• Nie Znaleziono Wyników

L A U R W O JC IE C H A B Ą K A 1

.

S p raw a W o jciech a B ą k a — a je st to rzeczyw iście spraw a, nie tylko artystyczna ale również społeczna i ku lturaln a — nie była d o tąd rozpatrzona przez krytykę w ca­

łym swym zasięgu, a rozpatrzenia takiego koniecznie się dlomaga. K arie ra literacka B ąk a m iała przeb ieg n iepospolity. N ieznany praw ie nikom u au tor w ydał u M ortko- w icza tom w ierszy p. t. „B rzem ię niebieskie". W krótkim czasie po ukazaniu się książki zebrało się ju ry n agrod y „W iadom ości L iterack ich ", przyznaw anej po raz pierw szy; lau reatem je j został W ojciech Bąk. A u tor stał się głośnym ii znalazł p o ­ wszechne uznanie. R az jeszcze — ja k nigdy! później w tym' rozm iarze — udało się

„W iad o m o ścio m " narzucić sugestię opinii, literackiej. M łody, a ju ż sław ny poeta z a­

czął teraz drukow ać w szędzie; zn ajd ow ało się te jeg o utwory rym ow ane w „P io n ie"

i „P ro sto z m o stu ", „T ę c z y " i „S k am an d rze", „M arch o łcie" i ,;V erbum “ , ,,P ro ­ m ie" i „O ko licy p oetów ",— m iara uznania, ja k ie zdobył. N astęp n e tom y: „Śpiew na sar m otność" i „M on ologi an ielsk ie" uznanie to utrw aliły. B ąk stał się p oetą popularnym , jedn ym z b ard ziej czytanych, reprezentatyw nym p o etą religijn y m m łodszej ge­

n eracji.

Z agad n ien ie sław y jest, zagadnieniem społecznym . Trudno określić bez w ahania ja k ie czynniki przyczyniły się do wybuchu sław y B ąk a, gdy brak w yznań czytelników, którzy sław ę tę stw orzyli. N ie p o sia d a ją c dokumentów, możemy tylko w przybliże­

niu uśw iadom ić sobie, ja k do tego doszło. N a jła tw ie j w ytłum aczyć odznaczenie

„B rzem ien ia n iebieskiego". N agrod zen ie B ą k a to pierw szy etap strategiczny „ W ia ­ domości L ite ra ck ich " w w alce o zdobycie m łodego pokolenia. Z a nim p rzy jd zie

„tu rn iej m łodych poetów " i wznow ienie „ S k a m a n d ra " d la w ychow ania narybku

„now ych " skam andrytów . B ąk zapow iadał się jak o godny kontynuator T uw im a.

w „B rzem ien iu" uw idocznia się silny wpływ au to ra „B ib lii c y gań sk iej11; m ogło to wzbudzić sym patię u jurorów , tym w iększą, że m łody poeta pochodził z P oznania i zdaw ał się reprezentow ać praw icę kulturalną.

G dyby B ąk był tylko zdolnym epigonem T uw im a, efekt strategiczn y n agrody nie byłby w ielki. D la sław y au tora „B rzem ien ia n iebieskiego11 duże znaczenie m iała ta okoliczność, że pod znaną nutę podłożył nowe słow a, budząc aplauz u ogółu m iłoś­

ników sztuki, w ychowanych n a w zorach dawnych. Ci m iłośnicy nie m ogli przecież w ybaczyć Skam andrytom „przew agi form y n ad treścią11, m ajsterstw a technicznego przy braku w zniosłych uczuć, które, ich zdaniem , pow inna opiew ać w spółczesna p oezja. B ąk spodobał się. Je g o formai, ukształtow ana głów nie na S ta ffie i Tuw im ie (choć nie bez wpływu innych wzorów), n a tra fiła na koniunkturę przy gotow an ą; cze­

kano na poetę, który by potocznym , żywym, dostępnym językiem , w prow adzonym do p o ezji przez Skam ndrytów , z siłą w ypow iedział, co też czu ją „m ło dzi11. A utor

