nia sceptyki: a jednak trudno jest znaleźć inne miano dla człowieka, w oczach któ
rego cały świat to tylko chaos i wir
wy-i b y ła właścwy-iwwy-ie zaprzeczenwy-iem wszel
kiej filozofji wszelkiego naukowego badania, wszelkich postępów nauki i myśli. P rz e ra ż e n i trudnościam i, jakie odkryła n ieu b ła g an a i niezm ordow ana analiza H u m e ’a w n ajprostszych pojęciach, w ątpliw ościam i jakie nad arzały się n a w et w tak p ro sty c h zdaw ałoby się rz e czach, ja k «istnienie św iata ciał,» «za- sada przyczynowości* «dusza lu d zk a » i t. p ., a jednocześnie nie m ogąc zna
leźć podstaw y w jakichś logicznych a rg u m e n ta c h , zbijających wyniki filo
zof ji H um e’a, Reid i jego następcy uciek li się do następującej zasady: są rzeczy , któ ry ch nie m ożna dowieść, k tó re wszakże należy uznaw ać za pew
ne, gdyż w ym aga tego zdrow y ludzki rozsądek. P rzetłóm aczona na język fak tó w zasada ta brzm i: należy uzna
wać za pew ne wszystkie tw ierdzenia, zaprzeczenie k tó ry c h nie m ożepom ie-obrażeń, który nie przyjmuje ani bez
względnej przyczynowości, ani substancji, ani ducha. Śniadecki nie zrozumiał Hume’a i dlatego właśnie nie zrozumiał Kanta.
ścić się w naszej głowie, a więc za pewne należy uważać w szystkie te tw ierdzenia, do których przyw ykliśm y, z którem iśm y się oswoili: skoro czło
wiek przyw yknie do jakiejś myśli, n a ty ch m iast wydawać mu się ona zacznie jedynie n a tu ra ln ą «potrzebą dla czło
wieka i tow arzystw a, dostojną, zba
wienną i pocieszającą.* Zw olennika
mi filozofji zdrow ogo rozsądkn byli ci d oktorzy i uczeni, k tórzy uznali p rz e d sięwzięcie Kolum ba za szaleństwo, zwo
lenniczką tejże filozofji jest każda nie
wiasta w ierząca w uroki, sny, kabały i t. p. i uważająca, że ta w iara jest po
cieszająca, zbaw ienna i dostojna. Każ
dy postęp nauki i m yśli, każdy nowy k ieru n ek w sztuce, wszystko słowem co postępuje i rozw ija się, wszystko to zawsze w ykracza przeciw «zdrow em u rozsądkow i,* gdy pod tern m ianem lu dzie rozum ieją zazwyczaj zbiorowość swoich um ysłowych nałogów i nawy- knień.
W pływ na Śniadeckiego tej «pseudo- filozofji* zdrow ego rozsądku w yraził się w dwóch postaciach jawnej, i u k r y
tej. Za jawny w yraz tego wpływu uwa
żam wszystkie przyjęte przezeń «arty- k u ły wiary umysłowej;* u k ry ty zaś polega na przedstaw ianiu takich sa
m ych artykułów , takich samych zdań, na zdrowym rozsądku tylko opartych*
ja k o jenomenów.
T ak np. «byt ciał i byt nasz jest to fenom en w ładzą czucia skazany (w ska
zany, ujaw niony) fenom en p ro sty i pierw otny, czyli factum pokazuje się alb o się przytacza, ale się nie dowo
dzi.* Otóż najbardziej drobiazgow a analiza naszych czuć takich, jak czucia b arw , światła, dźwięków i t. p., nie je s t w stanie w ykryć w nich nic, coby świadczyło o «bycie ciał, lub naszym.*
Czucie «czerwona barwa* zaw iera w so
bie tylko tyle, ile słowa te w yrażają, i nic ponadto: kiedy czerw oną b a r
wę uważam y za właściwości jakiegoś przedm iotu zewnętrznego, w tedy wska
zujem y czuciu tem u m iejsce w związku innych czuć i obrazów pamięciowych;
wszelkie zaliczanie jednego czucia do rz ę d u innych jest rez u lta tem o p raco w ania um ysłowego, jest więc już teorją,
a nie fenom enem . P odobnie się ma z rzekom ym dowodem naszego bytu
\ zaw artego w czuciu: gdy mówię moje czucie, moje wrażenie, oznacza to tylko stosunek współczesności pom iędzy te- mi czuciam i, a kom pleksem innych czuć i obrazów pam ięciow ych, ozna
czanych m ianem: «ja.» W nioskować wszakże na podstaw ie tego stosunku, że to ja jest jakim ś bytem, od czuć nie zależnym, jest to wygłaszać teorję, a nie
«przytaczać, pokazywać fenomen.»
