• Nie Znaleziono Wyników

ANEGDOTA HISTORYCZNA

W dokumencie Kalendarz dla Ludu na rok 1882 (Stron 92-100)

M ETROPOLITA HOŁOWIŃSKI i CAR MIKOŁAJ I

ANEGDOTA HISTORYCZNA

o p o w i e d z i a n a p r z e z J U L J A N A H O R A I N A .

W tych czasach — przejściowych zapew no— w których nasza narodowość i wiara ojców naszych, były bezczeszczone — gdyby bezczeszczonemi być mogły — przez takich zaprzańców narodu, a bezbożników, ja k ksiądz Ż yliń sk i, administrator dyecezyi wileńskićj, ks. Senczukowski, Feliński, (który, oprócz nazwiska, nie ma nic wspólnego z czcigodnym arcybiskupem warszawskim , będącym od lat kilkunastu na wygnaniu) i kilku innych, dzięki Bogu nielicznych ich naśladowców;

może byłoby na dobie, wspomnieć o kilku także kapłanach, cześć narodowi naszemu i wierze naszćj — przynoszących.

Wspomnieć o wszystkich niepodobna — tak liczny byłby ich szereg — ale pozwólcie mi wspomnieć o k ilk u , których sam znałem osobiście, a z niektórymi byłem w przyjaźni. B yli między nimi tacy, których nauka, rozum i cnoty chrześciań- sk ie, imponowały wszech-despotom.

I tak: dopóki ży ł metropolita greko-unicki, ksiądz Buł­

h a k , car Mikołaj nie śmiał| prześladować Unitów, i dopićro po jego śmierci zaczął ich „nawracać", co jeszcze z większćm okrócieństwem, dopełnia jego następca.

Ksiądz Mateusz Lipski, biskup dyecezyi mińskiej, zmarły przed czterdziestu laty. W życiu mojem nie spotkałem

świą-tobliwszego kapłana i człowieka bardziej czystych obyczajów.

Zarzucano mu skąpstwo; praw da: b y ł skąpym dla siebie, ale hojnym dla biednych i nieszczęśliwych, którym szczodrze udzielał jałm użny i pomocy.

Ks. Stanisław Krasiński, biskup wileński, jeden z naj- uczeńszych ludzi naszego narodu; pracownik pożyteczny nietylko w winnicy Pańskiej, ale i na polu literatury ojczy­

stej. Na jego to wezwanie przetłómaczyłem powiastkę kar­

dyn ała W iesemana: „Lam pa w przybytku Pańskim".

Ks. Szczęsny F e liń sk i, arcybiskup w arszaw ski, z któ­

rym miałem zaszczyt kolegować w uniwersytecie moskiew­

skim. W ów czas, zaledwo dwudziestoletni młodzieniec, góro­

w a ł między nami nauką, rozumem i powagą. Powołany w późniejszych czasach na stolicę arcybiskupią w W arsza­

w ie , oparł się bezbożnym wymaganiom cara, który sąd ził, że będzie w nim miał powolne narzędzie do zaguby religii i narodowości polskiej. Dwaj ostatni żyją jeszcze; lecz swój

■opór carowi, przypłacili wygnaniem w głąb Rossji.

Ks. Stanisław, hr. s. Zantyr, gorliwy krzew iciel kato­

licyzm u między innowiercami, założyciel Dobroczynności Słuckiej.

Ks. Lw ow icz, proboszcz w Dołhinowie (gub. wileńska) niegdyś F ilareta, serdeczny przyjaciel M ickiewicza, o któ­

rym nasz wieszcz tak zaszczytnie wspomina w Dziadach. Ks.

Lwowicz, do postaci apostolskiój, łączył i cnoty apostolskie.

Ks. Dominik Walter, kanonik i mój niegdyś nauczyciel religii w gimnazyum mińskiem. W życiu mojem nie spotka­

łem zacniejszego, łagodniejszego i dobrotliwszego człowieka.

