Będziecie znowu pytać się n a ucho o każdy z głosów, które przy wymawianiu tych wyrazów słyszeć się dają, i przeniesiecie je kolejno na t a bliczki. Uważajcie przytem dobrze, czy pomiędzy głosami tem i nie znajdzie się który nowy.
Dzieci dowiedzą się po napisaniu tych wyrazów, że w nich nie ma ani jednej głoski, którejby jeszcze nie znały, ozem sig niemało ucieszą.
Kiedy Stanisława, biskupa krakowskiego, naprzód w Rzymie a następnie w Polsce, ogłoszono świę
tym patronem Polski, panował wówczas w Polsce Bolesław zwany W stydliwym. B yłtojuż piąty z ko
lei Bolesław, który w małżeństwo pojął Kunegun- d§, królewnę węgierską, córkę B eli, króla węgier
skiego. Królowa Kunegunda także między świętych została policzoną. Była to bardzo świątobliwa nie
wiasta. Przekonacie się o tem, gdy posłyszycie, ja kie było jej życie. Przytem dowiecie się, ja k a to . była pobożność w owe czasy, w których żyła święta Kunegunda, a żyła ona la t tem u około sześciuset, to je st sześć kroć, czyli sześć razy po sto lat. Bę
dąc jeszcze dzieckiem, odznaczała się Kunegunda wielką pobożnością i dotrwała w niej aż do koń
ca swego żywota. Nie raz całe nocy traw iła na modlitwie, a gdy się już unużyła, wtedy na gołej k ład ła się podłodze, i zamiast poduszki brała ka
mień pod głowę. Jakkolwiek królewną się urodziła, i w wielkich chowaną była wygodach, nosiła ona n a sobie Włosienicę, tj. tw ardą koszulę z włosie
nia końskiego, czem ówczesnym obyczajem dla przypodobania się Bogu, niemniej postami , ciało swe umartwiała. Suknie zaś, jakich m iała dostat
kiem, niemniej lepsze potrawy, które dla niej go
towano, rozdawała ubogim, dla których z wielkiem była miłosierdziem. Atoli nietylko modlitwą i ja ł
m użną, o k tórą bogatym nie trudno, starała się 114
Kunegunda przypodobać Bogu. Największą bowiem sprawiało jej to przyjemność, gdy osobiście mogła nieść pomoc i usłużyć kalekom, chorym, chromym, i innym nieszczęśliwym. P ragnęła ona oddać się całkiem służbie bożej i wstąpić do klasztoru, stała się jednak posłuszną woli swych rodziców, Beli i Maryi, i oddała rękę swą Bolesławowi polskiemu Wstydliwemu. W towarzystwie panów polskich, którzy po nią do Węgier przybyli, i węgierskich, którzy ją do Polski odprowadzili, przebyła ona Karpaty, tj. te góry, które się wysoko wznoszą na granicy polskiej i węgierskiej. Podróż tę odbyła Kunegunda konno, nie było bowiem wówczas ani takich dróg bitych, ani tak dogodnych powozów ja k dzisiaj. Poślubiwszy Bolesława w Krakowie, oddała się Kunegunda zupełnie pobożności i do
brym uczynkom. Aby zaś tem łatwiej dogadzać mogła serca swego skłonnościom, wyuczyła się czemprędzej polskiego języka, bo w ten sposób osobiście . dowiadywać się i przekonywać mogła o uciśnionych sierotach, nieszczęśliwych wdowach, 0 ludziach ubogich, utrapionych, prześladowanych, lub chorych i innych, potrzebujących pomocy bli
źniego. Dla wszystkich była prawdziwą m atką 1 opiekunką. Wszakże już w rok po jej zamęściu m usiała uciekać z kraju przed dzikimi Tataram i i Mogułami, o których wam zaraz opowiem.
Tatarzy i Mogułowie, a zwłaszcza ci ostatni, był to lud brzydki i niesłychanie dziki. Kolor twarzy ich i całego ciała był śniady i jakby brudny, nos szeroki i spłaszczony, oczy małe i głęboko zapadłe.
