• Nie Znaleziono Wyników

1, Ź l e w y c h o w a n e d z i e c i .

G d y F ra n c isz e k i Jaś wracali ze szk o ły , n i e w id z ia n o ic h n ig d y s k r o m n i e i s p o k o y n ie pow racających do d o ­ m u , lecz zawsze z w i e l k i m h a ła se m w y p a d li ze szkoły, gkoro d o s trz e g li, źe n a u czy ciel n a n i c h n i e u w aża.

L e d w ie co wyszli n a u l i c ę , u g a n ia li się n i e s f o r n i e , i ciskali n a siebie g r u z a m i z ie m i, a n a w e t i k a m i e ń m i . G dy deszcz był u p a d ł, n i e szli ta m , gdzie b y ło su c h o , ale p r z e z b r n ę li k a łu ż e i p ry sk ali n a siebie b ł o t e m . G dy trafili n a d ro d z e k u r ę lu b k a c z k ę , albo i n n e ja­

k ie zw ierzę, pędzili je p rz e d sobą., rzucali n a n i e k a ­ m i e ń m i i d o zn a w a li z ło śliw cy ra d o ś c i, k ie d y to b i e ­ d n e zw ierzę, ile m o g li, p rześladow ali. G dy p e w n e g o d n ia r ó w n i e ż sp raw o w ali się tak n i e s k r o m n i e , n a d ­ szedł starzec i z g a n ił ich sw aw olą. P o w in n ib y ś c ie się w s ty d z ić , r z e k ł , g d y ż n i e p r z y s to i d zie c io m id ą c y m ze szkoły, gdzie wiele dobrego słyszały, ta k a n i e s f o r ­ n ość i swawola. L e c z złe te dzieci led w ie s łu c h a ły tego, co i m stary p o w ied ział, o d b ieg ły ze ś m i e c h e m i h a ła s e m . P o s tę p e k tych dzieci b a rd z o się n i e p o d o ­ b a ł o w e m u starco w i, M ó g łż e się p o d o b a ć r o z u m n e ­ m u c z ło w ie k o w i? C o s i ę r o z u m n y m l u d z i o m n i e p o d o b a , j e s t r z e c z ą n i e p r z y s t o y n ą .

Zawsze tak spraw ow ać się p r a g n ę , aby l u d z ie r o ­ z u m n i n a m o j e p o stę p o w a n ie z u p o d o b a n i e m zapa­

trywać się m o g li.

32

2. P o k u s a , .

E r ń e s t i A u g u s t w yszedłszy p e w n e g o d n ia przed b r a m ę , p rz e c h o d z ili ltpło otw artego ogrodu. Z cieka­

w ości weszli do n ie g o i zn aleźli kilka śliwek, k tó r y c h gałęzie tak były o b c ią ż o n e d o y rz a ły m o w o c e m , że je p o d e p rz e ć m usiano. P a tr z A u g u ś c ie , r z e k ł E r n e s t , t u b y śm y się m o g li dobrze n a je ś d ź ; n ie w idać n ik o g o w o g r o d z i e , u ł a m m y p r ę d k o g a ł ą ź , i p ó y d ź m y ztąd.

N ie, rz e k ł A u g u s t, tego czynić n i e m o ż e m y , gdyż do nas śliwki n ie n ależą. E y , coż to S z k o d z i, z a w o ła ł E r n e s t : ten , do k tó re g o n a l e ż ą , n ig d y n i e d o s trz e ż e , ż e ś m y kilk a w z ię li, wszakże m a ic h ty le , że ich z l i ­ czyć n i e m o ż n a . Ale j e d n a k źle będzie", gdy to z r o ­ b i m y , o d p o w ied ział A u g u s t , g d y ż n ie godzi s ię brać skrycie, co do k o g o należy , chociaż to tylko jest b a ­ g ate lą . Czyż n i e w iesz, co oyciec m ó w ił n i e d a w n o , g d y n a m o p o w ia d a ł h i s to r y ą o z ło d z ie ju , k tó re g o p r o ­ w a d z o n o w k a y d a n a c h k o ło naszego d o m u ? I cóż, p y ­ t a ł się E r n e s t , p o w ia d a ł o n i m oyciec? m ó w i ł : o d m a ł y c h r z e c z y z a c z y n a m y , a k o ń c z y m y n a w i e l k i c h . E r n e s t z am y ślił s i ę , i r z e k ł n a k o n i e c : p r a w d ę m ó w i s z , m ó y A u g u ś c ie , p o y d ź m y daley.

E r n e s t b y ł w w ie lk ie m p o k u s z e n i u p o p e łn ić n i e p r a w o ś ć , czując c h ę tk ę je d z e n ia śliw e k , k t ó r e do nieg o n ie należały . Jakże to d o b rz e było * że go A u g u s t przestrzegał.

3. Z ł y n a ł ó g .

D o p o k i F ra n c isz e k b y ł w d o m u sw o ic h r o d z ic ó w , c o d z ie n n ie k ła d ł się s p a ć , s k o ro się tylko śc ie m n ia ło , albo u s n ą ł siedzący, i z w ie lk ą t r u d n o ś c i ą m u s i a n o go w ten czas b u d z i ć ; często n a w e t m u s ia ła go m a t k a jak m a łe dziecię ro zeb rać i do łó ż k a z a n ie ś ć , gdyż się wcale n i e m ó g ł o trz e ź w ić . P rz e c ie ż sypiał.zaw sze aż do d n i a , a w lecie w id z ia n o go często jeszcze w ł ó ż k u , gdy- j u ź słońce dobrze było zeszło. M atka p r z e ­ strzegała g o , żeby się od tego le n is tw a o d zw y czaił, g d y ż tego n a d a l n i e zawsze b ę d z ie m ó g ł c z y n ić ; ra ­ d ziła m u p rz e c h o d z ić się w ie c z o re m p o iz b i e , ekoroby

dostrzegał, że go sen n a p a d a , a z r a n a szy b k o wstać*

sk o ro b y go tylko o b u d z o n o , albo sa m się p rz e b u d z ił.

F ran ciszek jednak, m a ło z w ażał n a te p rz e s tr o g i, i tr w a ł w s w o i m z ł y m n a ło g u . W cźern asty tn f o k u p o s z e d ł do piekarza na h a u k ę . ' f e n ż ą d a ł Od n i e g o , ab y w w ie c z ó r do 10 g o d z in y czu w ał, ro z m a ite c z y n ­ n o ś c i o d b y w a ł, a w lecie jako i w z i m i e z ra n a b 5 g o ­ d z in ie w staw ał. Lecz to było trie p o d o b n ą rzeczą dla Zepsutego Franciszka. P o n ie w a ż teraz n ie m ó g ł r y ­ chło spać chodzić, usypiał zawsze przy pracy, a n a w e t i stojący. K ilka räzy w y w ró c ił się i s tłu k ł sobie g ło ­ wę. M ayster karał go często za le n is tw o , lecz to n ie p o m o g ł o . P o u p ł y n i o n y m m ie s ią c u odesłał gó m a y ­ s te r do d o m u , z z a p e w n i e n i e m , że go t r z y m a ć ża­

d n y m s p o so b e m n ie c h c e , g d y ż go do niczeg o u ż y ć h i e m o ż n a . N igdy też F ra n c isz e k n ie był c z y n n y m a n i sp o s o b n y m r o b o t n i k i e m ; T a k to jest t r u d n o pos żbydź się żłego n ało g u .

