• Nie Znaleziono Wyników

591 ści okresów s sobą, więcej także na rozu-

mowstwie, jak na prawidłach oparta,“

czego dowodzę tamże przykładami,dodaje: „Dzi­

wna rzecz! więc widać: że autor swoje prawi­

d ła chyba na yłupstw ie opiera.“ — Podobnych wniosków o ocenie p. Łochowskiego robie nie- myślę: każdy czytelnik z muich odpowiedzi ł a ­ twy wniosek o wyrażeniu p. Ttochowskiego, i o nim samym uczyni. J a tylko to dodaję, że ma­

jąc zamiar pokazać niedorzeczność prawideł na składnią, jak tu, tak i w wielu miejscach dro­

g ą rozumowania dowodzę: że te prawidła są niepotrzebne. Ale żadnego autora niewymieniam i nietykam się nigdzie osobistości.

2 3 . S p rzeczności.

Pan IŁochowski widzi sprzeczność w tein: że używam musie, m nsiesz, m usiem y i t. p., a in­

nych słów tego wzoru, np. leżał, b ie ż a ł, w i­

d zia ł, s ie d zia ł i t. p. tak niepiszę. Alboż nie- powiedziałem w przedmowie do grammatyki str. IX ?

„Popraw ode mnie do zaprowadzenia w ska­

zanych , np. w świacie i t. p. zamiast w świecie nieśmiałem jeszcze u ż y ć : że takie odmiany powoli się robią i od całego na­

rodu, a nie od jednego gram m atykarza;44

położone tu i t. p. ściąga się i do słów wszyst­

kich nijakich pisowni: bo ja ani jednej głoski napróżno kłaśdź niezwykłem. Gdzież tu jest sprzeczność? Zanadto byłbym zuchwałym, gdy­

bym nagie te wszystkie poprawy swoją powa­

g ą w prow adzał, jak p. 1Łochowski swoje j , o czem pod liczbą 10 j'iż było. Pisownią tylko słowa m u sia ł dla przykładu ziomków powoli oswajającego, jako też i dla rozróżnienia lepsze­

go , słowa nijakiego m u sia ł od czynnego m u­

si ł zaprowadziłem.

Pan "Łochowski słusznie sie obawia układuo mojego czasow ania zaczepiać i s milczeniem zna- czącem to obchodzi. Dla innych wszakże osądź- ców w przyszłości muszę się z góry wytłuma­

czyć: że do zaprowadzenia tej pisowni w s ło ­ wach nijakich ważne przyczyny w gram. od str. 36? położyłem.

Do przywrócenia e sciśnionego w tym wzo­

rze upoważniają mię nawet sami kryty ko wie, a nawet p.'Łochow ski piszący: musiemy. p a tr z e - m y , u jż r z e m y , w id zie m y , m usieć, p a tr z e ć , u j ir z e ć , w idzieć i t. p. Ho jakiż oni słuszny powód znajdą do zyi/olynow ania tej głoski w innych odmianach, kiedy w tych zatrzymują?

Czyliź wyraz np. D obrodziejka, że się źle po­

spolicie wymawia D o b ro d zika , ma także to e sciśnione utracić? Do dobrego zaś wymawiania tych slow nijakich niech za wzór służą s ło ­ wa : um iał, um ieć. śm iał, śmieć, które we w szvst-592

L9i kicli odmianach swoich to e sciśnione w pisowni zatrzymują, i od wszystkich ust prawdziwie pol­

skich jeszcze dotąd nawet dobrze są wymawia­

ne. To wszystko powinno uśmierzyć gniew pp.

recenzentów przeciw mojej pisowni; jeżeli nie- rhcą się pokazać źle rozumującymi.

b ) P rz y k ła d mdj w gram. str. 385:

„ T w oje ciotkę i meyo brata odjechałem cho­

ry cli.u

gani p. 'Łochowski i każe swojeyo brata: b y ło ­ by to troszka niepopolsku, ale wypada i z tego sio usprawiedliwić, i*, 'fochow ski w swej gram - matyce przytoczywszy przykład z R e ja (może ich więcej znaleść i w wypisach teraz przez siebie w P rzeglądzie umieszczonych) ten:

