• Nie Znaleziono Wyników

tom stw u w ra ż e ń o d b ieran y ch przez m atkę.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "tom stw u w ra ż e ń o d b ieran y ch przez m atkę. "

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

/

Z alecono do b ib lio te k n au c zy c ie lsk ic h i lic ea ln y c h pism em M in iste rstw a O św iaty n r IV/Oc-2734/47

T R E S C Z E S Z Y T U 3 (1941)

S k o w r o n S., Z h is to rii p o g lą d ó w n a d z ie d z ic z n o ś ć ...57

H o r n i g A., R u d y ślą sk o -k ra k o w s k ie g o tr ia s u . 62 G r z i m e k B., B lask i i cien ie życia h i p o p o t a m a ... 66

L a s o t a J., N ajw ię k sz y g rzy b i n a jp ło d n ie js z y o r g a n iz m ...70

D ro b iazg i p rzy ro d n icz e S koczogonki (Ł. K u ź m i ń s k a ) ... 73

• O d k ry c ie n a jm n ie js z y c h o k rz e m e k (J. G. V e tu l a n i) ...73

W a b ie n ie tr u tn i p rze z k ró lo w ę pszczół (J. G. V e tu la n i) . . . 74

R o z m a i t o ś c i ... 74

R ecen zje S t. S k o w ro n : D ziedziczność (Z. G . ) ... 77

T a trz a ń s k i P a r k N aro d o w y (W. K . ) ... 77

Z a ry s dziejó w g ó rn ic tw a n a z iem iac h p o lsk ich (K. M aślankiew icz) . . 78

O lg ie rd W ołczek: T a je m n ic e w y d a r te n ie b u ( m ) ... 79

K o m u n ik a ty K o n k u rs z z ą k r e s u e m b rio lo g ii r o ś l i n ... 80

K o n k u rs f o to g r a f ic z n y ... 80

S p i s p l a n s z

la . L ESZC ZY N A (orzech laskow y), C o ry lu s a ve lla n a L. Z le w e j: żeńskie k w ia ty . Z p ra w e j: m ę sk ie k w ia to sta n y . — F ot. Z. Z w o liń sk a Ib. O LSZA SZA R A , A ln u s incana (L.) M uch. — F ot. Z. Z w o liń sk a I la . H IP O P O T A M — m a tk a z dzieck iem . — F ot. B. G rz im e k Ilb . P O O B IE D N IA S JE S T A . — F ot. B. G rz im e k

I l i a , b. G R O TY P IA SK O W C O W E T o m aszó w M az. — N agórzyce. F ot. J. K o r- p a l

IVa. ŁA BĘD Ź N IEM Y , C y g n u s olor Gm. — F o t. W. S tro jn y IVb. C Z A P L A B IA Ł A , A g r e tta a lba L. — F ot. W. S tro jn y

O k ł a d k a : S Z A F R A N S P IS K I, C rocus sc e p u sie n sis (R ehm . et. WoŁ). Borb. —■

F ot. Z. Z w o liń sk a

(3)

P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E

O R G A N P O L S K I E G O T O W A R Z Y S T W A P R Z Y R O D N I K Ó W I M. K O P E R N I K A

M A R Z E C 1963 ZESZY T 3 (1941)

STA N ISŁA W SKOW RON (K raków )

Z H IS T O R II PO G LĄ D Ó W NA DZIEDZICZNOŚĆ*

Ju ż w K siędze R odzaju, k tó re j w iek oblicza się na m niej w ięcej 3 500 lat, a k tó ra m usiała o p ierać się na jeszcze starszej tra d y c ji, sp oty ­ k am y w ia rę w dziedziczne p rzek azy w an ie po­

tom stw u w ra ż e ń o d b ieran y ch przez m atkę.

W jak iż to sposób b ib lijn y J a k u b doszedł do licznych sta d ow iec i kóz? U m ów iw szy się ze sw oim s try je m i teściem zarazem , L a b a - n e m, że w szystkie św ieżo urodzone jag n ię ta i koźlęta p stre j i p lam istej b a rw y będą jego w łasnością, p oobdzierał częściowo z k o ry p rę ty topolow e i jaw orow e. „I n ak ła d ł ich do k o ry t, gdzie lan o w odę, ab y trzo d y przyszedłszy pić m iały przed oczym a p rę ty i p a trz ą c na nie po­

czynały. I stało się, że owce w sam ym zagrza­

n iu złączenia p a trz y ły na p rę ty i rodziły p la ­ m iste i p stre, i ró żn ą b a rw ą n a k ra p ian e . I o d ­ dzielił J a k u b stado, i k ład ł p rę ty w k o ry ta przed oczy baran ów ; a w szystkie białe i czarne b yły Labanow e, in ne zaś w szystkie Jak u b o w e, i były oddzielone m iędzy sobą trz o d y ”. Dzięki tem u p ro ste m u zabiegow i biologiczno-zootechniczne- m u „w zbogacił się ów człow iek (tj. Jak u b ) n ie­

zm iernie, i m ia ł w iele trzód, służebnic i sług, w ielbłąd ów i osłów ” . D aw ne w ięc w ierzenia o b d a rz a ły m ocą z ap atrzen ia nie ty lk o osobni­

ków płci żeńskiej, ale tak że i m ęskie. W póź­

niejszy ch je d n a k czasach przyjm ow ano, że ty l­

ko przyszła m a tk a m oże przekazać potom kow i sw oje w ra ż en ia d o znane bądź to w czasie po­

częcia, bądź te ż w o k resie ro zw o ju p ło d u w jej

flb .

5 1 U

łonie. W sw oich Próbach filozof fran cu sk i X V I w. M. de M o n t a i g n e, w rozdziale tra k tu ją c y m o potędze w yobraźni, pisze n astę­

pująco: „Bądź co bądź, w iem y z dośw iadczenia, iż nieraz k o b iety u d z ie lają w łasny m dzieciom noszonym w żywocie jakowy-chś śladów a zna­

ków sw oich zachceń; ta k owa, k tó ra porodziła M u rz y n a ”. W przypisach z n a jd u jem y w y jaśn ie­

nie, że chodziło w ty m w y p a d k u o p ew n ą księż­

niczkę, k tó ra urodziw szy M urzynka, została po­

sądzona o cudzołóstw o, ale H i p o k r a t e s ob alił oskarżenie, w y ja śn ia ją c te n fa k t zaw ie­

szeniem p o rtre tu M urzyna nad łóżkiem m atki.

„Takoż p rzedstaw io no — pisze d alej M onta- igne — K a r o l o w i (K arol IV, w. XIV), kró ­ low i Czech i cesarzow i, dziew czynę z okolicy Pizy, całą o b ro śn iętą i k osm atą; m atk a tłu m a ­ czyła, iż poczęła ją ty m k ształtem za p rzyczyną o b raz u św. J a n a C h r z c i c i e l a , wiszącego nad łóżkiem ” .

Nie trzeb a jed n a k sięgać do w ierzeń d aw n ych czasów. P rzecież i dziś jeszcze w iara w moc za­

p a trz en ia je st szeroko rozpow szechniona i w a l­

k a z nią je st bardzo tru d n a . P odstaw ow e bo­

w iem wiadom ości z genetyki, rozro d u i rozw oju są m ało znane. G dyby zaś przypad ko w o m atk a dziecka ze znam ieniem n a tw arzy , tzw . płom ie-

* A rty k u ł pow yższy je s t je d n y m z rozdziałów k sią żk i S. S k o w ro n : D ziedziczność. W iedza P o ­ w szechna, W a rsz a w a 1962.

9

(4)

58

niem , b y ła w czasie ciąży św iad k iem p ożaru , ła tw o m ożna by było uw ierzy ć, że w ty m w y ­

p a d k u w ra ż e n ia m a tk i s ta ły się p rzy c z y n ą zm ian w skórze dziecka, chociaż ta k b y n a j­

m n ie j n ie je s t. W ro zw o ju po jęć na te m a t d zie­

dziczności bardzo często pog ląd y n au k o w e opie­

r a ły się p rzez d łu g i czas na ta k ic h w ła śn ie spo­

strzeżen iach , błęd n ie sk o m en to w an y ch i n a za­

sły szan y ch h isto riach , k tó re n ig d y nie m ogły się zdarzyć. W żad n ej d zied zin ie w iedzy nie g rom adziło się ty le fan ta sty c z n y ch opow ieści, obok rzeczy w istych faktów7, co w łaśn ie w b io­

logii. N au k a ta bow iem d o ty czy ła i nas sam ych.

F ilozof angielski J . L o c k e w dziele R o z­

w ażania dotyczące ro zu m u lu d zk ie g o z a jm u je

się tru d n o śc ia m i o d ró żn ien ia g a tu n k ó w n a p o d ­ sta w ie pochodzenia osobników i rów nocześnie c y tu je fa k ty p raw d z iw e i zm yślone. „ Jeśli bo­

w iem w ierzy ć o pow iadaniom o przeszłości, to zd arzyło się, że k o b ieta zachodziła w ciążę z p a ­ w ianem ; a w ta k im razie p o w sta je now e p y ta ­ n ie, do jakiego rea ln eg o g a tu n k u , jeżeli zasto ­ sow ać ów prob ierz, n ależy ze sw ej n a tu r y ow oc tak ie g o zw iązku. A m am y pow ód u w ażać w y ­ p a d e k ta k i za m ożliw y, skoro ta k w iele je s t n a św iecie m u łów (pochodzących ze sk rzy żo w an ia osła z klaczą) i ju m e ró w (potom ków b y k a i k la ­ czy). S am w idziałem stw ór, k tó ry pochodził od k o ta i szczura i m iał w y ra ź n e cechy o b o jg a ro ­ dziców ”. Z ty c h w szy stk ich p rz y k ła d ó w ty lk o je d e n je s t p raw d ziw y . J e s t n im p rzy k ła d m u ła.

