• Nie Znaleziono Wyników

Dziennik Ludwiki Ostrowskiej jako narracja historyczna

Dwa obrazy z życia Ludwiki Ostrowskiej – autorki pamiętnika

3. Dziennik Ludwiki Ostrowskiej jako narracja historyczna

chwili wybuchu Wielkiej Wojny Ludwika hrabina Ostrowska miała już 63 lata, a więc była osobą dojrzałą życiowo, z baga-żem osobistych i społecznych doświadczeń. Na toczące się wokół wojen-ne wydarzenia patrzyła zatem ze świadomością ich dziejowej doniosłości, ograniczoną jednakże przez perspektywę II poł. XIX w., a więc czas i przestrzeń sytuujące się w granicach ludzkiej jednostkowej percepcji, zawężoną ponadto przez nieznajomość dalszych wydarzeń czy konse-kwencji postrzeganych aktów i zjawisk. Każda wojna budzi zrozumiały niepokój, napawa lękiem podsycanym przez aktualne wydarzenia i do-znania, ale też przez wyobrażenia ewentualnych konsekwencji, zasłysza-ne plotki i strach przed tym, co nieznazasłysza-ne. L. Ostrowska starała się

49 Szerzej zob.: J. Kita, Ludwika hrabina Ostrowska..., s. 259, 263–265.

50 Ibidem, s. 263.

W

Dwa obrazy z życia Ludwiki Ostrowskiej – autorki pamiętnika 43 latnie notować dostępne jej fragmenty widzianej rzeczywistości, zapisy-wać dziejące się zdarzenia, zrozumieć ich historiozoficzną logikę, a na podstawie faktów – przewidywać dalsze następstwa. Przede wszystkim jednak jej świadectwo – spisane w formie pamiętnikarsko-kronikarskich zapisków i uwag – nacechowane jest troską o los najbliższych, krewnych, zaprzyjaźnionych bądź znajomych sąsiadów, mieszkańców Maluszyna, a także obawą o rodowy majątek, lękiem przed możliwymi następstwami zbrojnego konfliktu, rekwizycjami, zniszczeniami czy cierpieniem. Owe obawy, zapiski czy spostrzeżenia są jedynie cząstką powszechnej histo-rycznej narracji, elementem mało znaczącym na tle map, strategii, prawi-dłowości przyczynowo-skutkowych, statystyk podsumowujących liczeb-ność wojsk czy tonaż wystrzelonych pocisków. Są one jednak tkanką, z której składają się wielkie historiograficzne syntezy, w swej istocie są częścią kulturowej transmisji przeżyć i doświadczeń, bez której nie moż-na mówić o związkach między przeszłością a teraźniejszością, zrozumieć implikacji kształtujących aktualne uwarunkowania rzeczywistości spo-łecznej i politycznej.

Karty pamiętnika L. Ostrowskiej z okresu wojny są niemal kroni-karskim zapisem kolejno następujących dni i zdarzeń. Nie jest to jednak beznamiętna relacja świadka, suchy jedynie opis faktów widzianych z perspektywy dworu, pałacowego dziedzińca czy też okna, za którym przesuwały się ludzkie masy – wojsk bądź uciekinierów. Relacja ta ujaw-nia osobowość autorki, odzwierciedla przeżycia towarzyszące historycz-nym wydarzeniom – zarówno emocje Ludwiki, jak i osób z bliskiego jej kręgu, ale też świadków i uczestników, kształtowane przez bezpośrednie obserwacje lub doznania, a także pogłoski, obawy bądź niepotwierdzone plotki. Z tego między innymi względu pamiętnikarskie zapisy dziedziczki Maluszyna stają się materiałem niezwykle interesującym. Ale jest też coś więcej! Widzimy bowiem uparte dążenie do zachowania choćby pozorów normalnego życia, dotychczasowych realiów, mimo iż dynamika zdarzeń dziejących się wokół zdaje się wszystkiemu zaprzeczać. Obserwujemy zatem starania mieszkańców Maluszyna o zachowanie podstaw egzysten-cji – wznowienie prac polowych, uruchomienie fabryki cukru, zebranie plonów; widzimy chęć niesienia pomocy bliźnim w nieszczęściu, do-strzegamy postawy i działania naznaczone niezłomną wiarą w podstawo-we chrześcijańskie wartości i równocześnie wysiłek nakierowany na za-chowanie podstaw kultury na wbrew wojennym realiom.

