Scena przedstawia salę starego zamku. Ściany ze zniszczonymi obicia-mi. Kilka dużych obrazów, zamazanych i podziurawionych. Okna bez szyb i bez okiennic; przedzierają się przez nie gałęzie drzew. W głębi gotyckie drzwi w ścianie grożącej zawaleniem.
SCENA PIERWSZA
RAUL, ROBERT RAUL
No i gdzie są te upiory?
ROBERT
Przeszukaliśmy cały zamek.
RAUL
Żadnej zjawy, nic niezwykłego…
ROBERT
Mówiłem, Panie, że nie warto sobie tym zaprzątać głowy! Każde miasteczko ma swoje czary, swoje czarownice; każdy przynaj-mniej raz widział diabła, albo go zobaczy; to wszystko nic nie-warte!
RAUL
A źródłem takich historii są nierzadko miejscowe łotry. Nie wie-rzę w duchy, ale wiewie-rzę w nicponi.
ROBERT
RAUL
Taki mam zamiar; ale jesteśmy tutaj ledwie od godziny, zostań-my jeszcze chwilę.
ROBERT
To usiądźmy na moment, wino, które dała mi właścicielka go-spody, jest wyborne, a ja czuję się już zmęczony. (Siada na ziemi,
wyciąga z kieszeni kufelek i pije łyk). Pyszne jest!
RAUL, który w tym czasie przechadza się po sali.
Te portrety są bardzo stare.
ROBERT
Jak i sam zamek. Ma co najmniej osiemset lat. Wypijmy zdrowie, to jest… cześć pamięci tego, kto położył pierwszy kamień. (Pije…
Dolewa sobie więcej wina i odstawia butelkę obok, śmiejąc się). Wasze
zdrowie, duchy i upiory!
RAUL
Coś nie śpieszno im się tu zjawić!
ROBERT
Bo wydaje nam się, że jest ich wszędzie pełno, gdy tymczasem to nieprawda. Zresztą gdyby większość moich znajomych przenio-sła się na tamten świat, prosiłbym piekło i niebo, aby nigdy nie powrócili jako duchy.
RAUL, z głębi sceny.
Pójdę jeszcze coś zobaczyć. (Zamierza wyjść).
ROBERT
Zostawisz mnie samego?
RAUL
ROBERT
Nie, ale lubię towarzystwo. Ech! Zaraz wróci!…
SCENA DRUGA
ROBERT, sam.
Te małe miasteczka… ich zabobony! Wierzą w wiedźmy, upio-ry! Niechby się jakiś upiór tu pojawił, to poczułby moją pięść na nosie! (W momencie, gdy wyciąga rękę w grożącym geście, ogromne
białe ramię wyłania się z głębi sceny i mocno nim potrząsa. Na widok tej białej ręki, Robert nieruchomieje ze strachu. Upuszcza kufelek i od-wraca głowę).
ROBERT
Aaaa, aaa! (Ręka się chowa).
SCENA TRZECIA
RAUL, ROBERT RAUL, wracając.
Co się dzieje?
ROBERT
O mój Boże! Panie! Pomocy!
RAUL
Co się stało?
ROBERT, wciąż w tej samej pozycji.
RAUL
Co?
ROBERT
Duch.
RAUL
O czym ty mówisz? Rozum ci odjęło?
ROBERT
Do diaska! Panie, widziałem, już jej nie ma… poczułem, poczu-łem na sobie!
RAUL
Ale co?
ROBERT
Wielką, białą łapę, która mnie złapała… jeszcze ją czuję na sobie.
RAUL
Czy to z powodu wina tak bredzisz?
ROBERT
Tu dzieje się coś złego… Te duchy są niebezpieczne, a jaką mają siłę!… Idźmy stąd, Panie, wracajmy. (Z przerażeniem). Co to za hałas?
RAUL
Wiatr porusza oknami.
ROBERT
Podłoga skrzypi jakoś dziwnie, nie czujesz?
RAUL
(Z daleka słychać złowieszczą muzykę).
ROBERT
To nie żarty! Posłuchaj… (Muzyka staje się coraz głośniejsza.