4. M ł o c t z i z ł o d z i e j e .

D z i e c i C h o d n i c k i e g o d o s t r z e g ł y , ż e w o g r o d z i e S ą s ia d a P o c z c i w s k i e g o b y ł y d w i e g r u s z k i , p i ę k n y b a r ­ d z o o w o c m a j ą c e . W p a d ł o i m h a m y ś l , p r z e y ś d ź p r z e z / p ł o t , i p r z y n i e ś ć s o b i e k i l k a g r u s z e k . C o t o b y ł a z a m y ś l ? S ą s i a d p o m i a r k o w a ł n a k o n i e c , ż e j e s t o k r a d z i o n y m , i s c h o w a ł s i ę p e w n e g o d n i a , g d y s i ę ś c i e m n i a ł o , w o g r o d z i e , a b y z ł a p a ł z ł o d z i e j a . N i e t r w a ł o d ł u g o , g d y u y r z a ł d z i e c i C h o d n i c k i e g d p r z e ż p ł o t p r z e c h o d z ą c e . O g l ą d a l i s i ę n a o k o ł o z e s t r a c h e m i t r w o g ą , a g d y n i k o g o n i e S p o s t r z e g l i w o g r o d z i e , b i e g l i p r ę d k o d o o w e y g r u s z k i . J u ż t y l k o c o m i e l i o d e y ś d ź z e s w ó j ą z d o b y c z ą , g d y s i ę P a n o g r o d u z j a ­ w i ł i d r o g ę i m Z a s t ą p i ł . J a k ż e s i ę p r z e l ę k l i i z a ­ w s t y d z i l i o w i m a l i z ł o d z i e j e * j a k ż e p r o s i l i P o c z ­ c i w s k i e g o , a b y i m p r z e c i e t e n p o d ł y p o s t ę p e k w y b a ­ c z y ł , i ż e b y i c h n i e o s k a r ż y ł p r z e d o y c e m . P m / c i w s k i d a ł s i ę u p r o s i ć , g d y ż m u p r z y o b i e c a l i , ż e m u j u ż n i g d y n i c n i e w e z m ą . A l e z ł e te d z i e c i n i e d o t r z y ­ m a ł y s ł o w a , 'g d y ż w k i l k a t y g o d n i z a s t a ł P o c z c i w s k i w s z y s t k i e w i n o g r o n a o b e r w a n e ' . P o ś z e d ł w i ę c - d ó . s w e ­ g o s ą s i a d a , i p r o s i ł 1 g o , a b y s w o j e d z i e c i z a p o w t o

-r z o n ą k -ra d z ie ż uka-rał. Lecz te się u p o r n i e zapierały, że ow oc w z ię ły , i oyciec i m u w ie r z y ł. Poczciwski.

w z d y c h a ją c , o d s z e d ł, i r z e k ł oddalając się: d z i e c i , w a m kiedyś źle dziać się będzie n a ś w ie c ie , w sp o - m n i y c i e na m n i e . T o p czapo w ie d z e n ie s p e łn iło się w sa m e y rzeczy, M a li ci złodzieje zastaw ali przy s w o i m s z p e tn y m n a ł o g u , stali się o s z u k a ń c a m i i do*

czekali się s m u tn e g o końca,

5. P t ó ż ń i a k .

Z y g m u n t b y ł s y n e m m a ję tn y c h rodziców*, a p rz e to m ó g ł u żyć n i e je d n ę y zabaw y, bez ja k ie y in n e dzieci obyw ać się m u s z ą . R o d zice jego ch o d zili czę­

s to z n i m n a p rzech ad zk ę, i w stę p o w a li g d z ie k o lw ie k , ab y m o g l i co zjeść dla o ch ło d z e n ia się. Jeżeli w m i e ­ ście co było do w id z e n ia n , p , zag ra n ic zn e zw ierzęta, k o m e d y a , albo gdy do A us te ry i m u z y k a przy b y ła, c h o ­ dzili t a m pospolicie z Z y g m u n te m ', aby m u sprawić u k o n t e n t o w a n i e ; spodziew ali s i ę , iż b ęd zie u siło w ał, p rz e z piln o ść i u w ag ę w sz k o le , zasłużyć n a tę ich d obroć. Lecz tego życzenia n i e d o p e łn ił le k k o m y ś ln y Z y g m u n t . N ab y ł aż n a d t ą w ielk iey sk ło n n o ś c i do z a ­ b aw , i s t r o n i ł zawsze, ile m ó g ł , od pracy. Z n i e c h ę ­ cią c h o d z ił do szkoły, i szedł tylko m a n o w c a m i , k i e ­ dy do n i e y iśdź m u s i a ł ; /często n a w e t Wcale nie p r z y ­ c h o d z ił do szkoły, lecz b a w ił się w grę p r z e d bramą, z dru g ietn i, p o d o b n e m i sobie d ziećm i. Jego rodzice dow iedzieli się w p raw d zie o t e r n , ale Z y g m u n t za­

w sze u m i a ł r o z m a i t e u s p ra w ie d liw ie n ia się w y m y śleć, i zawsze p rz y o b ie c y w a ł p o p ra w ę . Prace, k t ó r e m i się w d o m ii m i a ł z a tru d n ia ć , albo wcale n a bok odłożył, albo też z ro b ił n a zbycie, t a k , że nauczyciel wcale z , n i c h n i e m ó g ł hydź k o n t e n t . N ic dla n ie g o n ie było p rz y je m n ie y sz e n a d zabaw ki i p r z e c h a d z k i , w id z ia n o go po p ó ł d n ia włóczącego s ię po p o l u i p r z y p a t r u ­ jącego się m u s tr z e żo łn ie rz y , a sk o ro by ło w m ieście coś do w id z e n ia , Z y g m u n t też zawsze t a m b y d ź m u ­ siał. Nauczyciel często go n azyw ał p r ó ż n i a k i e m albo zło d z ie je m czasu, p o n ie w a ż czasem l e k k o m y ś ln ie sza­

f o w a ł , i częstokroć g o d z in y pracy i nauce p rz e z n a ­ czone, n a zabawy obracał, a ty m sposobem k r a d ł sam

35

so b ie d ro g i czas do n a u k i , k t ó r y n ig d y n i e wraca, **_

Z y g m u n t w z rastał też tylko w lata i siły ciała, ale n i e W n a u k i i u s p o s o b ie n ie ', i z u p e ł n i e się n a n i m speł­

n i ł a p rz e p o w ie d n ia p o czc iw e g o n a u c z y c iela , iż Zy­

g m u n t n i e etanie się n i g d y c z ło w ie k ie m u ż y te c z n y m . 6 , M ł o d y M a r n o t r a w c a .

