CIACH.
KAROLEK.
Trzech letni Karolek poszedł z rodzicami na daleką przechadzkę. Rodzice rozmawiali z sobę, a on iak mógł tak przyśpieszał kro
ku żeby im nadużyć. Zmęczył się bardzo, i miał wielkę ochotę, żeby go kto wzięł na ręce. Tomasz lokay za Państwem idęcy by- naymniey się tego nie domyślał; widzęc to cbłopczyna, ruszył po koncept do głow'y, wszedł w rozmowę z Tomaszem, i nareszcie mu powiedział:. „Móy Tomaszu, spytay mi
„się teź czy mnie rlogi bolę?,, Tomasz usłu
chał i spytał się w dobrey wierze: „Czy bo-
„lę Pana Karola nogi?” — „Oy bolę! b o lę !’’
odpowiedział niemal z płaczem. Wtenczas do
piero ulitował się Tomasz nad Paniczem: i wzięł go na ręce.
Ten sam Karolek parę lat późniąy tak się przyzwyczaił, iż zawsze mowę każdę od A
zaczy-83
Zaczynał: »A dobry dzień Mamie! A chcęmi się ieśćlA proszę !^/dziękuię” Sprzykrzył sięOycu ten sposób mówienia. „ Czemuż tak do każde-
»go słowa A dodaiesz? spytał go się, to nie
„pięknie.”— „^/móy Tato! odpowiedział Karo-
„lek, wszak litera A pierwsza iest w Abeca-
„d le? A czyi nie wypada wszystkiego od
„niey zaczynać?”
SZCZEROŚĆ ZOSI.
W iedney rodzinie przypadło święto Ba
buni. Ponieważ nie była obecnę, dzieciom wszystkim pisać do niey kazano; Matka chcąc się poszczycić z umieiętności Synów i Córek swoich, prosiła ich Nauczyciela, żeby piękne od nich wymyślił listy. Bronił się długo rozsądny Nauczyciel; przedstawiał że byłoby nierównie lepiey, gdyby dzieci same w krótkich i prostych słowach, z własney gło
wy życzenia swoie napisały; że te ich wyra
zy milsze będę Babuni od iego nudnych i iednostaynych konceptów. Niechciała przy
stać Matka, ulegaięc prawie powszechnemu zwyczaiowi; musiał iey dogodzić choć nie
Tom 1. N er II, 6
chętnie. Znudził się niezmiernie nad cztere- ma powinszowaniami; ieszcze mu piętę zo
stawało od sześcioletniey Zosi. Długo dumał}
nareszcie zniecierpliwiony napisał następuię- c e :
»Nadchodzące Imieniny Babuni Dobrodzi-
„ k i , podaię mi sposobność wynurzenia Jey
„ szczerych życzeń, które codziennie składam
„o Jey pomyślność i zdrowie. Niech kocha-
»na Babunia przy imię łaskawie te wyrazy, nktóre mi serce dyktuie i niech raczy wie
trzyć przywiązaniu z którem iestem, Jey nayniższę podnóźkę.
i wnuczkę.
Ukończywszy nudnę powinność, Nauczy
ciel- wzięł pięć pół arkuszków złoconego pa
pieru, porobił na każdym po kilka linii, za- temperował pięć piór, i wołaięc po starsze
mu Dzieci, dyktował każdemu z osobna na
pisane powinszowanie. Gdy na Zosię koley przyszła, stawiała pięknie i prosto litera po literze, i wszystko szło dobrze, póki iey Nau
czyciel tych słów nie podał: „które mi serce dyktuie."-— „Ja tego nie mogę napisać?” za
wołała. „A to dla czego?” zapytał iey się,—
„Bo to mi nie serce dyktuie tylko
Nauczy-8,5
„ciel.” Na tg uwagę tak słusznę rozśmiał się szanowny M istrz, a bioręc list poszedł z Zo
się do iey Matki. Opowiedziawszy iey całe zdarzónie: „W idzisz Pani, dodał, źe zwyczay
„pisania konceptów dzieciom, fałszu i kłam-
„stwa nauczyć ich moźe.M Przyznała m u słu
szność M atka; i odtęd wszystkie iey dzieci iak umiały i iak mogły powinszowania swoie i listy pisały. Mniey były wysadzone, przy- iemnieysze osobom, które ie odbierały, i za
miast w kłamstwo, wprawiały zawczasu Dzie
ci w sztukę pisania.
IV.
WYJĄTKI SŁUŻĄCE DO UKSZTAŁCENIA SllRCA I STYLU.
O DOBREY SŁAWIĘ.
