• Nie Znaleziono Wyników

Jan Śniadecki : życie i dzieła - Biblioteka UMCS

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Jan Śniadecki : życie i dzieła - Biblioteka UMCS"

Copied!
148
0
0

Pełen tekst

(1)

lo » Pizy!ac'.6l Nauk w prieaiySlu.

Wydawnictwo M. ARCTA w Warszawie

(2)

* ■■

(3)

y \ , * y f c . KSIĄŻKI DLA WSZYSTKICH

ca

!Viicl;i©jSźa\w

JAN ŚNIADECKI

ŻYCIE I DZIEŁA

napisał

S łm ii^ I a w a&z&o&owa k i.

NAKŁADEM I DRUKIEM M. ARCTA 19 0 4

(4)

4o3BOJieHO IJeH3ypoio. r - , BapmaBa, 3 MapTa 1903 ro^a.

ł w n a .

K.Wdj®/ 3W8

T»w.

(5)

PRZEDMOWA.

Mierzył osnowę dni swoich na paśmie korzyści publicznych.

Największą tro s k ą wszystkich tych, którzy dla rozw oju i przyszłości naszego społeczeństw a p racu ją, po­

winno być w yrobienie lub raczej w skrzeszenie zanikłego u nas zupełnie praw ie poczucia ciągłości cyw ilizacyj­

nej. P o d poczuciem takiej ciągłości rozum iem prześw iadczenie, że w szyst­

kie prace dla dobra ogółu dokonyw a­

ne, są tylko dalszym ciągiem p rac po­

koleń poprzedzających i przygotow a­

niem do p rac y tych, co m ają n a ­ dejść dopiero. Poczucie takie i p rz e ­ świadczenie istniało niew ątpliw ie nie­

(6)

gdyś, gdyż bez niego nie może być mowy o cywilizacji narodow ej, a taka b yła kiedyś naszym udziałem . Dziś może istnieją jeszcze szczątki tego prześw iadczenia u ludzi, szczegól­

niej przez n atu rę obdarow anych. Po większej części jednak jesteśm y liśćmi oderw anym i od drzew a, okrucham i pyłu, m iotanego przez wszystkie wi­

chry; prace nasze są w naszych oczach tylko bezcelowemi rucham i liścia, k tó ­ r y wie, że rósł kiedyś na drzew ie, ale już do niego nigdy nie powróci.

Za rzecz niezm iernie pożyteczną w spraw ie odnowienia tego zanikłego uczucia ciągłości i solidarności wza­

jem nej cywilizacyjnych wysiłków, u- ważam poznanie bliższe tych naszych rodaków , którzy wiedzieli jeszcze, co to znaczy «m ierzyć osnowę dni swoich na paśm ie korzyści publicznych,® k tó­

rzy um ieli obejmować w zrokiem ducho­

wym całe życie społeczności swojej i czyny swoje za cząstkę tego życia uw a­

żali, pragnąc, aby zm ierzały one ku je ­ go wzrostowi, odrodzeniu i zdrowiu.

Człowiekiem takim w łaśnie był Ja n

(7)

Śniadecki. Chciałbym w szkicu niniej­

szym przedstaw ić możliwie wszech­

stro n n ie tę w ielką postać, chciałbym , aby po przeczytaniu tej książeczki czy­

telnicy mogli sobie zdać spraw ę za­

rów no z tego, jakich p rac dokonał Śnia­

decki i jaki udział przyjm ow ał w sp ra ­ wie oświecenia naszego, jak i z tego, kim b ył jako człowiek, o czem m yślał i jak m yślał. W książeczce niniejszej rad b y m zobrazow ać działalność pu­

bliczną i scharakteryzow ać właści­

wości umysłowe, działalność pisarską i poglądy filozoficzne J a n a Śniadec­

kiego.

Oprócz samych dzieł Śniadeckiego w w ydaniu B alińskiego 1837 r., posługi­

wałem się p rzy pisaniu tej książeczki, pełnem i m aterjału i treści, ale zbyt bezładnem i nieco «Pam iętnikam i o J a ­ nie Śniadeckim* M ichała Balińskiego i pom nikow ą p racą M. Straszew skie­

go: «Jan Śniadecki i jego stanowisko w dziejach oświaty i filozofji w P o l­

sce.* Miałem także w rę k u książecz­

kę p. Leona Świeżawskiego o Śnia­

deckim , lecz jest to tylko suche stre sz ­

(8)

czenie Balińskiego; w m iejscach zaś, gdzie p. Świeżawski jest sam odzielnym , popełnia błędy i staje się praw ie nie­

zrozum iałym , jak np. w ustępie o filo­

zof ji Kanta.

(9)

Młodość i wykształcenie Jana Śniadeckiego

Ja n Śniadecki u ro d ził się 29 sie r­

p nia 1756 ro k u w Żninie, w wojewódz­

twie G nieźnieńskim , w powiecie K ryń­

skim . Rodzice jego, Jęd rzej i F ra n ­ ciszka z Gliszczyńskich Śniadeccy, byli ziem ianam i m ało-zam ożnym i, tak, że ledwo stać ich było na udzielenie wy­

kształcenia dzieciom.

W ro k u 1764 Śniadecki oddany zo­

stał do szkoły L ubrańskiego w Pozna­

n iu , w której przebyw ał do 1772 r.

Najważniejszemu faktam i w jego ży­

ciu umysłowem z tego okresu, było zaznajom ienie się w szkole L ubrań-

(10)

skiego z filozofją eklektyczną i uczęsz­

czanie na w ykłady fizyki R ogalińskie­

go w szkołach Jezuickich.

E klektykę określa Śniadecki, jako

«filozofję, któ ra ze wszystkich sekt wy­

b iera ła to, co było dobrego, do żadnej się nie przyw iązując.» (Fam. Balińs. t. I str. 7). Filozofją eklektyczna z bez­

w zględnego punktu widzenia może być uw ażana za oznakę pew nego nie­

dołęstw a i zgrzybiałości umysłowej.

Um ysły sam odzielne w ytw arzają sobie własną filozofję, starając się ogarnąć duchem całe bezgraniczne m nóstwo naciskających na nas faktów rzeczy ­ wistego świata; eklektycy zaś zrzekają się tej twórczej p rac y i s ta ra ją się za­

stąp ić ją przez łataninę ze strzępów pow yryw anych z system atów , przez innych sam odzielnie stw orzonych.

W Polsce jednak na ów czas eklek- tyka była niewątpliwym postępem , gdyż zastąpiła scholastykę, o p a rtą na jed n o stro n n ie pojm ow anych fo rm u ł­

kach A rystotelesow ych. Scholastyka była również niesam odzielna, jak i eklektyka; ta ostatnia zaś m iała tę

(11)

wyższość nad scholastyką, że zaznaja­

m iała z poglądam i nie jedynego A rysto­

telesa, ale wielu różnych m yślicieli, po­

budzając w ten sposób um ysły żywsze do pracy krytycznej i sam odzielnej.

Dlatego też zasługują na wym ienienie ludzie, którzy się przyczynili do w pro­

wadzenia eklektyzm u w Polsce: A n­

toni W iśniewski, Biskup Załuski, ks.

M arcin Świątkowski, ks. Putanowicz i t. p. Do szkoły Poznańskiej L ubrań- skiego w prowadzili eklektykę Matow- ski, a po nim Chudzicki.

Donioślejsze jednak jeszcze znacze­

nie dla rozw oju Śniadeckiego, niż wpływ filozofji eklektycznej, m iały w spom niane w ykłady Rogalińskiego.

Rogaliński b ył autorem czterotom ow e­

go dzieła, wydanego po raz pierwszy w Poznaniu w 1765 ro ku, p. t. «Do- świadczenia skutków rzeczy pod zmy­

sły podpadających etc.»

Dzieło to zaw ierało w sobie całko­

w ity wykład fizyki i świadczyło o zna­

jom ości poglądów K artezjusza, Leib- nitza i Newtona. Z tych trzech teorji, pow iada Straszew ski (Śniadecki i jego

(12)

stanowisko etc. str. 21) p rzy p a d ła R o­

galińskiem u najwięcej do przekonania teo rja Newtona, k tó ry «przypuściwszy stw orzenie,* nie chce wchodzić w ta ­ jem nice boskie, ani ro ztrząsać, jakim sposobem słońce, gwiazdy i ziem ia się ułożyły. Pow iada tylko i z nauki zie- miomierskiej*) wykazuje, że koniecznie trz e b a przypuścić próżne miejsce, bo inaczej w krótkim czasie słońce i gw ia­

zdy całąby siłę straciły, aniby się r u ­ szyć nie mogły; a jednak widzim y, że od ty lu tysięcy lat ruszają się n ieu stan ­ nie i o b ro ty swoje czynią. P ow tóre pokazuje, że na świecie są dwie siły, które we wszystkich rzeczach p an u ją.

Jednę nazyw a siłą pociągającą, d ru g ą odpychającą. W yznaje szczerze, że nie wie, co za przyczyna jest tego wza­

jem nego pociągania i odpychania, ale oczywistość pokazuje, że skądkolw iek to pochodzi, jest to jednak na świecie.

Nauczyciel, k tóry w ten sposób poj­

mował Newtona, był zdolnym do wpo-

) gieometrycznej.

