• Nie Znaleziono Wyników

ANEKDOTY PRA W D ZIW E o DZIE

CIACH.

f

K L E M E N SIA .

Klemensia Ł . w pięknym dniu wiosennym siedziała w ogrodzie. Słońce właśnie zacho.

dziło, wróble, czeczotki, iaskółki, czyżyki, iak- żeby żegnać go chciały, siliły się na rozmaite pienia. Znudzona ich świergotaniem, Klemen- sia zawołała:

„Uciszcie się ptaszki! słowik będzie śpię- wał!” Ta Apostrofa czyż nie zdaie się bydź po- czętkiem iakiey tkliwey Sielanki? a wyrze- czona przez pięcioletnie dziewczę, czyż Pol.

sce nowey Drużba ckiey nie wróży?

--- 28i —•

Pa m ię t n e d z ie c ię c ia sło w a.

Już słońce zaszło, chmury sig zbierały, a Pani K. spiesznie do końca podróży swoiey dyżyca, wjechała w las ciemny. — Powszechne było mniemanie, że rozbóynicy kryiy sig w tym lesie i napadaiy na podróżnych. Pani K.

dwóch tylko miała słuźycych, wiozła dosyć pienigdzy, i bardzo sig bała, czy napastowa­

ny nie będzie? W tern, okropna burza po­

dwoiła iey trwogg; i gdy pioruny bić zaczę­

ły, gdy wiatr wywracał drzewa, a świst iego zdawał sig bydź powtarzanem rozbóyników świstaniem, prawie zupełnie odeszła od sie­

bie ze strachu i płaczyc rozpaczała. Jechał z niy synek iey, mały Antoś; widzyc Matkg płaczycy płakał także, ale popłakawszy chwi-' lg , zamyślił się, i nareszcie tak sig zapytali

„M oia Mamo! czy tu niema Boga w tym le-

„ s ie ? ” — „A iakżeby tu bydź niemiał, od­

pow ied ziała, kiedy wiesz dobrze że iest

„w szędzie!” — „A dla czegóż się tak boisz?

„M amo, i mówisz że iesteśmy sam i, i bez

„ratunku!” — Te słowa zawstydziły Paniy K.

ale oraz uspokoiły iy zupełnie. Wspomniała, że iest Bóg wszechmocny i miłosierny, że

wy-282

bawia z naywiększych niebezpieczeństw, tych którzy opieki Jego z ufnością wzywaig; prze­

stała więc rozpaczać i trwożyć się, zaczęła sig modlić gorgco, i szczęśliwie wyiechała z lasu.

IV.

W Y JĄ T K I służące do ukształcenia SERCA I STYLU.

Ponieważ pochlebiam sobie, że was mile zaięło wspomnienie o Maryi Leszczyńskiey, przeto sgdzę iż przyiemnie wam będzie, dzie­

ci m oie, znaleść w tem mieyscu małg prób­

kę zdatności iey pióra; a dowiedziawszy sig obszernie iak żyła i postępowała, obaczyć ie- szcze iak pisać i myśleć umiała.

Ułom ki z l is t ó w Ma rYi z Leszczy ń sk ich KKÓLOW EY F R A N C U Z K IE Y .

Z listu w p ierw szy c h leciech zam ęicia pisanego.

...Życzenie twoie spełnione Oycze; pokóy iest ze mng i w duszy moiey; znayduig tu

2'83

szczęście, którego nawet na słowo twoie zna- leść się nie spodziewałam. Jedno mam tylko zmartwienie, to, źe was nie widzę; ale i ten smutek wkrótce zniknie po części; iuż uło­

żone obrzędy przyięcia Twego, Oycze; gdy w Radzie iakyś trudność względem tego czy­

niono, Król powiedział: „Czegom mu nie winien iako Król, winienem mu iako zięć.”

Wystawisz sobie łatwo iak mi było miło u- słyszeć podobne słowa, a nie z ust Króla mnie doszły!!..