W pałacu, oprócz rezydujących czasowo gości, czeladzi i oficjali-stów zajmujących się wspomaganiem zarządu maluszyńskiej domeny, autorce pamiętnika towarzyszyli jej bracia – Jan Leon oraz Józef, obaj

Karolina Studnicka-Mariańczyk

44

pozostający w stanie kawalerskim. Koleje życia sprawiły, że również Lu-dwika nie założyła własnej, autonomicznej rodziny. Sytuacja ta niewąt-pliwie wzmacniała emocjonalną więź między rodzeństwem, podkreślała wspólnotę rodzinną i wspólnotę losów naznaczoną empatycznym współ-odczuwaniem egzystencji. Owa więź widoczna jest także na kartach zeszy-tów zapisywanych przez Ludwikę – zwłaszcza w odniesieniu do Józefa, towarzysza dziecięcych zabaw i brata szczególnie bliskiego jej duchowo.

Wspomniane okoliczności miały nadto jeszcze jeden skutek – na kartach dziennika L. Ostrowskiej nie odnajdziemy uwag naznaczonych obawą o los osób sercu w istocie najbliższych – dzieci powołanych do wojska.

Wielka Wojna była wydarzeniem niezwykłym, zbrojną konfronta-cją na skalę nigdy wcześniej niespotykaną. Oprócz ogromu ofiar i znisz-czeń przyniosła też nowe zjawiska, odmieniła mapę polityczną Europy, była katalizatorem znaczących przemian społecznych i kulturowych. Bio-rąc pod uwagę jej skutki, można uogólniająco powiedzieć, że ukształto-wała XX w., była zarówno kresem poprzedniej epoki, jak i otwarciem nowego stulecia. Rzecz jasna, nie była przełomem w dziejach cywilizacji europejskiej, raczej konsekwencją procesów zachodzących w XIX w. i na przełomie stuleci, także lata powojenne kontynuowały zjawiska zrodzone znacznie wcześniej. Mimo to, I wojna światowa stanowi historyczną ce-zurę, chociażby z racji wspomnianych już skutków.

Powyższe konstatacje są oczywiste dla ludzi żyjących dzisiaj, upo-sażonych w wiedzę i historiograficzną perspektywę. Równocześnie jed-nak stwierdzenia te zawierają w sobie jakiś element abstrakcji, uogólnie-nia oderwanego od konkretnych doznań czy emocji. Tymczasem lektura dziennika L. Ostrowskiej uświadamia, że Wielka Wojna widziana z pozy-cji wiejskiego dworu działa się w innym niejako wymiarze – była do-świadczeniem codzienności w niecodziennych warunkach, nieustannie zaburzanych obecnością obcych wojsk i konsekwencjami działań wojen-nych, była sekwencją zdarzeń zwyczajnych bądź budzących grozę, była historycznym wydarzeniem wpisanym w konkretne, określone realia.

Wojna widziana z tej perspektywy przestaje być abstrakcją – krystalizuje się w ludzkich emocjach, przybiera twarz żołnierza rekwirującego doby-tek, na polnej drodze pozostawia ślad przetaczających się taborów.

Lektura owych zapisków Ludwiki, podobnie jak i innych pamiętni-karskich tekstów, uzupełnia zatem historiograficzne syntezy, wprowadza-jąc do nich poziom realności, obraz wydarzeń widzianych z perspektywy ziemiańskiej rezydencji wrośniętej w przestrzeń małej wiejskiej gminy.

