ROZRYWKI dla DZIECI.
N er VI. i. C zerwca 1824.
I.
WSPOMNIENIA NARODOWE.
D o K o ń c Z E N I E WIADOMOŚCI O ŻYCIU M A R Y I Z L E SZCZYŃSK ICH KRÓLOWEY fra ncu zk ićy
.
Je śli dotęd w Maryi Leszczyńskiey wzór có
rek, wzór kaźdey Królowey widziałyście, dzie
ci moi®, nie mniey wam sig wyda godng po
chwały i naśladowania, gdy ię teraziako żo- ng, iako Matkg uważać będziemy. Kto wie, może w tym względzie cnoty iey naywyźey iaśnieig, bo tu naywięcey do zniesienia miała.
N ie zawsze to, co w oczach drugich szczę
ściem się wydaie, iest niem w istocie, i los świetny może często nie bydź swobodnym.
Tak się stało z Maryg. Leszczyńską. Pomy-
S54
ślność żony nie na wielkości, dostatkach Mał
żonka, ale na cnotach iego polega, a Ludwi
ka XV. nie mieszczą sprawiedliwe Dzieie w rzgdzie cnotliwych Królów i ludzi.— Sła
by w dzieciństwie, wychowanie iego moral
ne dla fizycznego zaniedbanem zostało; celo
wał we wszystkich ćwiczeniach ciała, ieździł konno lepiey od wszystkich Panów Francuz- kich, był wspaniałey i pigkney postaci, ale czyż te marne przymioty mogg sprawić szczę
ście Narodu, szczgs'cie Małżonki? Miał on wprawdzie dobroć wrodzong, poszanowanie dla Religii, był niekiedy choyny i wspania
ły , lecz bez źadney tggości umysłu, żadney stałości charakteru; nic w nim pewnego nie było, bo żaden iego przymiot na pewney nie spoczywał podstawie. Jednak ożeniwszy sig z w łasney skłonności i chgci, w tak młodym w ieku, z tak cnotliwg iak Marya Leszczyńska żong, nie mógł iey nie kochać, nie mógł nie przeigć od niey cnot wielu. Jey pierwszem staraniem było pozyskanie iego miłości i sza
cunku, iey naywigkszem szczęściem sposo
bność dawania mu swego przywigzania dowo
dów. Umiał ich też Król czas iakiś cenić;
kochał i poważał małżonkę swoig; ośm có-
— 255
rek i dwóch synów, któremi obdarzyło iąN ie
bo, spaiać się zdawały ten zwięzek coraz no- wemi ogni w y; lecz po dwunastu leciech przy
kładnego pożycia, Ludwik XV. polegaięc na zdradzieckich radach zepsutych dworzan, sam zbyt słaby, powszechney rozwiązłości uyść nie potrafił, i n ij obłąkany, przestawszy ko
chać tak godney małżonki, na występki i roz
pustę się puścił! O iakaż była wtedy boleść Maryi Leszczyńskiey! iakże często żałować musiała szczęśliwszych chwil poniżenia i tu- łactwa swego! Jednak nie dopuściła się nigdy naymnieyszego narzekania, nigdy żadn^skar
gę nie skrzywdziła Króla, nigdy zust iey ża- dney nie usłyszał wymówki. Płakała skrycie przed Bogiem, niosła Jemu modły o upamię- tanie Męża, ale nikomu ani siebie żałować, ani iego ganić w swoich oczach nie pozwoli
ła. Zawsze równie łagodna i uprzeyma dla Króla, sędziła, że tym sposobem nayłatwiey serce iego odzyska. Nie spełniły się te na- dzieie, ale przynaymniey do końca życia sza
cunek iey swóy zachował; i nieraz, kiedy czy w niebezpiecznych chorobach, czy w smutnych przygodach, zawsze równie tkliwę dla siebie ię znaydywał, dziwił się iey cnocie, upoka-
18*
256
rżał się przed nię, przepraszał ię, obiecywał poprawę— ale wnet wracał do występku; bo kto raz się w nim uwikła, temu wydobyć się trudno!.. Takich trzydzieści iedęn lat stra
wiła Królowa, i uznała prawdę słów sędziwey Babki: że troski obficie koło tronu rosnę!..
Lecz prawdziwie pobożna, wtem naydotkliw- szem nieszczęściu szanowała rękę doświadcza- ięcey ię Opatrzności; i w szczęściu, którego iey Bóg używać ieszcze pozwolił, szukała wy
nagrodzenia tego co iey odebrał. Tem szczę
ściem była iey czysta i cnotliwa dusza; Oy- ciec, miłość do pracy i dzieci.— W kilka lat po zamęźciu córki, Leszczyński Matkę i żonę stracił; i korona Xiężęca nie mogła go po tych ciosach pocieszyć; ale do córki przy
wiązał się przeto ieszcze żywiey. Trzy razy na tydzień pisywali do siebie, zwierzali so
bie wzaiemnie m yśli, uczuć i zamiarów swo
ich; sposoby ulżenia ludzkości były nayczę-
stszym tych listów przedmiotem. Co rok w
pięknę porę Stanisław przyieżdżał na kilka
tygodni do Córki; Ludwik XV. który cliciał
nieiako nagrodzić żonie obłękania swoie, Oy-
cu iey starania i względy okazywać lubił,
nie tylko więc przyimował uprzeymie i wspa-
257
niale Teścia, ale i żonie pozwalał odwie
dzać go niekiedy, w Lunewilu. Chwile te w których Królowi rozmawiaięc sam na sam zOycem, przywodziła iego pamięci młodości swoiey i dzieciństwa przypomnienia, w któ
rych przechodziła wraz z nim odmienne losu koleie, i ieszcze od niego Marychną zwani}
b y ła, pewnie iey były naymilsze.. Nie.mniey- szey także używać musiała pociechy, słyszęc iak Lotaryńczycy błogosławili rzędy Leszczyń
skiego. Nie mogęc chełpić się małżonkiem, w cnotach Oyca swey chluby szukała; bod ła niewiasty milszę iest chwała osób iey dro
gich niśli iey własna, wigcey i śmieleyszczy
cić się nię zwykła....
Zawsze i użytecznie zaięta, nie miała tak
że czasu Marya Leszczyńska na smutne du
mania lub nudy. W zmartwieniu cięgłem, które nie tyle gwałtownościę ile trwałościę swoię męczy, naylepsze lekarstwo zatrudnie
nie. Zaymuięc um ysł, oddala myśl dolegli- w ę, ieśli nie wypędza boleści, przerywa ią przynaymniey. Jakże często Królowa błogo
sławiła pamięć Matki i Ochmistrzyni, które
w nię od lat' naymłodszych miłość do pracy
Wpoiły; na trónie, gdzie zupełnie niepotrze-
258
bng się zdaie, iakże użyteczny sig iey stała.
