• Nie Znaleziono Wyników

Nikt – Ktoś

Na początku lat sześćdziesiątych XIX wieku w  miasteczku Amherst w amerykańskim stanie Massachusetts pewna początkująca i nieznana niemal nikomu1 poetka pisze:

Jestem Nikim! A ty?

Czy jesteś – Nikim – Też?

Zatem jest nas aż dwoje?

Pst! Rozejdzie się – wiesz!

Jak monotonnie jest – być Kimś – Popisującą się Żabą –

Kumkać swe imię – cały Czerwiec – Stojącym w podziwie Stawom!2

Bycie Nikim, bycie bezimiennym, to swego rodzaju wartość i  jako taka winna być skrywana przed niepożądanym spojrzeniem. Bo też i  bycie Nikim to właśnie skrywanie się, pozostawanie w  cieniu, poza zgiełkiem świata, nieujawnianie się. To także nieprzybieranie konkret­

nej, skończonej postaci, a  wraz z  nią społecznej roli oraz funkcji. Ci, którzy są Nikim, stanowią mniejszość, w  dodatku niechcianą (w  tłu­

1 Prócz może kilku przyjaciół, których regularnie zasypuje korespondencją z załą­

czonymi wierszami.

2 E. Dickinson: 288 (Jestem Nikim! A ty?…). W: Eadem: Wiersze wybrane. Tłum.

S. Barańczak. Kraków 2000, s. 65.

maczeniu Artura Międzyrzeckiego mówi się: „Jest więc nas dwoje, ale milcz:/ Skazano by nas na wygnanie!”3). Dziś, gdy normą jest upub­

licznianie każdego powszedniego zdarzenia z  życia i  każdej, najbanal­

niejszej nawet myśli w  nadziei na wzbudzenie zainteresowania swoją osobą, gdy to przemożne pragnienie zaistnienia i  pokazania się przy­

biera wręcz postać jakiejś nowej choroby cywilizacyjnej – nazwałbym ją famoholizmem – bycie Nikim urasta nieomal do heroizmu, na który stać niewielu. Pośród tych, którzy są Nikim, istnieje – z racji ich nikłej liczebności – pewna zażyłość. W wierszu zawiera się ona w poufałym

„Pst! Rozejdzie się, wiesz!”.

Pewna intymność kontaktu oraz komunikacji (rozmowy) przeciw­

stawiona zostaje popisywaniu się – ogłaszaniu wszem i  wobec swego imienia oraz istnienia i  liczenie na poklask. Nieprzypadkowo bycie Kimś, a  więc bycie rozpoznawalnym, bycie osobą posiadającą imię a  wraz z  nim – jak można się domyślać – pewien status społeczny, przyrównane tu jest do żywota żaby w  stawie. Jej rechot jest li tylko objawianiem swego istnienia. Nieprzypadkowo, albowiem nadymającą się żabę odnajdziemy choćby w jednej z bajek Fedrusa: zwierzę, chcąc dorównać wielkością wołowi, nadyma się aż do pęknięcia. Ten wize­

runek posłuży później Marcjalisowi dla zobrazowania powiedzenia o pisarzach pękających z zazdrości o jego sławę.

Dlaczego o  tym wspominam? Albowiem autorka wiersza, Emily Dickinson, o  sławę bynajmniej nie zabiegała. Za życia opublikowano zaledwie dziesięć jej wierszy, w  dodatku anonimowo i  bez jej wiedzy.

Dopiero po śmierci poetki w  1886 roku jej siostra odnalazła zeszyty zawierające 1775 utworów. Dickinson pisała je w  ciągu ćwierćwiecza i hojnie nimi obdarowywała swych przyjaciół. Ten, który przytoczyłem, można czytać jako wyraz pewnej postawy twórczej oraz życiowej. Ich wspólnym mianownikiem byłoby wycofanie z życia publicznego, swoi­

sta bezimienność, pozostawanie w ukryciu. W ukryciu bowiem dopiero można prowadzić autentyczną, intymną i intensywną rozmowę – taką, jaką Dickinson prowadziła w swej korespondencji.

