemska zbiega się z jedną z osi sym etryi czworościanu, to w takim razie na jednej z półkul miejsca odpowiadające w ierzchoł
kom czworościanu są zajęte przez w ystające nad powierzchnię w ód trzy wyniosłości lą
dowe, a biegun odpow iedni pokryw a morze, wówczas g d y na biegunie przeciw ległym po
winna istnieć tylk o jedna wypukłość lądo
wa. Dość jest rzucić okiem na globus, aby przekonać się, że tylk o co w ym ienione p rzy
puszczenia najzupełniej zgadzają się z rze
czywistością.
W iadom o przecie, że ląd stały, w sposób g o d n y uw agi zgru pow any g łó w n ie na pół
kuli północnej, dzieli się na trzy części: ląd amerykański, europejski z A fry k ą , jako przedłużeniem jeg o , i azyatycki z odnogą australską. N ad to biegun północny zalewa g łęb ok ie morze, którego istnienie nie ulega najm niejszej w ątpliw ości od chwili, g d y Nansen podczas swojej ostatniej w yp ra
w y podbiegunowej od krył g łęb ie sięgające 3800 m. N a biegunie południow ym prze
ciw nie mieści się ląd, na którym Ross zna
lazł g ó ry wznoszące się na 4000 m. M iędzy lądam i rozlane są w od y trzech oceanów: Spo
kojnego, A tla n tyc k ie go i Indyjskiego.
T a k ie rozłożenie lądów i m órz napozór nie zgadza się z teoryą czworościanu, ponie
w aż Europa i A z y a stanowią jednę całość.
L ec z wspomniana niedokładność daje się zupełnie usunąć, jeżeli zw rócim y uwagę na to, że zachodnia część S yberyi przedstawia olbrzym ią kotlinę, która w razie nieznaczne
go nawet zapadnięcia zostałaby zalana przez w o d y oceanu. Depresya ta, ciągnąca się wzdłuż łańcucha g ó r Uralskich, jest zresztą najlepiej ujawniona przez obecność morza K aspijskiego. P rzy te m wszystkie dane g e o logiczne przem awiają za tem, że rozdział tych dwu lądów istniał jeszcze w okresie geologiczn ym stosunkowo niezbyt oddalo
nym od naszych czasów (w okresie trzecio
rzędowym ).
Oprócz tego, w edług w ym agań teoryi
„czw orościanu1', lądy skoncentrowane koło wierzchołków czworościanu powinny ku po
łu dn iow i zwężać się, szerokość zaś oceanów musi zmniejszać się stale w m iarę zbliżania się do w yższych szerokości północnych.
Istotnie, czyż nie je s t uderzającym zw ężon y na południe kształt A m eryk i, A fr y k i i lądu azyatycko-australskiego? Dane przeto g e o graficzne najzupełniej zgadzają się i pod tym w zględem z teoryą.
A b y skończyć z utożsamianiem ogólnego kształtu ziem i z „systemem czworościanu4', pozostaje jeszcze powiedzieć słów kilka o okoliczności bardzo ważnej, której ja k ob y nie wyjaśnia owa teorya. Chodzi tu m ia
now icie o w ielką depresyę m iędzylądową, która z powodu zalania przez w od y ocea
nów, ja k długa w stęga wodna, dzieli sferoi- dę ziemską na dw ie połow y: Europa oddzie
lona od A fr y k i morzem Śródziemnem; A z y ę od A u stralii dzieli cały szereg mniej lub więcej zam kniętych mórz, otaczających w y spy archipelagu Polinezyjskiego; A m eryk a północna zaledw ie połączona z południow ą wąskiem m iędzym orzem Panamskiem.
Oreen jednak objaśnia istnienie w ielkiej depressyi m iędzylądowej zapomocą obrotu osiow ego ziemi. Z początku, g d y skorupa ziemska była jeszcze plastyczna, ziem ia po
winna była przybrać kształt kulisty. Z bie
giem czasu, w m iarę stygnięcia litosfery, co
raz w yraźniej zaczął zarysow yw ać się kształt czworościanu; trzy wyniosłości półkuli pół
nocnej z każdym dniem coraz bardziej od
dalały się od osi obrotu ziemi, wówczas g d y części bliskie australskiego w ierzchołka czw o
rościanu przeciwnie poczęły zbliżać się do
678
W S Z E C H Ś W I A TJ\'ó 44
siebie. W yn u rzające się z pod w ó d lą d y północne, ja k i odpow iednie wyniosłości pierw otnej ku li ziem skiej, posiadały p rz y tem mniejszą szybkość obrotow ą, n iż lądy półku li południow ej, które, u trzym u jąc nad
m iar szybkości, p oczęły w skutek teg o w y dłużać się ku wschodow i. Stąd też pow sta
ło ja k b y skręcenie pow ierzch ni czw orościa
nu, co w yw ołało u tw orzenie się depresyi m ięd zy lądam i północnem i a ich południo- wem i przedłużeniam i, czy li olb rzym ie za
padnięcie skorupy ziem skiej, zajęte obecnie przez zatokę Meksykańską, m orze Śródziem ne, zatokę Perską i m orza otaczające archi
pelag Sunda. W tem zjaw isku n ależy r ó w nież szukać wyjaśnienia, dlaczego lą d y p ó ł
kuli australskiej : A m e ry k a południowa, A fr y k a i A u stralia są w yciągn ięte ku wscho
dow i w stosunku do lądów północnych.
T aką jest w ogólnych zarysach teorya czworościanu. R obią jej w p raw d zie zarzut, niesłuszny zresztą, że w szystkie pom iary geod ezyjn e przem aw iają za tem, aby ziem i przypisać kształt elipsoidalny, a nie piram i
dy. L e c z czyż geod ezya w rzeczyw istości nie określiła kształtu ziem i na zasadzie ab
strakcyjnego przedłużenia pod lądam i o g ó l
nej pow ierzch ni mórz? W o b e c te g o oczy
w iście musiała ona znaleźć, ja k o w y n ik swo
ich pom iarów, kształt elipsoidy. T eorya
„czw orościanu " przeciw nie w yłącza zupełnie w ody, m ając na w zg lęd zie ty lk o tw ardą skorupę ziemską.
Z drugiej strony ła tw o bardzo znaleźć do
w o d y na poparcie rozpatryw anej tu teoryi w niejednostajnej ciężkości ciał na lądach.