W a c ł a w w cześnie n au c z a ł swe dzieci p oczciw ego {Zarobku p r z e z pracę. C ó r k i jego szyły i r o b iły n a d r ó ta c h w g o d z in a c h w o ln y c h od n a u k s z k o l n y c h , a o n s a m o d k u p o w a ł n ie k ie d y m a ł e ic h robory. S y n o ­ w i e jego toczyli albo też k leili r o z m a i t e tz e c ź y z te*

k t u r y . 1 te W acław od n i c h k u p o w a ł , jeżeli b y ły p ię k n ie i d o b rz e zro b io n e. Ż tą d w ię c dzieci z aw sze m i a ł y p ie n ią d z e w r ę k u , k t ó r e m i do w o li ro z rz ą d z a ć m o g ł y ; lecz oyciec przestrzegał ic h c z ę s t o , żeby i c h Użyli z p o ż y t k i e m , i oszczędnie Z n i e m i się o b c h o ­ dzili. M arysia i K a ro l, m ło d s z e dzieci W ac ła w a, słu*

chały ty c h p rz e stró g i k u p o w a li sobie za swoje pie*

n ią d z e ro z m a ite rzeczy p o tr z e b n e n . p. p a p ie r u , p i ó r , o ło w k ó w , n o ż y i n o życzek. Jakże w ie lk a była za­

w sze ic h ra d o ś ć , kied y sobie za sw oje ro b o ty k ilk a groszy zebrali, i jak m i ł e i m by ło Wszystko, co s o b ie Za w ła s n e p ie n ią d z e k u p i l i ! Lecz G u s t a w , syn Star*

szy W a c ła w a , n i e tak d o b rz e g o sp o d a rz y ł s w e m i p i e ­ n ię d z m i. C hciał m ie ć w szystko, cO widział, i co m i i się n a pierw sze wey-rżenie U p o d o b a ło , a ż t ą d k u p o ­ w a ł często rzeczy n i e p o t r z e b n e , albo te ż t a k i e , k t ó ­ r y c h w łaśn ie teraz n i e p o trz e b o w a ł. M ia ł n . p. p ię ­ k n y n ó ż , ale gdy w id z ia ł in n y , m ą ją c y p ię k n ie y s z ą od k ła d k ę , albo nieco w iększy, k u p i ł go n a t y c h m ia s t, i dawał co za niego ż ą d a n o , a p r z e to Zawsze za d ro g o k u p o w a ł . G d y p o t e m m i a ł co p o trz e b n ic y sz ego k u ­ p i ? ; b rak ło m u p ie n ię d z y , i w tencZas chciał p o ż y ­ czać od sw ego r o d z e ń s t w a , lecz tego oyciec s n r ö w i ä Zakazał.

P r o s i ł te d y oyca lu b m a t k i , aby m u co dali, ale zawsze m u o d p o w ie d z ia n o : o b c h o d ź się o s z c z ę ­ d n i e z tw e m i p i e n i ę d z m i , n i e k u p n y n ic n i e p o t r z e ­ b n e g o i n ie p o ż y te c z n e g o , n aten czas ci n a k u p n o p o ­ trzeb n y ch rzeczy brakow ać n i e b ędzie.

P r z e d k ilk u laty, n i e daleko m ia s ta E , spaliła się cała w ieś. P rz y g w a ł t o w n y m w ic h r z e n i e w y m o w n ą p rę d k o ś c ią d o m je d e n po d r u g i m s p ło n ą ł, n i m sąsie- dżi n a r a tu n e k przybiedż Zdążyli, K ilk a set l u d z i , a p o m ię d z y n i m i słabi i u ł o m n i , starcy, sędziw e n i e ­ w iasty i n i e m o w l ę t a , i b ie d n i w yrobiliby, stracili w jed n e y g o d z in ie mieszkanie* o dzież i w s z y stk o co p o ­ siadali. O B oże! jak iż to był żal w id z ie ć tych n i e ­ szczęśliw y ch , zalanych ł z a m i , błąkających się z b ie - d n c m i , a cżęścią c h o r e m ! d z i e ć m i , s k u lo n y c h od z i ­ m n a (gdyż było p ó ź n o w je s ie n i), szukających w u c i­

s k u s c h ro n ie n ia . P o c z c iw y p le b a n te y nieszczęśliWćy Wsi, k t ó r y s a m w szystko był s tra c ił, n i e tyle m y śla ł o sw o im r a t u n k u , ale raczey o t e r n , jak b y t y m n i e ­ szc z ę śliw y m , k t ó r z y n a o k o ło n ie g o ję c z e li, p r ę d k ą m ó g ł przynieść p o m o c . C h o d z ił w ięc po bliskich w s i a c h , i starał się p o g o rz e lc ó w po m ieścić u litości­

w y ch ludzi, zbierał wszędzie p ie n ią d z e , żyw ność i p rz y o ­ d z ie w e k , i k azał tk liw y opis tego p o ż a r u w gazetach w y d ru k o w a ć . Jego trudy n ie były d a re m n e . Ze w szech s t r o n p rz y n o s z o n o m u składki w p ie n ią d z a c h i ż y w n o ­ ści, a Zacny t e n m ą ż d zielił w szy stk o z r ó w n ą r a d o ­ ścią s u m i e n n i e i z p rz e z o rn o śc ią p o m ię d z y po»

gorzałych. P o m i ę d z y i n n y m i przy szed ł także ch ło p ­ czyk z bliskiey wsi do n ie g o . W s ź e d ł b ojaźliw ie do izby i r z e k ł: m i a ł b y m w ie lk ą p ro ś b ę do W P a n a D o ­ b rodzieja, Mości x iąże p l e b a n i e , gdybyś m i tego n i e Chciał m ie ć za złe. P o w ie d z m i t y l k o , r z e k ł ten t i p r z e y m i e , w cz e m ci m o g ę clopom ódz, c h ę tn ie to u c z y n ię . A ch n i e , n i e p o trzeb u ję p o m o c y , o d p o w ie ­ dział c h ło p c z y n a ; proszę ty lk o , abyś W P . p rzy jął te p ie n ią d z e i t ę s ta r ą s u k n ię dla b ie d n y c h ty c h p o g o - rz a ły c h ; jest to p ra w d a bard zo m a ł o , lecz w ięcey n ie m a m , a p rzecie c h ciałb y m c h ę tn ie coś arczynić dla n a ­ szych nieszczęśliwych sąsiadów , gdyż m i ich o k r u t n i e żal. Moja siostra m n i e m a ł a p ra w d z ie , źe z tak m a łą b ag atelą przyiśdź nie p o w in ie n b y m , gdyż ta m a ło co albo n ic n ie p o m o ż e ; lecz się n ie m o g ł e m w strzy m ać t u p rzy iśd ź i ofiarować ją W P a n u , D o b r z e ś u c z y n ił, m o j e d ziecię, r z e k ł p l e b a n , a łzy r z e w n e stały m a

p r ^ y te m w oęzach, Każdy dar, p o c h o d z ą c y z d o b reg o serca, m a s w o ją w a r to ś ć , a z a t e m i tw ó y . B ą d ź za­

wsze tak d o b rey m y śli, i staray się p o c z c iw ie , dobye p o d łu g tw o ic h sił ■wspierać, a będziesz zawsze m ia ł dobre s e rc e , i Bóg ci p o błogosław i. E w . Sw.

21, i — 4.

8. D z i e c i ę o c h ę d o i n e i p o r z ą d n e . J a n e k m i a ł biednych, ale bardzo poczciw ych i ro ­ z u m n y c h ro d z ic ó w . Mieszkali w ciasne,y izdebce, ale p o m i m o teg o było zawsze p o r z ą d n i e i chędogo w ich p o m i e s z k a n i u ; m a tk a b o w ie m Janka cierpieć n ie m o ­ gła, aby rzeczy tu i ow dzie leżały, albo żeby p o d ło g a p e łn a była k u r z u i b r u d u . Z rana p ie rw s z y m jey było z a tr u d n ie n ie m , w m ie s z k a n i u u p r z ą t n ą ć , łó ż k a posłać i izbę przewietrzyć. Jakżeby Janek m ó g ł bydź niep.o- r z ą d n y m czło w iek iem , k ie d y nau m a t k a jego tak p i ę ­ k n y dawała p rz y k ła d ? W id z ia n o też po n i m w y ra ź n ie , jak jest d o b rz e , k ie d y się dzieci za w czasu do p o ­ r z ą d k u i ochędostw a przyzw yczają. Jan ek n ig d y się n i e o dw ażył poyśdź n, p , do szkoły z ro z c z o c h ra n e m u w ło sy i b r u d n e m i r ę k a m i , tak jak in n e n i e p o r z ą d n e dzieęi p rz y c h o d z ą ; b yłoby to dla niego rzeczą n i e p o ­ d o b n ą , cały dzień b ło to n o s i ć n a b o t a c h , albo palce z b ru d z o n e a t r a m e n t e m o s u k n i ą ocierać, jak wiele n i e p o r z ą d n y c h ' dzieci czyni. N ig d y go in ą c z e y n i e w i ­ d z ia n o , jak tylko z w y czesan em i w ło sa m i i u i u y t e m i r ę k a m i idącego do s z k o ły ; jego s u k n ia była zawsze p ię­

k n i e szczotką w y ch ęd o żo ń a, nie było n a n ie y widać p l a m y albo m a z a n in y . S\yego kapelusza n ie z rz u c a ł p o d stół, a z a t r a m e n t e m o s tro ż n ie się o b c h o d z ił; zawsze tez m i a ł ęh,ustkę do nosa. J a n e k b y ł p o c ie c h ą sw oich ł ro d zicó w i sw ych nauczycieli.

