Otwartość ta bynajmniej nie obraziła papieża; od pisał mu prosząc, żeby przysłał kogo s przyjaciół dla przeświadczenia się lepiej o wszystkiem. »Przy bądź sam— dodał nareszcie— i zobacz co robię.1
Hoziusz na wezwanie ponowione uroczyście, po spieszył do Rzymu, gdzie otrzymał kapelusz kar dynalski i mianowany został legatem apostolskim, dla przewodniczenia soborowi Trydenckiemu. Isto tnie nawet on zwołał ten sobor. W yprą wiał na wszy stkie strony posłańców i listy, przekładając monar chom, że głównym naówczas interesem było zała twić spory religijne, a razem obiecując naczelnikom sekt odpowiedź na wszystkie ich zarzuty. Wiele ko sztowało go trudu nim zdołał skłonić panujących, żeby ambasadorów swoich przysłali. W yjąwszy bo wiem jednego może cesarza Karola V , który jaśniój tę rzecz pojmował, inni królowie, mianowicie hisz pański i portugalski, nie przywiązywali żadnej wa gi do ruchu obudzonego przez protestantyzm.
D ługi czas Hoziusz przewodniczył soborowi Trydenckiemu, zasiadał na soborze Trydenckim jako najstarszy legat papieża. Ilekroć przychodzi
ło rosstrzygać kwestyenajzawilsze, odwoływano się zawsze do niego. A le w ostatku począł tęsknić do kraju, widział bowiem biskupstwo swoje zalewane przez luteranizm, a przedewszystkiem był Pola kiem. W liście do jednego s przyjaciół powiada:
»Tak duszą i ciałem jestem Polakiem, że często ło wię siebie na gorącym uczynku polakeryi, to jest postrzegam, że gwarzę bez końca i o d rz e czy .(C
Za powrotem do ojczyzny, największóm usiłowa niem jego było wprowadzić w wykonanie uchwały Trydenckie. W szystko powstawało przeciw niemu. Miasta prusskie nie mające żadnój narodowości,
zamieszkałe przez Niemców, rozrzucone pośród ludności słowiańskiej, uległe naprzód zakonowi Krzyżaków, później biskupom polskim, znalazły teraz w luteranizmie niejaką, moralną spójnię dla siebie, poczęły już mianować swoich intendentów i superintendentów, w sporach religijnych nie odwo ływać się do stolicy polskiej, ale wytaczać je przed własnemi magistratami, istniejącemi na mocy pra wa magdeburskiego. Magistraty te, czyli rady miej skie, naturalnie chwyciły się skwapliwie sposo bności nabycia większego znaczenia, zajęły stano wisko rządów krajowych. Zbuntowani mieszczanie nieraz grozili Hoziuszowi. Nieustraszony wszakże niczćm, szedł on prosto na nieprzyjaciela; przeko nywał urzędników w rosprawach z nimi o teologii, budował gmin przykładnćm, surowćm i świąto- bliwćm życiem. Temi sposobami udało mu się ura tować część przynajmniej pruskiego kraju, ocalić jak powiadał cząstkę swojej ukochanej trzody kozłów.
Przy tak rozlicznych i ciężkich zatrudnieniach, niezmiernie czynne to życie poświęcone jeszcze b y ło na usługę stanu. Mianowany posłem rzeczypo- spolitćj, traktował najważniejsze sprawy europej- slde, zawierał układy z dworami: cesarskim, hisz pańskim, portugalskim, francuskim i papieskim. Umarł we W łoszech wielkim jałmużnikiem stolicy apostolskiej, pełen smutku, że nie zdołał odeprzeć od swojej ojczyzny reform religijnych, i ubolewa ją c nad skutkami jakie stąd dla niej przewidywał. Przed śmiercią jednak, walkę starając się s sekta- rzami poruczyć w ręce pewne, sprowadził do P o l ski sławne zgromadzenie, które najlepiej odpowia dało temu celowi. Hoziusz znał bardzo dobrze stan swojego kraju, widział że luteranizm i
nizm przypadał najwięcój do smaku arystokracyi, czepiał się wierzchołków społeczeństwa, był w grun cie sektarstwem politycznem. Dla walczenia więc przeciw niemu, szukał wojska, stowarzyszenia po litycznego, i znalazł je w świeżo ustanowionym na tenczas zakonie Jezuitów.
