• Nie Znaleziono Wyników

Moją europejską architektoniczną podróż rozpocząłem od zachwytu nad panoramą Hradczan z mostu Karola w Pradze, kończę natomiast

widokiem równie zachwycającym – Tarasów Brühlowskich nad Łabą

w Dreźnie – Zenon Prętczyński.

Madonny, św. Anny i Sądu Ostateczne-go, nad portalami „odrodzone” rzeźby biblijne, a trzecia część powyżej to ro-zeta z witrażem 10-metrowej średnicy, o pięknych kolorach, natomiast ostat-nia to tzw. galeria królewska, zwień-czona maszkaronami projektu Viollet-le-Duca – autora wielu XIX-wiecznych rekonstrukcji. Świątynia imponuje wielkością: 130 m długości, 50 m szero-kości i 35 m wysoszero-kości. W tej katedrze w 1804 r. papież Pius VII dokonał uro-czystej koronacji cesarza Napoleona I! Dzięki królowi Filipowi-Augustowi galeria świata – Louvre istnieje od 1190 r. Jest tu zgromadzony dorobek twórców całej ludzkości – wszystkich kontynentów, wszystkich dziedzin kul-tury i sztuki. Nie sposób opisać, trze-ba samemu spojrzeć w oczy Monie

Li-sie genialnego Leonarda da Vinci, choć

nasza krakowska Dama z łasiczką z Mu-zeum Czartoryskich też jest cudna!

Piramida wejściowa japońskiego ar-chitekta J.M. Pei to piękne połączenie

przeszłości z twórczą nowoczesno-ścią.

Paryskie polonica. Przy głównym

oł-tarzu katedry tablica potwierdzająca, że 10 września 1573 r. Henryk Wale-zy zaprWale-zysiągł, że prWale-zyjmując koronę polską, spełni tzw. artykuły

henrykow-skie; Jerzy Giedroyc – 50-letnia dzia-łalność wydawnicza znakomitej

Kultu-ry, która w okresie komunizmu w

Pol-sce była oazą wolności i świadomości ojczystej, i po latach odniosła moralne zwycięstwo; Maria Skłodowska-Cu-rie – dwukrotna medalistka noblow-ska; Irena Joliot-Curie – córka Marii Skłodowskiej-Curie – fizykochemik, laureatka Nagrody Nobla; Maria Walewska; Książę Józef Poniatowski – marszałek Francji i sześciu innych polskich generałów-bohaterów wojen napoleońskich, których nazwiska wy-ryto na Łuku Triumfalnym.

W 1784 r. zbudowano Panteon – po-mnik dla zasłużonych Francuzów. Spo-czywają tu m.in.: cesarz Napoleon I, Wolter, J.J. Rousseau, V. Hugo, E. Zola, M. Skłodowska-Curie i P. Curie.

Symbolem Paryża jest zrealizowana w 1885 r. na Wystawę Światową przez Gustawa Eiffla, górująca nad prze-strzenią miasta – 276-metrowa Wie-ża Eiffla. Z uczuciem podziwu pod-szytym strachem uczestniczyłem na różnych wysokościach w podniebnej eskapadzie, ale gdy dotknąłem sto-pą Matki-Ziemi – poczułem się znów „ziemianinem”.

Oglądałem współczesną wielką in-westycję paryską La Défence – na li-stewce betonowej „nanizane” szkla-ne wieżowce światowego bizszkla-nesu

– różnej formy oraz maści – wywoła-ły w mojej świadomości „starej daty” architekta – mieszane uczucia – po-zbawione emocji i radości. Natomiast zakończenie Défence, tzw. Wielki Łuk autorstwa duńskiego architekta, spra-wił mi przyjemność!

Zwiedziłem perełki architektury paryskiej: Sainte Chapelle, Centrum

Pompidou, Sorbonę, plac Concorde, Muzeum d’Orsay, Montmartre z bi-zantyjską Sacré-Coeur na wzgórzu, cmentarz Père Lachaise, gdzie spo-czywają: Fryderyk Chopin, Edith Piaf, Honoré de Balzac, Oscar Wilde i inni znakomici światowi twórcy.

Paryż urzekł mnie szlachetną archi-tekturą w pięknej formie, detalu i pla-styce dachów (kłaniam się, Monsieur Mansard!).

Z uczuciem zadowolenia z tego trzy-dniowego pobytu udajemy się w dal-szą podróż do katedry w Kolonii.

Kolonia (Köln) 1995

Z

Paryża, przejeżdżając przez Luk-semburg z zamczyskiem na ho-ryzoncie, wstąpiliśmy „po drodze” do Kolonii, położonej nad Renem, gdzie czekało mnie spotkanie na naj-wyższym architektonicznym pozio-mie! Gdy stanąłem przed katedrą kolońską, jedyną na świecie (moim zdaniem) najwynioślejszym przeja-wem gotyckiej architektury – byłem wprost olśniony jej niezwykłym uro-kiem. Strzelistość elementów prze-szklonych, wznoszących się do wież (o wysokości 157 m), wydobywa nie-zwykłość tego wnętrza.

Doznałem uczucia radości, zachwy-tu, a jednocześnie szacunku dla ludz-kiej działalności twórczej. Wystarczy złożyć ręce... a samo wnętrze jest mo-dlitwą do Opatrzności!

Podziwiałem genialność umysłu wielu tych nieznanych, ale wielkich architektów – ich twórczą wyobraź-nię, inspirującą myśl o przestrzeni. Te cechy wynikają z duszy artystycz-nej, którą trudno znaleźć w progra-mie komputerowym dla „szklarstwa

budowlanego” różnych wysokości. Dzieło musi mieć duszę – bez tego jest tylko składanką współczesnych mate-riałów budowlanych!

Katedra w Kolonii to kolońskie

ge-nius loci. Zapewne Pan Bóg wybrał to

wnętrze jako miejsce dla swego Tro-nu, a genialnych twórców tej katedry mianował swoimi „Przybocznymi Ar-chitektami”...

Drezno 1997

P

odziwiałem nadbrzeża rzek: Weł-tawy w Pradze, Sekwany w Pary-żu, Dunaju w Budapeszcie, ale najpięk-niejsze pod względem urbanistycz-nym i ściśle powiązane z zabudową miasta jest nabrzeże Łaby w Dreźnie, zwane Tarasami Brühlowskimi.

Drezno – dziś piękne miasto i sto-lica Saksonii – było niegdyś osadą słowiańską serbołużyckiego plemie-nia Niżan i nosiło nazwę Drježdźa-ny. W 1216 r. uzyskało prawa miejskie, a na początku XVI w. sascy książęta wybrali je na swoją siedzibę.

Tarasy Brühlowskie są salonem wy-stawowym architektury „przeglądają-cej się” w lustrze rzeki Łaby. Widok tej przestrzeni, formowanej przez archi-tekta, jest niezwykle inspirujący.

W powojennym Wrocławiu była również szansa wykonania takich ta-rasów między mostami Pokoju i Grun-waldzkim, ale tę szansę bezpowrotnie zaprzepaszczono, lokalizując tam bu-dynki różnej wysokości, formy i ma-ści! Był projekt urbanistyczny w latach 50. architektów Krystyny i Mariana Barskich, ale nie został zrea lizowany.

Słynne Tarasy Brühlowskie nad Łabą powstały z inspiracji i realizacji Henry-ka von Brühla, który był na początku XVIII w. pierwszym ministrem elekto-ra Fryderyka Augusta II, a późniejsze-go króla polskiepóźniejsze-go Augusta III.

Canaletto – wybitny malarz nie tyl-ko Drezna, ale również Warszawy, uwiecznił tarasy – to drezdeńskie cudo, zwane także „balkonem Europy”!

85-metrowej wysokości wieża Hof-kirche – monumentalnej, barokowej katedry katolickiej – jest pierwszopla-nowym elementem przestrzennym tego wspaniałego założenia. Natomiast światowej sławy Opera Drezdeńska – Semperoper, będąca na drugim planie, przy moście – jest dziełem architek-ta Gottfrieda Sempera, wzniesionym w latach 1838-1841.

Współpracownikami tej opery byli: J.S. Bach, G.F. Haendel i R. Wagner. Tu odbyła się premiera Tannhäusera Wa-gnera w 1845 r.

W lutym 1945 r., trzy miesiące przed zakończeniem II wojny świato-wej, centrum Drezna zostało zniszczo-ne przez dywanowe naloty alianckich bombowców. Zginęło wówczas blisko 25 tys. mieszkańców miasta!

Pięknym założeniem urbanistycz-no-architektonicznym i perłą niemiec-kiego baroku jest Zwinger (1711-1728), mieszczący m.in. Galerię Obrazów Starych Mistrzów. Architektura tego założenia zyskała moje uznanie, a ga-leria – po prostu zachwyt – z obrazami genialnych malarzy: Rembrandta, Ra-faela, Dürera, Tycjana, Watteau i wie-lu, wielu innych. Było to spotkanie na najwyższym poziomie i zachowane w mojej świadomości jako wydarze-nie wydarze-niezapomniane: Tarasy Brühlow-skie i malarski Zwinger.

