• Nie Znaleziono Wyników

CNOTH PODBÓJCY

W dokumencie Walka idej. [Cz.] 3, Światełka (Stron 102-126)

dobyłem twierdzę ! . . . . (znaczy : gwałtem cudze [wziąłem);

Żołnierz w pień w yciął!. . . . (znaczy: jak zbój [straszny rżnąłem );

Dano mi wy k u p ! . . . . (znaczy: jak rabuś — obdarłem );

Podbiłem w jeństwo ! __ (znaczy : Boga się w yparłem __ ).

ANTYTEZY W S Y N T E Z IE . . . .

OBRAZ NA TLE

Z PRAW DZIW YCH W YDARZEŃ ŻYCIA.

I t l t t

ANTYTEZY W S Y N T E Z IE ___

Obraz na tle prawdziwych wydarzeń.

półświetle mroźnej zimy wieczoru,

»Z B ogiem !« — po kweście na biedne braty W yszedł na miasto z murów klasztoru

Mnich — reformata b ro d a ty ; Dobrocią świeci wyniosłe czoło,

W oczach — ekstaza, żar poświęcenia . . . . Cny Ojciec K andyd znany też wkoło Nie tylko z swego od lat imienia Ojca kwestarza, — bo gdzie cierpienia, Łez, nędzy, bolu czyściec w tym grodzie, Tam — łzy ociera habitu połą

W chorobie, głodzie czy chłodzie. . . . Jaśnia cnót wyższych kogoż nie wzruszy ? — Cni braciszkowie ledwie imali

Cząstkę z kwest jego . . . . nie wysełali Jednak innego mnicha po kweście

T ak Ojciec Kandyd — jak nikt — z swej duszy Był poważany w tem mieście.

Ś W IA T E Ł K A . 6

8 2 Jego ojczulek, bankier z Berlina, Nietylko trwoni, lecz i podwaja:

Drzwi mu otwiera stara odźwierna, W zastępstwie męża, którego jęła

Ten świat mizerny trapią, n ę k a ją ; Trza dokumentnie, serce otworzyć! —

Bo dyć krew moja, brat mój rodzony,

8 4 Pory z gniazd wstrętnych obrzydliwości Cale zarazków podłych mirjady Policzyć można szkieletu, wprawo

W kabłąk skurczony, — źe głazem, głazem

Najwstrętniejszemi łachm any, — człowiek, Jak pies, się wal ał . . . . w ów nasz złotow iek. . . .

Obraz wolnego najmity — U strasznych losów życia pręgierza Bez ziemi, dachu i bez opi eki . . . . Kiedy utrapią straszliwe skrzeki

Wszelkich nędz, kiedy trupio wyszczerza Lice choroba, kiedy w jej mocy Sprawiedliwości powszechnej — nawy Niebiańskiej ducha praw na ściemnionem Materyi morzu z przeklętem łonem

8 6

Pchasz bezlitośnie, gdzie piekłem świeci Ożóg straszliwy z krwi i płomienia —

Za kilka groszy chlebek żydowski

Choć sowa jezdem, ot, ślepa sowa, — Zadniutkiej strawy jeno karto fle...

Juźbyśmy z d e c h l i wszyściutcy, — jeno W idmem nieszczęścia. Czucia złowieszcze Walczyły w duszy jego z niebiańskiem, •.

Co górow ało. . . . Przed możnem pańskiem T u — miljonerów stanąć obliczem,

A by nie wrócić tam — z niczem Śpieszył w spóźnionej porze wieczoru, Spieszył po kweście nie dla klasztoru,

Z »Tysiąca Nocy« przepych królewski:

Bronzy, hebany, marmury, freski, Cacka, kunsztowną słynne ro b o tą ,

Połysk, jak w rajskim barw złotych ptaku — I arom aty upajające

W schodu — i, zda się, słońca ś w ie c ą c e ....

Ach! powódź światła — w przepychu smaku I bogactw, kędy li tylko skryty

Cień je d e n . . . . cień — sybaryty.