Zostawiły nam Pamiętniki ówczasowe, zupeł
ny opis codziennych, zatrudnień Królowey;
w taki sposób dnie iey zwykle schodziły:
Sześć a naywigcey siedm godzin dla snu od
dawała; wstawszy rano, pierwszem iey zatru
dnieniem było iść do Kapliczki, którg miała obok swego sypialnego pokoiu; tam klgczgc przed obrazem Zbawiciela, godzinę całg na Modlitwie, rozpamiętywaniu, i urządzaniu powinności i zatrudnień swoich trawiła. — Wróciwszy, zasiadała do gotowalni. Owych wieków trefienie włosów i stroie bardzo wiele czasu zaymowały. Utyskuigc nad tg.
m odg, a zmienić iey nie śmieigc, Królowa starała sig nie zmarnować tych godzin. Oso
by udaigce się do iey opieki i dobroczynno
ści wtenczas miały posłuchanie; te, którym zlecenia iakie dała, przychodziły zdawać iey z czynności swoich rachunek ; i podczas tey gotowalni, rzecz, którg naymniey była zaięta, był ubiór. Wstawszy od niey, wraz z dwo
rem całym szła na M szg, odwiedzała potem Króla w iego pokoiach; w pierwszych latach zameźcia, naymilszg iey była ta powinność;
na poufałey z mężem rozmowie przyiemnie
259
czas schodził; ale potem krótkie i przykre dla niey stały sig te odwiedziny, bo zawsze łago
dny uśmiech był na twarzy, kiedy w sercu krył sig żal głęboki... Wróciwszy odKróla, ieśli tego wymagała potrzeba, przyimowała Posłów, Xig- żgt krwi, cudzoziemców; ieśli ńie, — rada te
mu była, bo wcześniey dzieci do niey przy
prowadzono ; a z dziećmi naysłodsza zwykła bywać dla Matki zabawa. Wtedy dopytywa
ła sig i ich i osób wychowaniem ich sig tru
dniących, o postgpki dnia całego? wigcey zawsze ćwiczenie sig w cnocie niśli w nauce dziatkom zalecała; wtedy także zwykła była rozmawiać z niemi o religii, wpaiać iey przepisy i prawdy w ich młodociane serca;
osoby przytomne tym tkliwym rozmowom, zapewniały, że bez łez słuchać ich nie mo
żna było. Przed obiadem miała chwilg wol- n g , w tey zwyczaynie pisywała listy do Oy- ca i przyiaciół. Przy stole krótko siedziała.
Po obiedzie wolny miał przystgp do niey kto
kolwiek rozmówić sig z nig pragngł; dawszy te posłuchania szła do małych pokoiów swoich;
tam grała na lirze, malowała cokolwiek, a riayczgściey zaymowała sig drukowaniem.
To ig naywigcey bawiło; miała maleńkg dvu-
e
6
o—<•
karnią, i drukowała sama na małych kar
teczkach własne m yśli, uwagi, modlitwy ró
żne; te potem w xiążeczki oprawiać kazała i rozdawała przyiaciołom. Strawiwszy naymniey godzinę na tych zatrudnieniach, zabierała się do roboty ręczney, którą obowiązkiem bydź mieniła. Może z całego królestwa naysna- dniey byłaby potrafiła liczną rodzinę pracą rąk własnych wyżywić; nie było roboty któ
re y by nie umiała; szyła, haftowała, taśmy, galony, pończochy robiła, i nie ieden prosty wyrobnik miał suknią, którey Królowa iego włokno uprzędła. Podczas tego zaięcia, przy
chodził do niey Spowiednik, inni światli xię- ża, z niemi pobożne miała rozmowy; gdy o- deszli, lubiła żeby iey która z Dam dwor
skich piękne iakić czytała dzieło; czasem wo
łała siedzieć sama, i wtedy nabożne śpiewa
ła pieśni. Przed wieczorem godzinę ieszcze w kapliczce trawiła; ^wieczór zaś cała rodzina, starsze dzieci, bliższe osoby iey dworu, te które przyiaźnią swoią zaszczycała, zbierały się w iey pokoiach, i tam zwykle do końca dnia gra w karty ią zaymowała. Grała z u- podobaniem, bo cokolwiek wygrała, własno
ścią było ubogich, co przegrała iey stratą.—
26l
Tak były podzielone godziny Maryi Leszczyń- skiey; takie było iey życie ciche, iednostay- ne; tak przykrości iego użytecznem zatru
dnieniem, pobożnością, dobremi uczynki, niewinnemi uciechy, społeczeństwem nie mno
gich ale dobranych osób, zacierać umiała.
Nie wabiły zapewne te skromne zabawy dwo
rzan «chciwych głośnieyszych rozrywek, ale ktokolwiek z powinności czy z gustu był ich uczestnikiem, zapewnia, że wielki wdzięk miały. Krolowa prawie do końca życia we
sołość i dowcip młodych lat zachowała; im kto bliżey ię poznał, tern wigcey w iey to
warzystwie smakował; żywość iey charakte
ru i prędkość w odpowiedziach, które cięgłem były dla iey cnoty ćwiczeniem, gdyż ie po
konać chciała, w społeczeństwie powabów iey dodawały.—- Ale milszę i żywszę nad wszystkie pociechy, Mary a Leszczyńska w dzieciach wi
działa. Siedmioro z nich, syn ieden i sześć córek odchowało się pomyślnie. Stosownie do roz
kazów Króla i rad Panów dworskich, troić tylko starszych rosło w iey oczach. Trosz
cząc się zawczasu o wiano i los tylu Xię-
źniczek, cztery z nich w klasztorach chować
kazano, ażeby do zakonniczego życia przy-
2 6 2
wykły; boleięc nad tem oddaleniem, Królo
wa tern więcey pokochać będęce koło siebie mogła. Odpowiedziały godnie iey staraniom i miłości, Henryka starsza, nie zamężna do śmierci, Xiężna Parmy, przedstawiły dosko
nałe powtórzenie cnot Matki, lecz nay żywszym ich obrazem, był Delfin. W kwiecie wieku wi
dziano go obdarzonym wszystkiemi przymiota
mi umysłu i serca potrzehnemi panuięcemu; nie- zmęczony w pracy, chciwy wiadomości, wspa
niały, szlachetny, dobroczynny, prawdziwie pobożny, przeszedł wszystkie Matki oczeki
wania i nadzieie, Raduięc się nad cnotami iego, zapominała o dolegliwościach swoich, a czytaięc w iego duszy przyszłe szczęście Francyi, przyszły tryumf Religii, lubę na
dzieję dalszych widoków, gorycz teraźniey- szych chwil słodziła. Delfin, iak wymagały polityczne zwięzki, poięł za żonę córkę Au- gusta IH. Króla Polskiego, Maryę Józefę. Co
dziennie patrzyć na osobę, którey Dziad i Oyciec pozbawili ióy rodziców tronu, dla po- ziomey duszy, iakiemźe było doświadczeniem?