(13)

jenia w uczniów swoich przekonania, że wszelka wiedza pow inna się opierać jedynie na faktach, i że tam , gdzie faktów nie staje, sama wiedza skoń­

czyć się powinna, wyznając swą n ie ­ moc i nie usiłując pokryć nieśw iado­

mości szumnemi, choć nic nie zna- czącemi wyrazam i. Śniadecki zaś nie­

wątpliwie m usiał należeć już wtedy wśród uczniów R ogalińskiego do n aj­

bardziej zdolnych do przeniknięcia się tem i zasadam i i m etodą. W tedy to już może stał się on realistą, t. j. «człowie- kiem, k tó ry w słowach szuka nie brzm ie­

nia, ani w iatru, ale rzeczy, dla którego rozum ieć—nie jest to przestać na sło­

wie, nie jest to zaspokoić się pierwszym rzutem uwagi, ale rzecz ze wszystkich stro n i względów obejrzeć, nabyć o niej jasnego i czystego pojęcia. (Dzieła t. 1 str. 53).

Oprócz takiego usposobienia, wy­

niósł Śniadecki z Poznania jeszcze do­

b rą znajom ość łaciny i wielką w p ra­

wę w pisaniu mów łacińskich i pol­

skich. Tak przygotow any udał się w roku 1772 z namowy swojego

(14)

nauczyciela reto ry k i, M uszyńskiego, do Krakowa, aby w Akadem ji k ra ­ kowskiej pozyskać wyższe stopnie naukow e.

W krakow skiej A kadem ji, pom im o zaprow adzonych w 1764 r. przez ks.

Putanow icza wykładów filozofji ekle­

ktycznej, scholastyka panow ała jeszcze praw ie wszechwładnie. Śniadecki za­

bezpieczonym jednak był od jej szko­

dliwych wpływów: um iał on zresztą i w scholastyce znaleźć strony zdrow e i pożyteczne.

«Dawny sposób szkolny,—pow iada on,—zależy na tem , aby opisać zwięźle i jasno znaczenie słów używać się m a­

jących, i uwolnić język od wątpliwości;

żeby rzecz dobrze rozłożyć i podzielić na swoje części; w każdym podziale w ytknąć zwięźle praw idła, i te dobra- nemi szczęśliwie przykładam i objaśnić;

zebrać potem wszystko pod jeden wi­

dok; wystaw ić ogólny obraz nauki, wytknąć jej istotne punkty, i w nich znakom itsze zalety i wady. To w szyst­

ko służyło do czystego i porządnego wykładu, do łatwiejszego objęcia nau­

(15)

ki, i do trw alszego jej zatrzym ania w pam ięci.» (Dzieła t. I V str. 137).

W słowach tych przebija zam iło­

w anie do ścisłości, niechęć głęboka do słów czczych, jak łupina bez ją ­ dra, obrzydzenie do wszelkiej gm a­

tw aniny myślowej, pośród k tórej um ysł gubi się, nie wiedząc, do czego dąży.

W łaściwości te m usiały już i wtedy głęboko być zakorzenionem i w Śnia­

deckim , jeżeli pozwoliły mu dojrzeć aż tyle dobrego w znienawidzonej przezeń «sekcie Perypatetyków .»

Istn ieje nauka, w której nie może być mowy o czczych i jałow ych sło­

wach, w której wszystko ma znaczenie jasno i ściśle określone, w której wszystko jest m yślą logicznie się ro z ­ wijającą i nie zbaczającą ani na chwi­

lę z prostej d ro g i logicznych dow o­

dzeń i dem onstrancji. Nauką tą jest m a­

tem atyka. Są um ysły jakby z g ó ry już do m atem atyki i studjów nad nią p rze­

znaczone; Śniadecki należał do ich liczby. Był on m atem atykiem z u ro ­ dzenia, bo i m atem atycy niekiedy r o ­ dzą się ta k jak poeci.

(16)

W 1775 ro k u zdał Śniadecki, k tó ry w ro k u 1772 został już bakałarzem nauk filozoficznych, egzam in na licen­

cjata, a następnie do k to ra filozofji;

a w następnym ro k u obowiązany, jako d o któr filozofji do wykładów p u b lic z ­ nych, w ykładał nieznany dotąd w K ra­

kowie—algiebrę. W ykłady te powiodły mu się tak dobrze, iż przyznano mu za nie nagrodę «margaritales» zwaną.

W 1777 ro k u zaszedł w życiu Śnia­

deckiego fakt niezm iernie ważny: ze­

tknął się on z K ołłątajem i p racam i Komisji Edukacyjnej, której g o rli­

wym w spółpracow nikiem sam m iał się stać od tego czasu.

Nie mogę tutaj wchodzić w szczegó­

łowe w yjaśnienie działalności Kom isji Edukacyjnej i jej znaczenia—zajęłoby to bowiem zbyt wiele m iejsca. P rz y ­ pom nę tylko, że Komisja E du k acy j­

na pow stała na sejmie 1773 roku na wniosek podkanclerzego litew skiego Joachim a Chreptowicza, a w skład jej wchodzili: biskup wileński M asalski, biskup płocki książę Michał P o n ia to w ­ ski, g en e ra ł ziem podolskich ks. Adam

(17)

C zartoryski i wielu innych. Po po­

wrocie z Rzymu, członkiem i n a jg o r­

liwszym z gorliwjmh w spółdziałaczem Kom isji został ks. Hugo Kołłątaj, na ówczas kanonik krakow ski.

Celem Komisji Edukacyjnej było ujęcie steru całego w ykształcenia mło­

dzieży polskiej i oparcia go na ścisłych naukowych wiadomościach, zam iast do­

tychczasowej reto ry k i, poetyki i t. p., któ re m ogły posłużyć jedynie do wy­

rażania m yśli gotowych, ale sam ych tych m yśli dostarczyć nie były w stanie.

Gorliwy przedstaw iciel tego p ro g ra ­ mu i naw skroś nim p rzen ik n ięty Koł­

łątaj p rzy b y ł w 1777 ro k u do K rako­

wa w celu reform y szkoły Nowodwor­

skiej (dzisiejsze gim nazjum S-tej Anny).

Zwrócił on zaraz uwagę na Ja n a Śnia­

deckiego i mianował go nauczycielem klasy 6-ej, polecając mu wykładać fizyką, mechanikę, liygjenę, logikę i ekonomję poli­

ty c z n ą k tó ra dotychczas w Polsce n i­

gdzie jeszcze w ykładaną nie była.

P ra cu ją c n a d uczniam i, m usiał Śnia­

decki jednocześnie pracow ać i nad so­

bą samym, dopełniając ciągłą nauką

, Jan Śniadecki. ?

(18)

w iadom ości, na których mu zby­

wało *).

Nie wątpię, że Śniadecki sam przez się uznaw ał konieczność refo rm y wy­

kształcenia w Polsce, ale sądzę, że ten czynny udział, jaki m iał tak wcześnie p rz y ją ć w tej reform ie, zapalił go i przyw iązał do tej spraw y mocniej, niżby to co innego uczynić m ogło.

W życiu każdego m łodego człowie­

ka istn ieje chwila, w której ogląda się on niecierpliw ie za sposobnością u ja­

w nienia swoich sił i zdolności. Każda siła, każda zdolność jest p o trzeb ą p r a ­ cy i wym aga tej pracy rów nie silnie, jak spragniony napoju, a zgłodniały pożyw ienia. W skazać p rzeto m łode­

m u człowiekowi spraw ę, k tó re j może on służyć, zatrudniając swoje najsil­

niejsze i najistotniejsze zdolności, za- dow alniając swoje najgłębsze i n a jb a r­

dziej wewnętrzne popędy, jest to p rzy ­ wiązać go do tej sprawy. Człowiekiem

*) Pewną trudność musiał sprawiać Śniadeckiemu sam wykład przedmiotów w języku polskim.

(19)

w łada jeden zasadniczy popęd: dąże­

nie do potęgi, dążenie do ujaw nienia w czynie tego, czem jest jeg o osobo­

wość, jego ja-, wskażcie m u spraw ę, dla k tó rej p racując uczyni on tem u zasadniczem u popędow i swemu za­

dość, a pokocha ją całą siłą miłości, do jakiej jest zdolny, szczególniej, jeżeli wskażecie mu ją dość wcześnie, t zanim darem ne oczekiwania nie wy­

czerpią go i nie znużą. Żadna praca bowiem nie nuży tak, jak wyczekiwa- I nie na pracę, której m ożnaby się

oddać.

M ianując Śniadeckiego nauczycielem zreform ow anej przez siebie szkoły, k a­

żąc m u być w spółpracow nikiem tej r e ­ form y, Kołłątaj przyw iązał go raz na zawsze do spraw y oświaty w Polsce, rozbudził wszystkie drzem iące w nim najszlachetniejsze instynkty i może oddziałał stanowczo na całą jego przyszłość. Kołłątaj wiele b ardzo po­

łożył zasług, ale powołanie Śniadeckie­

go do pracy i wskazanie mu jej kie­

runku, należy liczyć do zasług jego naj- j większych i najm niej wątpliwych.

(20)

R ok jeden tylko w ykładał Śniadecki w szkole Nowodworskiej; we w rześniu 1778 ro k u wyjechał z polecenia Ko­

m isji Edukacyjnej i na jej koszt za gran icę, aby w u n iw ersytetach e u ro ­ pejskich przysposobić się do objęcia k a te d ry m atem atyki w uniw ersytecie krakowskim .