T am — od waz sewrskich, świeczników szyku, Sreber, kryształów — z nakryciem śnieżnem Gnące się stoły — świecą lubieźnem

Czuciem rozkoszy kwiatów bezliku

W wonnych bukietach, girlandach strojnych — Śród palm zielonych lasu — tembardziej W mrozy świadczących świetniej i hardziej

O rękach na zbytek h o jn y ch . . . . N a pyszny zbytek, gdy w śliczne esy Dziw - kulinarnej, n a j m i l s z e j sztu k i. . . . Najwyszukańsze delikatesy

Zam orskie, iście, te białe k r u k i . . . . Najwytworniejsze stuletnie wina

Je przepełniają. . . . Tuż śmiechów czary, U p o j e ń .... Istna raju kraina

Róź szczęśliwości! — Brzęczą puhary, Ucztuje z ł o t a m ł o d z i e ż śród grona Strojnych, pachnących m o t y l i nocy — W tej lubieźności pijanej przemocy,

Gdzie wszelki duszny wstyd kona . . . . Tam — z trypauzowych roślin bogactwa, Z indyjskiej w bluszczach cu do-p agody, Z m aurytańskiego stylu dziwactwa

9 0 On, co niedawno odprawił grzecznie

Choć z n i c z e m panie, »na sprawy Boże« . . . .

T u naraz przegrał aż dwa miljony Marek . . . . i jeszcze Polak — N iem cow i!

Gdy Baron Tautsche, lis ugrzeczniony, Pangermanizmu, snać, systemowi PIołdując skrycie, z kulturtragera Gracyą wyższości w swą kieszeń zbiera

T o polskie z ło to . . . . ha, co świat powie ? ! . . . . W ięc w duszy zgrzyta PIrabia szalony. . . . Lecz salonowiec życia kom edyi —■

Z lekceważeniem spokoju pana

W niczem nie zdradza dusznej tra g e d y i. . . . Łupcie podstępnie i obdzierajcie

Aż do koszuli. . . . bez skry litości — Jeden drugiego — bliźniego —• brata, Jak rzezimieszki w walce zbój-świata . . . .

...

9 2

Na jednej z świata wszech-konferencyj,

Ach, w imię wyższe — l u d z k o ś c i ? ! __

Dziwny świat, dziw ny! — Jakież kontrasty Tam — nędza w nieszczęść katuszy kona,

Kona a żyje — straszna, szalo na. . . . K wszechodrodzeniu, k naprawie ruchów W sprawiedliwości i prawdzie świata ? — Dziwnaż Proudhona prawica szczera Przeciw bogaczom? — Com te'a nauki W ielkości wiedzy, kędy oświata

W iedzą świat zbawi ? — czy Saint-Simona, Fouriera czucia — gdzie złego kruki — Mistycznem światłem z Niebios olśniona Sensualizmu cudowność mglista? Ach, powszechnego w niebiaństwa szczytu

Imię — nie piekieł!. .. . gdzie otchłań głucha Zezwierzęcenia, gwałt t r z o d y woli

_ 9 4

Taki tłok myśli, jako ciecz ciekła, To wszech grzeszników byłby wywieszał

Groźny, jak Crispus w »Quo Vadis« . . . . to z jasnem, Jak z aureoli Piotra świetlenia,

Wyźszem uczuciem — win przebaczenia . . . . W zbawczej miłości olśniłby własnem Ich wszystkich, wszystkich boźem ogniskiem Swej duszy bo sk iej. . . . by w jasnej bieli Światłości jego, szlachcic Paprocki I heraldycy poznańscy radzi

Rzeczpospolitej . . . . i z T argow icy. . . .

I w zapomnieniu pijaństwa, natchniony Naraz wściekłością skrytą po złocie, — Czekano. Błyski jakieś złowieszcze

Z lic drwiły. Widzieć — każdy stę silił. Nie oburzenia, wstydu, cierpienia

Bolu strasznego w zwichnionej szczęce,

Lecz z krwią zmieszane Izy — przebaczenia . . . Łzy jeszcze w tych tortur męce Moralnych, strasznych, co rozdzierały

Ducha zaklętą siłą odruchów

W rażenia chwili wszystko rozbrzmiało, Stał, jak wzruszenia czy zachwycenia

Posąg z marmuru . . . . aż wreszcie

H rabia i inni wraz z nim wstąpili

W ot chł ań. . . . gdzie konał najmita.