Jeżeli istotnie zew nętrzna pow ierzch nia lito sfery ma kształt elip soid y z nieznaczną de- form acyą czworościenną, to w ta k im razie deform acya ta powinnna b yć odnaleziona na pow ierzchni poziom u m orza i ujaw niona przez odpow iednie niedokładności w ozna
czeniu ciężaru ciał po zredukow aniu g o do pow ierzchni morza, czy li siła przyciągająca na lądach pow inna być m niejsza niż na po
w ierzchni oceanu. W pobliżu np. w ierzc h o ł
ków czworościanu pod staw ow a pow ierzch nia g e o id y tw o rz y w yniosłości na norm alnej elipsoidzie geod ezyjn ej; w ty c h w ięc m iej
scach siła ciążenia ku ziem i pow in n a być mniejsza, a siła odśrodkowa większa n iż na elipsoidzie— p o d w ójn y pow ód do tego, aby
ciężkość rzeczywista, t. j. różnica m iędzy tem i dwiem a siłami, była mniejsza, niż cięż
kość normalna, obliczona dla elipsoidy w e
dług prawa Olairauta. Otóż w szystkie po
m iary ciężkości na lądach w yk azu ją zgodnie z pow yższem przypuszczeniem zm niejszanie się je j na wysokich szczytach górskich, np.
na A lpach, Him alajach i in. F a y e objaśniał te anomalie istnieniem pod lądami próżni lub pokładów posiadających mniejszą g ę stość. N ie pom ijając w p ływ u tych p rzy
czyn, w yw ołu jących ow e niedokładności, można jednak zapytać, czy przynajm niej część tych ostatnich nie zależy od czworo- ściennej deform acyi skorupy ziemskiej.
Teraz, gd yśm y ju ż poznali mniej więcej dokładnie teoryę „ czworościanu“ , postaraj
m y się wykazać, ja k i ma ona związek z trzęsieniam i ziem i i w ybucham i w ulka
nicznemu
N a kurczącej się skutkiem stygnięcia w e
w nętrznego jądra skorupie ziemskiej począt
kowo, dopóki była plastyczną, pow in n y b y ły u tw orzyć się sfałdowania, później, g d y stała się twardszą, pow stały złamania. Złam anie następujące skutkiem zachwiania rów now a
g i w pewnem miejscu pociągało za sobą licz
ne drgania skorupy ziemskiej, rozchodzące się w najrozm aitszych kierunkach i obja
w iające maximum swego działania w zdłuż lin ii zapadnięcia. N ajgw ałtow n iejsze w strzą
śnienia, zarazem i najbardziej burzące, bar
dzo szybko słabły na zasadzie prawa bez
w ładności m ateryi i d a w ały się odczuwać g łó w n ie w strefie n iezb yt rozległej, otacza
jącej środkow y punkt ich powstania. P o w olne drgania przeciw nie roztaczały swoję działalność na przestrzeniach bez porów na
nia obszerniejszych z rozm aitą szybkością i siłą, zależnie od ciągłości i elastyczności pokładów skorupy ziemskiej.
P rze z szczeliny powstałe w pow łoce ziem skiej skutkiem zapadnięć, ja k pow iada Lap- parent w swojem dziele „T ra ite de g e o lo g ie “ , w ydostaw ała się w ew nętrzna masa ciekła i w ylew a ła się nazewnątrz pod postacią la
w y. Od czasu do czasu w ięzione g a z y osię- g a ły taką prężność, że w y w o ły w a ły g w a ł
tow n e w ybuchy; w niektórych znów razach, ja k np. na wyspach Sandwich, w yciekająca masa była o ty le ciekła, że nie tam owała w yd ostaw ania się gazów : wówczas lawa w y
J\ó 4 4 W S Z E C H Ś W I A T 6 7 9
lew ała się spokojnie bez zjaw isk wybucho
w ych.
W e d łu g p. Gautiera w ydobyw ające się podczas wybuchów wulkanicznych g a zy i para wodna pochodzą z krystalicznych skał górn ych pokładów skorupy ziemskiej, rozpalonych aż do czerwoności skutkiem ze
tknięcia się z masą ognisto-płynną lub wskutek ciśnienia w yw ieran ego bądź przez pokłady w yżej leżące, bądź przez kurczenie się skorupy ziemskiej; przyczyn więc w y tw a rzania się pary wodnej i gazów wulkanicz
nych nie trzeba szukać ani w przenikaniu w ód morskich do ognistego jądra ziemi, ani w problem atycznych reakcyach chem icz
nych: jes t ono tylk o koniecznem następ
stwem ogrzania się skał 1). A zatem w y buchy wulkaniczne i trzęsienia ziem i zależą od drgań litosfery.
Z tego punktu w idzenia trzęsienia ziem i i w ybu chy wulkaniczne pow in n y najczęściej pow tarzać się w tych miejscach, gd zie sko
rupa ziemska u legła najw iększym deforma- cyom i wskutek teg o jest najm niej odporną na w yprow adzen ie z rów now agi, czyli ina
czej mówiąc, na terenie leżącym blizko kra
w ędzi i w ierzchołków czworościanu, a szcze
gólniej w pobliżu w ielkiej depresyi m iędzy- lądow ej.
W reszcie istnienie w ew nętrznych p r z y p ły w ów i o d p ły w ó w ciekłego środka ziem i łącz- i nie z p rzy p ły w a m i i odpływ am i oceaniczne- m i m ogłob y w niektórych razach rów nież być przyczyn ą zachwiania rów n ow agi koło j rów nika i w og óle w całym pasie m iędzy- | zw rotnikow ym . Poparcie powyższych w n io
sków m ożem y znaleźć w faktach, których dostarcza nam geogra fia . Hiszpania, W ł o chy, Grecya, A lg ie r , w ysp y Sunda, Indo- Chiuy, A m eryk a środkowa i A n t y le — w szyst
kie te okolice, położone w zdłu ż w ielkiej de
presyi m iędzylądow ej, są zarazem klasycz- nemi strefam i, gd zie trzęsienia ziem i i w y buchy wulkaniczne dochodzą do swego ma- yimnm częstości i siły. T o samo, chociaż w m niejszym stopniu,- dzieje się w łańcu
chach górskich lądu amerykańskiego, ja k rów n ież w Japonii i na wyspach A leu -
!) Remarąue sur Forigine des phenomenes volcaniques. Oomptes rendus de l ’Academie des Sciences (As 1 r. 1903.).
ckich, które stanowią resztki istniejącego niegdyś połączenia A z y i z Am eryką.