Doby-wa się zza kulis lub spod sceny). Słyszysz, Panie? Słyszysz to?
RAUL
Co to za dźwięki?
ROBERT
Jakieś cmentarne. Przerażające, a przecież ja nie jestem bojaźli-wy.
RAUL
Właśnie widzę.
ROBERT
Ta muzyka nie jest z tego świata… tutaj… o tej porze…
SCENA CZWARTA
RAUL, ROBERT, POSTACIE, które się pojawią.
Podnosi się kurtyna w głębi sceny i ukazuje się wnętrze starożytnej świątyni. Na środku znajduje się nagrobek z urną. Po czterech stronach nagrobka leżą czterej wojownicy w czarnych zbrojach. Ich twarze wyra-żają głęboki ból. Są nieruchomi, podobni do marmurowych albo spiżo-wych posągów, które widuje się przy grobach. Dwie takie figury umiesz-czone są z przodu, w pewnej odległości od nagrobka. Przy bokach mają miecze, w dłoniach trzymają tarcze i lance, na których się opierają.
ROBERT, dostrzegłszy zmianę dekoracji.
RAUL
Co znowu?
ROBERT
Nie widzisz tego? Za tobą!
RAUL
Ha, ha! to wszystko dowodzi tylko tego, że są tu jakieś cwaniacz-ki! Ale zaraz im pokażemy. (Wyciąga miecz).
ROBERT
Panie, co się dzieje?… Nie idź tam.
(Nagle nad grobowcem rozwija się płachta, a na niej napis wielkimi literami).
RAUL
Co tam napisano? Czyta na głos:
OŚMIELIŁEŚ SIĘ WEJŚĆ DO KRÓLESTWA ŚMIERCI I ZA-KŁÓCIŁEŚ SPOKÓJ TEGO MIEJSCA. ODEJDŹ, JEŚLI JESZCZE CHCESZ UJRZEĆ ŚWIATŁO DNIA.
ROBERT
Mają nas za łotrów; sam widzisz, ostrzegli nas; chodźmy stąd, Panie, chodźmy jak najprędzej.
RAUL, z oburzeniem.
Teraz mamy odejść?
ROBERT
Nie widać, że to miejsce spoczynku umarłych?
RAUL
Umarli nie szkodzą nikomu.
ROBERT
RAUL
Zamiast umarłych mówią żywi.
ROBERT
A nagrobek?
Hmm, obok tego nagrobka widać jakieś postacie z brązu albo z marmuru; trzeba się temu przyjrzeć.
ROBERT
Panie!
RAUL
Zobaczmy najpierw te dwa posągi. (Podchodzi do jednego z
posą-gów stojących z przodu grobowca, przygląda mu się uważnie, doty-ka; mieczem podnosi przyłbicę mieczem). To kukła, którą odziano
w zbroję. (Idzie do drugiego posągu, również go ogląda i chce podnieść
przyłbicę podobnie, jak poprzedniemu posągowi. Posąg rzuca lancę, ze-skakuje z piedestału, cofa się kilka kroków, zdejmuje rękawicę i rzuca ją przed Raula). No proszę, zjawa zna się na obyczajach rycerskich. (Podnosi rękawicę). Przyjmuję wyzwanie.
(Figura bierze miecz do ręki).
ROBERT (gdy tylko posąg się poruszył, uciekł w róg z przodu sceny i stamtąd obserwuje akcję cały się trzęsąc).
Będzie się bił z duchami; jesteśmy zgubieni!
(Rozpoczyna się walka, dwaj przeciwnicy walczą zawzięcie. Raul prze-wraca przeciwnika).
ROBERT
Duch się poddaje… Czuję, że wraca mi odwaga. (Zbliża się
do Raula. W tym samym momencie czterej wojownicy, którzy leżą przy grobowcu szybko wstają i wyciągają miecze. Przerażony Robert wraca na swoje miejsce w kącie i kuli się, żeby go nikt nie zauważył).
RAUL, który nie widzi, że czterej wojownicy za jego plecami się poruszy-li, trzyma ostrze miecza na piersi swojego przeciwnika.