Z roku 1757 w czasie wielhićy nędzy we Francyi.

Jakźeś szczęśliwy, kochany Oycze, źe wy­

starczyć możesz na tyle zakładów dobroczyn­

nych, na tyle dobrych uczynków. Słusznie wielbisz Opatrzność, nieustanne cuda z toby czyni. Wszyscy poddani twoi Cię uwielbiały, i każdy wzywaiycy pomocy, u Ciebie wspar­

cie znayduie. Ze wstydem i ia dzisiay w licz­

bie tych proszących staię; płacisz mi miesię­

czny pensyy na moich ubogich, a ia teraz chciąłabym, żebyś mi iy wypłacił za kil­

ka miesięcy z góry, ieśli to bydź może... Nasz lud w niesłychaney iest nędzy, zewszyd mnie

284 —

proszą, a ia nic iuż dać nie m am ! serce mi się kraie. Nie poymuię iakby się chełpić tą drobiną dobrego które się czyni, wspomnia­

wszy na to coby czynić zostawało. Naywię- ksze iałmużny moie małym tylko zaradzaią potrzebom. Ale cóż z tem począć? Bóg do­

bry tego iedynie od nąs wymaga, co uczynić możemy. Mego Syna także niezmiernie

ng-

dza publiczna obchodzi. Mam w Bogu na­

dzieję, że tobie Oycze podobnym będzie! Je­

dna z moich córek dziwiła się niedawno, ia- kim sposobem tyle dobrego czynić potrafisz?

mówiła: źe rozwalając owe stare Zamczysko, skarb jakiś zhaleść musiałeś. „Król który ma

„serce, powiedział na to Delfin, zawsze w

„niem skarb gotowy dla nieszczęśliwych znay-

„duie.” ,

Z tegoż samego roku.

Czemu wątpisz, kochany Oycze, o przy- ieździe Twoim do nas? Król rachuie na niego i cieszy się zawczasu. Wspoinniy iakbyś zmar­

twił moie dzieci? Już nic o sobie nie mówię, bo zdaie mi się, iż żal wnucząt snadniey cię rozczuli. Czy uwierzysz? Syn móy śmie czę­

sto utrzymywać, że ia mu zazdroszczę twego

285

przywiązania. .Nadaremnie -powtarźam mu, iż biegam praw u N atury, która* fok rzeczy u- łożyła, że wszyscy niemal o dbedzice więcey w n u k i od dzieci kochaię i. pieszczę. On m i w ierzyć nie chce. Z tego powodu i z innych, często z nim ó {Tobie rozmawiam, i właśnie niedaw no powiedział mi: że nie zna lepsze- go Dykcyonarza od twoiey pam ięci, i że sig cieszy zawczasu na nowe w iadom ości,. któ­

rych nabędzie, gdy tu przyiedziesz. Co do m n ie, iako kobieta, nie potrzebuję tyle iak móy Syn n a u k i; muszę się więc z nim uło­

ż y ć ; zostawię m u cały Dykcyonarz, wyma- wiaięc sobie iedynie Artykuł Serce. Tam wiem że wszystko znaydg, czego m i potrze, ba. —

P o śmierci D e lfin n do Z a ko n n icy p riy ia c io łk i sw oiey.

...P r o ś Boga 4 żebym . lępiey ten cios znosiła! Ach iakiż okropny! Czemuż nie u- m arłam w mieyscu iego; iam nie potrzebna św iatu, on byłby. Francyę uszczęśliwił! Ale stało się! nie wysłuchał Bóg m odlitw Naro.' du ■—■ iego życzeń wysłuchał., O n prosił tyl­

k o , żeby sig wola Nieba w m im sp e łn iła ! -On*

Tom I. N e r fT . 20

— a86 —

Szczęśliwy! Ale my iakże godni pożałowa­

nia iestesmy! Truchlałam o mego Oyca, lecz dżręki Bogu ! zniósł to nieszczęście iak praw­

dziwemu Chrześcianinowi przystało. — , Po śmierci Oyca do tóyie samey.

