• Nie Znaleziono Wyników

Do czyteln ik a bajek

W dokumencie Kłosy i kwiaty (Stron 45-75)

Szanowny dobrodzieju! Bij, zabij! psy wieszaj

W szystkie na mnie — i z błotem ostatniem mnie mieszaj!

Bluźnierstwami wszelkiemi duszę radą upój, Pień się, zżymaj i zgrzytaj — ale książkę kupuj!

Bo — widzisz, dobrodzieju! choć mi wstyd — na duszę Tej czelności zuchwałej: ja także jeść muszę.

Do k ry ty k a .

Krytyku! Gdy to twojem jest rzemiosłem, Wytykaj; wiedzion przeświadczeniem wzniosłem:

Im więcej waszmość dziur na mnie wygrzebie, Tem więcej zwróci uwagi na siebie.

4 1

D ziadek.

Niosąc życia stulecie, Kij i torby żebracze, Chodzi dziadek po świecie,

Ciągle płacze a płacze.

Dziwny dziadek... Ludziska Sypią hojnie- kołacze, Jemu w oczach łza błyska,

Ciągle płacze a płacze.

Dziatwa wokół ochoczo

Pląsa, bawi się, skacze — Jemu łzy się potoczą,

Jeszcze rzewniej zapłacze.

42

Czego płacze nieboże?

Czy cierń utkw ił mu w nodze?

Czy co boli?... A może

Pies pokąsał przy^drodze.

Widzą dzieci żebraka

I gromadnie doń biegą:

— Dziadku! troska ci jaka?

Co ci, dziadku, takiego?

Spojrzał dziadek ze smutkiem Na dziecięce niestatki I zbył słowem je krótkiem:

— Matkę-m stracił, o, dziatki!

Dziatwa na się spojrzała

I w śmiech pusty z ochotą:

— Dziadku toż to bez mała Wiek już jesteś sierotą!

— Przez lat tyle odmianę, Toć najdroższe mogiły Dawno z ziemią zrównane —

I ślad wszelki straciły.

43

— Przez lat tyle toć można Łez wypłakać już morze, A i rozpacz bezbożna

Ulgę znajdzie w pokorze...

— Przez lat tyle toć rany Najdotkliwsze się goją — I ból głucbnie odziany

Pleśnią czasu jak zbroją!...

Łez pełnemi oczyma

Dziad zapłakał nad dziatwą;

— Oj, gdzie lekko -duch trzyma, Tam zapomnieć jest łatwo!

— Oj, utuli w rok szkodę, Albo we dwa, o, dziatki!

Kto nad własną wygodę Nie ukochał swej matki!

Rzekł — poprawił na grzbiecie Liche sakwy żebracze:

Idzie dalej po święcie, Ciągle płacze a płacze.

K ot i zw ierciadło.

Mając w głowie pełno psot, Po pokoju skakał, latał,

F igle płatał Kot.

Jakoś wreszcie mu wypadło, Że się zbliżył przed zwierciadło:

P a trz y —zgłupiał... Co za dziwo?..

Widzi drugą postać żywą!

Więc się skrada, sroży, jeży — Oczom nie wierzy —

A to sztuka!...

W krąg obchodzi, węszy," szuka, Łapą, nosem i oczyma, —

Pod zwierciadło, za!'zw ierciadło..

GdzieJtwidziadło?...

Niema!

45

O, jest znowu! Pocichutku Znów się czai, — w rączym skoku

W pada zboku— , W ciąż bez skutku!

Pół dnia blizko

Namęczyło się kocisko — I cboć sprawa była jasna, Nie dociekła głowa ciasna.

O, jakże często w kociem zaślepieniu, Zwierciadło czynów zostawiając w cieniu,

Po kontrolę zazieramy

Nie w sumienie, lecz za ramy!

K row a.