W tym czasie w łaśnie dotknęła Śnia­

deckiego nieszczęśliwa miłość: panna, k tó rą pokochał i k tó ra sp rzyjała m u, nie m ogła zostać jego żoną, gdyż rodzice byli związkowi tem u przeciw ­ ni i w krótce za kogo innego wydali ją za m ąż. Śniadecki postanow ił wtedy nie żenić się nigdy.

T en to w ypadek z osobistego życia m iał może Śniadecki na względzie gdy pisał: «Serce czułe jest zaiste pię­

k n y m darem przyrodzenia, ale otoczo­

nym wielkiem i niebezpieczeństw am i, tem groźniejszem i dla ludzi, że obu­

dzona nam iętność, tłum iąc rozum , za­

wsze dąży do szaleństwa. Można się w plątać w te same zdarzenia, jakie czytam y: z tą różnicą, że im aginacja p isarza może uratow ać swego b o h ate­

(21)

r a od nieszczęścia, a w świecie rze tel­

nym człowiek sam się ratow ać musi;

i potrzeba heroizm u, żeby pokonać to, co w początku jedną przezorną uwagą łatw o było usunąć. Dla zabezpiecze­

nia się w życiu przeciw szkodliwym nam iętnościom trzeba w sobie wzbu­

dzić jedną panującą i trzym ającą wszystkie inne na wodzy, nadającą szlachetność charakterow i i dostojność n a tu rz e ludzkiej.»

Znam y już u J a n a Śniadeckiego dwie takie nam iętności: miłość do nauk ścisłych m atem atycznych i wy­

trw ałe a pełne zapału postanowienie służenia spraw ie oświaty krajow ej;

obydwie te nam iętności w spierały się, potęgując się wzajem nie i zlewając w jedno zasadnicze dążenie: wchłaniać wiedzę, aby módz ją rozsiewać, praco ­ wać nad w łasną k u ltu rą , aby stać się pracow nikiem k u ltu ry ojczystej, stawać się światłem, aby światło nieść wszę­

dzie z sobą. Nie m ożna powiedzieć, gdzie był u Śniadeckiego w tern cel, gdzie środek, gdzie pobudka, a gdzie skutek, nie można rozstrzygnąć, czy

(22)

obyw atel to przew odził uczonem u, czy uczony obywatelowi. Była to har- m onja i jedność bezw zględna pow oła­

nia i zawodu, usposobienia i obowiąz­

ku. O ludziach takich mówimy, że w znoszą oni w duszach swych św iąty­

nie praw dy, aby wszyscy m ogli jej cześć oddawać. Nie jest to ścisłe, bo nie oni to dążą do praw dy, ale p raw ­ da sam a pracuje w nich, chcąc się na jaw w ydostać; nie m ogą oni żyć, nie dążąc do niej, tak, jak roślin a żyć nie może bez słońca. W czarodziejskim ogrodzie p rzy ro d y zdarzają się cza­

sam i istoty tak szlachetne, że tylko m ogą rodzić światło i do wydawania in n y ch owoców nie są zdolne.

II.

Pobyt za granicą.

Pierw szem m iastem uniw ersytec- kiem , w którem Śniadecki zatrzym ał się n a dłużej była G etynga, gdyż u n i­

w e rsy te t tam tejszy należał do najlep­

(23)

szych w Niemczech. Na wstępie za­

raz spotkał Śniadeckiego p rz y k ry za­

wód: w ykłady odbywały się w języku nie łacińskim , lecz niem ieckim , k tó re ­ go m usiał się dopiero uczyć; p rz y ­ k rą niespodzianką były także dla nie­

go: nizki poziom wykładów m atem a­

tycznych i wysoka opłata za lekcje.

Pom im o wszystkich ty ch niedogodno­

ści zapisał się Śniadecki w poczet słu ­ chaczów un iw ersy tetu dnia 22 p aź­

dziernika 1778 roku. Z profesorów m iejscowych najw iększy wpływ na nie­

go mieli: A braham K ostner, m atem a­

tyk, i F e d e r, p ro fe so r filozofji. F e d e r w filozofji zajmował stanow isko przez niego samego nazywane realistycznym, i zdaje się, że był dość niechętnie usp oso- biony dla panujących w Niemczech kierunków filozoficznych *). Nie od

*) Baliński myli się, twierdząc, że Śnia­

decki mógł podczas pobytu swego w Ge­

tyndze gruntownie zapoznać się z filozo­

fią Kanta; Kant bowiem wydał zasadnicze swoje dzieło «Krytykę Czystego Rozumu»

dopiero w 1781 roku.

(24)

rzeczy będzie może zauw ażyć, że ten sam F ed er po wyjściu «Krytyki Czy­

stego Rozumu» K anta, napisał wraz z G arvem jej nieprzychylną i osławio­

ną k ry ty k ę . Ze stanem filozofji nie­

m ieckiej zaznajam iał więc Śniadeckie­

go człowiek, k tó ry m usiał jeszcze p rz e d pow staniem Kantowskiej filozo­

fji zajm ow ać stanowisko zupełnie in ­ ne, niż to, na jakiem stan ął później fi­

lozof królew iecki. Znajomość więc filozofji niemieckiej z tego źródła nie m ogła przygotow ać Śniadeckiego do zrozum ienia filozoficznych poglądów a u to r a Krytyki Czystego Rozumu.

K ó stn er kierow ał m atem atycznem i stu d ja m i m łodego Śniadeckiego: a by­

ły one niezm iernie gorliw e; sam Śnia­

decki powiada, że «męczył się nieraz aż do płaczu» nad dziełam i Eulera, Maclauryna, Sinipsona i innych. Jed n o ­ cześnie zajmował się innem i przed­

m iotam i, w uniw ersytecie w ykładane­

m u praw em , filologją, chem ją (do­

świadczenie P rie stle ja rob io n e przez L ićhtenberga) i t. d. P ra c a ta wy­

c z erp a ła go tak dalece, że zdrow ie je­

(25)

go było poważnie zagrożone. Dla r a ­ tow ania się wyjechał Śniadecki do Ho- landji, aby tam szukać światła i wie­

dzy u innych uczonych i m yślicieli.

W tym czasie Komisja E dukacyjna odm ówiła Śniadeckiem u dalszych za­

siłków pieniężnych i jedynie pomoc Kołłątaja i rek to ra krakow skiej Aka-

■demji, ks. Żołędziowskiego, umożliwiły przyszłem u uczonem u dalszy pobyt za granicą.

W H olandji poznał Śniadecki an ato­

m a C am pera, p rzy ro d n ik a Allmana, fizyka V an-Suindena, m atem atyka H e n n e rta i wielu innych. Z aopatrzo­

ny we wskazówki i polecenia tych uczo­

nych udał się Śniadecki w styczniu 1780 ro k u do Paryża.

P o b y t w P aryżu stanow i bezwąt- p ien ia najw ażniejszy okres z całego czasu, spędzonego przez Śniadeckiego za gran icą. Studjow ał on m atem aty ­ kę pod kierownictw em Cousina, poznał -p race d’Alemberta, Clairaulta, Fontaine a Condorceta, słuchał wykładów chemji d'Alceta i le Sagę a; kształcił się w astro-

(26)

nom ji p od przew odnictw em Lalandea, obcow ał z La-Placem, d’Alembertem, Le- fevrem, Rinelem, p rzyjaźnił się z poetą Delillem, zapoznawał się z dziełam i Corneilla, liacine a, Moliere a, Voltaire a, Jana Jakóba Rousseau i innych.

P om iędzy -umysłem Śniadeckiego, a um ysłowością fra n c u sk ą i jej dzieła­

mi istn iało pew ne pokrew ieństw o.

U m ysły francuskie są a przynajm niej w ty m czasie były klasycznemi p a r excellence, mówiąc słowami H ipolita T a in e ’a: kochały się one w jasności, posługiw ały się ściśle określonem i po­

jęciam i, przestrzeg ały sta ra n n ie lo­

gicznego porządku w przechodzeniu od jednego pojęcia, jednego tw ierdze­

nia — do pojęć i tw ierdzeń z nich wy­

nikających. W idzieliśmy, iż były to i właściwości um ysłu Śniadeckiego, nic dziwnego więc, że wszystko staw a­

ło się dlań w wykładzie francuskim zro­

zum iałem . «Przekonałem się, pow ia­

da on, że um iałem w Niemczech m echa­

nizm rachunkow y, ale nie głębokie m yśli w tym rach u n k u zaw arte i p ro ­

(27)

wadzące od jednego do drugiego dzia­

ła n ia .»

Było tak we wszystkiem: w całej kulturze francuskiej rozpoznaw ał Śnia­

decki dzieło pokrew nych sobie um y­

słów: mógł więc wżyć się w tę kulturę, przeniknąć się nią nawskroś. W pływ um ysłów i k u ltu ry francuskiej pozo­

staw ił piętno na całym dalszym roz­

woju um ysłowym Śniadeckiego: pozo­

stał on na zawsze wychowańcem F ra n ­ cuzów w sztuce jasnego i logicznego w ykładu swych m yśli, w swych upodo­

baniach i poglądach literackich.