C iekaw e, że fa n ta sty c z n ą opo w ieić o m ieszań ­ cach k o ta ze szczurem , k tó rą o p isu je Locke w 1690 r., sły szałem też od m ieszkańców W a r­

szaw y w 1945 r. Ja k ie ś w y n ęd zn iałe k o ty , za­

m ieszk u jące ru in y , w zięto za p ro d u k t k rz y ­ żów ki k ota ze szczurem .

P o niew aż ty lk o stopniow o, k ro k za kro k iem , zdobyw ano p raw d z iw e w iadom ości n a te m a t ro zro d u i dziedziczności, nic dziw nego, że czę­

stokroć słyszan e sp ostrzeżen ia nie m o g ły z n a­

leźć rac jo n aln eg o w y ja śn ie n ia i b y ły n iero zw ią- z aln ą zagadką przez d ług ie lata . O ta k ie j za­

g adce pisze w sp o m n ian y ju ż po przed nio M on- taig ne, k tó reg o w te n sposób doskonale c h a ra k ­ te ry z u je jego tłu m acz B o y - Ż e l e ń s k i : „To n ie g ó rn y filozof, tw ó rca sy stem ó w i nie b a k a ­ łarz p rze m aw ia ją cy z k a te d ry ; to m ąd ry , d o ­ św iadczony i sw obodny człow iek, g w arzący z nam i, ludźm i, o naszej w spó ln ej, lu d zk iej d o li”. Lecz n a w e t i te n dociekliw y sc ep ty k spo­

ty k a się z fak ta m i zu p ełnie n ie w y tłu m a c z a ln y ­ m i. P o słu ch a jm y je d n a k słów sam ego filozofa, k tó ry w p ó źniejszych la ta c h sw ojego życia c ie r­

p ia ł na k am icę p ęch erzow ą p odobnie ja k jego ojciec. „Nie m am y co p rze b iera ć i p rzesiew ać m iędzy d alek im i cudam i i osobliw ościam i; zd aje m i się, iż m iędzy rzeczam i, k tó re w idzim y co dzień, są osobliw ości ta k n ied o stęp n e rozum ow i, iż przew y ższają tru d n o śc ią w szelkie cuda. Cóż to za dziw , iż ow a k ro p e lk a nasien ia, z k tó re j je ste śm y poczęci, z a w iera w sobie zaro d k i nie ty lk o sam ej cielesn ej postaci, a le m y śli i sk ło n ­ ności rodziców ? G dzież ta k ro p e lk a p ły n u m ieści ow ą nieskończoną m nogość fo rm ? J a k im cu d em kroczą owe p o d o bieństw a w ta k k a p ry ś n y m

i dziw acznym zw iązku, iż w n u k będzie p o d a n y n a swego p raszczu ra albo siostrzeniec n a s tr y ja . W ro d zinie L e p i d a w Rzym ie było trz e ch potom ków , uro d zon ych nie kolejno, ale z p rz e ­ rw am i, k tó rz y przyszli n a św iat z bielm em na ty m sam y m oku. W T ebach by ł ród, którego członkow ie od u rod zen ia m ieli na ciele znam ię g ro tu w łóczni i k to z n ich go nie m iał, u w ażan y b y ł za n iepraw eg o . A r y s t o t e l e s pow iada, iż w p e w n y m narodzie, gdzie k o b iety b y ły w spólne, przyznaw ano dzieci ojcom w edle po­

d o b ień stw a ” .

„M ożna przypuszczać, iż zaw dzięczam o jc u o w ą k a m ie n istą n a tu rę : u m a rł bow iem stra szli­

w ie uciśn ion y w ielk im kam ieniem , ja k i m ia ł w p ęch erzu . Z auw aży ł sw oje cierpienie d o p iero w sześćd ziesiąty m siódm ym roku; p rze d tem n ie m iał n a jm n ie jsze j an i dolegliw ości w n e rk ach , a n i w boku, an i gdzie in d ziej. Żył aż do ow ego czasu w szczęśliw ym zdrow iu, bardzo m ało s k ło n n y do chorób; i trw a ło to cierpienie póź­

n ie j jeszcze siedem lat, sp row adzając k o n iec b ardzo bolesny. U rodziłem się na dw adzieścia p ięć la t i w ięcej przed chorobą ojca, w jeg o k w itn ą c y m zdrow iu, jak o trzecie z kolei dziec­

ko. G dzie się taiła ta k długi czas skłonność d o te j skazy? Skoro on sam b y ł w ów czas ta k od­

leg ły od te j choroby, w ja k i sposób ow a lek k a cząsteczka jeg o su b sta n c ji, z k tó re j m n ie zb u ­ d ow ał, m ieściła w sobie odcisk ta k głęboki i ta k d o b rze u k ry ty , iż dop iero w czterdzieści pięć la t p o tem przyszło m i go zauw ażyć, sam em u jeno, aż dotąd, z ty lu b raci i sióstr w szystkich z je d n e j m atk i? K to m i o b jaśn i te związki^

u w ie rz ę m u w ty le in n y ch cudów, ile sam za­

p rag n ie : byle, ja k zw ykle tac y czynią, nie d a­

w a ł m i za d o b rą m o netę w y ja śn ie n ia o w iele tru d n ie jsz eg o i fan tastyczniejszeg o niż rzecz sa­

m a ”.

T yle sam M ontaigne o sw ym schorzeniu, k tó ­ rego odziedziczenie po o jc u w p raw iło go w ta ­ k ie zdum ienie.

To, co dla M o n taig n e’a graniczyło z cudow ­ nością, o każe się zu p ełnie zrozum iałe, gdy po zazn ajo m ien iu się z zasadam i g e n e ty k i p o w ró ­ cim y jeszcze do zagadki dręczącej fran cu sk ieg o filozofa. P rz e d te m je d n a k trz e b a poznać głów ­ n e podstaw y, na k tó ry c h op iera się n a u k a o dziedziczności.

P rz ed m io te m b a d a ń g e n e ty k i je st dziedzicze­

n ie biologiczne i dlatego nie m ożna p rze p ro w a ­ dzać p o ró w n ań m iędzy nim a dziedziczeniem ^ o ja k im m ówi p raw n ik . P ra w n ik przez pojęcie dziedziczenia,, rozum ie bezpośrednie p rzek azan ie sp ad k o b iercy w spuściźnie ja k ie jś rzeczy, k tó ra po przedn io należała do o fiarodaw cy. W te n spo­

sób m oże k to ś odziedziczyć dom, księgozbiór, ko lek cję znaczków pocztow ych itp . Znaw ca p ra w a rzym skiego zadziw iłby w ielu , c y tu ją c szereg b ard zo ściśle sp recyzow anych p rzepisów re g u lu ją c y c h sp ra w y spadkow e w s ta ro ż y tn y m R zym ie. N ie uleg a w ątpliw ości, że ju ż na d łu g o p rz e d te m m u sia ły istnieć w in n y ch ośrodkach s ta ro d a w n y c h k u ltu r d o k ład n ie sfo rm u łow an e p rze p isy re g u lu ją c e rozdział m a ją tk u po śm ie r­

ci jego w łaściciela. D ziedziczenie w sensie

(5)

59

praw n iczy m m a zupełnie w yraźn ie o kreślone znaczenie. Na m ocy daro w izn y o trz y m u je osoba rzecz będ ącą dotychczas w łasnością in n ej osoby.

Inaczej p rze d staw ia się sp raw a z dziedzicze­

niem biologicznym . Jeżeli stw ierd zam y , że np.

sy n odziedziczył po sw y m o jcu b arw ę oczu, to oczyw iście ojciec nie pozbył się sw ej cechy na rzecz potom ka, lecz w jak iś sposób, bez uszczu­

plenia w łasnej cechy, przekazał m u ją. Nie m ógł też przekazać te j cechy w ja k ie jś gotow ej po­

sta c i. P rzecież m ło d ziu tk i zarodek nie m a jesz ­ cze w ogóle oczu. N arząd y te ro zw ijają się, po­

dobnie ja k i w szystkie inn e cechy organizm u.

M usim y w ięc p rzy ją ć, że w dziedziczeniu bio­

logicznym cechy są p rzek azyw an e w ja k ie jś po­

s ta c i zaw iązkow ej, z k tó re j dopiero p o w stają w łaściw e cechy w czasie ro zw o ju zarodkow ego.

J e s t to nasz pierw szy w niosek. N ie pow inien nasuw ać o n w ątpliw ości. Z obaczym y później, że w ym aga jed n a k p ew n ej popraw ki. Na razie m u ­ sim y się zadow olić tym czasow ym sform ułow a­

niem. M ówiąc o dziedziczności biologicznej m a­

m y na m yśli potom stw o p o w stające w drodze ro zro d u płciow ego i w yposażone przez oboje ro ­ dziców w o dpow iednie cechy. W w iększej części książki z a jm u je m y się w łaśnie ty m rodzajem dziedziczności.