9. K ł a m c a .

H e n r y k b y ł w y słan y od rodziców na po cztę, żeby od d ał list bardzo w ażny. Na d ro d z e sp o tk ał go F r a n ­ c i s z e k 'z n i e k t ó r e n ń in n e m i d ziećm i. F ranciszek b y ł k łó tliw y m c h ło p c e m , a szczególniey z H e n r y k i e m za­

wsze m ie w a ł z w ady, gdyż t e n był b ardzo żyw y, a p rz e to

ła tw o u ra ż liw y . I t y m r a z e m p o k łó c ili się z s o b ą , g d y ż je d e n d r u g i e m u z d r o g i u s tą p ić n i e chciał. W zapale k ł ó t n i u p u ś c ił H e n r y k list', n a d e p ta ł g o , i ta k b ł o t e m zw alał, źe n a p i s u n i e by ło m o ż n a przeczy tać i papier b y ł p rz e d z iu r o w a n y . Cóż teraz m i a ł p o c z ą ć ? G d y b y poszedł do d o m u , p r z y z n a ł się do w szystkiego, co się stało, to b y się m ó g ł sp o d ziew ać s u r o w e y k a ry , b o oyciec jego b a rd z o b y ł o s t r y m , i w y r a ź n ie m u t y m razeną był p o w ie d z ia ł: p a m ię ta y , żebyś w szy stk o jak n ay lep ięy w z g lę d e m tego listu spraw ił, g d y ż w iele m i n a n i m zależy. N a k o n ie c przyszła H e n r y k o w i zła m y ś l , ra to w ać s ię k ł a m s t w e m z te y b ie d y . Ś m ia ło w ię c o d p o w ie d z ia ł na p y ta n ie oyca, i e list o d d a ł ; je­

d n a k ż e serce m u biło p r z y tern k ła m s tw ie . G dy w dziesięć d n i o d p o w ie d z i n a list n i e b y ł o , p o s z e d ł oy­

ciec H e n ry k a osobiście n a pocztę, chcąc się d o w ie d z ie ć , czyli w s a m e y rzeczy l is t o d sz e d ł. Jakże się n i e za- l ą k ł i n i e z ad ziw ił, g d y m u w xiąźk ach p o k a z a n o , źe n i k t n i e o d d a ł jego lis tu , H e n r y k m i a ł tedy w y z n a ć , co z r o b i ł z t y m lis te m . D ł u g o się z a p ie ra ł u p o r n i e , Że go z a tr a c ił; ale gdy m u oyciec p r z y o b ie c a ł, że m u w szystko wybaczy, jeżeli się p rzy zn a, co się z t e ­ go lis tu z r o b i ł o , w y z n a ł n a k o n ie c w sz y stk o . Lecz jakże b a rd z o H e n r y k m u s i a ł żałow ać swego k ła m s tw a , d ow iedziaw szy się, ż e b y b y ł oycu w ie lk ą stra tę , a so ­ bie w i ą c e y h o ja ź n i u c h r o n i ł , gdyby się p rę d z e y b y ł aczerze p rz y z n a ł, w t e n czas b o w i e m jeszcze w szystko n a p ra w ić było m o ż n a . P r z e d s ię w z ią ł m o c n o , j u ż w ię - ęey n i e k ł a m a ć , a raczey znieść z a słu ż o n ą k a r ę , n i ­ ż e li m ó w i ć n i e p r a w d ę . L ecz d łu g o trw ało, n i m z n o ­ w u p o z y sk a ł z a u fa n ie oyca, ą to go m o c n o dręczyło, fO, K t o s i ę r o z m y ś l n i e w y s t a w i a n a n i e b e z *

p i e c z e ń s t w o , t e n w n i e m g i n i e .

A n t o n i S k a rb sk i b y ł s y n e m u b o g ic h ro d zicq w . M a tk a jego u m a r ł a , gdy m i a ł tr z y lata, Oyca cały d z ie ń w d o m u n i e b yło, b y ł zaw sze n a ro b o cie, w ię c m a ł o się m ó g ł troszczyć o sw e g o syna. Byłby z o stał wcale bez do zo ru , i z u p e łn ie się ro zp u ścił, gdyby d o ­ brze m yślący i m a j ę t n y sąsiad tego żyw ego i d o b rz e n k s źtałco n eg o chło p czy n ę n i e b y ł p rz y ją ł za syna i n i e

— 39

b y ł m u dał w y ch o w an ia. A l e ć A n t o n i n ie w ie lk ą p o ­ ciechę czynił s w o i m d o b r o d z i e j o m , gdyż b y ł sw a w o l­

n y m , n ie p o s łu s z n y m i l e n i w y m . C zęsto go przestrze­

gali i k a r a l i , lecz się n a k r ó t k i tylko czas p o p ra w ia ł.

S zczególniey jego śm iałość s p raw iała i m z m a r t w i e n i e i obaw ę. Ż a d n e drzew o dla n i e g o n i e było za w y so ­ k ie , w d ra p a ł się n a n ie ; ż a d e n s k o k n i e b y ł ta k n i e ­ bezpieczny, n a k tó ry b y się A n t o n i n i e b y ł o d w a ż y ł, dla p o p is y w a n ia się p r z e d i n n e m i d z ie ć m i. T a ś m ia ­ łość p rz y p ra w iła go n a k o n ie c o śm ierć. P o s łu c h a y - cie te n o k r o p n y p rz y p a d e k , i pa m ię ta y c ie g o dla w a - szey p r z e s tro g i. P e w n e g o [dnia b a w ił się A n t o n i z d rtig ie m i dziećm i. Z n a y w ię k s z ą n ie s fo rn o ś c ią bie­

gali po w y so k ic h i spadzistych w s c h o d a c h , n a d ó ł i n a górę. N a k ó n ie c przy szła m u do g ło w y m y ś l n i e ­ szczęśliwa, dziś z n o w u tego sp ró b o w ać, czego ju ż kil*

k a r a z y b y ł d o św iad czy ł, to jest poło ży ć się n ä p o r ę ­ czy w sch o d ó w , i tak z g ó ry n a d o ł zjechać! O ! gdy­

b y b y ł w t y m m o m e n c i e p o m y ś la ł o p rz e s tr o d z e s w o ­ ic h .dobrodziejów, k tó r z y m u te n n ie b e z p ie cz n y u c z y ­ n e k z a k a z a li! Aleć w s w o je m szaleństw ie n i e p o m y ­ ślał o te rn , p rz e w ie sił się p rz e z p o rę c z , p rz e w a ż y ł się, sp ad ł, i został n a m ieyscu,

11. P o c z c i w e d z i e c i ę .

K i e m e n 6 b a w ił się p rz e d d r z w ia m i, gdy go są­

siad p rz y w o ła ł i u p r z e y m ie p r o s i ł , aby m u w y św ia d ­ czył łaskę, u p a try w a ł p o c z ty p rz e d b r a m ą , i zaraz go u w i a d o m i ł , jak j ą z daleka p o s trz e ż e . K l e m e n s c h ę tn ie s ię ofiarował w y k o n a ć to z l e c e n i e , gdyż b y ł u s ł u ż n ą dzieciną. S piesznie p o b ie g ł za b r a m ę i w sz e d ł n a w z g ó r e k , gdzie m ó g ł p rz e y rz eć k aw ał g ościńca.