Podobną strategię życiową dostrzegam u  bohaterów Czycza z  jego krzeszowickich opowiadań. Oni także pragną i usilnie próbują pozostać

3 Eadem, Jam jest nikt. Tłum. A. Międzyrzecki. „Tygodnik Literacki” 1990, nr 4, s. 5.

Czycz: wypisywanie 195

Nikim – nikim konkretnym i skończonym. Nie chcą być osobami, chcą być bezimienni – również w  sensie dosłownym. Bo jakie znaczenie mogą mieć ich wydumane, infantylne przezwiska? Stanowią jedynie powód do kpin i powątpiewania w dojrzałość i odpowiedzialność noszą­

cych je postaci. „Ataman, owszem, pamiętam”, mówi Marta w rozmowie z Admirałem w Gdy nocą pachnie kwiat magnolii i zaraz dodaje:

taki wysoki blondyn, wyście się tak do niego zwracali, lecz Wódz… – zaraz, zaraz, – zaczęła się śmiać – wódz, ataman, admirał – bawicie się w wojsko? (Gdy nocą pachnie kwiat magnolii, NZK, 111)

Bycie Nikim to także bycie nieuformowanym, niedojrzałym, nie­

ukończonym, innymi słowy: to bycie w  stanie potencjalnym. Do tego właśnie sposobu bycia tęskni powracający do Sorrento narrator oraz autor. Opowiadania krzeszowickie wyrastają ze świadomości straty tej właśnie możliwości bycia (bycia jako możliwości). W  dorobku proza­

torskim Czycza odnaleźć można jednak także utwory ukazujące samo tracenie. Jak się ono dokonuje? Poprzez stawanie się Kimś, poprzez uspołecznianie ja i stawanie się osobą w pełnym tego słowa znaczeniu.

Czyczowy Nikt stający się Kimś dostrzegał będzie nie tylko monotonię tego nowego sposobu bycia, ale także jego nieautentyczność. Będzie też musiał coś z tą świadomością uczynić.

Na kolejnych stronach spróbuję naszkicować, jak na kartach prozy Czycza rozmaicie rozumiany (a podejmowany przez osoby na różnych poziomach dzieła) proceder wypisywania prowadzi do ustanowienia świadomego siebie Nikogo. Czym, kim i  w  jaki sposób ma być ten Nikt? Jak rozumieć to pojęcie? To, po pierwsze, pewna koncepcja pod­

miotowości. Głównym wyznacznikiem bycia Nikim, jak go rozumiem, jest rezygnacja z uczestniczenia w rytuałach i dramatach życia społecz­

nego oraz cyniczne z  ducha kwestionowanie prawideł, zasad i  norm niezbędnych jednostce do zaistnienia w  świecie jako osoba społeczna – przyjmująca rolę oraz znaczenie. Z tego też powodu Nikt będzie by­

tem atopicznym (niedorzecznym, egzystującym poza wspólnotą, w nie­

­miejscu) oraz amorficznym (nieuchwytnym w żaden ostateczny kształt i znaczenie). Jako taki bywa on narracyjnie tematyzowany – reprezentu­

ją go piszący a zarazem wypisujący się z uczestniczenia w życiu literac­

kim bohaterowie Anda, pragnący stać się pełnoprawnym uczestnikiem i aktorem socjalistycznej rzeczywistości bohater Nie wierz nikomu czy, sprowadzający swą egzystencję zaledwie do nieartykułowalnego życia cielesnego, bohater Ajila.

Nikt Czycza ujawni się, to po drugie, nie tylko jako pewien model personalizowany w  trybie literackiej, fabularnej narracji ukazującej perypetie mniej lub bardziej fikcyjnych bohaterów, ale także jako zin­

dywidualizowany byt manifestujący się we wszystkich warstwach dzieła.