W piśm ie swoim o «filozofji» mówi Śniadecki: «Nie dochodzi tego żaden rozsądny fizjolog, jak i dla czego czują nerw y? jak i dla czego z pokarm ów w yrabia się krew? jak i dla czego ta krew jest m agazynem powszechnym do utrzym ania się p rzy wzroście i t. d.»
(Dzieła t. IV str. 29).
Ciekaw jestem, czy znalazłby się dziś jaki fizjolog, k tóryby zgodził się uznać, że właściwości krwi, jej pow stanie i t. d.
powinny być uważane za tajem nicę, k tórej badać nie należy, że jest to fenomen nie podlegający objaśnieniu.
Filozof ja zdrow ego ro zsą d k u
skłon-Jan Śniadecki. 7
ną była uważać zawsze stopień osią
gniętej wiedzy za najwyższy, jakie
go może wogóle dosięgnąć człowiek w skutek właściwej mu organizacji umysłowej, i skłonnością tą zaraziła ta kiego nawet «męża jasnej głowy» ja kim był J a n Śniadecki.
Dla tego to już tutaj uważam za sto
sowne powiedzieć, że ulegnięcie wpły
wowi filozofji zdrowego rozsądku, uważam za skazą na um yśle J a n a Śnia
deckiego i jego filozoficznych poglą
dach. Po tem zastrzeżeniu, p rzystępu
ję do wskazania, co jest w tych poglą
dach istotnie wielkiem i trw ałem . P odstaw ą więc i źródłem wszelkiej wiedzy, wszelkiej nauki m ogą być ty l
ko fenomeny. «Cały zbiór wiadomości człow ieka dzielić się tylko może na dwa rodzaje nauk: na naukę uczynków i skutków , do której wszystkie natury, dzieła i obyczaje człowieka należą, i na naukę kom binacji, której rozum sam jest tw órcą i pomnożycielem.® (Dzieła t. I I I str. 171).
G dybyśm y poprzestali jednakże ty l
ko na samym obserwowaniu i
zbiera-ra n iu faktów, doszlibyśm y do re je stru ich, ale nie do nauki, nauki bowiem
«pierwszą cechą jest powszechność, k tó ra jest także m ia rą jej doskonało
ści, gdyż jest m iarą rozum u; powszech
ność ta zaś zależy na m niej lub więcej rozległem poznaw aniu związków m ię
dzy rzeczami.* W tej nauce całym za
m iarem być pow inno—jedne skutki tłó- m aczyć przez drugie, te znowu stoso
wać z innem i powszechniejszem i; to co my nazywamy dać przyczynę jakiego p rzypadku i doświadczenia,- nic inne
go nie znaczy, tylko w yciągnąć jeden skutek z drugiego ogólniejszego. Im związek jednego skutku dalej się ro z ciąga, tem jest lepszą i gruntow niej- szą fizyczną przyczyną. Innego znacze
nia te słowa m ieć nie m ogą i nie m ia
ły w um yśle tych, którzy dosięgli czy
stego o naukach i człowieku światła.*
(Dzieła t. I I I str. 171).