Z obaczym y jed n a k , że oprócz dziedziczności biologicznej, p rze jaw ia ją ce j się w rozrodzie płciow ym , m ożem y jeszcze w y ró żn ić in ne ro­

d zaje dziedziczenia biologicznego. Lecz o ty m później. Na razie n ależy się bliżej zapoznać z zasadam i ro zro d u płciowego.

D la każdego z nas je s t obecnie rzeczą oczy­

w istą, że w tw o rze n iu o rg anizm u potom nego, w jego m a te ria ln y m w yposażeniu b io rą udział ob o je rodzice. W iem y, że zaro d ek p o w staje w rezu ltacie ro zw o ju zapłodnionego ja ja , czyli z żeńskiej kom órki płciow ej, k tó ra zespoliła się z m ęską kom órką płciow ą — plem nikiem . Z a­

p ło dnien iem n azy w am y więc złączenie się obu k om órek płciow ych, kom órki m a tk i i kom órki ojca. Z arod ek b ierze p rzeto początek z m ate ­ ria ln y ch cząstek żyw ego ciała obojga rodziców.

W arto sobie u p rzy to m n ić, że kom órka płciow a ojca je s t n iep oró w nan ie m niejsza niż kom órka m atk i. W sto su n k u zaś do całego ciała rodziców kom órki płciow e są znikom o m ałe. J e d e n z ba­

daczy obliczył, że g d y b y zebrać w szystkie p lem ­ niki, z k tó ry c h pow stali w szyscy obecnie żyjący ludzie, a je s t ich około trz y m iliard y, to m asa ty ch plem nik ów b y ła b y ty lk o nieco w iększa od połów ki ta b le tk i a sp iry n y . Chociaż kom órki ja ­ jow e są, ja k to zaznaczyłem , o w iele w iększe niż plem niki, gdyż ja jo k o b iety jest jeszcze d o strze­

galne gołym okiem , to je d n a k i w ty m w y p adk u o w e części ja ja , k tó re w głów nej m ierze k ie ru ją procesam i dziedziczności, nie są w iększe niż w plem nikach. M asa ciała dojrzałeg o człow ieka je s t dziesiątki m iliard ó w razy w iększa niż m asa zapłodnionego ja ja , z któ reg o rozw inął się ów osobnik.

Nie od ra z u zdobyto jed n a k nau ko w e w iado­

mości o udziale o bojga rodziców w po w staw a­

n iu o rg an izm u potom nego. Jeszcze dziś ży ją p ew n e plem iona na W yspach P o linezyjskich,

k tó re , jak opisu je B. M a l i n o w s k i , nie w i­

dzą n aw et zw iązku przyczynow ego m iędzy a k ­ tem płciow ym a poczęciem potom ka. Sądzą one, że kobieta zostaje zapłodniona na s k u te k p rze ­ nikan ia do jej ciała jakich ś zarodników z w ody m orskiej. Na tej w ierze op iera się m a tria rc h a t o w ych szczepów.

A ry stoteles, zw any ojcem n a u k p rzy ro d n i­

czych (384— 322 p. n. e.), przy jm o w ał, że tylko m a tk a dostarcza m aterii, z k tó re j rozw ija się ciało zarodka. O jciec n ato m iast udziela ow ej m atczynej m a te rii ru ch u . J e d e n z w spółcze­

snych genetykó w d o p a tru je się w ty m poglą­

dzie A ry sto telesa p ró by odróżnienia m a te ria l­

n y c h i n iem a te ria ln y ch czynników dziedziczno­

ści. P og ląd y A ry sto telesa p rz e trw a ły bardzo długo. B ron ił ich w ielki i pow szechnie u zn a­

w a n y a u to ry te t ich tw órcy.

O dkrycie m ikroskopu posunęło znacznie n a ­ p rzód w iadom ości z dziedziny rozrodu. W d ru ­ giej połow ie X V II w ieku H olender R eg nier de G r a a f o d k ry w a w ja jn ik a c h zw ierząt ssących i w ja jn ik u kobiety u w y p u k la ją c e się n ad po­

w ierzch n ią n a rz ą d u pęcherzyki, zw ane po dziś d zień pęcherzyk am i G raafa. Po spółkow aniu k rólików w m iejscu daw nych pęcherzyków po­

jaw ia ją się tzw . ciałka żółte, a w rogach m acicy m ożna dostrzec ro zw ijające się zarodki. Chociaż sam de G ra a f nie w idział ja ja ssaka, słusznie przypuszczał, że p ęch erzyk k ry je w sobie za­

w iązek przyszłego zarodka. D opiero w ro k u 1827 K aro l von B a e r zobaczył pierw szą kom órkę ja jo w ą ssaka w e w n ę trz u p ęcherzyk a G raafa u suki. W edług poglądów G raafa, zarodek roz­

w ija się w yłączn ie z m ateriałó w jaja . N asienie m ęskie pobudza je ty lk o do rozw oju, nie bierze je d n a k u d ziału jak o m a te ria ł w tw o rze n iu ciała zarodka. D latego d e G raafa zalicza się do tzw . ow istów , p rzy p isu jący ch ja ju je d y n y m a te ria l­

n y udział w bud ow an iu zarodka. Z tego, co po­

w ied ziałem w yżej, w ynika, że założycielem szkoły ow istów b y ł sam A rystoteles.

W krótce je d n a k zastosow anie m ikroskopu d oprow adziło do p o w stania d ru g iego od łam u em briologów . Około 280 lat te m u H olender J. H a m m o d k ry w a pod m ikroskopem plem ­ niki człow ieka i pow iadam ia o ty m sw ojego ziom ka A. v on L e e u w e n h o e k a , k tó ry m i­

mo sw ych rozlicznych zajęć z n a jd u je czas na b adan ia naukow e. S zlifu je soczewki, k o n stru u je m ikroskopy i ogląda przez nie w szystko, co m u w pada pod rękę. Nic dziw nego, że L eeu w en - hoek, w idząc w nasieniu człow ieka i różnych zw ierząt ru ch liw e tw ory, k tó re nazw ali an im al- culi, p rzypisał im głów ną rolę w tw o rzen iu za­

rodka. J a ja m a ją być, w edług niego, ty lk o od ­ żyw czym m ate ria łe m d la ro zw ijający ch się ow ych a k ty w n y c h isto tek w y tw a rz an y c h w ją ­ d ra c h i zn a jd u jąc y c h się w w ielkiej obfitości w w y dzielan ym nasieniu. Zw olenników takiego pog lądu nazw ano an im alk u listam i lub sp arm i- stam i. Owiści i sperm iści tw orzyli dw a przeciw ­ s ta w n e sobie obozy naukow e, t zapom inając W sporach, o fak ta ch znanych ju ż w sta ro ż y t­

ności. W iedziano bowiem , że niekiedy dzieci są podobne głów nie do jedn ego z rodziców . Cza-

9*

(6)

Ryc. 1. J. G. M endel

sam i dziedziczą w ięcej po m atce, a czasam i po ojcu. M ożem y p rze to w nioskow ać, że ob oje ro ­ dzice w y p o sażają w cechy dziedziczne sw oje po­

tom stw o. F a k tu tego nie um ian o sobie je d n a k w y tłu m aczy ć, sn u ją c ty lk o na te n te m a t różne przypuszczenia. T ak np. rzy m sk i p o eta i filozof L u k r e c j u s z (98— 55 p. n. e.) sądził, że to z rodziców , k tó re je s t w ięcej uczuciow o z a a n ­ gażow ane w akcie płciow ym , p rzy czy n ia się w w ięk szy m sto p n iu do dziedzicznego w y p o sa ­ żenia potom ka.

W alka o w istów i sp erm istó w trw a ła długo i każda stro n a usiło w ała zeb rać dow ody św ia d ­ czące na je j korzyść. D la L eeu w en h o ek a, jako gorącego zw olennik a sperm istów , w ielk im cio­

sem b ył b ad an y przez niego sam ego d ziew orod- ny, czyli p a rte n o g en e ty c zn y , rozw ój m szyc. J a k bow iem sp erm ista m ógł pogodzić sw o je z a p a ­ try w a n ia z rozrodem , w k tó ry m sam ce w ogóle nie b io rą udziału? M szyce b y ły dla L e e u w e n ­ hoek a jak im ś zadziw iający m w y ją tk ie m . Z d r u ­ giej s tro n y , sły n n y biolog w łoski L. S p a 11 a n- z a n i (1729— 1799) w ykazał, że p rz e filtro w a n e n asien ie żaby tra c i sw ą zdolność p o b u dzan ia jaj do rozw oju. N asienie to pozbaw ione przez fil­

tra c ję p lem n ik ó w nie m ogło oczyw iście o d egrać żadnej roli w zapłodnieniu. Lecz S p allan zan i b ył znów ta k zag orzały m ow istą, że n a w e t zd o ­ b y te przez niego fa k ty nie pozw oliły m u p rz y ­ ją ć decy d u jąceg o znaczenia p lem n ik ó w w p o ­ b u d z a n iu ja j do rozw oju.

