• Nie Znaleziono Wyników

Salon budow niczego S o ln essa , urządzony z e le - gancyą. W głębi drzwi szklane, prow adzące na w e - rendę i do ogrodu. N a praw o w k ą c ie za g łęb ien ie, zastaw ione w azonam i i w ielkie okno. N a lew o w ta - kiem że zagłębieniu drzwi tap etow e. W obu ś c ia ­ nach bocznych zw ykłe drzwi w ckodow e. N a p rzo- dzie po praw ej stron ie k on sola z w ielkiem zw iercia ­ dłem , przybrana kw iatam i i roślin n ością obficie. Po lew ej, rów nież na przedzie, kanapa, stó ł i krzesła. Za niem i szafa z książkam i. Przed zagłęb ien iem c ie ­ plarni na p r a w o : sto lik i kilka sto łk ó w . P oranek.

Bu d o w n ic z y So l n e s s siedzi p rz y sto lik u nad tek ą R agnara B rovika, w ertując w papierach i p r z y ­ glądając się rysunkom uw ażnie. Pa n i SOLNESS stą ­ pa cicho z konw ią w ręku i podlew a k w iaty. U brana czarno, ja k w ak cie poprzednim . K ap elu sz ok ry cie i parasolkę zło ży ła na k rześle przed zw ierciad łem . Soln ess n iep o strzeżen ie p osyła jej k ilk a k ro tn ie ba­ daw cze sp ojrzen ia. M ilczą oboje.

48 M I S T R Z

Ka j a Fo s l i ( u k a z u je się cicho w e d rz w ia c h z lew ej s tro n y ).

SOLNESS (odw raca g ło w ę i m ów i obojętnym to ­ nem ). Ach, to pani?

Ka j a. C h ciałam zaw iad o m ić p a n a , że p rz y sz ła m . SOLNESS. D o b rz e . Czy i R a g n a r p rzy szed ł? Ka j a. N ie, niem a go jeszcze. M usiał pozostać w dom u i czekać na lek arza. P o te m przyjdzie j e ­ dnak d o w ied zieć się.

SoLNESS. Jakże je g o o jc u ?

KAJA. Ź le . K a z a ł p a n a p rz e p r o s ić , źe dzień cały p o ­ z o s ta n ie w d o m u — nie w s ta n ie d z is ia j z łó ż k a .

So l n e s s. N ie ma za co przepraszać. N iech w y­ p ocznie sobie. A teraz m oże pani się zabrać do rob oty.

K a j a .

w

tej chw ili (zatrzym uje się we drzw iach). Czy R agnara mam przysłać do pana, gdyby n a d ­ szedł?

So l n e s s N ie — n ie m a p o trz e b y . (K aja odchodzi na lew o).

So l n e s s (p rz e g lą d a g a z e ty , n ie p o d n o sz ą c się z m ie js c a ).

Pa n i So l n e s s (zajęta kw iatam i). C iekaw a jestem , czy i ten um rze.

So l n e s s (rzu cając na nią sp o jrzen iem ). I ten ? K tóż n ib y ?

PANI So l n e s s (n ie z w ra c a ją c u w ag i n a je g o z a p y ­ ta n ie ). T a k , ta k — zobaczysz H a lv a rd z ie , że i s ta r y B ro v ik zejd z ie do g ro b u . Z o b a c z y sz ...

S O L N E S S. 49

So l n e s s. M oja A linko, czybyś m e p rz e s z ła się troch ę po św ieżem pow ietrzu?

Pa n i Só l n e s s. Istotn ie, pow innabym się p rz e jś ć w łaściw ie.

(N ie p rzestaje zajm ow ać się kw iatam i).

So l n e ss (p och ylon y nad rysunkam i). Czy ona śpi jeszcze? Pa n i So l n e s s (p a trz y n a ć ). M yślisz te r a z o p a n ­ n ie W a n g e l ? SOl n e s s (o b o ję tn ie ). P rz y p a d k o w o n a m yśl m i w p ad ła. PANI So l n e s s. P a n n a W a n g e l w s ta ła ju ż d aw n o . So l n e s s. No — ta k . Pa n i So l n e s s. B yłam u n ie j; zajęta o b e c n ie n a ­ praw ianiem sw oich rzeczy.

(S ta je przed lustrem i nakłada pow oli kapelusz). So l n e s s (po k rótk iej chw ili). A w ięc pokój d zie­ cinny przecież się nam przydał na coś, A lin k o ?

Pa n i So l n e s s. R zeczyw iście.

So l n e s s. Z aw sze to le p ie j, a n iż e lib y w szy stk o s ta ć m iało p u s tk ą .

Pa n i So l n e s s. T a p u s tk a — to o k r o p n a ! — m asz słu szn o ść.

So l n e s s (sk ład a te k ę , w staje i p rzystępuje do żo n y ). Z obaczysz A linko, że w szystk o b ędzie d o ­ brze. B ędzie nam lep iej, w eselej. Ż ycie stanie się przyjem niejszem — zw łaszcza dla cieb ie.

Pa n i So l n e s s (zdziw iona). S tanie się? So l n e s s. T ak, A lin o, zobaczysz.