„B rzem ienia niebieskiego11 um iał sprostać tym skrom nym w ym aganiom , to też cenio­

no go i w ielbiono ja k o rzekom e antidotum za bezideow ą, form alistyczn ą, bezdusz­

n ą i t. p. poezję. W śród m iłośników B ąk a znaleźli się Irzykow ski, D ąbrow ska, M a ­ kowiecki, Troczyński, W yka, Sebyła, Czernik, słowem większość p isarzy , obcych na ogół, a czasem nieprzyjaznych ideologii artystycznej „ S k a m a n d ra 11.

N a tym nie koniec. Sfaw a B ąk a rozeszła się szerzej, w ykroczyła poza o gran iczo­

ny krąg czytelników p oezji. B ąk p o tra fił przem ów ić do tych, którzy poezji w ogóle nie czytu ją, um iał ich zainteresow ać, a czasem naw et przejąć. Co p raw d a w tej dziedzinie trzeba się strzec uogólnień, nie m am y m ożności stw ierdzić, ja k daleko się­

g a w istocie zasięg czytelników tego au tora. M ożem y tylko określić czynniki, które s p r z y ja ją rozpow szechnieniu jeg o w ierszy. Otóż znam ienne jest, że ani Bąk, ani m istrz jeg o Tuw im nie należą w pełni do tej struktury ob y czajow o-intelektualn ej, którą nazyw a się się „in te lig e n c ją11 i którą rep rezen tu ją tacy, różni gen ealo gią sp o ­ łeczną i charakterem dzieł pisarze, ja k Żerom ski, W y spiań sk i, Brzozow ski, K a sp ro ­ wicz czy S ta ff. Tuw im i B ąk są —■. zdaniem naszym — p rzedstaw icielam i m ieszczań­

stw a, z tą różnicą, że pierw szy w ywodzi się ze środow iska w ielkom iejskiego, a dru­

gi) m ałom iejskiego; o b a j sty k a ją się znów w tym , że w przeciw ieństw ie do pisarzy poprzedniego pokolenia nie są organicznie w łączeni a n i głębszym w ysiłkiem w roś­

nięci w trad y cję artystyczną, p o lsk ą i eu ro p ejsk ą (Tuw im obecnie p róbu je to n ad ­ robić ja k o tłum acz Puszkina i H oracego). S iłą społeczną ich utworów je st dynam izm uczuciowy, nie tyle przefiltrow any ile raczej spotęgow any przez słow o; u Tuw im a dynam izm w italistyczny, słynny elan v ital, u d erzający we w szelkie skończone fo r­

my, kształty, skostnienia, — B ą k a dynam izm idealistyczny, m łodzieńczy poryw, zwrócony przeciw filisterstw u. T e n w łaśnie dynam izm może być czynnikiem, p o d b i­

ja ją c y m młodzież, skłonną do idealnych poryw ów , w rażliw ą n a poszum podniosłych i hucznych wyrazów, tym siln iej odd ziału jący ch , że popartych rym em i rytmem.

Z trzech tomów B ąka n ajb ard zie j dynam iczny jest, ja k się zd aje, zbiór śro d k o ­ wy „Śpiew n a sam otność11. Przytoczym y z n iego dw a fragm enty „p rogram ow e11, tłu­

m aczące w yraźnie postaw ę idealisty czn ą au tora. W w ierszu w stępnym p oeta pisze, że gdyby czy ta jący odnalazł w je g o utw orach „hipnotyczne oczy11, „św iatło, które spop iela11, „m iecz, co ostrzem zimnymi sięg a 11, w ów czas:

U ciekłbyś m ocą tą porw any.

Ja k b y ci skrzydła z ram ion rosły — P orzuciłbyś domowe ściany I w szedłbyś w pustkę sam otności — T am , gdzie szaleje wichr uhełkości

Sztand arem grozy rozśpiew any,

T am , gdzie bez pu stej ludzkiej w rzaw y T o cz ą się wieczne, dum ne spraw y.

A lbow iem — czytam y w w ierszu następnym — „kto raz n asycił płuca niebieskim zapach em ", ten zapom ina o spraw ach doczesnych i „kroczy w n iebiosa".

T a m kląska się z klęską biczam i nań w ali

I każdy dzień go ścig a nieszczęściem od św itu — A on krzyczy z radości i m ęką się pali

I stu ustam i śpiew a i tańczy z zachw ytu!

Z a d z iw ia ją c y je st w erbalizm i beztreściw ość tych w ypowiedzeń. P ato s au tora nie m a p o k ry cia; zaw artość je g o sprow adza się do m glistego, nieokreślonego protestu przeciw rzeczyw istości. P rotest to nie groźny, pozbaw iony w spaniałego w yzw ania, które b ije np. z w czesnych utworów R im bauda. B ąk u p a ja się sam ą m ożliw ością psychiczną ucieczki, buntu, oporu; w iersze stanow ią dlań instrument, z którego wy- b rzm iew ają utęsknione „w ielkie w zruszenia", relig ijn e i patriotyczne. Je st to ju ż nie m łodzieńczość, ale chłopięcość — rzecby się chciało — typowy „id ealizm " gim n az­

ja lis ty czy studenta, tkw iącego w fik cy jn y m św iecie po jęć, poza konkretną rzeczy­

w istością. W iersze B ą k a m ogą dać m łodzieży su ro gat w ielkich wzruszeń, m ogą p o ­ szum em w ielkiej frazeo lo g ii słów wzbudzić w m łodocianych czytelnikach wzruszenia zastępcze — i tym w dużej m ierze tłum aczy się popularność autora „Brzem ienia niebieskiego".

J a k w idzim y, p op ularn ość to n iepospolita. W ysunęła au tora grupa, która do nie­

daw na dom inow ała niepodzielnie w polskim życiu literackim , a dziś jeszcze stan o­

wi w nim w cale znaczący czynnik; p o p arli go pisarze starsi, a także poloniści, sk ą­

din ąd niechętnie i opozy cyjn ie nastaw ieni do tego, co „W iado m ości L itera ck ie"

k o lp o rtu ją; w trzeciej, d ecy d u jącej in stan cji opow iedziała się za nim — publicz­

ność. N a boku, zupełnie zahukana, zn alazła się nieliczna opozycja. B o jed n ak B ąk w yw ołał opo zy cję. O d początku istn iała gru pa m łodych poetów , krytyków i m iłoś­

ników po ezji, która ze zdum ieniem p a trzy ła na je g o o lśn iew ającą karierę literacką.

T a grupa, niew ielka ilościow o, ale dziś ju ż niem ożliw a do zlekcew ażenia, w ypo­

w ia d ała się dotąd tylko ubocznie, raczej w zru szając ram ionam i, niż ro zp raw iając się na serio (w yjątkiem głos St. Napierskiiego w „D ro d z e ": 1936, I). N ie m yślę taić m ego stanow isk a: uw ażam i nie jestem w tym odosobniony — iż z estetycznego punktu w idzenia (a w ięc tego, z którego należy patrzeć na dzieła sztuki), sław a B ą ­ ka je st pom yłką, h erezją wobec p o ezji i wobec trad y cji artystycznej. W ygłaszam sąd ostry i sk rajn y , mimo jed n ak sum iennego przem yślenia wszelkich „ z a “ i „przeciw ", nie m ogę od niego odstąpić. N ie m yślę go nikom u narzucać (najlepszym dowodem czystości intencyj, to dobrow olne zrzucenie przyłbicy), spróbu ję tylko zebrać i sfo r­

m ułow ać w szystkie argum enty, które p rzem aw iają za tym poglądem — dość może odosobnionym ale nie tak bezpodstaw nym , ja k się entuzjastom B ąk a w ciąż jeszcze w ydaje.

2

.

N ow y zbiór B ą k a : „M on ologi an ie lsk ie "*) nie wnosi nowych tonów do jeg o tw ór­

czości, stanow i raczej uzupełnienie je j. Tom pierw szy, ja k w szelki debiut, łudził pew ną św ieżością, zręcznością w term inow aniu u S t a ffa i Tu w im a, w reszcie nieza­

przeczalną siłą w yrazu, która stanow i przyrodzoną cechę au tora; zbiór drugi przy­

* ) W arszaw a, Tow . wydawn. J . M ortkow icza, 1938.

niósł jask raw e obnażenie słabych, niekiedy w ręcz o d raż ający ch stron je g o tw órczo­

ści; zbiór trzeci doprow adza j ą do karykatury.

G runtow ne om aw ianie treści książek B ą k a nie w y d aje się potrzebne. W p rzek ro ­ ju intelektualnym są one m ierne; p o w ta rz a ją bezustannie kilka ubogich m yśli: o n i­

cości m ieszczańskiego filisterstw a, o nikczem ności n aszej epoki, o męce poety cier­

piącego za ludzkość i w zyw anego przez B o g a. P odobnie w przek roju em ocjonalnym : nie zn ajd ziem y tu głębszego w ejrzen ia w duszę i now ej perspektyw y poznaw czej w przedstaw ieniu uczuć religijn y ch . D lateg o n u d a i jało w o ść w ieje z tych książek, wbrew pozorom pozbaw ionych istotnej probem atyki prak ty czn ej (pozaartystycznej).

Z aw artość intelektualna „M onologów anielsikich“ sprow adza się do kilkunastu ogól­

ników i truizm ów ; zaw artość em ocjon aln a — do m onotonnej i czczej d ek lam acji w ro d zaju :

W szyscy dręczący mnie dziś dręczą — M am cale ciało skatow ane — W szyscy jęczący we mnie ję cz ą — Mami w argi jękiem popękane — i t. d.

Ja k ż e daleko odbiegliśm y tu ju ż nie od liryki rzym skiej M ickiew icza, ale odj w spółczesnej polsk iej liry ki re lig ijn e j, od L ieb erta i Je rz e g o B rau n a.

Ci, którzy um ocnili o pin ię o B ąku i n ad a li je j w alor pon ad -k otery jn y , u legli cha­

rakterystycznem u złudzeniu, sąd zili, że p o e z ja „S k a m a n d r a " od zn aczała się św ietno­

ścią form y przy b raku treści (i t. zw. postaw y duch ow ej); otóż wbrew pozorom , wbrew olśn iew ającej niekiedy w irtuozerii technicznej, p o e z ja „ S k a m a n d ra " (z nie­

licznym i w yjątkam i) w ogóle nie p o sia d a form y w istotnym znaczeniu tego w yrazu.

Przeciw nicy „W iado m ości L itera ck ich " zbyt optym istycznie odnieśli się do Skam an- drytów, uw ierzyli im, że p o e z ja p o leg a n a celnym , soczystym i m ocnym nazyw aniu rzeczy i uczuć. N azyw aniu, a w ięc n ie w ykraczaniu p o z a system ję z y k a praktycznego, potocznej mowy użytkow ej, którą m ożna co n ajw y żej w zbogacać w je j własnym

obrębie. Z tego sam ego ducha bierze początek twórczość B ąk a. P rag n ie on, mówić

„prosto i z krzykiem 11, tak w łaśnie p o jm u je zad an ia poety i nie u św iadam ia sobie zapewne, ja k bardzo je g o „au ten ty zm " je st wtórny, ile pozy liry czn ej m ieści się w jeg o poryw ach. W tom ie now ym roi się od rekw izytów literackich ; spotykam y tu Sofok lesa i M akbeta i D aw id a, w prow adzonych bez leg ity m a cji treściow ej, li tylko d la m ocniejszego akom paniam entu n astrojow ego. N ie tylko w „im ionach w łasnych", także w szczegółach, w deko racji obrazow ej („K o ły sa n k a"), w rozkładzie porów nań i kontrastów (np. „W gó rach ") p o ja w ia ją się zużyte rekw izyty poetyckie, bezładnie przem ieszane z surowym i, bezkrytycznie z mowy potocznej wziętymi zw rotam i. Oto przykład , aż k ary katu raln ie w yrazisty:

Rozum ie czysty! O błąkani Stoim y ja k północpy las.

T o nerw y straszą nas sow am i, >

Popłochem z a lu d n ia ją c nas.

Ł up nerwów, drżym y liści szumem.

G ałęzi trzaskiem , trw ogą drzew I nocnym dźwięczy nierazum em W a rg naszych histeryczny śpiew.

Pom ińm y w artość estetyczną tych strof; de gustibus non est distiputandum . P rzy­

taczam y je jak o przykład przerostu rekwizytu (porów nanie „w spółczesnych" z lasem ,

przeprow adzone z m iażdżącą drobiazgow ością) nad treścią em ocjon aln ą (boimy się, pełni złych przeczuć). Rekw izyt pełni tu, ja k w szędzie u B ąk a, określoną funkcję pseudo-artystyczn ą: nie w zb o gacając treści uczuciow ej, w zm acnia wypowiedź, potę­

g u je je j donośność. E kspresjon isty czn a w istocie hiperbola stanow i podstaw ow y chw yt techniczny B ąk a, pojętn ego w tym zakresie ucznia Skam andrytów .

W eźm y pierw szą z brzegu strofę:

W błocie brnąc w yżej kolana, W b agn ie leniw ych, zgniłych dni, W próżności m ej zbutw iałym domu.

Sk ąd że m am praw o głosić P an a, L u d zk a tłum acząc Je g o mową , Ryk grom u!

i nie w d a ją c się w dłuższą analizę, stw ierdzim y, że wszystkie elementy form aln e te­

go ustępu, a w ięc n agrom adzen ia, pow tórzenia, peryfrazy , dudniący w uchu takt ry t­

m iczny, słow nictw o („ry k grom u " — cóż może być głośn iejszego nad grom , który-' ryczy?) stan ow ią je d n ą rozw iniętą hiperbolą. U stęp ten w skazuje nadto, że B ąk nie je st zbyt w ybredny w doborze środków p otęgu jący ch ; m n iejsza o to, jak ie słow a, byle w nich tak grzm iało, huczało, ryczało „ ja k w duszy". N ic dziw nego, że wiersze tego au tora r o ją się o d h iperbol hałaśliw ych i pustych, ja k m iedź brzęcząca. G dy B ą k a poryw a takt, zapom ina o sensie, barw ie znaczeniow ej i uczuciow ej wyrazów i w oła bez op am iętan ia: „ I P io tr po dom u się za tacza — D o krwi dzwonam i biczo­

w any — I z a ta c z a ją c się, rozpacza — Sercem słyszącym ob łąk an y ". T a k w „M ono logach ', a nie inaczej w „Śp iew n ej sam o tn ości": „ I w ołam z lęku obłąkan y — P o ­ w ra ca j gościu m iłow any — Płom ieniem grozy serce zalej — I męcz mnie d a lej, męcz m nie d a l e j!“ . N ie lep ie j w „Brzem ieniu n ieb iesk im ": ,.I krzyczę n ocą jaki szalony — G d y obłęd go ponosi.. .A ja w ciąż krzyczę w głębi nocy — T ą śm iercią obłąkany... W y ją, ja k w ilk ran ion y w serce..." Je s t to p ato s tandetny.

U d erza ubóstw o leksyki, o bsesje słownikowe au tora; w co drugim w ierszu grzm i, huczy, ryczy, krzyczy, w y je ; czasem się p a li (nie b rak w „M on o lo g ach " takiej okropności ja k „płom ień bólu i łez"), p raw ie zawsze sz a leje ; jeśli/ dudni;, to głu ­ cho, je śli dzwoni, to m etalicznie. W su m ie ogłusza to czytelnika, zw łaszcza w p o ­ łączeniu z p od n iosłością przedm iotu, ale po niedługim Gzasie nuży i dręczy. T ym b ard ziej, że poza ubóstw em środków au tor grzeszy niedołęstw em składniow ym , raz po raz zaryw a prozaizm am i, całkow icie je st pozbaw iony poczucia sm aku i stylu. Przy k ład y je g o grzechów przeciw stylow i i składni można by przy taczać stronicam i, b rak m iejsca zm usza do ogran iczan ia się. D ość zacytow ać niektóre zdania z ty- tytułow ego cyklu now ego tomu B ąk a, który to cykl, zdaniem entuzjastów , stanowi szczyt je g o tw órczości: „ I krzyczycie dokoła. Lecz nie słyszy nikt — Pow ikłanych i sm utnych gorzk ą słów je sie n ią " (drugie zdanie zupełnie niezrozum iałe); „ I krw ią tętni ja k dzwonem dom u tw ego gm ach " (gm ach dom u); „Jerem iaszo w e pozy n iech aj zw ieszą dłonie — R ozpacz sk an d u jąc gładkim , uśm iechniętym w ierszem " („niem oż­

ność zu pełn a", ja k p o w iad a Ferd yd u rk e); „ A skrzyp domu drzwi — I krzyczy z n a ­ g łe j trw ogi i z przestrach u drw i". Proszę nie sądzić, że te, n azy w ając rzecz po im ieniu, okropności stylow e stanow ią jak ie ś noviim u au to ra; ju ż w ..Śpiew nej sa ­ m otn ości" m ożna było czytać: „Jerem iasz u , proroku gniew liw y — Otwórz usta n ie­

ludzkie z m etalu — N iech w ersety twoich słów krzykliw ych — Gniew em nagłym i buntem się p a lą ". Kuibek w kubek to sam o, tylko trochę przetasow ane.

W ..Brzem ieniu niebieskim " zw raca się p oeta do B o g a takim i słow y:

P o d rzy j ja k rom ans brudny, co m yśli plugaw %, Przekreśl ja k zły rachunek, który praw dzie przeczy, S p a l mnie, ja k stos ohydnych, tłustych fo to g ra fii I złam jak o zbrodniarza co dziecię kaleczy.

W strofie tej uw ydatnia się plastycznie drugi chwyt techniczny B ąk a, czasem ł ą ­ czący się z hiperbolą, a niekiedy od niej niezależny: k on kretyzacja. A u to r tłum a­

czy treść em ocjon aln ą na języ k konkretów . K ied y in d ziej dąży do potęgow an ia kon­

kretności w przedstaw ianiu rzeczy, akcentuje ich cechy m aterialn e, zimysłowe, to znów deform uje groteskowo. Je s t to oczyw iście znowu dziedzictw o. „S k a m an d ra“

i znowu przede w szystkim Tu w im a. A le i w tej dziedzinie z pow odu niedostatecznego sm aku B ąk w yk oleja się raz po raz. P o w iad a np. w pew nym w ierszu: „ N ie m o­

dlę się o chleb i m asło ", nie u św ia d am ia ją c sobie, że nieszczęsnym m asłem niweczy podniosły n astró j, jak o że chleb je st w łączony do kręgu rzeczy sakralnych , a m asło nie. T eg o m asła z n a jd u jem y w „M on ologach anielskich 11 dużo. Oto początek utw o­

ru „Śpiew m ęczenniczek":

P anny m ądre czu w ajm y ! C zas n adszedł Czekany!

Z ap a lm y się lam p am i w głu ch ej nocy wieku.

K to się teraz nie pali, zostanie w ylany

N a bruk m iasta ja k b r u d n e , n i e p o t r z e b n e m l e k o , (sic) B ąk mimo żywych skłonności do w eryzm u je st całkow icie pozbaw iony talentu ew okacyjnego. Je g o k rajo b ra zy i w ogóle opisy są to m artw e i bezduszne w ylicze­

nia i nagrom adzen ia; gdy L iebertow i czy G ałczyńskiem u dość jed n ego zdania, je d ­ nej kre'ki, aby w yczarow ać cudow nie przem ienioną i żyw ą realność. B ąk trudzi się, grom adzi przym iotniki, porów nania i m etafory zgoła bezskutecznie. N a podstaw ie sum iennego przew ertow ania należy stw ierdzić, że w trzech w ielkich tom ach tego au ­ tora nie m a ani jednego żywego poetyckiego obrazu.

A oto przykład „realizm u ro d zajo w ego 11 z „M on ologów 11:

W ulicach bioto rozchlapane Zw ycięsko lało się ja k nuda.

1 dzień n a niebie rozm azany Dym em kom inów i chm ur brudem.

M iasto kisiło się. 1 w koło

Z g n iła woń w sennym m ieście pustym — W iatr tylko ja k n atrętna czkaw ka Z w arg wyschłych i bezzębnoustnych.

Niie w d ając się w analizę tych bezradnych i nieudolnych strof (por. w! o statn iej li ­ n ijce „w a rgi bezzębnoustne11 — znam ienny przykład precy zji językow ej B ąka), trze­

ba podkreślić skłonność autora „M on ologów " do1 bru taln ego naturalizm u. W trzech ostatnich cytatach pow raca słowo1 „bru d n y 1- („brudn y rom ans11, „brudne m leko", ..brud chm ur") — charakterystyczna ob sesja leksykalna. Id ą c w ślad za Tuw im em , m alarzem w iosny w ielkom iejskiej, nie cofa się B ąk przed obrazam i, które w yw ołują w czytelniku obrzydzenie. T a k np. w w ierszu „S en “ (z "Śp iew n ej sam otn ości") opo­

w iada o orłach, które w yfrunęły ze sztandarów , herbów i m edali i pisze: „N ik t nie spostrzegł ich lotu, w szyscy bow iem sp ali — C h rapiąc w spoconych, brudnych łóż­

kach try u m faln ie". N ieco d a le j: „ I m ożna spać Szczęśliwie, w ięc ch rap ało m iasto, —

I w brzuchach przetłuszczonych spokój siię, przelew ał *. B ąk nie wie, nie przeczuwa naw et, że w sztuce brzydota, aby działała estetycznie, musi być oczyszczona przez form ę i w tedy tylko byw a upraw niona.

W szystkie ujem ne cechy w ierszopisarstw a B ąk a, h ałaśliw a retoryka bez pokrycia, a czasem wręcz ordyn arn a „k o n k rety zacja- , w ystępu ją w dłuższym poem acie „W y ­ dzw oniony P io tr“ . T em atem utworu są przeżycia P iotra, który p rag n ął schronić się p rzed B ogiem w domu rodzinnym , ale B óg „w ydzw onił'1 go, zm u szając do porzuce­

nia m ieszczańskiego domu. „ I w yszedł Piotr z rozw ianym w łosem — Porw any ro z­

dzw onionym głosem 11... Je s t to utwór pozbaw iony koncepcji poetyck iej, zupełnie bezstylow y: ogólnikow a, sym boliczna fab u ła kłóci się z, realistycznym i szczegółam i, tw orząc nieznośną kakofonię. U stępy liryczne w noszą ton trzeci, ton retorystycznej d eklam acji. Cóż po sile w yrazu, skoro je st to siła prym ityw na, w ydobyta za pom ocą tandetnej hiperboliki, nie tyle siła, ile tryw ialność. T ry w ialn a też i zdaw kow a je st

dzw onionym głosem 11... Je s t to utwór pozbaw iony koncepcji poetyck iej, zupełnie bezstylow y: ogólnikow a, sym boliczna fab u ła kłóci się z, realistycznym i szczegółam i, tw orząc nieznośną kakofonię. U stępy liryczne w noszą ton trzeci, ton retorystycznej d eklam acji. Cóż po sile w yrazu, skoro je st to siła prym ityw na, w ydobyta za pom ocą tandetnej hiperboliki, nie tyle siła, ile tryw ialność. T ry w ialn a też i zdaw kow a je st

Powiązane dokumenty