D zieje tego zakonu należą do historyi powsze- chnój; ale nigdzie on nie miał takiej przewagi poli tycznej, jakiej s czasem nabył w Polsce. Jezuici znaleźli tu pole działania zupełnie odpowiednie du chowi swojej instytucyi, i tępili reformę własnym jój orężem. W ciskali się do domów możnych, pozy skiwali sobie dworzan pańskich, rugowali s pom ię dzy nich sektarzy; osiadłszy naprzód pałace, pod bili następnie miasta i wioski. Tym sposobem przez dwa wieki uporczywej walki, nie stoczywszy ani jednej widocznej bitwy, pokonali różnowierców, za garnęli wszystkie szkoły, owładali wszystkiemi sprężynami władzy rzeczypospolitój. Działanie ich sprawiło dla Polski wiele dobrych skutków pod względem politycznym; ale też narobili w niej i nie mało złego. Dobre wynikało s pierwotnego ducha ich instytucyi; złe zaś ze skażenia tego ducha przez naginanie go do okoliczności miejscowych. G dzie indziej, jak wiadomo, umiejętności i sztuki służyły im za środki dopięcia celu: w Chinach byli z nich chemicy i matematycy, w Nowym-Swiecie agrono mowie i organizatorowie. W Polsce nie wiele mo gli wskórać za pomocą nauk. Mając przeciw sobie płochość, ciekawość, opieszałość wrodzoną Pola kom, a zajęci jedynie tem aby utrzymać nienaru szony dogmat, weszli niejako w układy z nieprzy jacielem, i chociaż sami surowi dla siebie, bo naj zaciętsi ich przeciwnicy nie śmieli nigdy powątpie
wać o czystości ich obyczajów, pobłażali lenistwu, obżarstwu i opilstwu, nie przerażali się bynajmniój coraz wzrastającą, ciemnotą. Dla tego też kiedy filo- zofizm uderzył na nich, mimo swoją obrotność i po- tęgę ufundowaną od wieków, znaleźli się bez obro ny wśród narodu odzwyczajonego myślić samo dzielnie, nie umiejącego już odpowiedzieć na błysko- tne kłamstwa i śmiałe paradoxy nowej szkoły, od rzucającej przeszłość.
W zrost zakonu Jezuitów w Polsce poczyna się dopiero pod berłem króla Stefana; za panowania zaś Zygmunta Augusta widzimy tylko jednego czło wieka prywatnego, jednego prałata, który otoczony zewsząd przeciwnościami, często dotknięty niechę cią króla, nielubiony od panów, prześladowany na sejmach, mężnie stawił czoło niebespieczeństwom moralnym, grożącym ojczyźnie. S królem szło mu jeszcze jako tako: puszczając wiele w niepamięć, pozyskiwał niekiedy jego pomoc; ale s panami nie było rady, musiał gwałtownie powstawać na ich szaleństwa, pi*zechodzące wszelką miarę nawet w o- wych czasach, kiedy każdy co chciał dokazywał. Tak naprzykład książę Radziwiłł, wahając się dłu go, jaką sobie wybrać religią: luterską, żydowską czy turecką, dał się nakoniec s tern słyszeć, że za mierza sam zupełnie nową wymyślić. Innym panom podobneż projekta snuły się po głowie; w sejmach zamiast radzić o , rzeczy publicznój, prowadzono spory o dogmata.
Hoziusz, umiejący trafnie przemawiać do w sp ół rodaków, tak odezwał się jednego razu nazjeździe szlachty pruskiój i w części mazowieckiej:
„O narodzie dobrodusznych ludzi!.,. Jeżeli już wam koniecznie zachciało się szaleć, szalejcież;
ale przynajmniej nie przestawajcie być Polakami. Czy trzeba wam nowej wiary? nowego Boga? T oż macie tego urwisza Grzegorza z Mazowsza: zrób cie go sobie Bogiem, a będziecie mieli swój oso bny mazowiecki kościółek. Będzie to głupstwo, ale przynajmniej swoje własne. Szukacie religii w y godniejszej , przestronniejszej, słowem, radzibyście dobrać obuwie któreby nie cisnęło nogi?... W leź cież w chodaki swojego Mazura Grzesia. Po co sprowadzać pantofle z Genewy i z Wiirtemberga?*
Takim to popularnym a często i grubiańskim ję zykiem nastając wszędzie na nowatorów, wydo bywał on przeciw nim dawniejsze uchwały sejmo we o cudzoziemcach, żądał nowych postanowień, i nakoniec wymógł że ich wywołano s kraju. Szla chta ze swojej strony zasłaniała się przywilejami. „M ożna— powiadano— zmusić chłopów i mieszczan do uległości biskupom; ale my co mamy prawo obierać królów, możemy również obrać sobie i pa pieża; a jak nie ulegliśmy despotyzmowi świeckie mu, tak nie nagniemy się i pod despotyzm du chowny.(c
W śród tych zatargów, król obowiązany czuwać nad niebespieczeństwem granic i wciągnięty w woj nę o Inflanty, nie miał już skąd brać ani pieniędzy ani wojska. Jako wielki książę litewski, zarządzał on jeszcze skarbem swojego księstwa, ale wkrótce utracił i ten środek, gdy sejmy ^kłoniły go do od dania Litwy pod jednakie prawa s Koroną. Tylko niektórzy możni panowie przychodzili mu w po moc własną kieszenią i hufcami swroich wojsk na dwornych. Radziwiłł z 4,000 straży królewskiej i zebraną garstką domowego żołnierza kilku magna tów, wstrzymał najazd Moskwy, zniósł 30,000 woj
ska moskiewskiego, zabrał wszystkie ich tabory i zabił naczelnego wodza, a wkrótce potóm odparł drugą, armię wielkiego księcia Iwana.