D odatek do „ P rse g l.T y g .* —Ibsen. M istrz Solnes 4

http://dlibra.ujk.edu.pl

50 M I S T R Z

P A N i So l n e s s. S ądzisz — d la te g o , że o n a p r z y ­ b y ła do n a s ?

SOl n e s s. (opanow ując się ). Z chw ilą, k ied y się w prowadzim y do now ego dom u.

PANI So l n e s s (biorąc okrycie). T y w ierzysz w to , H alvardzie, że w tedy na dobre się zm ieni w szystko?

So l n e s s. N ie m ogę sob ie w yobrazić in aczej. B ąd ź co b ą d ź , sądzę, że i ty się teg o spodziew asz.

Pa n i So l n e s s. Od now ego dom u n ie spodziew am się n iczego!

So l n e s s (zm artw ion y). Przykro mi dopraw dy s ły ­ szeć coś p odobnego. W gruncie rzeczy bow iem sta ­ w iałem go p rzedew szystkiem dla ciebie.

(Chce jej pom ódz w dziać o k rycie).

Pa n i So l n e s s (o d s u w a ją c się z le k k a ), W rzeczy sam ej za w iele czynisz d la m nie.

S o l n e s s (z pew nym im p etem ). N ie, n i e ! N ie pow innaś teg o m ów ić, A lin o ! N ie chcę nic p od ob n e­

go sły szeć z u st tw oich.

Pa n i SoLNEkS. W ta k im ra z ie , ju ż nic nie po* w iem , H a lv a rd z ie .

S0LN E8S. Ja jednak pozostaję przy sw ojem zd a­ niu. Z obaczysz, że od żyjesz w now ym naszym d o ­ m u — tam naprzeciw ko.

Pa n i So l n e s s. Mój B o ż e ! — ja odżyję — !

SOLNESS. A leż tak, ta k ! M ożesz b yć teg o p e ­ w ną. Bo w idzisz — ty le tam rzeczy, które ci w ła ­ sny dom tw ój na pam ięć przyw iodą.

S 0 L N E 8 S .

Pa n i So l n e s s. M ów isz o dom u, w k tó r y m o jc ie c m ój i m a tk a p rz e ż y li sw e la t a — i k tó r y p o te m z g o rz a ł do s z c z ę tu !

SOLNESS (s tłu m io n y m g ło sem ). T a k , A lino — c ię ż k i, o k ro p n y cię w ów czas cios d o tk n ą ł.

Pa n i SOl n e s s (w y b u c h a ją c ż ale m ). C hoćbyś s t a ­ w iał i b u d o w a ł n ie w iem ile dom ów , H a lv a rd z ie — m o jeg o n ie p o w ró cisz m i n ig d y !...

So l n f s s (c h o d ząc po p o k o ju ). W ię c — n ie m ó w ­ m y lep iej o tern , p rz e z B o g a...

PANI So l n e s s. W s z a k z re s z tą n ie m ów im y o tern n ig d y . T y o d su w asz to od sieb ie.

SOLNESS (z a trz y m u je się, m ie rz ą c j ą s p o jrz e n ie m ). J a ? C zem u żb y ? D laczeg ó ż m ia łb y m j a o d su w ać to od sie b ie ? Pa n i So l n e s s. J a p rz e c ie ż ro z u m ie m cię H a lv a rd z ie ; — chcesz m i oszczędzić p rz y k r o ś c i, u sp ra w ie d liw ia sz m n ie n a w e t; — czynisz, co m o ­ ż e s z . So l n e s s (p a trz ą c n a n ią zd ziw io n y ). J a u s p r a ­ w iedliw iam c ie b ie ? T y o so b ie to m ów isz, A lino 1

Pa n i So l n e s s. Z ap ew n e, źe o m n ie tu m o w a! SOLNESS (m im ow oli do sieb ie). T e g o je s z c z e b ra k o w a ło .

Pa n i So l n e s s. Bo co do d o m u sam eg o — c o k o l­ w iek się z nim s ta ło — m ój B o że, z a n ieszczęście o d p o w ia d a ć tr u d n o ; s ta ło się.

So l n e s s. M asz ra c y ę . N ieszczęścia nie p r z e k u ­ pisz — j a k p o w ia d a p rz y sło w ie .

52 M r S T R z

Pa n i So l n e s s. A le ow e s tr a s z n e s k u tk i p o ż a ru — ! O ne, o n e !

So l n e s s (s z y b k o ). P o có ż o d św ieżać w sp o m n ien ia, A lin o !

Pa n i So l n e s s. P r z e c iw n ie ! M uszę j e o d św ieżać m y śleć o n ich m uszę i r a z p rz e c ie ż w y p o w ied zieć, co m yślę. Z d a je m i się b o w iem , że d łu ż e j p rz e trz y m a ć te g o nie z d o łam 1 A co n a jg o r s z a , że sam a Wyba­

czyć so b ie nie u m iem .

So l n e s s (w y b u c h a ją c ), T y — so b ie!

Pa n i So l n e s s. M ia ła m p rzecież o b o w ią z k i p o ­ d w ó jn e — w obec cieb ie i dzieci. P o w in n a b y ła m u z b ro ić się w h a r t, n ie d a ć się ta k o p a n o w a ć p r z e r a ­ żen iu , an i zg ry zo cie po u tr a c o n e m d o m o stw ie (z a ła ­ m u ją c rę c e ). O, gdybym te g o b y ła m o g ła d o k a z a ć , H a lv a r d z i e !