Dawniej mając jakowyś skrupuł lub zawadę, Szły do Jowisza zwierzęta po ra d ę ,—

(Wypadków tych jest, zda się, kilka n Ezopa) Moja zaś krowa szła prosto do chłopa:

Naprzykrzył mi się całkiem już ten stan mój kro-[wi, —

46

(Tak mu powie:) Tak sromotnie wyłączona!

Nie chcę, mówię, być tylko, jako krowa-żona:

I chociaż była orka—at! pożal się, Boże!

(I pies niegorzej naorze) — Już na trzeci:

Zedrzeć skórę i gnaty wyrzucić na śmieci...

Tyle profitu Z tego popytu!

Na dobitkę

Skutki jeszcze bardziej brzydkie:

W raca z pola wieczorem — ciele głodne czeka:

— Matko, mleka!... —

A tu i na lekarstwo krowa mleka nie da:

Bieda!...

Widzi chłop, że nim pole zaorze, zasieje, I krowa zdechnie, i ciele zm arnieje,—

Nie czekając więc tej pory, Znów ją wpędził do obory,

Zatkał kołkiem i morał zakończył w te słowa:

— Siedź cicho i karm cielę, kiedyś po to — krowa! —

Emancypantki niech to między fakta włożą:

Ze — w krowy nie orzą!

48

M ałpa na k uracyi.

Nie wiem, gdzie to miejsce miało:

Na Sumatrze, czy na Jawie...

Małpa — próżniak, jakich mało, Trwoniąc życie na zabawie, Nieopatrznie, bezeelowie, — Z nudów, czy też z innej racyi Umyśliła w pustej głowie, Że potrzeba jej kuracyi,

Gdyż — jest chora, bardzo chora!...

Na co?

Na nerwy, nieboże!

A że czytała właśnie o tej porze Studyum o nerwach jakiegoś doktora

K łosy i k w ia ty . - d. 49

I Lombrosem, Montegazzą Zamąciła sobie o lej,—

W ięc nareszcie już bez mała Zwaryowała, sfiksowała...

Jęczy, płacze swojej doli, Stęka, żali się bez przerwy:

Nerw, nerwy!...

Echem niosą wokół lasy Małpie spazmy i grymasy.

Służba, krewni i doktory, W ciąż się kręcą7 koło chorej:

A więc leki I apteki, I konsylia, i narady,

Ciepłe wanny, morskie bady, — Nie pomaga ani trochy:

Małpa ciągle;stroi fochy.

Raz nad wieczorem, gdy w całej gromadzie Małpy nad chorą rej wiodły na radzie.

Na obóz spadła, jak piorun, wieść hyża:

Gwałtu!! łowiec się zbliża!...

Raz, dwa — skaczą wszystkie prędko — I w nogi!

Oj, źle z pacjentką!...

Z całej załogi O dobrą milę Została w tyle...

Różnie mówiono, — lecz zdaniem mojem, Łowca wziąć chciała łatwym podbojem:

Zalotnym wdziękiem, źrenicą łzawą...

Lecz że był z łowca galant nie tęgi, Zwinął się żwawo:

Wsadził do wora, sprawił jej cięgi Kijów trzy kopy

Na małpie szopy — Ot — i amory!

I dacie wiary? Od tam tej pory Małpa jest zdrowa, W mieście się chowa — (Z chęcią ją każdej damie przedstawię!)

Choć wzdycha czasem Za swoim lasem.

Tam na Sumatrze, czy też na Jawie.

Często na nerwy chorują próżniaki, Póki los-łowiec nie da się we znaki.

L e w w k la tce.

Afrykańskich puszcz wszechwładcę, Nie wiem, jaką sztuką znaną, Pod zwrotnikiem lwa pojmano I zwieziono do nas w klatce.

A że ozdobą stał się menażeryi, W ięc chciwe tłumy

Szły się przypatrzyć tej zwierza mizeryi.

Pełen zadumy,

Z wilgotnym blaskiem w źrenicy (Może myślał o swej lwicy I o szczęściu utraconem) Siedział godnie i wspaniale, 52

Myślą wtórząc w takt ogonem.