Ju ż b y ł przeszło p ó ł g o d z in y czekał, gdy H e n r y k p rz e ­ cho d zi. T e n spostrzegłszy K l e m e n s a , w o ła n a n i e g o : chodź ze m n ą , n a . t e y t a m łące są nasi tow arzysze, b ę d z ie m y ra z e m grali w p iłk ę . K l e m e n s go u p e ­ w n i a ł , że teraz iśdż z n i m n i e m o ż e , l u b o m a chęć g ran ia, p o n i e w a ż p rzyobiecał sąsiad o w i, zaczekać t u n a pocztę, i donieść m u , skoro ją jadącą zobaczy. Lecz jakże t u d łu g o na sło ń c u stać będziesz? r z e k ł H e n r y k ; tego ci n i e p o t r z e b a „ j u ż też i dosyć d łu g o czekałeś;

1 z d a j e m i s i ę , i ż m ó g ł b y ś p o y ś ć z e m n ą . J e d n a k ż e K l e m e n s a n i e m o ż n a b y ł o n a m ó w i ć , c h o c i a ż l e k k o ­ m y ś l n y H e n r y k t a k b a r d z o s z y d z i ł z j e g o p r o s t o t y , g d y ż c z ę s t o s ł y s z a ł o d s w e g o o y c a : c z ł o w i e k p o c z c i ­ w y d o t r z y m u j e d a n e g o s ł o w a . L u b o m u s i a ł j e s z c z e d r u g i e p ó ł g o d z i n y c z e k a ć n i m p o c z t a p r z y s z ł a , i w i e l e s k w a r u w y t r z y m a ć , a l e j a k ż e s i ę u r a d o w a ł , w i d z ą c z d a ł a w ó z p o c z t o w y , z e s w e m u s ą s i a d o w i p o ż ą d a n ą n o w i n ę m ó g ł p r z y n i e ś ć . C o ż b y ś c i e b y l i z r o b i l i , g d y ­ b y ś c i e w t y m s a m y m b y l i p r z y p a d k u ?

12, K t o n i e c h c e s ł u c h a ć , m u s i c z u ć . P e w n e g o d n i a m r o ź n e g o w z i m i e , p r z y s z e d ł K a ­ r o l z e s z k o ł y . O d d w ó c h d n i m r ó z b y ł t ę g i , a K a ­ r o l i d ą c z i n n e m i d z i e ć m i p r z e z m o s t , w i d z i a ł , i e r z e k a l o d e m , b y ł a o k r y t a , P o y d ź c i e , r z e k ł d o n i c h , p o y d z i e m y n ą l ó d I w s z y s c y ' z a r a z b y l i g o t o w y m i , z e ­ s z l i p r z e t o p o w s c h o d a c h , k t ó r e d o r z e k i p r o w a d z i ł y , W t e r n n a d s z e d ł s t a r z e c . D z i e c i ! z a w o ł a ł , d o k ą d t o i d z i e c i e ? N i e u f a y c i e l o d o w i , j e s z c z e n i e j e s t t a k m o ­ c n y , ż e b y w a s u t r z y m a ł , z a ł a m i e c i e s i ę ; W s z y s c y z d r ę ­ t w i e l i , i w z d r y g a l i s i ę i ś d ź n a l ó d ; l e k k o m y ś l n y t y l k o K a r o l n i e z w a ż a ł n a d o b r ą p r z e s t r o g ę , l e c z p o s z e d ł n a l ó d , s z y d z i ł n a w e t z d r u g i c h , w o ł a j ą c n a n i c h : w s t y d ź c i e s i ę , n i e m a c i e s e r c a , k t o ż w i d z i a ł b a ć s i ę n a p r ę ż n o . A l e l e d w i e u s z e d ł k i l k a k r o k ó w , a ż s i ę j u ż z a ł a m a ł , i w p a d ł p o d s z y j ę w w o d ę . W s z y s c y z k r z y k i e m o d b i e g l i , a K a r o l b y ł b y z g i n ą ł , g d y b y n i e b y ł n a d b i e g ł s t a r z e c , k t ó r y d l a c z u ł e y o b a w y b y ł w b l i s k o ś c i i j e g o w y r a t o w a ł . K a r o l d r ż a ł j a k l i s t e k , b y ł b ł a d y j a k ś m i e r ć , i z p o c z ą t k u a n i s ł o w a n i e m ó g ł * p r z e m ó w i ć ! L u b o g o s i ę S t a r a y o r o z g r z a ć , j e d n a k i e b y ł c h o r y m , i k i l k a d n i m u s i a ł w ł ó ż k u p r z e p ę d z i ć , P a m i ę t a y s o b i e , r z e k ł o y c i e ę , g d y z n o w u o z d r a w i a ł , t ę p r z e s t r o g ę : - K t o n i e c h c e s ł u c h a ć m u s i c z u ć , A l e g d y b y s i ę w s z y s t k o b y ł o u d a ł o , a K a r o l s i ę n i e b y ł z a ł a m a ł , c z y l i ż b y d r u g i e d z i e c i n i e b y ł y m i a ł y p r z y c z y n y ż a ł o w a ć , z e u s ł u c h a ł y p r z e s t r o g i s t a r e g o c z ł o w i e k a .

41

13. . P r z y j a c i e l w p o t r z e b i e ,

S ł n c h n y , k o c h a n a m a t k o , r z e k ł m a ł y T w a r d o ­ w s k i , g d y p e w n e g o d n i a b y ł p r z y s z e d ł z e S z k o ł y : s m u t n o s i ę b a r d z o p o w o d z i b i e d n e m u M i k o ł a y k o w i , k t ó r y j u ż a n i o y c a a n i m a t k i n i e m a ; z a c h o r o w a ł m o ­ c n o , a c i i i i l u d z i e , k t ó r z y g o d o s i e b i e p r z y j ę l i , p o ­ z w a l a j ą m u s a m o t n i e l e ż e ć w o d l e g ł e y k o m o r z e , n i e p i l n u j ą c g o , a n i m n u s ł u g u j ą c ; m o c n o m n i e t o d o ­ l e g a , a p r z e c i e c h c i a ł b y m b i e d n e g o M i k o ł a j k a c z ę s t o o d w i e d z i e , g d y b y ś n a t o z e z w o l i ł a . B a r d z o c h ę t n i e , jt i ij y s y n u , o d p o w i e d z i a ł a . m a t k a , g d y ż s ł u s z n i e j e s t f d o b r z e , ż e b y s i ę p r z y j a c i e l e w p o t r z e b i e r a t o w a l i , l e c z b ą d ź p r z y t e r n t a k ż e o s t r o ż n y m , i d o w i e d z s i ę w p r z ó d , c z y l i c h o r o b ą t w e g o p r z y j a c i e l a n i e j e s t z a ­ r a ź l i w ą , i c z y s i ę d la s i e b i e - o n i e b e s p i e c z e ń s t w o n i e k p o t r z e b a o b a w i a ć . N a t y c h m i a s t p o b i e g ł T w a r d o ­

w s k i d o n i e g o , d la d o w i e d z e n i a s i ę , i p r z y n i ó s ł w i a ­ d o m o ś ć , ż e c h o r o b a n i e j e s t z a r a ź l i w ą . C h o d z i ł w i ę c c o d z i e ń d o s w e g o c h o r e g o p r z y j a c i e l a , s i e d z i a ł g o d z i ­ n a m i prz-y j e g o ł ó ż k u , p r z y n o s i ł w s z y s t k o . , c z e g o c h o r y p o t r z e b o w a ł , a n a w e t i k i l k a g o d z i n w n o c y u rijego.