Równocześnie wzbudza też pragnienie bliższego poznania okoliczności i mechanizmów kształtujących tamte wydarzenia, nadto zaś rodzi pytania

Dwa obrazy z życia Ludwiki Ostrowskiej – autorki pamiętnika 45 dotyczące tego, kim była autorka kronikarskich zapisów oraz jakie czyn-niki stymulowały jej życiową postawę. W tym miejscu wypada wyrazić nadzieję, że przedstawiony wcześniej szkic biograficzny oraz fragment zachowanej korespondencji, dotyczący działań dobroczynnych, choć w części stanowi odpowiedź na te pytania.

Specyfiką I wojny światowej był brak wyraźnych symptomów za-powiadających możliwość wybuchu zbrojnego konfliktu na tak dużą ska-lę. Oczywiście, napięcia polityczne i konflikty interesów były widoczne nie tylko dla analityków, w warunkach europejskich, była to jednakże sytuacja poniekąd normalna. Odmienność celów przyświecających poli-tyce prowadzonej przez państwa i monarchie europejskie nie musiała wszak prowadzić od razu do zbrojnej konfrontacji, tym bardziej zaś woj-ny angażującej niemal wszystkie narody kontynentu oraz ich sojuszni-ków, w szczególności społeczeństwo Stanów Zjednoczonych Ameryki, ale przecież nie tylko. W przededniu wojny nikt zatem nie spodziewał się, że zamach w Sarajewie będzie miał tak dalekosiężne skutki, a jego kon-sekwencją będzie lawinowe następstwo zdarzeń. Tym bardziej wybuch wojny był zaskoczeniem dla mieszkańców Maluszyna. Nagle okazało się, że wojska rosyjskie są przeciwnikiem wojsk niemieckich i austriackich, tworzonych przez istną mozaikę narodów wchodzących w skład monar-chii Habsburgów. Pojawienie się żołnierzy w Maluszynie było zatem nie tylko wielkim zaskoczeniem, ale też wydarzeniem odmieniającym w ra-dykalny sposób dotychczasowy tryb życia. Czytając zapisy kroniki wo-jennej, spisywanej przez L. Ostrowską, trudno nie odnieść wrażenia, że początkowo nikt nie spodziewał się, że zbrojny konflikt przybierze aż tak wielkie rozmiary, nadto zaś będzie trwał przez szereg lat, wszyscy bo-wiem spodziewali się, że wojna wkrótce się skończy, a życie powróci na swe normalne tory, znane z dotychczasowego doświadczenia.

Autorka kroniki nie znała szczegółów sytuacji na froncie, obser-wowała jedynie przemarsze wojsk i taborów, wsłuchiwała się w doniesie-nia składane przez przybyszów, nasłuchiwała odgłosu frontowej artylerii.

W swym kajecie notowała przybycie do Maluszyna grupy oficerów, sta-cjonowanie żołnierzy, odnotowywała zmianę sytuacji, gdy Rosjan zastą-pili Niemcy i Austriacy.

Maluszyn szczęśliwie uniknął bezpośrednich walk frontowych, w okolicy zdarzały się jedynie drobne utarczki. Wejście nowych oddzia-łów było następstwem ogólnej sytuacji – przełamania frontu na innych odcinkach pola walki, wycofania się obrońców i wkroczenia wojsk nacie-rających. Sytuacja była jednakże zmienna. Raz w maluszyńskim pałacu stacjonowała grupa żołnierzy rosyjskich, innym razem byli to Niemcy

Karolina Studnicka-Mariańczyk

46

bądź Austriacy, ponownie – przez krótką chwilę – Rosjanie, a później znów Niemcy z Austriakami. Pojawili się także Polacy propagujący ideę legionową, bez większych jednakże sukcesów. Nawiasem mówiąc, idea walki u boku armii niemieckiej i austriackiej przeciwko Rosjanom nie spotkała się z większym entuzjazmem nie tylko w Maluszynie, podobnie też było w innych regionach kraju zajętych przez Austriaków51.