Z widzów ten lub ów zuchwale, Ze bezpieczna była sprawa,

Przed klatką stawa.

W krótce istne oblężenie:

Tłum ciągle wzrasta, Kto żyje z miasta,

Zwierza obejrzeć spieszy więzienie.

I jak się zwykle w takiej sprawie zdarza, Ten i ów wygraża,

Inny pręcik z ziemi bierze, Drażni zwierzę, Ten urąga lżącą mową, Drugi plecie to, ni owo,

Że z lwem wziąłby się za bary:

Wszyscy śmiali, I zuchwali, I bez względu, i bez miary.

Wtem lew się porwie i ryknie srodze!

Zadrżała ziemia i wszystko w trwodze Naraz odskoczy

Ciśnie się, tłoczy, — W zgiełku jeden przez drugiego

Na oślep biegą...

Tumult, zamęt, rwetes, trwoga...

O, la Boga!

Gwałtu, rety!

Zaduszono dwie kobiety!...

Morał tej bajki zamykam w sens krótki:

Zbytniej odwagi brzydkie nieraz skutki.

Św iatło elektryczne i gazow e.

Na ulicy pewnej skręcie, Sąsiadując z sobą razem, Elektryczność jasna z gazem Kłóciły gię zawzięcie.

54

— Możnaż ciebie równać ze raną?...

Elektryczność dumnie głosi.

— Świecisz żółto, świecisz ciemno, Blaski rzucasz na trzy kroki;

Z łaski ciebie człowiek znosi!...

Ja — co innego!... Patrz, jak wspaniale Rozpraszam mroki!

Szlacbetnem, białem światłem się palę, Na wiorstę sięga promień jaskrawy...

Przechodził właśnie filozof ulicą, A usłyszawszy ich zwadę wzajemną,

Rzekł: Z wami, czy bez was — zawsze ludziom [ciemno!

55

S en sacye.

Nie wiem, w jakie to tam święta, I na czyje to uczczenie,

Umyśliły dać zwierzęta Amatorskie przedstawienie, W ięc radziło tedy wiele Artystyczne swojskie grono, W reszcie role wyznaczono:

Kochanka miało grać półroczne cielę, Owce być miały naiwno-liryezne, W ieprzki — charakterystyczne...

Zaś obowiązek ciągle jęczeć łzawię

Spoczął na tym, co w poblizkim żył stawie;

Na bobrze — Nawet z gęsi unisono Gęgający chór złożono...

W szystko dobrze!...

56

Ale niema reżysera,

Nareszcie generalną odbyto z paradą, Lis chwalił, że zapału tyle w sztukę kładą,

Gdzie publika, rzesze liczne

57

Na uznanie okoliczne?...

Któż wam będzie apluzować?...

Wieńczyć głowę wam laurem?...

— To nam sprowadź! — Krzykną chórem.

Lis przystaje:

Jakoż w dzień przedstawienia sprosił wilków zgraję;

Przyszli, mając na zębach pelniutko oskomy, W ięc koniec wiadomy:

Oto nim jeszcze kurtyna zapadła,

Publiczność z miejsc powstała i aktorów zjadła, Ja tam byłem, więc wilków, a i lisa zdrajoę, Ku wieczystej pamięci przechowałem w bajce.

P ie s treso w a n y .

Psa swojego na usługi

Pan tresował przez czas d łu g i,—

I co zwykle idzie za tem, Trud uwieńczył rezultatem:

A więc z rana, Na głos pana ■.

58

Pies przynosił mu do łóżka, Nie zwlekając ani trochy, Odzież, buty i pończochy, Ja k najlepszy w świecie służka.

Nie koniec na tern: pan w dalszym wyzysku Do tej wyręki posunął tresurę,

Że pies posłuszny przynosił kij w pysku Na własną skórę...

A otrzymawszy bolesnych plag sporo, Znów go do kąta odnosił z pokorą.

Bajka w sensie ta nie mglista:

Zawsze pies jest serwilista.