D obra sława iest to ten odgłos powszech
ny, który cnotom i zasłudze publicznę spra
wiedliwość oddaie. Nieomylna wzdaniu, le
niwa w w zroście, wartość człowieka wyraża.
6*
Po zaspokoionem sum ieniu, nic nad niy nie*
ma droższego; ona iest woniy cnoty, godłem zaufania, zadatkiem szacunku, owocem nie- skażoney uczciwości, roskoszy piękney du
szy. Wielkiem to było dobrodzieystwem stwa- rzaiyęego nas Boga, że w niey część szczęścia naszego założył. Dodał przeto zachęty cno
cie, wynalazł dla zbrodni hamulec, spoił mo- cnym węzłem lu d źi; gdyż chcyc zasłużyć na dobrą sławę i ceniyc iy wysoko, każdy szla
chetnie myślycy pracuie nad nabyciem przy
miotów, występków się strzeże, pozyskać po
wszechny przychylność się stara. Nie powin
na bydź ona zapewne głównym i iedynym celem chlubnych ofiar, czynów i postępków naszych; zadosyć uczynienie Bogu, własney duszy zaspokoienie, nierównie wyżey kłaść należy; lecz godzi nam się i o niy bydź tro- skliwemi; sam Król Mędrzec wyrzekł: „£)o-
„bra sława duszy siły dodaie, a piękne linie
„lepsze od bogactw największych'' Jakoż iak- że nie czuć w sercu naysłodszey zachęty i pociechy, kiedy wiemy, że o nas wszyscy do.
brze wspominaiy, i że skutkiem dobrey sławy naszey, możemy i przyiaciołom bydź użyte, cznemi. Nie sposób zapew ne, ażeby głos iaki
87
przeciwny sig nie odezwał; każdy człowiek, niestety! choćby naymnieyszy i naylepszy ma przecież nieprzyjaciół; lecz nigdy to szemra
nie nie zagłuszy powszechnego ogłosu, i żadne potwarze dobrey sławy zupełnie zaćmić nie zdołaig. Przebiie sig ona wśrzód zawistnych sobie, iak słońce z za chmur sig przehiia!,.
Dzieci drogie! nawykaycie do cenienia te
go sk arb u ! W łaśnie w waszym wieku goto
wać sig trzeba do pozyskania go na zawsze, i iuż zaczgć nad tem nabyciem pracować.
Nie ieden z nas Starszych wrócić by chciał do lat dziecinnych, stangć na waszem miey- scu, i życiem nieskażonem zasłużyć sobie na dobrej, słaioę. Lecz iuż za późno!.. O wy!
którym pora sprzyia, wy! dzieci niewinne i szczęśliwe! korzystaycież z n ie y ; raz upłynio- na iuż nie powróci! Nie mówcie o przeszko
dach — niema ich. Kto tylko żyie, skoro zechce, może żyć cnotliw ie, może w swoim sposobie bydź użytecznym, a te sg dwa do
brey sławy i pięknego imienia warunki. — Jeśli lube dziecie, ród twóy iest niski, szla
chectwo niedawne, lub nieraasz go wcale, to nie iest przeszkodę; większa ieszcze zasługa i chluba uzacnić samemu nieznany poczgtek;
cnota iest naydawnieyszem, nayrzetelnieyszem szlachectwem.— Jeśli maiytek Rodziców twoich szczupły, sposób ich życia w oczach świata nie przynoszący zaszczytu? i to nie iest prze
szkody. Iluż to wielkich ludzi ubogiemi by
ło? żadne rzemiosło, byle uczciwe, żadna praca ieszcze nikogo nie zhańbiła, — Jeżeli nawet (co w oczach moich iedynym rodu może bydź zakałem) ieżeli mówig, tak nie- szczgśliwem iesteś, że imię które nosisz zhań
bione zostało zbrodniy, płacz lube dzieęie, ale nie rozpaczay; możesz cnoty zmazać tg ochy- dg, a dla siebie dobrą sławę i pigkne pozyskaę imię. •— A iezli też sławni Naddziadowie, ród w ysoki, bogactwa, zaszczyty podziałem sy tw oim , iakaź łatwość do zyskania tego skarbu; iaki \Vstyd dla ciebie, gdybyś tg dra*
gy puścizng z rodziny swoiey wypuścił. Na
wykła od pieluch do chlubnych przykładów i wzorów, dusza twoia sposobnieyszy do cno
ty bydź powinna; twe iinie oddawna z imie
niem Oyczyzny złyczone, iuź ma dla każde
go Polaka urok swóy szczególny, iuż iest pig
kne; ty, sta.ray sig iedynie utrzymać go w tey pigkności, idź Oyców torem , a dobra sławą ich wieńczyca, i twoie skronie ozdobi.—
89
PISEMKA NA ZADANE WYRAZY.
