• Nie Znaleziono Wyników

Tom IL M (1127).

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tom IL M (1127)."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M (1127).

W arszawa, dnia 1 listopada 1903 r.

Tom a a IL

T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAUKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M .

P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W I A T A " . Prenum erować można w R edakcyi W szech św iata W W a r s z a w i e : roczn ie rui). 8 , kw artaln ie rub. 2 .

7. p r z e s y ł k ą p o c z t u n - ą : ro czn ie m b. I I ), półroczn ie rub. 5 . 1 w e w szystk ich księgarniach w kraju i zagranicą.

R ed a k to r W szech św ia ta p rzyjm u je ze spraw am i red ak cyjn em i codzien n ie od g od zin y 6 do 8 w ieczorem w lokalu redakcyi.

A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.

W . R A M S A Y I F . S O D D Y .

D O Ś W IA D C Z E N IA

N A D P R O M IE N IO T W Ó R C Z O Ś C IĄ I O P O W S T A W A N IU H E LU Z RADU.

1. Doświadczenia nad prom ieniotw órczo­

ścią gazów obojętnych atmosfery. W ostatnich j latach w ielu uczonych, ja k E lster i Greitel W ilson , Strutt, Rutherford, Cooke, A le n i in ­ ni pracowało nad jonizacyą własną gazów atm osfery i wzbudzoną w tychże promienio- tAvórczością. Ciekawem też stało się w na­

stępstwie określenie ścisłe, czy jednoatom ow e g a zy obojętne atm osfery biorą udział w tych zjawiskach. Badania przeprowadzano przy pom ocy m ałego elektroskopu, k tó ry za­

m knięto w rurce szklanej o 20 cni* objętości, w ylepion ej w ew nątrz cynfolią. O ile pow ie­

trze było w ypom pow ane z przyrządu, u trzy­

m y w a ł on dostarczony mu ładunek przez 36 g od zin bez straty, lecz wpuszczenie po­

w ietrza pow odow ało pow oln y ubytek ładun­

ku. W analogicznych doświadczeniach z he­

lem, neonem, argonem, kryptonem i kseno- nem (ten ostatni b ył zmieszany z tlenem) wartość rozbrojenia była zależna od gęstości i ciśnienia gazu, co wskazuje, że g a zy nie posiadają osobnej, im w łaściw ej prom ienio­

tw órczości i co zgadza się z podanem przez p o w yżej w ym ienionych uczonych zapatry­

waniem, że jakaś niezależna prom ieniotw ór­

czość w yw ołu je przew odnictw o elektryczne powietrza.

Robiono także doświadczenia z resztkami powietrza, pozostałemi po całkow item pra­

w ie ulotnieniu się skroplonego pow ietrza I z naczynia, lecz w yn ik b y ł ten sam: nie hylo żadnego w zm ocnienia zdolności rozbrajania wskutek lconcentracyi tej przypuszczalnie prom ieniotw órczej części atm osfery *).

2. Doświadczenia w celu zbadania natury prom ieniotw órczej emanacyi radu. W y ra z

„em anacya“ , u ży ty najpierw przez Boylea („m ateryalne emanacye ciał niebieskich'1), w znow ion y został przez R u th erford a dla oznaczenia pew nych substancyj charakteru gazow ego, które są ustawicznie w ydaw ane przez inne substaneye. W ty m ustępie bę­

dzie m owa o emanacyi, czy li o powstawaniu gazu prom ieniotw órczego z radu. R u ther­

fo rd i Soddy badali ju ż naturę chemiczną em anacyi toru (Ph il. Mag. 1902) i emanacyi radu (tam że 1903 r.) i doszli do wniosku, że

| te emanacye są gazam i obojętnem i, które opierają się działaniu odczynników w spo­

sób zauważony dotąd tylk o dla gazów z g ro ­

*) H. Ebert (Rozprawy Ak. Umiej, w Mona­

chium, 1903 r.) doszedł w podobnych doświad­

czeniach do rezultatu pozytywnego, gdyż otrzy­

mał promieniotwórcze pozostałości po ulotnieniu się płynnego powietrza atmosferycznego.

(2)

674 W S Z E C H Ś W I A T JS6 44

m ady argonowej. Do tego w niosku doszli oni, g d y ż emanacye toru i radu m o g ły być przeprowadzone bez żadnej zm iany nad czer­

nią platyn ow ą i palladową, chromianem oło­

wiu, pyłkiem cyn k ow ym i proszkiem m agne­

zow y m rozżarzonym do czerwoności.

Ram say i Sod dy znaleźli, że em anacya ra­

du, zmieszana z tlenem i przeprowadzona nad zasadami, opiera się dłużej trw ającem u działaniu iskry; toż samo w id zim y podczas w ielogod zin n ego działania ogrzanej m iesza­

n in y proszku m agnezow ego i wapna. Z d o l­

ność rozbrajania nie zm ieniła się wskutek tego traktowania, a, o ile było do czynienia z większą ilością radu, m ożna b y ło nawet w samoświeceniu gazu m ieć dow ód op tycz­

n y trw ającej nadal je g o aktywności.

W jednem z doświadczeń, w którem przez daną emanacyę, zmieszaną z tlenem, p rze­

prowadzano w ciągu kilku godzin iskry, w y ­ starczyła mała część całej m ieszaniny, że­

b y praw ie m om entalnie rozbroić elektroskop.

Z podobnie przygotow an ej ilości gazu w y ­ dzielono tlen zapom ocą ogrzanego fosforu, pozostaw iając ty lk o nieznaczne ju ż ilości te­

g o ciała. O ile jednak w prow adzono in n y gaz w taki sposób, że dochodził do końców rurki i o ile go później znowu wydalano, oka­

z y w a ło się, że em anacya pozostaje niezm ie­

niona co do jakości. Z d a je się zatem, że palenie się fosforu w tlenie i przeprow adza­

nie iskier w m ieszaninie z tlenem nie m ają j żadnego w p ływ u na gaz, o ile to m oże być w ykazane zapom ocą je g o własności p rom ie­

niotw órczej.

Doświadczenia z mieszaniną m agnezu j z wapnem b y ły ściślej ilościow o przeprow a- | dzone. Graz badano przed i po ukończonem I działaniu odczyn ników w taki sposób, że zmieszano z pow ietrzem 1/2000 całego gazu, w prow adzono do naczynia z elektroskopem i oznaczano ilość rozbrajali elektroskopu.

Rurka z m agnezem i wapnem świeciła jasno, g d y w prow adzono do niej m ieszaninę emanacyi i pow ietrza i była trzym ana przez 3 g o d zin y w stanie rozżarzenia. Przepłóka- no potem gaz odrobiną wodoru, rozcień czo­

no pow ietrzem i znow u zbadano, przyczem znaleziono, że zdolność rozbrajania w gazie zupełnie przez to działanie nie u legła zmianie.

Z emanacyą można się obchodzić, ja k z gazem, a więc: w yp om pow ać ją zapomocą

pom py Toplera, zgęścić w rurce zgiętej w kształcie U, otoczonej pow ietrzem cie­

kłem; w stanie zaś zgęszczonym emanacya m oże być przepłókana zapomocą innego g a ­ zu, k tóry nie w ykazu je ani działań św ietl­

nych, ani zdolności rozbrajania, a k tóry da się potem całkow icie w ydalić. W zaciem ­ nionym pokoju można śledzić stopniowe przesuwanie się naprzód em anacyi przez rurkę szklaną. P o otworzeniu kranu od rurki, zaw ierającej emanacyę, do pompy, można zaobserwować pow oln y prąd, idący w zdłuż rurki w łoskow atej, potem prędszy p rzebieg przez szersze rurki, zw łokę spowo­

dowaną przez korek z bezwodnikiem fo s fo ­ row ym i nagłą d y fu zy ę do zbiornika pom py.

P o zgęszczeniu em anacyi świecenie je j było żyw sze, a bańka gazu przepędzana przez wstępującą rurkę w łoskow atą świeciła też intensywnie. M ożna też było łatw o zbadać zachowanie się szkła u żytego do emanacyi ze w zględu na wzbudzoną prom ieniotw ór­

czość. O ile emanacya przez krótki czas była w zetknięciu ze szkłem, wzbudzona aktyw ność szkła trw ała też krótko, ale g d y emanacyę przechow yw ano w szkle przez dłuższy przeciąg czasu, wzbudzona a k tyw ­ ność zm niejszała się powoli.

Em anacya podobnie ja k sole radu, w y w ie ­ ra sama działania chemiczne. Jeżeli w małej rurce przechow am y nad rtęcią emanacyę z 50 mg bromku radu, zmieszaną z tlenem, w roztw orze wodnym , to nada ona szkłu po u pływ ie ju ż jednej nocy w yraźnie fioletową barwę; w razie w ilg o c i rtęć pokryw a się p ow łoką czerw onego tlenku, o ile jest sucho—

rtęć jest bez zm iany. Mieszanina emanacyi z tlenem w ytw arza dw utlenek w ęg la g d y przechodzi przez korek natłuszczony.