„ W s z a k o ż uważaj czasy, a to czyń, co należy i dostatkowi tw e m u , i stanikowi tw em u,u po­

wiada, że tu niema błędu. Dalej mówi: że dla w yrazistości używamy zaimków dzierzawczych, np. w odpowiedziach: czyje p r zy w io złe ś k sią ż­

ki? — p r zy w io złe m swoje k s ią ż k i, a gdy się powtórzy pytanie (chyba dla głuchego! ale tu niema tego przypadku: bo już odpowiedział) odpowiem bez s ło w a : moje k s ią ż k i „bo w ta­

kim razie właściwie następujący obrót w myśli nadajemy mow i e : moje są ksią żk i, które p r z y ­ w iozłem . Nadto ponieważ wiem, że pytającemu się nie idzie ani o czynnośc, którą wykonałem, ani o rzecz, na którą wywarłem działanie: bo je zna, bo je objawił w swojem zapytaniu, ale

504

jedynie o właściciela rzeczy; dla tego ja, usi­

łując mu się krótko a. ja sno wytłumaczyć, je­

dnym wyrazem odpowiem moje.u — Otóż! na zasadzie samegoż p. Ź ochows kiego prawideł, chcąc ja sno się wytłumaczyć, krótko i dla w y - rozistości położyłem: meyo bra ta , i niesądzę;

abyśmy tylko przy zapytaniach i odpowiedziach tej jasności, krótkości i w yrazistości się pilno­

wali.

c ) Ze przyimki od myśli naszej, a nie od slow zale ż ą, na to się zgadza pan 1Łochow ski: ale się gniewa za przypisek w g r a m . sir. 2 8 1 , w którym objaśniam tych przyimków użycie se sło­

wami. Ten gniew wszakże niesłuszny: bo na str. 4 0 0 tak powiedziałem:

„R ządu słów przyimkami tu wskazanie dla Polaków byłoby zupełnie niepotrzebne.

W kradające się tylko nadużycia przeciw rozumowstwu, i kierunek przeciwny przy­

rodzeniu naszego języka już tak często na­

dawany, oraz chęć ułatwienia cudzoziem­

com, do tej dokładności mię pobudziły.“

W ytłum aczyłem się więc tu dobitnie i sprze­

czności żadnej niepopełniłem. Niech zgadnie p.

Łochow ski, przeciw któremu grammatykarzowi te słow a sa wyrzeczone? bo wymieniać na-c J J zwisk nawet błądzących autorów w mojej grain- matyce sobie niepozwoliłem, i niechciałem na­

śladować p. 'Łochowskiego, który w swojej po­

łowicznej grammatyce wszędzie swych poprze­

595 dników, a mianowicie M ticzkow skiego, podobnie ja k mię w tej ocenie łaje. W rozprawach mu­

siałem każdego po nazwisku wymienić, dla sa ­ mej historyi piśmiennictwa grammatycznego 3 i jeżeli dokuczyłem komu, to tylko zwaleniem niepewnych zasad, lub wykazaniem szczególnych błędów. M usiały wszakże moje uwagi byc spra­

wiedliwe, kiedy żaden z żyjących mi na to nie- odpowiedział, sam nawet pan Łochow ski tylko mimochodem (bo szczególniej moję gram m aty- kę wziął za cel dla swoich pocisków) mści się dziś po 4ch leciech za praw dę, która, jak po­

wiadali starzy, za w sze w oczy kłuje.

d ) Słusznie poprawia p. Łochow ski w ytłu­

maczenie imiesłowu niedbając, że oznacza gdy niedba, nie gdy niedbal: ale niesłusznie do ł a - janek przystępuje tam , gdzie widoczna jest po­

m yłka drukarska. Alboż jestem stuocznym A r ­ gusem? i pod karą klęczenia przed p. profe­

sorem filologii musze bez błędów wydrukować?, 0 d C J Pan Łochow ski już nieraz swoje prace w ydaw ał w druku, i w ie, jak trudno oczyścić dzieło z w ła ­ szcza większe od pomyłek drukarskich. Gdy­

bym mniej oszczędzał czasu i cierpliwości czy­

telnika, i chciał się wywzajemnic panu Łocho­

w skiem u} znalazłbym w jego ocenie więcej, niż w rnojem całem dziele błędów. Ale czyż tu jest miejsce popisywania się tą żakow ską mądrością, i jeszcze w takich razach, gdzie rzecz z siebie jasna? I dla tego uprzedziłem przy mojej gram -

niatyce:

5‘MJ

„Inne pomniejsze pomyłki po przeczytaniu grammatyki c a ł e j , każdy łatwo sam po- prawi. 44

e') Mówiąc o określeniu (definicyi) gramma- ty ki, niby podziękę mi s kłada p. Zochow ski za jakieś (które sobie wyobraził) jego s M ro ziń - skim i K am ińskim zrównanie, chociaż nigdzie tego niezrobiłem: bo wiem, że p. profesor filo­

logii jest tylko wyznawcą M ro ziń skie g o , a p.

K a m iń ski nietylko żadnej grammatyki, lecz i najmniejszej jej części niewypracował. Ale źle swój gniew ukrywa za dowiedzenie w rozpra­

wach kilku jego błędów, nierozum mi przypi­

sując. Bo jeżeli powiedziałem o grammatyce po­

łowicznej p. "Iłochowskiego: że ona nieuspra- tcied/iw ila podanego p rze ze ń określenia; to słusznie i dziś powtórzyć mogę. W określeniu bowiem przez p. Ż ochowskiego podauem takie brzmią słow a: „Grammatyka winna z jednego punktu wytoczyć całe pasmo organizacyi jęz y ­ ka, którym władano, my ślano i myśli swoje zna­

czono.44 — Gdzież ten p u n k t jest w dziele p.

!Łochowskiego? gdzie z niego wywodzi całą or- ganizacyją języ k a? Chyba ogulne przemiany głosek trop w trop za M ro ziń skim za ten g łó ­ wny, najwyższy pu n kt uważa: aleśmy widzieli wyżej, jak i ten jest śliskim i niepewnym! Mnie się zdaje przeciwnie: że p. Zwchowski w swo- jem dziele podrobił wszystko, zamieszał wszy st- ko, nawet ogólnej zasady odmian wyrazów

nie-wskazał', chociaż o częściach mowy odmiennych obszernie napisał. Niech tu podniesie głos sam stwórca tego określenia p. K a m iń s k i; śmiało sie do jego zdania odw ołuje, choć niemam do­

wodów jego dla mnie sprzyjania.

W rszelka nauka powinna mieć główną jedne z asadę: ja w rozprawach tę w sk a z a łe m , panu C zajkow skiem u powtórzyłem, dziś jeszcze i p.

I'Łochowskiem u, jak widzę, powtórzyć muszę:

ż e tylko spółgłoski ostatnie i znaczenie w yra ­ zó w na odm iany ich w p ły w a ją , zboczeń zaś od w zorów je st p rz y c zy n ą jasność m o w y , j e j dokładność i niecierpienie dw uznaczników . Gdzie od tej zasady odstąpiłem? niech mi pan /o c h o w sk i dowiedzie: bo to tylko recenzentom pozostaje. Tę zasadę można uważać za ów p u n kt, z którego p. K a m iń ski zalecił w ytaczać całe pasmo o rg a n iza cyi ję z y k a . Nieznajdujac zaś żadnej w dziele p. 'Łochowskiego takiej za­

sad}', takiego p u n ktu , słusznie i bez namiętno­

ści wyrzekłem, że autor swego określenia nau­

ki w skutku niedowiódł.

f ) Nawet mi p. Z ochowski wyrzuca niezna­

jomość matematyki, że niedałem przepisów pi­

sowni po liczbach w różnych s niemi działaniach.

Gdybym był chciał przepisywać tu znaki pi­

sarskie , musiałbym był wejśdź w wyłożenie choć krótkie samyeh nauk. A że ani arytm ety­

k a , oni m atem atyka, ani a stro n o m ija . ani a l- giehra do pisarza grammatyki nienależy, s ł u

-T om I I . Z e s z y t V I . 1847.

