• Nie Znaleziono Wyników

J

A K s ta ry je s t św iat, ta k długo człow iek w alczy o w yd a rc ie przyro d zie ta je m n ic b ytu . Zagadnienie d ziedzictw a cech stałych, a zwłaszcza cech n a b y ­ tych o d g ry w a ło zdaw ien daw na w ie lk ą ro lę w na u . kach biologicznych, c z y li w dyscyplinach naukow ych, badających zagadnienie życia i jego is to ty . P u n k t z w ro tn y w naukach p rzyro d n iczych s ta n o w iły bada.

nia uczonego angielskiego D a rw in a , k tó r y w ogłoszo­

n y m w 1859 r. dziele „O pochodzeniu g a tu n k ó w “ s fo r.

m u ło w a ! słynną te o rię e w o lu c ji. W m y ś l te j te o rii, w n a jo gó ln ie jszym je j u ję ciu , św ia t is to t żyjących na naszej zie m i u k s z ta łto w a ł się w d łu g o trw a ły m proce, sie z orga n izm ó w niższych w drodze w a lk i o b y t i d o . b o ru n a tu ra ln e g o w te j w alce najlepszych g a tu n kó w w sensie spraw ności fizyczn e j (selekcja). W e w o lu ­ c y jn e j ko n c e p c ji D a rw in a słabą je j stroną b y ło u le ­ ganie w p ły w o m te o r ii populacjonistycznej jednego z k la s y k ó w b u rżu a z y jn e j e k o n o m ii p o lity c z n e j, żyjącego na przełom ie X V I I I m. i X I X stulecia pastora a n g li­

kańskiego Tomasza M alth u sa . M a lth u s u trz y m y w a ł, że p rz y ro s t n a tu ra ln y ludności w yprzedza z re g u ły p o . w iększanie się p ro d u k c ji a rty k u łó w żyw nościow ych, wobec czego n a d m ia r ludności skazany je s t na za.

gładę.

M echanistyczne te teorie, uniezależniające procesy biologiczne od św iadom ej w o li lu d z k ie j, m ia ły być źródłem wstecznego pesym izm u, p a ra liżu ją ce g o w a lk ę o lepszy b y t d la ludzkości, a zwłaszcza dla klas upo.

śledzonych i uciśnionych.

Engels n ie je d n o k ro tn ie p o w ta rza ł, że Idee M arksa b y ły w naukach histo ryczn ych ta k im sam ym postę.

pem, ja k i w naukach przyro d n iczych u g ru n to w a ła te . o ria D a rw in a . W je d n y m ze zw ięzłych sw ych a fo ry z ­ m ów M a rks do b itn ie u ją ł m yśl o konieczności zm iany istniejącego św iata: w X I tezie o n ie m ie c k im filo z o fie L u d w ik u Feuerbachu s tw ie rd z ił on, że „filo z o fo w ie o b ja ś n ia li je d yn ie św ia t w ro z m a ity sposób, chodzi zaś o to, aby go zm ienić“ .

I otóż, podczas gdy D a rw in i jego następcy (niem iec­

k i uczony A u g u st W eismann, h o le nd e rski H ugo de V ries, am e ryka ń ski T. M organ — w śród w ie lu uczo.

nych) o b ja ś n ia li ty lk o św iat, radziecka n a u ka b io lo g ii, zapłodniona odżywczą m etodą badawczą d ia le k ty c z . nago m a te ria liz m u M arksa, Engelsa i L e n in a p rz y s tą ­ p iła do w p ro w a d ze n ia ra d y k a ln y c h zm ian dla św iata

roślinnego i zwierzęcego, Istniejącego na naszym g lo ­ bie. W w alce o zm ianę oblicza p rz y ro d y i je j podpo.

rzą d ko w a n ia potrzebom człow ieka w y s u n ą ł się na

czoło z m a rły ju ż uczony ra d zie cki Iw a n W ła d im o ro . ności, przeciw staw ne poglądom radzieckich uczniów W eismanna i M organa. sukcesami. W ystarczy przeglądać prasę radziecką, aby przekonać się o tym . „P ra w d a “ z dn. 4 w rześnia rb.

