Natręt.
B y nie sp ojrzeć nań naw et aciśl« przestrzegałem !
Cyrano.
D la czego, je śli łask a, lu e chcesz go aść widziéé? N a tręt.
Bo, bo, przecie...
Cyrano.
W ięc chyba on cię musi brzydzić?
Natręt.
A leż panie, bynajm niej!
Cyrano.
B a rw a jeg o może Z d a się panu niem iłą, niezdrową,?
Natręt.
B roń Boże!
Cyrano.
J e s t- ż e on zdaniem pana nieprzystojny kształtem ?
Natręt.
Cyrano.
W ięc czemu poniżać go gw ałtem ? Przypuszczam , w ielkość jeg o ra zić pana musi?
Natręt (jąkając się).
Ależ nnos... pppaóski m ały, m m aleń k i.. malusi!
Cyrano.
D o k ro ćset, nos mój m ai)! I waść ta k ą śm ie mi O belgę rzucić!
Natręt.
Boże!
Cyrano.
Mój nos je s t olbrzymi! O nędzny płaskonosie, ty głowo-makówko! W iedz, że się czuję dumny ta k ą przybudów ką! Bo nos duży wiadomo znakiem niew ątpliw ym , Że ten , co go posiada, je s t człowiekiem tkliw ym , Odważnym , miłym, dobrym , dowcipnym i hojnym, Słowem takim ja k .je s te m ; jakim , bądź spokojnym , T y nie zo stan iesz nigdy,” bo nędzna facy ata, Do k tó re j sięgam tu ta j wzwyż tw eg o k ra w a ta J e s t rów nież pozbaw iona .
(D aje m u policzek: natręt wydaje krzyk). ’ Dumy, w spaniałości, P olotu, czucia, b lask u ox-yginalaości,
Nosa, w reszcie, ja k inna, do której się zbliża B u t mój w obecnej chwili niżej tw ego krzyża.
( W ciągu tego chwyta go za ramiona i odwraca, łącząc ruch z gestem).
Natręt (umykając).
R atunku!
Cyrano.
T ak więc gaw ron, k tó ry się odw aży N iew czesne stro ić ż a rty ze środlca mej tw arzy , O strzeżony. A n adto zanim zacznie czmychać, J e ś li to byłby szlachcic, mam zw yczaj mu wpychać Z przodu i nieco w yżej k aw ałek n iek tó ry
Ż ela za błyszczącego, m iast k aw ałk a skóry!
De Guiche (zeszedłszy ze sceny ze złotą młodzieżą).
Wicehrabia Valvert 0wstrząsając ramionami).
Samochwał!
De Guiche.
N ikt mn słowem żadnem Nie odpowie?
Valvert.
Ja k to ? N ik t?—Dowcipem paradnym
T ak mu przy tn ę, że chełpić nie będzie się dłużśj.
(Z bliża się do Cyrana, który go m ierzy okiem i staje [z głupią miną).
Mój panie, he, he, ty m asz he... nos... bardzo duży.
Cyrano (poważnie).
B ardzo.
Valvert (śmiejąc się).
Cha! cha! Cyrano (niewzruszony). To wszystko? Valvert. Bo... Cyrano. Ho, mój młodziku! N adto je s te ś treściw y, m ogłeś by ł bez liku R zeczy powiedzieć, w różne ud erzając tony. O t n ap rzy k ład , zaczepnie: „Bym był obdarzony Nosem takim potężnym , bezw łocznie i raźnie Żądałbym am putacyi.“ Albo też przyjaźnie:
„Pew no w czarce, gdy pijesz, nurza się nos pana? Czemu nie ob stalujesz sobie roztruchana?"
Malowniczo: „To sk ała, to g ó ra , lub raczéj... P rzy ląd e k ... nie—półw ysep!1*—Ciekawie: „W ybaczy P an, że spytam , do czego ten długi futerał? Czyżby nożyczki, lub też k ałam arz zaw ierał?”
Z w dziękiem : „C zy je s te ś takim p taków lubownikiem, Że p ra g n ie sz j e przynęcić tym o t gołębnikiem ?" Ż artobliw ie: „Pow iedz pan, kiedy lu lk ę palisz I dym nosem w ypuszczasz, to twój sąsiad żaliż Nie zaw oła, że p alą się w tw y m kom inie sadze?* Życzliw ie: „P an pam iętaj o ciał równowadze!
P od wpływem p rzy ciąg an ia łatw o padniesz plackiem N a ziemię! Z uprzejm ością: „K to się takiem cackiem
Cieszy, niech parasolem od słońca je s trz e ż e .1* P edancko: „ A ry sto fa n iedno ty lk o zw ierzę O pisuje o ta k ie j na czole narości,
Złożonej z m ięsa, ch rząstek , n a podstaw ie z kości; H ipo-cam p elefan ta-m elo s zw ał się ta k i
Z w ierz dziw ny.” L u b wesoło: „Modne sąż te haki? B y powiesić ubranie, nowość to dogodna."
Z pow agą: „Żaden w icher, rzecz to niezaw odna, N ie spraw i ci k a ta ru , nosie, ch y b a może Cyklon." Albo też: „M yślę, że Czerw one morze P o w staje, kiedy z teg o oto nosa k re w p ły n ie .“ Z podziwem: „Ten pachnideł fa b ry k a n t zasłynie Co nad sklepem zaw iesi szyld ta k doskonały P oety cznie, „T yś try to n u konchy w spanialéj," Z p ro sto tą: „K iedyż zwiedzim ten piękny budynek?" Z uznaniem : „To się zowie szczytem wchodzi w ry n ek !“ Z p rostack a: „Oj la Boga, to ci nochal, panie!
Z w iesił se w ielgą rzepę, cy m aluśką banię!" P o w ojskowem u: „Cel! pal! w p ro st na kaw aleryę!" P rak ty cz n ie: „Czy nie zechcesz puścić go w lo tery ę, Bo z pew nością on będzie n ajg ru b sz ą w ygraną?"
W końcu P ira m a sk a rg ę naślad ując znaną: „H arm onię rysów pańskich popsuł ten odmieniec, Z tą d mu w ykw ita ciągle t<Mi w stydu rum ieniec." Oto łask aw y panie, co byłbyś w ygłosił,
G d y b y tw ój mózg dowcipu choć cokolwiek nosił I gdybyś się rozum iał n a ozdobnej mowie,
L ecz ani źdźbło dowcipu nie tk w i w tw ojej głow ie, N ędzna isto to , k tó ra z alfabetu cztery ,
T e przez k tó re się piszesz znasz ty lk o lite ry . A z re sz tą gdybyś umiał z fa n ta z y ą i sprytem Mnie tu ta j cisnąć przed tem kołem znakom item . W szyskie te , coś usłyszał ro zb ry k an e ż a rty N ie zdołałbyś powiedzieć ani części czw artej
Od połowy pierw szego. T ą b łazeńską g w a rą Smagam się sam ochoczo, ale żadną m iarą
Nie dam, by muie kto inny sm agał w sposób taki!
De Guiche (chcąc odciągnąć wicehrabiego).
W icehrabio, daj pokoi.
Valvert (dusząc się ze złości).
S zlach etk a, co rękaw iczek, w stążek, ni galonów Nie nosi, śm ie pozw alać sobie ta k ic h tonów!
Cyrano.
Ja m natom iast d bający o cześć, godność swoję; To ma w ytw ornośći Choć jak modniś się nie stro ję. Z aiste, im mniej próżnym, tem w ięcej j a dbałym , Nigdy mnie nie widziano z honorem zszarzałym . Zm iętym , z zasklepionem i oczym a snm ienia, J a k b y co ty lk o w stały z długiego uśpienia Z m ^spłókaną zniew agą, z sław ą nieodm ytą Z w szelakich w ątpliw ości. Chociaż zło to litą Nie błyszczę sz a tą , nie mam na sobie św iecideł. Pow iew am pióropuszem, utw orzonym z skrzy d eł Niezależności ducha, szczerości i praw dy
I n a duszę, nie kibić, w kładam g o rse t zawdy, By się w znosiła prosto. W czyny śm iałe w łasne I d ę przyozdobiony, ja k b y w w stąż k i k rasn e,
W reszcie ja k g d y b y w ąsy dowcip swój najeżam , Z jedn ej ludzkiej grom ady do następnej zm ierzam , B rz ą k a ją c w praw dy xłowa, jak o b y w ostrogi.
Valvert.
Mój panie...
Cyrano.
R ękaw iczek nie noszę, b łąd srogi! Miałem ja w praw dzie je d u ą , bez pary, odwieczną, L ecz gdy mi się sp rz y k rzy ła i b y ła zbyteczną. Na niem iłe mi lice ją pono rzuciłem .
Valvert.
G bur, głupiec, grubijam u!
Cyrano (zdejm ując kapelusz i kłaniając się).
A! w ielce mi muem. Ja m je s t C yrano de B ergerac!
Valvert.
B łaźnit!
Cyrano (z sykiem, ja k gdyby kurcz go chwytał).
S88Î...
Valvert {który odchodził, odwraca się).
Co uu mówi jeszcze?...
Cyrano (ze skrzywieniem bólu, dotykając szpady).
N ią poruszać, bo s ta je się sztyw ną,'jjzdrętw iałą; O to co j e s t użyczać jej ruch u z a mało.
A j!../
Valvert.
Co to znaczy?
Cyrano.
W szpadzie czuję rw anie.
Valvert (wyciągając pałasz).
Ja m gotów!...
Cyrano.
S ztych w yborny się panu dostanie.
Valvert (pogardliwie).
Poeta!...
Cyrano.
T ak , m asz słuszność, i to takim celnym, Że gdy będę poru szał swym pałaszem dzielnym, Jednocześnie dla p an a baladę ułożę.
Vaivert.
Baladę?
Cyrano.
D la w aszm ośei to rz ecz obca może. (W ypow iada ja k b y lekcyę).
Z trz e c h stro n o ośmiu w ierszach ^sk ład a się balada,.
Valvert (tupiąc nogami).
Och!...
Cyrano.
E p ilo g o czterech n a końcu przypada...
Valvert.
W aćpan...
Cyrano.
M ac h ając bronią, zrym nję baladę, P rz y końcu epilogu poczujesz mą szpadę.
Valvert.
Nic z tego!
Cyrano.
Nic? (deklamuje) „B alada h isto ry ę nieznaną G łosi o pojedynku pana de Cyrano
I pew nego ła jd a k a w Burgundzkim p ałacu .“ Valvert. Cóż to ma być? Cyrano. To ty tu ł. Sala (w podnieceniu).
Ocb, zabaw ai... Z placu U stąp ić proszę... Cicho... W idowisko nowe...
( Ciekawi na parterze, złota młodzież, oficerowie, mieszczanie i lud pom ieszani z sobą tworzą koło. Paziowie w spinają się na ramiona widzów. D am y pow stają w lożach. N a prawo de Guiche
i szlachta. N a lewo L e B re t, Ragueneau, Cuigy),
Cyrano.
Cierpliwości!... S zykuję me rym y... gotowe! ( W ykonyw a stopniowo to, co wygłasza). W io n ął mi kapelusz z czoła,
G ładko płynie w iersz b alad y I płaszcz zsunął się dokoła, W ięc dobywam swojej szpady, G rzeczny, zwinny, pełen sw ady. D ow iedz się mój dudku-w rogu, K tó ry ś ze mną szu k ał zw ady, Ż e cię zmacam w epilogu. P o co w ty k ać palce w koła?
T e ra z niem a na to rad y , *
Że cię m oja szpada goła N aszpikuje do nasady. W s tę g i, taśm y i zakłady N a tw em sercu, mój ra ro g u , By u k a ra ć tw e braw ady, W brzuch cię tra fię w epilogu. W te m mi p rz ep ad ł rym na... oła, Aleś ty ja k płótno blady,
B ym m ó g ł rzec, że tch ó rz dokoła Cię obleciał, szepcąc rady.
Brzęk! p aru ję tw oje zdrady, G d y ju ż je ste ś w kozim rogn. W zyw aj M arsa lub P alad y , L ecz cię zmacam w epilogu.
E pilo g .
Id zie chw ila tw ej zag ład y Mości panie zleć się Bogu!
F in ta , sztyszek dla p arad y (zam ierza się). T u sz !..
( Valvert chwieje się i pada, Cyrano Mania się publiczności). O t konieu epilogu!
( Oklaski w lożach i okrzyki; kw iaty i chustki padają. Wojskowi otaczają Cyrana i w inszują. Bagueneau tańczy w uniesieniu. L e B r e t szczęśliw y i zbolały zarazem . P rzyjaciele wicehrabiego
p o dtrzym ują go i unoszą).
Tłum (w przeciągłym okrzyku).
A&ch! Szwoleżer. To w spaniale! Dama. Ł a d n e bardzo. Ragueneau. G igantyczne! Le Bret. S zaleństw o!
Pierwszy ze złotej młodzieży.
Niewidziane!
( W koło Cyrana słychać):
W inszujemy! Śliczne! o Brawo!... W ielce udatne...
Głos kobiety.
B o h ater praw dziw y!
Muszkieter (zbliżając się do Cyrana i wyciągając do niego r ę k ę \
W ykonanie m istrzow skie! P anie, udział żywy B rałem w pańskim tryum fie; tupaniem w. podłogę
O bjaw iłem uznanie! Żem znaw cą, rzec mogę. ( Odchodzi)*.
Cyrano (do Cuigy).
K tóż j e s t te n pan?
Cuigy.
D ’A rtag n au .
Le Bret (do Cyrana, biorąc go pod ramię).
Chodź porozm aw iajm y.
Cyrano.
{Do Bellerosa). Możem zostać?
Bellerose (z uszanoivaniem).
B ez kw estyi!
(Słychać krzy ki za sceną).
iodelet.
O t m uzyka w łaśnie D la Montflenreffo.
Bellerose (uroczyście).
S ic tran sit...
(.Innym tonem do odźwiernego, żegnając ukłonem Cyrana). Niech św iatło nie gaśn ie.
Zam knąć i pozam iatać; na próbę przyjdziem y K rotochw ili ju trz e js z e j, gdy kolacyę zjemy.
(iJodelet i Bellerose wychodzą, złożyw szy głębokie ukłony).
Odźwierny (do Cyrana).
P a n n a obiad?
Cyrano.
Nie idę.
Le Bret.
Bo?^.
Cyrano (po odejściu odźwiernego).
Nje mam pieniędzy.
Le Bret.
Ja k to ? w orek ta la ró w , rzuco ny pomiędzy Kom edyanlów ?...
Cyrano.
D zień jeden tw oje życie trw ało* D a rz e ojcowski!
Le Bret.
A więc nic ci nie z o sta ło , By przeży ć miesiąc?
Cyrano.
Nic.
Le Bret.
O! jakiem głupstw em setnem iiy ło rzucić ten worek!
Cyrano.
Roznosicielka (chrząkając ea ladą).
Hm...
(Cyrano i L e B re t odwracają się. Ona zbliża się nieśmiało). W iedzieć, że pan głodny, sèrce pęka przecie.
( W skazując bufet). J e s t w szystko, bardzo proszę...
( Z uczuciem). W eź pan.
Cyrano (zdejmując kapelusz).
M oje dziecię, Choć dum a G askończyka w z b ran ia mi surowo P rz y ją ć cokolwiek, je d n a k ponieważ odmową Spraw iłbym przykrość, wezmę od ciebie, panienko
(Idzie do bufetu i wybiera). B zecz m ałą, z winogrona, to jedno ziarenko,
(O na chce m u dać grono, on zryw a ziarnko). Jed n o ty lk o i szklankę wody
( Ona chce m u nalać w ina, on j ą w strzym uje). P rzezro czy stej, I pół m akaronika.
(Oddaje drugą połowę).
Le Bret. « N ierozsądek czysty! Roznosicielka. Och! co więcej! Cyrano. T a k , ręk ę do pocałow ania. (C ałuje j ą w rękę, ja k księżniczkę). Roznosicielka. D ziękuję (ukłon). I dobranoc! (wychodzi). SCENA V.
Cyrano, Le Bret, potem Odźwierny. Cyrano.
W ięc słucham kazan ia. { Staje przed bufetem i układa p rzed sobą makaronik).
Mam obiad!... (Staw ia szklankę wody). Trunek!...
(K ła d zie ziarnko winogronowe). W ety! (siada).
Zasiadam do stołu, Jestem w praw dzie ta k głodny, że m ógłbym zjeść wołu, (jedząc) M ówiłeś więc?...
Le Bret.
Że całkiem sk rzy w ią tw e pojęcie, G lupcÿ, ju n ack ą b u tę udając zawzięcie. S pytaj ludzi rozsądnych i w rozsądku imię J a k ie ś w ybrykiem spraw ił wrażenie?
Cyrano. Olbrzymie! Le Bret K ardynałow i... Cyrano (uszczęśliwiony). B ył tam? Le Bret. H e c a h ałaśliw a M ogła się zdać...
Cyrano.
Z ab a w n ą—Pew no się nie gniéw a, Gdy sam piórem się bawi, że sztu ce k o leg i Coś przeszkodziło.
Le Bret.
Zuowu pow iększasz szeregi Sw ych nieprzyjaciół.
Cyrano (napoczynając ziarnko)"
W ielu przybyło w tej chwiłi?
Le Bret.
C zterd z iestu ośmiu proez dam.
Cyrano.
B ędziem y liczyli!
Le Bret.
M ontfleury, s ta ry B aro, A kadem ia cała, D e G uiche i w ic e h ra b ia ..
Cyrano.
Le Bret.
Pow iedz mi, dokąd dążysz system em zaciętym , Dokąd?
Cyrano.
N iegdyś błądziłem w labiryncie kręty m , G dzie się plotły system y w sposób różnorodny, W ięc obrałem najp ro stszy : być podziwu godny W e w szystkiem i d la w szystkich.
Le Bret (ruszając ramionami).
System w iele w arty! L ecz powiedz mi p rzyczynę złości tw ej u p artéj Do M ontflenrego.
Cyrano.
S a ty r ten, gruby, ohydny, K tórem u nig d y koniec nóg w łasnych niewidny, Sądzi, iż j e s t dla k obiet wciąż powabnym w cale I niebezpiecznym . To też na scenie zuchw ale P rz e w ra c a sw oje ślepie żabie, obrzydliw e, S ta ra ją c się by były słodkie i tęskliw e.
Z duszy go zaś nie cierpię; coś się w e mnie zżyma, G dy wspomnę, że on ścig ał j ą tem i oczyma!
O, w tedy mi się zdało, że widzę ślim aka, K tó ry pełza po kwiecie!
Le Bret.
Co... now ina taka?
Ja m nie przypuszczał nigdy, boś nie zdrad ził słowem.
Cyrano (z gorzkim uśmiechem).
Żem zakochany?—Kocham.
Le Bret.
P ow iedz, k tó ra owem Bóstw em .
Cyrano.
K tóra? O, pomyśl! G dy ten nos szk arad n y N a zaw sze mnie sk azuje, bym nie był od żadnśj N aw et brzydkiej kobiety... Gdy nie mam najm niejszej N adziei wzajem ności—ty lko w najpiękniejszej
Kocham się. N ajpiękniejszą j e s t ona z ziem ianek, N ajw ytw orniejszą, mówię, i słoneczny w ianek
( Z przygnębieniem). T w orzą je j zło te w łosy dokoła jej głowy!
Le Bret.
Cyrane.
J e s t niew innie zabójcza i niechcący śliczna;
J e s t to sid ło natury, róża balsam iczua,
W k tó rej s k ry ty am orek kow a sw oją s trz a łę . K to w idział jej uśmiechy, wie co doskonałe. Każdy jej ruch j e s t nowym wdziękiem, upojeniem! Podbija jednem słowem, czaruje spojrzeniem !
Nie w stępujesz, W enero, do konchy perłow ej, N i ty , D yano, gajem podążasz na łowy
Z tak im wdziękiem , ja k ona, gdy stopą pow iew ną Chodzi lub do lek ty k i wsiada!
Le Bret.
Ach! to pew no... N areszcie zrozumiałem!
Cyrano.
Z a g a d k a to szklana.
Le Bret.
T o M agdalena Robin, tw a krew na!
Cyrano.
R o ksana.
Le Bret.
No ta k , to doskonale! Nieźle rzeczy sto ją,
T y ś dziś sław n y , więc wyznaj jej dziś miłość sw oją.
Cyrano.
O sądź w pierw , czy nadzieje może w sobie budzić K to ma taKą wyniosłość. ( W skazuje na nos).
J a nie chcę się łudzić! Tak! N ieraz roztkliw iony, gdy w błękicie ginie W ieczorem ziem ia ca ła o woni godzinie,
B łąkam się po ogrodzie. Mój nos biedak w chłania T e zapachy kw ietniow e, a księżyc odsłania Oczom ja k ą kobietę, k tó ra się o p iera
N a ram ieniu miłego; w tedy we mnie w zbiera
R zew ność i p ra g n ę również, by w srebrnym prom ienia O na się ta k w spierała na mojem ram ieniu.
Podniecam się, nie pom ny!.. na ogrodu murze S postrzegam w łasny profil w dziw acznym k o n tu rze .
Le Bret (w zruszony).
Cyrano.
D ługo n ieraz rozmyślam z g ry z o tą N ad sw oją sam otnością i sw oją brzydotą.
Le Bret (żywo, biorąc go za rękę).
Płaczesz?
Cyrano.
O nie, by łab y to zbrodnia bez m ała, B y p* ta k brzydkim nosie łz a ja k a spływ ała. Nie chcę, by boska piękność łez z tą pospolitą B rzy d o tą wspólność m iała jakow ą... W iesz ty to, Iż łz a w szystko na św iecie przew yższa wzniosłością I nie chcę, by choć jed n a s ta ła się śm iesznością.
Le Bret.
Nie smuć się: miłość ślepa, z przypadku się rodzi.
Cyrano (kiwając głową).
M nie o takim dla siebie myśleć się nie godzi, K ochając K leo p atrę, C ezara mied postać T rzeb a, a gdybym p ra g n ą ł B erenidę dostać, M usiałbym być T ytusem .
Le Bret.
A le tw oja chw ała
Dowcip, w aleczność tw oja... P rz e d chw ilą t a m ała, K tó ra ci ów posiłek podała nieśm iało
M ile na cię p a trz a ła ...
Cyrano {uderzony).
I mnie się zdaw ało.
Le Bret.
R o ksana pojedynek śled ziła w ybladła...
Cyrano.
^Zbladła!
Le Bret.
Sercem , umysłem ona cię odgad ła, J e s t u ję ta , idź śmiało, wyznaj miłość swoję.
Cyrano.
W yśm ieje, rzecz jedyna, k tó re j j a się boję.
Odźwierny {wprowadzając kogoś do Cyrana).
P ew n a dam a m a panu coś do pow iedzenia. Id zie tu...
Cyrano {spostrzegając Baegnę).
SCENA VI.
Cyrano, Le Bret, Duegna. Duegna (z wielkim ukłonem).
Od dzielnego k u zy n a chcianoby przezem nie D ow iedzieć się, czy m o ż D a w idzieć go tajem nie?
Cyrano (zmieszany),
Mnie widzieć?
Duegna (z ukłonem).
Ciebie, panie... R zeczy niesłychanie W ażne ra czy sz usłyszeć.
Cyrano.
W ażne?...
Duegna.
T a k je s t, panie.
Cyrano (chwiejąc się).
Boże!...
Duegna.
J u tro o św icie u św iętego R ocha B ędzie n a M szy porannej i chciałaby tro ch a Pomów ić z to b ą; prosi, byś m iejsce rozmowie N aznaczył.
Cyrano (opierając się na L e Brecie).
Boże wielki!
Duegna.
P rędko, niech pan powie.
Cyrano.
M yślę... w tra k ty e rn i Ragueneau!
Duegna.
(id zie to?
Cyrano.
P rz y ulicy S ain t H onore. O Boże!
Duegna (wychodząc). W e d łu g obietnicy B ądź tam o siódmej. Cyrano. Będę. (Duegna wychodzi).
SCEN A V II.
Cyrano, Le Bret, Aktorzy. Aktorki, Cuigy, Brissaille, Lignière, Odźwierny, Skrzypki.
Cyrano (rzucając się w objęcia L e B reta).
D ro?i! S ch ad zk a ze mnę. P rz e z nią wezwany, przez nią!...
Le Bret.
W idzisz, nadarem no Smuciłeś się.
Cyrano.
O cl! ja k ie są w ezw ania cele? K iedy o mnie pam ięta, ju ż rtla mnie wesele.
Le Bret.
W ięc się uspokoiłeś?
Cyrano (w uniesieniu).
Co? uspokoiłem? Jam w ięcej niż o sza la ł, j a się zapaliłem! I dziśbym całe wojsko na ziemię położył, Bom sw e serce, ram iona i duszę pomnożył! D ziś bić i rą b a ć k arły ju ż mi je s t zamało!
(K rzyc zy w niebogłosy). Mnie p o trzeba olbrzymów i to arm ię całą.
( Od chwili na scenie w głębi aktorzy i aktorki poruszają się i ro z m aw iają. Z aczyna się próba. S krzy p ki zasiedli na swych m iej
scach).
Głos ze sceny.
Hola! cicho, tu próoa!
Cyrano (śmiejąc się).
Z a ra z odchodzimy.
( Cyrano chce odejść. P rzez drzw i w głębi wchodzą Cuigy i B r is saille, podtrzym ując L ignière’a zupełnie pijanego).
Cuigy.
Cyrano!
Co nowego?
Cuigy.
Cyrano {poznając Lignière'a).
Lignière! on poco tu taj? co się stało jemu?
Brissaille.
Nie może iść do domu!
Cyrano.
Nie może? A czemu?
Lignière ( bełkocząc, pokazuje zm ięty świstek).
T en św istek... mnie o strzega... s e tk a ludzi stoi... T am p rzy bram ie N eslaóskiej... to z przyczyny mojej P iosenki... G-dy do siebie... nie mam innej drogi, P ro szę cię, byś mnie na noc p rz y ją ł w sw oje progi.
Cyrano.
S tu ludzi pow iedziałeś! D aję ci porękę, Że w domu zanocujesz.
Lignière.
^ K iedy...
Cyrano {groźnym, głosem, pokazując latarkę u odźwiernego).
L a ta re n k ę
W eź. Idziem w drogę żwawo; a przysięgam śm iele,' Ż e ci z pew nością dzisiaj sam łóżko pościelę.
{Do oficerów).
W y zaś pójdźcie za nami. będziecie za św iadki.
Cuigy.
L ecz stu ludzi!
Cyrano.
D ziś w ieczór ra d je ste m z tej g ra tk i.
Le Bret.
Po co się opiekow ać...
Cyrano. Le B re t ju ź zaczyi.a. Le Bret. P ijakiem nieciekawym ? Cyrano. Bo ta beczka wina, Ten p ijak osławiony, ta wódki baryła,
J a k ch w at sobie postąpił. R az gdy jeg o m iła P o Mszy rę k ę w święconej w odzie umoczyła.
O n, co wody nie znosi, p rzy b ieg a w tej chw ili I całą kropielnicę do dna ci wychyli!
Aktorka (w kostiumie subretki).
Och to! to ładnie było.
Cyrano.
Czy niepraw da, mała?
Aktorka (do innych).
N a biednego p ieśniarza zk ąd niechęć pow stała?
Cyrano (do oficerów).
Idźmy. Z panów niech n ik t mi z pomocy nie staw a , C obądźby mi groziło. Aktorka (podskakując). J a w idzieć ciekaw a. Id ę z wami... Cyrano. Chodź pan.
Inna aktorka (również podskakując, zbliża się do starego
aktora).
Idziesz ty E assan der?
Cyrano.
D obrze, niech idą w szyscy: d o k to r i L ea n d er Iz a b e la , by rój wasz sw aw olny ta k mile Do hiszpańskiej tra g e d y i dodał „krotochwilę W ło sk ą i m elodyą g rzechotek w esołą O toczył nas, ja k bęben A rlek ina w k o ło .
Wszystkie kobiety (skacząc z radości).
Brawo! Śpiesznie! M antylkę! K apturek! Z arzutkę!
Jodelet.
Idźm y l
Cyrano.
S k rzypki niech g ra ją najw eselszą nutkę.
(S k rzy p ki łączą się z orszakiem. W ychodzący zabierają świece i rozdają je pomiędzy siebie. Ogólny korowód e pochodniami).
B raw o, oficerowie! S tro jn a k obiet świta!...
W yprzedzam w szystkich... S ław ą zdobyta ma k ita P ow iew a na mej czapce, jak o b y k rzew bujny. Jam j e s t dumny ja k Scypion N asica potrójny. Po w tarzam : do zw ycięstw a w ara się przyłożyć! K ażdy gotów? Raz! dwa! trzy! O dźw ierny otw orzyć. ( Odźwierny otwiera drzwi. Ukazuje się malowniczy kawałek star
Cyrano.
Och! P a ry ż ju ż zapada w pom rok nocy m glistej! K siężyc spuszcza po dachach prom ień potoczysty. R am a dla w idow iska tw orzy się w ybrana
Doskonale! Tam w stęg ę sw ę toczy Sekw ana, Ja k b y lu stro czarow ne w czarodziejskim św iecie, A te ra z zobaczycie, co w idzieć będziecie!
Wszyscy.
Do Bramy!
Cyrano.
T ak , do Bramy!
( Odwracając się do subretki). P y ta sz n a co setk ę Aż ludzi na jednego słano w ierszukletkę?
( W yciąga pałasz).
Dowiedz się zatem pani przyczyny praw dziw ej: T o jeden z m ych p rz y ja ció ł i j e s t mi życzliwy.
( Cyrano wychodzi, orszak za nim z p ija n y m Lignièrem na czele. A kto rki pod ramię z oficerami. A k to rzy w podskokach ruszają
p r z y dźwięku skrzypków i niejasnem świetle świec.
KONIEC AKTU PIERWSZEGO.