Reasumując wszystko, co dotychczas po
wiedziano, w idzim y, że skorupa ziemska nie przestaje drgać, a trzęsienia ziem i i w u lk a
n y są ja k b y sygnałem alarmującym, który ustawicznie przypom ina nam znikomość rze
czy ziemskich i każe w patryw ać się w chro
p aw y i w y s ty g ły księżyc, dokładny w ize
runek naszej ziem i po kilku lub kilkunastu milionach lat, g d y dojdzie ona do ostatecz
nego stadyum w swojem stygnięciu i ko
naniu.
Cz. Statkiew icz.
Ż Ó Ł Ć .
Ż ó łć jest sokiem bardzo znakom itym . U starożytnych indusów, u greków, a po
tem aż do czasów now ożytnych żółć w ów czesnych poglądach fizyologicznych i pato
logicznych obok k rw i i śluzu była cieczą najczęściej wspominaną. B y ły to czasy, kie
d y o najważniejszych sokach trawiennych, soku żołądkowTy m i soku trzustkowym , ani m ow y nie było, bo zwrócenie u w agi na te soki i należyte ich uznanie m ogło w yp łyn ąć dopiero ze znajomości chemii, nauki ostat
nich stuleci. A żółć zawsze biła w oczy za
rów no swoim pięknym kolorem, ja k i szcze
góln ym przyw ilejem anatomicznym posiada
nia w łasnego zbiornika. A le okazało się, że wszystko to czczy blichtr. N iem a dziś dwu zdań o znaczeniu soku żołądkow ego lub trzustkowego, a żółci, w styd powiedzieć, nie
wiadom o jaką fu nkcyę przyznać w ypada. F i- zyo logow ie nie są nawet w zgodzie, czy żółć jest w ydzieliną czy w ydaliną, t. j. czy jest przez ustrój w ytw arzana i w ysyłan a do je lita, poniew aż ma w jelic ie pewną czynność do spełnienia, czy też jest tylk o usuwana z ustroju jako niepotrzebna. N a korzyść pierwszej teoryi przem aw ia to, że żółć w pa
da do je lita razem albo obok soku trzustko
wego, zatem w m iejscu dla traw ienia nie
zmiernie ważnem. P rzeciw k o niej atoli m ó
w i fa k t, że niewiadom o, do czego w łaściw ie u strojow i żółć jest potrzebna. M ów iono, że żółć czyni z tłuszczów emulsyę, w którym to
GSO ■ W S Z E C H Ś W I A T M 4 4
stanie ja kob y dopiero tłuszcze są wsysane, że służy do w ysm arow ania błon y śluzow ej jelita, przez co wsysanie ma iść ła tw iej, że pobudza ruch robaczkow y je lit, że d ezyn fe
kuje kanał je lito w y , że drażni kosmki, że strąca ciała białkow ate i t. d. M ów ion o to w szystko bez głębszego przekonania, żaden pogląd bow iem nie m iał dostatecznych m o
tyw ó w . T u teleologiczn y umysł P a w ło w a nie znajduje zadowolenia. P o c o człow iek stw orzy ł żółć z pięknem i barw nikam i i poco je j przezn aczył takie zaszczytne miejsce? A le próżnobyśm y szukali głębszej od pow ied zi na pytania, tchnące teleologią.
W e d łu g ostatnich badań z pośród licznych czynności, przypisyw an ych żółci, d w ie na szczególną zasługują uwagę. Popierw sze żółć, choć sama en zym ów nie zawiera, duży jednak w p ły w w y w iera na enzym y. Nasam- przód kładzie ona kres traw ieniu pepsyno- wem u w chw ili, g d y m iazga pokarm ow a przedostaje się z żołądka przez w yp u st do dwunastnicy, a czyni to, z jednej stro
n y działając na same pepsynę, z drugiej zaś zobojętniając (razem z sokiem trzustko
w y m ) kw aśny odczyn treści żołądkow ej. N a stępnie żółć bardzo skutecznie popiera dzia
łanie enzym ów trzu stkow ych (szkoła P a w ło wa), zwłaszcza steapsyny. P o d łu g P a w ło w a żółć wzm acnia działanie steapsyny kilk a
krotnie, tryp syn y zaś i am ylopsyny praw ie dwukrotnie. Ż ó łć jednak nie zaw iera żad
nego ciała w rodzaju enterokinazy, która, jako enzym , gin ie przez ogrzewanie. P r z e gotow ana żółć w zm acnia tak samo en zym y trzustkowe, ja k i nieprzegotow ana. W m yśl w ięc tej teo ry i głów n em zadaniem żółci jest funkcya pośrednika w sprawie przejścia od traw ienia żołądk ow ego do tra w ien ia je lit o wego.
D raga teorya jes t owocem słynnej p o le
m iki ł), którą przed paru la ty p row a d ził Pti iiger, iiz y o lo g z Bonn, z M unkiem fizyo- logiem z Berlina, zm arłym bardzo niedaw no. Poszło o to, w ja k i sposób się od b y
w a wsysanie tłuszczów, czy (P fłu g e r) cały tłuszcz musi b yć pierw ej zm y d lon y (t. j. roz
szczepiony na gliceryn ę i kw asy tłuszczowe, tw orzące z alkaliam i m ydła, które dopiero zostają wessane), czy też (M unk) część jeg o ,
’) W Pfliig. Arcliiy i w Centr. f. Phj-siol.
a m oże i cała ilość wsysa się w postaci emul- syi. Zużytkow ano cały arsenał fa k tów zna
nych i zdobyw ano na g w a łt nowe. W ię kszość uczonych przypisuje zw ycięstw o Pfłii- gerow i, który pobił przeciwnika właśnie żół
cią. P fliig e r w yk azał m ianowicie, że żółć posiada w najw yższym stopniu zdolność roz
puszczania m ydeł (bez żółci też się one roz
puszczają, ale słabo), a także jeszcze przy ich pom ocy kw asów tłuszczowych, szczegól
nie kwasu oleinow ego, k tóry znowu zkolei rozpuszcza dalej kwas palm ityn ow y i stea
ryn ow y. T a własność żółci jest tak potęż
na, że wobec największych ilości spożytego tłuszczu całkow ita ilość kwasu tłuszczowego może przejść do roztworu.
Ż ółć w łaściw ie nie zaw iera enzym ów.
