• Nie Znaleziono Wyników

Pachciarz stoi w m ilczeniu na progu.

DZIADEK- Ty tutaj?...

PACHCIARZ ironicznie. Ja tutaj! Przyszedłem, zobaczyć jak wielmożny pan dżedżycz sie czu je!

Przed godziną ja tu był i radził uciekać... Wtedy wszyscy byli mądrzy, tylko jeden Jankiel był głupi!...

A teraz Jankiel ma racje.

V * ?

31

-DZIADEK- Jeszcze nic nie wiadomo! —- Walka

nie skończona. _ s

PACHCIARZ. Ale ja wiesz, jak się sk oń czy!

DZIADEK- Nic nie wiem. O tern wie tylko Bóg.

PACHCIARZ. Ale Bóg jest z nami... z naro­

dem wybranym... Za pół godziny, wasze ulany b ę­

dą w plenu — a za godzinę bolszewiki — tu będą panami — a jtttro —

DZIADEK. Ty będziesz tu dziedziczeni!

PACHCIARZ. J a ! Bo teraz włast’ naroda! — A naród to my, bo my te głupie chłopy i robotnik!

uczymy rozumu.

DZIADEK- Wy naród? Wy? wy judaszowe plemie, dla których Bogiem jest pieniądz a ojczyzną h a n d el! Wy nie naród, lecz każdego narodu cierń krwawiąca! Wy nauczyciele kłamstwa i mordu — wy stwarzacie Sjon swój na słowiańskiej ziemi — dla chwały Izraela ucząc synów nienawiści do matek...

i o jcó w ! Ja was znam!... Ja stary... ja nad grobem stojący, oczyma tamtych światów patrzący na wasze dzieło... Ja was znam!

PACHCIARZ głośnie. Niech pan dziedzicz, teraz cicho będzie — i mówi grzeczniej do Jankiela, bo Jankiel teraz nie tylko pachciarz groźnie Bo jutro — Jankiel może bić... życiem i śm iercią! —

DZIADEK. Ja do Ciebie po życie nie pójdę!...

Ani ja, ani nikt z tego domu, bo my mamy taką broń.

PACHCIARZ. Mi na broń, mamy też broń, na jeden karabin, sto karabinów.

DZIADEK- Lecz na naszą, wybroni nie macie...

— 32 —

bo to jest broń ducha niepodległego — bo to jest broń miłości O jczy zn y ! M ożecie zabić ciało... lecz duszy nie zabijecie... Bo dusza jest nieśm iertelna...

jak nieśm iertelną jest piękno m iłosnych uczuć — jak nieśm iertelnym jest sam Bóg, który każe kochać. Ja do ciebie po życie nie pójdę, bo ja się nie boję umierać... Rozumiesz żydzie, coś świat ukochał w p o ­ tędze złotych brył — ja się nie boje mogił... bo groby nasze to nasze pomniki — to nasze pamiątki, to chwały naszej w spom nienia —-największe.

PACHCIARZ. Ale życie też coś znaczy... Życie warto okupić.

DZIADEK. Gzem ?

PACHCIARZ. Tu kwit!... Podpisać trzeba, że ten majątek mnie sprzedany, a ja ręczę za w asze życie !

DZIADEK. Precz!... Won!... Psie!... Prędzej by mi ręka uschła... niż bym, miał za cenę ziemi, ura­

tować życie...

PACHCIARZ. Ja jeszcze raz, ja jeszcze raz powtarzam. Jutro może bić zapóźnoL . Ja jeszcze raz ostrzegam!... Życia s z k o d a !

DZIADEK. Nie mnie, który w nagrodę, słodycz obowiązku i cnoty osięgnie...

PACHCIARZ. Jak pan c h c e !... Ale niech pan później Jankiela o nic nie p r o s i !

DZIADEK. Nie bądź tak pewny... bo to z n a­

szym wojskiem sprawa... Ci co potrafili w kilka ty ­ sięcy, kilkadziesiąt tysięcy wroga rozbijać w puch...

Ci m ogą jeszcze zwyciężyć.

PACHCIARZ. Nu, to oni by byli chyba same

— — 33

-djabły... bo ich jest 15 — a krasnoarmiejców — ty­

siąc !

D Z I A D E K . A jednak bitwa cichnie. Słyszysz?

milkną strzały!.,.

DZIEWKA. Ja pójdę na wieś, zo b a czę. . .

w ybiega).

DZIADEK. A to znaczy... że do wsi nie weszli.