p r z e p ę d z a ł , G d y M i k o ł a j e k b y ł ' p r z y s z e d ł i d o . s i e b i e , c z y t a ł m u T w a r d o w s k i z d o b r y c h k s i ą ż e k , i p r z y ­ n o s i ł m u p o k r z e p i a j ą c e p o t r a w y , k t ó r y c h o d s w o j e y d o - h r e y m a t k i u p r o s i ł . J e d e n z j e g o w s p o ł u c z n i ó w r z e k ł p e w n e g o d n i a d o n i e g o : w i e l k i z c i e b i e g ł u p i e c , ż e g o d z i n a m i s i e d z i s z u c h o r e g o M i k o ł a j k a , ja b y m s i ę z a t o p o k ł o n i ł . C z y b y c i s i ę t e ż n i e p o d o b a ł o , , o d p o w i e d z i a ł T w a r d o w s k i , g d y b y ś b y ł c h o r y m i o d w s z y s t k i c h o p u s z c z o n y m , a p r z y j a c i e l s i ę j a k i n a d t o b ą

» K t o w a ł , c i e s z y ł c i ę , i m i a ł o t o b i e s t a r a n i e 1

M i k o ł a j e k w k r o t c e w y z d r o w i a ł , i d z i ę k o w a ł s w e ­ m u ' p r z y j a c i e l o w i T w a r d o w s k i e m u z s e r d e c z n e m

w z r u s z e n i e m z a u p r z e y m ą p o m o c . J a k ż e b y m s i ę c i e ­ s z y ł , r z e k ł , g d y b y m c i t a k ż e , d o b r y T w a r d o s i u , m ó g ł u c z y n i ć j a k ą p r z y s ł u g ę , a l e j e s t e m u b o g i m , i n i e w i e m t e ż , c z e m b y m c i m ó g ł r a d o ś ć s p r a w i ć . P a n i e j a k i m c z a s i e p r z y s z e d ł T w a r d o w s k i d o s w e g o m a ­ ł e g o o g r o d k a , k t ó r y s o b i e b y ł z a ł o ż y ł i u r z ą d z i ł n a p o ­ d w ó r z u . J a k ż e s i ę z d z i w i ł , z a s t a w s z y w s z y s t e k

c h w a s t w y r w a n y , m a ł e z a g o n k i s t a r a n n i e p r z e k o p a n e ,

ra

w y g ra b io n e i p i ę k n e m i k w i a t a m i o b sadzone. N i e m ó g ł wcale p o j ą ć , ja k to się s t a ł o , gdyż w ie c z o r e m w p r z ó d b y ł jeszcze w Sw oim o g ro d k u . M yślał z p o ­ c z ą tk u , źe m u jego rodzice to u k o n t e n t o w a n i e sp ra ­ w ili, ale a n i rodzice, an i d o m o w i n ic o te rn n ie w i e ­ dzieli. Na k o n i e c d o w ie d z ia ł się T w a r d o w s k i od s ą s i a d a , że w d z ię c z n y M ik o ła je k k w ia ty z ra n a p r z y ­ n i ó s ł i wsadził. Od ow eg o czasu ż y l i o b a d w a w n a y - ściśleyszey p rz y ja ź n i, i byliby dali życie je d e n za d r u ­ giego, gdy b y k ie d y m ie li bydź w t y m p r z y p a d k u .

14. K ł ó t l i w y .

B o g u m i ł źy ł ze s w o j e m r o d z e ń s tw e m i w spół- u c z n i a m i u s ta w ic z n ie w k ł ó t n i . Jeżeli siostra p o r u ­ szyła rzecz ja k ą do n ie g o n a l e ż ą c ą , lży ł j ą n a ty c h ­ m ia s t, albo j ą n a w e t u d e rz y ł. K iedy ją p ro w a d z ił do szk o ły albo ze sz k o ły p rz y p ro w a d z a ł, zawsze się z n i ą k ł ó c i ł ; gdyż j u ż to m u szła za p rę d k o , ju ż za w o ln o , a często c ią g n ą ł o w o b ie d n e d ziew czątko nielitościw ie za sobą, k ie d y zdążyć za n i m tiie m ogła. Jeżeli sie­

działa przed e d r z w i a m i , m ó w i ł do nie'y, id ź p re c z , bo ja t u chcę s ie d z ie ć , a k ie d y się d o b ro w o ln ie n i e u m k n ę ł a , o d e p c h n ą ł j ą g w a łte m . R ó w n ie ż tak p o ­ s tę p o w a ł i w s z k o l e , a ztąd p o t e m n i k t n ie chciał siedzieć k o ło k ł ó t l i w e g o B o g u m i ł a . N a w e t c h lu ­ by w te rn s z u k a ł, k ie d y się k a ż d e m u m ó g ł o p r z e ć , a przy tern spuszczał się n a sw oję siłę. Szczególniey n i e m i a ł y od n ie g o p o k o ju m a łe i słabe dzieci, k t ó r e się b r o n i ć n i e m o g ły . U staw icznie z n ic h s z y d z ił, a jeg o sprzeciw iania się k o ń c a n i e m ia ły . N a nlicy n a ­ w et zaczynał k łó tn ie , ale t u zawsze znalazł p rzeciw n ik a, k t ó r y go p rz e c h o d z ił w sile i zrę c z n o ści; m i a ł więc zawsze p o tłu c z o n ą tw arz, a pew n eg o razu w b itw ie d o ­ stał takiego guza na g ło w ie , i e kilka ty g o d n i m u s i a ł w y ­ trzy m ać g w a łto w n e b o l e , i m i a ł z n a k n a całe życie.

Aleć i to nieszczęście n ie p o p ra w iło n ie sfo rn e g o i g n ie - w liw ego B o g u m iła , G dy d o r o s ł , zadał p e w n e g o razu w bitw ie s w e m u p rz e c iw n ik o w i ś m i e r t e l n ą r a n ę , a g d y t e n w s a m e y rzeczy u m a r ł z te y rany, nie szczę­

śliw y B o g u m i ł jako m o rd e rc a resztę sw ego życia m u ­ siał w d o m u p o p ra w y przepędzić. T a k to o k ro p n e s | s k u tk i kłótliw ości i p o p ę d liw o ś c i!