M usiały jeszcze u p ły n ąć d łu g ie la ta , n im przek o n an o się ostatecznie, że w procesie za­

p ło d n ien ia biorą udział kom órki płciow e o jc a i m atk i, że zapłodnienie polega na zespoleniu się ojcow skiego p lem n ik a z ja je m m atki. W ro­

k u 1824 zo staje w y k azana rola plem ników w za­

pło dn ieniu , a w ro k u 1841 badacz niem iecki K o 11 i k e r opisu je tw o rzen ie się p lem n ikó w w m ęskich gruczołach płciow ych, czyli jąd ra ch . W późniejszym o kresie przekonano się, że plem ­ niki są kom órkam i sk ład ający m i się z o b u pod­

staw o w y ch części każd ej kom órki, tj. ją d ra ko­

m órkow eg o i cytoplazm y. W ro k u 1875 Belg

•van B e n e d e n i N iem iec O. H e r t w i g od­

k ry w a ją m ikroskopow y przeb ieg zm ian w cza­

sie zapłodnienia. D ługa więc była droga w io­

dąca od p ierw szych ob serw acji nad procesem tw o rzen ia potom stw a w rozrodzie płciow ym . W końcu, po o d rzu c e n iu w szystkich błęd nych sp o strzeżeń i w niosków , zostały zdobyte rz e te l­

ne w iadom ości pozw alające n a m o k reślić b liżej znaczenie zapłodnienia w dziedziczności. P o n ie­

w aż potom ek p o w staje zarów no z kom órki płciow ej ojca, ja k i m atk i, nic dziw nego, że dziedziczy on cechy po sw ych o b ojgu rodzicach.

O ile n am w iadom o, p ierw szy A ry sto teles czerpał m a te ria ł do sw ych teo rety czn y ch roz­

w ażań z bezpośred nich sp o strzeżeń n ad ro zro­

d e m i ro zw ojem zarodka. B adając zarodek k u r ­ częcia, A ry sto te le s zauw ażył, ja k w czasie roz­

w o ju p o w sta ją coraz to now e n arząd y , ja k zm ie­

n ia się k sz ta łt zarodka, ja k początkow o p ro sta b u d o w a u leg a coraz w iększej kom plikacji. In ­ n y m i słow y, A ry sto te le s b ył zw olennikiem p o j­

m o w an ia ro zw o ju jako epigenezy, jak o tw o rze­

nia się now ego, tego, czego p rzed tem nie było.

Je d n a k ż e bad an ia późniejsze, zapoczątkow ane w y n alezien iem m ikroskopu, o d k ry w a n ie coraz to now ych s tr u k tu r n iedo strzeg aln y ch g o łym okiem , a także i pew n e z góry pow zięte p rze ­

sła n k i dop ro w ad ziły do innego sp o jrz e n ia n a rozw ój zarodkow y. Podobnie ja k w m ały m p ą c zk u k w ia to w y m m am y już założone w szyst­

k ie części przyszłego k w ia tu i rozw ój pączka polega ty lk o na w zroście poprzednio istn ie ją ­ cych s tr u k tu r, ta k i rozw ój o rg an izm u m a po­

legać na w zroście p reform o w anych , czyli zało­

żonych ju ż części. D latego te n sposób pojm o­

w a n ia ro zw o ju n azy w am y prefo rm acją, a zwo­

len n ik ó w tego k ie ru n k u p refo rm istam i. P o n ie­

w aż jed n ak , ja k słyszeliśm y, d aw niejsi em brio­

logow ie należeli bądź to do obozu ow istów , bądź te ż do obozu sp erm istów , d latego też p refo rm o - w a n e j p o staci zaro dk a doszukiw ano się albo w ja ju , albo w p lem n ik u . W y b itn y p rz y ro d n ik w łoski z X V U w iek u M a 1 p i g h i d o strzegł w św ieżo złożonym ja ju k u ry jej m in iatu rę, co je s t n ajlep szy m dow odem , ja k dalece p o w zięte z góry założenia m ogą w p łyn ąć na badacza w i­

dzącego w końcu i to, czego nie m a i być nie m oże. N a jd a le j w ty m k ie ru n k u poszli je d n a k n ie k tó rz y sperm iści, o czym św iadczą słow a je d ­ nego z ich p rzedstaw icieli, D a l e n p a t i u s a z 1699 ro k u. Oto co w idzi, lub raczej chce w i­

dzieć, o b se rw u ją c pod m ikroskopem n asienie

m ężczyzny: „ P o ru sz a ją się one (plem niki) z n a d ­

zw y c z a jn ą szybkością, w y tw a rz a ją c ru ch a m i

ogonków m ałe fale w ośrod k u, w k tó ry m p ły -

(7)

61

w ają. K toż by u w ierzy ł, że k ry je się w nich ciało człow ieka? A jed n a k w idzieliśm y to na w łasne oczy, gdy o b se rw u ją c je bacznie, zau w a­

żyliśm y, ja k jed e n z nich, w iększy od innych, odrzucił o d k ry w a ją c ą go błonę i ukazał się nagi, odsłan iając nogi, uda, piersi i ram iona... B ył to zaiste uroczy i n iew iary g o d n y w ido k ”. H ipoteźa p refo rm acji została doprow adzona do zupełnego a b su rd u z ch w ilą w yciągnięcia o stateczn ych jej k o nsekw encji. T akim w łaśnie s k ra jn y m p re fo r- m istą b ył h o len d ersk i p rzyrod n ik, S w a m - m e r d a m . R ozum ow ał on w n a stę p u jąc y spo­

sób: Jeżeli w czasie rozw oju nie p o w staje nic nowego, jeżeli w szystko jest ju ż preform ow ane, to oczywiście p lem n ik w edług sperm istów , a jajo w edług ow istów , m uszą zaw ierać z kolei m in ia tu rk i przyszłego pokolenia. W nich znów m uszą się m ieścić jeszcze m niejsze m in ia tu ry dalszego pokolenia i ta k d alej w nieskończo­

ność. W te n sposób, w edług ow istów , w ja jn ik u p raro d zicielk i E w y m ieściły się zaw iązki w szy­

stk ich pokoleń ludzkich, k tó re m a ją żyć aż do końca ro d u ludzkiego. Sperm iści n atom iast są ­ dzili, że to w łaśnie w ją d ra c h A dam a m iały się znajdow ać w zory w szystkich ludzkich g e n e ra ­ cji. D opiero w ro k u 1759 lekarz K. F. W o l f f (1733— 1794), później członek p etersb u rsk iej A kadem ii N auk, o p iera ją c się na drobiazgow ym b ad a n iu rozw o ju kurczęcia w y stę p u je przeciw p refo rm a c ji i w znaw ia daw ne, epigenetyczne poglądy na rozw ój. U płynęły je d n a k znów d łu ­ gie lata, n im w ielkie dzieło W olffa doczekało się pełnego uznania.

Od cząsu gdy coraz pow szechniej u g ru n to w y ­ w ało się przek o n an ie o udziale obojga rodziców w p rzek azy w an iu p o tom stw u cech dziedzicz­

nych, uleg ły też zm ianie poglądy na zagadnie­

nie dziedziczności. Pow ierzch o w n a n aw et ob ­ serw acja pouczyła, że dzieci rodziców ró żn ią­

cych się znacznie m iędzy sobą jakim iś cecham i u jaw n ia ją je często w sto p n iu pośrednim . T ak np. jeżeli ojciec je s t bardzo w ysoki, a m atk a odznacza się n isk im w zrostem , to zazw yczaj dzieci b ędą niższe od ojca, lecz w yższe od m a t­

ki. W ty m w y p a d k u potom stw o w y k azu je cechę pośrednią. B arw a sk ó ry M ulatów , czyli potom ­ ków rodziców: czarnego i białego, je s t też po­

śred n ia w p o ró w n a n iu z b arw ą sk óry rodziców.

W iele podobnych fa k tó w dostrzeżono także u zw ierząt i roślin. K u ry pochodzące z k rz y ­ żów ek osobników m ałonieśnych i w ysokonieś- n ych odzn aczają się nieśnością pośrednią. To samo zauw ażono b a d a ją c dziedziczenie m lecz­

ności, zaw artości tłu szczu w m lek u , opasowości zw ierząt gospodarskich i plenności zbóż. Na tej podstaw ie przypuszczano, że m am y do czynie­

nia z jak ą ś ogólną reg u łą, i na w y ją tk i nie zw racano w iększej uw agi.

W jak i sposób daw n iejsi badacze sta ra li się w y jaśn ić p o w staw an ie cech pośrednich u po­

tom ków ? P rzy jm o w an o pow szechnie, że w cza­

sie zapłodnienia n a stę p u je zespolenie się z aw ar­

te j w ko m órkach płciow ych obojga rodziców ich dziedziczności w je d n ą now ą całość, czyli d zie­

dziczność potom ka. G dy zaś w p o tom ku nastąp i sto p ienie się dziedziczności pochodzącej od jego

obojga rodziców, to ju ż nie m ożna oczekiw ać ponow nego rozdziału dziedziczności ojcow skiej i m atczynej. Obrazowo, stap ian ie dziedziczności m oglibyśm y porów nać ze zm ieszaniem czarnej k aw y z m lekiem lu b fa rb y niebieskiej z żółtą.

Z b iałej k a w y nie m ożna ju ż oddzielić z pow ro­

te m m leka i kaw y czarnej, tak ja k nie m ożna z fa rb y zielonej uzyskać ponow nie fa rb y n ie­

bieskiej i żółtej. W skutek zupełnego stopienia się dziedziczności rodziców potom ek p rzejaw ia cechy pośrednie, w ypadkow e z, cech rodziców.