P A C H C I A R Z (zdenerwowany). To nie może bicz...

Was jest 15 a naszych tysiąc!... To żaden rachunek Tu nawet sam pan Bóg nie pomoże.

DZIADEK. Nie biużnijL. Bo Bóg jest wszech­

mocny!... (stoi przed obrazem świętem), O Chryste przy­

bity do krzyża, panie odnowicielu św iata! — Zmiłuj!

się nad nami.

C I O C I A (półpłacze). Zmiłuj się nad nami!

DZIADEK. Matko Jezusa. Panno przeczysto, królo wo korony Polskiej — zmiłuj się nad nami.

CIOCIA. Zmiłuj się nad nami.

DZIADEK. Boże nieśmiertelny, Boże wszech­

wiedzący. Spójrz w głąb serc naszych... i przyjm do swej chwały czystość dusz polskich żołnierzy, giną­

cych z miłości do ojczyzny. Boże daj nam swą łas­

kę potęgi i glorji, uczyń z piersi naszych spiżową re- * dute, daj błyskawice jasne, naszym szablom, daj moc piorunów naszym karabinom. — Daj swą przejasną dobroć naszym sercom — abyśmy broniąc ziemi i honoru byli tak czyści, jako śnieg na polach... Kró­

lowo korony polskiej — święta panienko opiekunko łez i krwi naszej. — Wyproś u Syna i u Ojca swego by podłe moce krwawego szatana nie poszły dalej z pokolenia Judy, lecz zgasły w łonie, które je zro­

dziły! Wyproś, by nam dał moc i hart Batorych by

r — 84

cienie wielkich hetmanów przeszłości — znów weszły w ciała tego pokolenia. — Wróć nam chwałę oręża—

i daj, by na mogile barbarzyństwa wschodu — za­

jaśniał sztandar z białopiorym orłem, by Polska była słońcem i piorunem!,.. Oto cie błagam miłosierny Boże... błagam słowami łez: Zlituj się nad nami!

CIOCIA. Zlituj się nad nam i!

(Pachciarz, na początku m odlitw y stoi ze skrzyżowanym i rękami na piersiach uśm iechnięty ironicznie. Poczem powoli p rzed końcem, jakgdyby przygnieciony pow agą stów — w ysuwa się pocichu)

S c e n a XIII.

CIŻ. DZIEWCZYNA, potem PANNA, PORUCZNIK, ORDYNANS i ROTMISTRZ.

DZIEWCZYNA (wpada). Przyjechali, przyjechali—

wojsko, wojsko cała chmara... Ułany, piechota — co nie miara!

CIOCIA. Jezus Marju... Jezus Marja...

DZIADEK- Chwała Bogu najwyższemu!

(W chodzi Panna prow adzona pod ręce przez Porucznika i Rotm istrza. Panna ma rękę przew iązaną i na tem laku. — Za nimi idzie ordynans — z przewiązaną głową.

CIOCIA (z krzykiem). Raniona!

PANNA. Lekko, ciociuniu, lekko... Wszystko doskonale... Bolszewicy pobici, rozproszeni.

ORDYNANS.. Na musztardę... jak pragnę czczę-ścia.

DZIADEK. O widzę, że i pan kapral oberwał.

ORDYNANS. Alem pięciu położył! Stawiali się choroby, jak świnie w chlewie — alem jak

pras-— 35

snął szablą jednego i drugiego na odlew — tamtego bez łeb (do d ziew k i, która stoi koło niego). No CO beczysz do choroby, przeciera żywy. —

PANNA (siada). A było już źle z nami.

. DZIADEK. Opowiedzcie... Boże święty — Co za cud...

ROTMISTRZ. Cud istotny, gdyż gdyby nie wa­

leczność tych chłopców, co ich przyprowadził po­

rucznik, cały mój plan, byłby zmarnowany.

DZIADEK. Plan ? Więc to była bitwa.

ROTMISTRZ. Chciałem zrobić rozrywkę moim ułanom, bo im się djablo nudziło bez roboty za la­

sem — więc pozwoliłem umyślnie przekraść się b ol­

szewikom przez błota. Postanowiłem ich puścić — a później uderzyć od karku... No i tak było... tylko że bolszewicy — zbyt wielką kupą przeszli, i zbyt prędko uderzyli szczęście to wielkie, że waleczność tych ąjiłopców pozwoliła nam zdążyć na czas.

PORUCZNIK. A przedewszystkiem waleczność panny Jadwigi.