59

Sąd koguci.

Jedna czubatka, A druga gładka:

Dwie kury zagdakały, która więcej warta.

Ko-ko-ko-ko! gdak-gdak-gdak! ot, kłótnia [zażarta.

A gdy coraz zajadlej wzrasta kurza buta, Aby rostropnie sądził, poszły do koguta.

Trzęsąc krwawych róż biretem, Pobłażliwy na ród kurzy:

Patrzy godnie, oko mruży, Wreszcie ozwie się z impetem:

— Moje drogie! co tu gadać?

Po co próżno czas okradać...

Ta wdziękami świat zachwyci

60

I zasiądzie znakomiciej, I pozyska przywileje — I najwyższą cześć w kurniku,

K tóra z was tak prześlicznie, jako ja, zapieje Kukuryku!

Gdy się dwoje głupich kłóci, Zda się taki sąd koguci!

N ierogacizna.

Czy kto przyzna, czy nie przyzna, Dość, że raz nierogacizna

Rozprawiała w sposób taki:

— Na co ptaki?...

Ni to sieje, ani orze, Ani karkiem nie nałoży,

(Nawet — mierzwy nie przysporzy A używa w każdej porze..!

Co?... że śpiewa?... — nie potrzeba!

Aby z pastwą wzeszła gleba

I był chlew:

O! to — śpiew!

Osioł ryknie, Świnia kwiknie:

Będzie z tego — bez słowika, — Jakiej trzeba nam, — muzyka.

A to wszystko — co? próżniaki!...

Na nic ptaki!

Zatem szły do Jowisza, aby przeinaczył.

Ten, gdy idące ku sobie zobaczył,

Schmurzył lice zmarszczonych brwi srogich siwizną I tak im rzecze gniewnie: — Precz! nierogacizno!...

Nie tym jest dano sądzić o wdzięku, o duchu, Co wszystką godność swoją położyli w brzuchu!

S ł u p y .

Że wskazywał rozstajnych dróg sprzeczne dwa szlaki, Do hardości przydrożny słup wyniósł się takiej,

Iż uważał każdego, kto mimo przechodził, Za głupca, który właśnie nowo się narodził.

— Oto tutaj (to mowa jego napuszona) — Macie moje dwa ramiona!

Na jeduym wypisano wyraźnie: DO W OLI,

A na drugim — DO POKUĆ, — jak sobie kto woli...

Ale jeden sens wyroku, Że bezemnie — ani kroku!

Niech-no który spróbuje i oślep się rządzi:

Natychmiast zbłądzi —

I zechciawszy do Ir okuć — do Woli przybędzie, Zaś do Woli zmierzywszy, na pokucie siędzie...

A tak!...

To nie żarty!

To coś warty Nieomylny taki znak!...

Przechodził właśnie drogą dowcipniś złośliwy, A słysząc w tem chełpieniu obce sobie dziwy, — Że wielką jest zazwyczaj krotoehwili żądza:

Psotę urządza.

Oto całe poprzeczne ramię dłoń złośliwa

W raz z Pokuciem i W olą od miejsca odrywa —

63

I z drugiej strony słupca (sprawa bardzo głupia) Opak przyłupia.

I się stało:

Ten co z taką pewnością przestrzegał zuchwałą, Z racyi jednej w arjata płochej bardzo chwili:

Znak wszystkich myli.

O! ileż ja znam takich słupów na mej drodze, Co nieomylność hardą niosą ku przestrodze, — Ale niech no im chwila coś-niecoś odmieni I oto męże owi, z posad niewzruszeni, Staną się (daję na to konia z rzędem)

Fałszem i błędem.

C i e l ę . Zadarłszy ogon do góry.

Rozpędzając spokojny drób: kaczki i kury I, w podskokach szalonych sadząc przez kałużę,

W ybiegło na podwórze, Czyniąc wiele hałasu i zamętu wiele:

Cielę.