43

15. D z i e c i s w a w o l n e ,

W p e w n e y s zk o le by ło d w ó c h u c z n i ó w , k t ó r y m rodzice dali b a rd z o złe w y c h o w a n ie , i k tó rzy z n a y d o - wali n a y w ię k s z ą ro zk o sz w t e m , k ie d y w szędzie s z k o ­ dę ro b ić m o g l i i psuć p o ż y te c z n e rzeczy. W szkole w y rz y n a li s k ry c ie ro z m a ite figury i i m i o n a n a s to ła c h i ł a w k a c h , u s iło w a li s w o i m są sia d o m se x te rn a atra­

m e n t e m p o p l a m i ć , p ió ra p o ła p a ć , i p rz e c h o w y w ać ich rzeczy. N ie le p ie y sp ra w o w a li się na ulicy. C h y tr y m s p o so b e m w y w ra c a li k o sz y k i p r z e k u p k o m sie d z ą c y m n a ta rg u , albo ciskali n a n ie z jakiego k ą t a b ł o t e m i k a m i e n i a m i . Jeżeli w ie c z o re m szli po ulicy, u d e rz a li p a łk a m i w o k i e n i c e , dla zastraszenia l u d z i , albo p o ­ ciągali d z w o n k i u d o m ó w i o d b ie g li szy b k o , albo się skryli. A le w ła śn ie przy te y o c h y d n e y s w a w o li z ła ­ p a n o ic h p e w n e g o r a z u , i o trz y m a li k a r ę , n a k t ó r ą j u ż d a w n o byli zasłużyli. P e w n y c z ł o w i e k , k t ó r e g o często p rz e z u d e r z a n ie w o k ie n ic e by li w ystraszyli, k a zał n a n i c h kilk a w ie c z o ró w c z a to w a ć , a n a k o n ie c u d a ło m U się w s a m e y rzeczy złapać ic h n a g o r ą c y m u c z y n k u . O d d a ł ic h do z w ie rz c h n o ści', i z o s t a l i , dla p rz e s tro g i d r u g ic h , p u b lic z n ie s u ro w o u k a r a n i. Czy- liż zasługiw ali n a lito ść ? K ogoź t u było trzeba ża­

ł o w a ć ?

16. N i e z a d o w o l o n y .

A d o l f m i a ł m a j ę t n y c h i ła sk a w y c h ro d z ic ó w . Gdy tylko tego je d n e g o m i e l i s y n a , ł o ż y li w iele n a n a n i e g o , A d o lf m i a ł w ię c w s z y s tk o , c z e g o k o lw ie k sobia m ó g ł ży c z y ć ; d o b re suknie", co d zień d o b re ja­

d ło , n a p o ję i n i e j e d n ą zabawę. A le w ła ś n ie dla t e g o , że m u s i ę ta k d obrze p o w o d z i ł o , b y ł n i e k o n - te n t i n ic z e m n i e z a d o w o lo n y , to je s t; n i e cieszył się n ig d y z tego co m i a ł , i zawsze z n a y d o w a ł w te m ja­

kąś n a g a n ę , i dla tego zawsze coś in n e g o |i lepszego prag n ął, G dy n . p. dostał n o w ą s u k n ią , j u ż te d y by ło coś u g u z ik ó w n i e d o b re g o , albo była m u ża o b sz e r­

n a , za d łu g a , za ciasna i t. d. Jeśli jego ro d zice z n i m szli n a spacer, n a r z e k a ł , j u ż to n a d ł u g ą d rogę, w zdychał u s ta w ic z n ie , K m ó w i ł praw ie co m o m e n t :

■4-4 —

g d ybyśm y tylko t a m b y d ź m o g li i Gdy ju ż doszli, n ie p o d o b a ło m u się z n o w u n a te rn m ie y sc u , i życzył, aby ro d zice z n i m gdzie in d ziey poszli. T y m sp o s o ­ b e m każde u k o n t e n t o w a n i e A d o lfo w i w n i e s m a k się obracało, i p a k i życia n ie był k o n t e n t . Nie m i a ł p rz y ­ jaciół, bo k tó ż b y był chciał obcować z ta k i m zrzęda.

N ie m i a ł też praw ie n ig d y w esołego h u m o r u , a d o ­ brego, k t ó r e m ia ł, mało. albo nic n i e użył. Czybyście chcieli bydź j e m u p o d o b n i ?

17. M i ł o s i e r n y ,

D o b r z y ń s k i i O d e t ę p n i c k i p o d czas m r o ­ ź n e g o dnia w z im ie szli. razem, p rz e z pole. P r z y d r o ­ dze nap o tk ali n i e z n a jo m e g o człow ieka w śn ieg u leżą­

cego, k t ó r y się z d aw ał m o c n o u śp io n y . D o b r z y ń s k i u l ito w a ł się n a d n i m , i b o jąc s i ę , żeby n i e z m a r z ł, p rz y b liż y ł się do n ie g o , żeby. go ze s n u ob u d ził. Ale chociaż go m o c n o p o r u s z a ł , j e d n a k ż e n i e m ó g ł go przebudzić. P o ru e z a y go ty ja k c h c e s z , rzecze O d - s tę p n i c k i z u ś m i e c h e m , o n się n ie p rz e b u d z i, jest n a ­ piły. N iech sobie leży, p o y d ź , bo z im n o . N i e , o d ­ p o w ie d z ia ł D o b r z y ń s k i , 't a k n i e m i ł o s i e r n y m bydź n i e u m i e m , jakżeby ła tw o ten b ie d n y cz ło w ie k m ó g ł z m a ­ r z n ą ć ; n ie c h o n sobie b ę d z ie p ija n y m , j e d n a k że jest c z ło w ie k ie m , a n a d to p o trz e b u je p o m o c y ; chcę czy­

n i ć ,co m o g ę , ż e b y m m u życie ocalił. R ó b ż e więc co chcesz, zaw ołał O d s tę p n ic k i z n ie c h ę c ią, d łu ż e y t u stać nie chcę i m a r z n ą ć , i z t e m p o sz e d ł daley. D o b r z y ń ­ ski p rę d k o o k ry ł śpiącego ś n ie g ie m , gdyż b y ł słyszał, że śnieg g r z e je , i p o b i e g ł , co m ó g ł , do n aybliższey w si po wóz. Szczęściem zn a la z ł t a k i e lu d z k ie g o w i e ­ śniaka, k t ó r y w ła śn ie jechał z m i a s t a , i p rz y p o m o c y k tó re g o w k ro tc e ow ego n a w p ó ł u m a r łe g o człow ieka do życia przy w ró cił. W e s o ło w ięc sobie p o w racał do d o m u . Co sądzicie o D o b r z y ń s k i m ? a ęo są d z i­

cie o O d s tę p n ic k im ? K tó re g o p o s tę p e k wzięlibyście ęobie za w

zór?-4S

18. ß o j a ź 1 i W ä,

J ó z e f i n a m ia ła z a b o b o n n ą p i a s t u n k ę , k tó r a jey zawsze p o w ieści o strachach p r a w i ł a ; p r z y t e m p r z y ­ zw y czajo n o ją, zawsze spać p r z y la m p ie ; i w to w a ­ rzy stw ie i n n y c h osób. Z tąd była bojaźliw ą. Ju ż m ia ła lat d ziesięć, g d y się p rz y tra fiło , źe całe jey r o d z e ń ­ stw o z a c h o r o w a ł o , i że jey oyciec w ła śn ie był w yje­

chał. P ie r w s z y raz w ię c Józefina była z m u s z o n a spać sama. Ztąd o g a rń ę łe j ą wielka b o j a ź ń , zwłaszcza że je y m a tk a n i e p o zw o liła palić la m p y , lecz m niem ała*

że też p rzecie ta dorosła dziew czy n a bez św iatła m o ż e poyść do łó żk a. C h ę tn ie bardzo byłaby spała w izbie*

gdzie byli chorzy, ale n a to m a tk a zezw o lić niechciała*

f dyżby się ła tw o t y m s p o so b e m była m o g ła zarazić.