Marya Leszczyńska w umyśle swoim tyle znalazła mocy, w sercu tyle dla syna przy
wiązania, dobroci i łagodności, że kochać ią
265
i od niey mogła bydź kochany. Ale Bóg który doświadczać cliciał iey cnoty, w tych
że samych dzieciach dopuścił na nię srogich ciosów. Obie Królewny wychowane przy niey, skonały na iey ręku w samey życia dobie, i Delfinem nie cieszyła się długo ani Matka ani Francya! chorobie iego długiey i śmier- telney towarzyszyły wypadki szczególne, któ
re całę pobożność i tkliwość Maryi Lesz- czyńskiey wykryię.— Delfin w kilka, lat po ożenieniu się swoiem, poiechał do Compiegne, i tam niegodziwi dworzanie do zboczenia z drogi cnoty namówić go chcieli. Już chwiał się nad brzegiem przepaści, kiedy dano o tern znać nieszczęśliwcy Matce. Na tę wieść okro
pny, Królowa biegnie do swoiey Kapliczki, a tam klękaięc przed obrazem Zbawiciela, wy
rzeka wielkim głosem te słowa:,, Boże! ieśli
„m am . raz pierwszy płakać nad moim Sy- , nem, niech raczey śmierci iego, niśli cnoty
„p ła c z ę !” Wkrótce po wyrzeczeniu tych słów niepospolitą duszę maluięcych, odbiera bilet nieznaiomę napisany rękę, w którym te czy
ta wyfazy: Wysłuchał Bóg życzenia twego.
Jakoż Delfin wstrzymany głosem sumienia
nad brzegiem przepaści, nie dał się uwieść,
264
i wrócił równie cnotliwy do żony i Matki.
Ale w niedługim czasie po tym powrocie, będź przygotowanym oddawna losem, bądź skutkiem słów wyrzeczonych, na siłach upa
dać zaczął. Przez całe trzy lata co dzień słab
szy gasł powoli, a każde iego cierpienie ukró
cało życia Matce. Kiedy iuź przez Dokto
rów za nieuleczonfego osadzonym został, Kró
lowa rozpaczać zaczęła, i wtedy znowu ode
brała bilet teyże samey ręki co pierwszy z temi słowy:, Pomniey na iy nenie twoie'."
Zdaie się, że nikt tylko Spowiednik Królowey wspomniony Ksiądz Tręźyiiski, tę zbawienny mógł nakreślić przestrogę. Przyniosła ona iey duszy owoc cudowny, bo zwróciła iey umysł do Boga, i przywiodła iey pamięci wię
ksze ieszcze dla Matki od śmierci dziecięcia nieszczęście!... Jednak ieśli wypędziła rospacz, żalu ukoić niepotrafiła. Umarł Delfin i od zgonu iego Królowa także zwolna umierać zaczęła. Liczyła iuż w tenczas rok 63°*, nie było w ciele zadosyć siły do udźwignienia takowego ciężaru. W krótkim czasie straci
ła .także i ukochanego Oyca, ustały nayźy-
wsze powaby iey życia# Żyła iednak dwa
lata od śmierci Delfina, ale w nieustannem
—
a65 —
cierpieniu. Pomimo tego, prócz wesołości obcey na zawsze sercu tak srogiemi ciosy o- barczonem, zachowała wszystkie pongty uło
żenia swego, wszystkie pigkney duszy cnoty.
Zawsze równie pracowita i uczynna, na dzień przed śmiferci^ szyła ieszcze dla ubogich, do końca o nich myślała; przyiaciołom dawała upominki, dzieciom rady i błogosławieństwa}
małżonka starania tkliwie przyimuięc, dowo
dziła, że mu przebacza. Lubo ślepo słucha
ła Lekarzy, przecież od poczętku słabości, nie miała żadney ozdrowienia nadziei; kiedy sły
szała iak się naradzali nad śrzodkami przy
wrócenia iey zdrowia, mawiała zawsze: „Wróć
cie mi syna, a wtedy życie powróci!” Pomi
mo modłów całey Francyi, umarła Marya Le
szczyńska po dwuletniey chorobie 24.. Czer
wca 1768. W chwili rozstania się z ciałem, dusza iey takę. się okazała iak w cięgu ży
cia całego, spokoyna i pobożna; błogosławień
stwa dla M ęża, dzieci, narodu, przyiacioł, wzywanie miłosierdzia Boskiego, ten był przed miot ostatnich iey słów i myśl. Ni; zapomnia
ła’ w tey waźney chwili i o oycu; iuź mówić
nie mogćic, przyciskała ieszcze do ust ostatni
list iego, który zawsze przy sobie nosiła. O-
266 —
statnie powinności Chrześciańskie z takg do*
pełniła gorliwością, tak spokoynie i przyto
mnie, iż wszystkie osoby obecne we łzach tonęły. Lud stosuięc zgon ten do pobożno
ści życia całego, świętą Królową ig przezwał.
Takg była Marya Leszczyńska: czyż .skro
mne iey cnoty, i sława mnićy od Bohaterów i uczonych głośna, nie sg godne wspomnie
nia? Czyż chlubić sig nie mamy że sig Polkg urodziła? chlubiła sig i ona z tego lubego nazwiska, nie zapomniała nigdy ani Oyczy- stey ziemi, ani iey igzyka. Całg maigtność iakg miała w Polsce, poświęciła na uposażę, nie Missyonarzów, którzyby w tym krain lu d prosty i ciemny, wiary prawdziwey cho.
dzgc po wsiach uczyli. Polacy przybywaigcy do Francuzkiego dworu, mile od niey przyi.
mowani by li; miała zawsze kilku rodakow koło siebie; pisywała do krewnych do Pol.
ski w oyczystym igzyku; pieśni które często przy ręczney śpiewała robocie, polskie były.
Pam ięć Oyczyzny tak iey była w naydro.
bnieyszych rzeczach przyiemna, że nad nay,
w’ybornieysze Francuzkie wina przekładały
Węgierskie, które iey Polskę i dziecinne laty
przypominało, i niepiiała innego. W świg.
— 267 —
tyni Sybilli w Puławach, gdzie kochaigce czule Oyczyznę serce, walcząc z losem wy
darło zagubię tyle, drogich Narodu naszego
pamiątek, sg listy własnoręczne Maryi Le-
szczyńskiey, iest i lira na którey grywała.
s6a
II. 7
W szczęśliwym w ieku waszym, dzieci lu
b e , niemasz podobno większego kłopotu nad te n , który zwykle dnie Jmienin i Urodzin Rodziców przynoszę. Każde dobre dziecko chciałoby w dniu tak dTogim Matce lub Oycu, iakimkolwiek będź sposobem miłość i wdzię
czność swoię okazać, ozdobić go ile możno
ści, miłe zdziwienie im sprawić, a iakby na złość, zawsze zbywa na konceptach. Doznaw
szy niegdyś sama takowych trosków , bywa- ięc dotęd częstym świadkiem podobnych, przy tak piękney porze, kiedy każde mieyscewo- grodzie Teatrem bydź może, śpieszę się z u- dzieleniem wam w mieyscu zwykłey Powie
ści, małey Zabaw y bardzo łatwey do wysta
wienia. Lubo nikczemna i drobna, może któ
re z was tego lata z kłopotu w ybaw i, może
ię grać zechcecie na Jmieniny lub Urodziny
Matek waszych; a ia zawsze pragnęc sprawić
wam przyiemność i bydź wam użytecznę, iuż
zawczasu tę myślę się cieszę.
OBCHOD URODZIN.
• »
ZABAWA NA PRĘDCfi.
* /i ~"5■-
• v i o 5 y : M a t k a .
C io t k a . •
M a r y n ia . K r y s ia . K o s t d ś . A d a ś .