64

— I czegóż to waść taki kontent, synu krowi? —

Ponieważ się pora stosowna nadarza, Ażeby nie zwlekając ani chwili — jutro —

M ó l .

Otoczony całym stosem, W księgi strony

Ludziom zjawić i przedstawić, Rodzaj zbawić.

Więc też bada, ach, jak bada!

W żmudnej próbie

• Nosem dłubie, K arty zjada;

W książkach żyje, w książkach bawi, W książkach traw i;

Dniem i nocą Męczy, ślepi:

„Na co? po co?

Skleja, lepi.

A tu patrzaj! urok? zmowa?

Bóg się chowa!

On przenika, Bóg umyka!

On rozumu ostrze stali, Bóg — wciąż dalej!

I ot — mimo żmudu, trudu, Ani plonu, ani cudu,

Tylko w głowie, niby w ulu...

Molu, mólu!

W św iat otwarty!

W żywe karty!

Gdzie serce promienną tą księgą,

Przewiązane anielską Bożych natchnień wstęgą...

Tę wstęgę rozwiąż!... Niech wiedza cię wspiera, Ale — nie ona jedna, nie m artwa litera,

Poświęcenie i Miłość niech będzie tw ą wodzą:

One księgę tajemną z klamer oswobodzą I sama się przed tobą, jako kwiat, otworzy, A w niej błyśnie Bóg żywy i wszystek cel Boży...

Bo i to pierwej sobie posiej w myśli glebie:

Jeśli go nie odnajdziesz kiedy w sercu własnem, Próżno go szukać będziesz w ksiąg zakresie ciasnym:

I okiem najbystrzejszem nie dojrzysz na niebie!

Kocioł p a ro w y .

Ten, co daje ruch tłokom, a kołom — pośrednio, W bił się kocieł parowy w taką pychę przednią, Z takim świadczył o sobie hałasem, łoskotem,

Że, doprawdy, już nie wiem, co mam myśleć o tern...

66

— Uf, uf, uf, uf!... Oto — godność!

Obowiązek i — niezwodność!

Cały pociąg mieć za karkiem, Wciąż się pocić w ruchu szparkim, Czy to burza, czy zawieja...

Bo kto tu ta j— jeśli nie ja?,..

To mówiąc, tak się prężył, nadymał i srożył, Że omal pychy próżnej skórą nie nałożył, Bowiem pękłby napewno, nimby minął Łapy, Gdyby czujny mechanik nie odemknął klapy.

Wielkościom, które nadto rozdymają chrapy, Czy to jadą przez Baby, czyli też przez Łapy, Dla pewności zalecam — bszpieczeństwa klapy.

Ś w i n i e .

Nie zawsze to, co pachnie, zdrowe daje wonie, — Wybacz więc, jeśli w bajce wywodzę zwierzęta, Których woń z liczby słodkich nazawsze wyjęta, I o których nie mówi się w żadnym salonie...

A jeśliś nadto czuły (co ja znów wybaczę!), Zatkaj nos, zamknij oczy, — otwórz tylko serce, Albo tylko pół ucha, a z bajką się wwiercę I jak rybak na wędę twe serce zahaczę.

Przyszła Świnia do świni, Propozycyą jej czyni:

— W iesz co, droga siostrzyco!

Ludzie głoszą dokoła,

Że choćby kto świat cały obchodził ze świecą,

Słowem — krótko — niezawile:

Patrz!... staw blizko — zachód mały! Jeszcze bardziej zbrukane, 70

Że nieledwie furami ocieka z nich bło to ,—

Jednak rade i dumne, i pyszne w tym względzie, Ze formę w byle jakim spełniły obrzędzie.

Sens podwójny z tej bajki płynie każdej pory:

Pierwszy: iżbyś oczyszczał nietylko pozory, — Zaś drugi: gdy nie braknie na chlubnej ochocie, Iżbyś czynił to w zdroju, nie jak świnie — w błocie.

W dokumencie Kłosy i kwiaty (Stron 45-75)

Powiązane dokumenty