W S T Ę P.
I\ J e d y słyszę ję k żalu, co z tysiąców łona J a k trw ożący szum fali ku niebu się w zbija, K ie d y siła nadziei w ranku życia kona,
I zgryzota je st stałą, i radość przem ija; — K ie d y serce co kocha i um ysł co m arzy,
Są tylk o do m ęczeństwa dodatnią torturą — W ten czas niechętny um ysł z oburzeniem sk arży
T ego, co św iaty stw orzył i rządzi naturą. Jakże on złym b yć m u s i! ... ja k ż e złego chciw ym ,
K ie d y w yd arł nicestwu całe nędzne plemię, K ie d y stw orzył człow ieka, co chce być szczęśliw ym ,
A tylą łez gorących rosi m atkę zie m ię ! . . . Z w ierzę ży je na chwilę, i w tej krótkiej chwili
Zajętem je st je d y n ie obecną godziną, — A n i się p rzyk rym tokiem przeszłych zdarzeń kw ili,
Jeszcze przed odetchnieniem znaczone ma tory K tórem i postępuje ciągiem swego bytu, Z n a tylk o chęć stosowną do czasu i pory,
P ojed yn cze starania i łatwość dosytu. — A c z ło w ie k ? ... C złow iekow i dano różne cele,
Rzucono krocie darów niby dla użycia, M oże czuć tak gorąco i m yśleć tak wiele,
Ż e ju ż w dni sw ych połowie pragnie kresu ży c ia ;
L e c z ogień raz za jęty nie łatwo ugaśnie: Chociaż siły ustaną i serce przeboli, C ierp iący przecież nie pierw snem w ieczystym
zaśnie, A ż dłoń czasu odsnuje w ątek je g o doli. N ęk an y obecnością i przeszłość pamięta,
I tą pam ięcią często swą przyszłość zam roczy; Bo g d y zasłona złu dy zostanie zw inięta,
Już je j żadna moc w św iecie w ięcej nie roztoczy.
C zło w iek ma wolną w olę, i na cóż się z d a ło ? ... Rozlicznem i przeszkody zew sząd skrępow any, Może pragnąć gw ałtow nie, pragnąć duszą całą
I nadarem nie szarpać nieznośne k a jd a n y . — C złow iek ma liczne w ładze, z nich ja k ie ż k o rzy ś c i?
W m łodym w ieku podają tęczowe m arzenia, L ecz um ysł wnet zw aśnieje, g d y m arzeń nie ziści A żal zaszczepia w duszy truciznę zw ątpienia. K ie d y zaś przyjdzie starość z doświadczenia zbroją, A b y strzedz od p rzyp ad k ó w źle obranej drogi, Próżno w tedy układać przyszłość ju ż nie swoją,
Bo się trzeba w yb ierać za wieczności
progi-15
T a k w ięc, to co jest niby oznaką dobroci, Zam ienia się w szyderstw o z w oli Stw orzyciela: On zw odniczym promieniem dolę naszą złoci,
A szczęścia i pokoju mało nam u d z ie la ; H ojnie nas uposażył, j a k g d y b y w istocie
Zew sząd przyjem ność naszą głów nie miał na celu,
J ed n akże w biegu ży cia i czasu obrocie
N a ten kw iat pośród cierni trafia tak niewielu, T a k skąpo ręka losu zw yk ła nam go rzucać,
Ż e nakoniec pytam y, w dalsze idąc lata: C z y li chciał uszczęśliw ić, czyli też zasmucać,
Ten, którego wszechwładność łańcuch życia splata ? . . . I trudną je st odpowiedź, bo różne koleje,
K tóre przechodzim w czasie ziem skiego ist nienia,
R óżne bolesne straty i zwodne nadzieje
Z d a ją się naprow adzać na chęć udręczenia. K ie d y zaś p rzyjd zie spojrzeć na piękną przyrodę,
R ozw ażyć d ary z hojnej płyn ące nam ręki; N a św iat w dzięcznie odziany w m ajową pogodę, —
Pow staje w nas uczucie radości i dzięki; — A w ted y zap ytując sumienia swojego,
Nieomylnem ju ż praw ie czujem to w yznanie: „ Ż e nie Bóg, ale człow iek je st p rzyczyn ą złego,
„ Ż e często sami boskie niw eczym staranie“ . Rozum jedn ak, bo rozum pokory nie lubi,
Z aprzeczając słuszności podobnego zdania, W niezliczonych uw agach błędną m yśl nam gubi,
I smutno nam jest w duszy, bo zgadnąć nie możem Co w łaściw ie na drodze praw dy nam przod
ku je — Co lepiej się poznało z rozrządzeniem Bożem ,
C z y rozum, który sądzi, — czy, serce co czu je? T a k w ię c niewiadomosci okrążeni cieniem,
Jeźli ży czym dochodzić tajną m yśl stworzenia, A lbo musim się trudzić próżnem wysileniem,
A lb o też czytać pilnie w księgach przyrodzenia.
M O T Y L . K t o z was nie w idział m otyla?
J a k w dniu m ajowej pogody Z kw iatu na kw iat się przechyla,
D ziecię słońca i sw obody. Jakie piękne sk rzyd eł cienie —
J a k a zwinność a v ich polocie, T o n iby drogie kam ienie
M igają przy czystem zlocie. K w ia t pow ietrza *) w ypieszczony
Swieżem tchnieniem, w iosny, lata, Z d aje nam się tu rzucony
M ieszkaniec nie tego św ia ta : Nad kw iecistą baw iąc błonią
Sam ą słodycz ma w sw ym bycie, Sam ą tylko ży je wonią
I miłością k o ń czy życie.