3. Znajdow anie się hehi wśród gazów wy­

dzielonych z bromku radu. G-az, k tó ry się w y d zie lił przez rozpuszczenie w w odzie 20 mg czystego brom ku radu (otrzym anego 3 miesiące temu), i k tó ry składał się prze­

w ażnie z w odoru i tlenu (w edług badań Giesela z 1903 r.), b y ł badany ze w zględu na hel, podczas g d y w odór i tlen przez ze­

tknięcie z rozżarzonym do czerwoności i czę­

ściow o utlenionym spiralnie zw in ięty m dru- [ tem, zam ieniony został w parę wodną, którą

| w ydalono zapomocą rurki z bezw odnikiem fosforow ym . Gaz w padał do małej rurki

(3)

M 4 4 W S Z E C H Ś W I A T 6 7 5

z próżnią, i rurka w yk azyw ała w ted y w id ­ mo dwutlenku w ęgla. R u rkę z próżnią połączono z m ałą rurką w kszałcie litery U i ochłodzono zapomocą pow ietrza ciekłego.

"Wskutek teg o natężenie w idm a C 0 2 osłabiło się bardzo i w te d y ukazała się linia D 3, od­

pow iadająca helowi. Nakładanie się widma danego z normałnem widm em helu było stw ierdzone jeszcze w ten sposób, że widm o helu b y ło rzucone do spektroskopu przez pryzm at porów naw czy i zgodność była w y ­ kazana w zakresie 0,5 jednostki Angstrom a.

Doświadczenie było powtórzone starannie w now ym , dotąd nieużywanym przyrządzie, przyczem w zięto 30 mg bromku radu, m ają­

cego 4 do 5 miesięcy, udzielonego przez prof. R u theforda. G a zy w ydzielające się b y ły znowu przeprowadzone do rurki z próż­

nią przez oziębioną rurkę U, która zatrzy­

mała całkow icie bezw odnik w ę g lo w y i ema- nacyę. Otrzym ano w idm o helu, w którem J można b y ło zobaczyć w szystkie właściwe mu linie, lecz oprócz tych i 3 linie o nieo- I znaczonej długości fa li, które jednak dotąd nie zostały zidentyfikow ane ze znanemi linia­

m i widm a. W dw u następnych doświadcze­

niach zmieszano po 4-dniowem zbieraniu ga- zy w ydzielan e z obu roztw orów bromku ra­

du, przyczem na każdą część w yp ad ło po 2,5 cm3; mieszanina była badana w pow yżej opisany sposób, ale nie można było odszu­

kać, charakterystycznej dla helu, lin ii D 3.

B ard zo b yłob y pożądane oznaczenie ścisłe składu gazów , otrzym yw anych bezustannie z roztw oru radu, g d y ż dotychczasowe ozna­

czenia nie są, o ile się zdaje, dość pewne.

4. Powstanie helu w emanacyi radu. Ilość em anacyi otrzym aną maksym alnie z 50 mg bromku radu przeprowadzono zapomocą tle ­ nu do rurki kształtu litery U , ochłodzonej przez p o w ietrze ciekłe, poczerń opróżniono ją zapom ocą pom py, a zawartość je j przeszła do rurki, w której panowała próżnia. N a ­ stępnie rurka została oczyszczona zapomocą niew ielkiej ilości św ieżego tlenu, który po­

tem znów w ypom pow ano. R urka próżna stopiona razem z rurką w kształcie U nie w y ­ kazyw ała poprzednio, po w ydaleniu p o w ie­

trza ciekłego, żadnego śladu helu. W id m o otrzym ane b yło w idoczn ie nowe, prawdopo­

dobnie w idm o emanacyi, ale, że ono dotąd nie zostało jeszcze dostatecznie zbadane, dla­

tego autorowie nie podają żadnych bliższych szczegółów. P o pozostawaniu w spokoju od 17 do 21 lipca ukazało się w idm o helu, a charakterystyczne linie okazały się iden- tycznem i co do położenia z liniam i widm o- w em i rurki z helem, równocześnie rzucone- m i na pole widzenia. Dnia 22 lipca w idać było żółtą, zieloną, dw ie niebieskie i fio łk o ­ wą linię, a prócz tego trzy now e linie, uka­

zujące się w w idm ie helu, otrzym anego z radu. Doświadczenia kontrolujące dały identyczne rezultaty.

Tłum. D . T.

K . L A L L E H A N D .

W U L K A N Y I T R Z Ę S I E N I A Z I E M I AV Z W I Ą Z K U Z K S Z T A Ł T E M Z IE M I.

Pow iedzieć, że system słoneczny jest sta­

ły , a skorupa ziemska znajduje się w stanie rów now agi, w przekonaniu większości ogółu jest to samo, co w ygłosić dw ie praw d y nie w ym agające żadnych wyjaśnień.

I rzeczywiście, czyż nie w idzim y co rok tych samych ciał niebieskich, powracających w to samo miejsce, które wyznacza teorya niezmienności d róg przebieganych przez nie?

C zyż księżyc i słońce po zaćmieniu nie uka­

zują się znów na horyzoncie z dokładnością m atem atyczną w czasie, oznaczonym przez w yliczenia?

Z drugiej strony oznaczenia ciężkości, po­

m iary łuków południkowych, ścisłe pozio­

m owania, dokonane w pew nych miejscach w rozm aitym czasie, czyż nie dowodzą przez swoję zgodność zupełnej stałości skorupy ziemskiej? N iezm ienne rozłożenie mórz i lą­

dów, g ó r i rzek od czasów najdawniejszych, jak tylk o może sięgnąć pam ięć rodu ludz­

kiego, czyż nie jest dostatecznym dowodem rów n ow agi skorupy ziemskiej?

G eologia jednak uczy nas, że dzisiejszy stosunek lądów do mórz nie b y ł i prawdo­

podobnie nie będzie stałym: w w ielu m iej­

scach na ziemi, gd zie dziś istnieje ląd, w da­

w niejszych epokach geologiczn ych było m o­

1). Streszczenie odczytu, wygłoszonego 4 mar­

ca r. b. w „Societe astronomiąue de France11.

(4)

676 W S Z E C H Ś W I A T M 4 4

rze i przeciwnie. J eżeli zaś w czasach historycznych nie zdołano zau w ażyć pod ty m w zględ em żadnych znacznych zm ian na pow ierzchni ziem i, to dlatego tylk o, że te kilkanaście stuleci obserw acyi ludzkiej jest okresem bardzo krótkim , jedną chw ilą w po­

rów naniu z bezm iarem u biegłych okresów g eologiczn ych .

K s zta łt ziem i od zam ierzchłych czasów przeszłości, g d y była ona jeszcze ognisto- płynną masą, aż do ch w ili obecnej, g d y po­

k ry w a ją tw arda pow łoka, u legał w ie lo ­ k rotnym zmianom. P rzez d łu gi czas w ie­

rzono jednak święcie, że każda zm iana na pow ierzchni ziem i była w yn ikiem wszech­

św iatow ej nagłej katastrofy w rodzaju np.

powszechnego potopu bib lijn ego i ż e m iędzy jed n y m kataklizm em a dru gim następują­

cym po nim, skorupa ziemska czy li litosfera pozostawała w stanie spoczynku.

L e c z cóż nam m ów ią często pow tarzające się w ybuchy w ulkaniczne i pozostające pra­

w ie zawsze w ścisłym z niem i zw iązku trzę­

sienia ziemi? C zyż nie są najlepszym p rz y ­ kładem zachwiania ró w n o w a g i skorupy ziemskiej i nieuśpionej dotychczas działal­

ności dokładnie nieznanych czynnik ów w e­

wnętrznych? P ra w ie stale przecież słyszym y 0 wybuchach w ulkanicznych dziś w E u ropie 1 na A n tyla ch , ju tro w A m e ryc e środkowej, w Ohili i na Alasce, to zn ów na w yspach oceanu In d y js k ieg o i Spokojnego; od czasu do czasu teleg ra f przynosi wieści o now ych trzęsieniach ziem i w Japonii, na Filipinach , w Turkiestanie i nad zatoką Perską, na K a u ­ kazie i w A u stralii, o ponow nem znikaniu w ysp w głębiach m orza Ż ó łte g o lub zatoki M eksykańskiej...

M ów iąc o trzęsieniach ziem i n ależy m ieć na m yśli nietylko te w yłączn ie gw a łtow n e wstrząśnienia, które w oka m gnieniu zam ie­

niają w g ru zy całe miasta i w jednej ch w ili p ozbaw iają życia tysiące ludzi, lecz i te nie­

znaczne, a p raw ie ustaw iczne drgania sko­

rupy ziem skiej, dające się stw ierdzić jed y n ie zapom ocą nadzw yczaj czułych przyrzą dów (seism ografy) i pozostające do powszechnie znanych trzęsień ziem i w takim stosunku, ja k lekki w ietrzy k do srożącego się cyklonu, obalającego m ury i w y ry w a ją c e g o z k o rze­

niem olbrzym ie drzewa.

T e lekkie drgania skorupy ziem skiej, częst­

sze w zim ie niż w lecie, zwiększają się z w y ­ kle około czasu porównania dnia z nocą, przechodząc niekiedy, szczególniej w stre­

fach m iędzyzw rotnikow ych , w gw ałtow n e trzęsienia ziemi. T a k więc, w brew ogólne­

mu praw ie przekonaniu, skorupa ziemska znajduje się ciągle w stanie chwiania, niepo­

koju.

G dzież należy szukać przyczyn tego po­

wszechnego zjawiska? W e d łu g jednych uczonych, przyjm u jących hypotezę ciekłości jądra w ew nętrznego ziem i i je g o pow olnego krzepnięcia wskutek promieniowania, drga­

nia twardej pow łoki ziemskiej powstają skutkiem nagromadzania się w ew nątrz zie­

m i bądź gazów , w ydzielających się ze sty­

gnącej masy ciekłej, bądź pary wodnej w y ­ tw arzającej się przez zetknięcie z w ew n ętrz­

ną masą ognistą w ód morskich, przenikają­

cych wskutek in filtra c y i aż do głębin globu naszego.