597

598

sznie do nauczycielów (ycli nauk odesłałem.

Ten cały zarzut nawet jest troclia nierozumo- wnie i w oślepieniu namiętnem oddany. Niecli go po roku p. Łochow ski przeczyta, a pewno przeciw sobie wyrok podobny mojemu wyda.

Pisowni mojej M a n tu ja, Giennja, pojona da­

łem przyczyny na str. 446. Czy to będzie p rzy- jętem? czy nie? — nie do mnie należy. Jednak pisarze znakomici czyż niepiszą w (en sposób wyrazi)w, np. paw dyja, ideja, A z y ja , D ry ja - da, B ib /ija , J u iija , Aslreja, D yjakon, D ulcy- neja i t. p.? Otóż! toż samo j między u i a wtrącać się powinno. Dla (ego tylko p. 'Łocho­

w ski tej pisowni zapewne nielubi, że ją pier­

wszy wprowadzam, ale dajmy czas do namy­

ślenia się ziomkom. Z powyższej mojej pisowni p. Z ochowski robi wniosek: że podobnież j wtrą­

cać się powinno między a, u. Ale to jest dw u­

głos (dyflong) podobny naszemu a j ( proszę po­

równać, co się powiedziało pod liczbą 4 ) nie- tylko innym językom, lecz i naszemu, choć nie w wielu wyrazach właściwy. Ja k że go można porównywać s dwiema samogłoskami obok sto- jąc e m i, osobno wymawiającemi się i ziewanie wzbudzającemi ?

Do tej nieposobności w tym zarzucie p. 'ło ­ chowski i różnorodność zarzutów d o łą c z y ł: bo nagana wyrazów moich w szec/m anclw o, w szech- naucze (Encyklopedyja) do innego rozdziału należy. Czyż taka ocena ma być rozumowna?

599 Co do wyrazów moich powyższych, niebędę się bawił ich obroną. Zda mi się jednak: że one na drodze narodowej i naszemu językowi w ła ­ ściwej są utworzone, a (u niech raczy p. Z o- chow ski do mojej grammatyki str. J79 zajźrzeć i porównać do innych wyrazów z wszech zło­

żonych.

/>) Igraszkę robi pan Ziochowski z podanej przeze mnie wyrazu Noe pisowni, także niesłu­

sznie: bo (o jest wyraz obcy, w składzie swoim zupełnie naszym wyrazom przeciwny, i dla tego tyle kłopotów grammalykarzowi dajacy. J e ­ żeli mój recenzent poda lepsza pisownie tego w y ra z u , i poprze lepszemi dowodami, chętnie na nie przystanę. Ale że j , niby wedle mojego w ykładu, ma za samogłoskę równa innym sa­

mogłoskom, (o niesprawiedliwość popełnia, nie- wyrozumiałości dowodzi: bo dla tego j odłą­

czyłem od samogłosek czystych, i nazwałem ją g ra n iczn ą , jak było o tein obszerniej pod liczbą 4. i 10. — Sprzeczności więc mojego rozumo­

wania , przez p. '/łochowskiego zarzuconej zu­

pełnie tu niewidze.

Niech jednak zastanowi się pan 'Łochowski:

czy Noeowie tak napisane, jest zgodne s przy­

rodą naszego jęz y k a ? czy spieściwszy choć je- dnę śrzodkową samogłoskę e w ten sposób N o - jeow ie, nie łatwiej nasze usta wymówią i uszy sławiańskie zniosą, aniżeli Noeowie? Recen-C J zent powinien poważnie i naukowie zbijać, a nie śmiechem przedrzeżnicza zbywać.