* *

*

L at upłynęło kilka. — W kościele Klasztornym Ojców cnych Reformatów Ślicznie, odświętnie. W ołtarzu kwiatów — Kiedy nawisła złorzeczeń chmura

Od dawanego wokrąg zgorszenia, —

1 0 0

Ze spuszczonemi oczyma w cieniu, Ach, tak w anielskiem uroczej pięknie,

Źe każdy przed nią uklęknie 1 W szak życie szczytom jej poświęcenia Ów rodzic Panny Młodej zawdzięcza. . . . I od tej chwili — niby z promienia Sam ego słońca — świeci ta tęcza

Ł e z . . . . niegdyś słynna »Bachantki« mianem, Dziś Miłosierdzia Siostra przed P a n e m . . . . Jak Magdalena — ona w łzach klękła,

Gdy dziwna struna w niej jękła . . . .

»V e n i C r e a t o r U . . . . zagrzmiały głośno Organy. — Stanął, gdzie ołtarz Boży,

Mnich — Ojciec K andyd. Światłą, radośną Twarz wypogodził; zwrócon obliczem Do ludu, boskim zapałał zniczem

Swej d u szy .. . . ach ! światłość mnoży.

— »I p r z y j d z i e ch w ila.... z ekstazą kończył Jasnowidzenia •— ślubną przemowę:

I przyjdzie chwila — dnie w Bogu nowe, Gdy jad upadku, jad, co się sączył Przez lat tysiące w łonie ludzkości,

Ów jad piekielny — zmarnieje, s z c z e ź n i e , — Od grotów Bożej Sprawiedliwości

W ciemności zaginie bezdnie! — 1 p r z y j d z i e c h w ila , ta chwila — z Boga, Kiedy na skrzydłach Ś w i a t ł o ś c i W i a r y Ludzkość się wzniesie k Ni e b u . . . . i stary Zniedołężnieje ów W ąż-K usiciel. . . .

Kiedy nienawiść od wieków wroga

Będzie popchnięta — precz!!.... P r z y j d z i e c h w ila ,

K tórą przewidział świata Zbawiciel,

Chwila Miłości.... Prawdy.... T am w chwale — Wi d z ę . . . . Nienawiść zła się przesila . . . . W Miłości cudach — spory się kończą . . . . W schodu, Zachodu — ach! — w ideale W iary Niebiańskiej — w jeden się łączą Boże K ościoły... . jako w istocie —

Jednego Boga sto k ro cie!

Widzę — tam — ludów jaśnie świecącą W wielkiem braterstw ie. . . . i w świętym szale Widzę — narody pod panującą

Całemu światu Sądów powszechną

Sprawiedliwością.... Tam — w prawach wyższych Światłości z Boga — też się uśmiechną

Żywota szczęściem wszelakie stany, Świat tam jaśnieje w prawach zrównany, Kędy już niema tych parjów niższych Bez gniazd — i leży — i chleba, sol i . . . .

O litość modlącej n ę d z y !

I p r z y j d z i e ch w ila!.... Widzę.... tam, w doli P r a w B o ż y c h ś w i a t a z n i e b i a ń s k i e j p r z ę d z y W i a r y . . . . M i ł o ś c i . . . . cudów opalem

Tęcz siedmiobarwnych zalśni latarnia:

T am — Jeden Pasterz, jedna owczarnia

Nowego — tam i— Jeruzalem!®...

W tem w zachwyceniu . . . . czarownym giestem Dobroci drgnęła mu twarz wzruszona:

— »Panno Najświętsza! Matko z w o l o n a ! Mój Boże, — niegodzien je ste m ....«

W dokumencie Walka idej. [Cz.] 3, Światełka (Stron 102-126)

Powiązane dokumenty