Ale nad tymi, których wyliczyłem i nad wielu innymi, o których nie wspomniałem, górow ał, a przynajmniej do­

równyw ał im , arcybiskup mohylewski, ks. Ignacy Hołowiń- s k i, metropolita wszystkich kościołów katolickich w Rosyi.

Oprócz piastowania najwyższej katolickiej godności w cara­

cie, wybitne miejsce zajmował w literaturze o jczystej, jak o

powieśeiopisarz i tłómacz Szekspira, pod pseudonimem Ke- falińskiego.

Trudneż to było zadanie śp. H ołowińskiego! Mając re- zydencyę w Petersburgu i przeto będąc ciągle pod okiem cara M ikołaja, musiał częstokroć, w interesie religii i naro­

dowości p o lsk iej, opierać się wszechwładnej woli carskiej;

i opór ten nie zawsze byw ał bezskuteczny.

Imponował też Mikołajowi i wstrzym ywał jego zapędy, rozumem, nauką i świątobliwością życia.

Znaną jest w Europie szczytna odpowiedź metropolity Hołowińskiego, carowi Mikołajowi, który, rozjątrzony oporem stawianym jego w oli, ośmielił się pogrozić dostojnikowi kościelnemu.

— Z prochu cię wyniosłem i w proch cię zetrę — za­

groził car gniewny.

Na to świątobliwy kapłan odparł ze spokojem i powagą:

— Proch b yłem , proch jestem i w proch się obrócę.

Car się zam yślił: może pierwszy raz w życiu przyszło mu do głow y, że i on sam — samowładca kilkudziesięciu mi­

lionów podwładnych — powstał z prochu i w proch się obróci.

Że jego straszna w ła d za ,— jest w ładzą doczesną. Objął więc metropolitę, wzruszony, pocałow ał go w rękę i zaw ołał:

— Przebacz Ojcze — uniosłem się (prasti batiuszka — j a uwloksia).

Odtąd panowała czas jak iś pozorna przynajmniej zgoda między arcy-pasterzem i carem ; ale rychło nadarzył się inny powód do carskiego gniewu.

Mikołaj błędnie sądząc, że katolicyzm, równie ja k car- sko-sławie, może się przydać jak o podpora despotycznego tronu, umyślił przydać kapelanów katolickich do tych puł­

ków moskiewskich, w których służyło wielu polaków-kato- lik ó w : szczególniej między oficerami. Metropolita tćż był za­

tem. Chodziło tylko o instrukcyę dla kapelanów. Ówczesny minister wojny, kniaź Dołgoruki czy Dołgorukow, pospieszył

wygotować takową i przesłał metropolicie do potwierdzenia i podpisu. Ks. Hołowiński aż się wzdrygnął, gdy przeczytał:

że, między innemi przepisami dla katolickich pułkowych k a ­ pelanów, b yło , iż gdyby kto na spowiedzi w yznał, że sam n ależy, lub wie o jakim bądź spisku lub zamyśle przeciwko carow i, carskiej rodzinie, istniejącemu porządkowi ( ? ) pań­

stwowemu, — powinien o tern donieść wojskowćj zwierzch­

ności, lub w razie ważności spisku, bezpośrednio samemu carowi, a przynajmniej ministrowi wojny. Ks. Hołowiński nie mógł się zgodzić na t o , aby spowiedź w jakim bądź ra­

zie mogła być pogwałconą lub wydaną. Gdy zaś i inne prze­

pisy nieodpowiadały duchowi katolicyzmu, przemazał takową i napisawszy na drugim arkuszu swoją instrukcję, odesłał ministrowi carskiemu.

Można sobie wyobrazić gniew kniazia-służalca ? Pobiegł też wraz do swojego pana ze skargą na metropolitę, który śmiał tak sponiewierać płód moskiewsko-ministeryalnej głowy.