Tym konkretnym już Nikim jest bowiem pewne Ja jako punkt styczny wszystkich płaszczyzn nadawczych: autora, podmiotu tekstowego, języ­

ka, konwencji, kreacji, rzeczywistości. W prozie Czycza bowiem granice pomiędzy poszczególnymi podmiotami wypowiedzi zdają się niejedno­

krotnie zacierać: fakty z życia autora stanowić mogą materiał fabularny narratorskich opowieści (np. And czy Nie wierz nikomu), zaś parający się pisaniem bohaterowie i  narratorzy – wypowiadać metajęzykowe i metatekstowe sądy, opinie i postulaty, realizowane następnie w utwo­

rze przez wyższe instancje nadawcze (np. Ajil). Wspólna im wszystkim jest wspomniana awersja, organiczna wręcz niechęć do tego, co wspólne i  konwencjonalne, a  rozpoznane przez nich jako aparat ujarzmiania.

Będzie to tak tradycja literacka oraz reguły literackiej komunikacji, jak i rozmaite formy społecznej egzystencji. Wspólna jest im każdorazowo również potrzeba zawiązywania autentycznej relacji z sobą samym jako tym, co osobne, wiecznie niegotowe, a przez to umykające stabilnemu znaczeniu.

Mówiąc inaczej: prozę Czycza chcę przeczytać jako projekt, w którym (jako narracyjnie opracowywany temat) i poprzez który (jako dokony­

wany akt) pisanie pełni funkcję autoteleologiczną. Celem tego pisania jest właśnie Nikt.

Ja – osoba

Zaistnieć jako osoba, stać się osobą można wtedy jedynie, gdy jest się rozpoznawanym przez innych, wydanym dla czyjegoś wzroku, oglądu i oceny; gdy osobę we mnie widzą inne osoby. Pisał ongiś Ronald Da­

vid Laing:

Czycz: wypisywanie 197

Doświadczam siebie, tj. osobę tożsamą w odczuciu moim i innych z Ro­

naldem Laingiem, jako obiekt postrzeżeń i  działań innych osób, które mówiąc o osobie, nazywanej przeze mnie „sobą”, używają formy „ty” lub

„on”, czy też, w  kontekście grupy, określenia „jeden z  nas” lub „jeden z nich”, lub „jeden z was”4.

Bycie osobą to występowanie w  swoim (acz nie tylko – o  czym za chwilę) imieniu, to reprezentowanie siebie. Etymologia słowa „osoba”

wiedzie do łacińskiego persona, co znaczyło pierwotnie „maska”. W jed­

nym ze szkiców przypomina Agamben:

W  starożytnym Rzymie każdą jednostkę identyfikowano imieniem wyrażającym jej przynależność do określonego gens – rodu, ten z kolei identyfikowała woskowa maska przodka, którą wszystkie patrycjuszow­

skie rodziny przechowywały w atrium swojego domu. Stąd już mały krok do uczynienia z  „osoby” „osobowości”, określającej miejsce jednostki w  dramatach i  obrządkach życia społecznego: słowo „osoba” zaczęło oznaczać zdolność prawną i polityczną godność człowieka wolnego5. Bycie osobą to reprezentowanie – wpierw rodu, potem dopiero siebie;

maska umożliwia rozpoznanie przynależności, pozwala umiejscowić jej dysponenta w świecie społecznym. Być osobą bowiem to mieć zdolność prawną, to pełnić/odgrywać rolę (posiadać i  użytkować, zakładać ma­

skę), jaką społeczeństwo przyznaje jednostce.