Dając p rzeto tak zwane «przyczyno- we» w yjaśnienie zjaw iska, albo jak mówi Śniadecki «skutku» nie wycho
dzim y bynajm niej z dziedziny fenom e
nów: przyczyna nie jest żadną tajem ni
cą istności: jest ona tak sam o feno
m enem ogólniejszym od innych: wy- tłóm aczyć jakiś fenomen, jest to wska
zać, jaki fenom en ogólny w nim się ukryw a, jest to zaliczyć go do jakiejś klasy fenomenów. Spadanie kam ienia rzuconego w g ó rę i ob ro ty ciał niebie
skich są to fenom eny wym agające obja
śnienia i gdy mówimy, że przyczyna ty ch fenomenów polega na tem , iż w szystkie ciała ciążą ku sobie, w ska
zujem y jedynie fenom en ogólniejszy, od obydwóch tych fenomenów, i obej
m ujący je obydwa *). W «Filozofji Umy
słu ludzkiego» Śniadecki powiada: «To co nazywamy przyczyną jakiego skutku,
*) Taki sam pogląd na przyczynę i tłó- maczenie przyczynowe faktów spotykamy n Hipolita Taine’a. Dla Taine’a także przyczyna jest tylko «faktem zasadniczym i płodnym* (fait dominateur i generateur) zasadniczym dla tego, że jest powszech
niejszym od innych, a płodnym dla tego, że można je zeń wyprowadzić. Cała na
tura, sądzi Taine, jest tylko olbrzymim wynikiem jednej zasady, jednego faktu najbardziej zasadniczego, gdyż jest naj
powszechniejszym.
albo praw em czyli przepisem , podług k tó reg o ten sk u tek się odbywa i obja
wia, jest to także fenomen główny i po
w szechniejszy, od którego inne feno
m eny zawisły i którego są statecznym w ypadkiem . Ciążenie np. powszechne i wzajem ne na siebie cząstek m aterji w pewnym stosunku m asy i odległości, jest to fenomen fizyczny, z którego wy
pad ają i biegi ciał ziem skich, i obroty w ciałach niebieskich. Czuć i uważać, sądzić i wnioskować, są to fenom eny um ysłowe, z których w ypadły zadzi
wiające w naukach wynalazki. Wszyst
kie więc usiłowania nasze, w 'poznawaniu siebie i rzeczy, dążyć do tego powinny; aby od dobrze pojętych i pewnych faktów, czyli fenomenów szczególnych, przyjść do pozna
nia fenomenów ogólnych, z których tamte wypadają. Co zależy na upatryw aniu zawisłości, stosunków i związków m ię
dzy fenom enam i, a zatem na trafnem i porządnem przy k ład an iu sił um ysło
wych do tego, czego doświadczamy i co po strzeg am y ,—to dopiero praw dziwie nazywa się myśleniem. Całe więc m yślenie człowieka ob raca się na p o
jęc iu fenom enów, na postrzeg an iu i w iązaniu tych stosunków między feno
m enam i, któ re są utopione i zam iesza
ne w dziełach stworzenia.» (Dzieła t V str. 124— 125).
Ja k ą ż drogą wszakże powinniśm y po
d ążać przy przechodzeniu od fenom e
nów szczególnych do owych fenom e
nów ogólnych, k tó re są «przyczynam i, praw am i, albo też przepisam i n a tu r y : « — Śniadecki szkicowo p rzy n aj
m niej i dorywczo wykłada nam zasad
nicze czynności m etody badań p rzy rodniczych: polegać one pow inny na indukcji, z ograniczonym ale w pew
ny ch g ran icach upraw nionym stoso
w aniu liypotezy.
Podstaw ę nauki stanowią obserw a
cje i doświadczenia, służące do n a g ro m adzenia wiadom ości o faktach, czyli fenomenach. «Obserwacja, powiada Śnia
decki, jest to postrzeganie tego, co się dzieje w przyrodzeniu, samem u sobie zostaw ionem u, doświadczenie zaś jest to b a d a n ie o przyrodzeniu w takim s ta nie i położeniu, jakie m u sami nadaje- m y, wystawiając np. ciała na działanie
ognia, pow ietrza, kwasów i innych sił rozm aitych, łącząc ciała z sobą, od
dzielając jedne od drugich, albo roz
kładając je na pierw iastki,—spraw ując w nich różne odm iany za pom ocą m a
chin i narzędzi do tego sporządzonych.