W e d łu g innych, odrzucających wspom nia­

ną hypotezę, wstrząśnienia ziem i zależą od rozm aitych reakcyj chemicznych, zachodzą­

cych na w ielką skalę w pokładach ziemi, lub zawaleń podziem nych, wreszcie od czyn­

ników natury elektrycznej. Są to jednak przypuszczenia, noszące do pew n ego stopnia charakter w yłączn ie lokalny i nie w ystar­

czające do objaśnienia powszechności wska­

zanych tu zjawisk, która, ja k się zdaje, nie ulega najm niejszej w ątpliw ości.

Lallem and natomiast utrzym uje, że po­

chodzenie trzęsień ziem i daje się objaśnić w sposób zupełnie naturalny zapom ocą teo­

r y i Greena, w ygłoszonej przed trzydziestu niespełna laty, a znanej pod nazwą „syste­

mu czw orościennegou. Green, sprawdzając doświadczenia Eairbairna, polegające na tem, że rurki kauczukowe, poddane ze­

wnętrznem u ciśnieniu, przybierają kształt tró jk ą tów o bokach wklęsłych, doszedł do wniosku, że w takich samych warunkach kula dęta powinna przybrać kształt czw oro­

ścianu o ścianach rów nież wklęsłych. L a l­

lemand doświadczalnie uzasadnił to p rz y ­ puszczenie, w yciąga jąc stopniowo pow ietrze z balonu kauczukowego, k tóry wskutek ci­

śnienia zew nętrznego przybrał kształt zb li­

żon y do czworościanu; Ghesąuiere i de Joly zro b ili to samo spostrzeżenie na balonie szklanym, zm iękczonym przez ogrzew anie.

(5)

Ko 44 W S Z E C H Ś W I A T G77

Otóż skorupa ziemska w szeregu prze­

mian, jakim podlegała, aby pozostawać w ze­

tknięciu ustawicznem z jądrem środkowem, pow inna rów nież dążyć tak, ja k powłoka balonu kauczukowego lub szklanego— do osięgnięcia takiego kształtu, k tóry b y posia­

dał najmniejszą objętość pod daną powierzch­

nią zewnętrzną. T y m warunkom właśnie najzupełniej odpow iada czworościan fo ­ remny.

N a pierw szy rzut oka powierzchnia czw o­

rościanu z je g o wystającem i czterema w ierz­

chołkam i w yd aje się zbyt daleką od tego, aby można było utożsamić ją z tw ardą po­

w łoką naszej ziemi, której ogóln y kształt jest tak zbliżony do kuli. N ie należy jednak zapominać, że jeżeli sym etrya czworościenna jes t bezpośrednio niewidoczna, to dlatego tylko, że oprócz litosfery istnieje jeszcze h y ­ drosfera, i kulisty kształt ziem i powszechnie uznany jes t w yn ikiem skombinowania p i­

ram idy z jej powłoką wodną. Jeżeli oś ziemska zbiega się z jedną z osi sym etryi czworościanu, to w takim razie na jednej z półkul miejsca odpowiadające w ierzchoł­

kom czworościanu są zajęte przez w ystające nad powierzchnię w ód trzy wyniosłości lą­

dowe, a biegun odpow iedni pokryw a morze, wówczas g d y na biegunie przeciw ległym po­

winna istnieć tylk o jedna wypukłość lądo­

wa. Dość jest rzucić okiem na globus, aby przekonać się, że tylk o co w ym ienione p rzy­

puszczenia najzupełniej zgadzają się z rze­

czywistością.

W iadom o przecie, że ląd stały, w sposób g o d n y uw agi zgru pow any g łó w n ie na pół­

kuli północnej, dzieli się na trzy części: ląd amerykański, europejski z A fry k ą , jako przedłużeniem jeg o , i azyatycki z odnogą australską. N ad to biegun północny zalewa g łęb ok ie morze, którego istnienie nie ulega najm niejszej w ątpliw ości od chwili, g d y Nansen podczas swojej ostatniej w yp ra­

w y podbiegunowej od krył g łęb ie sięgające 3800 m. N a biegunie południow ym prze­

ciw nie mieści się ląd, na którym Ross zna­

lazł g ó ry wznoszące się na 4000 m. M iędzy lądam i rozlane są w od y trzech oceanów: Spo­

kojnego, A tla n tyc k ie go i Indyjskiego.

T a k ie rozłożenie lądów i m órz napozór nie zgadza się z teoryą czworościanu, ponie­

w aż Europa i A z y a stanowią jednę całość.

L ec z wspomniana niedokładność daje się zupełnie usunąć, jeżeli zw rócim y uwagę na to, że zachodnia część S yberyi przedstawia olbrzym ią kotlinę, która w razie nieznaczne­

go nawet zapadnięcia zostałaby zalana przez w o d y oceanu. Depresya ta, ciągnąca się wzdłuż łańcucha g ó r Uralskich, jest zresztą najlepiej ujawniona przez obecność morza K aspijskiego. P rzy te m wszystkie dane g e o ­ logiczne przem awiają za tem, że rozdział tych dwu lądów istniał jeszcze w okresie geologiczn ym stosunkowo niezbyt oddalo­

nym od naszych czasów (w okresie trzecio­

rzędowym ).

Oprócz tego, w edług w ym agań teoryi

„czw orościanu1', lądy skoncentrowane koło wierzchołków czworościanu powinny ku po­

łu dn iow i zwężać się, szerokość zaś oceanów musi zmniejszać się stale w m iarę zbliżania się do w yższych szerokości północnych.

Istotnie, czyż nie je s t uderzającym zw ężon y na południe kształt A m eryk i, A fr y k i i lądu azyatycko-australskiego? Dane przeto g e o ­ graficzne najzupełniej zgadzają się i pod tym w zględem z teoryą.

A b y skończyć z utożsamianiem ogólnego kształtu ziem i z „systemem czworościanu4', pozostaje jeszcze powiedzieć słów kilka o okoliczności bardzo ważnej, której ja k ob y nie wyjaśnia owa teorya. Chodzi tu m ia­

now icie o w ielką depresyę m iędzylądową, która z powodu zalania przez w od y ocea­

nów, ja k długa w stęga wodna, dzieli sferoi- dę ziemską na dw ie połow y: Europa oddzie­

lona od A fr y k i morzem Śródziemnem; A z y ę od A u stralii dzieli cały szereg mniej lub więcej zam kniętych mórz, otaczających w y ­ spy archipelagu Polinezyjskiego; A m eryk a północna zaledw ie połączona z południow ą wąskiem m iędzym orzem Panamskiem.

Oreen jednak objaśnia istnienie w ielkiej depressyi m iędzylądowej zapomocą obrotu osiow ego ziemi. Z początku, g d y skorupa ziemska była jeszcze plastyczna, ziem ia po­

winna była przybrać kształt kulisty. Z bie­

giem czasu, w m iarę stygnięcia litosfery, co­

raz w yraźniej zaczął zarysow yw ać się kształt czworościanu; trzy wyniosłości półkuli pół­

nocnej z każdym dniem coraz bardziej od­

dalały się od osi obrotu ziemi, wówczas g d y części bliskie australskiego w ierzchołka czw o­

rościanu przeciwnie poczęły zbliżać się do

(6)

678

W S Z E C H Ś W I A T

J\'ó 44

siebie. W yn u rzające się z pod w ó d lą d y północne, ja k i odpow iednie wyniosłości pierw otnej ku li ziem skiej, posiadały p rz y ­ tem mniejszą szybkość obrotow ą, n iż lądy półku li południow ej, które, u trzym u jąc nad­

m iar szybkości, p oczęły w skutek teg o w y ­ dłużać się ku wschodow i. Stąd też pow sta­

ło ja k b y skręcenie pow ierzch ni czw orościa­

nu, co w yw ołało u tw orzenie się depresyi m ięd zy lądam i północnem i a ich południo- wem i przedłużeniam i, czy li olb rzym ie za­

padnięcie skorupy ziem skiej, zajęte obecnie przez zatokę Meksykańską, m orze Śródziem ­ ne, zatokę Perską i m orza otaczające archi­

pelag Sunda. W tem zjaw isku n ależy r ó w ­ nież szukać wyjaśnienia, dlaczego lą d y p ó ł­

kuli australskiej : A m e ry k a południowa, A fr y k a i A u stralia są w yciągn ięte ku wscho­

dow i w stosunku do lądów północnych.

T aką jest w ogólnych zarysach teorya czworościanu. R obią jej w p raw d zie zarzut, niesłuszny zresztą, że w szystkie pom iary geod ezyjn e przem aw iają za tem, aby ziem i przypisać kształt elipsoidalny, a nie piram i­

dy. L e c z czyż geod ezya w rzeczyw istości nie określiła kształtu ziem i na zasadzie ab­

strakcyjnego przedłużenia pod lądam i o g ó l­

nej pow ierzch ni mórz? W o b e c te g o oczy­

w iście musiała ona znaleźć, ja k o w y n ik swo­

ich pom iarów, kształt elipsoidy. T eorya

„czw orościanu " przeciw nie w yłącza zupełnie w ody, m ając na w zg lęd zie ty lk o tw ardą skorupę ziemską.