PANNA. O przepraszam! To pańska odwaga zagrzewała wszystkich do walki.

PORUCZNIK. Ale pani obecność... i brawura!

PANNA. I pańskie poświęcenie. Och, ja nie wiedziałam, Boże! Jak oni się biją. Jak oni się biją dziadku!

ROTMISTRZ. Jak polskie ułany... Nie ma, tu nikt też nikomu powodu zazdrościć odwagi. Polski żołnierz, czy w piechocie czy na koniu, czy szablą, czy bagnetem, czy armatą— bije się — tak... jak przy­

stało na polaków!...

— 36 —

DZIADEK. Och... co za szczęście... co za szczę­

ście. Panie rotmistrzu. Proszę spocząć. Nareszcie będziem mogli coś zjeść— Bóg łaskawy, wszystko się dobrze skończyło.

PORUCZNIK (ucieszony). Tylko przedtem... po­

zwolą państwo, że ja ośm ielę się coś powiedzieć...

Panie gospodarzu i szanowna, łaskawa pani dobro­

dziejko. Jam żołnierz i nie umiem 'm öw układać...

Ja mówię sercem, a to serce może mi tylko pow ie­

dzieć.^ to że kocham pannę Jadwigę... i proszę o wa­

szą — łaskawi państwo — zgodę...

CIOCIA. Co?... oświadczyny?... tak nagłe?

PORUCZNIK. Teraz czas prędko biegnie—wojna.

DZIADEK. No, a ty Jadziu?

PANNA (zaw styd zon a) Myśmy się już tam poro­

zumieli.

DZIADEK- Co gdzie tam? Na koniach? pod­

czas bitwy? pod kulami?... Nie, niech mnie licho bierze... Od razu widać, że to wola Boska...

P O R U C Z N I K . Wola Boska... (całuje ją w rękę).

PANNA. Wola Boska!...

ORDYNANS. Jeżeli już tak... to przecie i ja także katolik, a moja Anusia taką wolę Boską czuje, że aż od niej para idzie!

ROTMISTRZ. Co i ty także?

ORDYNANS. No, przecież trzeba myśleć o oj­

czyźnie i po wojnie... (do C irc ifi Dziadka). I ja proszę o dobre słowo. Jestem tu sam, jak ten palec... (do Dziewki) No, chodź-że tutaj! Przecież powiadam, że dam na zapowiedzie.

CIOCIA. Bądźcie szczęśliwi.

37 DZIADEK. I kochajcie się...

ROTMISTRZ. No tylko żebyś fajeru do bolsze­

wików nie stracił jak się obabisz.

ORDYNANS. Wystarczy i na nich... Już ja im nie popuszczę.

DZIADEK. No, a teraz, po kieliszku to k aju ..

Proszę. Gzem chata bogata...

(słychać śpiew żołnierzy—śpiew ających o Rozmarynie.

ROTMISTRZ. O pierwsze oddziały naszej dy­

wizji nadchodzą. Teraz już będziecie państwo tu bezpieczni.

PANNA. A więc, zdrowie... polskiego wojska Niech żyje!

WSZYSCY. Niech żyje!...

PANNA. Ach czemu nie można ugościć wszyst­

kich! wszystkich... całej dywizji, całej armji (biegnie do okna, inni grupują się koło niej. Żołnierze śpiewają). Niech żyje... wojsko polskjeL. Niech żyje... Rzeczpospo­

lita!... Niech żyją obrońcy Ojczyzny!... (za oknem śpiew i krzyk: niech żyje!)

WSZYSCY. Niech żyje Polska!

Zasłona.

KONIEC.

Maj 1920 r.

***:

" i " ' " / - - ' . . f w " ; y : ; ' : ' ? ' . / : ; '

.. .- "' : * . _\'.K%*4e<fi^Ą:c ib'A ilf '» h ''

ł i ■;

^ i:u-; ^ - i % %

% = 3 : W,.;!: ::;-,^L'

- :'rrr ' %

j

, ' ' ' . ' z,- -:'; J . . . /% /,(

'; “/“'-'■'": ;- . fV' :.,'A ivj:>-r.:: yjrJiiyf /: ■■-. ^V;

:,.,• v;-:W>> ' ^ ■■-/:. W :,:.W.'

-; / - -\i'' '% . ' '<

1%' t

-'

Biblioteka Śląska w Katowicach Id: 0030000148000

W

-I 453473

Powiązane dokumenty