Nosili kożuchy baranie, włosem na wierzch obró
cone. Mieli na sobie zawieszony łuk duży i uro
biony z kory sajdak na plecach, to jest naczynie na strzały, u boku zaś ostry miecz, a nadto włó
cznię w ręku. Wyruszyli oni z siedzib swoich na wschodzie, to je st w tej stronie ziemi, gdzie słońce wschodzi, i lotem wiatru wpadli na swych małych*
115
kościstych lecz chyżonogich koniach, naprzód na.
Ruś, następnie do Polski. Gdziekolwiek zaś się pojawili, tam wszystko zabierali lab niszczyli. Wy
bierali wszędy ludzi młodych i zdrowych, których wiązali i ja k bydło pędzili przed sobą w niewolę.
Starców z a ś , niemniej kaleki i chorych wycinali bez litości, topili lub mordowali. Czego zaś z sobą, uprowadzić nie m ogli, to palili lub. w inny sposób niszczyli. [Bolesław Wstydliwy wysłał na ich spot
kanie wojska swe pod Sandomierz. Polacy stawili im opór dzielny. Było tam jednak więcej niż dzie
sięciu Mogułów na jednego żołnierza polskiego, Mogułowie wzięli Sandomierz i spaliwszy go, po
gnali ku Krakowa. Bolesław zbiegł z małżonką swoją przez K arpaty do Węgier, lecz i tam doszła już z innej strony dzicz mongołsko-tatarska. Tym
czasem spalili Tatarzy i złupili Kraków. Ocalał tam tylko kościół świętego Andrzeja, mocnym ob
wiedziony murem. Za te mury schroniła się i oca
lała najdzielniejsza część ludności krakowskiej.
Garstka tych odważnych postanowiła raczej umrzeć, niżeli pójść w niewolę, i odparła zwycięzko wszel
kie zapędy tej dziczy, po rozpaczliwej obronie.
Gdzie atoli nie było warownych murów, a miały je w owych czasach tylko celniejsze m iasta, tam ludzie chronili się i kryli z swoim dobytkiem po górach, jaskiniach i lasach. Od Krakowa dzicz owa posunęła się dalej na zachód ku Szląskowi. Tam pod Lignicą przyszło do walnej bitwy. Ifenri/lc To- bożny, książę Wrocławski, krewny Bolesława W sty
dliwego, stawił im tam opór skuteczny. Jakkolwiek bowiem w bitwie owej poległ, przecież Tatarzy i Mogułowie nie odważyli się iść dalej, lecz zwró
cili się przez Morawę ku Węgrom, gdzie się z in- nemi hordami swemi połączyli. Niebawem wrócili oni do swych siedzib za morze C zarne, a niesz
częśliwy lud, ta k w Polsce jak w Węgrzech, począł opuszczać swe kryjówki i wracać w strony rodzin-116
me, gdzie atoli tylko gruzy i zgliszcza zastali. Jęli się więc odbudowania spalonych miast i włości.
Długo przecież trwało jeszcze zamieszanie, zwła
szcza, iż nie wracał Bolesław z Kunegundą. Gdzieby zaś byli, nie wiedziano. Umyślili więc Polacy szu
kać ich, i puściwszy się za nimi w drogę ku Wę
grom , zastali ich w Pieninach. Są to dziwnie obronne i niedostępne góry w Karpatach, w po
bliżu T atr nad Dunajcem. Z powrotem Bolesława wracał zwolna porządek. Święta Kunegunda przy
k ład ała szczególniej rękę do odbudowania kościo
łów. Upłynęło jednak lat wiele, zanim ludzie zdo
łali przywrócić ład dawniejszy.
Może w jakie dziesięć lat po tym strasznym wy
padku, zapragnął Bela oglądać swą ukochaną Ku- negundę, którą zwęgierska Kingą nazywano, i wy
słał posłów do Bolesława z prośbą, aby do niego przybyli. Bela przyjął córkę i zięcia bardzo mile, i obwoził ich po różnych stronach królestwa wę
gierskiego. Pewnego dnia przybyli oni w okolice Moramoroszy, rozpościerającej się w samym nie
m al środku Karpat, na południowym ich stoku W okolicy te j, znajdowały się już wówczas i są jeszcze znaczne kopalnie soli. Polacy znali już byli dobroczynny użytek soli, o czem dzieje wspomi
nają. Zdaje się jednak, że jej nie mieli dostatkiem.