Znajdow an ym niekiedy w bardzo nieznacz
nej ilości enzymom: proteolitycznem u (roz
puszczającemu białko) i am ylolitycznem u (scukrzającemu mączkę) trudno w norm al
nym stanie przyznać jakieś w ybitniejsze znaczenie. M oże w przypadkach chorobo
w ych, g d y innych enzym ów jest mniej niż potrzeba, en zym y żółci w^ystępują na w id ow nię. Ż ółć jest dla ustroju niezbędna, gd y chodzi o tłuszcze: bez żółci tłuszcz nawet w niew ielkiej ilości w yw ołu je biegunkę. Je
żeli jednak starannie tłuszczu unikamy, za
stępując go w ęglow odanam i, to pozbawienie ustroju żółci nie prow adzi do złych na
stępstw.
D obrać się w ustroju do żółci można za- pomocą nietrudnej operacyi przetoki pęche
rzyk a żółciow ego, który się znajduje nieda
leko za ścianą brzucha. P rze z taką przetokę, zrobioną np. u psa, będzie się żółć w y d zie
lała ciągle, przyczem w ydzielan ie będzie się w zm agało zaraz po posiłku i drugi raz w 10 do 15 godzin potem. W y tw a rza n ie żó ł
ci w wątrobie odbyw a się bezustannie na w et w razie głodu, zatem odwTrotnie, niż to się dzieje z innemi sokami trawien- nemi.
N ie bez p rz e rw y jednakże w yd ziela się żółć do dwunastnicy. Ż eb y poznać prawa teg o wydzielania, trzeba dokonać takiej ope
racyi, któraby zachowała normalną funkcyę zw ieracza przew odu żółciow ego wspólnego (sphincter ductus choledochi), znajdującego się p rzy ujściu tego przew odu do dwunast
n icy i pełniącego czynność regulatora. Ope-
J\S i-i W S Z E C H S W I A T O O l
racya ta jest całkiem analogiczna ') z opera- cyą przetoki trzustkowej trw ałej. W y cin a się kaw ałek ściany dwunastnicy z ujściem przewodu żółciow ego, jelito się zaszywa, a w ycięty kaw ałek umieszcza się w skórze.
Z w ieracz przew odu żółciow ego pozostał nie
tknięty.
U psa, operow anego w ten sposób można czynić następujące spostrzeżenia 2). W y dzielanie żółci jest przerywane: żółć się nie w ydziela, g d y zw ierzę jest dłuższy czas naczczo. Grdy żołądek jest pusty, to choć pęcherzyk żółć zawiera, przez przetokę nie w ycieka nic, nawet je ż e li w jakikolw iek spo
sób zw iększym y ciśnienie w jam ie brzusznej.
T a k samo w yd zielan ie nie nastąpi, jeżeli po
kazujem y zwierzęciu jadło i dajem y mu je wąchać, choćby przedtem nawet zw ierzę b y ło głodzone. Ż ółć natomiast w yd ziela się przez pewien okres czasu po posiłku. W y ciekanie z przetoki zaczyna się w 10—60 m i
nut po posiłku; mniej więcej w jakieś 15 m i
nut po mleku, w jakieś 45 min. po mięsie lub chlebie; i trw a póty, póki żołądek się nie opróżni, ustając w 5— 10 minut po przejściu
•ostatniej porcyi m iazgi pokarm owej przez wypust.
B odźców w ydzielania żółci nie należy szu
kać ani w ja m ie pyskow ej, ani w gardzieli, ani w przełyku, ponieważ żółć w yciekać nie będzie po posiłku fikcyjnym . N ie należy ich rów nież szukać w podrażnieniu mecha- nicznem ściany żołądka przez jadło, ponie
waż drażnienie mechaniczne, w ykonane w in
ny sposób, nie w yw oła w ydzielania żółci.
T a k samo bodźcem nie jest samo tylko w y dzielanie soku żołądkow ego i trzustkowego, te soki bowiem w yd zielają się po posiłku fikcyjnym , żółć zaś nie.
Jeżeli w eźm iem y pod uwagę z jednej stro
n y przeciąg czasu, k tóry u pływ a m iędzy po
siłkiem a w yciekaniem żółci, z drugiej zaś, że żółć przestaje w yciekać w kilka minut po opróżnieniu żołądka, niezależnie od tego,
*) U psa przewód żółciowy wpada do dwu
nastnicy o 8— 10 cm powyżej ujścia głównego przewodu trzustkowego; z przewodem żółciowym łączy się tylko dodatkowy mało znaczący prze
wód trzustkowy.
2) Bruno w szkole Pawłowa. Niestety, spo
strzeżenia te są nader nieliczne.
czy to nastąpi przez w ypust do dwunastni
cy, czy przez przetokę żołądkową naze
wnątrz, to musimy się zgodzić, że w yd ziela nie żółci jest następstwem przejścia m iazgi pokarm owej do dwunastnicy.
Z pośród substancyj, znajdujących się w m iazdze pokarm owej, tylk o niektóre są bodźcami w ydzielania żółci. N ie kwas je d nak, bo kwasu m ożem y w prow adzić do żo
łądka i dwunastnicy ile chcemy, a żółć się w ydzielać nie będzie; tak samo, jakeśm y ju ż w idzieli, w ydzielania nie będzie po posiłku fikcyjnym , po którym przecież w ydziela się sok kwaśny. Bodźcam i są tutaj w y tw o ry traw ienia pepsynowego ciał białkowatych, dalej ciała tłuszczowe i ciała, które się za
zw yczaj łączy pod wspólnem mianem ciał w yciągow ych. W ykazano m ianowicie, że spożycie roztworu proteoz, albo oliw y, albo w yciągu mięsnego L ie b ig a sprowadza w y ciekanie żółci. W od a, białko jaja, mączka są bez w pływ u. D alszy mechanizm w y d zie
lania żółci nie jest znany.
Jest rzeczą ciekawą, że sama żółć, przedo
stawszy się do jelit, pobudza dalej w ydziela-
j nie żółci. Jeżeli zrobim y przetokę pęche
rzyka żółciow ego i prócz tego przew iążem y
j przew ód żó łc io w y tak, żeby żółć się do je lit ju ż nie przedostawała, to w ydzielanie żółci
j i jakościow o i ilościow o się zmniejszy. W y starczy jednak w prow adzić zwierzęciu żółć
| per os, żeby w ydzielanie się w zm ogło. F ak t ten, ja k i drugi, że składniki żółci dają się ) w ykazać w zawartości jelita cienkiego tylko w górnym je g o odcinku, a dalej ju ż nie, przytacza się na poparcie teoryi „obiegu żółci która tw ierdzi, że żółć, która się w y dziela, ulega w jelic ie wessaniu, potem się znów w ydziela i t. d. T a teorya nie jest ostatecznie ugruntowana, żółć bowiem mo
g ła b y z błony śluzowej je lit pobudzać dalsze w ydzielanie, składniki zaś żółci m ogłyb y znikać skutkiem procesów chemicznych, a w iem y przecież, że tauryna i glikok ol znaj
dowane w kale, powstają z kwasów tauro- cholow ego i glikocholow ego, składników żółci, zatem te nie b yty wessane.