Scena na wsi w ogrodzie.
— 269 —
SCENA PIERWSZA M a r y n ia , K ryska :
f Teatr wyobraża piękne mieysce w ogrodzie opasane drzewami", zdobią go kwiaty- w do
niczkach , kanapki J
K rysia do M aryni stoiącey smutnie pod.
drzewem.
Otóż stało sig iak m ów iłam ; nadszedł dziep Urodzin M am y, a my nic nie wymy-
Torn I. N er N I.
19270
ślili. Gadaliśmy o nich od Nowego Roku, miały bydź komedye, balety, obrazy, wido
wiska, i skończyło sig na niczem.
M a r y n i a .
Gdzie tam na niczem! skończyło sig na traiedyi; doprawdy, że ia dziś w nocy prawie nic nie spałam, budziłam sig co moment, wstałam przededniem, i tak sig martwig, że też Mamie źadney niespodzianey przyiemno- ści nie sprawiemy.
K r y s i a .
Dobrze wam tak, czemuście mnie nie słu
chali? Już cztery tygodnie iak mówiłam: gray- my Sielankg Tańskiego, albo Powrót Posła;
iuż Adaś był za m ng, aleś ty z Kostusiem niechciała.
M a r y n i a .
Jakże kiedy nam brakowało stroiów, Te
atru i osób.
K r y s i a .
Wielkie rzeczy! można sobie było pora
dzić; a wreszcie mnieyszg Sztukg wybrać, al
bo dać: Co kto lubi; to także bardzo ładne.
Radziłam żeby wzigść Sceng zBarbary, Sceng
z Krakowiaków, Sceng z Jadwigi; ty masz pig-
271
kny głos, Kostnś tak ślicznie wiersze m ów i, i byłoby!
M a r y n i a .
O zapewne! w twoiey głowie wszystko się zmieści^ ale czyż podobieństwo, żeby na wsi we cztery osoby, bez Muzyki, dekoracyi, u- biorów, można ztakiem widowiskiem wystg- pić! •
K r y s i a .
Już co sig tycze osób, to bardzo cig prze
praszam , ale mamy ich wigeey iak cztery, bo i Ciocia byłaby chgtnie do nas należała; ona tak nas kocha.
‘M a r y n i a .
Jakże chcesz, dopiero wczora przyiecha- ła; nie było iuź czasu.
K r y s i a .
Gdzie tam czasu! nie było zgody, to ca
ły sekret; a gdzie niema zgody, tam niedo
brego bydź nie może....
SCENA II.
T e ż sa m e , K o stu ś , A daś .
A daś , który wchodząc usłyszał słowa Sio- stry, mówi za nią poważnie-.
„G dzie niema zgody, [tam nic dobrego
19*
— 272 —
„bydź nie m oże!” , Prawdziwie! sentencya Wy.
borna i prawdziwa. Nigdym sig nie spodzie, w ał, żeby zu st takiego trzpiota wyiść mogl^.
K r y s i a .
Ani w ątp ię; bo w waszem mniemaniu tyk ko wy chłopcy możecie m ieć rozum , i cog do rzeczy powiedzieć. Ja się nie uczę łaciii.
skich sentencyi, ale za to sama stwarzam poi.
skie. Ciekawam w czem większa sztuka?
K o s t u ś.
Jak w y dzisiay sprzeczać się możecie, i mówić o czem innem , kiedy my w takim ie- steśmy kłopocie?
M a r y n i a .
Zwyczaynie pustki w głowie; ale ia wiem dobrze, że oni w sercu zarówno z nami cier- pig. -
A d a ś .
B o .i prawda. Dziś Mamy U rodziny, te szczególnie raz na rok byw aię, mieliśmy wign cały rok do nam ysłu, takg. dług^ zim ę, i n i' ceśmy nie w ym yślili; a przecież zawsze da- wniey byw ał iakiś koncept.
K r y s i a .
A co naygorsza, żadnego roku nie było
\ k wiele proiektów, i szeptów- Mama prze-x
275
konana źe my z prześliczny komedyy wysŁy
piemy, a tu nic! O! będzie miała prawdzi
we zdziwienie.
(Smieie się, i Adaś toż sam o) M a r y n i a .
Przynaymniey się nie śmieycie, bo mnie doprawdy płakać się chce.. Wam ieszcze nic, ale ia naystarsza...
K o s t u Ś.
Prawda, że to wielka bieda! naybardziey, źe wiem zawczasu, iak to Mamie przykro bę
dzie,.. Ach! gdyby ieszcze można co wymy
ślić?
K r y s i a ,
Trzebaby do tego kogoś prędzey myślycego od ciebie, móy bracie! bo ia nie raz widzę iak ty godzinę nad iednym wierszem myślisz, Ktoby nam mógł dać w momencie iaki kon
cept? to Ciocia! tylko niewiem czy iuź wsta
ła? zobaczę. (Chce wychodzić, spotyka się z Ciotky) Ale otóż i ona.
SCENA III.
Ciż sami, C iotka .
23 zieci biegnąc ku niey i całuiąc ią.
Ach! Ciociu, kochana Ciociu! wymyśl nam
co dla Mamy.
274 C
io t k a . Czegóż clicecie?
K r y s i a . Jakiey komedyi na prędće.
C i o t k a .
Komejdyi? to iuż trochę za późno. Szko
da żeście do mnie nie napisały, byłabym wam przysłała iakg z Warszawy. Ale dzisiay, w sam
dzień Urodzin?
K r y s i a
To nie nie szkodzi! M y się ieszcze nau- czemy. Moia Ciociu! co wieyskiego! ia mam taki ładny różowy gorsecik, byłyby ubiory.
A d a ś .
A iabym pożyczył sukmany od ogrodni
czka, iużem iey raz przymierzał; wyborna!
i byłbym Pasterzem.
K o s t u ś.
Ey! wstydzilibyście się takie baśnie kle
cić! Cóż wy clicecie? żeby Ciocia wymyśliła, napisała komedyę, my iey się nauczyli, i to wszystko dzisiay? Oy! dzieci! dzięci!
M a r y n i a .
Zęby to przynaymniey można choć maleń
ką przyiemność Mamie sprawić? Zęby wstaw
szy miała iakie miłe zdziwienie! żeby wie-
275
działa źeśmy o niey, o iey Urodzinach pamig- tali. Moia Ciociu, pomyśl trochg.
C
i o t k a. Oto wiecie co zrobić?
Wszystkie dzieci otaczaią ią.
Ach! co? co? mów kochana Ciociu!
C i o t k a .
Moia Siostra bardzo to mieysce lu b i, co rano tu przychodzi; przy nieście dary, które iey ofiarować macie; ia was między temi drze
wami ustawię. Mam wieńce z kwiatów, przy
ozdobią się wasze ubiory; ona tu przyidzie, zadziwi się; powiecie iey powinszowania, i będzie mała Zabawa na prędce.
D zieci skaczą, Maszczą w ręce i ściskaią Ciotkę.
O ślicznie! ślicznie! Dziękuiemy Cioci!
M a r y n i a .
Ale zabierzmy się zaraz do tego; ia ide po móy podarek.
IN N E DZIEC I.
I my to samo.