I.
Koń.— Ostroga.— Samolub.— W iatr.— Morze.
C i, którzy czytać tę drobnostkę będ ę, u- znaię wraz ze mnę, iż żaden z naysławniey- szych Pisarzy z naylepszego Dzieła swego, tyle nie odniósł korzyści, ile ia z pięciu wy
razów, które mi zadano, żebym ie razem skleił. Właśnie wczora wyszedłem sobie w po
le, i dumałem nad niemi, kiedy nagle sta
nę! przedemnę człowiek olbrzymiey postaci, od stóp do głowy uzbroiouy, a porwawszy mnie iednę rękę za ramie, drugę .podniósł miecz ogromny, i zawołał głosem przeraźli
wym ;
„§mierć temu, który od razu na te pięć
„zapytań nie odpowie;
„Które zwierze w woynie naydzielniey
„człowiekowi pomaga?
„Co to zwierze pobudzać zdoła?
„Jaki naywiększy szczęścia towarzystwa
„ludzkiego przeciwnik?
„Co iest przedmiotem życzeń i obawy że
g la rz a ?
„Co naylepiey obraz nieżmierności Stwór-
„cy przedstawia? ”
Z wielkiey boiaz'ni straciłem całę przyto- ność. Juzem miał ginęć od zabóyczego że
laza, kiedym spoyrzał przypadkowo na kar
tkę, którę trzymałem w ręku, a drźęc ęały przeczytałem te wyrazy:
„ K o .... Koń.
„O ... Ostro... Ostroga, ,,Sa... Sam o... Samolub.
„W ia.... Wiatr.
„ Mo • • • • Morze."
„Masz szczęście! odpowiedział człowiek o-
„kropny, odpowiedzi twoie sę stosowne. Źyy.’’
Rzeki i zniknęł. — Przychodząc zwolna do siebie, postrzegłem, że zadane wyrazy roz
broiły napastnika. Dzięki więc składam tey, która ie nakreśliła, bez niey iużby mnie nie było, —
przez J. T.
II.
Żołnierz, Pismo. Puklerz, I Wdzięki.
I ia będę żołnierzem! ” m ówiła Mensia do Połcia; wzięła kiiek w rękę, włożyła
koszy-— 9 i koszy-—
czek na g ło w ę nakształt szyszaka, a trzyma
jąc Pismo iakieś w m ieyscu Puklerza, w y zy wała Połcia w szranki. Lecz cóż się stało?
M ensia w zapale- m ęztw a , sw óy pałasz zgubi
ła , szyszak spadł ie y z g ło w y , i sama z pła
czem na ziem ię upadła,
Tak kazdey niew ieście bywa Gdy ią chęć sławy poryw a, Traci wdzięki przyrodzenia I wawrzyny w płacz zamienia.
•przez B. Ł ,
V.
W IA D O M O Ś C I
mogące bybź matkom przydatne
,
LISTY MATKI O WYCHOWANIU CÓREK SWOICH. .
LIST 3?RUGI,
O d p isu je na pierwszy list m óy, z taką dobrocią, z takieipi szczegółami, uięłaś serce m oie, kochana Siostro, a oraz rozumowi no
wego udzieliłaś światła. Uwagi twoie nad różnicą dawnego i tera,źnieyszego wychowa
nia są nader prawdziwe i przekonywaiące.