Nie obserw acje i dośw iadczenia zacho
dzą w jednostkach i ciałach p o jedyn
czych, a zatrudnieniem walnem ro z u m u są pojęcia ogólne i powszechne;
rozum przez refleksję dochodzi, czy fe
nom eny jednostkow e rozciągają się na gatunki, rodzaje i klasy, czyli docho
dzi rozległości tych fenom enów, ich granic i znaczenia; pow tóre dochodzi ich składu i rozkładu, czy nie dają się rozłożyć na inne prostsze, lub czyli nie pow stają z innych prostych zbli
żonych bib połączonych. P otrzecie, czy tq fenomeny nie są stałe albo od
mienne? W odm ianach zaś u p a tru je p roporcję w w artościach, wpływ czasu m iejsca i otaczających ciał na te od
m iany. Co wszystko sile dociekającej rozum u otw iera drogę do szukania związku m iędzy fenom enam i. I jak w m atem atyce rozum jedną praw dę
widzi u k ry tą w drugiej praw dzie; tak w n au ce przy ro d zen ia zamierza sobie ro
zum jeden fenomen widzieć w drugim feno
menie, a stąd wyciągnąć pasmo fenomenów z sobą się, wiążących i stanowiących naukę.
We wszystkich tych dociekaniach za
chodzić mogą pom oce sztuki i p rze m ysłu, jako to: m achiny w spierające siły zmysłów, ro zrab iające ciała, łą czące je z sobą, lub oddzielające jedne od d rugich, w ym ierzające bieg, trw a
łość lub dzielność fenom enu.* (Dzieła t. V str. 228—229).
Zbiorow ość m aterjału faktycznego, nagrom adzonego przy doświadczeniu i obserw acji podlega tera z dalszem u opracow aniu: dostrzedz jeden feno
m en w jakim ś innym , lub po za jakim ś innym , — m ożna jedynie za pom ocą przystosow anego do tego celu postę
powania um ysłu, za pom ocą odrębnych m etod.
«Jeżeli obserw acje i dośw iadczenia są praw dziw e i dokładne, urządzony przez refleksję ład i porządek tych/afc- tów, może prow adzić do wniosków lo
gicznie dobrych i w całem sprzężeniu
niezawodnych; ale może nie wystawić praw dziw ej i gruntow nej nauki; jeżeli w tych faktach siła analityczna ro z u mu nie u p atrzy fenom enu fundam en
talnego, z któregoby w szystkie inne wyprowadzić się dały, żeby stąd po
wstał łańcuch wszystkich faktów trz y m ających się razem i wiążących się z sobą, albo jeżeli zaś siła rozum u w tym lub podobnym rodzaju w iado
mości, nie u p atrzy pewnej i od nikogo niezaprzeczonej praw dy i z nią nie zwiąże fenom enów przez doświadcze
nie i obserw acje sobie podanych. P ierw sza d ro g a rozum u nazywa się wywodze
niem (inductio), d ru g a analogją czyli po
dobieństwem upatrzonem m iędzy fe
nom enam i różnego rodzaju... Jeżeli analogja nie naprow adzi rozum u na pewny początek i na niew ątpliw ą p raw dę wiążącą fenom eny, —uciekam y się wtenczas do liypotez i przypuszczeń, ja ko do związku domysłowego, na tłó- m aczenie jednego fenom enu przez d ru gie. Żeby się w tych dom ysłach nie obłąkać, potrzeba wynajdywać nowe doświadczenia na próbę i dowód na
szego um ysłu, które albo będą u tw ier
dzać dom ysł, albo go odm ieniać i p ro stow ać, albo wreszcie odkryw ać jego w ady i niedostateczność. P rzez tę d ro gę ro zsąd n ie urządzoną, naw et fałszy
we h y p o tezy m ogą nas do odkryć waż
n ych przyprow adzić. Zgoła to praw i
dło należy zawsze mieć na pilnej uwa
dze: że jako fenomeny prowadzą do myśli, tak wzajemnie myśli prowadzić powinny do fenomenów i przez te być prostowane i po
prawiane. » (Dzieła t. V str. 240—241).