Trw ałość tego wpływu jest zupełnie zrozum iała: przem ija w naszem życiu um ysłowem to, co jest obcem lub przeciw nem naszym skłonnościom i zdolnościom , to zaś, co zdolności te potęguje i skłonnościom współdziała, m usi się stać trw ałą i nieprzem ijającą częścią samej naszej organizacji um y­

słowej. P rzejm ując się fran cu sk ą kul­

tu rą , Śniadecki rozw ijał tylko i potęgo­

wał w łasne swoje zdolności i upodo­

bania umysłowe. Pokrew ieństw o po­

(28)

m iędzy nim i tą k u ltu rą istniało już, zanim ją poznał.

Ks. Piram owicz, k tó ry baw ił w P a ­ ryżu jako delegat Komisji E dukacyj­

nej spotykał się u wszystkich niemal uczonych i literató w francuskich z tak pochlebnem i opinjam i o Śniadeckim , że pod wpływem ich napisał odpow ie­

dni r a p o r t do Komisji.

Na skutek tego ra p o rtu Komisja p rz y sła ła Śniadeckiem u znaczniejszą kw otę pieniężną i wrezwała go do obję­

cia w możliwie prędkim czasie kate­

d ry m atem atyki i astronom ji w z re ­ form ow anej Akadem ji krakow skiej.

W^tym samym czasie, za p o średnic­

twem d ’A lem berta, rząd hiszpański u czynił Śniadeckiem u propozycje o wie­

le korzystniejsze od tych w arunków , jakie m ogła m u ofiarow ać Komisja E dukacyjna w kraju. Ś niadecki bez w ahania zdecydował się na pow rót do Krakowa.

W liście, pisanym przez Śniadeckie­

go do księcia Michała Poniatow skiego, p rezesa Komisji E dukacyjnej, znajdu­

jem y taki ustęp: «Człowiek przezna­

(29)

czony na wysokie stanowisko oświeca­

nia bliźnich swych, pow inien dobrze pojmować ważność tego stanowiska, a wzbogacając oczywiście ciągle i do­

skonaląc własne wiadomości, niechaj zrobi ofiarę z czasu i talentów swoich dla dobra publicznego, a będąc p rz e ­ jętym aż do głębi duszy najżywszym dla dobra publicznego interesem , niech szuka szczęścia w obowiązkacli i sławie służenia drugim . Jeżeli rz a d ­ ko spotkać można duchy wyższe ta- kiem przejęte natchnieniem , to wypa­

da przynajm niej'szukać takich, które najwięcej do tego ideału zbliżają się, aby in teres publiczny nie stał się ofia r ą egoizm u. Ale m ając w rzeczy za­

stosować tylko te zasady, praw ie po­

mimo woli wszedłem na to r mówienia o nich... Co do mnie, to zdaje m i się, iż tylko dla ojczyzny użytecznym być m ogę, jeżeli święte obowiązki obyw a­

tela połączone zostaną z obow iązka­

mi człowieka nauki i jeżeli cały mój los zależeć będzie od pracy i koniecz­

ności czynienia dobrze.*

W idzim y więc, że pobyt za granicą

(30)

nie zachw iał w Śniadeckim jego posta­

now ienia pracow ania przedew szyst- kiem dla oświaty swojego k raju : p rz e ­ staw anie wyłączne w kole ludzi nauki nie zrobiło z niego uczonego, obojętnie patrzącego na spraw y społeczne, prze­

noszącego się ze swojemi książkam i i swoją m yślą z jednego k raju do in ­ nego, stosownie do tego, gdzie spodzie­

wa się znaleźć odpow iednie w arunki dla swojej pracy. Śniadecki czuł i zda­

wał sobie sprawę z tego, że naw et p ra ­ cując nad własnem w ykształceniem , naw et zagłębiając się w najbardziej oderw ane zagadnienia i poszukiw ania m atem atyczne, nie przestaje pracow ać dla ogółu, nie p rzestaje być p ra ­ cownikiem na polu ojczystej k u ltu ry i ośw iaty.

Ten sam list do P oniatow skiego m o­

że być uważany za cenny dokum ent dla poznania um ysłu Jana Śniadeckie­

go z innych jeszcze względów; pom ię­

dzy innem i rzeczam i pow iada on w n im , co następuje: «W iedzieć, to znaczy obejm ować w jednym ogólnym w idoku stosunki i szczegóły najbar-

(31)

dziej delikatne i najbardziej ró żn o ­ rodne, iść za łańcuchem praw d, choćby najbardziej zaw ikłanym , ażeby posiąść całość i wysnuć z nich zasady pewne i widoczne.® (Straszewski cz. I str. 47) Ustęp ten przypom ina nam słowa, w ypow iedziane przez Śniadeckiego nie o wiele później już z p ro fe so r­

skiej k atedry. «Człowiek to tylko umie, co p o tra fi porów nyw ać i stoso­

wać. W szystkie w yobrażenia samotne, wszystkie dośw iadczenia i obserwacje niezwiązane jakiem powszechnem p ra ­ wem i początkiem , są jedynie ciężarem dla refleksji nieużytym , owym ro z rz u ­ conym m aterjąłem , k tó ry dopiero od związku i ułożenia sicój bierze szacunek i użycie. W szystkie te ro z e b ra n e i po­

jedyncze myśli, nie straw ione i nie­

przerobione rozum em , zalegając w p a ­ mięci, czynią człowieka wiadomym, ale go ani um iejętnym , ani gruntow nie uczonym nie czynią. Umieć coś—jest

\ to poznawać związek między rzeczam i szczególnemi i wyciągnione stąd ro zu ­ m owania znowu łączyć i stosować m ię­

dzy sobą, a z nich powszechne wycią-

(32)

gać początki, k tó re nas prow adzą do znajom ości praw w natu rze, a które oraz składają istotę um iejętności, da­

jąc nam jednem wejrzeniem ro zu ­ mu ogarniać niezliczone okoliczności i przy p ad k i, które o zmysły uderzają.*

[Dzielą t. I I I str. 167— 168. Rozpra­

wa o nauk matematycznych początku i t. d.).

Są ludzie, którzy um ysł swój tra k tu ­ ją tak, jak zapalony zbieracz tra k tu je swoją kolekcję, k tó rz y są zadowoleni, skoro uda im się zapisać do katalogu swoich wiadomości nowy fakt, aby n a ­ stępnie szukać jeszcze nowszego i t. d., bez końca, byleby tylko ogólna liczba była jaknaj większą,byleby tylko śm ierć zastała ich przy wciąganiu do katalo­

gu możliwie wysokiego num eru .Um ysły tego ty p u m iał właśnie na względzie Goethe, tw orząc w Fauście swojego. Wa­

gnera, k tóry się cieszył, gdy znalazł deszczowego robaczka. Ludzie tego ro dzaju są bardzo pożyteczni, zb ie ra ­ ją oni m ate rja ły do dalszych postępów nauki, ale postępy te nie przez nich się dokonyw ają. Spraw cam i tych postępów

(33)

są zawsze ludzie, k tórzy nie zadawal- niają się już tern zbieraniem i kolekcjo­

nerstwem : obejm ują oni m yślą wszyst­

kie znane fak ty , sta ra ją się uchwycić nie wew nętrzną jedność, lecz dążą do u- czynienia z wiedzy sw ej—żywej całości, stanow iącej własność ich ducha, w ta ­ kim samym stopniu w jakim narządy są w łasnością ciała. Umysły tego r o ­ dzaju nazyw am y zwykle filozoficznerni i takim filozoficznym um ysłem był w wy-

jjtopniu Ja n Śniadecki.

w 1782 ro k u pow racał przez i do Krakowa, był to już czło- noralnie i um ysłowo dojrzały, był to już w całem znaczeniu tego wy­

raz u jeden z tych ludzi, jakich p rzy ­ ro d a wydaje od czasu do czasu, ażeby nie dać życiu ludzkiem u w ygasnąć po­

śród złośliwych chwastów ciemnoty i egoizm u.

Dalsze życie i działalność cywilizacyjna We w rześniu 1781 ro k u stanął Śnia­

decki w Krakowie; przed rozpoczę- III.

Jana Śniadeckiego.

Jan Śniadecki. 3

(34)

ciem wszakże wykładów u dał się jesz­

cze do W arszawy, gdzie był przed ­ staw iony królow i Stanisław ow i Augu­

stow i.

9 listopada tego samego ro k u odbył się w stępny w ykład Śniadeckiego w ko­

le licznie zgrom adzonych słuchaczów.

W ykład ten został wydany potem w form ie oddzielnej ro zpraw y p. t.

„Rozprawa o początku nauk matematycz­

nych, ich znaczeniu i t. d .”

Sam już ten pierw szy w ykład m ógł b y ł zwrócić uw agę w szystkich na m ło­

dego profesora; św iadczył bowiem o niepospolitem zrozum ieniu zasad m atem atyki i głęboko filozoficznem objęciu jej całości. D oniosłość w ykła­

du tego była tem większa, że został on w ygłoszony w języku polskim ; aby zaś zrozum ieć jakie trudności napotykało zaprow adzenie wykładów w polskim języku, w ystarczy zważyć, że jeszcze w 1797 roku człowiek takiej nauki, jak M arcin Poczobut, mówił, z powodu ro z ­ poczęcia w ykładów chemji w języku polskim przez Ję d rz e ja Śniadeckiego:

„nie trzeba nauki pospolitowai."