Z p łaczem poszła Józefina do swego pokoju, ro zeb rała się p ręd k o , i z b o ja ź n i n ak ry ła się n a głoWę. K iedy n ie k ie d y w ytykała ją ze strach em * chcąc o d e tc h n ą ć i o beyrzeć się z trw o g ą po p o k o ju , W tern zdało jey s ię widzieć na d rzw iach d ł u g ą białą postać. P r z e s tr a ­ szona Zasunęła p ie rz y n ę n a g ło w ę , a p o t w y stą p ił iey n a czoło. N ie d łu g o ta k w y trz y m a ć m o g ł a ; o d w a ­ żyła się n a k o n ie c n a m o m e n t w ychylić głow ę, aż oto*

n i e tylko ta straszna biała postać stała ü d rz w i k o ­ m o r y , ale się też ruszała. Zaczęła w ięc Józefina k r z y ­ czeć , a w t y m m o m e n c i e w eszła jey m a tk a do k o - liidry. Ale d z ie c k o , cóż ci to je st! wołała na n i ę ; czy czuwasz, czy ci się śn i? A c h m a m o ! m a m o ! tą biała postać! Zdaje m i się w c a le , że w id zisz straszy­

dło , odpo w ied ziała m a t k a , o trżeźw iy ; s i ę , i n a b ie rz odwagi. Co cię straszy? W ydało się te r a z , że J ó z e ­ fina biały rę czn ik wiszący na drzw iach k o m o r y , k tó r e xiężyc oświecał, poczytała Zan b iałą postać. M atka była U d rz w i, p o s łu c h iw a ła czy Józefina ś p i , a g d y d rz w i otw ierała, p o ru s z a ł się r ę c z n ik . Józefina w stydziła się swojey dżiecirm ey strach liw o ści, i od tego czasu ju ż ń ie w idyw ała strachów .

19. D ö b r a c ó r k a .

y A u g u s t y n bardzo b y ł chory, a dobra j e g o j r i i a t k a dla G zułey obaw y j u ż była trzy; n o c y po sobie p rz y

46

n i m czuwała. Marysia* jego d w u n a s to le tn ia siostra*

ob aw iała się, aby m a t k a ctla z b y tn ie g o c z u w a n ia także n i e zachorow ała. P r o s i ł a w ięc se rd e c z n ie m a t k i , aby je y przecie p o z w o liła , c z w a rtą n o c p r z y c h o r y m bra-»

cie przepędzić. A l e . czuła m a t k a rtą to zezw olić n i e chciała, częścią źe M arysia była s ła b o w itą , częścią też obawiała się, że M arysia m o ż e u s n ą ć , a A u g u s ty n b ę ­ dzie bez p o m o c y . N adszedł w ieczó r, a s t r u d z o n a m a ­ tk a m u s i a ł a się n a k o n ie c n a ł ó ż k u p o ło ż y ć , gdyż jey s a m e oczy się z am y k ały . M arysia w p raw d zie p o ł o ­ żyła s ię spać n a ro zk aż m a t k i , ale z m iło ś c i i o baw y u s n ą ć n i e m o g ł a ; g d y sły szała, ze m a t k a śpi m o c n o , w s ta ła po c i c h u , w z ię ła sw oję r o b o t ę , i u siad ła p rz y ł ó ż k u c h o reg o brata n a zie m i. T u p i l n ą n a n i e g o d a ła b a c z n o ść , a jak tylko się r u s z a ł , zaraz b y ła n a p o d o r ę c z u , dla d o w ie d z e n ia się, czegoby p rag n ął. T a k trw a ła aż do dnia, i jakże w ie lk a b y ła je y r a d o ś ć , że m a t k a sp o k o y n ie n o c stra w ić m o g ł a !

N ie d łu g o p o t e m i m a t k a z a c h o r o w a ł a , przy szła j e d n a k w k ro tc e do sieb ie; ty lk o jey sił b rak o w ało . L e k a rz p o w ie d z ia ł W p r z y to m n o ś c i M a ry s i: gdyby ty l­

k o ta c h o ra c o d z ie ń nieco w in a pić m o g ła , w k ro tc e b y do sił przyszła. Lecz z k ą d ż e ta u b o g a k o b ieta m i a ł a Wziąść p i e n ię d z y n a w i n o ? C h o ro b a A u g u s ty n a b a r ­ dzo w iele k o sz to w a ła . Marysia d ow iedziała się, że w t y m d o m u , gdzie m ieszk ała, ż ąd an o k o g o ś, coby dre- w k a d ro b n o p o r ą b a n e w w arstw y u ło ż y ł. Prosił,a, aby jey tę ro b o tę zleco n o , i obiecała bydź p rz y te rn p iln ą . W e c z te ry g o d z in y w s a m e y rzeczy tyle zarobiła, że dla sw ojey ł n a t k l n ieco w i c a k u p i ć m ogła. L u b o dla n iy z w y czay n ey r o b o ty co k o lw iek się s t r u d z i ł a , j e d n a k ta k p rę d k o b ie g ła , jak gdyby dziś wcale n ie była p r a ­ cowała, N i e w y m o w n i e w ielk a była je y r a d o ś ć , że z pracy r ą k sw o ich dla sw ojey dobrey m a t k i te n p o s i­

łe k dostarczyła. M atka ta k była w z r u s z o n ą m iło ś c ią swego dziecięcia, ze się zalała ł z a m i radości. G dybyż t o w szystkie dzieci ta k m y śla ły , jak dobra M ąty sia,

, 20« N i e s ł u s z n e p o d e y r ź e n i e .

K u p c o w i M i c h i ń s k i e m u w y k ra d z io n o z p iw n ic y od p e w n e g o czasu kilka b u te le k z w i n e m , a n i e m ó g ł

A l

się d o w ie d z ie ć , k to b y m ó g ł b y d ź t y m z ło d z ie je m . P e w n e g o d n ia p rzy szed ł syn jego F e r d y n a n d cały za- dyszony do d o m u , i p o w i e d z i a ł , i i p e w n o w i e , k t o butelki z p iw n ic y w yniósł. K tó ż te d y ? p y ta się o y - ciec ciekawie. N ik t, rzecze F e r d y n a n d , jak m a ł y S ta - , sio, g d y ż e m go w ła śn ie w id z ia ł wym y kającego się b o - jaźliwie z d w o m a b u te lk a m i z piw n icy . Stasio d o t ą d często p rzeb y w ał w d o m u M ie liń sk ie g o , i jako b ie d n e dziecię n ie je d n e g o d o z n a ł w n i m d o b ro d ziey stw a.

W iele t r z y m a n o o m a ł y m i ż w a w y m S ta siu , i z aw sze go d o t ą d n a z y w a n o p o c z c i w y m S t a s i e m . N i e m a ło się p rz e to z d z iw ił P a n M ie l i ń s k i , s ł y s z ą c , i e Stasio go o k r a d a ł, i ż a d n y m sp o s o b e m t e m u w ie rz y ć nie chciał, lecz F e r d y n a n d tak to u d a ć u m i a ł , że n a ko n ie c p o stę p o w a n ie Stasia zd aw ało się podeyrzane.

W iele t r z y m a n o o m a ł y m i ż w a w y m S ta siu , i z aw sze go d o t ą d n a z y w a n o p o c z c i w y m S t a s i e m . N i e m a ło się p rz e to z d z iw ił P a n M ie l i ń s k i , s ł y s z ą c , i e Stasio go o k r a d a ł, i ż a d n y m sp o s o b e m t e m u w ie rz y ć nie chciał, lecz F e r d y n a n d tak to u d a ć u m i a ł , że n a ko n ie c p o stę p o w a n ie Stasia zd aw ało się podeyrzane.

Powiązane dokumenty