Carowi także się nie podobała takowa zuchwałość — wedle ich rozumienia — katolickiego księdza. W szakże, niedawno otrzymawszy naukę chrześcijańskiej pokory, nie śmiał już wdawać się osobiście w tę sprawę, tylko postanowił w inny sposób okazać swe carskie niezadowolenie.

Przy dworze petersburgskim weszło we zw yczaj, że car, k ilk a lub więcej razy do roku, daje audyencye publiczne w ojskow ym , cywilnym i duchownym dostojnikom, a także posłom innych m ocarstw, czyli tak zw anem u, korpusowi dyplomatycznemu. Po zaborze Polski, utworzeniu arcybiskup- stwa mohylewskiego z rezydencyą arcypasterza w Peters­

burgu, wypadło przy tych dworskich przyjęciach, wyznaczyć miejsce dla najwyższego w Rossji katolickiego dostojnika.

A le pytanie, gdzie go umieścić? Między czynownikami woj- skowemi lub cywiłnemi — niewypadało; między duchowień­

stwem carsko-sławnem— jeszcze mniej.

Przy dworach chrześcijańskich, na czele korpusu dyplo­

matycznego , postępuje zw ykle nuncyusz papieski. W P e­

tersburgu Ojciec św., nie ma bezpośredniego przedstawiciela;

postanowiono w ięc, aby metropolita katolicki, przedstawiał się carowi na czele korpusu dyplomatycznego, w charakterze nuncyusza.

Przy takich przedstawieniach, car — m ałpując zw ykle monarchów chrześcijańskich — podchodzi do dyplomatów i poczynając od metropolity, przemawia do każdego z nich w mniej więcej grzecznym tonie. Oznaką zaś jest n iełask i, je śli którego ominie, nie przemówiwszy.

Gdy się tak zdarzyło parę razy z metropolitą Hołowiń- skim , że car przeszedł mimo niego nie w yrzekłszy słow a, zrozumiał czcigodny arcypasterz, że c a r s i ę g n ie w a . Chcąc się wytłumaczyć i ukoić gniew carski, którego skutki dają się zw ykle uczuć narodowi polskiemu; metropolita nasz, po­

je ch a ł do Carskiego Sioła, prosząc o posłuchanie. Car odmó­

wił. Pozostało więc ks. Hołowióskiemu czekać, co z tej car­

skiej chmury wyniknie? — mały deszcz, czy tćż grom na ka­

tolicyzm.

W tym też czasie, na wyspie Maderze, umarł mąż ślubny Maryi M ikołajewny, a zięć carski, książę Maksymi- lijan Leuchtenbergski. B ył on katolikiem. W ypadało więc ca­

rowi dać wiernym i niewiernym swoim poddanym przedsta­

wienie żałobnego nabożeństwa i egzekw ii za duszę niebosz­

czyka. Bozkazano więc metropolicie, aby w Petersburgu, w kościele św. Katarzyny, urządzono owo żałobne nabożeń­

stw o, na którćm car ze swoją rodziną miał być obeenym.

Nie łatw e było zadanie, tak urządzić w katolickim ko­

ściele nabożeństwo, aby c a r n i e r a c z y ł s i ę n u d z i ć ? Nasze nabożeństwo żałobne zw ykle bywa długie. Co najpo­

tężniejszy car będzie robił? Modlić się zapewne nie zechce, a może i nie umie. Zresztą nabożeństwo schizmatyków ogra­

nicza się na bezustannem żegnaniu się w dziwny sposób

i odbijaniu p o k ł o n ó w (książek do nabożeństwa schizma- tycy nie znali, a bodaj i dotąd nie znają; cbociaż ju ż były tentacye o wprowadzenie takowych.) Odbijać zaś pokłony?...

C ar, któremu Europa, nawet i teraz pokłony odbija;... za- pewno nie zechce.