Jeżelib y jed n a k ta k było rzeczyw iście, to dzięki ustaw icznem u krzy żo w aniu się z sobą osobni­

ków jakiegoś g atu n k u , zam ieszkujących jed e n obszar, w szystkie osobniki sta w ały b y się coraz b ard ziej podobne do siebie. Ludzie np. coraz m n iej różniliby się m iędzy sobą. Lecz ja k w ów ­ czas m ógłby przebiegać proces ew olucji? K arol D a r w i n (1809— 1882), k tó ry zgodnie z ów­

czesnym i zap atry w an iam i p rzy jm o w ał pogląd o sta p ia n iu się dziedziczności, sądził, że tem u w y ró w n y w a n iu różnic m usi się przeciw staw iać zm ienność pow stająca zarów no pod w pływ em otoczenia, ja k i z bliżej nie określo n ych p rzy ­ czyn w ew n ętrzn y ch , tj. b io rących początek w sam ym organiźm ie. D arw in doceniał w p słn i znaczenie bad ań nad procesem zm ienności, d ą ­ żących do w y k ry c ia praw , k tó re rządzą tą w ła­

ściw ością isto t żyw ych. R ów nocześnie zdaw ał sobie dobrze sp raw ę z tego, jak bardzo złożone m uszą być p raw a k ie ru ją c e zm iennością. W e­

dłu g D arw ina, n a jtru d n ie j jest badać zm ienność p o w stającą z przy czyn w ew n ętrzn y ch. Z m ien­

ność n ato m iast pow stająca pod w p ły w em oto­

czenia jest łatw iejsza do zbadania. P o d dając bo-

Ryc. 2. T om asz H. M organ (1866—1945) tw ó rca ch ro ­ m osom ow ej te o rii dziedziczności

(8)

6 2

w ie m ja k ą ś g ru p ę z w ierząt lu b ro ślin d z ia ła n iu o k reślo n y c h czynników zew n ętrzn y ch , np. w y ż­

s z e j te m p e ra tu rz e , m ożna stw ie rd z ić w p ły w w y ­ w o ła n y p rzez te czynniki.

Z asadę sta p ia n ia się dziedziczności stosow ano ta k ż e często w b ad an iach n a d dziedzicznością u człow ieka. Z ag adn ien iem dziedziczności u czło­

w ieka zajm o w ał się k re w n y D a rw in a F. G a 1- t o n (1822— 1911). Jego b a d a n ia n a d dzied zi­

czeniem w z ro stu i uzd o ln ień u ludzi zd aw ały się po tw ierd zać p o gląd o s ta p ia n iu się dziedzicz­

ności rodziców w potom ku.

Z n ano je d n a k ju ż w ów czas p ew n e fa k ty , k tó ­ re tru d n o było pogodzić z zasadą sta p ia n ia się dziedziczności. Ja k ie ż to b y ły fak ty ? N a p ie rw ­ szym m iejscu n ależy w ym ienić p rz y k ła d y d zie­

dziczenia przez poto m ka ja k ie jś cechy w y łącz­

n ie ty lk o po je d n y m z rodziców . Dziecko m oże n p . w ie rn ie odziedziczyć p ew n e cechy ty lk o po o jc u albo ty lk o po m atce. U dział d rugiego z ro ­ dziców nie zaznacza się w ogóle. Poza ty m zn a­

no w ypadki, gdy p otom ek d ziedziczył ja k ą ś ce­

ch ę nie po rodzicach, lecz po dziad k ach, p ra ­ d ziad k ach lu b po k re w n y c h z bocznych linii.

W iedziano też, że czasam i, chociaż stosun k o w o rzadko, now a rasa zw ierząt gospodarskich b ra ła p o czątek z jed nego p o jaw iającego się n a g le o sobnika, obdarzonego jak ą ś zu p ełn ie now ą ce­

c h ą , k tó ra n ig d y p rz e d te m n ie w y stę p o w a ła u jego przodków . Z ty c h w ięc pow odów n iek tó ­ ry m biologom n a su w a ły się p e w n e w ątpliw ości, czy rzeczyw iście zachodzi w o rg an izm ie potom ­ n y m sta p ia n ie się dziedziczności jego rodziców . W arto w spom nieć, że i sam D a rw in m iał w ą t­

pliw ości. Św iadczy o ty m jego list, sk ie ro w a n y do jed neg o z p rzy ja ció ł, sław n eg o an ato m a i go­

rącego zw o lenn ika idei ew olu cji T. H u x 1 e y a, dziad k a znanego w spółczesnego biologa J. H u x - ley a i pow ieściopisarza A. H u x ley a. L ist jest d a to w a n y z ro k u 1857, a w ięc z o k re su n a jin ­ ten sy w n ie jsz e j p ra c y D arw ina n a d te o rią ew o­

lu cji. W liście ty m D a rw in zaznacza, że rozm y­

ś la ją c n a d p ro b le m em dziedziczności zaczął te ż

zastan aw iać się, czy rzeczyw iście w czasie roz­

ro d u płciow ego n a stę p u je sta p ia n ie się dzie­

dziczności obojga rodziców i czy dziedziczność ojca i m a tk i n ie m oże się oddzielać od s ie b ie p rz y w y tw a rz a n iu się następnego pokolenia, tj. po ko lenia w nu kó w . Z w raca p rz y ty m uw agę, że g d y b y dziedziczność rodziców uleg ała s ta p ia ­ niu, to w ta k im raz ie tru d n o b y łob y w y jaśn ić podob ieństw o potom ków od odległych p rzo d ­ ków . D a rw in doskonale zdaw ał sobie spraw ę, że tru d n o pogodzić z sobą dużą zm ienność, d o strze­

g an ą u z w ie rz ą t gospodarskich, z trw a ły m ze­

spo leniem się dziedziczności i zm n iejszan iem w sk u te k tego sk ali zm ienności. M imo to D a rw in p o ch ło n ięty całkow icie pracą n a d te o rią ew o­

lu c ji nie p o w raca ju ż później do sw ych w ą tp li­

wości.

P o gląd je d n a k o sta p ia n iu się dziedziczności b y ł błędny. Z asługa o b alen ia te j koncepcji p rzy ­ p a d n ie J. G. M e n d 1 o w i (1822— 1884), k tó ry w ro k u 1866 ogłosił sw o ją pracę n ad m ieszań­

cam i roślin. W m iejsce pog ląd u o sta p ia n iu się dziedziczności w prow adza M endel in n ą zasadę, po tw ierd zo n ą o lb rzy m ią liczbą faktó w , zdoby­

ty ch przez w spółczesną genetykę.

S p ró b u jm y obecnie przed staw ić, n a czym po­

lega isto ta tego now ego pojm ow ania dziedzicz­

ności. D aw niej sądzono, że dziedziczność o jca , ja k i dziedziczność m atk i stanow ią dla sie b ie całości, k tó re z a w a rte są w kom órkach płcio­

w ych. W czasie zapłodnienia obie te dziedzicz­

ności s ta p ia ją się w je d n ą now ą całość. J e s t to dziedziczność o rg an izm u potom nego. W edług M endla n a to m ia st, dziedziczność każdego z ro­

dziców nie je s t ja k ą ś je d n ą całością, lecz składa się z o d ręb n y c h zaw iązków cech. O rg an izm w ięc p o tom ny dziedziczy po jed n y m i po d ru ­ gim z rodziców o d d zieln e zaw iązki, np. na b a r­

w ę oczu, na w zrost, na ilość b arw n ik a w skórze, n a b arw ę w łosów , n a k s z ta łt m ałżow in y u sznej, nosa, n a g ru p ę k rw i itd . W czasie zapło dn ien ia o w e zaw iązki nie s ta p ia ją się ze sobą. Zacho­

w u ją sw ą od rębność i nig d y je j nie tracą.

A L FR ED H O R N IG (Chorzów )

R U D Y ŚLĄ SK O -K R A K O W SK IEG O TR IA SU

W y stęp o w a n ie r u d n a G órnym Ś lą sk u i za ch o d ­ n ie j części w oj. k ra k o w sk ie g o w ią ż e się głó w n ie ze sk a ła m i m ezozoicznym i. W śród n ic h n a jd o n io śle jsz ą , z p u n k tu w id ze n ia gospodarczego, ro lę o d g ry w a ją r u d y c y n k u i ołow iu w y stę p u ją c e w o b ręb ie f o rm a ­ cji tria so w e j, w śro d k o w y m je j p ię trze, zw a n y m w a p ie n ie m m uszlow ym . G łów nym i m in e ra ła m i s ta ­ n o w iąc y m i n a jw a ż n ie jsz e ru d y , z k tó ry c h o trz y m u je się m e ta le , ołów i cy n k są g a le n a czyli g a le n it (PbS), z a w ie ra ją c y nieco s re b ra i a rse n u , i sia rc z k i c y n k u s fa le ry t (b len d a cynkow a) i w u rc y t, k tó re z a ­ w ie r a ją d om ieszki an ty m o n u , a r s e n u i k a d m u . N azw ą b le n d y sk o ru p o w e j o k re śla się zw y k le m ie sz a n in ę sfa -

le ry tu i w u rc y tu . W ażnym i m in e ra ła m i są poza ty m m a rk a s y t i p ir y t (Fe S^). G a'.ena je s t z w a rty m u tw o ­ r e m o b a rw ie o ło w ia n o sza re j i po ły sk u m etaliczn y m . S fa le r y t m a w y ra ź n ą b u d o w ę z ia rn istą i m a b a rw ę b r u n a tn ą , n ie je d n o k ro tn ie czarn ą, rza d zie j żółtą, cz er­

w o n ą lu b zieloną, o d znacza się p ołyskiem d ia m e n to ­ w ym . W u rc y t m a b a rw ę p o d o b n ą do sfa le ry tu , zm ien ­ n ą od ja s n e j do b r u n a tn e j i cz arn ej. P iry t je s t b a rw y m osiężnożółtej o siln y m p o ły sk u m etaliczn y m . M a rk a ­ s y t c h a ra k te ry z u je się b a rw ą m osiężnożółtą z s z a ra ­ w y m lu b zielo n k a w y m o d cien ie m o ra z po ły sk iem m e ­ ta lic zn y m .