Celem w szystkich naukow ych badań je s t więc wyszukanie pom iędzy feno
m enam i, stanow iącem i przedm iot ja kiej nauki, takiego fenom enu, z k tó re go w szystkie inne dałyby się w ypro
w adzić. N auka wtedy dopiero może być uw ażana za zorganizow aną, gdy ta ki fundamentalny jej fenomen w ynale
zionym został. «Między fenom enam i być m ogą takie, któ re do niczego nie p ro w ad zą, są to jak jałowe, nic dla ro zum u nie wydające niwy; nagrom adza
niem tak ich fenom enów obarczam y pa
m ięć, ale nie usługujem y rozum ow i. Są znow u fenom ena na oko p ro ste i na po
zór nic nie znaczące; ale w k tó ry ch r o zum wydaje najw iększą swą dzielność, kiedy w nich upatrzy początek i funda
m ent wielu fenom enów zawiłych i waż
nych. Takie to fenom eny kiedy są pewne, stałe i powszechne, tem są w fi
zyce, czem są w m atem atyce definicje i założenia. Newton nazywa je aksjo
matami fizycznem i. Stąd się rodzi dla um ysłu pewność fizyczna, czyli feno
m enalna, tem się różniąca od pewno
ści matematycznej, że ta jest wieczna, tam ta zaś przyw iązana do bytu ciał i feno
menów fundam entalnych. W zorową do tego dla fizyków księgą jest i b ę
dzie zawsze optyka Newtona, gdzie za fundam ent kładzie pod nazwiskiem aksjomatów najprostsze fenom eny od
bitego i załam ującego się światła...
Przez te fenom eny proste, w ydobyte z doświadczenia, tłóm aczy on rozm aite w łasności, odm iany i zjawiska światła, okazujące się w licznych doświadcze
niach i składa budowę cale nowej ro z ległej i nieporuszonej w swych zasa
dach n a u k i.» (Dzieła t. V str. 230, 231).
Nauka więc w swej skończonej
for-m ie p rzybiera zawsze taką postać, że fa k ty i fenom eny poszczególne w ypro
wadzam y w niej z fenom enów p o wszechnych i zasadniczych, wykazując, że te ostatnie zaw ierają się we wszyst
kich tych poszczególnych spostrzeże
n iach, które stanow ią przedm iot nauk.
N auki przyrodzone «nauki skutków i uczynków,* zbliżają się przez to sa
mo do nauk d rugiego typu, tych, k tó
r e Śniadecki nazywa «naukam i kom
binacji* t. j. nau k m atem atycznych.
W podstaw ie swej w szystkie nauki m atem atyczne o p arte są na jednym za
sadniczym nadzwyczajnie prostym i powszechnym fenom enie. «Sposob- ność pow iększania się, lub zm niejsza
n ia ilości, jest to fenom en, z którego w ypada cała osnowa nauk m atem a
tycznych.* (Dzieła t. Y str. 114 —115).
«Nauka kombinacji, pow iada w innem m iejscu Śniadecki wynika z prostych przypuszczeń, które rozum ścigając, znosząc i jednocząc w najodleglejszych związkach, odkryw a najoczywistsze i najpew niejsze praw dy, k tó re mu służą za m iarę swej dzielności względem in
nych, sobie że ta k rzekę zewnętrznych.