Z drugiej strony ła tw o bardzo znaleźć do­

w o d y na poparcie rozpatryw anej tu teoryi w niejednostajnej ciężkości ciał na lądach.

Jeżeli istotnie zew nętrzna pow ierzch nia lito ­ sfery ma kształt elip soid y z nieznaczną de- form acyą czworościenną, to w ta k im razie deform acya ta powinnna b yć odnaleziona na pow ierzchni poziom u m orza i ujaw niona przez odpow iednie niedokładności w ozna­

czeniu ciężaru ciał po zredukow aniu g o do pow ierzchni morza, czy li siła przyciągająca na lądach pow inna być m niejsza niż na po­

w ierzchni oceanu. W pobliżu np. w ierzc h o ł­

ków czworościanu pod staw ow a pow ierzch nia g e o id y tw o rz y w yniosłości na norm alnej elipsoidzie geod ezyjn ej; w ty c h w ięc m iej­

scach siła ciążenia ku ziem i pow in n a być mniejsza, a siła odśrodkowa większa n iż na elipsoidzie— p o d w ójn y pow ód do tego, aby

ciężkość rzeczywista, t. j. różnica m iędzy tem i dwiem a siłami, była mniejsza, niż cięż­

kość normalna, obliczona dla elipsoidy w e­

dług prawa Olairauta. Otóż w szystkie po­

m iary ciężkości na lądach w yk azu ją zgodnie z pow yższem przypuszczeniem zm niejszanie się je j na wysokich szczytach górskich, np.

na A lpach, Him alajach i in. F a y e objaśniał te anomalie istnieniem pod lądami próżni lub pokładów posiadających mniejszą g ę ­ stość. N ie pom ijając w p ływ u tych p rzy­

czyn, w yw ołu jących ow e niedokładności, można jednak zapytać, czy przynajm niej część tych ostatnich nie zależy od czworo- ściennej deform acyi skorupy ziemskiej.

Teraz, gd yśm y ju ż poznali mniej więcej dokładnie teoryę „ czworościanu“ , postaraj­

m y się wykazać, ja k i ma ona związek z trzęsieniam i ziem i i w ybucham i w ulka­

nicznemu

N a kurczącej się skutkiem stygnięcia w e­

w nętrznego jądra skorupie ziemskiej począt­

kowo, dopóki była plastyczną, pow in n y b y ły u tw orzyć się sfałdowania, później, g d y stała się twardszą, pow stały złamania. Złam anie następujące skutkiem zachwiania rów now a­

g i w pewnem miejscu pociągało za sobą licz­

ne drgania skorupy ziemskiej, rozchodzące się w najrozm aitszych kierunkach i obja­

w iające maximum swego działania w zdłuż lin ii zapadnięcia. N ajgw ałtow n iejsze w strzą­

śnienia, zarazem i najbardziej burzące, bar­

dzo szybko słabły na zasadzie prawa bez­

w ładności m ateryi i d a w ały się odczuwać g łó w n ie w strefie n iezb yt rozległej, otacza­

jącej środkow y punkt ich powstania. P o ­ w olne drgania przeciw nie roztaczały swoję działalność na przestrzeniach bez porów na­

nia obszerniejszych z rozm aitą szybkością i siłą, zależnie od ciągłości i elastyczności pokładów skorupy ziemskiej.

P rze z szczeliny powstałe w pow łoce ziem ­ skiej skutkiem zapadnięć, ja k pow iada Lap- parent w swojem dziele „T ra ite de g e o lo g ie “ , w ydostaw ała się w ew nętrzna masa ciekła i w ylew a ła się nazewnątrz pod postacią la­

w y. Od czasu do czasu w ięzione g a z y osię- g a ły taką prężność, że w y w o ły w a ły g w a ł­

tow n e w ybuchy; w niektórych znów razach, ja k np. na wyspach Sandwich, w yciekająca masa była o ty le ciekła, że nie tam owała w yd ostaw ania się gazów : wówczas lawa w y ­

(7)

J\ó 4 4 W S Z E C H Ś W I A T 6 7 9

lew ała się spokojnie bez zjaw isk wybucho­

w ych.

W e d łu g p. Gautiera w ydobyw ające się podczas wybuchów wulkanicznych g a zy i para wodna pochodzą z krystalicznych skał górn ych pokładów skorupy ziemskiej, rozpalonych aż do czerwoności skutkiem ze­

tknięcia się z masą ognisto-płynną lub wskutek ciśnienia w yw ieran ego bądź przez pokłady w yżej leżące, bądź przez kurczenie się skorupy ziemskiej; przyczyn więc w y tw a ­ rzania się pary wodnej i gazów wulkanicz­

nych nie trzeba szukać ani w przenikaniu w ód morskich do ognistego jądra ziemi, ani w problem atycznych reakcyach chem icz­

nych: jes t ono tylk o koniecznem następ­

stwem ogrzania się skał 1). A zatem w y ­ buchy wulkaniczne i trzęsienia ziem i zależą od drgań litosfery.

Z tego punktu w idzenia trzęsienia ziem i i w ybu chy wulkaniczne pow in n y najczęściej pow tarzać się w tych miejscach, gd zie sko­

rupa ziemska u legła najw iększym deforma- cyom i wskutek teg o jest najm niej odporną na w yprow adzen ie z rów now agi, czyli ina­

czej mówiąc, na terenie leżącym blizko kra­

w ędzi i w ierzchołków czworościanu, a szcze­

gólniej w pobliżu w ielkiej depresyi m iędzy- lądow ej.

W reszcie istnienie w ew nętrznych p r z y p ły ­ w ów i o d p ły w ó w ciekłego środka ziem i łącz- i nie z p rzy p ły w a m i i odpływ am i oceaniczne- m i m ogłob y w niektórych razach rów nież być przyczyn ą zachwiania rów n ow agi koło j rów nika i w og óle w całym pasie m iędzy- | zw rotnikow ym . Poparcie powyższych w n io­

sków m ożem y znaleźć w faktach, których dostarcza nam geogra fia . Hiszpania, W ł o ­ chy, Grecya, A lg ie r , w ysp y Sunda, Indo- Chiuy, A m eryk a środkowa i A n t y le — w szyst­

kie te okolice, położone w zdłu ż w ielkiej de­

presyi m iędzylądow ej, są zarazem klasycz- nemi strefam i, gd zie trzęsienia ziem i i w y ­ buchy wulkaniczne dochodzą do swego ma- yimnm częstości i siły. T o samo, chociaż w m niejszym stopniu,- dzieje się w łańcu­

chach górskich lądu amerykańskiego, ja k rów n ież w Japonii i na wyspach A leu -

!) Remarąue sur Forigine des phenomenes volcaniques. Oomptes rendus de l ’Academie des Sciences (As 1 r. 1903.).

ckich, które stanowią resztki istniejącego niegdyś połączenia A z y i z Am eryką.

Reasumując wszystko, co dotychczas po­

wiedziano, w idzim y, że skorupa ziemska nie przestaje drgać, a trzęsienia ziem i i w u lk a­

n y są ja k b y sygnałem alarmującym, który ustawicznie przypom ina nam znikomość rze­

czy ziemskich i każe w patryw ać się w chro­

p aw y i w y s ty g ły księżyc, dokładny w ize­

runek naszej ziem i po kilku lub kilkunastu milionach lat, g d y dojdzie ona do ostatecz­

nego stadyum w swojem stygnięciu i ko­

naniu.

Cz. Statkiew icz.

Ż Ó Ł Ć .

Ż ó łć jest sokiem bardzo znakom itym . U starożytnych indusów, u greków, a po­

tem aż do czasów now ożytnych żółć w ów ­ czesnych poglądach fizyologicznych i pato­

logicznych obok k rw i i śluzu była cieczą najczęściej wspominaną. B y ły to czasy, kie­

d y o najważniejszych sokach trawiennych, soku żołądkowTy m i soku trzustkowym , ani m ow y nie było, bo zwrócenie u w agi na te soki i należyte ich uznanie m ogło w yp łyn ąć dopiero ze znajomości chemii, nauki ostat­

nich stuleci. A żółć zawsze biła w oczy za­

rów no swoim pięknym kolorem, ja k i szcze­

góln ym przyw ilejem anatomicznym posiada­

nia w łasnego zbiornika. A le okazało się, że wszystko to czczy blichtr. N iem a dziś dwu zdań o znaczeniu soku żołądkow ego lub trzustkowego, a żółci, w styd powiedzieć, nie­

wiadom o jaką fu nkcyę przyznać w ypada. F i- zyo logow ie nie są nawet w zgodzie, czy żółć jest w ydzieliną czy w ydaliną, t. j. czy jest przez ustrój w ytw arzana i w ysyłan a do je ­ lita, poniew aż ma w jelic ie pewną czynność do spełnienia, czy też jest tylk o usuwana z ustroju jako niepotrzebna. N a korzyść pierwszej teoryi przem aw ia to, że żółć w pa­

da do je lita razem albo obok soku trzustko­

wego, zatem w m iejscu dla traw ienia nie­

zmiernie ważnem. P rzeciw k o niej atoli m ó­

w i fa k t, że niewiadom o, do czego w łaściw ie u strojow i żółć jest potrzebna. M ów iono, że żółć czyni z tłuszczów emulsyę, w którym to

(8)

GSO ■ W S Z E C H Ś W I A T M 4 4

stanie ja kob y dopiero tłuszcze są wsysane, że służy do w ysm arow ania błon y śluzow ej jelita, przez co wsysanie ma iść ła tw iej, że pobudza ruch robaczkow y je lit, że d ezyn fe­

kuje kanał je lito w y , że drażni kosmki, że strąca ciała białkow ate i t. d. M ów ion o to w szystko bez głębszego przekonania, żaden pogląd bow iem nie m iał dostatecznych m o­

tyw ó w . T u teleologiczn y umysł P a w ło w a nie znajduje zadowolenia. P o c o człow iek stw orzy ł żółć z pięknem i barw nikam i i poco je j przezn aczył takie zaszczytne miejsce? A le próżnobyśm y szukali głębszej od pow ied zi na pytania, tchnące teleologią.