Tak, słusznie utrzymuiesz, Wychowanie, ta przedmowa życia, uledz musiało powszechney odmianie, i .równie iak dawny tryb stosowny był do upłynionych wieków, tak dzisieyszy teraźnieyszemu przystoi. Jak dobrze wykry
wasz postęp światła rozumu ludzkiego, to u- doskonalenie moralnó, które pomimo tylu za- wichrzeń i tak krótkiego przeciągu czasu, prze
cież iuź oczywiście iaśnieie. Zapewne dawne
93
dzieci można było samą boiaźnią prowadzić, bo dłużey ciemne były i proste; dziś, prócz boiaźni, miłości i przekonania potrzeba, bo Wychowanie teraźnieysze trzyma'iąc dzieci cią
gle pod okiem Rodziców, o kilka latry ch ley władze ich umysłowe obudzą, Dawniey, tru dności i nudota do nauki przywiązane, oschłą ią czyniąc odstręczały od niey, i zwlekały rozwinięcie rozum u; dziś, iakźe te śrzodki są ułatwione? iakieź troskliwe ku temu par
tykularnych i Rządu zabiegi? w iak wielu domach nauka przyiemną się stała? iak wie
lu Nauczycieli z wdziękiem naysuchszych u- dzielać um ieią! A dla małych dzieci iakaź po
myślna nastąpiła zmiana? W mieyscu zrzę- dnych D yrektorów , którzy dawniey zniem i- łosiernem udręczeniem czytać i pisać ich l i
czyli, Matki wszystkich początkowych wia
domości udzielaią; a to sobie przyznać śmia
ło możemy: źe nam Mistrz żaden w słodyczy i gorliwości wyrównać nie potrafi. I nic w tein dziwnego, bo któryżby ucznia swego tak kochać u m iał?., Twóy list, i uwagi ia- kie mi nastręczył, dowiodły mi zatem z pe
wnością : że dzisieyszy sposób chowania dzie
ci iest nierównie od dawnego lepszy,
nieró-wnie do teraźnieyszego wieku stosonieró-wnieyszy, nierównie więcey przymioty duszy i zdolności umysłu rozwiiaięcy; ale daruy, że zostanę przy tem zdaniu: iż nierównie więcey Matkom tru
dów zadaie, nierównie większego światła wymaga. Zgadzam się na to, że dawny spo
sób teraz zupełnie byłby niedorzeczny, a na
wet niepodobny; że dzisieyszy dobrze zrozu
miany i wykonany, podwaia wszystko dobre w*dziecięciu, i wprowadza go na doskonało
ści drogę, ale nie łatwo nam Matkom natra
fić na sprawiedliwy śrzodek, który w każdey rzeczy tak iest pożędany a tak trudny; nie łatwo dopełnić rozlicznych warunków iakie podaie... Pozwól niech te myśli nawiasowe dowodem iakim stwierdzę.— Czegóż n. p. da- wniey od płci naszey wymagano? Oto sie
dzieć w domu, trudnić się gospodarstwem i ręcznemi robotami, mieć ogólny dozór nad dziećmi, umieć iako tako czytać, pisać, i ra
chować, bydź przytem potulny i skromnę, (co samo z siebie przychodziło) to były wa
runki doskonałości kobiecey.— Dziś, clicę.
żeby niewiasta była umieiętna, przyjemna, wysokie światło z nadobnemi talentami łęczy- ła, a przytem równie zdawnemi domowe
za-95
trudnienia lubiła, równie skromny i potulny była.— Któreyźe z tych kobiet łatwiey było łjydź doskonały? Dawney czy dzisieyszey ?—
Niezawodnie że daw ney.— Ale która z nich, iest powabnieyszy ? która prawdziwie dosko
nalszy? która lepiey odpowiada woli Stwór
cy? która godnieysza bydź towarzyszką, ina- tk y , pomocy światłego męzczyzny? która sto- sownieysza do obecnego stanu rzeczy i oświaty?
to także zapytania bardzo łatwe do odgadnię
cia?— Niewietn czym się iasno wytłomaczy- ła? ale chciałam pokazać ci przez ten przy
kład, że podobny różnicę między dawniey- szem i dzisieyszem wychowaniem w idzę; po
chlebiam sobie : iż na to zgodzisz się ze mny.
D a ls z y ciąg nastąpi.
NIEPOGODA.
PRZYPOWIEŚĆ,
„Poco to zimno przenikliwe? ten wiatr
„ostry? te pola i drzewa ogołocone? dla cze-
„go ta niepogoda? czemu nie zawsze zielono
„ i ciepło?” pytał się Kostuś Oyca wracaiyc zziębnięty ze szkoły.” — „Czemu?
odpowie-dział mu Oyciec, ho trzeba, żeby złe zielska marzły, powietrze się przeczyściło, ziemia spo.
częła, a wiosna milszę nam się wydała. Cię.
kawość twoia, móy Synu, iuź widzę daleko sięga; może niedługo zapytasz mi się: poco sę ludzie strapieni, chorzy, ubodzy? czemu człowiek nie zawsze zdrów i szczęśliwy ? po.
dobnież wtedy iak dziś ci odpowiem; bo trze
ba żeby dusza iego nowey mocy nabrała, że
by się nad błędami swemi upamiętał, mniey miał sposobności do złego, lepiey szczęście cenić umiał. Wierzay m i, móy S.ynu, na nic narzekać, niczemu się dziwić nie przystoi;
wszystko w przyrodzeniu i w życiu ludzkiem ma słuszne przyczyny, wszystko mądrze u- rz^dziła Twórcy Ręka, a ieźli tego dostrzedz nie umiemy, naszey słabości to wina.”