C
io t k a doK
o s t u s ia.
Móy Kostusiu, ty ze mng zostań, pomo
żesz mi trochg; póydziesz potem po swóy po-
darunek. (K rzątaią się obole, ustawiaią do
niczki, Ciotka wieńce z kwiatów przynosi.')
K
ostuśustawiaiąc >
Ach! dzigkuig C i, kochana Ciociu, żeś nam tg myśl podała. Pewny iestem, że Mama bg
dzie kontenta. Ale iakió powinszowanie iey powiedzieć? Ja dosyć myślg, i bardzo wiele czuig; lecz kiedy mam naywigcey myśli w gło
wie i uczucia w sercu, wtenczas właśnie słów mi niedostaie.
C i o t k a .
Wielu osobom podobnie sig zdarza; i ia przewiduigc ten nowy wasz kłopot, napisa
łam dla każdego z was po cztery wierszyki;
sg one stosowne do darów, które ofiarować macie; bgdzie czas do nauczenia ich sig na pamigć, bo gdym z domu wychodziła, Mama ieszcze spała.
K o s t u ś .
Kochana Ciociu daway! daway! biegng wo
łać sióstr i brata, a plzez drogg sam sig mo
ich naticzg.
(Ciotka daie mu karteczkę, on wybiega) SCENA IV.
C iotka sama.
Domyśliłam sig ieszcze wczora kłopotu
277
tych biednych dzieci, i iakźe mi miło, żem im tg radość sprawiła. Nic dziwnego iż chcia- łyby Matce dzień Urodzin uprzyiemnić. Ach!
któreż dziecig dobrg Matkg maigce podobne
go dnia nie błogosławi? któreżby go upigknić nie pragngło? Szkoda tylko, źe zdatnieysze- go Doradcy nie maig, Ale spodziewam sig, źe i tg drobnostkg przyimie ona mile. Ma
tce tak mało potrzeba, żeby z dzieci konten- tg była.
SCENA V.
C io t k a , K r y s ia , M a r y n ia , A d a ś . (M arynia niesie pęk kw iatów,, Krysia kosz cukrów i przy smaczków, Adaś ptaszka w klatce.J
D z ie c i w s z y s t k ie ra zem .
Ciociu! Ciociu! Kostuś nam powiedział;
daway wiersze! prosiemy! oto masz nasze da
ry.
{Ciotka odbiera od każdego co przyniósł, i daie karteczki. Dzieci rozchodzą się po całym Teatrze] M arynia siada, K rysia ch od zi, .Adaś opiera się o drzewo, i
liczą się głośno] Ciotka ieszcze ustawia",
w tern Kostuś powraca z koszem iabłek i
m ówi;
*
— 278 —
Oto móy dar; i ia inoie wiersze i aż u- miem.
D z i e c i . I my umiemy.
C i o t k a . Co iu ż?
K r y s i a .
O iuż! takie łatw e; a wreszcie mamy ie napisane, bgdzie można sobie przypomnieć.
MARYNIA DO C lO T K I.. •
Ciociu! zaczniy nas ustawiać!
K O STU Ś.
O! zaczniy! bo mi Kredencerz powiedział, że Mama iuż sig obudziła.
D ZIEC I.
Ach! śpieszmyż sig!
( Ciotka ustawia dzieci: dwie dziewczynki u- brand w białe sukienki., połączone wieńcami z kwiatów, stoią na wyniesieniu, iedna wy- ie y, druga nizey, wśród kwiatów i krzewów.
Adaś tuż p rzy nich, praw ą ręką oparty o drzewo, wskazuie lewą klatkę stoiącą na ziemi, Kostuś z drugiego boku klęcząc na iedneni kolanie, w obydwóch rękach kosz
\ z iabłkąmi trzyma. Ciotka ustawiwszy ich,
\ oddala się i przypatruie, a spoyrzawszy w bek,
— 279 ~
spostrzega zb liza ią c ą się M atkę. M am a idzie!
woła i w ybiega. W r a c a w n et % Siostrą na Scenę, a dzieci stoią sp o k o jn ie na m iejscach swoich.)
SCENA V I i OSTATNIA.
W S Z Y S C Y .
M ATKA.
Cóż ia w id z g ? cóż sig to znaczy?
M A R Y N IA .
Obchodząc dzień tale szczęśliwy Zebrały się tw oie dziatki;
Rzuć na nie wzrok tw óy życzliw y Przyiniiy od córki te kwiatki.
K R YSIA.
N iechay całe tw oie życie W olne będzie od goryczy!
Niechay każde tw oie dziecie, Doda mu w dzięku, słodyczy.
A D A Ś.
Jak ia ptaszka, tak ty zdrowie U łów sobie na w iek d łu g i, I niech ci kiedyś Kray powie:
„ M a ią tw e Syny zasłu g i!”
KOSTUŚ.
Po długich zabiegach, pracy, Jabłoń ow oc mi w ydała.
I my także będziem tacy , I z nas Ciebie czeka chwała.
( Powiedziawszy wiersze, dzieci podnoszą
się z.mieysc swoich, biegną ku M alce, odda-
280
ią iey dary, rzucaią iey się naszyię', ona ko
leyno ich i Sióstr^ ściska, koleyno im dzięku- ie, i zasłona spada j
III.
ANEKDOTY PRA W D ZIW E o DZIE
CIACH.
f K L E M E N SIA .
Klemensia Ł . w pięknym dniu wiosennym siedziała w ogrodzie. Słońce właśnie zacho.
dziło, wróble, czeczotki, iaskółki, czyżyki, iak- żeby żegnać go chciały, siliły się na rozmaite pienia. Znudzona ich świergotaniem, Klemen- sia zawołała:
„Uciszcie się ptaszki! słowik będzie śpię- wał!” Ta Apostrofa czyż nie zdaie się bydź po- czętkiem iakiey tkliwey Sielanki? a wyrze- czona przez pięcioletnie dziewczę, czyż Pol.
sce nowey Drużba ckiey nie wróży?
--- 28 i —•
P a m ię t n e d z ie c ię c ia sło w a .
Już słońce zaszło, chmury sig zbierały, a Pani K. spiesznie do końca podróży swoiey dyżyca, wjechała w las ciemny. — Powszechne było mniemanie, że rozbóynicy kryiy sig w tym lesie i napadaiy na podróżnych. Pani K.
dwóch tylko miała słuźycych, wiozła dosyć pienigdzy, i bardzo sig bała, czy napastowa
ny nie będzie? W tern, okropna burza po
dwoiła iey trwogg; i gdy pioruny bić zaczę
ły, gdy wiatr wywracał drzewa, a świst iego zdawał sig bydź powtarzanem rozbóyników świstaniem, prawie zupełnie odeszła od sie
bie ze strachu i płaczyc rozpaczała. Jechał z niy synek iey, mały Antoś; widzyc Matkg płaczycy płakał także, ale popłakawszy chwi-' lg , zamyślił się, i nareszcie tak sig zapytali
„M oia Mamo! czy tu niema Boga w tym le-
„ s ie ? ” — „A iakżeby tu bydź niemiał, od
pow ied ziała, kiedy wiesz dobrze że iest
„w szędzie!” — „A dla czegóż się tak boisz?