W e d łu g ostatnich badań z pośród licznych czynności, przypisyw an ych żółci, d w ie na szczególną zasługują uwagę. Popierw sze żółć, choć sama en zym ów nie zawiera, duży jednak w p ły w w y w iera na enzym y. Nasam- przód kładzie ona kres traw ieniu pepsyno- wem u w chw ili, g d y m iazga pokarm ow a przedostaje się z żołądka przez w yp u st do dwunastnicy, a czyni to, z jednej stro­

n y działając na same pepsynę, z drugiej zaś zobojętniając (razem z sokiem trzustko­

w y m ) kw aśny odczyn treści żołądkow ej. N a ­ stępnie żółć bardzo skutecznie popiera dzia­

łanie enzym ów trzu stkow ych (szkoła P a w ło ­ wa), zwłaszcza steapsyny. P o d łu g P a w ło w a żółć wzm acnia działanie steapsyny kilk a­

krotnie, tryp syn y zaś i am ylopsyny praw ie dwukrotnie. Ż ó łć jednak nie zaw iera żad­

nego ciała w rodzaju enterokinazy, która, jako enzym , gin ie przez ogrzewanie. P r z e ­ gotow ana żółć w zm acnia tak samo en zym y trzustkowe, ja k i nieprzegotow ana. W m yśl w ięc tej teo ry i głów n em zadaniem żółci jest funkcya pośrednika w sprawie przejścia od traw ienia żołądk ow ego do tra w ien ia je lit o ­ wego.

D raga teorya jes t owocem słynnej p o le­

m iki ł), którą przed paru la ty p row a d ził Pti iiger, iiz y o lo g z Bonn, z M unkiem fizyo- logiem z Berlina, zm arłym bardzo niedaw ­ no. Poszło o to, w ja k i sposób się od b y­

w a wsysanie tłuszczów, czy (P fłu g e r) cały tłuszcz musi b yć pierw ej zm y d lon y (t. j. roz­

szczepiony na gliceryn ę i kw asy tłuszczowe, tw orzące z alkaliam i m ydła, które dopiero zostają wessane), czy też (M unk) część jeg o ,

’) W Pfliig. Arcliiy i w Centr. f. Phj-siol.

a m oże i cała ilość wsysa się w postaci emul- syi. Zużytkow ano cały arsenał fa k tów zna­

nych i zdobyw ano na g w a łt nowe. W ię ­ kszość uczonych przypisuje zw ycięstw o Pfłii- gerow i, który pobił przeciwnika właśnie żół­

cią. P fliig e r w yk azał m ianowicie, że żółć posiada w najw yższym stopniu zdolność roz­

puszczania m ydeł (bez żółci też się one roz­

puszczają, ale słabo), a także jeszcze przy ich pom ocy kw asów tłuszczowych, szczegól­

nie kwasu oleinow ego, k tóry znowu zkolei rozpuszcza dalej kwas palm ityn ow y i stea­

ryn ow y. T a własność żółci jest tak potęż­

na, że wobec największych ilości spożytego tłuszczu całkow ita ilość kwasu tłuszczowego może przejść do roztworu.

Ż ółć w łaściw ie nie zaw iera enzym ów.

Znajdow an ym niekiedy w bardzo nieznacz­

nej ilości enzymom: proteolitycznem u (roz­

puszczającemu białko) i am ylolitycznem u (scukrzającemu mączkę) trudno w norm al­

nym stanie przyznać jakieś w ybitniejsze znaczenie. M oże w przypadkach chorobo­

w ych, g d y innych enzym ów jest mniej niż potrzeba, en zym y żółci w^ystępują na w id ow ­ nię. Ż ółć jest dla ustroju niezbędna, gd y chodzi o tłuszcze: bez żółci tłuszcz nawet w niew ielkiej ilości w yw ołu je biegunkę. Je­

żeli jednak starannie tłuszczu unikamy, za­

stępując go w ęglow odanam i, to pozbawienie ustroju żółci nie prow adzi do złych na­

stępstw.

D obrać się w ustroju do żółci można za- pomocą nietrudnej operacyi przetoki pęche­

rzyk a żółciow ego, który się znajduje nieda­

leko za ścianą brzucha. P rze z taką przetokę, zrobioną np. u psa, będzie się żółć w y d zie­

lała ciągle, przyczem w ydzielan ie będzie się w zm agało zaraz po posiłku i drugi raz w 10 do 15 godzin potem. W y tw a rza n ie żó ł­

ci w wątrobie odbyw a się bezustannie na w et w razie głodu, zatem odwTrotnie, niż to się dzieje z innemi sokami trawien- nemi.

N ie bez p rz e rw y jednakże w yd ziela się żółć do dwunastnicy. Ż eb y poznać prawa teg o wydzielania, trzeba dokonać takiej ope­

racyi, któraby zachowała normalną funkcyę zw ieracza przew odu żółciow ego wspólnego (sphincter ductus choledochi), znajdującego się p rzy ujściu tego przew odu do dwunast­

n icy i pełniącego czynność regulatora. Ope-

(9)

J\S i-i W S Z E C H S W I A T O O l

racya ta jest całkiem analogiczna ') z opera- cyą przetoki trzustkowej trw ałej. W y cin a się kaw ałek ściany dwunastnicy z ujściem przewodu żółciow ego, jelito się zaszywa, a w ycięty kaw ałek umieszcza się w skórze.

Z w ieracz przew odu żółciow ego pozostał nie­

tknięty.

U psa, operow anego w ten sposób można czynić następujące spostrzeżenia 2). W y ­ dzielanie żółci jest przerywane: żółć się nie w ydziela, g d y zw ierzę jest dłuższy czas naczczo. Grdy żołądek jest pusty, to choć pęcherzyk żółć zawiera, przez przetokę nie w ycieka nic, nawet je ż e li w jakikolw iek spo­

sób zw iększym y ciśnienie w jam ie brzusznej.

T a k samo w yd zielan ie nie nastąpi, jeżeli po­

kazujem y zwierzęciu jadło i dajem y mu je wąchać, choćby przedtem nawet zw ierzę b y ­ ło głodzone. Ż ółć natomiast w yd ziela się przez pewien okres czasu po posiłku. W y ­ ciekanie z przetoki zaczyna się w 10—60 m i­

nut po posiłku; mniej więcej w jakieś 15 m i­

nut po mleku, w jakieś 45 min. po mięsie lub chlebie; i trw a póty, póki żołądek się nie opróżni, ustając w 5— 10 minut po przejściu

•ostatniej porcyi m iazgi pokarm owej przez wypust.

B odźców w ydzielania żółci nie należy szu­

kać ani w ja m ie pyskow ej, ani w gardzieli, ani w przełyku, ponieważ żółć w yciekać nie będzie po posiłku fikcyjnym . N ie należy ich rów nież szukać w podrażnieniu mecha- nicznem ściany żołądka przez jadło, ponie­

waż drażnienie mechaniczne, w ykonane w in­

ny sposób, nie w yw oła w ydzielania żółci.

T a k samo bodźcem nie jest samo tylko w y ­ dzielanie soku żołądkow ego i trzustkowego, te soki bowiem w yd zielają się po posiłku fikcyjnym , żółć zaś nie.

Jeżeli w eźm iem y pod uwagę z jednej stro­

n y przeciąg czasu, k tóry u pływ a m iędzy po­

siłkiem a w yciekaniem żółci, z drugiej zaś, że żółć przestaje w yciekać w kilka minut po opróżnieniu żołądka, niezależnie od tego,

*) U psa przewód żółciowy wpada do dwu­

nastnicy o 8— 10 cm powyżej ujścia głównego przewodu trzustkowego; z przewodem żółciowym łączy się tylko dodatkowy mało znaczący prze­

wód trzustkowy.

2) Bruno w szkole Pawłowa. Niestety, spo­

strzeżenia te są nader nieliczne.

czy to nastąpi przez w ypust do dwunastni­

cy, czy przez przetokę żołądkową naze­

wnątrz, to musimy się zgodzić, że w yd ziela ­ nie żółci jest następstwem przejścia m iazgi pokarm owej do dwunastnicy.

Z pośród substancyj, znajdujących się w m iazdze pokarm owej, tylk o niektóre są bodźcami w ydzielania żółci. N ie kwas je d ­ nak, bo kwasu m ożem y w prow adzić do żo­

łądka i dwunastnicy ile chcemy, a żółć się w ydzielać nie będzie; tak samo, jakeśm y ju ż w idzieli, w ydzielania nie będzie po posiłku fikcyjnym , po którym przecież w ydziela się sok kwaśny. Bodźcam i są tutaj w y tw o ry traw ienia pepsynowego ciał białkowatych, dalej ciała tłuszczowe i ciała, które się za­

zw yczaj łączy pod wspólnem mianem ciał w yciągow ych. W ykazano m ianowicie, że spożycie roztworu proteoz, albo oliw y, albo w yciągu mięsnego L ie b ig a sprowadza w y ­ ciekanie żółci. W od a, białko jaja, mączka są bez w pływ u. D alszy mechanizm w y d zie­

lania żółci nie jest znany.