W. Szumowski.
002 W S Z E C H S W I A T
P R Z Y S W A J A N IE A Z O T U P R Z E Z R O Ś L IN Y i S Y N T E Z A W N I C H C I A Ł B I A Ł K O W A T Y C H .
Z czterech źródeł roślin y czerpią azot, po
trzebny im do syntezy substancyj białk o
wych: 1) z pow ietrza (w o ln y azot), 2) ze zw iązk ów am onow ych organicznych i m ine
ralnych, 3) z soli kwasn azotow ego, 4) z roz
m aitych zw iązków organicznych, azot za w ie
rających. T r z y ostatnie źródła m ogą byó w yzysk iw an e przez w szystkie roślin y w ce
lach asym ilacyi azotn, g d y z p ierw szego ko
rzystać m ogą tylk o niektóre niższe organ iz
m y roślinne, żyjące swobodnie, łub też w e w spółżyciu z roślinam i w yższem i. Dalsza różnica polega na tem, że g r z y b y i roślin y nie posiadające zieleni syntezują białka bez udziału zieleni i św iatła (chem osynteza), zaś roślin y w yższe zielone m ogą pochłaniać w tym celu p rzy pom ocy zieleni prom ienie słoneczne, czy li że synteza zachodzi tu z udziałem św iatła (fotosyn teza w szerszem teg o słowa znaczeniu) x). Synteza białek by
ła ju ż przedm iotem licznych badań, zdo
b yto naw et pew ne rezultaty, lecz biorąc na- ogół, jest ona dla fizy o lo g ó w jeszcze n iero z
wiązaną, a trudną zagadką, na której roz
strzygnięcie dłu gi czas jeszcze zapew ne cze
kać wypadnie. Tru dna i w ielka praca ocze
kuje pracow ników na tem polu.
A b y cokolw iek przyczyn ić się do ro zw ią zania teg o tak zaw ikłanego a nader w ażn e
g o zagadnienia pp. Em . L a u ren t i Em . M ar- chal przedsięw zięli szereg poszukiwań, k tó rych część pierwszą ju ż u kończyli i ogło sili w Bul. de 1’A cadem ie royale de B elgiąu e 1903 str. 55— 114.
R o zp ra w a ta podaje na w stępie przegląd w yżej w ym ienionych źródeł, z k tórych roślin y czerpią azot, a także zestawienie w szystkich prac, traktujących o produktach asym ilacyi azotu w postaci zw ią zk ów azotow ych. Z e stawienie to daje możność poznać p o glą d y na przysw ajanie azotu w szystk ich fiz y o lo g ó w roślinnych, k tó rzy w ty m kierunku pra
cowali. Dalej idą rezu ltaty własnej pra cy autorów.
‘ ) Fotosyntezą głównie nazywamy syntezę w ę
glowodanów w roślinie.
Celem ich badań było tym razem w y ja śnienie znaczenia światła w sprawie p rzy swajania soli kwasu azotow ego i amoniaku, a także w syntezie białek kosztem tych soli.
Doświadczenia dokonane zostały na zielo
nych i etyolow anych roślinach Lepidu m sa- tivum , Sinapis alba, na łodydze łuczku, pączkach cykoryi, szparagów, ziemniaków, szpinaku i otylicy, a także na kw iatach bzu włoskiego.
D la oznaczenia rozm aitych zw iązk ów azo
tu użyto metod, wprow adzonych w b e lg ij
skich i holenderskich stacyach doświadczal
nych rolniczych.
Pierw sze cztery szeregi doświadczeń b y ły w ykonane, aby rów n olegle zbadać asymila- cyę amoniaku i kwasu azotow ego przez zie
lone i etyolow ane rośliny w świetle i w ciem ności; w następnych dwu chodziło o w y ja śnienie, czy p rzy tem, a także podczas synte
z y ciał białkow atych nie działa przypadkiem ja k i enzym , dlatego dla doświadczeń użyto osobników przedtem ogrzanych, a także i nie- ogrzanych. Dalsze doświadczenia m iały na celu rozstrzygnąć pytania, czy ciała amidowe, dostarczone roślinie jako pożyw ienie, zuży
wają się w syntezie białka, ja k ie prom ienie od działyw ają na ten proces, czy zachodzi on nocą w liściach.
W y n ik iem tych w szystkich doświadczeń jest wniosek następujący.
N ie podlega żadnej w ątpliw ości, że w rośli
nach, u żytych w doświadczeniach, a m iano
w icie: Lepidum sativum, Sinapis alba, Ci- chorium Intybus, A lliu m Ampeloprasum var. Porrum , Asparagus officinalis, M elilo- tus albus, N icotiana alata, S yringa persica var. i t. d., synteza białka _ dokonyw a się kosztem m ineralnych zw iązk ów azotu tylko w św ietle i tylk o w organach zaw ierających zieleń.
W ob ec tego stan wiadom ości o asym ila
cy i azotu przez rośliny jetet taki:
1. A z o t w o ln y z pow ietrza przysw ajają organ izm y niższe, czy to żyjące osobno (Clo- stridium Pasteurianum, rozm aite bakterye, N ostoc (?) i Rhizobium hodowane na cu
krze), lub też w e w spółżyciu z roślinam i w yższem i (Rhizobium i Legum inosae).
2. A z o t w związkach am onowych przez organ izm y niższe (bakterye, pleśniaki), nie posiadające zieleni, asym iluje się bez pom ocy
•i\2 ii W S Z E C H S W I A T ooo
prom ieni słonecznych. U roślin w yższych przysw ajanie to może się odbywać zarówno w ciemności, ja k w świetle, podobnież w tkankach zielonych i w pozbawionych zieleni, lecz jest silniejsze na świetle i w tkan
kach zielonych.