SOLNESS (zbliża się w zru szo n y cich o ). A lin o , — p rz y rz e c z m i, że teg o d o k a ż e sz .

Pa n i So l n e s s. O B oże, p r z y r z e k a ć ! P r z y r z e ­ k a ć ! W szak w szystko p rz y rz e c m ożna.

SOLNESS (ś c is k a ją c , d ło n ie c h o d zi po p o k o ju ) . R o z ­ p a c z m nie o g a r n ia ! N igdy p ro m ie n ia sło n e c z n e g o ! A n i o d ro b in y św ia tła w d o m u w łasn y m .

Pa n i So l n e s s. Czyż tu dom n asz, H a lv a rd z ie ? So l n e s s. N ie, to p ra w d a — tu n ie m am y dom u. ( p o n u r o ) I B ó g to ra c z y w ied zieć, czy cię n ie m yli p rz e c z u c ie , że i w now ym d o m u nie b ę d z ie le p ie j.

Pa n i So l n e s s. N ie b ęd zie — n i g d y ! T a sam a p u s tk a i p ró ż n ia . T a sa m a , co tu t a j !

S O L N E ' 8 S. 5 3

So l n e ss (g w a łto w n ie ). N a m iło ść boską, te d y , pocóż 'sta w ia liś m y go, n a c o ? W y tło m a e z — je ż e li m ożesz, n a co ?

Pa n i So l n e s s. N a to p y ta n ie sa m w in ien eś d ać so b ie odpow iedź.

So ł n eSS (p o d e jrz liw ie ). Co chcesz p rzez to p o ­ w ied zie ć?

Pa n i So l n e s s. Co chcę p o w ie d z ie ć ?

So l n ę s s. No’ ta k — do k r o ć s e t ! P o w ie d z ia ła ś to ta k im to n e m — ja k b y ś tern c h c ia ł w y razić coś...

Pa n i So l n e s s. A leż za p e w n ia m c ię ...

So l n e s s. D o b rz e ju ż , d o b rz e ! — w iem ja , co m ó w ię. N ie je s te m a n i g łu c h y , a n i ślepy, m o ja A li­ no — słyszę i w idzę w sz y stk o d o s k o n a le ...

Pa n i So l n e s s. A le co , co ta k ie g o ?

So l n e s s. Czy n ie d o p a tr u je s z się m oże w każd y m m o jem słow ie ja k ie jś u k r y te j, p o d stę p n e j m y śli?

Pa n i So l n e s s. J a ? J a m ia ła b y m — ?

So l n e s s ( ś m ie ją c się ). H a , h a , h a ! N ie m a w te m n ic dziw n eg o , A lin o ! S k o ro zm u szo n a je s te ś d r ę ­ czyć się c ią g łą o b e c n o śc ią c h o re g o m ę ż a ...

Pa n i So l n e s s (p r z e s tr a s z o n a ). C h o re g o ? H a l- v a rd z ie , ty ś c h o ry ?

So l n e s s (w y b u c h a ją c ). A lb o sz a lo n y 1 W a r y a t ! — n azw ij m n ie, j a k ci się żyw nie p o d o b a .

Pa n i So l n e s s (c h w y ta ją c się p o rę c z y k rz e s ła ). H a lv a rd z ie ! n a m iło ść b o sk ą — H a lv a rd z ie ! So l n e s s. M ylicie się je d n a k o b o je — t a k ty , j a k i le k a rz . N ie ta k źle je sz c z e ze m ną, j a k w am się w y d aje.

http://dlibra.ujk.edu.pl

54 M I S T R Z

(Chodzi po pok oju . P ani S oln ess sied ząc śledzi go oczym a. P o chw ili Soln ess sta je przed nią). So l n e s s ( s p o k o jn ie ) . P ra w d ę bow iem m ów iąc, nie je s t m i n ic z u p e łn ie .

Pa n i So l n e s s. A leż n a tu r a ln ie 1 O cóż ci zate m idzie ?

So l n e s s. N ie k ie d y ... z d a je m i się, że p a d n ę pod s tra s z n y m c ię ż a re m d łu g u p rz e sz ło śc i.

Pa n i So l n e s s. D łu gu , pow iad asz! A leż, H al- vardzie, ty p rzecież n ic nie je s te ś w inien nikom u!

So l n e s s (cich o z w z ru sz e n ie m ). P rz e c iw n ie — A lin o — w inien je s te m — z a c ią g n ą łe m d łu g o k r o ­ p n y — u c ie b ie ...

Pa n i So l n e s s. Coś się w tern ukryw a. Pow iedz lepiej w szystk o odrazu! (w staje podczas tego pow oli z k rzesła).

So l n e s s. A leż n ic się n ie u k r y w a ! N igd y nic ci nie w yrządziłem złego; — przynajm niej św iadom ie. A jednak mam złu d zen ie, ja k gdyby mi ciążyła w ina jak aś straszna — n ieustająca.

Pa n i So l n e s s. W in a , p o p e łn io n a w o b e c m n ie? So l n e s s. T a k — n a jb a r d z ie j o cieb ie mi idzie. Pa n i So l n e s s. W ta k im r a z ie H a lv a rd z ie , je s te ś n a p ra w d ę — c h o ry !