Z w y m ie n io n y ch r u d p ie rw o tn y c h p o w sta ły d ro g ą

(9)

63

pro cesó w chem icznych r u d y w tó rn e : sm itso n it (Z n C 0 3), c e ru sy t (P b C 0 3) i lim o n it (2Fe20 3 • 3H20 ). G órnicy u ży w a ją n azw y g a lm a n n a określenie m ie sz an in y sm itso n itu i h e m im o rfitu czyli k a la m in u , będącego u w odnionym k rze m ien iem cynku (Zn^O H ^S ijO j-H aO ).

W yróżnia się g a lm a n b ia ły (za w ierają cy m ałe ilości u w odn io n y ch tle n k ó w żelaza), g alm an czerw ony (z z a ­ w a rto śc ią k ilk u p ro c e n t F e 20 3), g alm an w ęglanow y czyli w ęglow y (z p rz e w a g ą sm itso n itu ) oraz g alm an k rze m ian o w y czyli k rze m o w y (z p rz e w a g ą h em im o r­

fitu ). G alm an je s t zb itą b ia łą m asą, n ie k ie d y p o ro w a tą , z a b a rw io n ą n a czerw ono lu b b ru n a tn o . C eru sy t, zw any rów n ież b ie lą ołow iow ą, je s t u tw o re m p rze w a żn ie zb i­

tym o b udow ie z ia rn iste j, b a rw y b ia łe j z szaraw ym , b r u n a tn y m lu b żółtym odcieniem . L im o n it (żelaziak b ru n a tn y ) sta n o w i m in e ra ł o bud o w ie d ro b n o w łó k n i- s te j lu b zw ięzłej, p o ro w a ty , podobny często do żużla.

O znacza się b a rw ą c ie m n o b ru n a tn ą do cz arn ej. Z m i­

n e ra łó w cynkow ych w y stę p u je rów n ież cy n k it (ZnO).

W ym ienione ru d y w y stę p u ją p rze d e w szystkim w d o ln y c h w a rs tw a c h w a p ie n ia m uszlow ego, w tzw . dolom icie k ru szco n o śn y m , któ reg o rozm ieszczenie p rze d staw io n o n a ryc. 1. R azem z u tw o ra m i w iek u k arb o ń sk ieg o , perm sk ieg o , trzeciorzędow ego i cz w ar­

torzęd o w eg o b u d u je o n za ch o d n ią część a n ty k lin o riu m

ślą sk o -k ra k o w sk ieg o . W apień m uszlow y (na m a p ie ry c. 1 zaznaczony łącznie z za jm u jąc y m m ałe p rz e ­ strz e n ie p stry m piaskow cem ) ro z p rz e strz e n ia się n a zachód od O lkusza i Szczakow ej ja k o je d n o lite pasm o.

P o łu d n io w o -w sc h o d n ia część p o k ry w y tria so w e j n a to ­ m ia st uległa znacznem u zniszczeniu p rzez d aw n e p ro ­ cesy den u d acy jn e, w w y n ik u czego tw o rzy m niejszych ro zm iaró w p asm a i ostańce.

Ł ąc zn a m iąższość m a k sy m a ln a w a p ie n ia m uszlow ego w y n o si około 180 m. W S trz elcac h O polskich osiąga o n a 153—155 m , w p obliżu S iew ie rz a 143 m, a w o k o ­ lic ac h C hrzanow a, P łaz oraz Pogorzyc 108— 120 m. Do­

lo m it kru szco n o śn y ulega p rzy ty m k u w schodow i r e ­ d u k c ji. M iąższość jego w yn o si w B ytom iu 75 m, w J a ­ w o rz n ie 34 m , w S iew ie rz u 46 m, w Ł osieniu 11 m.

T e k to n ik a tria s u w y k a z u je w e w sch o d n iej części o b szaru jego w y stę p o w a n ia p rze w a żn ie fo rm y n ie c- ko w ate. T rias zalega ta m b ytom sko-szczakow ską s tre ­ fę sy n k lin aln ą , to znaczy n ie ck ę b y to m sk ą (ryc. 2), t a r - n o g ó rsk ą (na p o łu d n ie od T arn o w sk ic h Gór), w ilk o - sz y ń sk ą (szczakow sko-trzebińską), c h rz an o w sk ą (na południow y zachód od C hrzanow a) oraz szereg d ro b ­ n y ch synklin. C ały tria s uległ poza sfałd o w a n iem p o ­ n a d to spękaniom , z czym zw iązane je s t przem ieszcze­

n ie jego w a rstw , a zw łaszcza istn ien ie licznych u sk o -

Ryc. 1. Z asięg ślą sk o -k ra k o w sk ie g o tr ia s u w g K u ź n ia ra , M ichaela i innych Kozie&towy

• T A RN Ó W O P O LSK I

• STRZELCE , « KRAP KOWI CE

• R Y B N A

\ a \ \

S S S f i T A R N O W S K IE 8 Ó R V

• T O S Z E K

• O G R O D Z I E N I E C

• Ł A Z Y 1

• B Y T O M

K O Ź L E

• B Ę D Z IN

• C H O R Z Ó W

O L K U SZ K A T O W IC E

Obszar Chrzanowa i Trzebini podany po>

niżej w powiększeniu

• R Y f t N I K

« T R Z E B IN iA

• CHRZANÓ W

3 N a o g e n i Plejsto cen

| J u r a

m

a K a jp e r

Pfcrm

Karbon

D e w o n ^

P st ry p i a s k o w i e c

i w a p i e ń m u s z l o w y P o r f ir

Zach od n io granica zasiek u dolom ityzacji i m ineralizacji

(10)

64

Ryc. 2. R ozm ieszczenie ru d cy n k u i o łow iu w ś 'ą s k o - k ra k o w s k im tria s ie w g K u ź n ia ra , S c h n e id e rh o h n a

i innych

k ó w o ró żn y m k ie ru n k u , głów nie N — S, NW — SE i SW — NE. A m p litu d y u sk o k ó w d o chodzą m a k s y m a l­

n ie d o p o n ad 100 m. U tr u d n ia ją one w y zy sk a n ie złóż kru szco w y ch . W iek te k to n ik i w iąże się p rz e d e w sz y st­

k im z r u c h a m i n a p rze ło m ie tr ia s u i ju ry .

W siln ie p o trz a sk a n y c h i sk ra so w io n y c h s k a ła c h w a p ie n ia m uszlow ego z jego sy stem e m ró ż n o k sz ta łt- n y ch i ró ż n o k ie ru n k o w y c h szczelin g ro m ad z ą się z n a ­ czne ilości w ód podziem nych, k tó re w czasach p r y m i­

ty w n eg o w y d o b y w an ia r u d u tr u d n ia ły , a w w ie lu p rz y p a d k a c h n a w e t zm u sza ły do z a n ie c h a n ia ich e k s ­ p lo a ta c ji.

O dolom ity zacji, tj. w zb o g acen iu w a p ie n i w w ę g la n m ag n ez u i m in e ra liz a c ji w a p ie n ia m uszlow ego, is tn ie ją ró ż n e te o rie , k tó re ja k d o tą d z a g a d n ie n ia tego nie w y ­ ja ś n ia ły o sta te czn ie. D ow odzą tego p o n iż ej w y m ie n io ­ ne w aż n iejsze poglądy.

W ielu geologów r e p r e z e n tu je pogląd, że d o lo m ity - z a c ja o sa d ó w m o rza tria so w e g o i m in e ra liz a c ja p o ­ w sta ły w s k u te k późn iejszy ch p ro ce só w h y d r o te r m a l- ny ch , d z ia ła n ia g o rąc y ch ro z tw o ró w (zw iązku m a g n e ­ zu, cy n k u i ołow iu) w y d o b y w a ją c y c h się z g łę b in sko­

ru p y ziem skiej i o d d zia ły w u ją c y c h n a sk a ły w cześn iej u tw o rzo n e . In n i n a to m ia s t tw ie rd z ą , iż d o lom ity i ru d y p o w sta ły ró w n o cześn ie z o sa d a m i w ap ie n n y m i. Część b ad a cz y je s t p rz y ty m zd a n ia , że do p o w sta n ia dolo­

m itó w i złóż k ru szc o w y c h p rzy c zy n iły się ro z tw o ry a s c e d e n tn e (podnoszące się z głębi ziem i), a część p r z y ­ p is u je tę ro lę ro z tw o ro m d e s c e d e n tn y m (w siąk a jąc y m , zstęp u jący m ).

R o z tw o ry p o w o d u jąc e p rz e m ia n y w a p ie n i w d o lo ­ m ity i ich o k ru szc o w ien ie o b ję ły sw ym zasięgiem głó w ­ n ie dolne w a rs tw y w a p ie n ia m uszlow ego, ta k zw a n e do lo m ity k ruszconośne. S ą to sk a ły d ro b n o k ry sta lic z - ne, b a rw y b r u n a tn e j, cz erw o n aw ej, sz a re j b ą d ź żó łtej.

S zczególnie liczne u sk o k i, w k tó ry c h p o b liż a is tn ie ją zazw yczaj b o g atsze złoża kru szco w e, u ła tw iły p a w s ta - n ie d o lo m itó w o raz złóż k ru szc o w y c h ołow iu, c y n k u i żelaza. D o lo m ity zacja b o w iem i m in e ra liz a c ja o d b y ­ w a ły się n a jin te n s y w n ie j w ty c h p a r tia c h tria s u , k tó re b y ły n a js iln ie j sp ę k an e . W a ru n k i te s p rz y ja ły obiegow i w śró d w a p ie n i w ód p o d ziem n y ch o o d p o w ied n im s k ła ­

dzie chem icznym .

K rą ż ą c e w szczelinach sk a ł m in e ra liz u ją c e ro z tw o ry z z a w a rto śc ią jo n ó w że laza, c y n k u i o ło w iu o sa d ziły

p ir y t i m a rk a s y t, b le n d ę o ra z galenę. Z ty c h p ie rw o t­

n y c h r u d p o w sta ły — m oże częściowo ju ż podczas^

śro d k o w e j ju r y i aż, p rzy p u sz cz aln ie do k o ń ca trze cio ­ rzę d u , pod w p ły w em późniejszych procesów u tle n ia n ia i d zięk i d z ia ła n iu w ód z za w a rto śc ią CO2 — r u d y w tó rn e : g alm an , c e ru sy t i lim onit. P ro cesy tw o rz e n ia się ru d w tó rn y c h u legły za h a m o w a n iu z n a s ta n ie m c z w a rto rz ę d u , u tw o ry bo w iem lodow cow e w y tw o rz y ły n o w e w a r u n k i geologiczne.

S k a ły d o lo m ity cz n e i m in e ra ły ru d n e w y stę p u ją w n a s tę p u ją c y c h w a rstw a c h : gorażd żań sk ich , te re b ra - tu lo w y c h , k arc h o w ic k ic h w niecce ta rn o g ó rsk ie j oraz w niecce b y to m sk ie j n a w schód od lin ii P tak o w ic e—

M iechow ice po B ędzin, a poza ty m pom iędzy C hrzano­

w em — D ługoszynem o raz C h rza n o w em — K rasow em -—

R e g u lic am i; w g ó rn y m poziom ie w a rs tw gogolińskich (rów nież za lic za n y ch do dolo m itó w kruszconośnych) k o ło B y to m ia i C h rza n o w a oraz w d o ln y c h p a rtia c h śro d k o w eg o w a p ie n ia m uszlow ego w re jo n ie B ytom ia i w s tr e fie od okolic P ło k przez O lkusz — B olesław do okolic S iew ie rz a, gdzie ró w n ież w a rs tw y g o raż - d ża ń sk ie i k a rc h o w ic k ie uleg ły ty m p rze m ian o m w c a ­ łości lu b częściow o (por. ryc. 1 i 2).

Is tn ie ją s tre fy w w a rs tw a c h w ap ie n i, k tó ry c h nie d o tk n ę ła d o lo m ity za cja, ja k np. m iędzy B o g u ch w ało - w ic a m i i Z a k a m ie n ie m o raz w o k o lic ac h T uliszow a n a p o łu d n io w y zachód od S iew ierza, n a o b sz arac h w si P ła z a i P ogorzyce k o ło C h rza n o w a, w e w sch o d n ich o k o lic ac h B yto m ia, w zachodniej i w sch o d n iej części n ie c k i b y to m sk iej. W szę lzie ta m stw ie rd z o n o bow iem w y stę p o w a n ie w śró d d olom itów w ysp o sta ń c ó w w a ­ p ie n n y ch . D olo m ity zacja i m in e ra liz a c ja o b ję ła za te m sw y m zasięgiem głó w n ie d o ln e w a rstw y w a p ie n ia m u ­ szlow ego.

Z asięg w y stę p o w a n ia ru d w śró d dolom itów k ru s z ­ conośnych i z a b u rz e n ia tek to n ic zn e w a rs tw ty c h u tw o ­ ró w są p rzy c zy n ą sk o m plikow anego uło żen ia k ru s z ­ ców. W d o d a tk u w a r u n k i w o d n e i p rocesy d en u d a c y jn e p rzy c z y n iły się do p rzem ieszczenia ta k zw a n y ch r u d w tó rn y c h poza d a w n e m ie jsc a ru d p ie rw o tn y c h .

R udy o ło w iu i cynku z n a jd u ją się p rz e w a ż n ie w sz czelin ach lu b m ię iz y w a rs tw a m i w fo rm ie g niazd,

w p ry śn ię ć , soczew, rza d zie j ja k o pokłady.

W niecce b y to m sk iej is tn ie ją trz y p ię tra złóż (m iej­

sc am i w ielopoziom ow e), p rz y czym n ajw a ż n ie jsz e je s t d o ln e n a g łębokości 100 m (w śród p o p ie lateg o i żó łto - czerw o n o -b rąz o w eg o dolom itu), w k tó ry c h sp ąg u w y ­ stę p u ją w za ch o d n iej części b y to m sk o -szczak o w sk iej s tr e f y sy n k lin a ln e j ciem n o p o p ielate do 50 cm g ru b o ści iły w itrio lo w e , z a w ie ra ją c e nieco cynku, o koło 6°/o że­

la z a i 6°/o sia rk i.

Z a w a rto ś ć c y n k u w spągow ym dolom icie p o p ie la ty m w y n o si p rz e c ię tn ie 6— 8°/o. W p ozostałych p a rtia c h d o l­

n y c h złóż d olom itów kruszco n o śn y ch z a w arto ść ta je s t znaczniejsza, ale m n ie j re g u la rn a , p rzy czym k u b rze g o m n ie c k i b y to m sk iej cy n k u stę p u je m ie jsc a oło­

w iow i.

M iąższość g łó w n y ch d o ln y c h złóż z p rze w a g ą b le n d y cynk o w ej i d o m ieszk ą g alen y je s t ró żn a : n a w schód od d y slo k acji, k tó ra p rze b ieg a przez R o z b ark (część w sc h o d n ią B ytom ia), z północy k u p o łu d n io w i gru b o ść je s t zn a cz n a i ta k k o ło B rzozow ie w yn o si 5— 6 m, a n a p e w n y c h k o p a ln ia c h do 10 m . N a zachód od w y m ie­

nion eg o u sk o k u dochodzi p rze w a żn ie do o k o ło 1 m , a w okolicy M iechow ie i S to larz o w ic tw o rz y ju ż je ­ d y n ie gniazda. P o d o b n ie głów ne złoża dolne osiąg ały

(11)
(12)

Ilb . „PO O B IED N IA S JE S T A ”. F ot. B. G rzim ek

■SN

(13)

65

-w p obliżu T a rn o w sk ic h G ór ró w n ież około 1 m g ru ­ bości, zostały je d n a k w ty m re jo n ie ju ż pow ażnie w y ­ e k sp lo a to w a n e .

W zachodniej części bytom sk o -szczak o w sk iej stre fy s y n k lin a ln e j istn ie je m iejscam i, p rze cię tn ie 20 m p onad dolnym złożem głów nym , d rugie p ię tro złóż z p rze­

w a g ą pojed y n czy ch gniazd, w śród k tó ry c h p rzew aża g alen a , a w m n iejszy m sto p n iu czerw ony galm an.

Sporadyczni© sp o ty k a się b le n d ę i m a rk a sy t. Około 30—40 m p o n ad dolnym złożem głów nym w y stę p u je trz e c i poziom złóż, z a w ie ra ją c y te sam e ru d y , co dru g i.

T rzeci poziom łączy się m iejscam i z poziom em d ru g im , a te n z kolei, gdzie n iegdzie (jak np. w środkow ej i w sch o d n iej części n ie c k i bytom skiej) z dolnym zło­

że m głów nym , co sp ra w ia w ra ż e n ie istn ie n ia tylk o d w óch p ię te r złóż k ruszcow ych.

R ozm ieszczenie ru d o ło w iu i cy n k u w ślą s k o -k ra - k o w sk im tria sie , w ed łu g sta n u b a d a ń o k re su m iędzy­

w ojennego, p rz e d sta w io n o n a ryc. 2, a w niecce b y ­ to m sk iej w K a rb iu (dzielnicy B ytom ia) n a ryc. 3.

W ym ienić jeszcze n ależ y złoża k ru szc ó w koło B i- b ie li i M iasteczk a o ra z g a lm a n u białego w w ap ie n iu m uszlow ym (poza zasięgiem dolom itów kru szco n o ś­

n y ch ) m iędzy n ie ck ą b y to m sk ą a ta rn o g ó rsk ą .

W e w sch o d n iej części b y tom sko-szczakow skiej strefy sy n k lin a ln e j u łożenie złóż k ru szco w y ch je st p rze w a ż­

c i e d w u p ię tro w e z p rz e w a g ą ław ic do około 1 m g r u ­ bości, pojed y n czy ch g n ia zd i soczewek, k tó ry c h m iąż­

szość je s t n ie zn a cz n a, p rze cię tn ie do kilk u d ziesięciu cm , rza d zie j k ilk u s e t cm, ja k np. w pobliżu C hrzanow a.