(35)

W ykładanie w języku polskim wy­

m agało ze stro n y J a n a Śniadeckiego wielkiej i usilnej pracy, m usiał on opracow yw ać m a te rja ł naukow y w ję­

zyku, w którym dotąd nikt nie posłu­

giw ał się w tym celu; trzeb a było więc walczyć z tysiącznem i trudnościam i, stw arzać term inologję, dbać, ażeby przez wprowadzone term iny nie ska­

zić czystości mowy. M usiała się przy tem nasunąć Śniadeckiem u m yśl ko­

nieczności w ypracow ania odpowied­

nich podręczników w języku polskim . Koniecznej tej po trzeb ie p ra g n ą ł on sam uczynić zadość w zakresie m ate­

m atyki, to też zaczął pracow ać nad dziełem, k tó re w czterech tomach miało zawrzeć całkow ity w ykład t. z.

m atem atyki wyższej. P ra ca ta po­

chłaniała mu niezm iernie wiele cza­

su, tak , że podczas ro k u szkolnego 1781— 1782 nie byw ał praw ie nigdzie, traw iąc czas na opracow yw aniu i p rzy ­ sposabianiu do d ru k u swoich notat, którem i posługiw ał się przy w ykła­

dach. Rezultatem tej p rac y było dwu­

tomowe dzieło: Rachunku Algebraicz­

(36)

nego teorya przystosowana do linji krzy­

wych przez Jana Śniadeckiego w szkole Głównej koronnej Matematyki wyższej i Astronomji, profesora tejże szkoły i sekreta­

rza. Tom I, zaw iera A lgebrę na dwie części podzieloną, wydaną w Krakowie w d ru k a rn i Szkoły Gł. koron, roku 1783. T. I s tr. IV i 312 t. I I str. 192.

Adrjan Krzyżanowski pow iada o tem dziele, że jest ono tem dla m atem atyki w Polsce, czem dla języka je s t g ra m a ­ ty k a Kopczyńskiego.

Obok tej p rac y czysto naukowej, z a j­

m owały jednocześnie Śniadeckiego i inne troski: spraw a refo rm y i u g ru n ­ tow ania oświaty w Polsce została po­

w ażnie zagrożona w osobie K ołłątaja, k tó reg o w skutek in try g k ap itu ły k ra ­ kowskiej pozbawiono nietylko dostoj­

ności kościelnych, ale i u rzę d u wizy­

ta to r a szkół. Śniadecki, k tó ry był se­

k reta rz e m A kadem ji i członkiem rad y w izytatorskiej, zak rzątn ął się żywo około spraw y człowieka, którego los był tak m ocnym węzłem związany z lo­

sem sam ych p rac przezeń zapoczątko­

wanych. W tym celu organizow ał Śnią-

(37)

decki pośród swych kolegów podania i pełtycje zbiorowe o przyw rócenie K ołątaja do urzędu w izytatorskiego.

S tarania te przyczyniły się w znacznej m ierze do tego, że Kołłątaj został na- ' nowo m ianowany w izytatorem szkół

i rek to rem Akadem ji krakow skiej.

Jednocześnie znajdow ał Śniadecki . czas na szperanie po bibijotece, w któ­

rej o d k ry ł 40 tomów obserw acji a stro ­ nom icznych przez astronom ów A kade­

m ji krakow skiej z czasów przed i po K opernikow skich, oraz na k o re sp o n ­ dencję z uczonym i francuskim i, wy­

głoszenie pochwały na cześć Kazimie­

rza W ielkiego i t. p.

Pierw sze te lata były już zapowiedzią, czem m iało być całe dalsze publiczne życie Śniadeckiego: przez cały ciągte-

* go życia obejm ow ał on wzrokiem wszystkie potrzeby, wszystkie braki oświaty w Polsce, i nie tra c ąc głowy,

^ brakom tym s ta ra ł się uczynić zadość.

Zdawać się by m ogło, że baczność je­

go na najdrobniejsze szczegóły, ze spraw ą cywilizacji ojczystej związane, jest niew yczerpana, że siły jego w zra­

(38)

sta ją w m iarę jak okoliczności wyma­

g ają od niego ich użycia.

Na tym tonącym okręcie, jakim by­

ło naówczas społeczeństwo polskie, Śniadecki zachowywał się w sposób g o d n y praw dziw ie podziwu. F ale ze­

w nętrznych okoliczności n a p ie rały przew ażnie na nieszczęśliw y skołatany okręt, grożąc m u lada chwila zagładą, niebo było czarne, bez p rom yka nadziei, a błyskaw ice służyły tylko do ułatw ie­

nia ludziom zgłębienia całej rozpaczy położenia. Załoga o k rętu straciła gło­

wę lub usiłowała się wzbogacić kosz­

tem ginącej spraw y publicznej: jedni przenosili, co dało się uchwycić, na swoje pryw atne szalupki i łódki, inni p a trz y li tylko w jeden p u n k t i widzieli jedno tylko niebezpieczeństw o, nie zwa­

żając na inne: gotow i byli nieraz dla załatania jednej d z iu ry w dnie okrętow em w yrąbać w dru g im m iejscu tego dna inną taką sam ą albo nawet w iększą. Śniadecki widział wszystko, oceniał wszystko, i nie tra c ił głowy ani na chwilę; jego zadaniem było kształcenie m ajtków , k tórzyby każdy

(39)

ok ręt obsługiwać um ieli i zadanie to s ta ra ł się on wykonać tak, jak b y ok rę­

towi nic nie groziło. Nieuczciwość jed­

nych, szaleństwo drugich przeszkadza­

ły mu nieraz w pracy. Nie tra c ąc p rzy ­ tom ności, s ta ra ł się szkody ponapra- wiać, i zaraz w racał do dzieła; współ­

pracow nikom jego opadały nieraz z rozpaczy ręce, więc on pracow ał za wszystkich, k tórym zabrakło sumienia, odwagi lub m ocy. A gdy zgiełk cichł na chwilę, chw ytał za książkę i uczył się sam, aby uczyć innych.

W chwilach rozpaczy ludzie nie o- glądają się za środkam i i nie przeb ie­

ra ją zbytnio pom iędzy niemi; chw yta­

jąc to, co się im pod ręk ę nawinie, nie są zbyt skłonnym i do ro ztrząsan ia, czy postępow anie ich zgadza się zu­

pełnie ściśle ze w szystkiem i w ym aga­

niam i, ze wszystkiemi skrupułam i s p ra ­ wiedliwości. Śniadecki nie należał do tej liczby, odznaczał się bowiem wygó- row anem , niem al nadm iernem poczu­

ciem spraw iedliw ości. Bywają ludzie całkow icie wykuci z jednego kawała:

zm ysł i c h a ra k te r tak często sprzeczne

(40)

u innych, u takichludzi zlewają się w je d ­ ną całość; nie m ożna orzec, gdzie koń­

czy się ich przekonanie i upodobania um ysłow e, a gdzie zaczynają się zasa­

dy m oralne: jedne w rastają, że tak p o­

wiem, w drugie. U Śniadeckiego n a­

m iętność m atem atyczna i sk ru p u latn a ścisłość w rozum ow aniu przeszły w sa­

mo sum ienie, przero d ziły się w wy­

m aganie od siebie i innych bezw zględ­

nego stosow ania się do sp raw ied li­

wości.

Często doświadczam w rażenia, że człow iek spraw iedliw y w życiu m oral- nem jest tem , czem m atem atyk z po­

w ołania jest w życiu umysłowem, że są to dw ie stro n y niejako jednego i tego sam ego zjawiska; w rażenie to nigdzie je d n a k nie znajduje tak zupełnego stw ierdzenia, jak właśnie na p rzy k ła ­ dzie J a n a Śniadeckiego. Błędy p rze ­ ciw spraw iedliw ości bolały go tak, jak błędy przeciw ścisłości wrozum ow aniu.

Z arzucano dość często Śniadeckiem u pew ną poryw czość i drażliw ość; ale w ypływ ały one z najgłębszych właści­

wości jego istoty duchowej. Był on

(41)

jakby wagą niezm iernie subtelną i czu­

łą, k tó ra reagow ała na takie ciężary, względem któ ry ch inne wagi zachow y­

wały się obojętnie. On sam powiada o sobie «każda niespraw iedliw ość głę­

boko ran iła i ro zjątrzała m oją czu­

łość.* B aliński t. I str. 89.

To n a d m iern e poczucie spraw iedli­

wości i drażliw ości Śniadeckiego ujaw ­ niło się w 1784 r . w jego zatargach z K ołłątajem , którem u nie mógł daro- row ać, że dla korzyści publicznej po­

zwolił sobie w postępow aniu swem p a­

ro k ro tn ie przekroczyć g ran ic e przez słuszność i spraw iedliw ość o k re ­ ślone.

W ten sposób la ta 1783 — 1787 u- płynęły Janow i Śniadeckiem u na cią­

głych staran iach i kłopotach o u trw a ­ lenie założonych przez Komisję E d u ­ kacyjną podstaw oświaty w Polsce, o zachowanie i uchronienie m ajątku akadem ickiego. Jednocześnie zaś z co­

raz większem zam iłow aniem oddawał się astronom ji, utrzym yw ał stosun­

ki listowne ze znanym i sobie uczony­

mi zachodnio-europejskim i i starał

(42)

się obznajm iać rodaków swych z każ- dem nowem odkryciem naukowem : tak np. w roku 1784 robił, ku w iel­

kiej uciesze K rakow a, doświadczenia z balonem , k tóry b ył właśnie wtedy niedaw no wynaleziony i ro zb u d zał po­

wszechne i żywe zaintesow anie.