24. Niesyslematyczność, z tą d pow tarzania.

Pod tym napisem zbiera p. Łochow ski moje liczne przykłady pochodników pogardliwych ze wszystkich wzorów, i wykrzykuje: „i czyliż jestto układ szczęśliwy? Ileż tu wyrazów nie­

potrzebnych! na stu stronicach trzeba szukać wyrazów pogardliwych ! To prawdziwie pogar­

dliw y u k ł a d !... Masz w tych deklinacyjach rze­

czowników, co chcesz: odmiany zaimków, imion liczbowych, form ow anie rzeczowników, przy­

miotników, słów, przysłówków : słowem wszyst­

ko masz, tylko porządku i rzeczy nieznajdziesz, bo wszystko na 4ry — gdzie tam na 32 wiatry autor rozstrzelił. “ 1

Połajanka p. Łochowskiego za moję dokła­

dność w wyprowadzeniu pochodników, sądzę że nietylko od ziomków, ale i od cudzoziemców ocenioną słusznie będzie. \Yvżej widzieliśmy:

że za jednem pociągnięciem pióra, i na jednetn miejscu wszystkich pochodników wyprowadzić niemożna (obacz pod liczbą 2). J a k każdy wzór

1. Nit1 mam ochoty li cz yć u s t e r k ó w w g r a m m a ty c e p. Z o c h o -

;le sk ie g o , mo źcby n a w e t to b y ł o po de jź rz an ć m c z y t e l n i k o w i : z a s t a ­ wie się ra c ze j św i ad e c tw em uczonego R z e s i ń s k i e g o , k t ó r y pod 3 wz o ra m i p. Z o c h o tc sk ie g o n a l i c z y ł 106 p od d z ia łó w . U mnie w i e c , g d y b y sie n a w e t pod k a ż d y m w z o re m p rz e m ia ny g ło s e k p o w t a r z a ł y , b y ł o b y ty lk o pow tór ze ń o k oł o 20, — co daleko je s z c z e do 106 po ddz ia łów mojego w z aw odz ie g r a m m a t y k a r s k i m po pr ze ­ dn ika, a dziś rec en z e n ta .

601 główny różni się od innego wzoru, tak pocho- dniki tego rozróżnienia noszą mniej więcej różne cechy. Dla przekonania się niecli czytelnik tyl­

ko weźmie wzór Iszy i ligi rzeczowników, niech w nich weźmie pochodniki spieszczone, a po­

strzeże nietylko wielkie różnice, ale i przyczy­

nę tych różnic, nadto natrafi na jasne i niezbi- tne pisowni wszelkich pochodników zasady. J e ­ żeli przejdziemy do przymiotników, i weźmiemy ich stopniowanie, każdy dostrzeże wielkiej mię­

dzy wzorami różnicy, postrzeże dla czego przy­

miotniki na szy zakończone niepodlegaja sto­

pniowaniu ? W czasowaniach lip. pod wzorem Vtym wyjaśnia się, dlaczego słow a rządu nie- niają? Ostrzega się, że słow a czynne pod tym wzorem są wszystkie częstotliwe, a przynajmniej niedokonane nawet s przyimkami i t. d.

Podział mój wzorów tak jest przyrodzony;

że ich samo zastosowanie naprowadziło na wiele odkryć nowych, jak np. kończenia we wzorze IV tym rzeczowników żeńskich 5tego przypad­

ku, dotąd s końcówką imion męzkich Ifgo wzo­

ru nieumiejętnie zamieszanego. Niechlubiłbym się z tego, gdyby p. 'Łochowski mojego ukła­

du pogardliw ym nie nazwał. Przyczyna tak do­

bitnej grzeczności leży w t e m : że pp. krytyko- wie uczeni nieraczyli mię zrozumieć ’, i

niepo-1. Choć inneini s ł o w y , ale p r a w i e (oź samo , co p i e r w s z y r e ­ c en z e nt w a r s z a w s k i , to i dru g i z a r z u c a . U t k w i w s z y oni, j a k F a - ki row ie w punkt j e d e n , w gw ia z d ę M ro w iń sk ie g o w z r o k s w ó j

trafili odemknąć zaniku, chociaż im do rąk klucz

spolicie tak zwane wyjątki od powszechnego prawidła.w

003 Gdyby pp. krytykowie pamiętali, że mają (en klucz w ręku, czyby powiedzieli, że u k ła d mój jest z ł y , pogardliw y i kto wie już jaki?