Kim jesteś? Mów, mów, albo przebiję cię na wylot.
(Czterej wojownicy zbliżają się do Raula. Hałas ich kroków powodu-je, że Raul się odwraca. W tym momencie człowiek–posąg podnosi się. Otaczają Raula i chwytają go; ten wyrywa się im. Chcą go ponownie otoczyć, szykują się do ataku).
SCENA PIĄTA
Ci sami, AMAZONKA
Nagle na scenie pojawia się Amazonka odziana w czarną zbroję ozdo-bioną złotem. Na jej znak wojownicy przestają atakować i przechodzą na tył sceny. Raul opuszcza miecz przed nieznajomą.
ROBERT, na stronie.
Mój Pan jest dzielny; lepiej schowam się za nim; obroni siebie i mnie (Chowa się za Raulem).
Amazonka przyjaźnie patrzy na Raula.
ROBERT, cicho do ucha swojego Pana.
Panie, strzeż się tego nowego widziadła.
RAUL
Przecież to kobieta.
ROBERT
Gdyby to była kobieta, coś by mówiła; a to nie mówi ani słowa. To jakaś mara.
Amazonka przechodzi przed Raulem w jedną i w drugą stronę i patrzy na niego coraz milej. Wydaje się prezentować swoje wdzięki, jest coraz bardziej uwodzicielska.
ROBERT, cicho.
Ależ ona na ciebie patrzy! Jej oczy płoną ogniem… Panie, ona chce cię chyba uwieść.
RAUL
Tym gorzej dla niej.
ROBERT, głośno.
Pani, doprawdy jesteś wytworna; ale jeśli sądzisz, że zdobę-dziesz serce mojego pana, to tracisz czas, od razu mówię.
Raul potwierdza znaczącym gestem to, co jego giermek właśnie po-wiedział. Amazonka rzuca spojrzenie pełne wściekłości. Ruchem dłoni przywołuje swoich ludzi i rozkazuje im pochwycić Raula. Chcą wy-konać polecenie, ale groźna jego postawa nie pozwala im się zbliżyć. Biegną więc na przód sceny, ustawiają się w szeregu plecami do widow-ni i kierują na Raula swoje miecze. Raul ustawia się przodem do widow-nich i oczekuje ich ruchu. Robert jest za jego plecami. W tym momencie za plecami Raula wyłania się wielka piramida, której on nie widzi. (*Za-miast piramidy można użyć żelaznej klatki, która wyłoni się spod sceny i osaczy Raula). Przerażony Robert ponownie chowa się w swoim kącie. Do piramidy przymocowane są obręcze lub żelazne ramiona, które nag-le krzyżują się i chwytają mocno Raula. Nie może się poruszyć. Wojow-nicy podbiegają i otaczają go.
ROBERT, boleśnie.
Mój Boże!
Wojownicy wykonują wokół Raula krótki taniec mający nim wzgar-dzić. Na znak Amazonki przestają. Piramida się zapada wraz z Raulem. Robert pada twarzą do ziemi. Amazonka daje kolejny znak i wojownicy biegną w cztery rogi grobowca. Następnie Amazonka staje na grobow-cu i znika pod sceną wraz z nim i wojownikami. Środkowa kurtyna głośno opada i scena wygląda tak, jak na początku aktu. Ciemność.
SCENA SZÓSTA
ROBERT, sam.
Po krótkiej ciszy, siada.