W ro k u 1787 przedsięw ziął Ś nia­

decki nową podróż za granicę: tym r a ­ zem u d a ł się przez W iedeń i P a ry ż do Anglji, przew ażnie w celu obznajm ie- nia się z udoskonalonem i przez A ngli­

ków, a szczególniej Ilerschela, in stru m entam i astronom icznem i. W prze- jeździe przez W iedeń i P aryż odnowił Śniadecki znajomość z uczonym i, k tó ­ ry ch poznał podczas pierw szego swego pobytu ża granicą, w Anglji zaś poznał najw ybitniejszych astronom ów , a po­

m iędzy niem i i Herschela, którego od­

krycia astronom iczne za pom ocą u d o ­ skonalonych przezeń narzędzi doko­

nane, były wtedy przedm iotem ogólne­

go podziw u.

Bliższe poznanie wielkiego a stro n o ­ ma, jego prac, poglądów i pomysłów nie zawiodło nadziei, oczekiwań, z ja-

(43)

kiem i jechał Śniadecki do Anglji: en­

tuzjazm jego dla niezm ordow anej w y­

trw ałości i p rac y w zrósł raczej jeszcze bardziej. E ntuzjazm ten w yraził się dobitnie w listach pisanych przez Śnia­

deckiego do Poczobuta z opisem tego, co widział i czego się nauczył w ob- serw atorjach angielskich.

A kadem ję zastał Śniadecki n a to ­ m iast po pow rocie swoim nie w najlep ­ szym stanie: ob ran y rek to rem w 1785 roku Feliks Oraczewski nie był człowie­

kiem odpow iadającym wielkim w ym a­

ganiom wysokiego stanow iska. Ko­

misja E dukacyjna także psuła sam o­

chcąc własne prace: nie szanow ała ustaw przez siebie sam ą w prow adzo­

nych, uchylała się od nich na p rośby pojedynczych osób, w ydając postano­

wienia z ustaw am i tem i niezgodne.

W akadem ji panow ało wskutek tego wielkie w zburzenie um ysłów: p ro fe ­ sorow ie tra c ili czas na niesnaskach i in trygach; każdy z nich s ta ra ł się wpływami swemi w Kom isji pozyskać od niej jakąś dogadzającą sobie uchw a­

łę; pow staw ały p a rtje , w alki, które

(44)

roznam iętniały całe ciało akadem ickie, m ącąc spokój niezbędny do p ra c n au ­ kowych.

N atychm iast po pow rocie Śniadecki zaczął gorliw ie pracow ać nad p o p ra ­ wą teg o stanu rzeczy; niejednokrotnie w ystępow ał z przełożeniam i do Ko­

m isji E dukacyjnej, aby nie niszczyła tego, co sam a tak chlubnie zapocząt­

kow ała. P rezes Komisji, ks. Michał Poniatow ski, wówczas już pry m as, zw rócił raz nawet w dość o strej fo r­

mie uw agę Śniadeckiem u, że m iesza się nie do swoich rzeczy; p rzy ciął mu nawet, że profesorom krakow skim po- w y rastały rogi w skutek zbyt wysokich pensji (Śniadecki b ra ł wtedy około 11000 zł. polskich rocznie); Śniadecki odpow iedział śmiało, że zna ludzi, któ­

rzy i po kilka tysięcy dukatów pensji biorą, a pom im o to nic nie robią, czyniąc w ten sposób niedw uznaczną aluzję do samego prym asa.

Z pow odu w szystkich tych n ie p o ro ­ zumień, a szczególniej z powodu n a d u ­ życia władzy przez R ektora O ra­

czew skiego i Komisję E dukcyjną

(45)

w spraw ie m ianow ania prezesem ko- legjum fizycznego ks. T rzcińskiego, nieuka i szarlatana, Śniadecki został w ypraw iony w r. 1789 w c h a ra k te ­ rze delegata Akadem ji do W arszawy.

W W arszawie um iał Śniadecki właści- wem sobie a pełnem powagi i godno­

ści zastosowaniem się poprzeć sku­

tecznie wobec Komisji żądania p ro fe ­ sorów , którzy go wydelegowali. W r o ­ ku 1790 na m iejsce O raczew skiego w ybrany został rek to rem ksiądz J ó ­ zef Tom asz Szabel, i zaśw itała nadzie­

ja przynajm niej pow rotu porządku i spokoju w życiu akadem ickiem .

W W arszawie poznał Śniadecki Na­

ruszew icza i K rasickiego; przyjm ow ał udział w ożywionych zebraniach i n a­

radach, k tó re odbywały się u K ołłą­

taja. Były to bowiem czasy W ielkiego Sejmu, kiedy z ogrom nem ożywie­

niem rozpraw iano o spraw ach p o li­

tycznych, roztrząsano kwestję reform , jakie należało zaprow adzić w u stro ju państwowym Rzeczypospolitej. Ba­

liński przy p isu je nawet sam em u Śnia­

deckiem u autorstw o niew ielkiego pi­

(46)

sem ka politycznego p. t. „Katechizm ta­

jemnic rządu polskiego, jaki byl około roku 1735 napisany przez J. P. Sterna w języ­

ku angielskim, potym przełożony po fran­

cusku, a teraz nakoniecpo polsku. W Sam­

borzu w drukarni jego Ces.-Król. Mości 1730 r. 10 stycznia 8-o str. 24. Rękopis tego dziełka, napisany rę k ą J a n a Ś nia­

deckiego, z popraw kam i, znalazł B aliń­

ski w jego papierach.

W 1791 roku powziął Śniadecki p r o ­ jek t zrobienia dokładnej m apy całej Rzeczypospolitej polskiej i w spraw ie tej porozum iew ał się listow nie z ko­

m isarzem skarbow ym Tadeuszem Czac­

kim . Nie były to jednak czasy odpo­

wiednie do rozpoczynania ro b ó t o tak olbrzym im zakroju, jak w ym iar i zdję­

cie dokładnej m apy państw a, które by­

ło w tedy właśnie teatrem ciągłych n ie­

pokojów i walk.

Nieszczęścia, k tó re jedno po drugiem na k ra j spadały, były przedm iotem coraz większych udręczeń dla Śnia­

deckiego. «Co to za dobrodziejstw o nauki, p isa ł on w 1792 roku do Poczo- buta, kiedy człowiek rażony ig rz y ­

(47)

skiem i b u rzą pasji ludzkich może od tego okropnego widoku odwrócić oczy do prostych i przedziw nych praw p rzy ­ rodzenia, ciałom niebieskim nadanych.

(Baliński. P am iętniki I str. 225).

O kręt zaś R zeczypospolitej pol­

skiej stanowczo tonął: społeczeństwo stało się widownią ohydnych zjawisk, jakie przy każdym rozkładzie um iera­

jącego ciała znajdują miejsce. 24 m a­

ja 1792 ro k u zawiązała się konfedera­

cja Targowicka. Jednym z dzieł tej konfederacji było przekształcenie daw­

nej Komisji Edukacyjnej w dwa u rz ę ­ dy, taką sam ą nazwą noszące: jeden dla Korony, a d rugi dla Litwy. P r e ­ zesem pierwszej był zrazu ks. Michał Radziwiłł, a następnie biskup chełmski Skarszew ski. Rządy nowej kom isji odbiły się o d razu niekorzystnie na spraw ach Akadem ji; co gorsza jednak, do K rakow a doszły wieści, że gotuje się ze stro n y Targowiczan zamach na m ajątki Akadem ji. Trzeba było my­

śleć o szybkim i energicznym ratu n k u : jednogłośnie postanow iono wyprawić J a n a Śniadeckiego do W arszawy i na

(48)

sejm, jak i m iał odbyć się w G rodnie, ażeby ra z jeszcze obronić A kadem ję od grożącej jej ostatecznej klęski.

Je d y n ie dzięki nadludzkiej w ytrw a­

łości, nieustraszonej odwadze obyw a­

telskiej i wielkiemu taktow i, udało się Śniadeckiem u na sejm ie G rodzieńskim pozyskać uchwałę, zabezpieczającą m a­

jątek Akadem ji. Król Stanisław Au­

gust ofiarow ał w tedy Śniadeckiem u gw iazdę ord eru Św. Stanisław a, ale Ś niadecki nie p rzy ją ł tego odznacze­

nia; wielką przyjem ność spraw ił mu n atom iast dj^plom na członka honoro­

wego U niw ersytetu W ileńskiego, pod­

pisany przez Poczobuta, jako re k to ­ ra i Naruszewicza, jako sek retarza.

W G rudniu 1793 roku, pow rócił Śnia­

decki do Krakowa, gdzie Akadem ja dziękow ała mu na osobnem posiedze­

niu z 12 stycznia 1794 roku za podjęte przezeń tru d y i ofiary.