So l n e s s (za sęp io n y ), B yć m oże — zapew ne! kto w ie ! (P atrząc na otw ierające się po praw ej drzw i). A ! o tó ż rozjaśn ia się znow u!

(D o p okoju w chodzi Hil d a Wa n g e l, ubrana nieco odm iennie, ja k w pierw szym ak cie. Suknia o p u ­

szczona).

S O L N E S 8 55

H ii DA. D zień d o b ry , p a n u !

So l n e s s ( w ita ją c j ą sk in ie n ie m g ło w y ). J a k ż e się sp ało ?

Hi l d a. C u d o w n ie! Jak w k o ły sce. O — le ż a ­ ła m w y c ią g n ię ta i sw obodna — jak księżniczka.

S o l n e s s (z le k k im u śm iech em ). Z a te m j e s t i h u ­ m o r i z d ro w ie.

Hi l d a. O czyw iście!

So l n e s s. Ś n iła p an i zap ew n e ?

Hi l d a. N a tu ra ln ie — ale sen b y ł n ie b a rd z o m iły . So l n e s s. T a k ? Hi l d a. Ś n iło m i się, 2e sp ad am z n ie b o ty c z n e j stro m e j g ó ry . Czy p a n n ig d y ta k ic h snów n ie m ie ­ w asz ? So l n e s s. O, p rz e c iw n ie — czasem — z d a rz a się. Hi l d a. O k ro p n e u czu cie — t a k sp a d a ć i sp a d a ć bez k o ń c a . T a k to n ę c i i p o c ią g a ... So l n e s s. Z im no Się ro b i — d re sz c z c z ło n k i p r z e ­ chodzi. Hi l d a. Czy p a n n o g i p o d c ią g a sz p rz y te m w g ó rę? So l n e s s. Do m ożliw ej w y so k o ści. Hi l d a. To ta k , j a k i ja .

Pa n i So l n e s s (b ierze p a ra so lk ę). Idę do m iasta, H alvardzie. P orob ię spraw unki (d o H ildy), i przy­ niosę, czego pani potrzeba.

Hi l d a (c h c e się je j rz u c ić n a szy ję). O d ro g a , k o c h a n a m o ja p a n i! J a k a też p a n i d o b r a je s te ś d la m n i e ! — d o p ra w d y za d o b r a !

PANI SoLNESS (o d s u w a ją c się od n ie j). G dzież ta m ! W sz a k sp e łn ia m ty lk o sw o ją p o w in n o ść — a o b o w iązek p rzedew szyst.kiem .

Hil d a (obrażona, ściąga usta). O statecznie — zdaje mi się, źe m ogłabym się w tej to a lecie rów nież dobrze pok azać na ulicy; — czy m oże nie ?

Pa n i So l n ę s s. P ra w d ę m ów iąc, to z d a je mi się, że z w ra c a ła b y p a n i n a siebie u w ag ę...

H i l d a (zlek cew ażen iem ). B a ! Jeśli o to tylko idzie. To drobnostka!

So l n e s s (starając się ukryć swój zły humor. Bo widzi pani, gotow i ludzie i cieb ie, panno H ildo, p o czy ta ć za w aryatk ę!

Hil d a Za w aryatk ę! Czyż tylu w aryatów je s t w tern m ieście?

So l n e s s (uderzając się w czo ło ). Jednego — masz pani przed s o b ą !

Hi l d a. J a k to ? P a n — pan, panie budow niczy? Pa n i So l n e s s. A leż mój H alyardzie!

So l n e s s. N ie zau w ażyłaś pani teg o jeszcze? Hi l d a. N ie, d o p ra w d y , że nie za u w a ż y ła m ... (ro ześm iaw szy się po c h w ili). A le — ow szem — p o d je d n y m w zględem .

So l n e s s. S łyszysz, A lino ?

Pa n i So l n e s s. P od jakim w zględem , panno W a n g el? Hi l d a. O, te g o ju ż nie p ow iem . So l n e s s. M ów p a n i! Hil d a. Co to , to nie — ta k ą w a ry a tk ą je s z c z e n ie je s te m .

http://dlibra.ujk.edu.pl

Pa n i So l n e s s. T obie sam em u, H alvardzie, panna W an gel pow ie pręd zej...

So l n e s s. S ądzisz ?

PANI So l n e s s. Jestem te g o pew ną. Z nacie się p rzecież od tak daw na — od czasu, k ied y jeszcze — ja k m ówisz — b y ła dzieckiem .

(W y ch o d zi n a lew o).

Hi l d a (p o ch w ili). Czy ż o n a p a ń s k a b a rd z o m n ie n ie c ie rp i ?

So l n e s s. Czy takie na pani zrobiła w rażenie? Hi l d a. A lb o źto p a n n ie zau w aży łeś te g o ?

So l n e s s (w y m ija ją c o ). A lin a w o s ta tn ic h c z asach s ta ła się o d lu d k ie m ...

Hi l d a. T eg o jeszcze b ra k o w a ło .

So l n e s s. A le jak ją pani poznasz bliżej. - T a k a w ierna, dobra, z gruntu poczciw a.

Hil d a (n iecierp liw iej. Skoro je s t taką isto tn ie, czem uż mówi ciągle o ob ow iązk ach ?