S tudentka Azerbejdżańskiego In s ty tu tu R olnego sp ra w ­ dza stan zbóż przed zbioram i.

donosi np. że pod L e n ing ra d e m w prow adzono u praw ę arbuzów i dyń, nie ty lk o w inspektach, lecz i na otwartym powietrzu. P ró b y d a ły pom yślne w y n ik i, m im o to, że bardzo niedaw no n ik t nie odw a żyłb y się n a w e t pom yśleć o d o jrz e w a n iu k a w o n ó w pod 60°

szerokości północnej. P lantacje arbuzów i d yń założy, ło już 27 podleninigradzkich kołchozów , a w przyszłym ro k u liczba ich pow iększy się do 60. Jak w iadom o, za.

ró w n o arbuzy, ja k i dynie w ym a g a ją do dojrzew ania w y s o k ie j stosunkow o te m p e ra tu ry i u d a w a ły się do­

tychczas w okolicach, leżących o w ie le bard zie j na po łu dn ie n iż L e n ing ra d . W drodze h y b ry d y z a c ji (krzyżow ania) m ic z u rin o w c y uzyska li g a tu n k i tych owoców, k tó re p rz y ję ły się na północy, a reszty doko.

nała tro s k liw a pielęgnacja p la n to w a n ych owoców i stw orzenie dla nich w ła ściw ych w a ru n k ó w .

„P ra w d a “ z dn. 23 w rześnia rb . -inform uje nas o in_

nych osiągnięciach m ic z u rin o w c ó w na p o łu dn iu Z w ią z k u Radzieckiego z kolei. Na naradzie p ra c o w n i, k ó w n a u k i biologicznej w G ru z ji stw ierdzono, że k o l.

choźnicy — m ic z u rin o w c y u zyska li w ie le now ych ga.

tu n k ó w ro ś lin i ras zw ierzęcych. Nieustanna praca tw órcza dała w w y n ik u nowe selekcyjne g a tu n k i h e r.

b a ty („G ru z iń s k a pierw sza“ i „G ru z iń s k a d ruga“ ), i y . stansujące dotychczasowe pod względem obfitości plo n ów i w ska źn ikó w gospodarczych. W dziedzinie h o d o w li uzyskano w drodze m e tyza cji now ą rasę ow cy g ru z iń s k ie j, łączącej w ie lk ie zalety m iejscow ej o w cy z cienkośoią ru n a m erynosa.

P rz yto czyliśm y do ryw cze ty lk o p rz y k ła d y . T riu m fy m ic z u rin o w c ó w n ie ograniczają się do rozszerzenia za.

sięgu u p ra w y ro ś lin (ozima pszenica i la to ro ś l w in n a na S yb e rii, w prow adzenie sadów ow ocow ych na ca.

ły m obszarze ZSRR) i p o p ra w y g a tu n kó w h o d o w la , nych, lecz o b e jm u ją ró w n ie ż nieustannie pow iększanie plonów .

V

| | S P O M N IA N A sesja A k a d e m ii N a u k R olniczych

| f odegra n ie w ą tp liw ie przełom ow ą ro lę w dzie.

juch ro ln ic tw a radzieckiego. A k a d e m ia p rz y ję ła w szystkie tezy re fe ra tu Łyseniki ja k o swoje, fo rm u łu . jąc te n p u n k t w id ze n ia w specjalnej uchw ale, Cen.

tra ln y K o m ite t W szechzwiązkowej P a r tii K o m u n i.

stycznej zaś zaaprobow ał jego re fe ra t.

S p ra w y m icz u rin o w s k ie j a g ro b io lo g ii niedaw no w e . szły ponow nie w sposób uroczysty na porządek dzień, n y"życia radzieckiego. W dn. 2 p a źd ziern ika rb. w M o . s kie w skim D om u Uczonych k w ia t n a u k i ro s y js k ie j p o . d e jm o w a ł akadem ika T ro fim a Denisowicza Ł yse n kę z o k a z ji 50 rocznicy jego urodzin. P odkreślano w y b itn ą jego ro lę w n a u ko w ym i życio w ym skoja rze n iu m y ś li M arksa, Engelsa i L e n in a z teorią i p ra k ty k ą n auk biologicznych. H onorow ano go ja ko m istrza i p rz y . wódcę m a te ria iistyczn e g o k ie ru n k u w b io lo g ii, ro k u ­ jącego ta k w ie lk ie nadzieje.