W ypadki nie długo wszakże pozwo­

liły odpoczywać Śniadeckiem u w K ra­

kowie. Kościuszko, k tó ry zajął to m iasto 14 m arca 1794 m ianow ał Śnia­

deckiego członkiem kom isji boni ordinis,

(49)

polecając mu szczególny nadzór nad bezpieczeństw em przedm iotów złotych i sreb rnych, na sk arb narodow y z a b ra ­ nych. Ale już 15 czerwca 1794 ro k u Kraków zajęty został przez P ru s a ­ ków. Śniadecki schronił się do Kal- w arji, m iasteczka o p a rę m il od K ra ­ kowa odległego, i tam w m ałym domku, odosobniony od wszystkich, zamieszkał;

tam to w jed n ą noc osiwiał on ze zg ry ­ zoty. Do faktów tego ro dzaju kom en­

tarze są zbyteczne.

L ata 1795—1802 w ypełnione zosta­

ły w życiu Śniadeckiego gorliw ą pracą nad «Jeografją,» (której pierw sze wy­

danie wyszło w 1803 r. a trzecie w 1818), staraniam i czynionem i w W iedniu o utrw alenie swojego losu (pensję i t. p.), obserw acjam i astronom icznem i, k o re ­ spondencją z zagranicznym i uczonymi, tow arzyskiem i stosunkam i i t. p. Na­

zwisko Śniadeckiego zaczęło w tym czasie zw racać coraz większą uwagę za granicą; zaczęto zaliczać go do n a j­

w ybitniejszych astronom ów E u ro p e j­

skich: obserw acje jego były drukow a-

Jan Śniadecki. 4

(50)

ne w Ephem erides V indobonenses *), Rocznikach W arszaw skiego tow arzy­

stwa przyjaciół Nauk. P aryskie «biuro długości» (bureau des longutitudes) za­

częło m u wysyłać bezpłatnie czasopis­

mo swoje „Connaissance de tempan;

b a ro n Zach, d y rek to r obserw atorjum w księstw ie Sachsen-Gotha ofiarow yw ał mu stanow isko d y rek to ra obserw ato­

rju m w Bononji, Towarzystwo 24 a stro ­ nom ów zapraszało go na swego człon­

ka, a sędziwy Poczobut w serdecznych w yrazach pro sił go, aby objął po nim stanow isko «O bserw atora-astronom a»

w uniw ersytecie W ileńskim . «Dałeś pół, oddajże i resztę* pisał on do Śnia­

deckiego, m ając na m yśli, że rodzony b ra t Jan a, Jęd rzej Śniadecki, był od 1797 ro k u profesorem chemji w uni­

w ersytecie W ileńskim.

Z obserw acji astronom icznych Śnia­

deckiego wspomnę tylko dokonane przez niego rów nocześnie z A lbertem od k ry cie p lanety P allas i obserw acje

) Wiedeńskie efemerydy.

(51)

podaw anej w wątpliwość, a odkrytej przez Piazziego p lanety «Ceres.»

15 m aja 1801 ro k u ks. A lb e rtran d i, prezes W arszaw skiego Towarzystwa P rzyjaciół Nauk zaw iadom ił Ś niadec­

kiego o postanow ionem przez to Towa­

rzystw o zadaniu: «Oddając hołd wiecz­

nej pochw ały Mikołajowi Kopernikow i, pokazać, jak wiele mu winne były nau­

ki m atem atyczne, m ianowicie astro- nom ja w wieku, w którym żył; z któ­

rych poprzedników, jak wiele i jakim sposobem k o rzystał i jak wiele mu są winne nauki te w czasie teraźniejszym .*

Staw iając to zadanie, członkowie To­

w arzystw a nauk wiedzieli, że Śniadec­

ki już przed dw udziestu laty zajmował się K opernikiem i byli przygotow ani, że on to właśnie napisze rozpraw ę o d ­ pow iadającą ustanow ionym przez nich w arunkom . Oczekiwania ich nie zo­

stały zawiedzione: 31 sierpnia 1802 roku posłał Śniadecki na ręce prezesa Tow arzystw a A lb ertran d ieg o swoją

„Rozprawą o Koperniku,v k tó ra została odczytaną na publicznem posiedzeniu 16 listopada 1802 ro k u i w ydrukow a­

(52)

na w II-gim tom ie «Roczników Towa­

rzystw a* *).

W rozpraw ie swojej m iał Śniadecki na celu nie specjalno-naukow e ro z trz ą ­ sanie p rac K opernika, k tó re byłoby zrozum iałem dla niew ielu tylko osób, lecz p rzystępny dla w szystkich wykład zasadniczych m yśli i odkryć polskiego astronom a. Cel ten został osiągnięty zupełnie: w rozpraw ie swojej wyświe­

tla Śniadecki znakomicie stosunek Ko­

p e rn ik a do jego poprzedników , wyka­

zuje, że poglądy jego na ustrój świata stanow iły sam odzielny wytwór jego ducha, że od astronom ów dawniej­

szych zaczerpnął on tylko nieznaczny in aterjał faktyczny, na obserw acjach astronom ów polegający, i m a te rja ł ten sam odzielnie opracow ał: w te n sposób

*) Tęgoborski przełożył ją na język francuski i wydał; ale przekład ten od­

znaczał się wieloma błędami; wskutek tego Śniadecki przetłómaczył sam swoją rozprawę i przekład ten został wydany dopiero w 1818 roku. Istnieją także prze­

kłady na język niemiecki, angielski, włos­

ki i inne.

(53)

stw orzył swoją teorję astronom iczną.

W ykazuje dalej Śniadecki, jak nie­

zm iernie wielki wpływ w yw arła teorja K opernika na rozwój nauki i myśli ludzkiej, zarów no przez to, że stała się pobudką do nowych obserw acji i b a­

dań, jak i przez to, że stw orzyła p o d ­ staw ę, na której rozw ijały się później­

sze teo rje naukowe Galileusza, K eple­

ra , Newtona.

W 1803 roku wyjechał Śniadecki, po uwolnieniu ze służby, otrzym anem od rzą d u astryjackiego, za granicę; był w Niemczech, H olandji, F ra n c ji i W ło­

szech, a w końcu m aja 1803 roku w ró­

cił do Krakowa.

Najważniejszym epizodem z czasu jego pobytu za g ran ic ą jest napisanie i w ydrukow anie w P a ry ż u k ry tyki, n a ­ grodzonego przez In sty tu t F rancuski dzieła V illersa „Essai sur Vesprit et, l injluence de la reformation de Luther.

( O duchu i icplywie reformacji i lutera- nizmu”). W dziele tem znajdow ały się wzgardliwe a pełne błędów wzmianki o Polsce. Poruszony niem i do żywego Śniadecki napisał po francusku cięte

(54)

i dow cipne sprostow anie i w ydał je pod tytułem :: „Uwagi nad ustępami do- iyczącemi historji polskiej w dziele Villersa, nagrodzonem przez Instytut francuski *).

Jeszcze przed wyjazdem Śniadeckie­

go za granicę, ks. Strojnow ski, re k to r u n iw e rsy te tu W ileńskiego, p ro p o n o ­ wał Śniadeckiem u zajęcie w tym uni- w esytecie stanow iska astronom a-ob- serw atora; po pow rocie zaś Śniadec­

kiego zaczęto czynić około niego za­

biegi, aby przyjął oprócz tego urzędu, jeszcze urząd re k to ra uniw ersytetu, po ustępującym Strojnow skim . P ropozy­

cje te wychodziły od K u rato ra Okręgu W ileńskiego ks. Adama C z a rto ry sk ie ­ go, który, dla lepszego rez u lta tu swoich zabiegów, prosił o pośrednictw o Tadeu­

sza Czackiego, ojca swego, generała ziem podolskich i inne osoby, k tó re na

*) Reflexions sur les passages, relatifs a l’histoire et aux affaires de Pologne, inseres dans l’ouvrage de M. Yillers, qui a remporte le prix de 1’Institut de la France, par J. S. —Paris. 18 Florial an XII (8 maja 1804 r.).

(55)

Śniadeckiego wpływ m iały. Śniadecki w zbraniał się przez długi czas: czuł się zbyt zmęczonym do podjęcia tak wiel­

kich i tak ciężkich obowiązków; w resz­

cie upewniwszy się, że Poczobut i te ­ raz, tak jak dawniej, życzy sobie, aby on objął po nim obserw atorjum , zgo­

dził się na przyjęcie posady pro feso ra A stronom ji, co zaś do u rzę d u rektora, to dopiero p ro śb y sędziwego księcia Adam a C zartoryskiego, g en erała ziem podolskich, k tó ry w Łańcucie ugiął przed Śniadeckim kolana, złam ały je ­ go w ytrw ałe postanow ienie.

8 listopada 1806 roku został Ja n Śniadecki obrany astronom em -obser- w atorem uniw ersytetu W ileńskiego, a 4 stycznia 1807 ro k u odbył się wy­

b ó r jego na re k to ra tegoż uniw ersy­

tetu.