So l n e s s. O obow iązkach?

HILDA. W szak p ow ied ziała, że idzie do m iasta dla spraw unków , m nie potrzebnych. I dodała zaraz, że je s t to jej obow iązkiem . A ja teg o szkaradnego słow a zn ieść n ie m ogę.

So l n e s s. Czemuż to ?

Hi l d a. Zim ne, tw arde, kłu jące to sło w o ! O bow ią­ zek — obow iązki — obow iązkom 1 Czyż n ie uezu - w asz i pan teg o ? W szak ono k łu je form alnie !

So l n e s s. N ie zastanaw iałem się nad tem jeszcze.

A*

S O L K E S S . 57

58 M I S T R Z

Hi l d a. PrzeciP ż! Z resztą skoro o n a rzeczyw iście ta k a d o b ra , jak pan m ów isz, — poeóż to p ow ied zia­ ł a — po co?

Só l n ę s s. M ój B oże, cóż m ia ła p o w ied zie ć? Hi l d a. M ogła przecież pow iedzieć, że czyni to z życzliw ości w ielkiej dla m nie. T ak je s t. Pow inna była p ow ied zieć coś m iłego, z czem ś serdecznem się od ezw ać...

So l n e s s ( p a trz ą c n a n ią). W ię c o to p a n i id z ie ? Hi l d a. T a k je s t, o t o !

(P rzechadza się po pokoju, zatrzym uje się przed b ib liotek ą i przygląda się k siążk om ).

Hi l d a. A le też p an m a k sią żek sporo 1

So l n e s s. T ro c h ę ich ta m je s t . S k u p y w a ło się to tu i ow dzie.

Hi l d a, C zy tu jesz p an te k s ią ż k i?

So l n e s s. D aw niej p ró b o w a łe m i to . Pani lubisz czy ta ć ?

Hi l d a. N ie ! T eraz już wcale nie czy ta m ! Tak czy s ia k , zw iązku n ig d y od k ryć nie m ogę.

SOLNESS. To z u p e łn ie t a k sa m o , j a k ja . (H ild a p rz e c h a d z a się znow u, s ta je p rz y s to lik u , o tw ie ra te k ę i p rz e g lą d a ją ).

Hi l d a. Czy to w szystko p a ń s k ie r y s u n k i?

So l n e s s. N ie; to r o b o ta m ło d z ie ń c a , z a tr u d n io ­ n eg o w m o jem b iu rz e .

Hi l d a. W y k szta łcił się pod pańskim k ieru n k iem ? SOLNESS. N ie je d n e j rz e c z y — w k a ż d y m r a z ie — n a u c z y ł się o d em n ie.

Hi l d a (siadając). Musi być bardzo zdolny ? ( p r z y ­ p a tr u ją c się ry s u n k o m ). C z y n ie ?

S O L N E S S . 59

SoLNESS. D osyć. D la m oich potrzeb w ystarczy. Hi l d a. P rz e c ie ż ... M usi to b y ć zdolność n ie la d a ! SoLNEss. Czy w nosisz to pani z rysunków ? Hi l d a. Cóż m i tam — te szpargały 1 A le skoro u pana się k szta łcił...

SoLNEss. O. co się tyczy te g o — to nie on jeden p rz e c ie ż p ra c o w a ł u m nie, a je d n a k żad en z n ich do niczeg o d o p ro w a d z ić n ie u m ia ł.

HILDA (w strząsając głow ą). Jaki też pan naiw n y— dopraw dy, to p rzech o d zi p o jęcie 1

SOLNE38. Naiwny ? Czyż w is to c ie tak się pani w ydaję naiwnym ?

Hi l d a. N ie in aczej, skoro pan zajm ujesz się k ształcen iem tych w szystk ich ...

So l n e s s (zd ziw ion y). W ięc có ż? Czemuż nie m ia ł­ bym ?

Hil d a (w staje, na w pół żartem , na w pół sery o ). O, nie. panie S o ln ess! D o czegóż to podobne 1 N ik t nie pow inien staw iać gm achów — prócz pana! P an j e d e n - - j edyny pow inien budow ać w szy stk ie! T a k !

So l n e s s (m im ow olnie). H ildo — ! Hi l d a. Cóż ?

SoLNEbs. Zkąd ta myśl ?

Hi l d a. Czyż w ydaje się panu ta k dziw aczną?

S o l n e s s . N ie , nie to chciałem pow ied zieć. A le wyznam pani —

H i l d a . Co ?

SoLNEBS. Że — ciągle — nieu stan n ie — w ciszy osam otnienia — w alczyłem z tą w łaśnie m yślą.

60 M I S T R Z

Hi l d a. R zecz, zd a n ie m m ojem , n a tu r a ln a i p ro s ta . So l n e s s (s p o g lą d a ją c n a n ią b a d a w c z o ). P a n i z m ia rk o w a ła ś się i d o m y śliłaś w szy stk ieg o .

Hi l d a. N ie, n ie zau w a ż y ła m te g o w cale.

SOLNESS. A le p rz e d te m — k ie d y p o w ie d z ia ła ś, źe u w ażasz m nie za w a r y a ta — p o d pew n y m w zględem ?

Hi l d a. N ie; w te d y m ia ła m n a m yśli coś z u p ełn ie in n eg o .

