Nie żałujcie, chłopcy prochu, celnej k u li i granatu,
wszyscy, komu wolność droga, bezlitośnie bijcie wroga, okupanta!
Ciemne lasy, puszcze głuche i polany pośród leszczyn, bądźcie grobem dla najeźdźcy, a schron dajcie naszym zuchom partyzantom!
Morze łez i k rw i wychłeptał, mąką ludzką pasł się złodziej, w naddnieprzańskich oczeretach.
nad Prypecią, czas odwetu już nadchodzi.
W dzień nalotem błyskawicznym, w nocy chyłkiem, cichcem, milczkiem zakradamy się pod chaty
i tłuką mściwe granaty bandę
wilczą-Gady drżą, śmierć czują w mroku, w każdym szmerze, w każdym kroku, w pieśni refrenie upartym:
nie żałujcie, chłopcy, prochu okupantom!
Tłu,in M elania K ierczyńsks
J U R IJ G E R M A N
rytmiczny, urządzenie lokalu, sam lokal, robotnik do pomocy (pisać, kreślić, układać pogadanki, ko w ręce siedział szofer Dzierżyńskiego.
— Siła jednego konia — zażartował chmur
nie. — Trzeba było zastąpić auto takim paskudz
twem: siadajcie Feliksie Edmundowiczu.
Z fasonem szofer odchylił wilczurę i poczekaw
nym koniskiem nie poradzić. Nieprawdaż?
— Prawda — odpowiedział Dzierżyński. został zrobiony zupełnie niedawno.
— I dobry, — m ów ił Dzierżyński — bardzo do
bry, tylko forma bardzo pretensjonalna. Jakiś mo
dern. Ale materiał dobry.
porozmawiali i stwierdzili, że łyżeczki owszem jego świadomości docierała fraza:
— ,,Ja splotę dla ciebie diadem Z czarownych fantazji i marzeń...“ .
Nad ranem pociąg specjalny komisarza ludowe
go dojechał do tej stacji dla której była przed placykach stała ruda dla fabryk Piotrogrodu.
Milcząc, w szynelu, z latarnią w ręku, mar wstrzymuje się wydobycie węgla, kopalnie zamie
rają przez nieporządki na małej stacji, rosyjskim jeden i jeszcze. Drzewo rozkradziono. Wagony są na pół puste. A ten zupełnie pusty.
Człowiek przewiązany chustką milczał.
— Strzelbę macie nabitą? — spytał Dzierżyński.
powiadając na pytanie spytał Dzierżyński.
— Nie, nie sam — powiedział stróż. — Nas jest tu dosyć dużo. Jeżeli sobie życzycie, zaraz prze
prowadzę manewry.
Stróż wsunął sobie coś w usta, i w tej samej sekundzie mroźne powietrze zadrżało ogłuszają
cym gwizdem. Dzierżyńskiemu, który z przyjemnością słuchał jego spokojnego, zachrypniętego od mrozu głosu.
Postali, porozmawiali, w yp a lili po „skręcie“ , po
sypane śniegiem pociągi, niekończące się pociągi z rudą, z ropą naftową, z drzewem. 1 martwe
23
aszromate parowozy. Jakżeż łatwo mógł tę spra
lejarskim mundurze, wyczyszczonym i wypraso
wanym. Spod m arynarki wyglądał nakrochmalo
ny kołnierz.
— Jesteście naczelnikiem stacji?
— Tak jest — ochryple odpowiedział wchodzą brzeżku kanapy i podciągnąwszy nogi w połatanych, ale wyczysz
klejony kawałek papieru. Spie
szył się — pomyślał Dzierżyński fest jakaś organizacja sabotażystów i złoczyń
ców — że naumyślnie nie puszczacie drzewa na
chając się swoim zadziwiającym, zniewalającym uśmiechem, powie dział Dzierżyński. — Za cóż was aresztować. I dotknąwszy ręki naczelnika stacji smutno dodał.
— Tylko rzecz w tym. Myślcie na przyszłość sami. Rozumiem — Stara Rosja starała się nas wszy
stkich zmienić w pozbawioną móz gu maszynę, wszyscy byliśmy po
zbawieni samodzielności, za sa
modzielność nas okrutnie bili, ale
steście maleńkim człowiekiem, — prowincjonal
nym naczelnikiem stacji, ale że jesteście człowie
kiem, od którego wiele zależy. No... do widzenia!
racki statek, wypijcie szklankę gorącego grogu-..
Naczelnik lekko się zaczerwienił i opuścił
„ Świat Przygód“ ■ Oni naczytali się tego. Przy tych słowach dzieciaki i mróz lżej znoszą.
Naczelnik stacji zupełnie poczerwieniał i dodał.
— A co do grogu, nie myślcie, my tak nazywa
my wrzątek — żeby było przyjemniej — grog.
Jakoś łatw iej wypić pełną szklankę grogu, niż szklankę niczym nie zaprawionego wrzątku.
Jeszcze dwa dni specjalny pociąg Dzierżyńskiego stał na stacji. Przez ten czas odeszły pociągi. I naczelnik stacji wraz ze swą małżonką i oddzia lem piratów przychodził do wagonu Dzierżyńskiego pić her batę. W tych wypadkach Dzier żyński nazywał herbatę gro- giem, a na pożegnanie opowie
dział chłopcom o tym, jak swe go czasu uciekał z zesłania i jak buntował się z towarzy
szami w Aleksandrowskim wię zieniu.
Chłopcy słuchali z otw arty
mi ustami.
Odprowadzając gości Dzier
żyński powiedział, że jeżeli zda rzy im się być w Moskwie niech go odwiedzą.
— Tak jest, towarzyszu ko- misorzu ludowy — powiedział starszy.
Całą drogę powrotną Dzierżyński pracował, w sąsiednim przedziale konduktor grał na gita
rze i śpiewał:
„1 wspominałem ja noce minione
1 »¡czyste lasy i pola
1 do oczu dawno nie zwilżonych Napłynęła jak iskra łza“ .
Specjalny pociąg stukał po zamarzłych szynach, gwizdał parowóz, z a . oknem przelatywały iskry, a Dzierżyński szkicował tezy do wykładu, palił i p ił zimną, mocną herbatę.
W Moskwie była odwilż, dzień był jasny i pogodny, ka
pało z dachu.
U siebie, w swoim urzędo
wym gabinecie Feliks Dzier
żyński zdjął szynel i czapkę, usiadł za stołem i powiedzał do sekretarza marszcząc sę od słońca.
— Wiecie, widziałem tam bardzo dobrego człowieka. Za
hukany był; ale teraz się w y
robi i dojrzeje Ma dużo dzie
ci, trzeba mu będzie pomóc.
Przypomnijcie mi.
—Sekretarz zapisał w note
sie.
— Aha, prosiłem was, że
byście wyszukali suwak loga
rytmiczny dla tego profesora,
— powiedział Dzierżyński — Znaleźliście? Fokażcie!
Sekretarz przyniósł su
wak i położył go na stole.
Ale Dzierżyński nie zauważył — pracował już — czytał i podkreślał niebieskim ołówkiem.
Tłum. Rap.
[A k a d e m ik T ro fim D enisow icz Łysenko Przew odniczący Wszechzwiązkowej A k a d e m ii N a u k R olniczych im . W. I. Lenina,