W tych n ie re g u la rn ie w y stę p u ją c y c h złożach, ra z w d w u poziom ach, ra z w je d n y m , p rze w a ża galena, m niej je s t galm an u , a zw łaszcza blendy.

W p rze c iw ie ń stw ie do zachodniej części byto m sk o - szczakow skiej s tre fy sy n k lin a ln e j, gdzie głów ne złoża r u d n e w y stę p u ją w w iększości w y p ad k ó w b ez p o śred ­ nio n ad w sp o m n ia n y m i ju ż iła m i w itrio lo w y m i, w czę­

ści w schodniej p o k ła d y i soczew y kruszcow e z n a j­

d u j ą się w dolom icie o k ilk a m e tró w p o n ad ta k z w a ­ n y m „n ieb ie sk im k a m ie n ie m p o d sta w o w y m ”, sta n o ­ w iącym w ty c h o b sz a ra c h ru d o n o śn y ch w a rstw y sp ą­

gow e dolom itów kruszco n o śn y ch . M iąższość je s t ró żn a, d ochodzi m a k sy m a ln ie d o m niej w ięcej 30 m.

Złoża k ru szco w e w stre fie pom iędzy P ło k am i i z a ­ ch o d n im i o kolicam i S iew ie rz a zn a m io n u je jeszcze o d ­ m ie n n e rozm ieszczenie: w y stę p u ją one n ie re g u la rn ie w śro d k o w y m oraz dolnym w a p ie n iu m uszlow ym , a n a w e t w recie, ja k np. n a zachód od S iew ierza. W y­

stę p u je tu p rze d e w szy stk im g alen a , m iejscam i spo­

ty k a się ce ru sy t. M in e ra ły ołow iu są zw iązane z p o ­ w ie rz c h n ia m i sp ę k ań d o lo m itu diploporow ego. W ła­

ściw y d o lo m it kru szco n o śn y dolnego w a p ie n ia m uszlo­

w ego je s t tu uboższy w ru d y . Z n a jd u ją się one w nim

Ryc. 3. P rz e k ró j p rzez p o łudniow ą część n iecki b y to m ­ sk iej n a zachód od B y to m ia (daw nego K arb ia ) w y ­

e k s p lo a to w a n e j w g A ssm anna

je d y n ie ja k o n ie lic zn e w p ry śn ięc ia. R u d y rza d k o tw o ­ rzą n a tych o b sz arac h w iększe m asy kruszcow e. Złoża kruszcow e m iędzy S ław k o w em i O lkuszem , p rz y jm u ją m iejscam i p o sta ć gniazd i soczew, często w y k lin o w u - ją cy c h się.

W śród ru d m iędzy W ojkow icam i K om ornym i, Ż ych- cicam i i R ogoźnikiem d o m in u ją gniazda galm anu. P o ­ d o b n e w a ru n k i w y stę p o w a n ia złóż kru szco w y ch ist­

n ie ją koło R adzionkow a, P ie k a r Ś ląskich i n a p o łu d ­ n ie od n iecki ta rn o g ó rsk ie j. Im d alej k u północy od n ie c k i b y to m sk iej (z w y ją tk ie m złóż cynku koło B i- bieli), ty m m n iej w y stę p u je r u d cynku, a za to w ięcej r u d żelaza.

J a k w y k a z a ły d o tychczasow e b a d a n ia , część zachod­

n ia bytom sk o -szczak o w sk iej s tre fy sy n k lin a ln e j, gdzie głów nie w y stę p u ją ru d y cyn k u , je st b o g atsza w k r u ­ szce od części w sch o d n iej, w k tó re j p rz e w a ż a ją n a to ­ m ia st ru d y ołow iu, podobnie ja k bogatsze w ołów i ubogie w cynk są okolice S iew ierza. P ew ien w y ją te k sta n o w i re jo n o lk u sk o -b o lesław sk i, gdzie cynku je st o w iele w ięcej niż ołow iu. P rzy p u szcza się je d n a k , że w sch o d n ia część byto m sk o -szczak o w sk iej strefy sy n ­ k lin a ln e j, tj. w sch o d n ia n ie c k a ch rzan o w sk a i za­

c h o d n ia o raz w sch o d n ia n ie c k a w ilk o sz y ń sk a m ogą być rów n ież zaso b n e w kruszce. Słuszność tego p o ­ g lą d u p o tw ie rd z iły b a d a n ia o sta tn ic h la t.

P o za o b szaram i ru d o n o śn y m i, n a zachód od B ry - nicy i P rzem szy, dysp o n u jem y p rze to ta k ż e b ogatym i złożam i k ruszcow ym i po w sch o d n iej stro n ie ty c h rzek.

R o k u ją one n a d z ie ję re n to w n e j ek sp lo a ta c ji. Św iadczą 0 ty m , poza w y n ik a m i w ierceń , dotychczasow e osiąg­

n ię cia w ydobyw cze ru d koło B olesław ia pom iędzy Ol­

k u sz em i S ław kow em , gdzie rea lizo w a n e in w esty cje przy czy n ią się do znacznej ro zbudow y g ó rn ictw a ru d n ieżelaznych w ty m rejo n ie.

J e ż e li chodzi o d o k ła d n e o k reślen ie zasobów śląsk o - k ra k o w sk ic h ru d ołow iu i cyn k u , to n a ogół o ce n ia się je ja k o znaczne.

Z aw a rto ść m e ta li w m in e ra ła c h w y d o byw anych w zachodniej części s tre fy b y tom sko-szczakow skiej w y n o si p rze cię tn ie , w ed łu g Cz. K u źn ia ra, dla g alen y 55°/o P b, dla b le n d y za w ie ra ją c e j g alen ę 16,5a/o Zn 1 3—7% P b, dla g alm an u — około 10°/o Zn i 3°/o Pb.

W części p o łu d n io w o -w sch o d n ie j stre fy g alm an m a za w ie ra ć do 30°/o cynku, a błyszcz ołow iu do 10°/o ołow iu.

. S u m ary cz n ą p ro d u k c ję k o n c e n tra tó w z z a w arto śc ią cy n k u , ołow iu, s re b ra i in n y c h m e ta li z ru d śląsk o - k rak o w sk ie g o tr ia s u od czasów średniow iecznych aż do 1962 r. w łączn ie m ożna ocenić n a około 55 m ilio­

n ów ton. W ytopiono z nich m n ie j w ięcej 12 m ilionów to n cynku surow ego, a p o n ad to pokaźne ilości ołow iu o raz m n iejsze sre b ra i k a d m u .

P o za w ym ien io n y m i ru d a m i z d o lo m itam i k ru szc o - n o śn y m i zw iązane są lim o n ity , k tó ry m to w arz y szą m ie jsc am i nieznaczne dom ieszki ołow iu i cynku.

L im o n ity w y stę p u ją c e w d olom itach k ruszconośnych, p rze w a żn ie w jego g łęb ien iach e ro z y jn o -k raso w y c h (w yżłobionych i rozpuszczonych w w ap ie n ia c h i dolo­

m ita c h przez wodę), p o w stały głów nie z m a rk a s y tu lu b p ir y tu d ro g ą jego u tle n ie n ia . P ro c esy te odbyw ały się w późnym k a jp rz e lu b ju rz e i trw a ły p ra w d o p o d o b n ie aż do trzeciorzędu.

W spom nieć n ależy jeszcze o ru d a c h żelaza (z za­

w a rto śc ią do około 10°/o Fe), w y stę p u jąc y ch pom iędzy do lo m item k ru szc o n o śn y m i d o ln y m w ap ie n ie m f a li-

□ dlman

Srurwtny MrwMM cynków# Łlenda Błyszcz afou»« qoqoliń«ki«War»t*jr

10

Cytaty

Powiązane dokumenty

- dotacje celowe otrzymane z budżetu państwa na realizację zadań bieżących z zakresu administracji rządowej oraz innych zadań zleconych gminie (związkom gmin) ustawami –

- dotacje celowe otrzymane z budżetu państwa na realizację zadań bieżących z zakresu administracji rządowej oraz innych zadań zleconych gminie (związkom gmin,

Umowa zostaje zawarta na okres 10 lat, licząc od dnia zawarcia niniejszej umowy. Wydzierżawiający zobowiązuje się oddać Dzierżawcy przedmiot dzierżawy i pozostawić go w

Nazwisko i Imię

Tegoroczny, jednodniowy festiwal, któremu przyglądał się burmisztrz, odbył się na stadionie.7. K ażdy palacz co najm niej trzy razy w ży ­ ciu próbow ał zerw ać

58 ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii osoba, która udziela innej osobie narkotyków, ułatwia albo umożliwia ich użycia albo nakłania do ich użycia podlega karze

(układ stron wg opracowania projektowego) W ciągu ścieżki rowerowej projektuje się wykonanie nawierzchni wjazdu z drogi pu- blicznej, do posesji w miejscach istniejących wjazdów

Dostawca (Sprzedawca) zobowiązuje się do dostawy (sprzedaży) Odbiorcy (Kupującemu) węgla, miału i oleju opałowego do szkół na terenie gminy Mniów w sezonie grzewczym 2010/2011