Do tego rodowodu pojęcia „osoby” i  „osobowości” sięgać będzie w  jakimś stopniu między innymi dwudziestowieczna koncepcja inter­

akcjonizmu symbolicznego6. Doprowadzenie koncepcji interakcjoni­

4 R.D. Laing: Osoba a doświadczenie. Tłum. G. Musiał. W: Osoby. Red. M. Janion, S. Rosiek. Gdańsk 1984, s. 195.

5 G. Agamben: Tożsamość bez osoby. W: Idem: Nagość…, s. 56.

6 George Herbert Mead za warunek konieczny dla funkcjonowania i rozwoju ludz­

kiej osobowości uzna społeczną aktywność człowieka. W znacznej mierze polegać ma ona na odgrywaniu ról innych osób. Przyjmowanie ról (ang. role ‑taking) – przywdzie­

wanie maski – to mechanizm kształtowania się świadomości, jaźni, osobowości (ang.

self): „Człowiek ma osobowość, ponieważ należy do jakiejś wspólnoty, ponieważ wciela instytucje tej wspólnoty do swego postępowania. Używa języka jako środka osiągnięcia osobowości; następnie przez proces przyjmowania różnych ról, których dostarczają wszyscy inni, dochodzi do przyjęcia postawy członków wspólnoty. Taka jest – w pew­

zmu do radykalnych wniosków przynosi zaś goffmanowską perspek­

tywę dramaturgiczną, w  której jednostka to aktor odgrywający role na scenie życia, aktor niedysponujący osobistą tożsamością. Bo też Goffman nie przywiązuje większej wagi do tego, kim owa jednostka jest w istocie oraz jaka pozycja zawczasu przypisana jest jej w drama­

tach i  obrządkach życia społecznego. Interesujący dla niego jest nade wszystko sposób, w  jaki aktor przybiera swoją maskę, jak realizuje swój występ7. Owo „jak” określają tu wiarygodność gry oraz siła od­

działywania na publiczność. Maska, jej przywdziewanie i  odgrywanie roli, nie łączy się już nijak z tym, co zawsze ­już przynależne jednostce i  ją określające. Różne maski zakłada się w  różnych sytuacjach, aby dopasować je do roli, jaką jednostka powinna odegrać w  danym miejscu i  czasie8.

Rzymski aktor – przypomina z  kolei powołujący się na rozważania Epikteta Agamben – nie powinien utożsamiać się ze swą rolą, z odgry­

waną postacią; maska nie powinna ściśle doń przylegać. Ów ambiwa­

lent ny stosunek aktora do maski w filozofii stoickiej staje się wzorem dla etyki. Aktor (człowiek) nie ma prawa/możliwości wpływania na to, jaka rola (społeczna) zostanie mu przypisana, ma natomiast prawo (a nawet obowiązek) nieutożsamiania, niepokrywania się z maską. Dystans mię­

dzy aktorem a  maską, człowiekiem a  osobą (społeczną), to przestrzeń i relacja kształtujące osobę moralną:

nym sensie – struktura osobowości człowieka” (G.H. Mead: Umysł, osobowość, społe‑

czeństwo. Tłum. Z.  Wolińska. Warszawa 1975, s.  224). Mead rozróżnia dwa aspekty tak rozumianej osobowości: „ja” podmiotowe (ang. I) oraz „ja” przedmiotowe (ang.

me). Najkrócej rzecz ujmując, ja przedmiotowe to tożsamość uspołeczniona, to ta część osobowości, w której dokonuje się wprowadzanie, przyjmowanie i przyswajanie postaw społecznych, ról zgodnych z  normami funkcjonującymi w  danej wspólnocie. Z  kolei ja podmiotowe to tożsamość prywatna – określana przez spontaniczne, autentyczne potrzeby, pragnienia i emocje.

7 Zob. E. Goffman: Człowiek w  teatrze życia codziennego. Tłum. H.  Datner­

­Śpiewak, P. Śpiewak. Warszawa 1981.

8 „Kiedy jednostka gra jakąś rolę, oczekuje od obserwatorów, że wrażenie, jakie pragnie w nich wywołać, odbiorą zgodnie z jej zamysłem. Wymaga od nich, by uwie­

rzyli, że oglądana przez nich postać rzeczywiście posiada cechy, które zdaje się posia­

dać, że wykonywane przez nią zadanie będzie miało efekty zgodne z zadeklarowanym zamiarem oraz że w ogólności rzeczy mają się tak, jak je przedstawia”. Ibidem, s. 54.

Powiązane dokumenty