Iwan w swym kraju mordował dalej poddanych. Panowanie tego tyrana uważane jest za plagę zło żoną s klęsk wszelkiego rodzaju. Napady szczurów wędrownych i szarańczy niszczyły zasiewy polne; powietrze wybiło resztki ludności Nowogrodu, Pskowa i Tweru. Chłopstwo tłumami ściągało się do Moskwy szukając chleba: wielki książę z obawy zarazy kazał je odganiać od stolicy. Pośród po wszechnej nędzy i żałoby, on jeden zdawał się być wesoły, wyprawiał biesiady, pił s czeredą swoich ulubieńców, bawił się dowcipem kuglarzy i śmie szków. W esołość ta wszakże była tylko pozorna. Człowiek ten co siał przestrach koło siebie, sam także lękał się bez ustanku czegoś okropnego, i kto- by dał temu wiarę, myślił ciągle o sposobach ucie czki. W ^ym celu posyłał do królowej angielskiej, prosząc o przytułek i list -wolnego przejazdu, na przypadek jeśliby musiał ze swego państwa ucho dzić. Królowa Elżbieta przyrzekła mu wyznaczyć ziemię na pobyt, z warunkiem, aby tam utrzymy wał się własnym kosztem. Akt ten oryginalny s pod pisami królow ćj, lorda Arundel i wszystkich lor dów rady, znajduje się w archiwum moskiewskiem. U roiło się jeszcze było Iwanowi wcale co innego. Odpędzając jedne żony nawet bez rozwodu, a bio rąc drugie pomimo upomnienia kościoła, mając przytem mnóstwo nałożnic, powziął dziwną myśl zaślubić sobie starą królowę Elżbietę. Królowa od mówiła ręki, ale nawzajem podawała mu inne, nie mnićj osobliwsze propozyeye, o których powiemy później. Tymczasem zaś dostarczała wielkiemu
księciu lekarzy, inżynierów i wszelkiego rodzaju kunsztmistrzów.
Król polski przewidywał jakie niebespieczeństwo mogło wyniknąć s tego zachodzenia cara w stosun ki z mocarstwami Europy. Przekładał więc cesa rzowi, miastom anzeatyckim, i mianowicie królowej angielskiój, że ta wznosząca się na Północy potę ga, może s czasem stać się groźną Europie, że ró żna od reszty państw chrześciańskich, opiera się na zupełnie innych zasadach, ma wcale inne potrze by i, jak się zdaje, osobne swoje posłannictwo; a zatem chrześciaństwo powinne byłoby wspólnemi siłami wrzrostowi jej położyć tamę.
W jednej nocie dyplomatycznej Zygmunta A u
gusta do królowej angielskiej są następne słowa: „Powtarzamy W . K . Mości, że car Moskwy, nie przyjaciel wszelkiej wolności, codzień powiększa swoje siły przez stosunki handlowe i zwiąski z na rodami cywilizowanemi. W . K. M ość wiesz o jego okrucieństwie i morderstwach. Jedyna nasza otu cha polega na tem, żeśmy wyżsi umiejętnościami i sztuką, ale wkrótce, z łaski sąsiednich monar chów, będzie i on tyleż umiał.®
Nic dziwnego, że królowa angielska i książęta niemieccy zgoła nie uważali na te przestrogi, kiedy sami Polacy, naoczni świadkowie krwawych
bes-i
>rawiów Iwana, patrzący na wycinaniew
pień ca-ych miast inflanckich, na rzeź i męki polskich jeń
ców
wojennych, nie chcieli wspierać swojego króla,owszem częstokroć umyślnie krępowali mu ręce. D uch stronnictw politycznych i sekt religijnych ogarnął całkiem nietylko sejmy ale i radę króle
wpadł w ponurą posępność i niekiedy przewidywał rzeczypospolitój nieszczęścia jakie miały na nią przyjść s Północy. Mówią nawet, że gdy pytano kto po nim ma tron objąć, za odpowiedź wskazał palcem na Północ, bądź, że przez to wróżył Pola kom co ich czekało, bądź, że chciał przerazić i na dobrą drogę naprowadzić.
Hoziusz, równie jak Zygmunt August niespokoj ny o przyszłość Polski, zwracając oczy to na dom austryacki, to na francuski, radził królowi, aby re sztę dni swoich poświęcił ustaleniu w Polsce dyna- styi wziętej z Zachodu; ale bezdzietny król odpo wiadał, że nie czuł już siły myślić o przyszłości kraju, którego obecność wydzierała mu się z ręki.