Postawiono jednak w kościele osobna ław kę — rodzaj tronu — przykryta drogiemi kobiercami. Aby zaś car miał jakiekolw iek zajęcie, ks. Hołowiński k a za ł mu położyć wie­

kopomne dzieło św. Tomasza z Kempis „O naśladowaniu Chrystusa“ we francuzkim języku.

Przez cały czas nabożeństwa, car przeglądał tę książkę, a może i czytał. I musiał czytać; bo wyszedł udobruchany, i zapewno z nałogu, zabrał ze sobą książkę.

W parę dni przysłał do metropolity Hołowińskiego, hr.

Strogonowa — tego sam ego, który wkrótce potem został mę­

żem , mówią nawet że ślubnym, Maryi M ikołajewny, wdowy po księciu Leuchtenbergskim — z oświadczeniem swojego n a j- w y ż s z e g o zadowolenia z odbytego nabożeństwa, i zapyta­

niem, jak iejb y za to ks. Hołowiński żądał nagrody.

Metropolita odpowiedział posłańcowi: że wystarcza mu łaska carska; nagrody zaś żadnej nie przyjmie, gdyż onaby mu przypominała bezustannie, wypadek smutny i żałobny w carskiej rodzinie. Co innego, gdyby się zdarzył w ypadek szczęśliwy i radosny; o co się będzie modlić do Boga.

K iedy tę dyplomatyczną odpowiedź, zakomunikowano M ikołajowi, znowu się zamyślił i powiedział:

— Rozumny człowiek! Nasz batiuszka (pop) niezawod­

nie skorzystałby ze zręczności.

(Słowa te cara, jakoby tak m iały brzmieć w moskiew­

skim oryginale: Umnaja bestija: Nasz batiuszka nepremienno wozpolzowałsia by słuczajeu.)

Car sam pojechał odwiedzić metropolitę i odtąd pano­

w ała między niemi jak a-tak a zgoda, aż do śmierci Hołowiń­

skiego, która rychło nastąpiła.

Dotykalną zaś pamiątką tego wypadku było to, że Mi­

ko łaj I, k a za ł przetłómaczyć na moskiewski ję zy k dzieło

„O naśladowaniu Chrystusa11 i wydać w ozdobnej edycyi;—

jak ko lw iek jest to dzieło napisane przez jednego z Ojców katolickiego kościoła*).

Car k a z a ł przetłómaczyć! — lecz zapewno zapomniał k a z a ć przeczytać swojemu następcy i swoim wiernym pod­

danym; bo inaczej nie pastwiliby się tak nad pobratymczym narodem i jego religją.

*) Co do autorstwa wspomnianego dzieła „O naśladowaniu Chrystusa, które j a — idąc za zdaniem bardziej upowszech- nionem — przypisuję św. Tomaszowi a K e m p is , toczy się od dwóch wieków zacięty spór. Powstał w tój sprawie osobny i liczny dział literacki. Jak wiadomo, zdania są podzielone: j e ­ dni przypisują to autorstwo ś. Tomaszowi a Kempis (1380-1471);

inni kanclerzowi francuzkiemu Janowi Gersonowi, spółczes- nemu św. Tomasza, a inni jeszcze opatowi Gersen. To ostat­

nie zdanie, które dotąd liczyło najmniej zwolenników, opie­

rając się tylko na przypisku manuskryptu arabskiego, znaj­

dującego się w Turynie, zaczyna się przeważać. Opat Ger­

sen, urodzony w Cavoglia w Piemoncie, przewodniczył klasz­

torowi w Vercelli od r. 1220 do r. 1240. Z porównania rę- kopismów w ypada, że rękopism aroński istniał na długo przed przyjściem na świat św. Tomasza a Kempis i kancle­

rza Gersona. Pierwszy, który się za Gersonem w sposób umie­

jętny upom niał, był Kasper de Gregori, w swojej historyi nauk i sztuk w Y erceli, w osobnym memoryale. W Niem­

czech, Jan Veigl, w yd ał ważną i dobrze uzasadnioną książkę w r. 1852, w której je st także za opatem Gersenem. Dotąd, ta dyskusya toczy się dalej we Włoszech i we Francyi.