„M amo, i mówisz że iesteśmy sam i, i bez
„ratunku!” — Te słowa zawstydziły Paniy K.
ale oraz uspokoiły iy zupełnie. Wspomniała,
że iest Bóg wszechmocny i miłosierny, że wy-
282
bawia z naywiększych niebezpieczeństw, tych którzy opieki Jego z ufnością wzywaig; prze
stała więc rozpaczać i trwożyć się, zaczęła sig modlić gorgco, i szczęśliwie wyiechała z lasu.
IV.
W Y JĄ T K I służące do ukształcenia SERCA I STYLU.
Ponieważ pochlebiam sobie, że was mile zaięło wspomnienie o Maryi Leszczyńskiey, przeto sgdzę iż przyiemnie wam będzie, dzie
ci m oie, znaleść w tem mieyscu małg prób
kę zdatności iey pióra; a dowiedziawszy sig obszernie iak żyła i postępowała, obaczyć ie- szcze iak pisać i myśleć umiała.
U łom ki z l is t ó w M a r Y i z L eszczy ń sk ich
KKÓLOW EY F R A N C U Z K IE Y .Z listu w p ierw szy c h leciech zam ęicia pisanego.
...Życzenie twoie spełnione Oycze; pokóy
iest ze mng i w duszy moiey; znayduig tu
2'83
szczęście, którego nawet na słowo twoie zna- leść się nie spodziewałam. Jedno mam tylko zmartwienie, to, źe was nie widzę; ale i ten smutek wkrótce zniknie po części; iuż uło
żone obrzędy przyięcia Twego, Oycze; gdy w Radzie iakyś trudność względem tego czy
niono, Król powiedział: „Czegom mu nie winien iako Król, winienem mu iako zięć.”
Wystawisz sobie łatwo iak mi było miło u- słyszeć podobne słowa, a nie z ust Króla mnie doszły!!..
Z roku 1757 w czasie wielhićy nędzy we Francyi.
Jakźeś szczęśliwy, kochany Oycze, źe wy
starczyć możesz na tyle zakładów dobroczyn
nych, na tyle dobrych uczynków. Słusznie wielbisz Opatrzność, nieustanne cuda z toby czyni. Wszyscy poddani twoi Cię uwielbiały, i każdy wzywaiycy pomocy, u Ciebie wspar
cie znayduie. Ze wstydem i ia dzisiay w licz
bie tych proszących staię; płacisz mi miesię
czny pensyy na moich ubogich, a ia teraz chciąłabym, żebyś mi iy wypłacił za kil
ka miesięcy z góry, ieśli to bydź może... Nasz
lud w niesłychaney iest nędzy, zewszyd mnie
284 —
proszą, a ia nic iuż dać nie m am ! serce mi się kraie. Nie poymuię iakby się chełpić tą drobiną dobrego które się czyni, wspomnia
wszy na to coby czynić zostawało. Naywię- ksze iałmużny moie małym tylko zaradzaią potrzebom. Ale cóż z tem począć? Bóg do
bry tego iedynie od nąs wymaga, co uczynić możemy. Mego Syna także niezmiernie ng-
dza publiczna obchodzi. Mam w Bogu na
dzieję, że tobie Oycze podobnym będzie! Je
dna z moich córek dziwiła się niedawno, ia- kim sposobem tyle dobrego czynić potrafisz?
mówiła: źe rozwalając owe stare Zamczysko, skarb jakiś zhaleść musiałeś. „Król który ma
„serce, powiedział na to Delfin, zawsze w
„niem skarb gotowy dla nieszczęśliwych znay-
„duie.” ,
Z tegoż samego roku.
Czemu wątpisz, kochany Oycze, o przy- ieździe Twoim do nas? Król rachuie na niego i cieszy się zawczasu. Wspoinniy iakbyś zmar
twił moie dzieci? Już nic o sobie nie mówię, bo zdaie mi się, iż żal wnucząt snadniey cię rozczuli. Czy uwierzysz? Syn móy śmie czę
sto utrzymywać, że ia mu zazdroszczę twego
285
przywiązania. .Nadaremnie -powtarźam mu, iż biegam praw u N atury, która* fok rzeczy u- łożyła, że wszyscy niemal o dbedzice więcey w n u k i od dzieci kochaię i. pieszczę. On m i w ierzyć nie chce. Z tego powodu i z innych, często z nim ó {Tobie rozmawiam, i właśnie niedaw no powiedział mi: że nie zna lepsze- go Dykcyonarza od twoiey pam ięci, i że sig cieszy zawczasu na nowe w iadom ości,. któ
rych nabędzie, gdy tu przyiedziesz. Co do m n ie, iako kobieta, nie potrzebuję tyle iak móy Syn n a u k i; muszę się więc z nim uło
ż y ć ; zostawię m u cały Dykcyonarz, wyma- wiaięc sobie iedynie Artykuł Serce. Tam wiem że wszystko znaydg, czego m i potrze, ba. —
P o śmierci D e lfin n do Z a ko n n icy p riy ia c io łk i sw oiey.
...P r o ś Boga 4 żebym . lępiey ten cios znosiła! Ach iakiż okropny! Czemuż nie u- m arłam w mieyscu iego; iam nie potrzebna św iatu, on byłby. Francyę uszczęśliwił! Ale stało się! nie wysłuchał Bóg m odlitw Naro.' du ■ —■ iego życzeń wysłuchał., O n prosił tyl
k o , żeby sig wola Nieba w m im sp e łn iła ! -On*
Tom I. N e r fT . 20
— a86 —
Szczęśliwy! Ale my iakże godni pożałowa
nia iestesmy! Truchlałam o mego Oyca, lecz dżręki Bogu ! zniósł to nieszczęście iak praw
dziwemu Chrześcianinowi przystało. — , Po śmierci Oyca do tóyie samey.
...B ardzo chorowałam i nie mogło hydź inaczey po tylu doznanych nieszczęściach, któ
re tak żywo uczułam. To mnie iedynie po
ciesza: źe c i, których płaczę, iuż szczęśliwi ńa wieki.
t
M Y Ś L I
* * M ARYI Z LESZCZYŃSKICH KRÓLOWEY FRA ŃC UZK 1EY .
Bez małych nie hylibyśmy wielkiemi, Lędź.
myż nićmi dla nich.
. Kto się chełpi .z wyniesienia swego, dowo.
i}zi> że go ni e;. godzien.,
287
Zalecając prawdziwe poszanowanie dla Bo
ga, Król iuż nie potrzebuie^ zalecać go dla siebie.
Im kto bardziey nędzę swoię uznaie, tem przed Bogiem bogatszy.
Wyrządzać sprawiedliwość, iest miłosier
dziem Króla; rozlewać miłosierdzie, sprawie
dliwością Królów ey.
Dobry Król iest niewolnikiem, a lud ie- go wolny,
Zaspokoienie rzadko kiedy z fortunę cho
d zi, cnocie zaś i w nieszczęściu towarzyszy.
Strwonił a nie użył bogactw, ten, który niemi nie wsparł ubóstwa.