Przed ro ln ic tw e m rad zie ckim , k tó re m u p a tro n u ją uczeni te j m ia ry , o tw ie ra ją się rozległe p e rs p e k ty w y

S.

W K irg izji: Wspaniałe okazy winogron.

M I K O Ł A J G R I B A C Z O W

Jak rozkaz do boju wzywa Odezwa, to ju tro już żniwa.

I z drogi doleci do gwiazd

w dźwiękach bajanu uwięziony walca akord ostatni.

Palce błądzą, m ilkną

. tony ostatnie szemrzą gdzieś, giną, jak rosa, w traw ie się żarzą,

i z trawą kładą się w rzędy, jak siana gorzkawy powiew z koniczyną zmieszany i perzem ja k podmuch w poświacie księżyca orzeźwia zmęczonych kosiarzy,

a taim — dojrzewają zboża, a tam — dojrzewa owies, a tam — na klepisku młocka godziny odmierzą wykazu.

A taniec. Nie czas na tańce, u w ija j się raźniej z robotą to nic, że z nóg się w ali wieczorem też harmonista.

Żniwa. Spiesz się. zbieraj.

Nie ma co się cackać ze snem niech siana nie pomieści szopa, niech śpichrze napełnią się ziarnem niech jabłka w kadziach i miód i len żeby urósł po pas;

wiadomo, że karm i dzień żniw nie rok — ja k dawniej — lecz dwa.

Dopiero w pierwsze dni listopada bogata, wonna, swobodna,

w kolorowe kolczyki zorzy wystroi się wieś weselna.

I pieśni znów słychać dokoła wszędzie, gdzie zatrzyma się oko, wieńczy radość nowych zaręczyn narzeczonych liczniejsze grono.

Jak gdyby i oni z tej ziemi, z pszenicą i życiem wyrośli.

Niech żyje czas godów weselnych i hucznych w kołchozie chrzcin, grzmią obcasy tancerzy do rana w mroźnym blasku księżyca za stołem objęci przyjaciele

nad kieliszkiem zdrzemnął się dziad i pisze przy lampie wiersze

0 życiu w kołchozie, poeta.

Już zapach ściernisk owiewa kołchozu zakątek ludzie się szczęściem u p ili p iją za zdrowie Stalina

1 za tych, którzy przez burzę nieśli nieśmiertelny rozkaz narodu!

A Jutro — a ju tro są żniwa do gwiazd się wzbija muzyka bajanu ostatni walc.

Wśród grzmotu i huku niebo się w ali odłamki kaleczą kałuże iskram i po rowach, po miedzach

lecą tęczowymi bryzgami.

Na majdanie zielonym w kołchozie niebo p iją wróble i konie

płoche się śmieją dziewczęta

z piosenką wśród żartów gromadą wesołą zarzuciwszy na grabie tęcze

idą po błękitnym nieboskłonie.

T ylko przewodniczący się chmurzy na nic mu niebo — ulica

jeśli marzy — spróbuj zaprzeczyć ja k dziad — brodacz z b a jki

chce po prostu i basta, żeby i deszcze padały według wykazu!

Las zielony pełen czadu, wolno kapią krople smoły małe drą się gdzieś gawrony nieopierzone wznosząc skrzydła.

Wilczej jagody czarne oko upalne rozwścieczyło lato a m aliny — co za pycha, lecą same w nasze dłonie.

Jodła gładzi wciąż leszczynę łapą zagarnia ptasie puchy, a borow ik czapką macha, Sroka miele — ja k to sroka ja k gospodarz prosząc gości, plotkować na innych skora cały kosz plotek zebrała rozrzuca je wszystkie dokoła, o kawce, o w ilk u i o tym że puszczyk z sową flirtu je , że w leśnej korespondencji wciąż o miłości pisują.