Powszechnie atoli przypisują świętej Kunegundzie odkrycie soli w Polsce. Powiastka to bardzo cie
kawa, powtarzana po dziś dzień przez lud polski.
Więc wam ją tak, jak j ą opowiadają i jak w sta
rych księgach jest zapisaną, przytoczę. Otóż święta Kunegunda, przybywszy z królem Bela do Mara- moroszy, prosiła go, aby jej darował jednę z tam tejszych kopalń, na której właśnie stanęła. Król swej ukochanej Kindze niczego odmówić nie mógł.
W tedy zdjęła ona z palca złoty pierścień i wrzu
ciła go do owej kopalni. Miało to znaczyć, że od
tą d żupa ta do niej należy, tak jak nawzajem n a
117
leżą do siebie oblubieńcy, gdy ksiądz przed o łta
rzem włoży na ich palce ślubne pierścionki. Dzi
wili się tem u dworzanie. Uważali bowiem, iż choćby Kunegunda utrzymywała tam swoich górników czyli kopaczy, przecież ta sól przyszłaby drogo Pola
kom, gdyby ją przez bezdrożne K arpaty do siebie sprowadzać chcieli. Kunegunda jednak cieszyła się tem niezm iernie, jak gdyby przeczuwała, że dar ten Polsce, którą pokochała, nowe zwiastuje szczę
ście. Kiedy więc z Bolesławem do Polski powró
ciła, wydobyto w Bochni o 5 mil od Krakowa, przy kopaniu studni, znaczną bryłę soli. Ludzie poczęli j ą rozkfuszać, i znaleźli w jej środku taki sam pier
ścień, jaki święta Kunegunda do kopalni w Mora- moroszy ! wrzuciła. Inni opowiadają, że ową bry
łę soli z pierścieniem nie w Bochni lecz w Wie
liczce, o milę od Krakowa, znaleziono. Cokolwiek- bądź, to pewna, że Polacy odtąd mieli już soli do
statkiem , tak , iż nawet innym narodom udzielać je j mogli. Okazało się bowiem, kopiąc coraz głę
biej i dalej, że nigdzie n a całej ziemi nie ma tak głębokich i rozległych żup solnych jak w W ielicz
ce. Wielkie to dla całej Polski dobrodziejstwo, bo bez soli żadna potrawa ludziom nie smakuje, a na
wet bydło marnieje. Niestety! od ostatnich tygo
dni roku zeszłego, grozi tym kopalniom zalew, spowodowany zarządzonem kopaniem w niewłaści
wej stronie, gdzie na obfitą żyłę wody natrafiono.
Chleb i sól będąc najważniejszym pokarmem lu
dzkim, były zawsze i są oznaką zgody i miłości.' Dla tegoto przodkowie nasi, komu życzliwe serce okazać chcieli, podawali chleb z solą. Zwyczaj ten dochował się do dni naszych. Powstało nawet u nas przysłowie, że chlebem i solą, ludzie ludsi niewolą. Ma to znaczyć, że ten, komu chleb poda
jemy, czyli mu do chleba, tj. do życia, pomagamy, niemniej ten, komu chleb solą uprzyjemniamy, staje się naszym przyjacielem. Później do chleba i soli 118
119
dodano jeszcze czapkę, co ma znaczyć, że i czapką czyli ukłonem, to jest grzecznością, i uprzejmością, także sobie przyjaciół jednamy.
Powiadano tedy, że czapkę, chlebem i solą, lu
dzie ludzi niewolą. "Wreszcie zamiast wyrazu chle
bem położono w to przysłowie papkę. Jakoż p a p ka dzieciom miejsce chleba zastępuje. Według tego przysłowie powyższe dzisiaj tak opiewa: