• Nie Znaleziono Wyników

Cyrano de Bergerac : komedya [!] bohaterska w 5-ciu aktach

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Cyrano de Bergerac : komedya [!] bohaterska w 5-ciu aktach"

Copied!
200
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

CYRANO DE BERGERAC

KOMEDYA BOHATERSKA

W

S-oiu

a Kt a o l i

Przez

& Sm unda ^lootan-da

Przełożyła z francuskiego

I I a r y a C h w a l i b ó g

D odatek do „SŁOW A”

W A R S Z A W A

D R U K I E M N O S K O W S K I E G O 15. ulica Warecka 15.

(6)

Дозволено Цензурою. Баршава, 22 Августа 1898 года.

(7)

O S O B Y : Cy r a n o d e Be r g e r a c Ch r y s t y a n d e Ne u y i l l e t t e H r . d e Gu i c h e Ra g u e n e a u Le Br e t Ka p it a n Ca r b o n d e Ca s t e l- Ja l o u x Pie r w s z y k a d ï ï t Dr u g i k a d e t Tr z e c i k a d e t Cz w a r t y k a d e t Li g n i è r e D e Ya l y e r t

I ZE ZŁO TEJ MŁODZIEŻY

II ZÉ ZŁO TEJ MŁODZIEŻY

III ZE ZŁO TEJ MŁODZIEŻY

Mo n t f l e u r y f B e l l e liOSE

\

JO D E L E T J C uiG Y * Br i s s a i l l e Na t r ę t I MUSZKIETER II M USZKIETER A ktorzy Of i c e r h i s z p a ń s k i Sz w o l e ż e r Od ź w i e r n y Mi e s z c z a n i n Je g o s y n Rz e z i m i e s z e k W i d z Gw a r d z is t a Be r t r a n d o u Ka p u c y n Dw a j m u z y k a n c i Ki l k u p o e t ó w Ki l k u k u c h c ik ó w Ro k s a n a Sio s t r a Ma r t a Liz a Ro z n o s ic ie l k a c h ł o d n ik ó w Ma t k a Ma ł g o r z a t a Du e g n a Sio s t r a Kl a r a Ak t o r k a Su b r e t k a Pa z io w ie Kw ia c i a r k a

Tłum : Mieszczanie, Złota młodzież, M uszkieterow ie, R zezi­

m ieszek, K uchoiki, Poeci, Kadeci gaskońscy, Komedyanci*

Skrzypki, Paziow ie, Dzieoi, Żołnierze hiszpańscy, Widzowie^ W ykw intnisie, A ktorki, Mieszczki, Zakonnice.

(8)
(9)

AKT PIERWSZY.

P r z e d s t a w i e n i e w p a ł a c u B u r g u n d z k i m .

Sala pałacu w r. 1640: szopa do gry w palanta, urządzona i upiększona dla przedstaw ień.

Sala je st p ro sto k ątem W idzowie widzą ją w k ie ru n k u u- kośnym w ten sposób, iż jeden z boków p ro sto k ątu tw orzy tło, łączące pierw szy plan z prawej stro n y z o statnim z lewej i spo­ tykające się pod kątem prostym ze sceną tejże sali, widoczne w odcinku.

Ów kaw ałek sceny je s t zastaw iony z obydw óoh stron ła ­ w eczkam i. K u rty n ę stanow ią rozsuw alne firanki. P o n ad płasz­ czem A rlekina herb y królew skie. Z estrad y do sali prow adzą szerokie stopnie. P o brzegach ow ych stopni m iejsca dla sk rz y p ­ ków. P oręcz opatrzona świecami.

D w a rzędy galeryj booznyoh jeden nad drugim . R ząd w yższy podzielony na loże. N iem a krzeseł na parterze, k tó ry je s t jednocześnie sceną teatru . W głębi jego, t. j. n a praw o, na pierw szym planie kilka ław ek tw orzy stopnie, a pod soho- dami, prow adzącem i do w yższych m iejsc i k tó ry c h tylko p o ­ czątek widaó, rodzaj b u fe tu ozdobionego m ałem i żyrandolam i, wazonikam i kw iatów , szklankam i, talerzam i pełnem i ciast, b u ­ telkam i itd.

W głębi w śro d k u pod galeryą lóż wejśoie do te a tru . W ielkie drzw i otw ierają w m iarę ja k przybyw ają widzowie. N a drzw iach, nad bufetem i po różnyoh m iejscach porozlepiane afisze „K lorysa.”

W chw ili podnoszenia k u rty n y sala je st jeszoze p u sta i p o ­

grążona w półcieniu. Żyrandole opuszczone i jeszcze nie o-

(10)

SCENĄ. I.

(Publiczność napływ a powoli. K aw alerzyści, Mieszczanie, S łu ż­ ba, Paziow ie, R zezim ieszek, O dźw ierny itd., później Złota m ło­

dzież, Cuigy, B rissaille, Roznosieielka, S krzypki itd . Słyohaó

za drzw iam i w rzaw ę głosów. K aw alerzysta w chodzi z pośpie­ chem , O dźw ierny goni za nim).

Odźwierny. H ej, za wejście! Kawalerzysta. Nie płacę. Odźwierny. Czemu? Kawalerzysta. Szw oleżerem Ja m k ró la.

Odźwierny (do drugiego kaw alerzysty).

Pan?

Kawalerzysta.

N ie płacę, bom je s t m uszkieterem .

Pierwszy kawalerzysta.

Gdy nie zaczną p rz ed drugą, a p a r te r o tw a rty , Zm ierzm y się na florety (fechłuje się).

Piorwszy lokaj {wchodząc).

P st... F la n q u in ma k a r ty I kości.

Drugi lokaj.

To ty? D obrze... zagrajm y!

Inny lokaj.

A iao!

Pierwszy lokaj (wyciągając kawałek, świecy i zapalając go).

J a te ś w ia te łk a w ędzę, gdzie mi się nawiną!

Pierwszy gwardzista (do kwiaciarki, obejmując ją ).

Oto j e s t b ardzo g rzecznie p rz y jść , gdy zm rok n a salilj

Pierwszy z szermierzy.

Tusz!

Pierwszy z graczy.

(11)

Gwardzista.

Całusa!

Kwiaciarka.

Pokój byście dali! M ogą widzieć.

Gwardzista.

Co nii tam!

Jakiś człowiek (irozkładając się na ziem i z zapasam i żywności).

K to wcześnie przychodzi T en sobie zje spokojnie, gdy icny się głodzi.

Mieszczanin (prowadząc syna).

S iadajm y tu ta j.

Gracze.

Asy.

Człowiek (wyciągając butellą z pod płaszcza i na nim

siadając),

N iech tu leży bunda! T u w p ałacu B nrgundzkim miło pić B argunda!

Mieszczanin (do syna).

Jak o b y m do gospody w szedł nieprzyzw oitej ,(w skazując)

Z aw adyacy, pijacy, g racze

(popchnięty p rze z szerm ierza, pada m iędzy graczy). R ozm aitej G aw iedzi tu ta j pełno!

Gwardzista (do kwiaciarki).

Daj buzi, bo sk rad n ę.

Mieszczanin (oddala syna).

R any Boskie! W szeteczne, sprośne i szkarad n e... I pomyśleć, że g ra n o w tak iej oto sali

T ra g e d y ę p a n a R otrou!...

Syn.

I K ornela grali!

(B a n d a paziów , trzym ając się za ręce, ivcliodzi tańcząc i śpie­ wając: Tra la la, la la la).

Odźwierny.

(12)

Pierwszy z paziów (z obrażoną godnością).

Panie, z a rz u t taki!... (do drugiego pazia na bolcu) M asz ty sz p a g a t gotowy?

Drugi paź.

S z p a g a t mam i haki.

Pierwszy paź.

Ł a tw o nam przyjdzie z g ó ry ułowić perukę.

Rzezimieszek (otoczony podejrzanemi osobistościami).

Oj! wy młode urw isy, tr z a iść na naukę,

K iedy się po ra z pierw szy rzem iosła chw ytam y.

Drugi paź (krzycząc do innych paziów, stojących na w yższych

galeryach). Hej! m acie sarb ak an y !

Tamci (odpowiadają, sypiąc na niego grochem).

I groch rów nież mamy!

Syn (do mieszczanina).

Co g ra d będ$?

Mieszczanin.

„K lurysę" pana B a lta z a ra B aro , oto mi sztuka!

Rzezimieszek (do tow arzyszy).

B aczność tam i w a ra K oronki gładko ciachać!

Jeden z widzów (do drugiego).

Siedziałem w tej nyży, G dy przedstaw iano „C yda".

Mieszczanin (do syna).

Zejdziem y tu nizéj...

Rzezimieszek (z wymownym, gestem).

Z egarki!...

Mieszczanin (do syna).

O, n a p a trz y sz się dzisiaj do woli A ktorów w ielce słynnych...

Ktoś z galeryi (krzycząc).

W y od żyrandoli! Z ap alcie świece.

(13)

Mieszczanin.

L ’E p y , B eaupré, sław a w ielk a M ontfleury, Jo d eletl

Jeden z paziów (na parterze).

J e s t roznosicielka!

Roznosicielka.

P om arańcze są, mlekol

Głos dyszkantowy.

U stęp że hołoto! ( W rzaw a p rzy drzwiach).

Lokaj (ze zdziwieniem).

Co, panow ie n a p arte r?

Drugi lokaj.

C hw ilkę jedną.

Pierwszy ze złotej młodzieży.

Co to? N ie depczem y po nogacb, w rzaw y nie robimy...

O to j e s t p rz y jść zawcześuie! P atrzc ie! Co to? Czy m y * Jak o w i sukiennicy, lub ja c y ś plebeje?

(Spotyka innych paziów, którzy p rz y s zli chwilkę woeeśniej). Ach! Cuigy! B rissaille! (uściski).

Cuigy.

Pow iedz czem się dzieje Że dzisiaj przychodzim y, gdy na sali ciemno?

Pierwszy ze złotej młodzieży.

Ach! nie mów o tem , proszę, zlituj się nademną! Je ste m wściekły!

Drugi ze złotej młodzieży.

Pociesz się. Z apalacz się zjawił!

(&> upują siękoło żyrandoli i siadają. Lignière wchodzi z Chrystya- netn. Powierzchowność Lignière'a pijacka, ale z pew ną dystynkcyą. Chrystyan piękny, ubrany niemodnie. Niespokojnie rozglądają się

po lożach). SCENA II.

Ciż sami, Chrystyan, Lignière, potem Ragueneau, Le Bret. Cuigy.

(14)

Brissaille (śmiejąc się).

J e sz cze trzeźw y.

Lignière (cicho do Chrystyana).

Chcesz bym cię przedstaw ił? ( Chrystyan daje znale przyzw olenia). B iro n de N eu v illette (ukłony).

Sala cała (z radością w ita zapalenie żyrandola).

A!...

Clligy (do B rissaille'a, patrząc na Chrystyana). On piękny w ybitnie.

Lignière (przedstawiając Chrystyanowi).

D e Cuigy, de B rissaille.

Chrystyan (kłaniając się).

Miło i zaszczytnie.

Pierwszy ze złotej młodzieży (do drugiego).

P rzy sto jn y , lecz p rz y b ran y je s t nieco niem odnie.

Lignière.

P an -p rz y b y w a z prow m cyi, baw i trz y tygodnie?

Chrystyan.

T ak , j a jestem w P a ry ż u coś od dai dw udziestu, Od j u t r a do k ad e tó w w stępu ję.

Pierwszy ze złotej młodzieży (patrząc na osoby wchodzące

do lóż).

Jgż je s t tu P re z y d e n to w a A ubry.

Roznosicielka.

Owoce! Napoje! (Słychać strojenie skrzypiec).

Cuigy (do Chrystyana, wskazując napełniającą, się salę).

S chodzą się!

Chrystyan.

T ak , i licznie!

Pierwszy ze złotej młodzieży.

J a k ie pięk n e stroje! W ielk i św ia t cały!

(W y m ie n ia ją damy, w miarę ja k te wchodzą do lóż i p rzesyła ją im ukłony. D am y, bardzo wystrojone, odpowiadają uśmiechami).

(15)

Drugi z e złotej m łodzieży. W idzę panią de Guéméuée...

Cuigy. Bois-D auphin...

P ie rw sz y ze złotej m łodzieży.

M oja m iłość— p ię la a ja k Selene. B rissaille.

D e C h a v ig n y ..

Drugi ze złotej m łodzieży.

D la k tó re j serca są zabaw ką! Lignière.

P a n C orneille p rz y b y ł z R ouen... siedzi za tą ław ką! Syn m ieszczanina.

J e s t i Akademia?

M ieszczanin.

T ak... wielu nieśm iertelnych! Colomby, B onda, B oissat, pan A rbaud... z naczelnych P isarzy! Ich im iona pełne wieoznej chwały!...

P ie rw sz y ze złotej m łodzieży.

Baczności T am w ykw intnisie m iejsca swe obrały, J e s t ju ż U rym edonta i B arten o ita.

Drugi ze złotej młodzieży.

Ach, te przydom ki w szystkie to rz ecz wyśm ienita! Z nasz j e w szy stk ie, markizie?

Inny m łodzieniec.

Znam te n poczet długi. Lignière (na boku do C hrysłyana). Nie chciałem ci odmówić te j m ałej przy sługi, L ecz te j dam y tu niema. W racam do butelki!

C h ry sty an .

Z ostań, ty , co opiewasz m iasto, dwór, św ia t w ielki. Pow iedz mi, kogo kocham! Z o stań , mój kochany.

K apelm istrz. P anow ie, sk rz y p k i proszę.

Roznosicielka.

(16)

Chrystyan.

J e d n a rzecz mnie p rz era ża: gdy ona zaloty L ubi m uskane, nie umiem, a zw ro ty

J ę z y k a , co nim dzisiaj piszą i g ad ają, Ż adną m iarą do mego mózgu nie p rz y sta ją . J a jestem dobry żołnierz, ale w tem nieśm iały. One zw ykle w tej loży na praw o siadały.

Lignière (chcąc wyjść).

O dchodzę.

Chrystyan.

Je sz c z e chwilkę!

, Lignière.

Na mnie pan d'A ssoucy C zeka. A tu taj człow iek z p ragnienia schnąć musi..

Roznosicielka (zbliżając się do niego).

J e s t oranżada... Lignière. Tfu! Roznosicielka. Mleko... Lignière. B rrr... je szc ze gorzéj! Roznosicielka. O to rum! Lignière.

Daj! Z o staję, na chw ilę pomoże.

(iSiada p r z y bufecie. Roznosicielka nalewa. K r z y k i wśród publi­ czności tow arzyszą ukazaniu się czloivieka grubego i uciesznego).

Publiczność.

Ach! R agueneau!

Lignière.

O to sław ny p asz te tn ik w P ary ż u .

Ragueneau (ubrany odświętnie, zbliża się do Lignière'a).

Czy nie w idziałeś, panie, tu ta j gdzie w pobliżu P a n a Cyrano?

(17)

Lignière (przedstaw iając Ragueneau Chrystyanowi).

W idzisz oto p asz te tn ik a P o etó w .

Ragueneau.

O! te n ty tu ł szczęściem mnie p rzen ik a.

Lignière.

D ość, mecenasie!

Ragueneau.

D la mnie niemałym zaszczytem , Ż e ci panow ie u mnie ra c z ą się...

Lignière. K redytem ! S am p o eta z talentem ! Ragueneau. T a k mnie osądzili. Lignière. P rz e p a d a za poezyąl Ragueneau.

Moi goście mili. D a rz ą mnie te ż wierszam i.

Lignière.

Z a odę, sonecik D ajesz im t o r t czy pasztet?

Ragueneau.

Nie, panie: pasztecik .

Lignière.

Poczciw iec się w ym aw ia! Czyś nie d ał za m arny Tryolet?...

Ragueneau.

B ułeczkę.

Lignière (surowo).

Z mlekiem. D ość było chleb czarny. A ja k ż e w aszm ość p ana te a t r się podoba?;

[Ragueneau.

(18)

Lignière.

Z a w ejście do te a tr u ou płaci monety

Z c ia sta , i m iędzy nami powiedz, w iele cię to D zisiejsze przed staw ien ie m ąki kosztow ało?

R agueneau.

N iew iele—rzek ę n aw et, nadzw yczajnie mało: D w a tuziny pierożków z krem em i śm ietaną. D ziw ne, że d o tąd niema p an a de C yrano.

Lignière.

Czemu?

Ragueneau.

D ziś g ra M ontfleury, a panow ie czyście Nic o tem nie słyszeli?

Lignière,

Owszem, rzeczyw iście W „F edonie" m a w y stą p ić dziś ta beczka w strę tn a , A le to dla C y rana sp ra w a obojętna.

Ragueneau.

J a k to , nie wiecie, że on M ontfleuremu srogo Z ab ro n ił n a te j scenie n aw et sta n ą ć nogą, I to p rzez oały m iesiąc.

Lignière.

W ięc cói?

Ragueneau.

A dziś w roli On w ystąpi.

Cuigy (zbliżając się).

Bo musi.

Ragueneau.

D ośw iadczy on doli!

Pierwszy ze złotej młodzieży.

K tóż Cyrano?

Cuigy.

Z aw adyak,

Drugi ze złotej młodzieży.

D obrze urodzony?

Cuigy.

J e s t kad etem i człekiem fa n ta z y i szalonej.

Id z ie druh jeg o . (W ola) L e B ret! szu k asz B e rg e ra c ’a?

Le Bret (podchodząc do nich).

(19)

Cuigy.

. Podobno j e s t ’ to człow iek najd ziw niejszy w św iecie.

Le Bret (z czułością).

Niema jem u rów nego Da całej planecie.

Ragueneau. On m a sław ę p o e ty . Le Bret. M uzyka. Cuigy. Szerm ierza. Brissaiile. F iz y k a. Lignière.

I niezw ykłym pozorem uderza.

Ragueneau.

Z a w zór go nie obierze, to rzecz niezaw odna, M uza p ana de Cham pagne pow ażna, łagodna: D ziw aczny, nadzw yczajny, zuchw ały, u p a rty , F a n ta sty c z n y , gw ałtow ny, dziwne stro i ża rty ; A le b y łab y z niego wielce ry b a gruba D la nieboszczyka p an a de C allot Ja k ó b a . Nie w y szedł z je g o ry lca w ich er ta k szalony: P iórop usz ma p otrójny, a płaszcz podniesiony Z ty łu szpikulcem szpady ja k ogon k oguta, K a ftan o sześciu połach; przytem ta k a b u ta,

Ze w szystkich ty ch zuchwalców o sążeń przechodzi, K tó ry c h G askonia m atk a od w iek wieków rodzi. Głowę o ta c z a k ry z a, a na tw a rz y przedzie

W iedzie on nos p rzed sobą!... Ach! ja k i nos w iedzie. O, kto sp o tk a tak ieg o nosa nosiciela,

T en musi w ydać okrzyk: „Panie, to za w iela!“ A potem: „O n go zdejm ie niebaw em! 14 T ak , ale P an de B e rg e ra c n osa nie zdejm uje wcale!

Le Bret.

I tn ie teg o , k tokolw iek piśnie o nim słówko!

Ragueneau (dumnie).

Nożyc p a rk i j e s t je g o ra p ire k połów ką.

Pierwszy ze złotej młodzieży.

Nie przyjdzie!...

(20)

Ragueneau.

O wszem , przyjdzie. J a się o k apłona Z ałożę...

Pierwszy ze złotej młodzieży.

T rzym am zakład!..

{Szm eryjpodziw u w sali. Eolcsana ukazuje się z D uegną. Chry- styan nie w id zi je j, za jęty płaceniem Roznosicielce).

Drugi ze złotej młodzieży (w ykrzykuje).

Ach! panow ie, oua J e s t , ach, p rz era żając o urocza.

Pierwszy ze złotej młodzieży.

To m eszek B rzoskw ini, a poziomki ma w dzięczny uśmieszek.

Drugi ze złotej młodzieży.

I ta k św ieża, ja k rosa, że Kto o niej m arzy, P ew no serce przeziębi, albo z a k a ta rz y .

Chrystyan (•podnosi głowę i, spostrzegając Roksanę, chwyta

L ignière’a za rękę). Ona! Lignière. A c h , ona! Chrystyan. Pow iedz. Lignière.

Zow ie się R oksana,

A niegdyś M agdalena RobiD, dziś uznana W y k w in tn isia... Chrystyan. N iestety! Lignière. S ierota, k uzyna B e rg e ra c ’a, o którym ...

(T T tej chw ili elegancki gość wchodzi do loży R oksany i rozma- tvia z nią p rze z chwilę).

Chrystyan (wzdrygając się).

T en kto?...

Lignière (któremu j u ż zaczyna w głowie czmerać, mruga z n a ­

cząco okiem).

(21)

H ra b ia de Q-uiche, w R o k san ie wielce zakochany I wciąż j ą p rześladuje nienięknem i plany.

G dy sam j e s t ożeniony z R ich eu lieu ’go krew ną, Chce R oksanie na męża n arzu cić, wiem pewno, W icehrabiego V a lv e rt, k tó ry niepozornie W y g lą d a , lecz uprzejm y. R o k san a opornie O dm aw ia. H ra b ia możny, k a ry się nie lęka, Z atem p ro stą m ieszczankę prześladuje, nęka. Z re s z tą jam odkryt jeg o m anew r niegodziw y W pewnej piosnce zabaw nej, on mi z a to krzyw y. K oniec piosenki taki...

( W staje, zataczając się i chce sącząc śpiewać).

Chrystyan.

J a się z tą d wynoszę!

Lignière.

Dokąd?

Chrystyan.

Do pana V alv ert.

Lignière.

O strożny bądź, proszę: On cię zabije! (wskazując na Roksanę).

Z ostań; z te j loży k to ś rzuci! Okiem na ciebie.

Chrystyan.

P raw da!

'(Z a p atrzony.— Gromada rzezim ieszków , widząc go gapiącego się, zbliża się ku niemu).

Lignière.

A jam zbałam ucił Czasu dosyć i w racam do sw ych tow arzyszów .

(W ychodzi, zataczając się).

Le Bret (obszedłszy salę, wraca do Ragueneau uspokojony).

Niema C yrana. Ragueneau. Jed n a k ... Le Bret. Z ap ew n e afiszów Nie czytał.

(22)

Sala cała.

G rę zaczynać! ju ż spóźniona pora!

SCENA II I.

Ciż sami, oprócz Lignière’a; de Guiche, Valvert,H potem Montfleury.

Pierwszy ze złotej młodzieży (tcidząc de Guiche a, który opuścił

lożą R oksany i przechodzi p rze z p a rter, • otoczony orszakiem paziów).

H ra b ia de G uiche ze sobą prow adzi pół dw ora.

Drugi ze złotej młodzieży.

G askoóczyk!

Pierwszy ze złotej młodzieży.

A le z ta k ic h , którym się pow odzi, Bo g ię tk i j e s t i chłodny. P ow itać się godzi.

Drugi ze złotej młodzieży (do de Guiche).

J a k ż e piękna je s t, hrabio, w stąż k a, co p rzesłan ia Tw ój żabot. A je j barw a, to „spłoszona łan ia," Czy też „pocałuj, m iła?“

De Guiche.

N azw isko odcienia: „H iszpan ch o ry .“

Pierwszy ze złotej młodzieży.

W ięc praw d a w ypływ a z im ienia I p raw d ę głosi św ia ta kolor w aszej w stęgi, Bo niebaw em H iszp a n ia sro g ie weźmie cięgi W e F la n d ry i, a to dzięki w aszej w aleczności.

De Guiche.

Id ę na scenę. P ro szę, k to łask aw z waszm ości. (Id zie ku scenie, za nim paziow ie. Odwraca się i wola):

Chodź V a lv e rt z nami.

Chrystyan.

T o on! To ten w icehrabia, J a mu w te j chw ili rzucę.

( K ła d zie rękę do kieszeni, chwyta rękę rzezim ieszka i odwraca się)* K to m nie tu ograbia?

Rzezimieszek.

(23)

Chrystyan (nie puszczając go).

C hw ytam rękaw iczkę...

Rzezimieszek (uśmiechając się, żałośnie).

A znajdujesz rękę. (.Zm ieniając ton, po cichu i prędko)-

P u ść mnie. Powiem wam sek ret. D o stan ę podziękę.

Chrystyan (trzym ając go ciągle).

Cóż to?

Rzezimieszek.

L ig n iè re , co odszedł dopiero od ciebie,

B ędzie za chwil niew iele w śm iertelnej p otrzeb ie. Piosenką, on o b ra z ił możi.ego człow ieka.

S tu lu d zi—jam z nich ta k ż e — na drodze nań czeka.

Chrystyan. K to im kazał?... Rzezimieszek. D yskrecya. Chrystyan (szyderczo). O! Ol Rzezimieszek.

J a nie łam ię D y sk re cv i zaw odow ej!

Chrystyan.

L ecz gdzie są?

Rzezimieszek.

P rz y bram ie N e3la ń sk ie j. O strz eż więc go!

Chrystyan (puszczając go).

G dzież j a go zastanę?

Rzezimieszek.

Z biegnij w szy stk ie karczem ki i p iw iarn ie znane: P od „Z ło tą T ło c z n ią ,” „Szyszką," pod „T rzeszczącym

[P a se m ,“ P od „D w iem a Pochodniam i14 i w każdej tym czasem Z ostaw słówko!

Chrystyan.

A ch szuje! N a jeduego staw ić S,tu! Biegnę!... {patrząc na Roksanę z miłością): J ą opuszczam (patrząc na Valverta ze złością): I on tu lju e c z zbaw ić T eg o muszę. {W ybiega śpiesznie).

(24)

(D e Guiche, W icehrabia, Z ło ta m łodzież zn ika ją za firanką, by siadać na ławeczkach sceny. Cały teatr szczelnie zapełniony).

Sala.

Zaczynać!

Mieszczanin (którego peruka unosi się na końcu sznurka, zwie­

szonego z galeryi w yższej). Ho! M oja peruka!

Wykrzyki radości.

H a, łysy! B raw o pazie! W y śm ien ita sztuka!

Mieszczanin (grożąc pięścią).

O hultaje! urwisy!

(K r z y k i śmiechy cichną).

Le Bret (zdziw iony).

Z kąd n ag łe milczenie?

Jeden z widzów (mówi do niego cicho).

Je st! W ątpliw ości niema!

Głosy i szepty po sali.

Cicho! P rzy b y ł! Nie, nie! Owszem! K ardynał! W loży tej zakratow anej!

Pierwszy z paziów.

Ach! do dyabła! K ardynał! N a m c sarb ak an y !

Głos jednego z młodzieży z za firanki.

P ro szę ro z ja śn ić św iecę.

Inny (wychylając głowę z za firanki).

K rzesło!

( Podają krzesło ponad głowami z ręki do ręki. M łodzieniec je bierze, przesyłając pocałunki lożom).

Jeden z widzów.

Sza! K u ity n a l

( Trzykrotne uderzenie. K otara się rozsuwa. W idok: M ło dzież siedzi po bokach w postawach zuchwałych. Tło sceny sielankowe.

C ztery św ieczniki oświetlają scenę. S k rz y p k i'g ra ją cicho).

Le Bret (do Ragueneau po cichu).

M ontfleury w ejdzie za raz .

Ragueneau (półgłosem).

T a k , to on zaczyna!

Le Bret. C y r a n a niema.

(25)

Ragueneau.

P rz e p a d ł z a k ła d w ra z z potraw ą.

Le Bret.

Tem lepiej, tem ci lepiej!

(,Słychać melodye n a fujarce. M ontfleury ukazuje się na scenie ogromny, gruby, w kostium ie pasterza z sielanki, w kapeluszu ubranym różam i i przyg ryw a na fujarce, przystrojonej kw iatam i).

Parter (oklaskując).

A! Moutfleury! brawo!

Montfleury (ukłoniwszy się, zaczyna grać rolę\Fedona).

„Szczęśliw y ten, k to zdaia od dw orów się cbronijl* „W dobrowolnem w ygnaniu w lesistej u s tro n i, „A gdy Zefiry ponad g a je przeleciały..."

Głos wśród parteru.

Ł a jd a k u , czym n a m iesiąc nie w zbronił ci cały? (Szem ranie, przerażenie, szepty).

Głosy rozmaite.

Co to? Co to się stało?

( W lożach pow stają i w ychylają się, aby widzieć).

Cuigy.

T o on!

Le Bret (przerażony).

G łos Cyrana!

Głos.

R uszaj mi ztąd, k u g larzu , lalo malowana!

Cała sala.

Co się stało? Co? Och!

Głosy różne.

Gra.j, M ontfleury, bez trw ogi!

Montfleury (głosem niepewnym).

„Szczęśliw y ten , kto zd ała od dwo...“

Głos (coraz groźniejszy).

R uszaj w nogi! Czy ty chcesz, s z a rla ta n ie , bym ci w upom inek Ze sto ta k ic h na plecach za sad ził drzew inek?

(L aska ukazuje się nad głow am i).

Montfleury (coraz ciszej).

(26)

Głos.

P recz!

Montfleury.

„Szczęśliw y ten, kto zd a la ...“

Cyrano (wskakuje na krzesło icśród parteru, z rękami założone-

m i na piersiach, kapelusz ma na bakier, w ąsy najeżone, nos przerażający).

Że ze mnie d rw ić nie wolno, dowie się t a lala! ( W rażenie ogromne).

SCEN A IV.

Ciż sami—Cyrano, później Bellerose, Jodelet. Montfleury (do złotej młodzieży).

R atu jcie mnie panow ie!

Pierwszy ze złotej młodzieży (niedbale).

Graj!..

Cyrano.

Od tego zasię, Bo ci oba policzki w y trz ep ię, grubasie!

Pierwszy ze złotej młodzieży.

Dosyć!...

Cyrano.

Cicho tam w ław kach, bo ten k ije k tw a rd y P om aca ty ch m a rg ra b ią t w stą ż k i i kokardy!

Złota młodzież (zryw a się z ławek).

To ju ż nadto!... M ontfleury...

Cyrano.

Niechaj ru sz a duchem, J e ś li chce w yjść z calem i uszam i i brzuchem .

Głos wśród widzów. Ależ... Cyrano. N iech zmyka! Inny głos. P rzecie!...

(27)

Cyrano.

Co? On jeszcze je s t tu? (.Z ruchem zakasywania rękawów).

D obrze, więc zobaczycie w net z mojego gestu,

Ja k się w p la ste rk i k ra je niortadelę włoską! Montfleury (z godnością).

Mnie zniew ażając, panie, t y o b ra żasz boską, Thalię!

Cyrano (g w yszukaną greecgnością).

G dyby ta m uza—ty ś je s t niczem dla n iej— M iała za szczy t cię poznać, w ierz mi, że t a pani, W idząc cię takim grubym i ja k tró jn ó g głupcem , P o sła ła by ci k o tu rn potężnym hołupcem.

Parter.

Montfleury! M ontfleury! g ra j nam sztu k ę Baro!

Cyrano {do krzyczących wkoło niego.)

Z litu jc ie się panow ie nad tę, pochw ą starą ! O na chce szpadę w ydać i już iedw ie dysze!

Tłum (cofając się).

Ho! ho!

Cyrano (do M ontfleury’ego).

P re c z mi ze sceny!

Tłum (zbliżając się do Cyrana).

O! o!

Cyrano (odwracając się).

P ro te s t słyszę! (T łu m się cofa).

Głos (śpiewa w głębi).

„ Ja k b y p iłk ą nam i kręci „M ały ty ra n , pan C yrano, „Lecz pomimo jeg o chęci „T u „K lo ry sa" będzie graną!"

Sala cała (krzyczy).

Tak! „ K lo ry sa“ będzie graną!

Cyrano.

Z atłu k ę w szystkich ra z e m , je ś li tę piosenkę U słyszę tu ra z jeszc ze!

(28)

Mieszczanin.

C zyś Samson?

Cyrano.

D aj szczękę Sw oją w łasną, asanie, a w net nim zostanę!

Jeden z paziów.

Skandaliczne!

Mieszczanin.

Niem iłe wielcel

Dama (w loży). N iesłychane! Paź. • To mi heca! Parter. Montfleury! Cyrano!... Cyrano. Bez krzyku! Parter (w gorączce).

H i— a —B ee—mee— na—n a —kukuryku!

Cyrano.

J a w as w szystkich!

Paź.

Miau!...

Cyrano.

P st! niech się cisza stanie. W szystkim tu na p a rte rz e w ysyłam wyzwanie, Zbliżcie się po kolei, młodzi bohaterzy!

Z ap isu ję im iona w alecznych szerm ierzy!

K to z w aszm ości rozpocznie sze reg znakom ity?

Pan?... Nie... Pan? i teD nie chce. Z w szelkiem i zaszcz y ty W ypraw ię j a pierw szego, kto tu stan ie. K tó ry

Z paziów chce um rzeć pięknie, te n palec do góry Niech w zniesie.

(M ilczenie).

Co? nikt? żadeu? W idok nagiej s ta li O braża skrom ność waszą Z atem idę dalej.

( Odwracając się do sceny, gdzie M ontfleury czeka z trwogą). W ięc n ap rzó d życzę sobie z teg o obrzęknięcia,

B y się t e a t r w yleczył, bo inaczej cięcia B isturkiem .

(29)

Montfleury.

Ja ...

Cyrano (schodzi z krzesła, rozsiada się w środku koła, które się

w koło niego utworzyło, ja k b y b ył u siebie). G dy klasnę trz y ra z y w me dłonie. Z a trzeciem m asz się zayaść; jak o b y w wód tonie!

Parter (rozweselony).

Ach!

Cyrano (klaszcze w dłonie).

Raz! Moutfleury. M yślę... Głos z loży. T u zostań! Parter.

Zem knie... Nie! zostanie!

Montfleury.

Z d aje mi się, panowie...

Cyrano. Dwa! Montfleury. T ak ie me zdanie!.. Cyrano. Trzy!

(M ontfleury znika, ja k gdyby pod trapę\ gw izdanie, wrzawa).

Sala.

Hu! hu! tchórz! N iechaj w raca tu do roli sw ojej N atychm iast!

Cyrano.

N iechaj w raca, je śli się nie boi. (R ozsiada się w krześle, zakładając nogę na nogę).

Mieszczanin. Oto je s t m ów ca tru p y . Loże. B ellerose posłyszym y! Bellerose (wytwornie). M ości panowie! Parter. P re c z , precz. J o d e le t wolimy

(30)

Jodelet (staje na przedzie sceny i mówi przez nos).

Cielęta)

Parter.

Św ietnie! brawo!

Jodelet.

Cicho bądźcie! G ruby Ów a rty s ta , k tó re g o brzuch wam w ielce luby

U czuł się nagle...

Parter.

On tchórz!

Jodelet.

Do w yjścia zm uszony.

Parter.

Niech w raca! (jedni) Nic! (drudzy) T ak , owszem.

Młody człowiek (do Cyrana).

Z apytam z mej stro n y Nie cierpieć M ontfleurego, ja k ie m asz przyczyny, Mój panie?

Cyrano (zwracając si§ grzecznie do niego).

Mam ich aż dw ie, g ąsiak u jed y n y . Jed n e j byłoby dosyć. Naprzód: w s trę t mi spraw ia, J a k o han iebny a k to r, co gębę ro z d ziaw ia

I drze się i podźw iga z woziwody stękiem , W iersze ta k ie , co winny u laty w ać z wdziękiem . O d ru g iej zm ilczę.

Mieszczanin (za nim).

L ecz ja k pan „K lorysy* może Nas pozbawiać? Chcę w łaśnie...

Cyrano (odwracając swe krzesło do mieszczanina z udanem u sza ­

nowaniem).

O koźli uporze!

Gdy w iersz w aszeg o B aro mniej w a rt je s t od zera, J a bez sk ru p u łu wołam: k ro p k a e t caetera!

Wykwintnisie (po lożach).

Ach! och! o m oja droga! czyż można? ach, co ty N a to mówisz?... nasz Baro!

Cyrano (odwracając się z krzesłem do lóż, z wielką galanteryą).

U rocze isto ty l B ądźcie prom ieniem , kw iatem i nieście nam czarę M arzeń, a życia n a w e t nagro d źcie ofiarę

(31)

Uśmiechem czarującym ; i natchnieniem bądźoie N aszem i w ierszy naszych, ale ich nie sądźcie.

Bellerose.

A widzom huk pieniędzy zw rócić nam wypadnie!

Cyrano (zwracając się z krzesłem do sceny).

Bellerose! tu ś się odezw ał rozum nie i ładnie! N ie chcę w cale d ziur robić w tespisow ej szacie, C hw ytajże w ięc te n mieszek i nie pleć o strac ie .

Sala (olśniona).

Ach! och! ach! och!

Jodelet.

O, kosztem tym n a naszej scenie M ożesz „K lorysy “ codzieó zryw ać przedstaw ienie!

Sala( krzyczy i gwiżdże).

Hu, hn.

Jodelet.

Choćby nas w szy stk ich razem w y św istali!

Bellerose.

Opuśćm y śpiesznie salę!

Jodelet.

T ak, wychodźmy z sali! . ( Z aczynają w szyscy wychodzić. Cyrano spogląda z m iną zado­ woloną. T łum za trzym u je się wkrótce, słysząc co się dzieje

następnie i p rzestaje wychodzić. K obiety w lożach, poubierane j u ż do w yjścia, za trzym u ją się i siadają).

Le Bret (do Cyrana).

. To szaleństw o!

Natręt (zbliżając się do Cyrana).

Montfłeury! P anie, co za skandal! On je s t proteg o w an y przez k sięcia de C andale... M asz może pro tek to ra?

Cyrano. Nie. Natręt. J a k to : nie? Cyrano. Zgoła. Natręt.

(32)

Cyrano.

Pow iadam po ra z trze ci, je ś h dwóeh ci mało: P ro te k to ra nie mam, lecz

(K ładąc rękę na szpadzie). O piekunkę śm iałą.

Natręt.

W ięc stolicę opuścisz?

Cyrano.

Z a le ż y ..

Natręt.

W szak wiecie: K siążę ma ram ię długie.

Cyrano.

Nie ta k d łu g ie przecie, J a k moje z tym dodatkiem .

Natręt.

Ależ p an nie myśli...

Cyrano.

M yślę w łaśnie.

Natręt.

Bo...

Cyrano.

T e ra z tam , zkądeście p rzy szli, R uszajcie...

Natręt.

Ależ...

Cyrano.

Id ź waś<5, lub się w ytłóm aczysz Czemu ciągle na nos mój patrzysz?

Natręt (przerażony).

P a n w yoaczysz...

Cyrano (postępując ku niemu).

O óż j e s t w nim ta k dziwnego?

Natręt (cofając się),

W asza la sk a w błędzie...

Cyrano.

Gzy s*§ kołysze, ja k b y trąba?

^ Natręt (jak wyżej).

. \ Niecü pan będzie

(33)

Cyrano.

L ub podobny do suwiego dzioba?

Natręt.

Ależ...

Cyrano.

Czyż ma brodaw kę, to się. niepodoba?

Natręt.

G dzież tam ...

Cyrano.

A je śli m ucha w tej chw ili przypadkiem Chodzi po nim powoli, czyż. to j e s t ta k rządkiem Zjawiskiem ? Natręt. A leż wcale... Cyrano. 1 czem ś niebywałem ? Natręt.

B y nie sp ojrzeć nań naw et aciśl« przestrzegałem !

Cyrano.

D la czego, je śli łask a, lu e chcesz go aść widziéé? N a tręt.

Bo, bo, przecie...

Cyrano.

W ięc chyba on cię musi brzydzić?

Natręt.

A leż panie, bynajm niej!

Cyrano.

B a rw a jeg o może Z d a się panu niem iłą, niezdrową,?

Natręt.

B roń Boże!

Cyrano.

J e s t- ż e on zdaniem pana nieprzystojny kształtem ?

Natręt.

(34)

Cyrano.

W ięc czemu poniżać go gw ałtem ? Przypuszczam , w ielkość jeg o ra zić pana musi?

Natręt (jąkając się).

Ależ nnos... pppaóski m ały, m m aleń k i.. malusi!

Cyrano.

D o k ro ćset, nos mój m ai)! I waść ta k ą śm ie mi O belgę rzucić!

Natręt.

Boże!

Cyrano.

Mój nos je s t olbrzymi! O nędzny płaskonosie, ty głowo-makówko! W iedz, że się czuję dumny ta k ą przybudów ką! Bo nos duży wiadomo znakiem niew ątpliw ym , Że ten , co go posiada, je s t człowiekiem tkliw ym , Odważnym , miłym, dobrym , dowcipnym i hojnym, Słowem takim ja k .je s te m ; jakim , bądź spokojnym , T y nie zo stan iesz nigdy,” bo nędzna facy ata, Do k tó re j sięgam tu ta j wzwyż tw eg o k ra w a ta J e s t rów nież pozbaw iona .

(D aje m u policzek: natręt wydaje krzyk). ’ Dumy, w spaniałości, P olotu, czucia, b lask u ox-yginalaości,

Nosa, w reszcie, ja k inna, do której się zbliża B u t mój w obecnej chwili niżej tw ego krzyża.

( W ciągu tego chwyta go za ramiona i odwraca, łącząc ruch z gestem).

Natręt (umykając).

R atunku!

Cyrano.

T ak więc gaw ron, k tó ry się odw aży N iew czesne stro ić ż a rty ze środlca mej tw arzy , O strzeżony. A n adto zanim zacznie czmychać, J e ś li to byłby szlachcic, mam zw yczaj mu wpychać Z przodu i nieco w yżej k aw ałek n iek tó ry

Ż ela za błyszczącego, m iast k aw ałk a skóry!

De Guiche (zeszedłszy ze sceny ze złotą młodzieżą).

(35)

Wicehrabia Valvert 0wstrząsając ramionami).

Samochwał!

De Guiche.

N ikt mn słowem żadnem Nie odpowie?

Valvert.

Ja k to ? N ik t?—Dowcipem paradnym

T ak mu przy tn ę, że chełpić nie będzie się dłużśj.

(Z bliża się do Cyrana, który go m ierzy okiem i staje [z głupią miną).

Mój panie, he, he, ty m asz he... nos... bardzo duży.

Cyrano (poważnie).

B ardzo.

Valvert (śmiejąc się).

Cha! cha! Cyrano (niewzruszony). To wszystko? Valvert. Bo... Cyrano. Ho, mój młodziku! N adto je s te ś treściw y, m ogłeś by ł bez liku R zeczy powiedzieć, w różne ud erzając tony. O t n ap rzy k ład , zaczepnie: „Bym był obdarzony Nosem takim potężnym , bezw łocznie i raźnie Żądałbym am putacyi.“ Albo też przyjaźnie:

„Pew no w czarce, gdy pijesz, nurza się nos pana? Czemu nie ob stalujesz sobie roztruchana?"

Malowniczo: „To sk ała, to g ó ra , lub raczéj... P rzy ląd e k ... nie—półw ysep!1*—Ciekawie: „W ybaczy P an, że spytam , do czego ten długi futerał? Czyżby nożyczki, lub też k ałam arz zaw ierał?”

Z w dziękiem : „C zy je s te ś takim p taków lubownikiem, Że p ra g n ie sz j e przynęcić tym o t gołębnikiem ?" Ż artobliw ie: „Pow iedz pan, kiedy lu lk ę palisz I dym nosem w ypuszczasz, to twój sąsiad żaliż Nie zaw oła, że p alą się w tw y m kom inie sadze?* Życzliw ie: „P an pam iętaj o ciał równowadze!

P od wpływem p rzy ciąg an ia łatw o padniesz plackiem N a ziemię! Z uprzejm ością: „K to się takiem cackiem

(36)

Cieszy, niech parasolem od słońca je s trz e ż e .1* P edancko: „ A ry sto fa n iedno ty lk o zw ierzę O pisuje o ta k ie j na czole narości,

Złożonej z m ięsa, ch rząstek , n a podstaw ie z kości; H ipo-cam p elefan ta-m elo s zw ał się ta k i

Z w ierz dziw ny.” L u b wesoło: „Modne sąż te haki? B y powiesić ubranie, nowość to dogodna."

Z pow agą: „Żaden w icher, rzecz to niezaw odna, N ie spraw i ci k a ta ru , nosie, ch y b a może Cyklon." Albo też: „M yślę, że Czerw one morze P o w staje, kiedy z teg o oto nosa k re w p ły n ie .“ Z podziwem: „Ten pachnideł fa b ry k a n t zasłynie Co nad sklepem zaw iesi szyld ta k doskonały P oety cznie, „T yś try to n u konchy w spanialéj," Z p ro sto tą: „K iedyż zwiedzim ten piękny budynek?" Z uznaniem : „To się zowie szczytem wchodzi w ry n ek !“ Z p rostack a: „Oj la Boga, to ci nochal, panie!

Z w iesił se w ielgą rzepę, cy m aluśką banię!" P o w ojskowem u: „Cel! pal! w p ro st na kaw aleryę!" P rak ty cz n ie: „Czy nie zechcesz puścić go w lo tery ę, Bo z pew nością on będzie n ajg ru b sz ą w ygraną?"

W końcu P ira m a sk a rg ę naślad ując znaną: „H arm onię rysów pańskich popsuł ten odmieniec, Z tą d mu w ykw ita ciągle t<Mi w stydu rum ieniec." Oto łask aw y panie, co byłbyś w ygłosił,

G d y b y tw ój mózg dowcipu choć cokolwiek nosił I gdybyś się rozum iał n a ozdobnej mowie,

L ecz ani źdźbło dowcipu nie tk w i w tw ojej głow ie, N ędzna isto to , k tó ra z alfabetu cztery ,

T e przez k tó re się piszesz znasz ty lk o lite ry . A z re sz tą gdybyś umiał z fa n ta z y ą i sprytem Mnie tu ta j cisnąć przed tem kołem znakom item . W szyskie te , coś usłyszał ro zb ry k an e ż a rty N ie zdołałbyś powiedzieć ani części czw artej

Od połowy pierw szego. T ą b łazeńską g w a rą Smagam się sam ochoczo, ale żadną m iarą

Nie dam, by muie kto inny sm agał w sposób taki!

De Guiche (chcąc odciągnąć wicehrabiego).

W icehrabio, daj pokoi.

Valvert (dusząc się ze złości).

(37)

S zlach etk a, co rękaw iczek, w stążek, ni galonów Nie nosi, śm ie pozw alać sobie ta k ic h tonów!

Cyrano.

Ja m natom iast d bający o cześć, godność swoję; To ma w ytw ornośći Choć jak modniś się nie stro ję. Z aiste, im mniej próżnym, tem w ięcej j a dbałym , Nigdy mnie nie widziano z honorem zszarzałym . Zm iętym , z zasklepionem i oczym a snm ienia, J a k b y co ty lk o w stały z długiego uśpienia Z m ^spłókaną zniew agą, z sław ą nieodm ytą Z w szelakich w ątpliw ości. Chociaż zło to litą Nie błyszczę sz a tą , nie mam na sobie św iecideł. Pow iew am pióropuszem, utw orzonym z skrzy d eł Niezależności ducha, szczerości i praw dy

I n a duszę, nie kibić, w kładam g o rse t zawdy, By się w znosiła prosto. W czyny śm iałe w łasne I d ę przyozdobiony, ja k b y w w stąż k i k rasn e,

W reszcie ja k g d y b y w ąsy dowcip swój najeżam , Z jedn ej ludzkiej grom ady do następnej zm ierzam , B rz ą k a ją c w praw dy xłowa, jak o b y w ostrogi.

Valvert.

Mój panie...

Cyrano.

R ękaw iczek nie noszę, b łąd srogi! Miałem ja w praw dzie je d u ą , bez pary, odwieczną, L ecz gdy mi się sp rz y k rzy ła i b y ła zbyteczną. Na niem iłe mi lice ją pono rzuciłem .

Valvert.

G bur, głupiec, grubijam u!

Cyrano (zdejm ując kapelusz i kłaniając się).

A! w ielce mi muem. Ja m je s t C yrano de B ergerac!

Valvert.

B łaźnit!

Cyrano (z sykiem, ja k gdyby kurcz go chwytał).

S88Î...

Valvert {który odchodził, odwraca się).

Co uu mówi jeszcze?...

Cyrano (ze skrzywieniem bólu, dotykając szpady).

(38)

N ią poruszać, bo s ta je się sztyw ną,'jjzdrętw iałą; O to co j e s t użyczać jej ruch u z a mało.

A j!../

Valvert.

Co to znaczy?

Cyrano.

W szpadzie czuję rw anie.

Valvert (wyciągając pałasz).

Ja m gotów!...

Cyrano.

S ztych w yborny się panu dostanie.

Valvert (pogardliwie).

Poeta!...

Cyrano.

T ak , m asz słuszność, i to takim celnym, Że gdy będę poru szał swym pałaszem dzielnym, Jednocześnie dla p an a baladę ułożę.

Vaivert.

Baladę?

Cyrano.

D la w aszm ośei to rz ecz obca może. (W ypow iada ja k b y lekcyę).

Z trz e c h stro n o ośmiu w ierszach ^sk ład a się balada,.

Valvert (tupiąc nogami).

Och!...

Cyrano.

E p ilo g o czterech n a końcu przypada...

Valvert.

W aćpan...

Cyrano.

M ac h ając bronią, zrym nję baladę, P rz y końcu epilogu poczujesz mą szpadę.

Valvert.

Nic z tego!

Cyrano.

Nic? (deklamuje) „B alada h isto ry ę nieznaną G łosi o pojedynku pana de Cyrano

(39)

I pew nego ła jd a k a w Burgundzkim p ałacu .“ Valvert. Cóż to ma być? Cyrano. To ty tu ł. Sala (w podnieceniu).

Ocb, zabaw ai... Z placu U stąp ić proszę... Cicho... W idowisko nowe...

( Ciekawi na parterze, złota młodzież, oficerowie, mieszczanie i lud pom ieszani z sobą tworzą koło. Paziowie w spinają się na ramiona widzów. D am y pow stają w lożach. N a prawo de Guiche

i szlachta. N a lewo L e B re t, Ragueneau, Cuigy),

Cyrano.

Cierpliwości!... S zykuję me rym y... gotowe! ( W ykonyw a stopniowo to, co wygłasza). W io n ął mi kapelusz z czoła,

G ładko płynie w iersz b alad y I płaszcz zsunął się dokoła, W ięc dobywam swojej szpady, G rzeczny, zwinny, pełen sw ady. D ow iedz się mój dudku-w rogu, K tó ry ś ze mną szu k ał zw ady, Ż e cię zmacam w epilogu. P o co w ty k ać palce w koła?

T e ra z niem a na to rad y , *

Że cię m oja szpada goła N aszpikuje do nasady. W s tę g i, taśm y i zakłady N a tw em sercu, mój ra ro g u , By u k a ra ć tw e braw ady, W brzuch cię tra fię w epilogu. W te m mi p rz ep ad ł rym na... oła, Aleś ty ja k płótno blady,

B ym m ó g ł rzec, że tch ó rz dokoła Cię obleciał, szepcąc rady.

Brzęk! p aru ję tw oje zdrady, G d y ju ż je ste ś w kozim rogn. W zyw aj M arsa lub P alad y , L ecz cię zmacam w epilogu.

(40)

E pilo g .

Id zie chw ila tw ej zag ład y Mości panie zleć się Bogu!

F in ta , sztyszek dla p arad y (zam ierza się). T u sz !..

( Valvert chwieje się i pada, Cyrano Mania się publiczności). O t konieu epilogu!

( Oklaski w lożach i okrzyki; kw iaty i chustki padają. Wojskowi otaczają Cyrana i w inszują. Bagueneau tańczy w uniesieniu. L e B r e t szczęśliw y i zbolały zarazem . P rzyjaciele wicehrabiego

p o dtrzym ują go i unoszą).

Tłum (w przeciągłym okrzyku).

A&ch! Szwoleżer. To w spaniale! Dama. Ł a d n e bardzo. Ragueneau. G igantyczne! Le Bret. S zaleństw o!

Pierwszy ze złotej młodzieży.

Niewidziane!

( W koło Cyrana słychać):

W inszujemy! Śliczne! o Brawo!... W ielce udatne...

Głos kobiety.

B o h ater praw dziw y!

Muszkieter (zbliżając się do Cyrana i wyciągając do niego r ę k ę \

W ykonanie m istrzow skie! P anie, udział żywy B rałem w pańskim tryum fie; tupaniem w. podłogę

O bjaw iłem uznanie! Żem znaw cą, rzec mogę. ( Odchodzi)*.

Cyrano (do Cuigy).

K tóż j e s t te n pan?

Cuigy.

D ’A rtag n au .

Le Bret (do Cyrana, biorąc go pod ramię).

Chodź porozm aw iajm y.

Cyrano.

(41)

{Do Bellerosa). Możem zostać?

Bellerose (z uszanoivaniem).

B ez kw estyi!

(Słychać krzy ki za sceną).

iodelet.

O t m uzyka w łaśnie D la Montflenreffo.

Bellerose (uroczyście).

S ic tran sit...

(.Innym tonem do odźwiernego, żegnając ukłonem Cyrana). Niech św iatło nie gaśn ie.

Zam knąć i pozam iatać; na próbę przyjdziem y K rotochw ili ju trz e js z e j, gdy kolacyę zjemy.

(iJodelet i Bellerose wychodzą, złożyw szy głębokie ukłony).

Odźwierny (do Cyrana).

P a n n a obiad?

Cyrano.

Nie idę.

Le Bret.

Bo?^.

Cyrano (po odejściu odźwiernego).

Nje mam pieniędzy.

Le Bret.

Ja k to ? w orek ta la ró w , rzuco ny pomiędzy Kom edyanlów ?...

Cyrano.

D zień jeden tw oje życie trw ało* D a rz e ojcowski!

Le Bret.

A więc nic ci nie z o sta ło , By przeży ć miesiąc?

Cyrano.

Nic.

Le Bret.

O! jakiem głupstw em setnem iiy ło rzucić ten worek!

Cyrano.

(42)

Roznosicielka (chrząkając ea ladą).

Hm...

(Cyrano i L e B re t odwracają się. Ona zbliża się nieśmiało). W iedzieć, że pan głodny, sèrce pęka przecie.

( W skazując bufet). J e s t w szystko, bardzo proszę...

( Z uczuciem). W eź pan.

Cyrano (zdejmując kapelusz).

M oje dziecię, Choć dum a G askończyka w z b ran ia mi surowo P rz y ją ć cokolwiek, je d n a k ponieważ odmową Spraw iłbym przykrość, wezmę od ciebie, panienko

(Idzie do bufetu i wybiera). B zecz m ałą, z winogrona, to jedno ziarenko,

(O na chce m u dać grono, on zryw a ziarnko). Jed n o ty lk o i szklankę wody

( Ona chce m u nalać w ina, on j ą w strzym uje). P rzezro czy stej, I pół m akaronika.

(Oddaje drugą połowę).

Le Bret. « N ierozsądek czysty! Roznosicielka. Och! co więcej! Cyrano. T a k , ręk ę do pocałow ania. (C ałuje j ą w rękę, ja k księżniczkę). Roznosicielka. D ziękuję (ukłon). I dobranoc! (wychodzi). SCENA V.

Cyrano, Le Bret, potem Odźwierny. Cyrano.

W ięc słucham kazan ia. { Staje przed bufetem i układa p rzed sobą makaronik).

(43)

Mam obiad!... (Staw ia szklankę wody). Trunek!...

(K ła d zie ziarnko winogronowe). W ety! (siada).

Zasiadam do stołu, Jestem w praw dzie ta k głodny, że m ógłbym zjeść wołu, (jedząc) M ówiłeś więc?...

Le Bret.

Że całkiem sk rzy w ią tw e pojęcie, G lupcÿ, ju n ack ą b u tę udając zawzięcie. S pytaj ludzi rozsądnych i w rozsądku imię J a k ie ś w ybrykiem spraw ił wrażenie?

Cyrano. Olbrzymie! Le Bret K ardynałow i... Cyrano (uszczęśliwiony). B ył tam? Le Bret. H e c a h ałaśliw a M ogła się zdać...

Cyrano.

Z ab a w n ą—Pew no się nie gniéw a, Gdy sam piórem się bawi, że sztu ce k o leg i Coś przeszkodziło.

Le Bret.

Zuowu pow iększasz szeregi Sw ych nieprzyjaciół.

Cyrano (napoczynając ziarnko)"

W ielu przybyło w tej chwiłi?

Le Bret.

C zterd z iestu ośmiu proez dam.

Cyrano.

B ędziem y liczyli!

Le Bret.

M ontfleury, s ta ry B aro, A kadem ia cała, D e G uiche i w ic e h ra b ia ..

Cyrano.

(44)

Le Bret.

Pow iedz mi, dokąd dążysz system em zaciętym , Dokąd?

Cyrano.

N iegdyś błądziłem w labiryncie kręty m , G dzie się plotły system y w sposób różnorodny, W ięc obrałem najp ro stszy : być podziwu godny W e w szystkiem i d la w szystkich.

Le Bret (ruszając ramionami).

System w iele w arty! L ecz powiedz mi p rzyczynę złości tw ej u p artéj Do M ontflenrego.

Cyrano.

S a ty r ten, gruby, ohydny, K tórem u nig d y koniec nóg w łasnych niewidny, Sądzi, iż j e s t dla k obiet wciąż powabnym w cale I niebezpiecznym . To też na scenie zuchw ale P rz e w ra c a sw oje ślepie żabie, obrzydliw e, S ta ra ją c się by były słodkie i tęskliw e.

Z duszy go zaś nie cierpię; coś się w e mnie zżyma, G dy wspomnę, że on ścig ał j ą tem i oczyma!

O, w tedy mi się zdało, że widzę ślim aka, K tó ry pełza po kwiecie!

Le Bret.

Co... now ina taka?

Ja m nie przypuszczał nigdy, boś nie zdrad ził słowem.

Cyrano (z gorzkim uśmiechem).

Żem zakochany?—Kocham.

Le Bret.

P ow iedz, k tó ra owem Bóstw em .

Cyrano.

K tóra? O, pomyśl! G dy ten nos szk arad n y N a zaw sze mnie sk azuje, bym nie był od żadnśj N aw et brzydkiej kobiety... Gdy nie mam najm niejszej N adziei wzajem ności—ty lko w najpiękniejszej

Kocham się. N ajpiękniejszą j e s t ona z ziem ianek, N ajw ytw orniejszą, mówię, i słoneczny w ianek

( Z przygnębieniem). T w orzą je j zło te w łosy dokoła jej głowy!

Le Bret.

(45)

Cyrane.

J e s t niew innie zabójcza i niechcący śliczna;

J e s t to sid ło natury, róża balsam iczua,

W k tó rej s k ry ty am orek kow a sw oją s trz a łę . K to w idział jej uśmiechy, wie co doskonałe. Każdy jej ruch j e s t nowym wdziękiem, upojeniem! Podbija jednem słowem, czaruje spojrzeniem !

Nie w stępujesz, W enero, do konchy perłow ej, N i ty , D yano, gajem podążasz na łowy

Z tak im wdziękiem , ja k ona, gdy stopą pow iew ną Chodzi lub do lek ty k i wsiada!

Le Bret.

Ach! to pew no... N areszcie zrozumiałem!

Cyrano.

Z a g a d k a to szklana.

Le Bret.

T o M agdalena Robin, tw a krew na!

Cyrano.

R o ksana.

Le Bret.

No ta k , to doskonale! Nieźle rzeczy sto ją,

T y ś dziś sław n y , więc wyznaj jej dziś miłość sw oją.

Cyrano.

O sądź w pierw , czy nadzieje może w sobie budzić K to ma taKą wyniosłość. ( W skazuje na nos).

J a nie chcę się łudzić! Tak! N ieraz roztkliw iony, gdy w błękicie ginie W ieczorem ziem ia ca ła o woni godzinie,

B łąkam się po ogrodzie. Mój nos biedak w chłania T e zapachy kw ietniow e, a księżyc odsłania Oczom ja k ą kobietę, k tó ra się o p iera

N a ram ieniu miłego; w tedy we mnie w zbiera

R zew ność i p ra g n ę również, by w srebrnym prom ienia O na się ta k w spierała na mojem ram ieniu.

Podniecam się, nie pom ny!.. na ogrodu murze S postrzegam w łasny profil w dziw acznym k o n tu rze .

Le Bret (w zruszony).

(46)

Cyrano.

D ługo n ieraz rozmyślam z g ry z o tą N ad sw oją sam otnością i sw oją brzydotą.

Le Bret (żywo, biorąc go za rękę).

Płaczesz?

Cyrano.

O nie, by łab y to zbrodnia bez m ała, B y p* ta k brzydkim nosie łz a ja k a spływ ała. Nie chcę, by boska piękność łez z tą pospolitą B rzy d o tą wspólność m iała jakow ą... W iesz ty to, Iż łz a w szystko na św iecie przew yższa wzniosłością I nie chcę, by choć jed n a s ta ła się śm iesznością.

Le Bret.

Nie smuć się: miłość ślepa, z przypadku się rodzi.

Cyrano (kiwając głową).

M nie o takim dla siebie myśleć się nie godzi, K ochając K leo p atrę, C ezara mied postać T rzeb a, a gdybym p ra g n ą ł B erenidę dostać, M usiałbym być T ytusem .

Le Bret.

A le tw oja chw ała

Dowcip, w aleczność tw oja... P rz e d chw ilą t a m ała, K tó ra ci ów posiłek podała nieśm iało

M ile na cię p a trz a ła ...

Cyrano {uderzony).

I mnie się zdaw ało.

Le Bret.

R o ksana pojedynek śled ziła w ybladła...

Cyrano.

^Zbladła!

Le Bret.

Sercem , umysłem ona cię odgad ła, J e s t u ję ta , idź śmiało, wyznaj miłość swoję.

Cyrano.

W yśm ieje, rzecz jedyna, k tó re j j a się boję.

Odźwierny {wprowadzając kogoś do Cyrana).

P ew n a dam a m a panu coś do pow iedzenia. Id zie tu...

Cyrano {spostrzegając Baegnę).

(47)

SCENA VI.

Cyrano, Le Bret, Duegna. Duegna (z wielkim ukłonem).

Od dzielnego k u zy n a chcianoby przezem nie D ow iedzieć się, czy m o ż D a w idzieć go tajem nie?

Cyrano (zmieszany),

Mnie widzieć?

Duegna (z ukłonem).

Ciebie, panie... R zeczy niesłychanie W ażne ra czy sz usłyszeć.

Cyrano.

W ażne?...

Duegna.

T a k je s t, panie.

Cyrano (chwiejąc się).

Boże!...

Duegna.

J u tro o św icie u św iętego R ocha B ędzie n a M szy porannej i chciałaby tro ch a Pomów ić z to b ą; prosi, byś m iejsce rozmowie N aznaczył.

Cyrano (opierając się na L e Brecie).

Boże wielki!

Duegna.

P rędko, niech pan powie.

Cyrano.

M yślę... w tra k ty e rn i Ragueneau!

Duegna.

(id zie to?

Cyrano.

P rz y ulicy S ain t H onore. O Boże!

Duegna (wychodząc). W e d łu g obietnicy B ądź tam o siódmej. Cyrano. Będę. (Duegna wychodzi).

(48)

SCEN A V II.

Cyrano, Le Bret, Aktorzy. Aktorki, Cuigy, Brissaille, Lignière, Odźwierny, Skrzypki.

Cyrano (rzucając się w objęcia L e B reta).

D ro?i! S ch ad zk a ze mnę. P rz e z nią wezwany, przez nią!...

Le Bret.

W idzisz, nadarem no Smuciłeś się.

Cyrano.

O cl! ja k ie są w ezw ania cele? K iedy o mnie pam ięta, ju ż rtla mnie wesele.

Le Bret.

W ięc się uspokoiłeś?

Cyrano (w uniesieniu).

Co? uspokoiłem? Jam w ięcej niż o sza la ł, j a się zapaliłem! I dziśbym całe wojsko na ziemię położył, Bom sw e serce, ram iona i duszę pomnożył! D ziś bić i rą b a ć k arły ju ż mi je s t zamało!

(K rzyc zy w niebogłosy). Mnie p o trzeba olbrzymów i to arm ię całą.

( Od chwili na scenie w głębi aktorzy i aktorki poruszają się i ro z­ m aw iają. Z aczyna się próba. S krzy p ki zasiedli na swych m iej­

scach).

Głos ze sceny.

Hola! cicho, tu próoa!

Cyrano (śmiejąc się).

Z a ra z odchodzimy.

( Cyrano chce odejść. P rzez drzw i w głębi wchodzą Cuigy i B r is ­ saille, podtrzym ując L ignière’a zupełnie pijanego).

Cuigy.

Cyrano!

Co nowego?

Cuigy.

(49)

Cyrano {poznając Lignière'a).

Lignière! on poco tu taj? co się stało jemu?

Brissaille.

Nie może iść do domu!

Cyrano.

Nie może? A czemu?

Lignière ( bełkocząc, pokazuje zm ięty świstek).

T en św istek... mnie o strzega... s e tk a ludzi stoi... T am p rzy bram ie N eslaóskiej... to z przyczyny mojej P iosenki... G-dy do siebie... nie mam innej drogi, P ro szę cię, byś mnie na noc p rz y ją ł w sw oje progi.

Cyrano.

S tu ludzi pow iedziałeś! D aję ci porękę, Że w domu zanocujesz.

Lignière.

^ K iedy...

Cyrano {groźnym, głosem, pokazując latarkę u odźwiernego).

L a ta re n k ę

W eź. Idziem w drogę żwawo; a przysięgam śm iele,' Ż e ci z pew nością dzisiaj sam łóżko pościelę.

{Do oficerów).

W y zaś pójdźcie za nami. będziecie za św iadki.

Cuigy.

L ecz stu ludzi!

Cyrano.

D ziś w ieczór ra d je ste m z tej g ra tk i.

Le Bret.

Po co się opiekow ać...

Cyrano. Le B re t ju ź zaczyi.a. Le Bret. P ijakiem nieciekawym ? Cyrano. Bo ta beczka wina, Ten p ijak osławiony, ta wódki baryła,

J a k ch w at sobie postąpił. R az gdy jeg o m iła P o Mszy rę k ę w święconej w odzie umoczyła.

O n, co wody nie znosi, p rzy b ieg a w tej chw ili I całą kropielnicę do dna ci wychyli!

(50)

Aktorka (w kostiumie subretki).

Och to! to ładnie było.

Cyrano.

Czy niepraw da, mała?

Aktorka (do innych).

N a biednego p ieśniarza zk ąd niechęć pow stała?

Cyrano (do oficerów).

Idźmy. Z panów niech n ik t mi z pomocy nie staw a , C obądźby mi groziło. Aktorka (podskakując). J a w idzieć ciekaw a. Id ę z wami... Cyrano. Chodź pan.

Inna aktorka (również podskakując, zbliża się do starego

aktora).

Idziesz ty E assan der?

Cyrano.

D obrze, niech idą w szyscy: d o k to r i L ea n d er Iz a b e la , by rój wasz sw aw olny ta k mile Do hiszpańskiej tra g e d y i dodał „krotochwilę W ło sk ą i m elodyą g rzechotek w esołą O toczył nas, ja k bęben A rlek ina w k o ło .

Wszystkie kobiety (skacząc z radości).

Brawo! Śpiesznie! M antylkę! K apturek! Z arzutkę!

Jodelet.

Idźm y l

Cyrano.

S k rzypki niech g ra ją najw eselszą nutkę.

(S k rzy p ki łączą się z orszakiem. W ychodzący zabierają świece i rozdają je pomiędzy siebie. Ogólny korowód e pochodniami).

B raw o, oficerowie! S tro jn a k obiet świta!...

W yprzedzam w szystkich... S ław ą zdobyta ma k ita P ow iew a na mej czapce, jak o b y k rzew bujny. Jam j e s t dumny ja k Scypion N asica potrójny. Po w tarzam : do zw ycięstw a w ara się przyłożyć! K ażdy gotów? Raz! dwa! trzy! O dźw ierny otw orzyć. ( Odźwierny otwiera drzwi. Ukazuje się malowniczy kawałek star

(51)

Cyrano.

Och! P a ry ż ju ż zapada w pom rok nocy m glistej! K siężyc spuszcza po dachach prom ień potoczysty. R am a dla w idow iska tw orzy się w ybrana

Doskonale! Tam w stęg ę sw ę toczy Sekw ana, Ja k b y lu stro czarow ne w czarodziejskim św iecie, A te ra z zobaczycie, co w idzieć będziecie!

Wszyscy.

Do Bramy!

Cyrano.

T ak , do Bramy!

( Odwracając się do subretki). P y ta sz n a co setk ę Aż ludzi na jednego słano w ierszukletkę?

( W yciąga pałasz).

Dowiedz się zatem pani przyczyny praw dziw ej: T o jeden z m ych p rz y ja ció ł i j e s t mi życzliwy.

( Cyrano wychodzi, orszak za nim z p ija n y m Lignièrem na czele. A kto rki pod ramię z oficerami. A k to rzy w podskokach ruszają

p r z y dźwięku skrzypków i niejasnem świetle świec.

KONIEC AKTU PIERWSZEGO.

(52)

AKT DRUGI.

T r a k t y e r n i a P o e t ó w .

Zakład R agueneau, w łaściciela traktyerni i pasztetnika. Ob­ szerna kuchnia na rogu ul. St. Honoré i ul. Arbre-Seć. Obie ulice w id ać przez oszklone drzwi w .półm roku i szarym brzasku.

Z lew ej strony na pierw szym planie lada sklepow a, nad którą, je st baldachim z kutego żelaza, obw ieszony gęśm i, k acz­ kam i i bialem i pawiam i. W w ielkich w azonach fajansow ych duże

b u k iety kw iatów p osp olitych , głów nie słoneczników . Z tejże stro­ n y na drugim planie ogrom ny kom in, przed którym obracają się sztu k i p ieczystego nad brytfanami.

Z prawej strony na pierw szym planie drzwi. N a drugim sch od y prowadzą do małej salki, której w nętrze w idoczne przez otw arte okiennice; stó ł nakryty i zastaw iony w owej salce, nad nim m ały żyrandol flamandzki. J e st to izba, gdzie jedzą i piją. Ganek długi drewniany, idący od schodów , zdaje się prowadzió do innych izb podobnych

W środku kuchni, pierścień żelazny m ogący się obniżać za pom ocą sznura, je st obw ieszony dużem i sztukam i zw ierzyny.

P ie c e w cieniu pod schodam i czerw ienią się od ognia. Ron­ dle m iedziane połyskują. R ożny się obracają. P ółm isk i z pieczy- stem i innemi potraw am i tw orzą piram idy. Szynki zwieszają się z sufitu. Chwila porannego pieczenia. Małe kuchciki, w spaniali ■kucharze, piekarczyki — w szystk o się krząta, rusza, tło czy i po­

pycha. Czapki przyozdobione skrzydłam i pentarek lub kurcząt. W noszą co chw ila na żelaznych blatach lub na plecionkach z

Cytaty

Powiązane dokumenty

gdy ujrzał generał na werandzie stojący, daje znak rąką i w odpowie dniej chwili nar na werandzie trąbacz wytrąbuje alarm... Drzwi po prawej nie mają klamki

Nic mi serdeczniej myśli nie ubawi, kiedy kochanek jako zefir słodki, przed moją cichą komnatą się stawi i pójdziem mykać bieluchne stokrotki do cichych

snąć. Oczy jej mają jeszcze tę samą czystość, tę samą niewinność, ale nie mogę już godzinami całemi patrzeć spokojnie— oczy te muszą zatonąć wr moich, zatonąć

Mnie się z was śmiać chce. Więc nikomu o tein nie powiadajcie, bo wszystko możecie

Racz Wpan i Jejmości wystawić Góruo- głębskiego w prawdziwem świetle, czego tym większą bydź potrzebę widzę, ile iż mi się zdaje, iż względem niego,

A widzisz jegomość, ja mówiłam, że to się na nic nie zda, że jegomość łgał, kiej mówił, że mnie bardzo kocha,; że jegomość będziesz sobie potem zemnie biednej żartował

Władysław Konarski Roman Niewiarowicz Lucjan Dytrych Roman Cirin.. Mieczysław Dowmunt Kazimierz Wilamowski Czesław Kalinowski

Przecież pow inien był przynajmniej dla form y zapytać się, czy pozw alam.. B urczyńskiego