Uniknięcie walk na odcinku maluszyńskim nie umniejszało jednak-że grozy wojennej. Stała niemaljednak-że obecność wojsk, patroli, nieustanne przemarsze kolumn i taborów, obawy przed ostrzałem artyleryjskim czy zrzuceniem bomb przez krążące po niebie samoloty – na trwale wpisały się w codzienność mieszkańców osady. Grozę tę powiększały napływają-ce informacje (bądź plotki) o walkach toczonych w okolicy, zamierzo-nych kontratakach, planach ulokowania stanowisk artylerii i burzenia domostw w celu przygotowania przedpola. Obawy nie były zresztą bez-podstawne, zważywszy już nie tyle na samą obecność wojsk czy docho-dzące wieści, ile na ówczesną taktykę, która przewidywała walkę głównie w polu, przez co wieś była narażona na działania zbrojne w znacznie większym stopniu niż tereny zurbanizowane52. Z kolei dwory i zabudo-wania folwarczne dobrze nadawały się do rozlokozabudo-wania znaczniejszej liczby żołnierzy czy utworzenia kwatery dowództwa, co również zwięk-szało niebezpieczeństwo ostrzału bądź bombardowania, a także narażało dworskie siedziby na straty i dewastacje53.

Bezpośrednią konsekwencją wydarzeń wojennych były problemy z dostępnością żywności wskutek obowiązkowej aprowizacji wojska, rekwizycji i niemożności prowadzenia prac polowych w normalnym try-bie. Sytuacji nie ułatwiały rekwizycje koni i wozów transportowych, brak opału, gospodarcza dezorganizacja. Troskom tym towarzyszyły obawy o los najbliższych, przyjaciół i sąsiadów, pojawiał się lęk przed napadem, śmiercią, utratą dobytku. Emocje te w ówczesnej sytuacji były w pełni uzasadnione i występowały niemal powszechnie54, stąd też z nieskrywaną ulgą witano wszelkie dobre informacje napływające od członków rodziny bądź z okolicznych dworów, podobnie przyjmowano brak złych wiado-mości, niepokój pojawiał się natomiast w sytuacji braku jakichkolwiek

51 Zob.: U. Oettingen, Ziemianki wobec wydarzeń wojennych lat 1914–1915, w świetle korespondencji rodziny Wielopolskich [w:] Ziemiaństwo na Lubelszczyźnie III. Panie z dworów i pałaców, t. 2, s. 188.

52 M. Przeniosło, Ziemianki w Królestwie Polskim w latach pierwszej wojny światowej [w:] Ziemiaństwo na Lubelszczyźnie…, s. 210.

53 Ibidem, s. 211.

54 Por.: U. Oettingen, op. cit., s. 189–209.

Dwa obrazy z życia Ludwiki Ostrowskiej – autorki pamiętnika 47 doniesień, albowiem wyobraźnia podsuwała wówczas wizje nieszczęścia, znacząco wzmacniane widokiem maszerujących wojsk czy odgłosem grzmiących armat. Ulgę przynosiły też oznaki względnej stabilizacji, któ-re choć na chwilę oddalały zagrożenia i poczucie niepewności. Nadzieję na normalizację wzbudzały nadto działania władz administracyjnych (cywilnych) świadczące o oddaleniu frontu i przywracające społeczny porządek – w tym kontekście z aprobatą spotykały się działania zarówno strony rosyjskiej, traktowanej jako „swoja”, dobrze bowiem znana i niei-dentyfikowana jako agresor, jak też strony niemieckiej, starającej się o pozyskanie przychylności miejscowego społeczeństwa. O swoistej emocjonalnej ambiwalencji można natomiast mówić w stosunku do od-działów wojska czy władz wojskowych. Pojawienie się żołnierzy każdo-razowo wzniecało niepokój, wiązało się bowiem z obawami o brak dys-cypliny, z możliwością gwałtów czy rekwizycji, zniszczeń bądź ofiar wskutek ostrzału artyleryjskiego czy zbrojnej potyczki. Z reguły też wy-muszało konieczność aprowizacji, co stawało się coraz większym pro-blemem. Z drugiej strony obecność regularnych oddziałów, a zwłaszcza oficerów, redukowała zagrożenie bandyckiego napadu bądź anarchii, stąd też z pewną dozą odczuwanej ulgi przyjmowano te grupy, które nie czyni-ły szkód, wykazywaczyni-ły się znaczną dyscypliną i osobistą kulturą, nadto zaś – własną aprowizacją, która nie uszczuplała miejscowych zasobów.