3. A z o t zw iązk ów kwasu azotow ego p rzy swaja się przez niższe, niezielone organ iz
m y i w ciemności. L ecz rośliny w yższe z m ałym w yjątkiem (Pangium ) asym ilują sole azotow e znacznie silniej, g d y są w ysta wione na światło i pozostają pod działaniem prom ieni łam liw ych.
4. Podczas przysw ajania azotu wolnego, amoniaku, kwasu azotow ego w ciemności zużyw ają się w ęglow odany, które dają ener
g ię potrzebną do redukcyi (azotanów) i syn
tezy.
5. N iższe pozbawione zieleni organizm y m ogą dokonyw ać syntezy ciał białkow ych w ciemności. I tu zużywa się energia che
miczna, odebrana zw iązkom organicznym.
6. W rośl inach zielonych, — m am y na w zględ zie przedewszystkiem rośliny wyższe, synteza ta może się odbywać tylk o w obec
ności światła.
Ad. Cz.
K O R E S P O N D E N C Y A W S Z E C H Ś W I A T A .
Pan Kaz. Kulwieć, komunikując w e W szech
świacie (^E .37 z r. b., str. 572) wiadomość o po- wtórnem kwitnięciu niektórych roślin wiosennych, pisze tak: „ wiadomością tą pragnąłbym zachęcić czj^telników W szechświata do zwrócenia uwagi na te same i inne rośliny wiosenne w tych róż
nych okolicach kraju, gdzie woda występując z koryta, rzek, zalała na pewien czas nadbrzeżne łąki. Czy i gdzieindziej ta „druga wiosna" nie da się zauważyću. To też, czyniąc zadość ży
czeniu p. K ., komunikuję, że u nas na Litw ie, tak samo jak i w augustowskiem, niektóre rośli
ny wiosenne poraź drugi zakwitły w jesieni.
W dniu 15 września (n; st.) zbierałem na łą
kach mokrych w Niańkowie (pow. nowogródzki) kwitnące niezapominajki (Myosotis palustris Bbh.), łotocie (Caltha palustris L .) i bobrek (Menyan- thes trifoliata L .). W szystkie te rośliny są w io
senne i rosną zwy^kle na stanowiskach zalanych wodą, pochodzącą z roztopów wiosennych. Sta
nowiska te zw ykłe podczas lata wysychają i po
krywają się innemi roślinami, błotne zaś zanikają i zaledwie na następną wiosnę, za powrotem sprzyjających ich rozwojowi okoliczności, znowu
wyrastają i kwitną. j
W roku bieżącym mieliśmy całe łato tak bar
dzo w deszcze obfite, że aż do późnej jesieni wszystkie niższe miejsca na łąkach (a więc stano
wiska roślin, o których mowa) pozalewane były wodą, a znowuż jesień była tak niezwykle ciepła, że we wrześniu jeszcze termometr nieraz wskazy
wał -j- 30" R w słońcu; rośliny błotne miały prze
to wszelkie warunki sprzyjające swemu rozwojo
wi, nic więc dziwnego, że zakwitły powtórnie.
Było to wszakże kwiecie dość marne (przynaj
mniej u nas na Litw ie) i bynajmniej wiosny nie przypominające; dziwny jednak kontrast sprawia
ło z roślinami czysto jesiennemi, nieopodal lub też wspólnie kwitnącemi, jakoto: Parnassia palu
stris L . (dziesięciornik, tutejsza nazwa: „urocz- nik‘‘ ), Inula britannica L. (oman), Leontodon autumnalis L . (podróżnik jesienny) i t. d.
N ie tej więc okoliczności, że „łąki nadbrzeżne były zalane na pewien czasli, powtórne kwitnię
cie powyższych roślin wiosennych przypisać na
leży, lecz chy ba tylko niezwykłemu ciepłu i obfi
tości deszczów, wskutek których wszelkie stano
wiska wiosenne roślin, o których mowa, stały pod wodą.
Oprócz powyższych zauważono jeszcze nastę
pujące rośliny powtórnie kwitnące, które tembar- dziej z rozlewem rzek nic wspólnego nie mają, że są czysto lądowemi.
1) Hieracium pilosella L.
Jastrzębiec kosmaczek kwitnie powtórnie pra
w ie zawsze w jesieni, gdyż wypuszcza długie rozłogi, które wrastając w ziemię, w ydają młode różyczki liściowe; z pośród różyczki wyrasta głą- bik o główce pojedynczej, która pokwita skoro tylko jesień jest ciepła.
2) Hieracium auricula L .
O ile mi wiadomo kosmaczek ten w jesieni ni
gd y nie kwitnie, gdyż nie pamiętam, żebym go kiedy widział w tej porze. W roku. bieżącym zakwitł tak pięknie, jakby na wiosnę.
3) Bosa sp.?
Bóża dzika wydała tej jesieni kwiatki, ale nędzne i zaledwie na nazwę kwiatków zasługu
jące.
4) Yeronica chamaedrys L.
Przełącznik łąkowy kwitnie w jesieni poraź drugi bardzo często, lecz w tym roku zakwitł szczególnie pięknie, zupełnie jak wiosną; dziwnie jednak w yglądały te śliczne niebieskie grona, wystające ponad warstwę żółtych, murawę po
krywających liści.
5) Ranunculus acer L .
Jaskier ostry w tym roku szczególnie obficie zakwitł, ale o kwiatkach tak nędznych i łodygach tak krótkich, jakie z wiosną nigdy nie bywają.
6) Vaccinium vitis idaea L .
Borówka (bruśnica na L itw ie) kwitnie prawie co jesień i w tym roku kwitła bardzo obficie.
Drzew powtórnie kwitnących w tym roku nie zauważyłem wcale; z lat przeszłych pamiętam następujące: 1) jarzębina, 2) wiśnia, 3) jabłonki, szczególnie młode, 4) kasztan. Zw ykle kwitną
bo-i W S Z E C H Ś W I A T JVó 4 4
one na .Litwie bardzo słabo; tak obficie kwitną
cych drzew po raz drugi, jak te kasztany we Lw ow ie, o których wspomina p. Paw lew ski (Wszechświat As 39 str. 603), n igdy u nas nie widziałem.
Na zakończenie wspomnę przy sposobności o niektórych, szczególnie wyróżniających się ge- orginach, jakie u siebie w ogrodzie kwiatowym zauważyłem.