Prawo opiekę rozrzutnytn*daię, i ze skąp
cami toż samo czynićby powinno; tamci sie
bie i rodzinę krzywdzę, ci społeczeństwo całe.
Kiedy o któfey niewieście mało mówiono za życia, pewnie po śmierci dobrze mówić będę.
Nieszczęściem iest wielkich, że nadto my
ślę o tem co im ludzie winni, a za małó o tem , co od nich sathych Bogu się należy;
Kto nie zgłębia sumienia swego, nayszczer-.
szego zaniedbuie przyiaciela.
20*
288 —
.„'I Brawdziwę miarę zasługi iest Cnpta; i sam Bóg innęy znać nie będzie, ,
Pochlebstwo iest zniewagę, bo komu po
chlebiamy, tego zwieść chcemy.
•Lepiey słuchać tych którzy wołaię na nas z d&leka.: ■ u l iy i -ji^Jzy naszey. I • niśli .tych co nam móvvię ydę ucha: p r z y s p ó r z nam maic^
tku.
Skarby Państwa nie sę L skarbami naszemi.
Gdzie sumienie, trwonić grosz od.ubogiegp i rzemieślnika zebrany?
Jedynćm trpsków korony wynagrodzeniem, iest możność dobrze; czynienia.
Naydroższe dary Nieba w truciznę się żmie?
niaię,'.gdy na nie^ okiem własności patrzemy.
Gdy mnie śmierć ze stroiu i z dworu me
go ogołoci, czeinże będę bez uczynków?
Widzęc stałość Opatrzności w obsypywa
niu nas darami, zdawać się. może, iż O na nas potrzebuje; widzęc oboigtno^ć naszg wdzigk- czynieniu sędzićby można, że gig bez niey obęyść potrgfiemy-
Gmin, sędzi o wielkości naszey po władzy;
nasz błęd stokroć większy bo mu wierze my.
B l Ten któgy rządzić własnym maiętkiemnie umie, iakże Państwem rządzić;^potrafi? t
W2
te en - 289 —
Rozsądny człowiek cfcenia głowę wedłu tego có w niey Test; kobieta płocha wedłu tego , co* się na mey świeci. *•'
e Mgdrość Judzka uczy nas iak ukrywać pyćhg; Religia iak ię pokoóywać.
Kto świadczy dla Boga, nie lgka sig nie*
Wdzięczności i ’
MaiestatBoga objawiasię w darach sypanych na twory1 Jego; w^pariiałbścKróla iaśniee powin
na w dobrodziejstwach świadczonych ludowi.
Ze wszystkich, rodzaiów marnotrastwa, nayszkodliwsze marnotrastWo;czaśu.
Nie ieden niepocieszony, bo się nie po
dobał Królowi; a żyie sjiokoyny, lubo1 Wie że obraził Boga. . • ~
Kiedy kto zmuszony tak iak my W o- czach wszystkich' siać dobre uczynki, bardzo się obawiać powinien, cży próżność żniwa zbierać nie będzie?
,f Xigżka każda tyle mnie zJbymuie, ile do serca mego przemawia, ile mnie dobrego uczy.
Chcgc żyć w pókóiu z ludźm i, trzeba otwie
rać oczy na ich przymioty, zamykać na wady.
Tyle winniśmy sig zastanawiać nad wada
mi bliźniego, ile nam tego potrzeba, żeby sa
mym podobnych uuikuęć.
— 2 9 0
.Kobiety nayobmownieysze sg te, które sa
me naywigcey podpadaig obmowie. Żeby nie dać czasu mówienia o ich wadach, mówig o cudzych.
Mgdra kobietą rzadko kiedy swóy kate
Achizm umie.
Każda pycha iest kłamstwem, a kłamiemy przez słabość.
Dworacy wołaig na nas: ,, Daway nam i nierachuyl Lud woła: Hachuy co waru daiemyl
Rozum nie daleko zaydzie, kiedy chce wiarg wyprzedzić.
We wszystkich wiekach, Religia pomszczo
na była obyczaiami nieprzyiacioł swoich.
Zgadzać sig z wołg Boga, iedyng iest ul- gg strapionego serca.
Naykrótszy sposób zapewnienia szczgścia lu d u , iest pracować nad tern, ażeby go cno
tliwym uczynić.
V. ' / ' i / . , ' ' ’ ‘ \
W IA D O M O ŚC I
MOGĄCE BYDZ MATKOM PRZYDATNE.
— 291 —
LISTY MATKĘ O WYCHOWANIU CÓREK.
SWOICH.
LIST SZÓSTY,
Teraz mam. Ci powiedzieć^ kochana Sio
stro, iak uczyłam i uczę córki moie Religii;
to iest iak iey ciała im udzielam, bo ducha, który na moralności zawisł, zarówno z To- bę w każdę chwilę staram się w nie wlewać;
nie może bydź na tę naukęwyznaczoney godziny, ona powinna bydź spra#ę dnia, ży
cia całego.— We dwudziestu kilku leciech zo.
stawszy M atkę, a od naypierwszey młodości lubięc bardzo dzieci, miałam porę i chęć za
stanawiania się nad ich wychowaniem; uzna*
łam więc sposób naypospolitszy uczenia Rei-
gii niedobry, a nawet szkodliwy. Widia-
a g i —
łam, ie naywłęcey dzieci straszy, albo też nu- dzą tą nauką; żal m i' było tycb biednych i- stot w pierwszych leciech ich życia, ale wię
kszy ieszcze żal późniey, bo wszystkie pra
wie, które w tym sposobie w Religii ćwiczo
no, dziś nie maią prawdziwey Religii, albo ią źle ohięły, alboli też zupełnie odstręczyły sig od n iey ; przedsięwzięłam zatem, udać się z córkami moiemi mniey uczęszczany drogą., słuchać rad S. Augustyna, Fenelona, i póyść źa przykładem tych dobrych i światłych Ma
tek, których rozsądną pracę szczęśliwy sku
tek uwieńczył.