Jest rzeczą ciekawą, że sama żółć, przedo­

stawszy się do jelit, pobudza dalej w ydziela-

j nie żółci. Jeżeli zrobim y przetokę pęche­

rzyka żółciow ego i prócz tego przew iążem y

j przew ód żó łc io w y tak, żeby żółć się do je lit ju ż nie przedostawała, to w ydzielanie żółci

j i jakościow o i ilościow o się zmniejszy. W y ­ starczy jednak w prow adzić zwierzęciu żółć

| per os, żeby w ydzielanie się w zm ogło. F ak t ten, ja k i drugi, że składniki żółci dają się ) w ykazać w zawartości jelita cienkiego tylko w górnym je g o odcinku, a dalej ju ż nie, przytacza się na poparcie teoryi „obiegu żółci która tw ierdzi, że żółć, która się w y ­ dziela, ulega w jelic ie wessaniu, potem się znów w ydziela i t. d. T a teorya nie jest ostatecznie ugruntowana, żółć bowiem mo­

g ła b y z błony śluzowej je lit pobudzać dalsze w ydzielanie, składniki zaś żółci m ogłyb y znikać skutkiem procesów chemicznych, a w iem y przecież, że tauryna i glikok ol znaj­

dowane w kale, powstają z kwasów tauro- cholow ego i glikocholow ego, składników żółci, zatem te nie b yty wessane.

W. Szumowski.

(10)

002 W S Z E C H S W I A T

P R Z Y S W A J A N IE A Z O T U P R Z E Z R O Ś L IN Y i S Y N T E Z A W N I C H C I A Ł B I A Ł K O W A T Y C H .

Z czterech źródeł roślin y czerpią azot, po­

trzebny im do syntezy substancyj białk o­

wych: 1) z pow ietrza (w o ln y azot), 2) ze zw iązk ów am onow ych organicznych i m ine­

ralnych, 3) z soli kwasn azotow ego, 4) z roz­

m aitych zw iązków organicznych, azot za w ie­

rających. T r z y ostatnie źródła m ogą byó w yzysk iw an e przez w szystkie roślin y w ce­

lach asym ilacyi azotn, g d y z p ierw szego ko­

rzystać m ogą tylk o niektóre niższe organ iz­

m y roślinne, żyjące swobodnie, łub też w e w spółżyciu z roślinam i w yższem i. Dalsza różnica polega na tem, że g r z y b y i roślin y nie posiadające zieleni syntezują białka bez udziału zieleni i św iatła (chem osynteza), zaś roślin y w yższe zielone m ogą pochłaniać w tym celu p rzy pom ocy zieleni prom ienie słoneczne, czy li że synteza zachodzi tu z udziałem św iatła (fotosyn teza w szerszem teg o słowa znaczeniu) x). Synteza białek by­

ła ju ż przedm iotem licznych badań, zdo­

b yto naw et pew ne rezultaty, lecz biorąc na- ogół, jest ona dla fizy o lo g ó w jeszcze n iero z­

wiązaną, a trudną zagadką, na której roz­

strzygnięcie dłu gi czas jeszcze zapew ne cze­

kać wypadnie. Tru dna i w ielka praca ocze­

kuje pracow ników na tem polu.

A b y cokolw iek przyczyn ić się do ro zw ią ­ zania teg o tak zaw ikłanego a nader w ażn e­

g o zagadnienia pp. Em . L a u ren t i Em . M ar- chal przedsięw zięli szereg poszukiwań, k tó ­ rych część pierwszą ju ż u kończyli i ogło sili w Bul. de 1’A cadem ie royale de B elgiąu e 1903 str. 55— 114.

R o zp ra w a ta podaje na w stępie przegląd w yżej w ym ienionych źródeł, z k tórych roślin y czerpią azot, a także zestawienie w szystkich prac, traktujących o produktach asym ilacyi azotu w postaci zw ią zk ów azotow ych. Z e ­ stawienie to daje możność poznać p o glą d y na przysw ajanie azotu w szystk ich fiz y o lo ­ g ó w roślinnych, k tó rzy w ty m kierunku pra­

cowali. Dalej idą rezu ltaty własnej pra cy autorów.

‘ ) Fotosyntezą głównie nazywamy syntezę w ę­

glowodanów w roślinie.

Celem ich badań było tym razem w y ja ­ śnienie znaczenia światła w sprawie p rzy ­ swajania soli kwasu azotow ego i amoniaku, a także w syntezie białek kosztem tych soli.

Doświadczenia dokonane zostały na zielo­

nych i etyolow anych roślinach Lepidu m sa- tivum , Sinapis alba, na łodydze łuczku, pączkach cykoryi, szparagów, ziemniaków, szpinaku i otylicy, a także na kw iatach bzu włoskiego.

D la oznaczenia rozm aitych zw iązk ów azo­

tu użyto metod, wprow adzonych w b e lg ij­

skich i holenderskich stacyach doświadczal­

nych rolniczych.

Pierw sze cztery szeregi doświadczeń b y ły w ykonane, aby rów n olegle zbadać asymila- cyę amoniaku i kwasu azotow ego przez zie­

lone i etyolow ane rośliny w świetle i w ciem ­ ności; w następnych dwu chodziło o w y ja ­ śnienie, czy p rzy tem, a także podczas synte­

z y ciał białkow atych nie działa przypadkiem ja k i enzym , dlatego dla doświadczeń użyto osobników przedtem ogrzanych, a także i nie- ogrzanych. Dalsze doświadczenia m iały na celu rozstrzygnąć pytania, czy ciała amidowe, dostarczone roślinie jako pożyw ienie, zuży­

wają się w syntezie białka, ja k ie prom ienie od działyw ają na ten proces, czy zachodzi on nocą w liściach.

W y n ik iem tych w szystkich doświadczeń jest wniosek następujący.

N ie podlega żadnej w ątpliw ości, że w rośli­

nach, u żytych w doświadczeniach, a m iano­

w icie: Lepidum sativum, Sinapis alba, Ci- chorium Intybus, A lliu m Ampeloprasum var. Porrum , Asparagus officinalis, M elilo- tus albus, N icotiana alata, S yringa persica var. i t. d., synteza białka _ dokonyw a się kosztem m ineralnych zw iązk ów azotu tylko w św ietle i tylk o w organach zaw ierających zieleń.

W ob ec tego stan wiadom ości o asym ila­

cy i azotu przez rośliny jetet taki:

1. A z o t w o ln y z pow ietrza przysw ajają organ izm y niższe, czy to żyjące osobno (Clo- stridium Pasteurianum, rozm aite bakterye, N ostoc (?) i Rhizobium hodowane na cu­

krze), lub też w e w spółżyciu z roślinam i w yższem i (Rhizobium i Legum inosae).

2. A z o t w związkach am onowych przez organ izm y niższe (bakterye, pleśniaki), nie posiadające zieleni, asym iluje się bez pom ocy

(11)

•i\2 ii W S Z E C H S W I A T ooo

prom ieni słonecznych. U roślin w yższych przysw ajanie to może się odbywać zarówno w ciemności, ja k w świetle, podobnież w tkankach zielonych i w pozbawionych zieleni, lecz jest silniejsze na świetle i w tkan­

kach zielonych.

3. A z o t zw iązk ów kwasu azotow ego p rzy ­ swaja się przez niższe, niezielone organ iz­

m y i w ciemności. L ecz rośliny w yższe z m ałym w yjątkiem (Pangium ) asym ilują sole azotow e znacznie silniej, g d y są w ysta ­ wione na światło i pozostają pod działaniem prom ieni łam liw ych.

4. Podczas przysw ajania azotu wolnego, amoniaku, kwasu azotow ego w ciemności zużyw ają się w ęglow odany, które dają ener­

g ię potrzebną do redukcyi (azotanów) i syn­

tezy.

5. N iższe pozbawione zieleni organizm y m ogą dokonyw ać syntezy ciał białkow ych w ciemności. I tu zużywa się energia che­

miczna, odebrana zw iązkom organicznym.

6. W rośl inach zielonych, — m am y na w zględ zie przedewszystkiem rośliny wyższe, synteza ta może się odbywać tylk o w obec­

ności światła.

Ad. Cz.

K O R E S P O N D E N C Y A W S Z E C H Ś W I A T A .

Pan Kaz. Kulwieć, komunikując w e W szech­

świacie (^E .37 z r. b., str. 572) wiadomość o po- wtórnem kwitnięciu niektórych roślin wiosennych, pisze tak: „ wiadomością tą pragnąłbym zachęcić czj^telników W szechświata do zwrócenia uwagi na te same i inne rośliny wiosenne w tych róż­

nych okolicach kraju, gdzie woda występując z koryta, rzek, zalała na pewien czas nadbrzeżne łąki. Czy i gdzieindziej ta „druga wiosna" nie da się zauważyću. To też, czyniąc zadość ży­

czeniu p. K ., komunikuję, że u nas na Litw ie, tak samo jak i w augustowskiem, niektóre rośli­

ny wiosenne poraź drugi zakwitły w jesieni.