Wiadomo jest: że słow nik każdy jest dzie­

łem , w którein wszystko najłatwiej i najprędzej znaleźć można. Moja gramrnatyka jest drugim słownikiem, s tą tylko różnicą: że inne słowni­

ki układają się wedle początkowych głosek, a moja gramrnatyka wedle końcowych, to jest we­

dle zakończeń. Niech więc każdy biorący się do czytania mojej grammatyki, a nawet najmniej nasz język znający cudzoziemiec, pamięta i po­

szuka w zoru, do którego przez swoje zakoń­

czenie wyraz jaki należy, a pewno tam znaj­

dzie wszystkie odmiany, wszystkie, które mi p rzy sz ły na pamięc\ pochodniki. Dalej odmiany i pochodniki są ułożone w jednostajnej po sobie następującej kolei; nietrzeba więc czytelnikowi łam ać głowy i nad wyszukaniem tego. Otóż!

jest jasność, jednostajnośc i spoistość mojego układu. Nierozstrzeliłem ja przedmiotów' nauki na 32 w iatry, jak powiada pan 'Łochowski, ale owszem rozstrzelane przez innych i przez niego w jedno ognisko zgrom adziłem , ześrzod- k o wałem.

P P . C zajkow ski i 'Łochowski przyrzekają nas obdarzyć swemi grammatykami, oczekiwać bę­

dę cierpliwie tego zapow iedzenia, wykonania, i obaeze, czy oni potrafią lepszy układ przed czytelnikiem rozłożyć? J a im przyrzekam, je

-żęliby mię chętka wzięła ich prace przyszłe osądzie, że niebędę ani na stopę M rozińskiego.

ani na swoje mierzyć, ale wedle własnego ich zapowiedzenia i pewno nieprzymieszam żadnej osobistości.

Ostatni napad p. Łochoa-skiego jest na wy­

prowadzenie odemnie imion spieszczonych, od których powtarzania pod każdym wzorem panu I'Łochowskiemu „aż włosy na głowie powstają, aż mrowie po ciele przechodzi!“ Dalej domyśla sie: że j a exam inu sam ze swojej g ra m a tyki n ie z d a m , nakoniec dodając długi przykład i niesmaczny nagromadzonych spieszczonych imion, też spieszczone imiona za chorobę miejscową uważa. Najgrawanie się pana '/łochowskiego z własności naszego jęz yka , wielokrotnego spieszczenia imion więcej jest w słowach, niż w rzeczy, wiecej nowej godności recenzenta, niż dawniejszej g ra m m a tyka rza skutkiem. A l ­ bowiem pan 'Łochowski sam w swojej poło­

wicznej grammatyce wywodzi nastepujace spie­

szczenia : p a n ien e k , p a n ien e c zek , ja g n ią tek, ja g n ią łe c z e k , konik, koniczek, włosek, w iose­

c zek. koszulka, koszuleczka, źrzeb ią tko , ź r z e - biąteczko, wym ionko, w y m io n eczko . krówecz—

ka, stajeneczka, w iadereczko, skrzyd eleczko i t. d., i chyba by tu włosy powstać na głowie, i mrowie przez czytelnika przejedź powinno: że p. 'Łochowski różnych wzorów imiona, różnych przypadków w jedne kupę z s u n ą ł , i to spie­

004

605 szczenie stopniowaniem jak w przymiotnikach nazwał’, czego u mnie chwała Bogu! nikt nie- znajdzie.

2 5 . Z akończenie.

Jeszcze raz mi p. 'Łochowski w y r z u c a , że się chwalę. T ego przechwalania się w obu dzie­

łach moich czytelnik pewno nigdzie nienapotka, wr tej zaś odpowiedzi umyślniem zgrzeszył, po­

kazując lepszość mojego u k ła d u , abym niejako choć pó źn iejszym grzechem usprawiedliwił z a - wczesne i ostre łaja u ki pp. recenzentów.