Jeśli iak$ Naukę, to Religig należy'konie- ćfcriie łagodnie i ' przyiemnfe w dzieci wpa- iać i '•-
^JSTie straszyć gnievvjivm PaneniJ m ó w ić o -łask aw y ip V'
nie .zraźać:;.trudą*ni i ostrością, owszem? nę
cić wdziękiem i'słodyczą. Niech każde iey wrażenie, boiarzy się w umyśle dziecięcia z miłem wspomnieniem; niech pam ięń ka-
\ żdey nauki Religii, łączy się z przyiemnem
wczuciem.; niech ią uważa od początku ia-
Hp pociechę i potrzebę, a ręczę że tak lu.be
wreźy pokocha i nigdy ich z siebie nie
zrz\ci. * Jarzmo moie wdzięczną ieśt;,,
u,brze-
$93
mie moie lekkie, m ówił Boski Nauczyciel; ka*
żda Matka na dzieci swoie podobne nakła
dać powinna. Maluymy im Religię lubemi, to ieśt» prawdziwymi farbami, niech iey na
uka mile w ich umysły spływa, a całe życie i ię i nas uwielbiać i błogosławić b ę d ę !... i
Już ci pisałam, kochana Siostro, źe nie.- wiem kiedy i iak zaczęłam: mówić córkoiłi moitn 0 Bogu; mówięc o Nim, uczyłam ich razem i moralności, bo ona sama ż siebie łza tem świętem: Imieniem tuż idzie; te moie słowa i nauki były bez żadnego planu i po
rz ą d k u , stosownie do okoliczności. Jednak nieznacznie, w takowych rozmowach nieprzy
gotowanych i . niew ym uszonych, cokolwiek także ża- pomocę rozmów z loiązania Helenki,, nałożyłam w duszy dzieci moich prawdziwy gru n t Religii, prawdziwe do niey przygoto
w anie-; poznały, dobroć i wszechmocność Bo
ga/ i pokochały fro z całych śił swoich; a ser
ce miłością usposobione, iakźe łatwo W ia ra
osiędzie i odziedziczy. Z udzieleniem iey ie-
-dnak, zdało mi się korzystny rzeczy, czekać
pewnego wieku, i dopiero gdy dziewczęta
m oie po sześć, siedm lat m iały , zaczęłam
im użyczać nauki Religii, a to w następuię-
294
cy sposób: Wiemy wszyscy iż Pismo Ste nayle
pszym iey iest składem, z niego więc ia czer- pnęłam. Mam po Stryiu moiego męża (któ
ry był Xiędzem) skarb wielki, Stary i Nowy Zakon rękę iego wypisany. Jest to po pro
stu Biblia., tylko bez szczegółów któreby przez nieświadomego źle tłomaczone bydź mogły.
Ten zbiór drogi, za pozwoleniem Spowie
dnika m ego, codziennie czytuię ; ( 4 ) ta Xięga iest w ie lk a , pięknie opraw na, ma w moim pokoiu swoie właściwe i dogodne mieysce; nikt prócz mnie i Męża poruszyć iey nie śmie. Od pierwszego dzieciństwa py
tały mi się często dziewczęta moie, co to za śliczna i kosztowna xiężka? ia im zawsze od- powiedałam, że to Pismo Ste, Nauka Religii, Xięźka ze wszystkich naydroższa.— W zrosły z niezmierriem dla niey uszanowaniem, i z ży- wę chęcię poznania iey kiedyś. Gdym więc upatrzyła chwilę pomyślnę, i sama przygo
towała się dostatecznie, oświadczyłam im: że ieśli będę grzeczne, będę im bardzo piękne rzeczy z tey śliczney Xiężki powiadać. Poy- (* )
(*) Zbiór takowy może nieiako zastąpić Xiąźka w Poznaniu wydana we dwóch Częściach, pod ty tu łem ; Powieści
z Starego i'Nowego Testamentu i t, d.
295
miesz łatwo iakę radość ta obietnica sprawi
ła, i iak były grzeczne dziewczgta przez ca
łe trzy dni. Wtedy przeczytawszy pierwey obszernę wprawdzie, ale wyborny dla Ma
tek Naukę Chrześciańską Xiędza Chodaniego, m aijc przed oczami Katechizm historyczny Fleurego i Missyonarski^ zbiór piękny obraz
ków do pisma Sgo słuźęcych, zaczęłam mó
wić do nich w iak nayprostszych wyrazach.
Zaraz przy pierwszey Nauce, przy pierwszey historyi Stworzenia,, dowiedziały się wszy
stkich prawie taiemnic, całey treści Wiąry naszey; nazaiutrz powiedziały mi czegom ich wczora nauczyła, i tak koleyno postgpuięc podobno w przecięgu roku, udzieliłam im całey historyi i nauki Religii, w krótkości wprawdzie, szczęgólnie w niektórych miey- scach, ale porzędnie, i z naywigkszę z ich strony roskoszę i pilnością. Przeszedłszy tak raz naukę Religii, zaczęłam na nowo z góry tym'-'samym co pierwey sposobem, ale iuż cokolwiek obszerniey; i tak myślę doprowa
dzić dziewczgta moie do pory, w którey wy
badane przez światłego Kapłana, same czy
tać będći mogły Pismo Ste i inne religiyne
dzieła.
źg6
Bioręc miarę z teraźuieyszych uczuć có- rek moich, z ich wyobrażeń, pochlebiam so
bie, że na całe życie mira i dokładna zosta
nie im tych Nauk pamięć, a przeto słodkie i rzetelne Religii wrażenie. Prócz Wdzię
ku, iaki maię dla dzieci liistorye z Pisma Sgo, skutkiem starań moich, te łekcye naj^przy- iemnieysze im sę ze wszystkich. Nie uczę się niczego na pamięć, słuchaaę tylko, opo- wiadaię nawzaiem, pytania czynię, odpowie
dzi słyszę, obrazki oględaię. Zaręczam Ci też, kochana Sipstro, że zmartwieniem iest dla nich, kiedy czasem dzień ieden bez tey nauki minie; a mnie ten widok radościę* na
pełnia; bo wiem, że wpoiwszy w dziecko miłość Religii, spokoynym bydź można na zawsze o pobożność, a zatem i o cnotę iego.
(D a ls z y ciąg nastąpi.}
297 BŁAWATKI
P R Z Y P O W I E Ś Ć ,
„Ach! żeby to zagony samemi bławatkami były zasiane! wołały na przemiapy Basia i Józia idgc z Matkę przez pole kłoszęcem sig żytem okryte, iakbyto przedziwnie b y ło ! Ja
ki ebyśmy miały bogate wieńce! a tak, mały tylko uzbierałyśmy pęczek, bławatków tro
chę, ałych utrapionych kłosów tyle!*’—r„Dzie- cij dzieci! odpowiedziała im Matka, jakże płochę to wasze żędanie! czyż nie wiecię, źe nie te kwiaty z których niema u ż y tk u , ale kłosy sę celem wszystkich rolnika zabiegów?
Pole do życia przyrównać można, bławatki do zabaw i igraszek; kłosy do starania i pracy, Ktoby zabawom i igraszkom dni swoie poświę
cał, byłby podobny temu, któryby wszystkie zagony bławatkami zasiał; czas iakiś zdawał
by sig widok powabny i wesoły, ale w chwi
li żniw a, nicby do zebrania nie m iał.”
Ponieważ na tym Numerze kończy sig Pierwsze Półrocze Rozrywek dla Dzieci, Oso
by chcg.ce prenumerować daley, raczg sig zgłosić z Biletami swemi do wiadomych Kole
ktorów, tak w Warszawie iak po Woiewódz- twacb, lub też domieszkania Wydawcy wofi- cynie Pałacu Zamoyskich przy Zabiey Ulicy.
i
SPIS RZECZY
W TYM NUMERZE ZAWARTYCH.
'"■ib bii
Olif n
Stronnica.
1. Dokończenie wiadomości o życiu Ma ry i z Leszczyńskich, Królowey Fran- cuzkiey ...253 2. Obchód Urodzin, zabawa na prędce . 269
3. Klemensia
. . . 1280 _ . , . . . , f Anekdoty 4. Pamiętne dziecięcia Słowa J 281 5. Ułomki z listów M aryi Leszczyńskiey. 282 6. Myśli teyże ... . 286 7- List szósty Matki o wychowaniu có
rek s w o ic h ... 291
8. Bławatki, przypowieść . . . 297
4 « >
I i T V