W dniu 15 września (n; st.) zbierałem na łą­

kach mokrych w Niańkowie (pow. nowogródzki) kwitnące niezapominajki (Myosotis palustris Bbh.), łotocie (Caltha palustris L .) i bobrek (Menyan- thes trifoliata L .). W szystkie te rośliny są w io­

senne i rosną zwy^kle na stanowiskach zalanych wodą, pochodzącą z roztopów wiosennych. Sta­

nowiska te zw ykłe podczas lata wysychają i po­

krywają się innemi roślinami, błotne zaś zanikają i zaledwie na następną wiosnę, za powrotem sprzyjających ich rozwojowi okoliczności, znowu

wyrastają i kwitną. j

W roku bieżącym mieliśmy całe łato tak bar­

dzo w deszcze obfite, że aż do późnej jesieni wszystkie niższe miejsca na łąkach (a więc stano­

wiska roślin, o których mowa) pozalewane były wodą, a znowuż jesień była tak niezwykle ciepła, że we wrześniu jeszcze termometr nieraz wskazy­

wał -j- 30" R w słońcu; rośliny błotne miały prze­

to wszelkie warunki sprzyjające swemu rozwojo­

wi, nic więc dziwnego, że zakwitły powtórnie.

Było to wszakże kwiecie dość marne (przynaj­

mniej u nas na Litw ie) i bynajmniej wiosny nie przypominające; dziwny jednak kontrast sprawia­

ło z roślinami czysto jesiennemi, nieopodal lub też wspólnie kwitnącemi, jakoto: Parnassia palu­

stris L . (dziesięciornik, tutejsza nazwa: „urocz- nik‘‘ ), Inula britannica L. (oman), Leontodon autumnalis L . (podróżnik jesienny) i t. d.

N ie tej więc okoliczności, że „łąki nadbrzeżne były zalane na pewien czasli, powtórne kwitnię­

cie powyższych roślin wiosennych przypisać na­

leży, lecz chy ba tylko niezwykłemu ciepłu i obfi­

tości deszczów, wskutek których wszelkie stano­

wiska wiosenne roślin, o których mowa, stały pod wodą.

Oprócz powyższych zauważono jeszcze nastę­

pujące rośliny powtórnie kwitnące, które tembar- dziej z rozlewem rzek nic wspólnego nie mają, że są czysto lądowemi.

1) Hieracium pilosella L.

Jastrzębiec kosmaczek kwitnie powtórnie pra­

w ie zawsze w jesieni, gdyż wypuszcza długie rozłogi, które wrastając w ziemię, w ydają młode różyczki liściowe; z pośród różyczki wyrasta głą- bik o główce pojedynczej, która pokwita skoro tylko jesień jest ciepła.

2) Hieracium auricula L .

O ile mi wiadomo kosmaczek ten w jesieni ni­

gd y nie kwitnie, gdyż nie pamiętam, żebym go kiedy widział w tej porze. W roku. bieżącym zakwitł tak pięknie, jakby na wiosnę.

3) Bosa sp.?

Bóża dzika wydała tej jesieni kwiatki, ale nędzne i zaledwie na nazwę kwiatków zasługu­

jące.

4) Yeronica chamaedrys L.

Przełącznik łąkowy kwitnie w jesieni poraź drugi bardzo często, lecz w tym roku zakwitł szczególnie pięknie, zupełnie jak wiosną; dziwnie jednak w yglądały te śliczne niebieskie grona, wystające ponad warstwę żółtych, murawę po­

krywających liści.

5) Ranunculus acer L .

Jaskier ostry w tym roku szczególnie obficie zakwitł, ale o kwiatkach tak nędznych i łodygach tak krótkich, jakie z wiosną nigdy nie bywają.

6) Vaccinium vitis idaea L .

Borówka (bruśnica na L itw ie) kwitnie prawie co jesień i w tym roku kwitła bardzo obficie.

Drzew powtórnie kwitnących w tym roku nie zauważyłem wcale; z lat przeszłych pamiętam następujące: 1) jarzębina, 2) wiśnia, 3) jabłonki, szczególnie młode, 4) kasztan. Zw ykle kwitną

(12)

bo-i W S Z E C H Ś W I A T JVó 4 4

one na .Litwie bardzo słabo; tak obficie kwitną­

cych drzew po raz drugi, jak te kasztany we Lw ow ie, o których wspomina p. Paw lew ski (Wszechświat As 39 str. 603), n igdy u nas nie widziałem.

Na zakończenie wspomnę przy sposobności o niektórych, szczególnie wyróżniających się ge- orginach, jakie u siebie w ogrodzie kwiatowym zauważyłem.

Aura tegoroczna była niezwykle przyjażna dla rozwoju georgin ’ ), porosły więc one do olbrzy­

mich rozmiarów, a krzaki prawie do 1,5 m w y­

sokie, bardzo obfitem i bujnem kwieciem o k ^ te , niewypowiedzianie piękny i miły widok dla oka przedstawiały. W kolekcyi mojej znajdują, się georginy nietylko najnowsze, ale i najstarsze, bo przynajmniej z przed lat 40-tu pochodzące. Z po­

śród tych georgin wyróżniają się następujące:

1) Georgina strzępiasta.

Należy ona do odmian dawniejszych, gd yż ma kwiat pełny, składający się z kwiatków o płat­

kach nie rurkowanych, ja k u nowszych lecz cał­

kiem płaskich i poziomo rozwartych; wyróżnia

■się ze wszystkich dotąd mi znanych odmian tem, że ma płatki na końcu ząbkowane, t. j. o 3 — 5-iu głębokich, ostrośpiczastych wcięciach. Cały taki kwiat wj^gląda jakby nastrzępiony.

Pojedyncze kwiatki takie, w stanie zasuszo­

nym, posyłałem p. Ed. Jankowskiemu, znakomi­

temu naszemu znawca hortikultury, i otrzymałem

•odpowiedź, że to jest odmiana nowa, dotąd mu nie znana. Chętniebym jej udzielił każdemu z naszych ogrodników, któryby zechciał zająć się dalszą jej kulturą 2).

2) Georgina kolczata.

Należy do kaktusowatych i ma płatki do 7 cm długie, a 15— 20 nim szerokie, pięknej karmazy­

nowej lub różowej barwy. Płatki są z obu koń­

ców zwężone i w długą, na końcu śpiczastą rurkę ku zewnątrz zwinięte 3); cały kw iat w ygląda jakby się składał z długich, nastroszonych kol­

ców (podobnych do kolców jeżozwierza). Czy te oryginalne, ale dziwnie ładne georginy są zna­

ne— nie jest mi wiadomo.

3) Georgina promienista.

N ależy do bukietowych (czyli francuskich).

Z nasion pochodzących z Paryża udało mi się w y ­ hodować kilka bardzo pięknych odmian. Są one, ja k wiadomo, nie pełne i kwiat ich składa się z 6-iu tylko nadbrzeżnych, szerokich, stykających się z sobą płatków.

Z pośród tych odmian jedna wyróżnia się szcze­

gólnym kształtem swych kwiatów.

J) Dziwna rzecz, że *ta sama aura wręcz od­

wrotny skutek wywarła na ziemniaki, bo w wielu miejscowościach przepadły one najzupełniej, w in­

nych zaś w ydały zaledwie ]/4 plonu średniego.

v) Adres mój: poczta Lubcz, gubernia mińska, w Niańkowie (pow. nowogródzki).

3) N ie ku wewnątrz, ja k u zw ykłych odmian rurkowatych.

K w ia t cały składa się z 6 nadbrzeżnych, do 8 cm długich, a u góry do 8 mm szerokich, pro­

mienisto ułożonych płatków. Pięknie żółto za­

barwione płatki mają kształt łopatkowaty, to jest od nasady ku końcowi zwężają się i na końcu pod kątem tępym są ścięte; płatki te nie stykają się z sobą, lecz są znacznie od siebie oddalone i jakby promienie od żółtego środka w okrąg roz­

chodząc się, są pięknie, łukowato .ku środkowi wygięte.

K w ia t taki ma bardzo wiele wdzięku i powa­

bu, a przytem tak jest oryginalny, że nikt z lu- bowników kwiatów wierzyć nie chciał, że to jest georgina.

Czy taka odmiana w hortikulturze jest znana?

nie wiem.

W, Dybowski.

K R O N I K A N A U K O W A .

— Rad a en erg ia słoneczna. W . E. W il­

son w liście do „N atu rel< wyraża przypuszczenie, że energia cieplna słońca może być wynikiem obecności na niem radu. W edłu g obserwacyi p. Curie gram radu daje 200 kaloryj na godzinę, z drugiej strony Langley ocenia ilość ciepła, w y­

syłaną przez metr sześcienny słońca na godzinę, na 828 milionów kaloryj; wobec tego rachunek prosty okazuje, że wystarczyłaby obecność 3,6 g radu w metrze sześciennym słońca, by dostarczać tej energii cieplnej. Liczbę tę możnaby nawet zmniejszyć, gd yb y rad był zdolny promieniować znacznie energiczniej w temperaturze słonecznej.

Przypuszczenie to. zdaniem „Electrical R eview “ popiera nadto fakt, że hel, który w obfitości znaj­

duje się na słońcu, znajduje się również w ura­

nie, w torze i innych ciałach promieniotwórczych.

Sam heł może zresztą być wytworem rozkładania się atomów radu; w rzeczy bowiem samej, atomy radu i toru ustawicznie rozbijają się na mniejsze cząstki i nicby w tem nie było dziwnego, gd yby zjawisko to w długim przeciągu czasu w ytw orzy­

ło jakiś nowy pierwiastek w ilości dostatecznej, b y go odkryła analiza chemiczna. Analiza w id­

mowa, jak się zdaje, też potwierdza tę teoiyę.