Co to było? Dobry Boże! co ja widziałem?… (Wstaje). Mój Pa-nie! Odpowiedz na wołanie twojego wiernego sługi, mój drogi Panie!… Nie słyszy mnie już!… Gdzie on teraz jest?… W jakiejś otchłani, to pewne, gdzie duchy i demony wrzucą go do ognia piekielnego… A ty, jego czuła małżonko, co się z tobą stanie, gdy się o tym dowiesz?… A więc duchy są straszniejsze niż naj-straszniejsi ludzie… Cicho… Usłyszą mnie… Czy ja nadal je-stem w zamku? Nic nie widać, ta noc jest wyjątkowo ciemna. Gdyby udało mi się wyjść z tego przeklętego miejsca… Spróbuj-my. (Obchodzi salę wokół po omacku). Nie ma wyjścia; zamurowali wszystkie drzwi. Co począć? Nie uda mi się stąd wyjść. Zrobią ze mną, co chcą. (Żywo). Słyszę jakiś hałas, co to za krzyki…? Nie, to chyba ja… (Nasłuchuje). Pomyliłem się; wokół cisza. (Idąc
potyka się o butelkę, podskakuje z przerażeniem). Złapało mnie za
nogę… Boże! O Boże! Jakie to nieszczęście być tchórzem! Da-lej, Robercie, bądź mężczyzną choć raz w życiu. Zobaczmy, co to jest, to na ziemi. (Schyla się, szuka i trafia na butelkę). Moja butelczyna!… Niebo mi ją zsyła. Moje biedne serce jest chore, udręczone… łyk wina jest dla niego zbawieniem. (Wypija łyk
z butelki, po czym odstawia ją od ust). Ale jeśli zamiast wina wlazł
tam jakiś duch? Duchy wszędzie się zmieszczą… Nie, nie wolno tego pić, bo mógłbym połknąć diabła jakiegoś. (Rzuca butelką). Widzę jakieś światełko; to znów jakiś duch albo diabeł. Może się nade mną zlituje. (Pada na kolana z rękami skrzyżowanymi na
SCENA SIÓDMA
ROBERT, ADELAJDA, SŁUŻĄCY niosący pochodnię
Służący wygląda na bardzo przestraszonego, zostawia pochodnię i wy-myka się. Na scenie robi się jaśniej.
ADELAJDA, zaniepokojona.
Nie widać go jeszcze. (Idzie przed siebie).
ROBERT, biorąc Adelajdę za upiora.
Panie, jaśnie Panie upiorze…
ADELAJDA, spostrzega Roberta.
Robert!
ROBERT
Nie rób mi krzywdy, błagam.
ADELAJDA
Gdzie twój Pan?
ROBERT
Jestem tylko marnym sługą. Nie zasłużyłem na twój gniew. Pa-nie Duchu, Pa-nie zabijaj mPa-nie! Do końca życia będę ci wdzięczny. Łaski, nie zabijaj mnie!
ADELAJDA
Cały w szoku! Widzisz mnie? Poznajesz? Gdzie twój Pan?
ROBERT, bardzo zdziwiony.
Co? To ty, Pani? (Wstaje).
ADELAJDA, żywo.
ROBERT
(Na stronie). Właścicielka miała rację! (Głośno). Wszystko
po-wiem, Pani; ale nie teraz. Uciekajmy, błagam, uciekajmy z tego piekielnego miejsca.
ADELAJDA
Zaczynam się bać… Chcę wszystko wiedzieć i to natychmiast. Mów, rozkazuję ci mówić. Gdzie jest twój Pan?
ROBERT
Pani…
ADELAJDA, żywo.
Nieszczęsny! Czy możesz mi odpowiedzieć? Gdzie jest mój mąż?
ROBERT
On jest…
ADELAJDA, z bólem i wściekłością w głosie.
Kpisz sobie z mojego niepokoju?
ROBERT
On jest… niestety! on jest… gdzieś w zamku.
ADELAJDA
Ech! ale gdzie w zamku?
ROBERT
Nie wiem. (Na stronie, z goryczą w głosie). Ona mi przebija serce na wylot!
ADELAJDA
Bierz pochodnię; wejdziemy do każdej komnaty.
ROBERT
ADELAJDA
Odnaleźć mojego męża.
ROBERT, staje przed nią.
Pani, błagam cię…
ADELAJDA
Czy myślisz, że przeszkodzisz mi być przy moim mężu?! Raulu! usłysz głos Adelajdy. Raulu! (Do Roberta). Chodźmy; słyszysz? Muszę go znaleźć… (Z rozpaczą w głosie). Chcę znaleźć mojego męża.
Wychodząc, Robert uderza głową o ścianę lub o kolumnę i cofa się z przerażeniem.