*) Porównanie któregoś z nowoczesnych pisarzy.
M y zaś patrząc na dni takie W ciągłą rozkosz ustrojone, S karżym y, że ladajakie
Nam są losy zostawione, S k arżym y na skąpstwo T ego, Co motylom dał tak wiele, A człow ieka, — w y b r a n e g o ,
Cierpieniu na pastwę ściele. Przecież, gdyb yśm y z bacznością
Na dzieła B oże patrzyli — T ob yśm y zdjęci wdzięcznością
Inaczej pewno mówili. Św ietne są losy m otyla,
B ogate posiadł on dary, K ró tk a jego bytu chw ila
Rozliczne niesie mu czary. A le czerń on był, — c z ło w ie k u ! . . .
C zyliż przypom nieć nie raczysz, G d y postrach drobnego w ieku,
B rzy d k ą poczw arę z o b a c z y s z ? ... B ez śladu czucia w yższego,
B rudnym obciążona kałem , A n i podobna do tego,
Co k ie d yś będzie jej działem. W idzisz, ja k pełza po ziem i,
Po niej m ieszkania swe snuje, Ż y w i się chw asty podłemi,
Szlachetne rośliny p su je 5 — W idzisz ja k nędznej postaci
Przecież, g d y życie utraci, M otylem z grobu powstaje. T a k człow iek w zm ysły okuty,
Grąsienniczym zw iedzion bytem, Licznem i w ięzy osnuty,
Z ew sząd granicząc z przesytem ; A n i pojm ować je st w stanie
Z orzy, co kiedyś zaśw ieci, J a k czas dla niego ustanie,
A dusza w niebo uleci.
\
A le m otyla przem iany
Pod naszem spełnione okiem, T o jaw n ie sposób nam dany,
Z B ożym się poznać w yrokiem . Na ziemi, ziem skie istnienie,
R ozkosze blade, znikom e, I brudne często pragnienie
Zm ysłow ych uciech łakom e. — Trudność rzucenia poziomu,
C iężkie o życie starania, — Z łe pojęcie dla ogromu
Św ietniejszego p o w o ła n ia ;. . . L iczne troski, — nędzy wiele
Próbującej duszy dzielność, Marne chęci, — zwodne cele,
A za grobem : nieśmiertelność.
19
N ieśm iertelność!.. kto pojął, zrozum iał to słowo, T en pojął losy świata i poznał się z Bogiem ,
Tem u nadzieja nie jest próżną tylk o mową
A ni śmierć będzie strachem, ani boleść wrogiem ;. T en przyjm ie w szystko z woli N ajw yższego Pana,
C okolw iek ziem ska dola w teraźniejszość r z u c i; Tem u cierpienie w B ogu nie w skaże tyrana,
T en zachow a swą wiarę, choć go los zasm uci; Bo to czuć będzie zawsze, że ręk a zniszczenia
Zagarnie dzieci czasu, zg ryz o ty i żale, — A co je d y n ie godne trw ałego istnienia,
Szczęście samo w yp łyn ie na w ieczności fale.
M A J. J u ż oddech ciepłych dni
R ozw iał zasłony wód, I dusza szczęście śni,
W niej stopniał lód. G d y słońce b la d y zwój
W o żyw czy zm ienia zdrój, Ziem ia p rzyw d ziew a swój
W iosenn y strój. J a k piękna w m aju błoń,
J a k m iły ptasząt śp ie w ! J a k lubą jest ta woń,
Co płynie z drzew. J a k w szystko życiem wre,
W szystk o świeżością tchnie,. W szystko rozkoszy chce,
G d y w ietrzy k z le k k a dmie, K w iecisty pada śnieg, A strum yk żyw o m knie Sw ój głaszcząc brzeg. N a ł ą k i ‘ zaw róć krok,
Co depcze stopa twa, T o mile pieści w zrok,
P o żyte k da. P o liczy ć zioła te
D arem ny b y łb y trud, Zn ajd ziesz tu zdrowie swe,
I żer sw ych trzód. N a błonia w y jść li chcesz,
T am now y czeka czar, N arzekaj, jeśli śmiesz,
N a ży cia dar.
G dzie sp ojrzy oko twe, - Coś piękne wabi je , C oś ci do serca lgnie,
Coś nęci cię.
T u cieniem w d zięczn y gaj, Tam zbożny w idzisz smug. W około ciebie raj
R oztoczył Bóg. Co człow iek zdobi sam
N ie wielu może mieć, — T o dane w szystkim nam,
B y tylk o chcieć.
21
G dzie bogacz stawia gm ach. R zadkiem u w olny wchód, A tu z błękitów dach
Ma w szystek lud. Ś cian y z w ysokich gór,
Słupy z zielonych drzew, Z asłon y z lekkich chmur,
K w ia t z w ielu stref. I tyle dobra tam
R zuciła Stw órcy dłoń, Ze tylk o w dzięcznie wam
U ch ylać skroń.
Piękn ym jest B o ży świat, L ud zie zepsuli go, Z atru li ży cia kw iat —
I sk arżyć chcą. Zm ącili źródła te,
G dzie Pan im słodycz w lał, T eraz gniew ają się
Z e on tak chciał. K to czuje wiosny w dzięk,
In aczej musi w nieść — Nie płonnych żalów ję k ,
Lecz B ogu cześć. Boleśnie praw da nam
Cierpień przyjm ow ać chrzest; L ecz człow iek rządzi sam,