So l n e s s. Cóż zate m ?

HlLDA. W s z a k to o b o ję tn e d la p a n a .

So l n e s s (o d d a la się). J a k p an i u w aża. (Z a tr z y ­ m u ją c się p rz e d w a z o n a m i). Z bliż się p a n i tu ta j, p o k a ż ę ci co ś... Hil d a (z b liż a się). Cóż ta k ie g o ? So l n e s s. W id zisz p an i? — ta m w o g ro d z ie ? Hi l d a. Co ? So l n e s s (w s k a z u ją c p a lc e m ). T a m , n ad k a m ie ­ n io ło m a m i? Hi l d a. T en gm ach n o w y ? So l n e s s. N ie sk o ń c z o n y je sz c z e , w idzisz p a n i? A le ju ż n a u k o ń c z e n iu .

HlLDA. W id z ę ta ra w y so k ą w iążę... )e ś li się nie m ylę.

So l n e s s. T a k , ru s z to w a n ie j ą z a s ła n ia . Hi l d a. C zy to now y dom p a ń s k i? So l n e s s. T a k je s t.

HlLDA. Do k tó r e g o p an nieb aw em w p ro w a d z ić się zam y ślasz ?

SoLNE3S. T e n sam .

Hil d a ( p a t r z ą c n a ń ). Czy i w ty m d o m u są p o k o ­ j e d z ie c in n e ?

S O L N E S S. 61

SOLNESS. T rz y ~~ ta k j a k w ty m . Hil d a A dzieci n ie m a ?

So l n e s s. I nie będzie.

HlLDA ( z lek k im uśm iech em ). I czyż nie m ia ła m ra c y i — ?

S0LNES8. W czem — ?

Hi l d a. Że p an p rz e c ie ż c o k o lw ie k , — że m asz b z ik a ...

So l n e s s. W ię c p an i o te m m y ślałaś ?

Hi l d a. T a k , o w szy stk ich ty c h p o k o ja c h d z ie c in ­ n y ch , z k tó r y c h je d e n za nocleg m i słu ży ł.

So l n e s s (s tłu m io n y m g ło s e m ). M ieliśm y dzieci — A lin a i ja ,

Hil d a ( p a trz ą c n a ń z u w a g ą ). P a n — !

So l n e s s. D w óch c h ło p có w — w ró w n y m w iek o . Hi l d a. B liź n ię ta .

So l n e s s. T a k , b liź n ię ta . B ędzie te m a la t je d e n a ­ ście alb o d w an aście.

Hil d a (o s tro ż n ie ). W ię c p an j e s tra c iłe ś?

So l n e s s (w z ru sz o n y ). C ieszyliśm y się n ie m i ty lk o tr z y ty g o d n ie , m oże n a w e t i ty le n ie. (W y b u c h a ją c ) O, H ild o ! ja k ie m ż e d o b ro d z ie js tw e m d la m n ie j e s t p rzy b y cie tw o je ! N a re sz c ie z n a la z ł się k to ś , z k im p om ów ić m o g ę!

Hi l d a. A czyż z n ią p an n ie m ożesz ?

So l n e s s. A le nie o te m i n ie ta k , ja k b y m c h c ia ł, j a k mi p o trz e b a . (P o s ę p n ie ). N ie t a k ró w n ie ż o w ie ­

lu in n y ch rz e e z a c h .

Hi l d a (g ło sem s tłu m io n y m ). Czy ty lk o o te m p an m y ślałeś, m ó w iąc, że ci się p rz y d a ć n a co ś m o g ę?

M I S T R Z

So l n e s s. To było w każdym razie najw ażniejszym w zględem . P rzynajm niej w czoraj. D ziś, sam już nie wiem co (uryw a). Siadajm y, panno H ildo. Siądź pani na kanapie, tak , ab y ś m iała w olny widok na ogród.

(H ild a siada w kącie kanapy).

SoLNESS (przysuw a sobie k rzesło ). Masz pani o chotę posłuchać mnie ?

Hi l d a. O w szem , b a rd z o lu b ię słu c h a ć p a n a , b a rd z o .

SOLNĘSS (sia d a ). D o b rze w ięc, opow iem p an i w szystko.

Hi l d a, T e r a z m am i p a n a i o g ró d p rz e d s o b ą ! A z a te m o p o w iad aj p a n ; słucham p a n a .

SoLNESS (w sk azu jąc na okno za w azonam i). Otóż Tam na w zgórzu, gdzie pani ob ecnie widzisz ten gmach n ow y...

H i! d a. T ak.

So l n e s s. Tam m ieszkaliśm y z A liną w pierw szych latach naszego p ożycia w starym domu jej m atki, k t ó ­ ry d ostał się nam po niej w spadku wraz z całym , obszernym ogrodem .

Hi l d a. Czy i ten dom m iał w ieżę?

So l n e s s. N ie. Z zew nątrz m iał w ygląd w ielk iego, b rzydkiego, czarnego spichlerza; w ewnątrz natom iast b y ł urządzony z praw dziw ym w ykw intem .

HlLDA. I zburzyłeś pan tę r u d e r ę ? So l n e s s. N ie, P o szła z dym em . Hi l d a. J a k to , w szy stk o się s p a liło ? So l n e s s. W s z y s tk o .