...B ardzo chorowałam i nie mogło hydź inaczey po tylu doznanych nieszczęściach, któ­

re tak żywo uczułam. To mnie iedynie po­

ciesza: źe c i, których płaczę, iuż szczęśliwi ńa wieki.

t

M Y Ś L I

* * M ARYI Z LESZCZYŃSKICH KRÓLOWEY FRA ŃC UZK 1EY .

Bez małych nie hylibyśmy wielkiemi, Lędź.

myż nićmi dla nich.

. Kto się chełpi .z wyniesienia swego, dowo.

i}zi> że go ni e;. godzien.,

287

Zalecając prawdziwe poszanowanie dla Bo­

ga, Król iuż nie potrzebuie^ zalecać go dla siebie.

Im kto bardziey nędzę swoię uznaie, tem przed Bogiem bogatszy.

Wyrządzać sprawiedliwość, iest miłosier­

dziem Króla; rozlewać miłosierdzie, sprawie­

dliwością Królów ey.

Dobry Król iest niewolnikiem, a lud ie- go wolny,

Zaspokoienie rzadko kiedy z fortunę cho­

d zi, cnocie zaś i w nieszczęściu towarzyszy.

Strwonił a nie użył bogactw, ten, który niemi nie wsparł ubóstwa.

Prawo opiekę rozrzutnytn*daię, i ze skąp­

cami toż samo czynićby powinno; tamci sie­

bie i rodzinę krzywdzę, ci społeczeństwo całe.

Kiedy o któfey niewieście mało mówiono za życia, pewnie po śmierci dobrze mówić będę.

Nieszczęściem iest wielkich, że nadto my­

ślę o tem co im ludzie winni, a za małó o tem , co od nich sathych Bogu się należy;

Kto nie zgłębia sumienia swego, nayszczer-.

szego zaniedbuie przyiaciela.

20*

288 —

.„'I Brawdziwę miarę zasługi iest Cnpta; i sam Bóg innęy znać nie będzie, ,

Pochlebstwo iest zniewagę, bo komu po­

chlebiamy, tego zwieść chcemy.

•Lepiey słuchać tych którzy wołaię na nas z d&leka.: ■ u l iy i -ji^Jzy naszey. I • niśli .tych co nam móvvię ydę ucha: p r z y s p ó r z nam maic^

tku.

Skarby Państwa nie L skarbami naszemi.

Gdzie sumienie, trwonić grosz od.ubogiegp i rzemieślnika zebrany?

Jedynćm trpsków korony wynagrodzeniem, iest możność dobrze; czynienia.

Naydroższe dary Nieba w truciznę się żmie?

niaię,'.gdy na nie^ okiem własności patrzemy.

Gdy mnie śmierć ze stroiu i z dworu me­

go ogołoci, czeinże będę bez uczynków?

Widzęc stałość Opatrzności w obsypywa­

niu nas darami, zdawać się. może, iż O na nas potrzebuje; widzęc oboigtno^ć naszg wdzigk- czynieniu sędzićby można, że gig bez niey obęyść

potrgfiemy-Gmin, sędzi o wielkości naszey po władzy;

nasz błęd stokroć większy bo mu wierze my.

Bl Ten któgy rządzić własnym maiętkiemnie umie, iakże Państwem rządzić;^potrafi? t

W2

teen - 289 —

Rozsądny człowiek cfcenia głowę wedłu tego có w niey Test; kobieta płocha wedłu tego , co* się na mey świeci. *•'

e Mgdrość Judzka uczy nas iak ukrywać pyćhg; Religia iak ię pokoóywać.