W tych czasach jednak kw estya autorstwa dzieła „0 na­

śladowaniu Chrystusa", będzie ostatecznie rozstrzygnioną;

gdyż Ojciec ś w , obecnie panujący Leon X III, polecił wydać wszystkie dzieła św. Tomasza a Kempis, na co przeznaczył 300,000 franków. (P r z y p . a u to ra .)

P O C IĄ G I NA K O L E JA C H Ż ELA ZN YCH W ZWIĄZKU Z K R A K O W E M . O d c h o d z ą

z

K r a k o w a :

Oo Warszawy S O godz.7.50odchodzipociąg I,IIi III klasa.Jadącwiedeń- Do Lwowa. j skiniosobowympociągiemo godzinie3 popoŁ, jedziesię do osobowy pospieszny mszany ) Trzebini (I, II i III ki.},z Trzebini zaś idzie pospiesznypocg OdjazdZ Krakowa:10.48 rano 9.13W. 10.50 W. ( wprost doWarszawy, ale tylko I i II klasa. PrzyjazddoLwowa:9.7 wiecz. 5.20rano

11

rano ; ___ _ __ DoWieliczki.

Prz yc hod do K r a k o w a :

Odjazd z Krakowa:11.5w połuilnie. ) Z e L w o w a. PrzyjazddoWieliczH:11.44 popołudniu. OdjazdzeLwowa:4.497. iSTSL.loTd^cz. Odjazd z Krakowa:* dóbakowa:2.38 p. 5.10rano6.48rano. osobowypospiesznymszanyosobowy\ Z Wieliczki 5.40r.6.55r.9.30r., 5.30w. i 7.50r.3 popol.y Odjazd z Wieliczki:ogodzinie7.30wieczór. PrzyjazddoWiednia:< PrzyjazddoKrakowa:o godzinie8.4 wieczór. osobowypospiesznymszanyosobowy\7 W1 p H n i a 7.13W. 4.19 pop. 4.5 r.i 12.20 pop. 5.20r.i 7.11 r.osobowypospiesznymieszanyosobowy 0 o Prus

}

Odjazd z Wiednia:Srano11rano5 wiecz. 8.30w. Kdympociągiem idącymdoWiedniamożnajechdoPrus, t Przyjazd, doKrak.:9.42W. 8.30W. 11.5pp. 9.421'. najlepiej jednak jechaćosobowymrano o godzinie5 minut

40

, ( Z P r U S mającymw Ośwcimiepołączeniez pocgami pruskimi.Tym0 2 m 35j. 0 odz. 5 45mieszany. pociągiemjadąc doBerlina, przyjezdzasiędoWrocławiao g.

2.24

( ° r r & j popoł., a po1 godzinnymprzestanku dalej; jadać.zz Krakowa( Z W a r S 2 3 W y. pospiesznym, przyjeżdżasiędoWrocławiapo

4

i zatrzymuje się \ O godz. 9 IB. 42ranóosobowy, O godz. 5 m. 45wiecz. do9.19wiecz.,o której dopiero pospiesznydoBerlina odchodzi.)UWAGA- Godziny przybycia1 odjazdupociągów nakolei galic. JadącdoWrocławiao godzinie3 popoł., trzeba w Gliwicach) obliczane według zegarupeszteńskiego(różnica odkrakowskiego lub Myowicachzanocować, bodopiero ranoidzie z Myowic

(04

min.); zaś nakolei ces. Ferdynandawedług zegaruprag- pociąg pospiesznydoWrocławiai Berlina. J skiego, o 12minutźniej odkrakowskiego.

W dokumencie Kalendarz dla Ludu na rok 1882 (Stron 92-100)

Powiązane dokumenty