W tym kontekście wypada zwrócić uwagę, że L. Ostrowska bezstronnie notowała w dzienniku opinie o lepszej organizacji prusko-niemieckiego wojska dysponującego odpowiednim zapleczem kwatermistrzowskim i zapasami, w porównaniu do organizacji wojsk rosyjskich. Na kartach dziennika nierzadko natrafiamy też na uwagi dokumentujące gesty ludz-kiej życzliwości czy współczucia dla doli żołniersludz-kiej, szczególnie w oko-licznościach napływu rannych bądź utrudzonych żołnierzy. Przybycie do Maluszyna wyższych rangą oficerów i ich kwaterunek w pałacu gospoda-rze witali z dystansem, ale i ggospoda-rzecznością odpowiednią dla rangi i ade-kwatną do zachowania i osobistej kultury kadry dowódczej, natomiast rannych żołnierzy starano się otaczać opieką, przeznaczając na ten cel stosowne pomieszczenia w miejscowym szpitaliku lub pałacowych oficy-nach, także zabudowaniach folwarcznych. Tego typu postawy i zachowa-nia można uznać za naturalne przejawy ludzkiej życzliwości, nadto zaś nie należały one do wyjątków, lecz pojawiały się dość powszechnie55. W tym miejscu wypada jednak podkreślić, że Maluszyn – sytuując się na zapleczu działań wojennych – uniknął nie tylko bezpośredniego ognia

55 Por.: ibidem, s. 187–196, 197–205, 208 i nn.

Karolina Studnicka-Mariańczyk

48

artyleryjskiego i przetaczania się frontu, ale także większych dewastacji czy strat materialnych. Pod tym względem sytuacja w innych dworach, objętych wojenną pożogą bądź narażonych na obecność wojska, była znacznie trudniejsza56. Przy czym również i Maluszyn doświadczył drob-nych utarczek, wojskowych rekwizycji, a nawet rabunków.

Warunki wojny nieuchronnie powiększały sferę społecznej nędzy, pogarszał się poziom sanitarny, rosła liczba sierot i dzieci pozbawionych opieki, w skali kraju przybywało inwalidów, osób bezrobotnych, bez-domnych bądź w inny sposób dotkniętych nieszczęściem. O sytuacji tej autorka zapisów wspomina zazwyczaj dość lapidarnie, widoczne jest jed-nakże jej zatroskanie o dalsze losy maluszyńskiej społeczności, także przyszłość społeczeństwa i narodu. Pomija jednakże milczeniem podej-mowane przez siebie i braci działania dobroczynne, które w nowych oko-licznościach nierzadko nabierały charakteru działalności ratunkowej. Je-dynie ogólnie wspomina o trudnościach z aprowizacją, nieobsianych po-lach bądź zniszczonych plonach, wysiłkach zmierzających do zachowania dawnych porządków czy przywrócenia funkcjonalności folwarków i za-kładów przetwórczych. Pojawiają się także uwagi wyrażające troskę o możliwość dalszej pracy wiejskich ochronek i szkół, los dzieci i nau-czycielek.