Że w skrzydlatych pocztówkach klonu do sikory pisywał bohdanki,

że dzięcioł depesz nadał moc, że dziesięć błyskawic wysłała noc, Daj, że już spokój, sroko-gaduło ja sam chętnie ulegnę miłości Pod czerwonym sztandarem każdy tru d jest niczym

niby marszałek w bojowej sławie, drogę torując w pochodzie

na czele przewodniczący jedzie, a za nim podąża tabor

każdy wóz jest toną żyta Czyżby żyta?

W suchym ziarnie; złoto dźwięczy z pól zebrane ciepłe soki,

rosy błękitnej blask promienny, snopy słonecznego światła

deszczów pełne, pieniste dzbany, zórz i tęczy barwne opale, szczodrość serca, całą duszą z suchym ziarnem zżęto z pola.

Pył o koła bije ogniem,

w ia tr rozwiewa grzywy w pędzie, rękawami łozy wiew ają

i szczęśliwej życząc drogi

most pod kopyta groch znów sypie, a w pościgu ponad siodłem

w ia tra k burzy toń b łękitu metalowym bijąc skrzydłem.

Idą telegraficzne słupy marszem, potok tra w spływa w brzozy i na sygnał gwizdka, dymu, znów wyrusza tabor nasz.

I o ty m mówią teraz ludzie w prostych sercach radość wielka że już teraz lepiej będzie

ludziom w miastach pracującym, że za tra kto ry i za „Z is y “

za góry perkalu i odlewów swe dary śle ziemia-ziemica nie cudza, lecz swoja własna.

Koło lasu, wzdłuż odkosu, chmiel zielony chwyta koła, skacze zboże jeżem złotym, rzek rozbite lustra lśnią, czarny patrzy maszynista, siejąc w pole gwizd i iskry, cień się kładzie już na pola siny zmierzch w pokłonach sunie, i na dłonie semaforu

kładzie ogień malachitu.

Poprzez cały k ra j radziecki sławiąc urodzajny rok echo pędzi wraz sztafetą:

— Idzie chleb!

— Idzie chleb!

Tego lata ta sztafeta

najlepszą z sztafet jest będzie nowe to zwycięstwo stalinowskich w ielu bitw , w marszu idzie

naród naprzód...

Od ju trzenki od ju trze n ki pędzi leci lat sztafeta —

Idzie chlebl Idzie chleb!

Niby marszałek w bojowej sławie, Drogę torując na przedzie

na pierwszym wozie na czele, przewodniczący jedzie,

a za wozem — p y ł pod niebo tętent kopyt, stukot kół

— Idzie chleb!

— Droga wolna!

— Idzie chlebl

— Idzie chleb!

Tłum. Jerzy Lau I. Wita

A u to dla każdego! O tym m arzą m iliony ludzi n .d ie c ie . ^ m arzenie to zaczyna się p o w o li urzeczywistnia^1 ^<lzek p, staje się w s z y b k im tem pie k ra je m o w ysoko r o ^ i ę t e j m ot(

3 zdjęcia u g ó ry p rz e d sta w ia ją o ż y w io n y ruch ^ °",y w stoli

w M oskw ie. ^

O statnio przeznaczono duże p a rtie w ozów m a rk i sk w icz dla p ryw atnego. O jciec jedzie do p ra cy — syn do s^°]’vU ję c ie śro M a ły s iln ik je s t p ro sty w obsłudze (zdjęcie na ^ ,a^o). Proc ZSRR p ro d u k u je luksusow e lim u z y n y — oto oSta , "k rz y ^ m<

„Z IS 110“ w tra kcie p ró b y na szczelność karos®1"1' U jęcie na 1

e. W ZSRR k R adziecki m o to ryza cji, s to lic y —

^*cz dla uiżytku

¡Ęci© środkowe).

^ Prócz tego rzyk mody“ — ' c' e na lewo).

£ . S U B O C H i

PATRIOTYZM I INTERNACJONALIZM

Powiązane dokumenty