Dalej zwyczajem zadawnionym w krytykach, zachęca mię p. 'Łochowski do pracy, każe s ł u ­ chać rad swoich, i pozwala spodziewać sie po­

chwał za posłuszeństwo sobie. Ale do pracy zachęciły mię wyższe i c z jstsz e cele, od któ­

rej nawet tak dotkliwe slow pociski, jak sta­

rałem się (u przywodzić, nieodstreczą, pochwał żadnych nieżądam zw łaszcza od takich, jacy się dotąd pokazali, recenzentów, a rady p. 'Ło- chowskieyo czy mam przyjąć? — Niech teraz czytelnik, a nawet sam pan 'Łochowski zawy­

rokuje.

Moi krytykowie najwięcej wojują M ro ziń skim , przykro mi jest: że w kilku miejscach musia­

łem i o tym zdatnym i gorliwym badaczu na­

szego języka prawdę wyrzec. Bo iiietak skory

Tora II . Z e s z y t V I . 1847. 77

606

do ganienia, jak raczej i!o uznania zasług lu­

dzi znakomitych zmarłych, byłbym chętniej zo­

stawił popioły tego uczeńca w spokoju. Lecz napaść nieoględna recenzentów i od tej zasa­

dy znagliła mię odstąpić w obronie mojego u- kładu. T eraz może się znajdą i tacy, którzy uznając mego układu jakąś wartość, powiedzą:

że to z tego, to z ow ego autora pobrałem. -Ła­

two to przewidzieć: bo znam cokolwiek kolej zapasów piśmienniczych. W reście nigdy nieza- przeczę, że się korzystało z drugich nieco: ale też wiele się odkryło samoistnie z siebie.

Chciałbym tylko, do czego mam słuszne p ra - wo, żeby utworzenie całości z cudzych i z mo­

ich badań do mnie należało.

M oże się znajdą i tacy, którzy po próżnych usiłowaniach rozwalenia mojego dziełka na pod­

walinach przyrodzonych naszemu językowi opar­

tego powiedzą: że zanadto wielką porządkowość w język wprowadzam. Tym zawczasu odpowia­

d a m : że widzę wszystkie zarzuty', jakie mi zro­

bić m ogą: ale też wiem i (o, że ta chwila bę­

dzie przysileniem choroby k ryty czn e j, i że w tej chwili dowiodę właśnie postępowego w każdym względzie dążenia mojej gram m atyki, chociaż na języku starym i pospólstwa ułożonej.

Ale wrócę się jeszcze do M rozińskiego. P o ­ wiadają tego męża strońnikowie i uczniowie: że nic niemasz lepszego nad podział spółgłosek przez niego zrobiony. Dla czegóż dotąd na za­

G07 sadzie tego podziała żadnemu grammatykarzo- wi nieudało się rozwiązać czasowań s łó w , a nawet pisowni w nich, a zw łaszcza w sposobie bezokolicznym, co u mnie tak się jasno wywo­

dzi? Dla czegóż wszyscy grammatykarze i p.

I'Łochowski uważali na od wzorowe (nieforemne) imiona, np. nazwisk jak Zam ojski, T arnow ski ; godności, np. Podsloh\ P odczasy? a nawet imio­

na nijakie na ę zakończone? Dla czego sami niewiedzieli, jak maja odmieniać wszystkie lic z - bow niki? Dla czego imiona zbiorowe, jak wi­

dzieliśmy już wyżej, tak połamane mają u nich w zory? — kiedy u mnie wszystko jest na miej­

sc u , i nad moje podwaliny nic nabok niewy- skakuje?

Zaiste nic nowego w mojej grammatyce niewy- myśliłem: byłbym godnym pogardy pisarzem, gdybym swoje marzenia narzucał. Ale zpod zasp piasków przez burze i wylewy polityczne i w umysłach odbite, odkopałem pewne narodo­

we odmiany, z nanosów szkodliwych oczyści­

łem, i one w pierwiastkowych pięknych k sz ta ł­

tach ziomkom okazałem. I ta jest przyczyna:

że nieoswojeni s niemi, za nowe rzeczy i zbyt

że nieoswojeni s niemi, za nowe rzeczy i zbyt

Powiązane dokumenty