Nie mówię ja, aby najoderw ańsze r o zumu praw dy nie b rały swego począt
ku ze skutków o zm ysły bijących, ale że te praw dy um ysł swojem działaniem tak p o tra fił od swych pierw iastków oddalić, iż zostawiwszy je tylko przy najogólniejszych własnościach, nie przyw iązał ich do żadnych szczegól
niejszych przyrodzenia wypadków ,lecz tylko do włanej swej w działaniu p r a wości. Takim była objektem wielkość, wła
sność rozrzucona po całej naturze, ode
rw ana rozum em od w szystkich g atu n ków rzeczy, zastawiona jedynie przy istotnem swem piętnie, k tó re zależy na sposobności pow iększania się lub zm niejszania. Nie brakow ało rozum o
wi ludzkiem u przy tak usposobionym objekcie, tylko oddać się na całą dziel
ność swych władz i talentów , a rozm aite stosunki pierw szych przypuszczeń i początków odkryw ały w jego pojm o
w aniu najoczywistsze praw dy; te zno
wu praw dy ro ze b ra n e na swoje ele
m enty, obnażone jeszcze z niektórych własności i złączone z innem i
ogólniej-szem i, otw orzyły mu drogę do innych związków, a przeto do innych praw d odleglejszych. Tu dopiero refleksja spo
strzeg ła niezm ierne pole do swych działań, rozszerzyła daleko swój wzrok, a zebraw szy całą swoją dzielność, po
dała rozum owi ludzkiem u nigdy nie
w yczerpane w ielkich praw d źródła, z k tó ry c h on tyle wydobywszy naj
pew niejszych stosunków, związawszy je porządnie, rozdzieliwszy na różne części, złożył z nich jednę, że tak po
wiem, przędzę rozum ow ań i m yśli, k tó ra wzięła imię matematyki. » (Dzieła t. I I I str. 174— 175).
Pogląd więc Śniadeckiego na istotę m atem atyki jest zupełnie jasny: po
śró d fenomenów stanow iących całą znaną nam rzeczyw istość, spo strzeg a
my fenom en niezm iernie pro sty i po
wszechny, tak dalece, że odnajdujem y go we wszystkich znanych nam feno
m enach św iata zew nętrznego. F en o m en ten w yodrębniam y od innych, po
dajem y go um ysłowem u opracow aniu, w yprow adzam y zeń wszystkie zaw arte w nim wnioski; wnioski te następnie
zestawiamy, porów nyw am y, łączym y, i w ten sposób w yprow adzam y z nich znane wnioski; z tem i postępujem y znowu tak samo i w ten sposób o trz y m ujem y nauką o niezm iernym stopniu pewności, gdyż wszystko w niej zostaje w yprow adzane z niezm iernie prostej za
sady, cała więc m atem atyka jest tylko jednem olbrzym iem zasady tej rozw i
nięciem.
Pow staje wszakże pytanie, na co przydatne będą wyniki tej nauki, na jakiej podstaw ie będzie można stoso
wać je do przedm iotów rzeczywistych?
P y tan ie to w ystępuje w form ie tem- bardziej ostrej i w ydatnej, że sami m a
tem atycy przy p isu ją zasadom swej m a
tem atyki powszechność i pewność nie
ograniczoną, t. j. tw ierdzą, że zasady te są prawdziwem i w zastosow aniu do wszystkich przedm iotów .
Podstaw ą całej m atem atyki są te niezm iernie p ro ste zasady, z których wysnuwa ona cały swój wątek: zasady te zaś są w edług Śniadeckiego tylko fenom enam i bardzo prostem i i
po-wszechnemi: *) żeby dowieść p rzeto pow szechnego znaczenia m atem atyki, trz e b a dowieść bezwzględnej powszech
ności jej pierw szych zasad, bezw zględ
nej pow szechności fenomenów, wyrazem k tó ry c h są te zasady.
Dowieść zaś bezwzględnej powszech
ności jakiegokolw iek fenom enu ze sta
now iska, na jakiem stał Śniadecki — by ło niepodobna: ze stanow iska tego niepodobna było odeprzeć zarzutów
«Dawida H um e’a» tego «enfant te r r i
b le » filozofji X V III wieku. Doświad
czenie, mówił Hum e, stanowi szereg faktów , szereg fenom enów nie kończą
cy się nigdzie i nigdy, ale przeciw nie ro zciągający się nieokreślnie w p rz y szłości: niepodobna mówić przeto o bezwzględnej powszechności, bez
względnej słuszności, pewności i t. p.
W szystkie nasze tw ierdzenia na do
św iadczeniach oparte, posiadają jed y
*) Pogląd Śniadeckiego na matematykę przypomina nam bardzo poglądy H. Tai- ne’a i inn., ustępy o *.cadres prealables»
w drugim tomie «Inteligencji.*
nie względną pewność: opierają się bo
wiem tylko na znanych nam dotych
czas fenom enach, a te stanow ią wiel
kość znikającą praw ie wobec n ieo g ra
kość znikającą praw ie wobec n ieo g ra