Aura tegoroczna była niezwykle przyjażna dla rozwoju georgin ’ ), porosły więc one do olbrzy
mich rozmiarów, a krzaki prawie do 1,5 m w y
sokie, bardzo obfitem i bujnem kwieciem o k ^ te , niewypowiedzianie piękny i miły widok dla oka przedstawiały. W kolekcyi mojej znajdują, się georginy nietylko najnowsze, ale i najstarsze, bo przynajmniej z przed lat 40-tu pochodzące. Z po
śród tych georgin wyróżniają się następujące:
1) Georgina strzępiasta.
Należy ona do odmian dawniejszych, gd yż ma kwiat pełny, składający się z kwiatków o płat
kach nie rurkowanych, ja k u nowszych lecz cał
kiem płaskich i poziomo rozwartych; wyróżnia
■się ze wszystkich dotąd mi znanych odmian tem, że ma płatki na końcu ząbkowane, t. j. o 3 — 5-iu głębokich, ostrośpiczastych wcięciach. Cały taki kwiat wj^gląda jakby nastrzępiony.
Pojedyncze kwiatki takie, w stanie zasuszo
nym, posyłałem p. Ed. Jankowskiemu, znakomi
temu naszemu znawca hortikultury, i otrzymałem
•odpowiedź, że to jest odmiana nowa, dotąd mu nie znana. Chętniebym jej udzielił każdemu z naszych ogrodników, któryby zechciał zająć się dalszą jej kulturą 2).
2) Georgina kolczata.
Należy do kaktusowatych i ma płatki do 7 cm długie, a 15— 20 nim szerokie, pięknej karmazy
nowej lub różowej barwy. Płatki są z obu koń
ców zwężone i w długą, na końcu śpiczastą rurkę ku zewnątrz zwinięte 3); cały kw iat w ygląda jakby się składał z długich, nastroszonych kol
ców (podobnych do kolców jeżozwierza). Czy te oryginalne, ale dziwnie ładne georginy są zna
ne— nie jest mi wiadomo.
3) Georgina promienista.
N ależy do bukietowych (czyli francuskich).
Z nasion pochodzących z Paryża udało mi się w y hodować kilka bardzo pięknych odmian. Są one, ja k wiadomo, nie pełne i kwiat ich składa się z 6-iu tylko nadbrzeżnych, szerokich, stykających się z sobą płatków.
Z pośród tych odmian jedna wyróżnia się szcze
gólnym kształtem swych kwiatów.
J) Dziwna rzecz, że *ta sama aura wręcz od
wrotny skutek wywarła na ziemniaki, bo w wielu miejscowościach przepadły one najzupełniej, w in
nych zaś w ydały zaledwie ]/4 plonu średniego.
v) Adres mój: poczta Lubcz, gubernia mińska, w Niańkowie (pow. nowogródzki).
3) N ie ku wewnątrz, ja k u zw ykłych odmian rurkowatych.
K w ia t cały składa się z 6 nadbrzeżnych, do 8 cm długich, a u góry do 8 mm szerokich, pro
mienisto ułożonych płatków. Pięknie żółto za
barwione płatki mają kształt łopatkowaty, to jest od nasady ku końcowi zwężają się i na końcu pod kątem tępym są ścięte; płatki te nie stykają się z sobą, lecz są znacznie od siebie oddalone i jakby promienie od żółtego środka w okrąg roz
chodząc się, są pięknie, łukowato .ku środkowi wygięte.
K w ia t taki ma bardzo wiele wdzięku i powa
bu, a przytem tak jest oryginalny, że nikt z lu- bowników kwiatów wierzyć nie chciał, że to jest georgina.
Czy taka odmiana w hortikulturze jest znana?
nie wiem.
W, Dybowski.
K R O N I K A N A U K O W A .
— Rad a en erg ia słoneczna. W . E. W il
son w liście do „N atu rel< wyraża przypuszczenie, że energia cieplna słońca może być wynikiem obecności na niem radu. W edłu g obserwacyi p. Curie gram radu daje 200 kaloryj na godzinę, z drugiej strony Langley ocenia ilość ciepła, w y
syłaną przez metr sześcienny słońca na godzinę, na 828 milionów kaloryj; wobec tego rachunek prosty okazuje, że wystarczyłaby obecność 3,6 g radu w metrze sześciennym słońca, by dostarczać tej energii cieplnej. Liczbę tę możnaby nawet zmniejszyć, gd yb y rad był zdolny promieniować znacznie energiczniej w temperaturze słonecznej.
Przypuszczenie to. zdaniem „Electrical R eview “ popiera nadto fakt, że hel, który w obfitości znaj
duje się na słońcu, znajduje się również w ura
nie, w torze i innych ciałach promieniotwórczych.
Sam heł może zresztą być wytworem rozkładania się atomów radu; w rzeczy bowiem samej, atomy radu i toru ustawicznie rozbijają się na mniejsze cząstki i nicby w tem nie było dziwnego, gd yby zjawisko to w długim przeciągu czasu w ytw orzy
ło jakiś nowy pierwiastek w ilości dostatecznej, b y go odkryła analiza chemiczna. Analiza w id
mowa, jak się zdaje, też potwierdza tę teoiyę.
Sir W illiam Huggins i łady Huggins w rozpra
wie przedstawionej „R oyał Society“ stwierdzają, że sól radu daje w widmie osiem prążków z któ
rych cztery, a może i pięć zlewają się z prążkami helu. Spostrzeżenia te (jak widać z dzisiejszego M W szechświata) potwierdzone zostały przez doświadczenia Ramsaya i Soddyego. H el ma więc być wytworem radu i obecność jeg o w atmosfe
rze słonecznej ma wskazywać obecność w niej również radu. I nie jest niemożliwem, wobec silnych własności promieniotwórczych radu, że on właśnie jest źródłem ciepła słonecznego.
m. li. h.
j\° 44 W S Z E C H Ś W I A T 685
— Now a B liź n ią t. W edług Bulletin As 19 obserwatoryum Yerkesa Nowa gwiazdozbioru Bliźniąt, o której zjawieniu pisaliśmy w „M1 16 Wszechśw. z r. b., obserwowana była w tej do
strzegalni po raz pierwszy 27 marca, natychmiast po nadejściu wiadomości o jej odkryciu, zapomo
cą 40-o calowego refraktora. W ybitnie rzuca
jąca się w oczy czerwona jej barwa wytłumaczo
na została łatwo przez wielkie natężenie linij wo
doru Ha; pozatem jasne bardzo linie w niebie
skiej i żółtej okolicy widma przedstawiały wiernie znane właściwości gwiazd nowych.
