• Nie Znaleziono Wyników

CZĘŚĆ DRUGA MOWĄ I PIÓREM

KROWY I POSŁOWIE

CZĘŚĆ DRUGA MOWĄ I PIÓREM

22.

BAL MASONÓW

Niemcewicz ukończył korpus kadetów jako gefreyter, obecnie był majorem Pieszej

Gwardii Litewskiej; by móc posłować podał się do dymisji. Przez te 10 lat uciążliwej służby wojskowej może i wdział mundur 10 razy - na maskarady czy dla zaimponowanie jakiejś kuchcie.

W Puławach zastał Szczęsnego prezentującego się w świeżo kupionym mundurze

jenerała artylerii. Potockiego nic artyleria nie obchodziła, nabył jeneralstwo jedynie, by nie dostało się księciu Józefowi Poniatowskiemu, który zdradzał wielkie zainteresowanie wojskiem. Jeden Poniatowski na tronie, drugi na prymasostwie, jeszcze trzeci w armii - to byłoby stanowczo nie do zniesienia. By zapobiec tej katastrofie Szczęsny nie zawahał się złożyć województwa ruskiego i wybulić kupy pieniędzy; wszyscy wynosili pod niebo jego

patriotyzm.

Przywódcy opozycji zjechali się do Puław dla obmyślenia taktyki na sejmie. Wobec wojny z Turcją Rosja i Austria pragnęły porządku w Polsce, by mieć ewentualnie od niej sukurs.

Boska Katarzyna polecała tedy Branickiemu i Szczęsnemu nie szczekać na Stanisława Augusta, nie zwalczać go we wszystkim. Kaunitz podobny pater noster wypalił

Czartoryskiemu. Wobec perspektywy zgody z królem magnaci nie umieli sobie wyobrazić co będą robić na sejmie. Podpili należycie i nic nie uradziwszy ruszyli do Warszawy.

Pod koniec września stolica zaczęła gwałtownie pęcznieć, ściągała elita z całej Polski.

Posłowie stawali w klasztorach, lubieżniejsi po prywatnych stancjach. Wielki sezon polityczny otworzył wielki bal publiczny tajnych wolnomularzy.

Sala nabita; panie w cieniutkich, przezroczystych, greckich chlamidach, podniesionych z jednej strony powyżej kolana, bez koszul pod spodem, piersi do połowy odkryte (ale poziomo - nie pionowo), gołe nogi obmotane czarnymi, aksamitnymi paskami po uda, na palcach bosych stóp w trepkach kapucyńskich pierścionki połyskujące diamentami.

Posłowie tłoczyli się wokół Hailesa, posła angielskiego, Engestroma, szwedzkiego, i

innych dyplomatów, którzy objaśniali im sytuację polityczną. Damy kokietowały Stanisława Augusta, nie mógł się od starych kwok opędzić. Szczerzyły białe zęby co bardzo cenił;

nikt wtedy nie znał szczotki do ust, dla przypodobania się królowi elegantki tłumnie odwiedzały jego dentystę Lefevre'a, kazały sobie wstawiać piękne przednie siekacze, płacąc arcysłono za tajemnicę - zabiegi koło zębów uchodziły bowiem za rzecz śmieszną i nieprzyzwoitą.

Pilniej niż zęby obserwował Stanisław piękne nogi tj. pulchne i tłuste. Choć wzrok miał doskonały używał lornetki, małpowały go więc panie i co druga wierciła binoklami lub perspektywką.

Szmer nagle przebiegł salę: - ambasador! ambasador przyjechał!

Poprzedzana przez dwóch laufrów, trzaskających bez przerwy z harapów, zajechała przed pałac kareta w 6 białych koni zaprzężona. Umilkła muzyka, rozstąpił tłum - wśród szpaleru kornie schylonych głów przeszedł nadęty Stackelberg, rozwalił się w fotelu na specjalnie dlań przygotowanym podium, obok siadły panie Ożarowska i księżna

Maciejowa Radziwiłłowa z którymi na zmianę raczył uprawiać miłość; mężowie tych dam bardzo byli z tego dumni i radzi - do zaszczytów i bogactwa nie widzieli pewniejszej drogi jak przez łóżko ambasadora.

Młodzi posłowie przysuwali się do podium, Stackelberg witał ich łaskawie, wołał do biskupa Kossakowskiego:

- Podaj no Ekscelencjo krzesło panu posłowi!

I biskup, jakby nie czując obelgi, przysuwał stołki skonfundowanym młodzikom.

Ambasador lubił upokarzać nadskakujących mu dygnitarzy.

Pchano się doń, modlono o słówko, spojrzenie. Pisarz litewski Tyszkiewicz ze łzami w oczach dziękował za tabakierkę z wizerunkiem wszechpotężnej Katarzyny otrzymaną za dobre urzędowanie. Wszyscy mu zazdrościli tego widomego zaszczytu. Stanisław August tkwił w kącie pod ścianą, nikt nie zwracał nań najmniejszej uwagi.

Młodziutka Krystyna Radziwiłłówna odtańczyła solo kozaka. Gromkie oklaski, Kazimierz Sapieha krzyczał na całe gardło:

- Brawo autor, brawo!

- Wiwat autor! podchwyciła sala, Stackelberg dziękował uśmiechem, wiedziano

powszechnie, że Krysia jest owocem jego intensywnych ćwiczeń z księżną Radziwiłłową, kasztelanową wileńską. Dość było zresztą spojrzeć na krótką, przysadzistą, pyzatą

dziewczynę - wykapana ambasadorówna.

Łakomy Stackelberg co przeszedł obok lokaj z tacą - kiwał nań, pożerał lody, ciastka, konfitury, wkrótce uczuł gwałtowną rewolucję wewnętrzną; zatykając rękoma

niebezpieczne miejsce wybiegł prędko wśród niskich dygów i ukłonów.

Bal stracił główną atrakcję, wszyscy zaczęli się wynosić.

23.

NIEPRZYZWOITA OFERTA ROSJI

Poniżające trzytygodniowe czekanie Stanisława Augusta na czworakach w Kaniowie na Wielkoduszną Katarzynę, jego polityka przymilania się Rosji - wydały wreszcie owoce:

wspaniałomyślna imperatorowa zgadzała się na sojusz z Polską, raczyła przedstawić w nocie jaka będzie jego forma:

Polska ma wystawić 12.000 wojska, zostanie ono podzielone na trzy oddziały, nad którymi dowództwo obejmą Branicki, Szczęsny i Stanisław Potoccy. Oddziały te zostaną

przydzielone do różnych korpusów rosyjskich, będą podlegać generałom rosyjskim. W żadnych zdobyczach terytorialnych Polska nie uczestniczy. Oba państwa mają przy zagranicznych dworach wspólnych przedstawicieli - Rosjan oczywiście jako że są

bieglejsi w dyplomacji. Z biegiem czasu Rosja zwróci Rzplitej koszt wystawienia owego wojska.

Ostatni tłomok rozumiał, że to parodia przymierza. Śmiesznie mała ilość wojska, jego rozproszkowanie wśród moskiewskiego, naznaczenie dowódców, brak widoków na jakiekolwiek korzyści - taki "sojusz" równał Polaków z Kozakami i Kałmukami.

Przyzwyczajona do wzgardy i policzków Polska nie była wymagająca - jednak chciała wystawić armię - nie zaciężne roty, chciała być traktowana jako państwo - nie jak podbita prowincja.

Projekt rosyjski wywarł fatalne wrażenie. Dla ludzi niezatrutych rublami jasnym się stało, że mimo wszystkich słodkich zapewnień Rosja chce nie podźwignięcia Polski, nie jej odrodzenia, powrotu choćby w części do dawnej świetności, ale odwrotnie - chce ją do reszty pogrążyć, wzmóc nad nią swą suwerenność. Jeśli teraz, podczas ciężkiej wojny, gdy Polska mogła być pożyteczna, Rosja wysuwała tak hańbiący projekt - to czegóż należało oczekiwać po jej zwycięstwie nad Turcją? Przytomni ludzie zdawali sobie sprawę, że powolność względem Rosji, ufanie jej - prowadzą do nieuniknionej aneksji.

Lecz, że czuli się słabi, nie mieli znikąd poparcia, więc przeciw północnemu niedźwiedziowi nie śmieli powstawać.

Wciąż wzrastająca supremacja Rosji w Polsce złościła Prusy; widziały dobrze, iż wkrótce to państwo lenne zostanie przez Moskwę całkowicie pożarte. Im nawet ogryzek by się nie dostał; Prusy postanowiły podważyć wszechwładne wpływy rosyjskie, oderwać Polskę od Rosji, uczynić ją swoim wassalem. Chwila obecna - wobec zaabsorbowania Rosji i Austrii wojną - była bardzo dogodna. Po Warszawie kursowały wieści, że Prusy wkrótce wystąpią z poważną deklaracją. Oczekiwano jej z ciekawością i nadzieją.

Rozdźwięki między Prusami i Rosją kształtowały sytuację międzynarodową niesłychanie korzystnie dla Polski.

24.

GŁÓWNI AKTORZY

Państwowe dochody Polski wynosiły rocznie 18 milionów, prywatne króla - 10 milionów złotych; wojsku można było nie płacić, bez armat się obejść, ale nałożnice monarsze musiały otrzymywać żołd akuratnie, nowe bohomazy w Łazienkach przybywać. Stanisław August miał długów powyżej uszu, bał się, że przy pierwszej o tym wzmiance opozycja wrzaśnie: - Veto! i sejm rozjedzie się po kościach nie uchwaliwszy mu żadnego sukursu.

Szermując tedy potrzebą ustanowienia wojska i podatków prosił usilnie przełaskawą

Katarzynę o pozwolenie zawiązania konfederacji.

Carowa, przyzwyczajona, że Polacy leżą przed nią plackiem, upewniana przez

Stackelberga, że i obecny sejm będzie mu posłuszny jak piesek - zezwoliła. - Ostatecznie, myślała, jeśli te niechlujne Polaczyszki zdobędą się naprawdę na wystawienie nieco

wojska - tym lepiej, nic to nie będzie kosztować, a w razie kiepskiego obrotu wojny z Turcją może się przydać...

7-go października, jak zawsze w pierwszy poniedziałek po świętym Michale, nastąpiło otwarcie skonfederowanego sejmu. Marszałkiem obrano prawie jednogłośnie Stanisława Małachowskiego, zwanego polskim Arystydescem, co nie było znowuż tak wielką

pochwałą; każdego nie przyłapanego na grubszym złodziejstwie zwano wtedy w Polsce -Arystydesem. Było ich w całym kraju aż kilkunastu.

Małachowski nie drżał przed Stackelbergiem, nigdy nie krygował się przed nim, potępiał służalczość względem Rosji. O zagranicy miał słabe wyobrażenie, ale wiedział, że

Ameryka istnieje. Nie błyszczał inteligencją, dowcipem, uczonością - nawet najtępsi posłowie nie czuli się przytłoczeni jego rozumem; zjednywało mu to popularność. Nową myśl pojmował ciężko i powoli, lecz przetrawiwszy ją należycie i uznawszy za dobrą - nie wyrzekał za nic w świecie. Zdrowy rozsądek zastępował u niego zmysł polityczny, upór -siłę woli. Nie znosił kart, w które nie grywał, jurgieltów, których nie przyjmował, domów publicznych, których nie odwiedzał, dowcipów, których nie rozumiał. Był leniwy, rozlazły, łagodny, wyglądał poważnie, surowo, wzbudzał respekt, zaufanie, trochę się go bano.

Łatwo można było znaleźć marszałka o lotniejszym umyśle, większych talentach, ale niesposób prawszego, uczciwszego, stalszego. A były to wtedy cenne zalety w tych czasach, kiedy najobrzydliwsze łajdactwa traktowano jako dowcipne figielki, kiedy najgorszej szui nikt nie śmiał ręki umknąć, kiedy na jurgieltników patrzono przyjaźnie, kiedy uczciwość uważane za głupie prostactwo. Nie darmo w Saksonii złodziei nazywano uczciwymi Polakami.

Stanisław August wcale się nie ucieszył z wyboru Małachowskiego. Kryształowych charakterów nigdy nie lubił. Stokroć wolał brata Stanisława, kanclerza Jacka

Małachowskiego, zdeklarowanego, zaprzedanego Rosji cymbała.

Jeszcze mniej mu się podobał wybór Sapiehy na marszałka Litwy; Kazimierz Nestor był synem jego dawnej nieznośnej kochanki, która przysporzyła mu mało rozkoszy, a

wydębiła zeń masę pieniędzy. Obsypywany od kołyski niezasłużonymi zaszczytami -jenerał artylerii, komandor maltański, starosta przeński, kawaler czerwonej wstęgi - Kazio był - tak jak wszyscy Sapiehowie - hałaśliwy, narwany, męczący; wsławił się dotychczas olbrzymią ilością długów, procesów i romansów. Ponieważ był siostrzeńcem Branickiego, sądzono, iż politycznie będzie pionkiem w jego ręku.

Król był zły, a Szczęsny wściekły. Raczył wejść do sejmu jako poseł - nie senator, raczył wyrazić życzenie zostania marszałkiem, był pewien, że obiorą go z podskokiem radości, a tu wołano jakiegoś Małachowskiego - pętaczynę, nie mającą i dziesiątej części jego

włości. Ta karygodna samowola była pierwszym kamieniem obrazy Szczęsnego na sejm.

Hetman Rzewuski, stwierdziwszy, iż w akcie konfederacji nie ma słowa o przywróceniu wszechwładzy buławie, czyli o jedynej - jego zdaniem - koniecznej reformie, nie podpisał aktu. Siedział na uboczu z pianą w sercu. Że był wstrętnym sknerą więc nie miał

stronników, nie zwracano nań żadnej uwagi.

Książę Adam węszył czego chce większość i był zdecydowany chcieć tego samego.

Zdezorientowany Branicki nie wiedząc przeciw komu wypadnie się awanturować - pił bez przerwy.

25.

STO TYSIĘCY

13-go października otyły poseł pruski Buchholtz złożył notę sejmowi, w której jego pan, opasły Fryderyk Wilhelm, uprzejmie, po mnóstwie komplementów, proponował zawiązanie z Polską przymierza.

Sejm oniemiał z radosnego wzruszenia. Do nich taka nota? Do nich co od 25 lat

otrzymywali od państw sąsiednich nie noty, ale aroganckie rozkazy brutalne jak kopniaki. I to od Prus! Od tych Prus, co samowolnie poszerzały o kilometry granice zaboru, co

bezprawnie nakładały takie cło na zboże spławiane Wisłą, że zabiły cały handel; jeszcze tak niedawno nie można było utrzymać w Warszawie wysokiego lokaja, bo werbownicy szwabscy porywali dorodnych mężczyzn w biały dzień ze środka ulic. Zdawkowe, obyczne zwroty grzecznościowe noty dyplomatycznej wydały się sejmowi anielskim kwileniem, wnet kazał ją wydrukować i rozrzucić po kraju, by i obywatele mieli frajdę. 50 posłów podrałowało do Buchholtza złożyć mu podziękowania; ledwo nie wysłano

poselstwa dziękczynnego do Berlina. Pierwszy kamyk pruski w folwark Katarzyny zrobił wrażenie lawiny.

Sejm nabrał otuchy i fantazji. Debatowano o pomnożeniu wojska; małostkowy - jak zawsze - król radził mało - 30 tysięcy, inni bąkali o 40-60 tysiącach. Gdy 20-go

października poseł Walewski zalecił 100.000, cała sala, olśniona, że jest to - Sto tysięcy!

Sto tysięcy! ryczano zewsząd. Cyfra największa, a więc i najlepsza, porwała się na nogi.

Protest Żmudzina Górskiego utonął w ogólnej wrzawie, taka była chęć służenia ojczyźnie, że gdyby ktoś biegły w matematyce wspomniał o milionie - uchwalonoby milion; aukcja przeszła jednomyślnie. Posłowie padali sobie w objęcia, leli łzy radości, zdawało im się, że niezliczone hufce już stoją za oknami - na placu. Zapał ogarnął nawet Stanisława Augusta:

- Kochany narodzie, skrzeczał, życie dałbym za ciebie z ochotą!

Senat przystąpił do ucałowania ręki monarszej, co widząc Małachowski zakrzyknął, że i sejm pożąda tej łaski.

- I Litwa też! wołał Sapieha.

- Czekam na was z obu rękoma, kwiczał, smarkając nimi na razie nos, król.

Więc rzucili się hurmem posłowie, arbitrzy co zleźli z galerii, nawet woźni; cmokano na cześć armii te łapska, które wolały podpisać rozbiór niż imać miecza.

Entuzjazm był olbrzymi; gdy przyszło do uchwalenia podatków, zmalał bardzo, a gdy do płacenia zamienił się w odrazę.

26.

PIERWSZE STARCIE - PIERWSZE ZWYCIĘSTWO

Na papierze była wielka armia, powstała kwestia kto ma nią zarządzać?

- Oczywiście Departament Wojskowy, głosili król i wszyscy prawomyślni.

Ale Departament był Wydziałem Rady Nieustającej ustanowionej przez Rosję i z samych jej niewolników złożonej. Przez kilkanaście lat niszczył wojsko systematycznie. Powierzyć mu tworzenie armii oznaczało to samo co powierzyć je Rosji. Średnio rozgarnięty baran nie uwierzy, by wilk w jego obronie zakładał na siebie potrzaski.

- Nie chcemy Departamentu! Precz z nim! krzyczała opozycja.

I oto sejm składający się dotychczas ze stronników króla, Branickiego, Szczęsnego,

Czartoryskiego, z posłów co - jak utarło się od wieku - byli klientami jakiegoś magnata, co mieli nie rozumować, a tylko iść ślepo za swym panem, ten sejm zawsze skłócony,

rozdrobniony na dziesiątki grupek - podzielił się nagle na dwa wyraźne obozy: za Rosją i przeciw niej. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów sejm różniły nie możne osobiste

ansy, nie małe świństewka, konszachty, ale arcyważne, polityczne zagadnienie:

dogorywać pod moskiewskim butem czy próbować się spodeń wykaraskać? Z jednej strony chłystki nie widzący poza spódnicę wszechpotężnej carowej, jurgieltnicy drżący o swe pensje, tchórze; z drugiej ludzie, którym zbrzydło jarzmo, którym kołatało coś jeszcze żywiej w piersiach na dźwięk - Polska!

Opozycja żądała stworzenia Komisji Wojskowej w miejsce obrzydliwego Departamentu, wytrącało to wszelkie wpływy na armię Stackelbergowi i jego pachołkom, chambasador ostro zaoponował stwierdzając, że naruszy to gwarancję rosyjską, zachęciło to bardzo opozycję.

Stanisław August dygotał ze zgrozy; w obszernych perorach błagał, by nie obrażać Rosji, by nie obalać cząstki rządu przez nią łaskawie narzuconego, tłómaczył, iż Rosja od lat same dobrodziejstwa świadczy Polsce, iż handel z nią jak najkorzystniejszy, iż niesposób sobie wyobrazić życzliwszego, łagodniejszego, uczynniejszego sąsiada.

Ględził bezładnie i podle Szczęsny Potocki, zerwanie z Rosją podkopywało jego

znaczenie i plany kariery - wydawało mu się to dostateczną racją, by sejm zaniechał tej drogi. Biskup Massalski przestrzegał, by nie drażnić wszechmocnej Katarzyny, wtórował mu prymas, wołając:

- Ufajmy imperatorowej! Zobaczycie, że najjaśniejsza pani pokorą i uległością naszą zniewolona, zabrane prowincje z powrotem nam da...

- Fe, panie kochanku, to nieładnie, kiedy kobieta zniewolona daje, wtrącił Radziwiłł.

Kasztelan wojnicki Ożarowski, mający od Moskwy 2.000 dukatów rocznej pensji, dowodził słodko:

- Niepotrzebna nam Komisja, bo dla wojska zabezpieczenia... - pieczenia, pieczenia!

krzyknięto zaraz niby echo z galerii, a do kapelusza rzucono mu miedzianą kopiejkę.

Stawali mężnie w obronie Departamentu garbaty książę Sułkowski, pobierający 3000 dukatów jurgieltu rocznie, Gurowski - 2.400, Raczyński, biskup Kossakowski, wojewoda łęczycki Dzierzbicki - po 1.500, inni senatorzy, no i król - największy łapownik; wszyscy uczciwie spełnili swą powinność rublobiorców, każdy po przemowie patrzał potulnie na Stackelberga w loży: - a co? nie wypraszam pieniędzy za darmo?

Ale i opozycja się zawzięła; poseł chełmski Suchodolski, dotąd człowiek Branickiego, nie najmądrzej, lecz najgłośniej i najobficiej zwalczał Departament mimo furii hetmana, który w nim zasiadał; mówili przeciw niemu Kublicki i Niemcewicz - wbrew Czartoryskiemu, który upominał, by nie gniewać aliantki; powstawał ostro Suchorzewski, Weyssenhoff

-wszyscy nieznani, maluczcy, niezwiązani finansowo z Rosją posłowie. Król, magnaci, biskupi byli zdumieni i oburzeni: ich właśni ludzie wyłamywali!

Po tygodniowym potopie wymowy, gdy już po raz trzeci ci sami głos zabierali, a po raz trzechsetny powtarzali te same argumenty - opozycjoniści jęli krzyczeć:

- Turnus! Turnus!

- Nie ma jednomyślności, nie mogę nań zezwolić, rzekł król.

- Na co tu jednomyślność, sejm przecie skonfederowany, ad turnum! wołano.

Solwuję sesję do jutra! oznajmił król i uciekł do swoich pokoi wśród gradu przekleństw; -diabli nadali tę konfederację, mruczał, przydałoby się porządne veto...

Zawrzało w sali; poseł inflancki Kublicki wypadł na środek Izby i wyciągnąwszy szablę z pochwy: - Ucinać łby pieczeniarzom! wrzeszczał.

- Nie chcemy obradować z tą opłaconą senacką hołotą - krzyczano - a do Małachowskiego, porwawszy go na plecy i zmierzając ku drzwiom:

- Prowadź nas do innej sali, bez tych grandziarzy wnet dojdziemy do ładu.

Zląkł się król tych rozsądnych zamierzeń, a że nawet w złym nie umiał być wytrwałym, zezwolił nazajutrz na turnus. Głosowano jawnie, każdy wchodził na mównicę i głośno oznajmiał białą czy czarną gałkę rzuca, affirmative czy negative; przy okazji, choć to nikogo nie interesowało, każdy uzasadniał swój postępek. Drżeli pod wyłupiastym okiem Stackelberga wybrańcy wolnego narodu, senat w komplecie dał negative,

skompromitowany Departament zyskał większość 35-ciu głosów (149 za - 114 przeciw).

Niemcewicz zażądał tajnych, decydujących kresek. Teraz tchórze nabrały śmiałości; gdy Stackelberg nie mógł ich kontrolować - odważali się chcieć dobra Polski, ciskali

cichaczem białe gałki do wazy. Książę Adam był jednym z takich.

O 4-ej rano, po 16-stogodzinnym posiedzeniu, wśród głuchego, pełnego napięcia milczenia - obliczono gałki. Wniosek za Komisją Wojskową przeszedł 18-tu głosami większości!

Buchnął w strop krzyk radości. Posłowie rozbiegli się po Warszawie głosząc wieść tryumfalną:

- Sejm postąpił wbrew woli Stackelberga!!

Przerażony król, zamiast się kłaść spać, zasiadł do pisania listu do Katarzyny, sumitując się za to co zaszło.

27.

POSŁOWIE PRZY GROCHÓWCE

Przed 180-ciu laty hetman Żółkiewski, wracając spod Kłuszyna, defilował przez Warszawę z carem Szujskim na postronku - nie wywołało to w stolicy takiego podziwu i zachwytu jak obecnie obalenie Departamentu. Sejm polski śmie przeciwstawiać się Rosji! Jurgieltnicy są w mniejszości! Niesłychane!

Warszawa była całkowicie po stronie opozycji. Popularność Szczęsnego znikła jak śnieg wiosenny. Przyjaciele pozrzucali mundury o jego barwach przed pałacem Potockich. Gdy Szczęsny, chcąc odzyskać oklaski, oświadczył pompatycznie w sejmie, że wystawi swoim kosztem pomnik Czarnieckiemu, że ofiaruje 10.000 sztuk broni - zbyto obietnice te

milczeniem. Naturalnie nigdy ich nie dotrzymał.

Opozycjoniści nazwali się skromnie patriotami, cnotliwą większością. Do stronników Rosji tytułowanych dotąd zawsze przez Katarzynę - wzorowymi patriotami, przylgnęło miano pieczeniarzy. Wyśmiewano się z nich, że u króla, prymasa i ambasadora się tuczą.

Traktierni było w Warszawie zaledwie kilka, jadali tam co najwyżej furmani; nędzny

szlachciura, cóż dopiero poseł, uważali za wielką ujmę płacić za wikt - oznaczałoby to, że nie znają nikogo, że nikt ich nie zaprasza. Patrioci mieli co dzień parę stołów do wyboru -u Czartoryskiego, Małachowskiego, Ignacego Potockiego... tylko, że przy talerz-u

grochówki nie znajdowali, jak pieczeniarze, rubla w serwecie.

Litwa zbierała się u swej wyroczni - u Radziwiłła. Na podwórzu, na szaragach wisiały dziki, łosie, niedźwiedzie i sarny przywożone z Nieświeża; sanna była dobra, więc transport krótko trwał i mięso mało śmierdziało. Posłowie zasiadali przy wąziutkich stołach, raczyli się wódką gdańską, kiełbasą, kołdunami, chrapami łosia, ostrygami, zapijali winem i piwem. Radziwiłł wyłuszczał swe credo polityczne:

- Skoro, panie kochanku, naszą białą gęś ma drzeć czarny orzeł ościenny - niech już lepiej drze ten o jednej głowie...

- Racja! zdrowie króla pruskiego dobrodzieja! huczeli posłowie wychylając kielichy.

- Kto by się po nim spodziewał tak sprytnej kalkulacji? mówił zdziwiony Niemcewicz.

Powiązane dokumenty