Hi l d a. W y p a d e k te n m u s ia ł być d la p a n a niesz - częściem p ra w d z iw e m !

So l n e s s. T o w zg lęd n e... Jako budow niczem u był mi bardzo n a ręk ę...

Hi l d a. W ięc o cóż idzie ?

So l n e s s W ó w czas w łaśn ie o b d a rz y ła m nie żona dw om a sy n k a m i...

Hil d a. A ch, prawda, biedne bliźn ięta.

SOl n e s s. O baj b y li silni i zd ro w i; — ro ś li n iem al w o c z a c h .

Hi l d a. R zecz zresztą zw ykła u drobnych dzieci... So l n e s s. N iepodobna sobie w yobrazić n ic pię k n iejszego nad widok A liny, trzym ającej w objęciach dw oje niem ow ląt... W tem nadeszła ow a noc n ie ­ szczęsn a ...

Hi l d a (z zajęciem ). I c ó ź ? Co się s t a ło ? Z ginął kto w ted y ?

SoLN EbS. N ie ! — udało się w ów czas szczęśliw ie w szystkich w yratow ać z płonącego dom u...

Hi l d a. Cóż d a le j?

So l n e s s. P rz e r a ż e n ie a to li w strz ą sn ę ło A lin ą o k ro p n ie . A la rm p o ż a rn y — u c ie c z k a z d o m u — w zim ną i m ro ź n ą n o c - - bo m u sia n o j ą w y­ no sić z m ie sz k a n ia le ż ą c ą je s z c z e — z a ró w n o j ą , jak dziec i...

Hi l d a. A te nie przetrzym ały tego ?

So l n e s s. Przetrzym ały zu p ełn ie. L ecz A lina p o ­ padła w stan silnej gorączki, k tóra się u d zieliła p o ­ karm ow i... U parła się zaś przytem , aby j e karm iła

s o L N E S S. 63

sam a — u w a ż a ła to , j a k m ów iła, z a sw ój obow iązek. I b ied n e m a le ń stw a , (z a ła m u ją c rę c e ) o n e — n ie s te ty ...

Hi l d a. T eg o ju ż p rz e trz y m a ć nie zd o łały . So l n e s s. N ie, n ie p rz e trz y m a ły te g o . U m a rły . Hi l d a. M u s ia ł to być d la p a n a cio s ciężki. SOLNESS. C iężk im by ł on dla m nie. a le o w iele cięższym d la A liny. ( Ś c is k a ją c pięści z ta jo n y m gniew em ). O, źe coś p o d o b n e g o je s t n a ty m św iecie m ożliw em 1 Od te g o czasu n ie c h ę tn ie sta w ia łe m ś w iąty n ie.

HlLDA. I ow ą w ieżę k o śc ie ln ą n n a s ta k ż e ? SOLNESS. N ie z b y t c h ę tn ie — is to tn ie . P rz y p o m i­ n am sobie jesz c z e , ja k zad o w o lo n y m i szczęśliw ym się czułem , uko ń czy w szy je j budow ę.

Hi l d a. I ja p rz y p o m in a m to so b ie.

SOLNEss. O d tą d n ie staw iam n ic ta k ie g o , n a w e t w ież k o śc ie ln y c h ...

Hil d a (sk in ą w sz y g ło w ą). T y lk o dom y m ieszk aln e. So l n e s s. T a k , H ildo, dom y m ie sz k a ln e d la lu d zi, Hil d a. A le d o m y z w y so k iem i w ieżam i i sz c z y t- n em i d a c h a m i.

So l n e s s. T a k ie w k ażd y m ra z ie n a jc h ę tn ie j, ( w p a d a ją c w to n w eselszy). O tóż, j a k w sp o m n iałem , s k o rz y s ta łe m n a p o ż a rz e ; — w te d y bow iem zacząłem d o b ija ć się z n a c z e n ia , ja k o budow niczy.

Hi l d a. C zem uż p an nie ty tu łu je s z się j a k in n i a rc h ite k te m ?

SoLNESS. Z b y t p o w ie rz c h o w n e p o siad am n a to s tn d y a . Co um iem , te g o p o w iększej części sam się w y u czy łem , je s te m sa m o u k ie m .

M I S T R Z

8 O Ł N E 8 S. 6 5

Hi l d a, A je d n a k d o szed łeś p a n w y so k o , p a n ie b u d o w n iczy .

So l n e s s. P o pożarze, isto tn ie . Gały ogród pra­ w ie rozp arcelow ałem na w ille, k tó re staw iać m ogłem w edług sw ego upodobania. Od tej chw ili p oczęła sław a m oja rość coraz bardziej.

Hi l d a (sp ogląd ając n a ń b a d a w c z o ). P a n m usisz być człow iekiem bardzo szczęśliw ym , sądząc po po­ w odzeniu pańskiem ?

So l n e s s (c h m u rn ie ). S z częśliw y m ? I p a n i ta k tw ie rd z is z — ja k in n i?

Hi l d a. Z d a je m i się, że p a n nim b y ć m u sisz. G d y b jś tylk o m ógł z e rw a ć z w sp o m n ien iem ty c h d w ojga n iem ow ląt...

SOl n e s s (pow oli). N iem o w lą t... N ie ta k to ła tw e z niem i zerw anie, m oja H ildo.