C. E. Pickering zaznaczył niedawno ( w Okól
niku .Ns 70 obserwatoryum Harvarda), że na 67-u zdjęciach okolicy, w której odkryto Nową, doko
nanych w latach 1890— 1903, miejsce je j było próżne, jakkolw iek na kliszach tych widoczne są prawie zawsze gwiazdy nawet wielkości mniej
szej od 1 2 . Następnie i na fotografii, zdjętej przez Dugana w Heidelbergu 16 lutego 1903, a zawierającej gw iazdy do 14-ej wielkości, niema Nowej. W pięć dni później, 2.1 lutego 1903 r.
Parkhurst w obserwatoryum Terkesa sfotografo
wał tę samę okolicę nieba w celu otrzymania ma
py obszaru, otaczającego zmienną X Bliźniąt, od której Nowa odległa jest o a/3 tylko stopnia ku wschodowi. Najsłabsze gwiazdy, jakie dają się zauważyć na kliszy eksponowanej 20 minut, Hale ocenia na wielkość 15-tą. Tuż koło miejsca, gdzie odkryto Nową, najwyżej o 3 sekundy od niej, widać gwiazdkę nieco jaśniejszą od 15-ej w iel
kości. Jeżeli przedmiot ten, có wolno uważać za bardzo prawdopodobne, jest obecną Nową, to światło je j w maximum blasku zwiększyło się dziesięć tysięcy razy, gwiazda postąpiła od 15-ej do 5-ej wielkości, jak to wykazują zdjęcia har- vardzkie z 6 marca.
28 i 29 marca Pease dokonał zapomocą w iel
kiego refraktora 8 :i/4-godzinnego zdjęcia. Jak
kolwiek warunki b y ły pomyślne, nie widać śladu mgławicy dokoła Now ej Bliźniąt, którąby można było porównać z mgławicą dokoła Now ej Perseu- sza z r. 1901. Pakt ten nietrudno da się w y
tłumaczyć. W p ły w y świetlne Now ej z r. 1891 na mgławice sąsiednie były znacznie silniejsze, w przypuszczeniu, że obie Now e mniej więcej jednakowo są od nas odległe; albo też mniejszy blask obecnej Now ej jest wynikiem dziesięć- kroć większej, dajmy na to, odległości (co wszak
że mało jest prawdopodobne), tak że zupełnie jest niemożliwe, by oświetlenie mgławic sąsied
nich mogło się stać dla nas dostrzegalnem.
W każdym razie blask ich musi być daleko słabszy od blasku mgławic przy Nowej Per- seusza.
Położenie Now ej w porównaniu z sześciu gwiaz
dami sąsiedniemi oznaczone zostało przez Barnar
da zapomocą pomiarów mikrometrycznych. Ten sam obserwator znalazł, że Nowa była dla oka najwyraźniejszą wobec takiego samego położenia okularu, ja k zw ykłe gwiazdy. W szakże różnica polegała na tem, że Now a zdawała się okoloną
kołem świetlnem szerokości 2 — 3 ", barwy karmi- nowo-czerwonej. Gdy okular wysunięto o 10 m m r obraz Nowej stał się gwiazdką słabszą o 1,5 wielkości mocno czerwonej barwy, leżącą w sza- roniebieskiem polu o 4 " szerokości. To anor
malne zachowanie się gw iazdy polega na w iel
kiej intensywności poszczególnych promieniowań, zwłaszcza na jakości linij wodoru H a i poszcze
gólnych linij w niebieskiej części widma, wobec których ciągłe tło widma ustąpiło na plan drugi.
Bliższe zbadanie widma przedsięwziął Frost, korzystając ze zdjęcia dokonanego 28 marca za
pomocą specyalnie dla tego celu sporządzonego’
aparatu, przyczem naświetlanie trwało 3 godzin}'.
U żył on izochromatycznej kliszy Cramera, która niestety jest właśnie dla długości fal X 5000 ma
ło czuła. Tak np. główna linia mgławicy X 5007 dała na kliszy słabe, zaledwie widoczne odbicie.
Bardzo silnie występują jedne linie czy raczej prążki przy X 4647 (sięgające od X 4598 do X 4696), X 4862 (linia wodoru Hp od X 4839 do 4886 z dwu nieco jaśniej zaznaczonemi miej
scami przy X 4877 i X 4882); H f występuje na
tomiast tylko jako słaba prążka obok jaśniejszej nieco prążki X 4347 do X 4371 — dla tej okolicy widma klisza była już zbyt oddalona od płasz
czyzny ogniskowej. Dwa matowe prążki zauwa
żyć się nadto dawały u czerwonego końca widma.
Naogół widmo, to odpowiada widmu gwiazd nowych w Perseuszu (1901) i W oźnicy (1892) w ciągu późniejszych stadyów ich rozwoju. Stąd możnaby przypuścić, że cały proces zabłyśhięcia i blednienia odbywa się w przypadku obecnej N o
wej Bliźniąt prędzej, niż u tamtych gwiazd no
wych: a przyczyną tego jest bądź mniejsza inten
sywność wybuchu świetlnego bądź też mniejsze rozmiary samej gwiazdy.
(Naturwiss. Rundsch.). m. h. li.
— 0 jo d o w ych p roduktach rozpadu b ia łk a . P. Oswald zadał sobie pytanie, jakie grupy w cząsteczce białka mogą przyłączać jod. W tym celu próbował on badać produkty trawienia tryp- synowego oraz hydrolizy pod wpływem kwasów lub zasad tyreoglobuliny i jodowanego białka z jaja kurzego, ale nie udało mu się otrzymać dobrze określonych produktów. W prow adził on przeto następnie jo d do ciał wydzielonych z pep
tonu W itteg o zapomocą metody Picka i okazało się, że jodoprotalbumoza zawiera 12,78%, jodohete- roalbumoza 10,27$, jodoalbumoza A — 12,21$, B — 14,67% i C — 14,87% jodu. Ciekawą jest bardzo mała różnica w zawartości jodu hetero- i protalbumozy, jakkolwiek pierwsza nie obfitu
je w grupy dające indol i tyrozynę, druga zaś zawiera ich znaczne ilości. Prawdopodobnie prze
to grupa tyrozynowa i indolowa nie wiąże jodu.
Z szeregu badań podobnych autor wyprowadza wniosek, że prawdopodobnie jod przyłącza się do- grupy fenyloalaniny.
J. K . S.