Sir W illiam Huggins i łady Huggins w rozpra­

wie przedstawionej „R oyał Society“ stwierdzają, że sól radu daje w widmie osiem prążków z któ­

rych cztery, a może i pięć zlewają się z prążkami helu. Spostrzeżenia te (jak widać z dzisiejszego M W szechświata) potwierdzone zostały przez doświadczenia Ramsaya i Soddyego. H el ma więc być wytworem radu i obecność jeg o w atmosfe­

rze słonecznej ma wskazywać obecność w niej również radu. I nie jest niemożliwem, wobec silnych własności promieniotwórczych radu, że on właśnie jest źródłem ciepła słonecznego.

m. li. h.

(13)

j\° 44 W S Z E C H Ś W I A T 685

— Now a B liź n ią t. W edług Bulletin As 19 obserwatoryum Yerkesa Nowa gwiazdozbioru Bliźniąt, o której zjawieniu pisaliśmy w „M1 16 Wszechśw. z r. b., obserwowana była w tej do­

strzegalni po raz pierwszy 27 marca, natychmiast po nadejściu wiadomości o jej odkryciu, zapomo­

cą 40-o calowego refraktora. W ybitnie rzuca­

jąca się w oczy czerwona jej barwa wytłumaczo­

na została łatwo przez wielkie natężenie linij wo­

doru Ha; pozatem jasne bardzo linie w niebie­

skiej i żółtej okolicy widma przedstawiały wiernie znane właściwości gwiazd nowych.

C. E. Pickering zaznaczył niedawno ( w Okól­

niku .Ns 70 obserwatoryum Harvarda), że na 67-u zdjęciach okolicy, w której odkryto Nową, doko­

nanych w latach 1890— 1903, miejsce je j było próżne, jakkolw iek na kliszach tych widoczne są prawie zawsze gwiazdy nawet wielkości mniej­

szej od 1 2 . Następnie i na fotografii, zdjętej przez Dugana w Heidelbergu 16 lutego 1903, a zawierającej gw iazdy do 14-ej wielkości, niema Nowej. W pięć dni później, 2.1 lutego 1903 r.

Parkhurst w obserwatoryum Terkesa sfotografo­

wał tę samę okolicę nieba w celu otrzymania ma­

py obszaru, otaczającego zmienną X Bliźniąt, od której Nowa odległa jest o a/3 tylko stopnia ku wschodowi. Najsłabsze gwiazdy, jakie dają się zauważyć na kliszy eksponowanej 20 minut, Hale ocenia na wielkość 15-tą. Tuż koło miejsca, gdzie odkryto Nową, najwyżej o 3 sekundy od niej, widać gwiazdkę nieco jaśniejszą od 15-ej w iel­

kości. Jeżeli przedmiot ten, có wolno uważać za bardzo prawdopodobne, jest obecną Nową, to światło je j w maximum blasku zwiększyło się dziesięć tysięcy razy, gwiazda postąpiła od 15-ej do 5-ej wielkości, jak to wykazują zdjęcia har- vardzkie z 6 marca.

28 i 29 marca Pease dokonał zapomocą w iel­

kiego refraktora 8 :i/4-godzinnego zdjęcia. Jak­

kolwiek warunki b y ły pomyślne, nie widać śladu mgławicy dokoła Now ej Bliźniąt, którąby można było porównać z mgławicą dokoła Now ej Perseu- sza z r. 1901. Pakt ten nietrudno da się w y­

tłumaczyć. W p ły w y świetlne Now ej z r. 1891 na mgławice sąsiednie były znacznie silniejsze, w przypuszczeniu, że obie Now e mniej więcej jednakowo są od nas odległe; albo też mniejszy blask obecnej Now ej jest wynikiem dziesięć- kroć większej, dajmy na to, odległości (co wszak­

że mało jest prawdopodobne), tak że zupełnie jest niemożliwe, by oświetlenie mgławic sąsied­

nich mogło się stać dla nas dostrzegalnem.

W każdym razie blask ich musi być daleko słabszy od blasku mgławic przy Nowej Per- seusza.

Położenie Now ej w porównaniu z sześciu gwiaz­

dami sąsiedniemi oznaczone zostało przez Barnar­

da zapomocą pomiarów mikrometrycznych. Ten sam obserwator znalazł, że Nowa była dla oka najwyraźniejszą wobec takiego samego położenia okularu, ja k zw ykłe gwiazdy. W szakże różnica polegała na tem, że Now a zdawała się okoloną

kołem świetlnem szerokości 2 — 3 ", barwy karmi- nowo-czerwonej. Gdy okular wysunięto o 10 m m r obraz Nowej stał się gwiazdką słabszą o 1,5 wielkości mocno czerwonej barwy, leżącą w sza- roniebieskiem polu o 4 " szerokości. To anor­

malne zachowanie się gw iazdy polega na w iel­

kiej intensywności poszczególnych promieniowań, zwłaszcza na jakości linij wodoru H a i poszcze­

gólnych linij w niebieskiej części widma, wobec których ciągłe tło widma ustąpiło na plan drugi.

Bliższe zbadanie widma przedsięwziął Frost, korzystając ze zdjęcia dokonanego 28 marca za­

pomocą specyalnie dla tego celu sporządzonego’

aparatu, przyczem naświetlanie trwało 3 godzin}'.

U żył on izochromatycznej kliszy Cramera, która niestety jest właśnie dla długości fal X 5000 ma­

ło czuła. Tak np. główna linia mgławicy X 5007 dała na kliszy słabe, zaledwie widoczne odbicie.

Bardzo silnie występują jedne linie czy raczej prążki przy X 4647 (sięgające od X 4598 do X 4696), X 4862 (linia wodoru Hp od X 4839 do 4886 z dwu nieco jaśniej zaznaczonemi miej­

scami przy X 4877 i X 4882); H f występuje na­

tomiast tylko jako słaba prążka obok jaśniejszej nieco prążki X 4347 do X 4371 — dla tej okolicy widma klisza była już zbyt oddalona od płasz­

czyzny ogniskowej. Dwa matowe prążki zauwa­

żyć się nadto dawały u czerwonego końca widma.

Naogół widmo, to odpowiada widmu gwiazd nowych w Perseuszu (1901) i W oźnicy (1892) w ciągu późniejszych stadyów ich rozwoju. Stąd możnaby przypuścić, że cały proces zabłyśhięcia i blednienia odbywa się w przypadku obecnej N o­

wej Bliźniąt prędzej, niż u tamtych gwiazd no­

wych: a przyczyną tego jest bądź mniejsza inten­

sywność wybuchu świetlnego bądź też mniejsze rozmiary samej gwiazdy.

(Naturwiss. Rundsch.). m. h. li.

— 0 jo d o w ych p roduktach rozpadu b ia łk a . P. Oswald zadał sobie pytanie, jakie grupy w cząsteczce białka mogą przyłączać jod. W tym celu próbował on badać produkty trawienia tryp- synowego oraz hydrolizy pod wpływem kwasów lub zasad tyreoglobuliny i jodowanego białka z jaja kurzego, ale nie udało mu się otrzymać dobrze określonych produktów. W prow adził on przeto następnie jo d do ciał wydzielonych z pep­

tonu W itteg o zapomocą metody Picka i okazało się, że jodoprotalbumoza zawiera 12,78%, jodohete- roalbumoza 10,27$, jodoalbumoza A — 12,21$, B — 14,67% i C — 14,87% jodu. Ciekawą jest bardzo mała różnica w zawartości jodu hetero- i protalbumozy, jakkolwiek pierwsza nie obfitu­

je w grupy dające indol i tyrozynę, druga zaś zawiera ich znaczne ilości. Prawdopodobnie prze­

to grupa tyrozynowa i indolowa nie wiąże jodu.

Z szeregu badań podobnych autor wyprowadza wniosek, że prawdopodobnie jod przyłącza się do- grupy fenyloalaniny.

J. K . S.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Asertywność polega na odmawianiu i pozostawaniu przy własnym zdaniu w taki sposób, aby nie mieć poczucia winy oraz nie zranić innych osób.. Przeczytaj opisany krok po kroku

W skutek zupełnego stopienia się dziedziczności rodziców potom ek p rzejaw ia cechy pośrednie, w ypadkow e z, cech rodziców... Tom aszów

słownictwa. Uczniowie zamieniają się opisami. Zadaniem kolegi lub koleżanki z ławki jest narysowanie opisanej przestrzeni. Porównanie przestrzeni odtworzonej z opisu i

 w przypadku nieobecności student jest obowiązany zaliczyć ją w terminie 7 dni od dnia, w którym odbyły się zajęcia, na których student był nieobecny,. 

Skorupa (1977) podjął się zadania opracowania wzoru podającego pomiędzy rozkładem anomalii :siły ciężkości a grubośdą sko- rupy ziemlskiej w Polsce. Podstawą

Różnice między podawanymi dla Polski grubościami skorupy (fig. Rozważając dwie wersje wzorcowych grubości skorupy ziemskiej dla Polski CZ.. Anomalie siły

Jedną rzecz tylko mogę powiedzieć: daj część z siebie innym, ludziom innej wiary, ludziom innej krwi - spokojnie tłumaczy Nimrod. - Bądź

CZĘŚĆ I: Działaj myśl czuj bądź: Przypominając sobie duszę Rozdział 1: Gdy czas bardzo zwolnił