Kto świadczy dla Boga, nie lgka sig nie*

Wdzięczności i ’

MaiestatBoga objawiasię w darach sypanych na twory1 Jego; w^pariiałbścKróla iaśniee powin­

na w dobrodziejstwach świadczonych ludowi.

Ze wszystkich, rodzaiów marnotrastwa, nayszkodliwsze marnotrastWo;czaśu.

Nie ieden niepocieszony, bo się nie po­

dobał Królowi; a żyie sjiokoyny, lubo1 Wie że obraził Boga. . • ~

Kiedy kto zmuszony tak iak my W o- czach wszystkich' siać dobre uczynki, bardzo się obawiać powinien, cży próżność żniwa zbierać nie będzie?

,f Xigżka każda tyle mnie zJbymuie, ile do serca mego przemawia, ile mnie dobrego uczy.

Chcgc żyć w pókóiu z ludźm i, trzeba otwie­

rać oczy na ich przymioty, zamykać na wady.

Tyle winniśmy sig zastanawiać nad wada­

mi bliźniego, ile nam tego potrzeba, żeby sa­

mym podobnych uuikuęć.

2 9 0

.Kobiety nayobmownieysze sg te, które sa­

me naywigcey podpadaig obmowie. Żeby nie dać czasu mówienia o ich wadach, mówig o cudzych.

Mgdra kobietą rzadko kiedy swóy kate­A

chizm umie.

Każda pycha iest kłamstwem, a kłamiemy przez słabość.

Dworacy wołaig na nas: ,, Daway nam i nierachuyl Lud woła: Hachuy co waru daiemyl

Rozum nie daleko zaydzie, kiedy chce wiarg wyprzedzić.

We wszystkich wiekach, Religia pomszczo­

na była obyczaiami nieprzyiacioł swoich.

Zgadzać sig z wołg Boga, iedyng iest ul- gg strapionego serca.

Naykrótszy sposób zapewnienia szczgścia lu d u , iest pracować nad tern, ażeby go cno­

tliwym uczynić.

V.

' / ' i / . , ' ' ’ ‘ \

W IA D O M O ŚC I

MOGĄCE BYDZ MATKOM PRZYDATNE.

— 291 —

LISTY MATKĘ O WYCHOWANIU CÓREK.

SWOICH.

LIST SZÓSTY,

Teraz mam. Ci powiedzieć^ kochana Sio­

stro, iak uczyłam i uczę córki moie Religii;

to iest iak iey ciała im udzielam, bo ducha, który na moralności zawisł, zarówno z To- bę w każdę chwilę staram się w nie wlewać;

nie może bydź na tę naukęwyznaczoney godziny, ona powinna bydź spra#ę dnia, ży­

cia całego.— We dwudziestu kilku leciech zo.

stawszy M atkę, a od naypierwszey młodości lubięc bardzo dzieci, miałam porę i chęć za­

stanawiania się nad ich wychowaniem; uzna*

łam więc sposób naypospolitszy uczenia Rei- gii niedobry, a nawet szkodliwy.

Widia-a g i

łam, ie naywłęcey dzieci straszy, albo też nu- dzą tą nauką; żal m i' było tycb biednych i- stot w pierwszych leciech ich życia, ale wię­

kszy ieszcze żal późniey, bo wszystkie pra­

wie, które w tym sposobie w Religii ćwiczo­

no, dziś nie maią prawdziwey Religii, albo ią źle ohięły, alboli też zupełnie odstręczyły sig od n iey ; przedsięwzięłam zatem, udać się z córkami moiemi mniey uczęszczany drogą., słuchać rad S. Augustyna, Fenelona, i póyść źa przykładem tych dobrych i światłych Ma­

tek, których rozsądną pracę szczęśliwy sku­

tek uwieńczył.

Jeśli iak$ Naukę, to Religig należy'konie- ćfcriie łagodnie i ' przyiemnfe w dzieci wpa- iać i

'•-^JSTie straszyć gnievvjivm PaneniJ m ó w ić o -łask aw y ip V'

nie .zraźać:;.trudą*ni i ostrością, owszem? nę­

cić wdziękiem i'słodyczą. Niech każde iey wrażenie, boiarzy się w umyśle dziecięcia z miłem wspomnieniem; niech pam ięń

ka-\ żdey nauki Religii, łączy się z przyiemnem wczuciem.; niech ią uważa od początku ia- Hp pociechę i potrzebę, a ręczę że tak lu.be wreźy pokocha i nigdy ich z siebie nie zrz\ci. * Jarzmo moie wdzięczną ieśt;,, u,

brze-$93

mie moie lekkie, m ówił Boski Nauczyciel; ka*

żda Matka na dzieci swoie podobne nakła­

dać powinna. Maluymy im Religię lubemi, to ieśt» prawdziwymi farbami, niech iey na­

uka mile w ich umysły spływa, a całe życie i ię i nas uwielbiać i błogosławić b ę d ę !... i

Już ci pisałam, kochana Siostro, źe nie.- wiem kiedy i iak zaczęłam: mówić córkoiłi moitn 0 Bogu; mówięc o Nim, uczyłam ich razem i moralności, bo ona sama ż siebie łza tem świętem: Imieniem tuż idzie; te moie słowa i nauki były bez żadnego planu i po­

rz ą d k u , stosownie do okoliczności. Jednak nieznacznie, w takowych rozmowach nieprzy­

gotowanych i . niew ym uszonych, cokolwiek także ża- pomocę rozmów z loiązania Helenki,, nałożyłam w duszy dzieci moich prawdziwy gru n t Religii, prawdziwe do niey przygoto­

w anie-; poznały, dobroć i wszechmocność Bo­

ga/ i pokochały fro z całych śił swoich; a ser­

ce miłością usposobione, iakźe łatwo W ia ra osiędzie i odziedziczy. Z udzieleniem iey ie- -dnak, zdało mi się korzystny rzeczy, czekać pewnego wieku, i dopiero gdy dziewczęta m oie po sześć, siedm lat m iały , zaczęłam im użyczać nauki Religii, a to w

następuię-294

cy sposób: Wiemy wszyscy iż Pismo Ste nayle­

pszym iey iest składem, z niego więc ia czer- pnęłam. Mam po Stryiu moiego męża (któ­

ry był Xiędzem) skarb wielki, Stary i Nowy Zakon rękę iego wypisany. Jest to po pro­

stu Biblia., tylko bez szczegółów któreby przez nieświadomego źle tłomaczone bydź mogły.

Ten zbiór drogi, za pozwoleniem Spowie­

dnika m ego, codziennie czytuię ; ( 4 ) ta Xięga iest w ie lk a , pięknie opraw na, ma w moim pokoiu swoie właściwe i dogodne mieysce; nikt prócz mnie i Męża poruszyć iey nie śmie. Od pierwszego dzieciństwa py­

tały mi się często dziewczęta moie, co to za śliczna i kosztowna xiężka? ia im zawsze od- powiedałam, że to Pismo Ste, Nauka Religii, Xięźka ze wszystkich naydroższa.— W zrosły z niezmierriem dla niey uszanowaniem, i z ży- wę chęcię poznania iey kiedyś. Gdym więc upatrzyła chwilę pomyślnę, i sama przygo­

towała się dostatecznie, oświadczyłam im: że ieśli będę grzeczne, będę im bardzo piękne rzeczy z tey śliczney Xiężki powiadać. Poy- (*)

(*) Zbiór takowy może nieiako zastąpić Xiąźka w Poznaniu wydana we dwóch Częściach, pod ty tu łem ; Powieści

z Starego i'Nowego Testamentu i t, d.

295

miesz łatwo iakę radość ta obietnica sprawi­

ła, i iak były grzeczne dziewczgta przez ca­

łe trzy dni. Wtedy przeczytawszy pierwey obszernę wprawdzie, ale wyborny dla Ma­

tek Naukę Chrześciańską Xiędza Chodaniego, m aijc przed oczami Katechizm historyczny Fleurego i Missyonarski^ zbiór piękny obraz­

ków do pisma Sgo słuźęcych, zaczęłam mó­

wić do nich w iak nayprostszych wyrazach.

Zaraz przy pierwszey Nauce, przy pierwszey historyi Stworzenia,, dowiedziały się wszy­

stkich prawie taiemnic, całey treści Wiąry naszey; nazaiutrz powiedziały mi czegom ich wczora nauczyła, i tak koleyno postgpuięc podobno w przecięgu roku, udzieliłam im całey historyi i nauki Religii, w krótkości wprawdzie, szczęgólnie w niektórych miey- scach, ale porzędnie, i z naywigkszę z ich strony roskoszę i pilnością. Przeszedłszy tak raz naukę Religii, zaczęłam na nowo z góry tym'-'samym co pierwey sposobem, ale iuż cokolwiek obszerniey; i tak myślę doprowa­

dzić dziewczgta moie do pory, w którey wy­

badane przez światłego Kapłana, same czy­

tać będći mogły Pismo Ste i inne religiyne dzieła.

źg6

Bioręc miarę z teraźuieyszych uczuć có- rek moich, z ich wyobrażeń, pochlebiam so­

bie, że na całe życie mira i dokładna zosta­

nie im tych Nauk pamięć, a przeto słodkie i rzetelne Religii wrażenie. Prócz Wdzię­

ku, iaki maię dla dzieci liistorye z Pisma Sgo, skutkiem starań moich, te łekcye naj^przy- iemnieysze im sę ze wszystkich. Nie uczę się niczego na pamięć, słuchaaę tylko, opo- wiadaię nawzaiem, pytania czynię, odpowie­

dzi słyszę, obrazki oględaię. Zaręczam Ci też, kochana Sipstro, że zmartwieniem iest dla nich, kiedy czasem dzień ieden bez tey nauki minie; a mnie ten widok radościę* na­

pełnia; bo wiem, że wpoiwszy w dziecko miłość Religii, spokoynym bydź można na zawsze o pobożność, a zatem i o cnotę iego.

(D a ls z y ciąg nastąpi.}

297 BŁAWATKI

P R Z Y P O W I E Ś Ć ,

„Ach! żeby to zagony samemi bławatkami były zasiane! wołały na przemiapy Basia i Józia idgc z Matkę przez pole kłoszęcem sig żytem okryte, iakbyto przedziwnie b y ło ! Ja­

ki ebyśmy miały bogate wieńce! a tak, mały tylko uzbierałyśmy pęczek, bławatków tro­

chę, ałych utrapionych kłosów tyle!*’—r„Dzie- cij dzieci! odpowiedziała im Matka, jakże płochę to wasze żędanie! czyż nie wiecię, źe nie te kwiaty z których niema u ż y tk u , ale kłosy sę celem wszystkich rolnika zabiegów?

Pole do życia przyrównać można, bławatki do zabaw i igraszek; kłosy do starania i pracy, Ktoby zabawom i igraszkom dni swoie poświę­

cał, byłby podobny temu, któryby wszystkie zagony bławatkami zasiał; czas iakiś zdawał­

by sig widok powabny i wesoły, ale w chwi­

li żniw a, nicby do zebrania nie m iał.”

Ponieważ na tym Numerze kończy sig Pierwsze Półrocze Rozrywek dla Dzieci, Oso­

by chcg.ce prenumerować daley, raczg sig zgłosić z Biletami swemi do wiadomych Kole­

ktorów, tak w Warszawie iak po Woiewódz- twacb, lub też domieszkania Wydawcy wofi- cynie Pałacu Zamoyskich przy Zabiey Ulicy.

i

Powiązane dokumenty