R ektor uniw ersytetu W ileńskiego, powiada M. B aliński, nie m iał żadne­

go nawet podobieństw a z rek to ram i innych uniw ersytetów w E uropie. Był on nietylko przew odnikiem zgrom a­

dzenia uczonego i uczącego, n ie ty l­

ko trzym ającym ster licznych szkół

(56)

w rozległym k ra ju , pod dozorem Uni­

w ersy tetu zostających; ale prócz tego był naczelnikiem rozgałęzionej adm i­

n istrac ji jego, szafarzem dochodów i strażnikiem funduszów , a nakoniec w w ielu przypadkach ra d ą i pom ocą K u ra to ra i M inistra oświecenia. U rząd więc te n rek to rsk i był raczej pewnym rodzajem m inisterstw a. (Pam iętniki 0 J a n ie Śniadeckim t. I str. 485—6).

W samej rzeczy R ektor uniw ersyte­

tu W ileńskiego był zwierzchnikiem nie ty lk o uniw ersytetu ze wszystkiem i przynależnem i doń zakładam i, ale tak ­ że w szystkich szkół w gu b ern iach Wi­

leńskiej, G rodzieńskiej, Mińskiej, Mo- hylowskiej, W itebskiej, W ołyńskiej, Podolskiej, Kijowskiej i w obwodzie Białostockim.

Śniadecki zaś rozpoczął u rzędow a­

nie w bardzo utrudnionych przez cią­

głe zaw ieruchy wojenne w arunkach, 1 już w ro k u 1807 zaraz na początku swej działalności rek to rsk ie j, m usiał b ro n ić gmachów uniw ersyteckich, aby ich nie obrócono na szpitale dla ra n ­ nych.

(57)

Od początku m usiał troszczyć się 0 zabezpieczenie i pom nożenie fun­

duszów, przysposobienie zdolnych na­

uczycieli, obsadzenie k a te d r uniw er­

syteckich przez odpowiednio uzdolnio­

nych profesorów , w ydanie podręczni­

ków naukow ych, będąc zmuszony przy- tem walczyć z ludzką nieszczerością 1 złą wolą. W iele tru d u przyczyniły mu np. szkoły przez zakon Jezuicki utrzym yw ane; Jezuici nie chcieli za­

prow adzić w szkołach swych pro g ram u ogólnie obow iązującego dla wszystkich zakładów i ostatecznie postaw ili na swoim, gdyż nietylko udało się im za­

chować faktyczną niezależność od u ni­

w ersytetu, ale jeszcze pozwolono im założyć własną akadem ję w Połocku.

Dzięki staraniom Śniadeckiego, za­

łożono p rzy uniw ersytecie W ileń­

skim ogród botaniczny, wzniesiono szkołę w etery n ary jn ą, te a tr anatom icz­

ny, wyższe sem inarjum duchowne;

wzbogacono znacznie bibljotekę przez nabycie wielu rękopisów, pom iędzy innem i rękopisów po A lbertrandim , wiele m aterjałów do h isto rji polskiej

(58)

zaw ierających i t. p. P rzyczynił się też Śniadecki do ustanow ienia odrębnej m a g istra tu ry i kom isji sądowo-eduka- cyjnej, której wyłącznem zadaniem były opieka nad m ajątkam i zakładów naukow ych, załatw ianie w szystkich sporów , m ajątku tego dotyczących i t. p.

Jednocześnie nie tracił Śniadecki z oczu niczego, co miało jakiekolw iek znaczenie dla polskiej cywilizacji i oświaty: on to wyszukiwał pren u m e­

rato ró w na wydawany przez Lindego

«Słownik Języka Polskiego,» a na w yda­

nie ostatniego tom u tego słow nika wy­

s ta ra ł się dla Lindego o zapom ogę (u h r . Tyszkiewicza). Każdy zdol­

niejszy młody człowiek, k tó ry p rz y ­ gotow yw ał się do p ra c y na polu oświa­

ty krajow ej, wzbudzał żywe z a in tere ­ sowanie w Śniadeckim; ciekawe są pod tym względem wzmianki o Joachi­

mie Lelewelu w listach do Czackiego pisanych: Śniadecki oddaje w nich spraw iedliw ość zdolnościom m łodego uczonego, ale jednocześnie troszczy się, aby przedw czesne pochwały nie

(59)

w praw iły go w zbyteczną zarozum ia­

łość i nie spaczyły całego dalszego rozw oju.

Z Czackim łączyły Śniadeckiego wspólne dążenia, ale usposobieniam i różnili się obydwaj działacze od siebie niezm iernie. Czacki był entuzjastą, k tó ry w zapale dla spraw y «m ierzył chętnie siłę na zam iary,* Śniadecki nie ufał zaś zbytnio działalności, na entuzjazm ie opartej. «Jest to praw ie powszechne nieszczęście, powiada Śnia­

decki, przyw iązane do wszystkich nie­

mal odm ian w porządku tak tow arzy­

skim jak naukowym , iż się do nich m iesza zapał, entuzjazm , prow adzący do przesady* (Dzieła t. IV str. 116).

Jeżeli się mu nie położy tam y, piśał Śniadecki do pro f. Checha o Czackim i jego zapale dla gim nazjum w Krze­

mieńcu, widzę z bólem serca, że to okrzyczane dzieło więcej napuszone jak gruntow ne, pęknie i źle się skoń­

czy, tak jak się skończyły najpiękniej­

sze ro b o ty i przedsięw zięcia Tyzen- hausa w Litwie, dla tego, że były nad­

to nagle pędzone i przesadzone nad

(60)

sposoby i środki, a nawet nad naturę rzeczy ludzkich. J a to zawsze J . W.

Czackiem u gadam i piszę, trz e b a , aby i W. P a n często m u to z doświadczenia bliższego pow tarzał, bo zapędy tego człow ieka tak poczciwie i dobrze chcą­

cego, należy w strzym yw ać i zw racać do d ró g n atu raln y ch , żeby on i kraj na jego usiłow aniach nie stracił. Egza- geracja w fizycznych i społecznych ro ­ botach nigdy nic gruntow nego i trw a ­ łego nie zbudowała. P raca i dzielność przyśpiesza i bujność daje w szystkie­

mu, ale trzeba się zawsze do sposobów i n atu ralnego biegu rzeczy ludzkich stosować* (Baliński. P am iętniki t. I str. 548—549).

'N ajcięższym okresem w urzędow a­

niu Śniadeckiego były lata 1812 i 1813.

P rzez W ilno przeciągały ustaw icznie wojska: trzeba było dołożyć wszelkich sta ra ń , aby uchronić gm achy u n iw er­

syteckie od ztaiszczenia, a kasę od g ra ­ bieży. Śniadecki złożył wtedy do­

wody niezm iernego hartu duszy i m ę­

stwa: odmówił stanowczo wydania pie­

niędzy z kasy uniw ersyteckiej ustan o ­

(61)

w ionem u przez N apoleona naczelniko­

wi. Za dowód odwagi cywilnej Śnia­

deckiego i siłę c h a ra k te ru m ogą być poczytane pochwały, wygłoszone p rze ­ zeń na cześć A leksandra I, w mowie, jaką w itał w im ieniu uniw ersytetu Na­

poleona.

Pom im o wszystko, postępow anie Śniadeckiego zostało przedstaw ionem w najgorszem świetle Cesarzowi Ale­

ksandrow i, i w P e te rs b u rg u zastan a­

wiano się naw et nad tem , czy nie wy­

kluczyć go z powszechnej am nestji, jaka udzieloną została wszystkim m ie­

szkańcom W ilna. W praw dzie osoby życzliwe Śniadeckiem u zdołały następ­

nie rozproszyć uprzedzenia i niechęć dla niego Cesarza A leksandra, ale w stosunkach Śniadeckiego z Ministe- rjum Oświaty dawało się odczuć pewne naprężenie, aż wreszcie 28 lutego 1815 ro k u otrzym ał Śniadecki zwolnienie od obowiązków re k to ra , o k tó re kilka­

krotnie prosił.

Przestaw szy być rek to rem , pozostał Śniadecki profesorem A stronom ji uni­

w ersytetu W ileńskiego aż do 3 listo­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Mazurkiewicz (1993) przedstawiał swoje stanowisko w sprawie definicji i zadań badawczych geografii medycznej jako nauki o „środowiskowych uwarunkowaniach ludzkiego

Rzeczywisty przebieg rozwoju gospodarczego wskazał na niemożność urzeczywistnienia obu powyższych postulatów — z uwagi na brak ich uzasadnienia w szybkim tempie oddawania do

Urazy przy obsłudze wszystkich innych maszyn rolniczych wynoszą w sumie około 20% urazów maszynowych i dla poszczególnych maszyn wyrażają się niskimi odsetkami. Przyczyną

Rachunkowość jest tym systemem, który dostarcza informacji historycznych o dochodach i wydatkach związanych z programami (zadaniami). W odniesieniu do planowania budżetowego,

Blisko po³owa sta³ej si³y roboczej w rolnictwie polskim to kobiety i udzia³ ten w 2005 roku nieznacznie wzrós³ w stosunku do roku 2003.. Tylko

In the arctic region, also in Spitsbergen, soils are formed by cryogenic processes, soil formation processes, and by lithology. As a result of the influence of cryogenic processes

stosowanie określonej metody (np. metody Zubego do waloryzacji wybranych krajobrazów Kazimierskiego Parku Krajobrazowego), analiza metody (np. atrakcyjności krajobrazu

Wiersz 4: por. Znaczne ubytki powierzchni lica. Inskrypcja hebrajska kuta wgłębnie. Stela stoi zapewne w pierwotnym miejscu... to obok tego uczynił Bóg, doskonałe jest