Obserwacje zapisywane przez autorkę dziennika dotyczą różnych przejawów wojennej rzeczywistości. Obok opisów maszerujących wojsk i taborów czy zachowania stacjonujących w Maluszynie i okolicy podod-działów, pojawiają się uwagi o krążących po niebie aeroplanach, automo-bilach grzęznących w błocie, nowoczesnych karabinach, niszczeniu i od-budowywaniu mostów, dróg i szlaków kolejowych. W tym kontekście Ludwika zauważa z troską, że cała ta nowoczesna technika, także trud ludzki, a nierzadko i ofiarność – nie służą jednakże słusznej sprawie, nie przyczyniają się do pomnożenia społecznego dobra, lecz służą niszczeniu, zabijaniu, przynoszą jedynie cierpienie. Refleksja Ludwiki obejmuje też tragizm sytuacji polskiego narodu – z wyraźnym smutkiem stwierdza, że Polacy znajdują się po obu stronach frontu, co oznacza, że w tym przy-padku wojenny konflikt ma charakter bratobójczy. Z wyraźną sympatią wita Ślązaków służących w armii pruskiej, z nieufnością i dystansem od-nosi się jednak do legionistów werbujących ochotników do walki po stro-nie austriackiej. Rosjan traktuje natomiast jak osoby dobrze znane, ich

56 Największe straty i zniszczenia odnotowano w guberniach lubelskiej i łomżyńskiej, szerzej zob.: M. Przeniosło, op. cit., s. 211–215.

Dwa obrazy z życia Ludwiki Ostrowskiej – autorki pamiętnika 49 obecność przywraca wrażenie normalizacji, co nie zmienia poczucia, że są to wojska zaborcy.

Patrząc z dzisiejszej perspektywy, w dzienniku L. Ostrowskiej naj-ciekawsze wydają się właśnie zapisy zwracające uwagę na charaktery-styczne sytuacyjne szczegóły, np. ten mówiący o zamianie miedzianych garnków na stalowe, próbie rabunku cukrowni czy stosunku kwateruj ą-cych żołnierzy do miejscowej ludności – owe detale uzupełniają bowiem szerszą historyczną narrację, są znakiem czasu, dopełniają obrazu prze-szłości. Podobną rolę spełniają uwagi dotyczące ludzkich emocji, do-świadczeń czy przeżyć. Pod tym względem dziennik Ludwiki stanowi lekturę niezwykle wartościową i cenną poznawczo.

Jest rzeczą wielce charakterystyczną, że końcowe wpisy w kronice stają się coraz bardziej lapidarne, szkicowe, by urwać się w pewnym momencie, być może bez dalszej kontynuacji. Jeśli przyjmiemy, że hrabi-na nie prowadziła w hrabi-następnych miesiącach kroniki – o czym to może świadczyć? Niewątpliwie o narastaniu trudności, zmaganiu z rzeczywi-stością, słabnących siłach i postępującej apatii. Przedłużający się konflikt pogarszał sytuację w każdej dziedzinie życia, osłabiał kondycję społe-czeństwa, a zjawiska te nie omijały Maluszyna. Wprawdzie wojskowa i cywilna administracja starała się przywrócić w miarę efektywne funk-cjonowanie gospodarki, powstrzymać anarchię i wyeliminować sympto-my chaosu, działania te podyktowane były jednakże potrzebami wojen-nymi, miały służyć osiągnięciu zwycięstwa.

U schyłku życia dane było L. Ostrowskiej cieszyć się z odzyskania przez Polskę niepodległości, radość tę umniejszało jednakże odejście naj-bliższych – ukochanego brata i siostry, a także choroba, z którą hrabina zmagała się w ostatnich latach życia. Jej śmierć była zarazem kresem hi-storycznego rodu Ostrowskich – maluszyńskich Korabitów. Pozostały jedynie materiały archiwalne, fotografie, także pozostałości pałacowej rezydencji. Publikacja dziennika Ludwiki przedłuża zatem pamięć o ma-luszyńskiej dziedziczce, stając się równocześnie cenną – albowiem źró-dłowo autentyczną – pamiątką przeszłości.

Andrzej J. Zakrzewski

Powiązane dokumenty