Hi l d a (n ie c o zm ięszan a). C zyżby p o ty lu la ta c h je s z c z e c ią g le sta w a ły n a p a ń sk ie j d ro d z e ?

SoLNEbS (w patruje się w nią badaw czo, n ie o d p o ­ w iadając na jej p ytan ie). N azw ałaś m nie pani c z ło ­ w iekiem szczęśliw ym ...

Hi l d a. T a k , bo czyż p an n im z re s z tą n ie j e s t e ś ? So l n e s s (n ie s p u s z c z a ją c z n ie j o k a ). C zy p o d ­ cz a s o p o w ia d a n ia m ego o ow ym p o ż a rz e ... hm .

Hi l d a. Có ż?

So l n e s s. Czy n ie n a s u n ę ła się p a n i m yśl p ew n a, p rz y p u s z c z e n ie ...

Hi l d a ( s ta r a j ą c się p rz y p o m n ie ć sobie, lecz d a r e ­ m nie). N ie p a n ie ; — n ie w iem o ja k ie j p a n m ów isz

m yśli ?

D o d a tek do „Praeg-1. T j f . “ — Ibsen. M istrz Solness. 5

http://dlibra.ujk.edu.pl

66 M I Ś T R Z

SoLNEss. P o ż a ro w i te m u z aw d zięczam m o ż n o ść b u d o w a n ia dom ów m ie sz k a ln y c h ; g n ia z d e k r o d z i n ­ n y ch ja s n y c h , c ie p ły c h i ro z k o s z n y c h , g d zie o jco w ie, m a tk i i d z ia te k r o j e m o g ły b y p ęd zić życie p o g o d n e i bez tr o s k i, z t ą m y ślą źe ży cie j e s t n a jw ię k s z e m d o b re m c z ło w ie k a ... i, co n a jw a ż n ie js z a , czuć tę łą c z n o ść w zajem n ą — w w ielkich i d ro b n y c h r z e ­ c z a c h ...

Hi l d a ( z o g n iem ). D o b rz e ; czyż w ięc m ożn o ść b u d o w a n ia g n iazd ta k ic h n ie j e s t d la p a n a szczęściem p raw d ziw era ?

SoLNEss. A le c e n a je g o , H ild o ; c e n a , k tó r ą o k u ­ p ić je b y ło tr z e b a !

H i l d a . Czyż p a n n ig d y o tr z ą s n ą ć się n ie z d o ła s z z te g o ?

SoLNEss. N ie. A żeby m ódz in n y m b u d o w a ć g n ia ­ z d k a ro d z in n e , m u s ia łe m ra z n a za w sz e w yrzec się w łasn eg o — g n ia z d a z a ró w n o d la dzieci, j a k i d la ro d z ic ó w 1

HiLDA (o g lęd n ie). Czyż is to tn ie m u s ia łe ś p a n ? I n a z aw sze?

SoLNEss ( p o tr z ą s a ją c g ło w ą ). Z a tę w łaśn ie c en ę, o k u p iłe m to szczęście, o k tó r e m ty le ro z p r a w ia ją l u ­ dzie (o d d y c h a ją c c ię ż k o ). T o szczęście w łaśn ie — ta k ie j w y m ag ało c en y .

HILDA ( ja k w yżej). A le, czy się to ju ż n ie d a z m ien ić n a le p s z e ?

SoLNESS. N ie , n ig d y 1 i to ró w n ież s k u tk ie m p o ­ ż a ru — a p o tem : c h o ro b y A liny.

S O L N E S S . 67

Hil d a (p a trz y n a ń z dziw nym w y razem w tw a rz y ). A je d n a k b u d u je s z p a n ciąg le p o k o je d zie c in n e .

So l n e s s (p o w a ż n ie ). N ie u d e rz y ło ż to p a n i, że w łaśn ie to , co je s t niem oźliw em do u rz e c z y w is tn ie n ia n a jb a r d z ie j n a s n ęci i p o c ią g a ?

Hil d a (zam yślona). N iem oźliw em do u rzeczy w i­ stn ien ia ? (ży w o ). Z apew ne! Czy i panu się to zdarza ?

SOLNESS. Tak — oczyw iście.

Hi l d a. W ięc i pan masz w sobie co ś z d e m o n a . So l n e s s. Czemuż k on ieczn ie dem ona ?

Hi l d a. Jak że n azw ałb yś pan to inaczej ?

So l n e sS (w sta je). M oże i m asz pani słu szn ość, (gw ałtow nie) A ! dopraw dy, czyż n ie zakraw am is to ­ tn ie na dem ona z tem , jak mi się w iedzie w szęd zie, zaw sze i we w szystk iem . W e w szystkiem .

Hi l d a. J a k t o ?

So l n e s s (głosem przytłum ionym od w ew nętrznego w zru szen ia). Posłuchaj pani, panno H ildo, co ci p o ­ w iem . C ok olw iek w życiu m i się udało zrobić, s tw o ­ rzyć pięknego, dobrego — i w zn iosłego — (ścisk a p ięści). 0 , to okropne!

Hi l d a. Co ta k ieg o ?

So l n e s s. W szystk o to okupyw ać m usiałem .

W dokumencie Mistrz Solness : dramat w trzech aktach (Stron 49-124)

Powiązane dokumenty