Polonica drezdeńskie. Od końca XVIII w. i przez cały wiek XIX w Dreź-nie znajdowali bezpieczne schroDreź-nie- schronie-nie polscy patrioci i bohaterowie walk o wolność ojczyzny: twórca Legionów Polskich – generał Henryk Dąbrowski, sławni artyści: Fryderyk Chopin, Zyg-munt Krasiński, Adam Mickiewicz i Juliusz Słowacki. Tutaj rozgrywają się akcje powieści Ignacego

Kraszew-skiego (mieszkał w Dreźnie 20 lat):

Brühl oraz Hrabina Cosel. Hrabinę

Co-sel „odwiedziłem” w zamku Stolpen, gdzie była uwięziona. Będąc na „sach-sach” architektonicznych, wykonałem w Dreźnie projekt koncepcji architek-toniczno-urbanistycznej hotelu Bava-ria na Bautzenerstrasse.

W moich opowieściach i szkicach starałem się przybliżyć czytelnikom „Pryz matu” piękno dzieł architekto-nicznych oraz ich genialnych twór-ców. Architekt Tadeusz Barucki jest autorem książki pt. Architekci polscy

o architekturze (1909-2009), w której

za-warł wypowiedzi osobiste kilkuset ar-chitektów z okresu 100 lat. W grupie 22 architektów wrocławskich miałem zaszczyt również przedstawić swoją wypowiedź (s. 230):

Architektura, której poświęciłem już pół wieku życia, jest moją pasją ogarniają-cą wnętrze i świadomość tworzenia. Zafa-scynowany ogromem wspaniałego dorob-ku nieprzemijających dzieł architektury światowej czuję się wobec niej mały i onie-śmielony moim dorobkiem architektonicz-nym. Jednocześnie mam wielką radość współuczestniczenia w tej pięknej ponad-czasowej dziedzinie – której imię – AR-CHITEKTURA.

Architekt z prawem twórcy Zenon Prętczyński absolwent Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej (Dyplom A/81 – 21 XII 1951) Honorowy Przyjaciel Kalisza oprac. mw

Ilustracje: Zenon Prętczyński

Z księgi jubileuszowej 40-lecia Wydziału Informatyki i Zarządzania Politechniki Wrocławskiej

wiem, że studiowała Pani na Wydziale Elektroniki, w Instytucie Cybernetyki Technicznej, gdzie uzyskała doktorat. A było to w latach, gdy niewiele osób wiedziało, czym jest cybernetyka. Czy takie nowatorskie

zainteresowania leżały w Pani charakterze od zawsze?

Muszę powiedzieć, że należę do lu-dzi, którzy przez całe życie uczestni-czą w różnego rodzaju eksperymen-tach.

To oznacza, że wiedzie Pani bardzo ciekawe życie, czego wiele osób zapewne Pani zazdrości…

Zaczęło się już w szkole średniej. We Wrocławiu, w I Liceum Ogólno-kształcącym, w latach 60. utworzono klasę matematyczną i traktowano ją jako eksperyment. (Zresztą udany, bo powstało wiele takich klas w liceach ogólnokształcących, a potem nawet stworzono inne profile). Z różnych szkół z całego miasta wybrano gro-no uczniów, którzy chcieli uczyć się w klasie o profilu matematycznym. Ja także tam się znalazłam, a fakt, że ukończyłam „Jedynkę” ze

specjalno-ścią matematyczną, określił w pew-nym sensie kierunek moich studiów. Razem z koleżankami i kolegami – a rywalizowaliśmy między sobą bardzo ambitnie – wybraliśmy wtedy Elektronikę na Politechnice Wrocław-skiej. W tym czasie na uczelniach obo-wiązywały egzaminy wstępne i wca-le nie było łatwo zdobyć indeks. Awca-le chyba byliśmy dobrze przygotowani, bo tuż po ustnym egzaminie pracow-nicy Politechniki zaproponowali nie-którym z nas udział w eksperymen-talnych studiach na SPPT.

Czyli w…?

…Studium Podstawowych Proble-mów Techniki. Wtedy było to jeszcze studium, dopiero potem powstał na Politechnice Wydział Podstawowych Problemów Techniki. Znów brałam udział w eksperymencie i tam spo-tkałam wielu wspaniałych pedago-gów, którzy nie tylko byli wybitnymi naukowcami, ale również z pasją an-gażowali się w dydaktykę. Na SPPT w gronie pedagogów spotkałam mię-dzy innymi profesora Zdzisława Bub-nickiego.

Profesor był gwiazdą informatyki nie tylko w kraju, ale też w świecie…

I był także jednym z twórców Stu-dium Podstawowych Problemów Techniki na Politechnice Wrocław-skiej. Eksperyment na uczelni, po-dobnie jak w szkole średniej, polegał na tym, że wybierano grupę studen-tów z różnych wydziałów (mam na myśli Elektronikę, Wydział Mecha-niczny i Budownictwo) i aż do szó-stego semestru studiowali oni właśnie na SPPT z rozszerzonym programem nauk podstawowych. Po szóstym se-mestrze wracali na swoje macierzy-ste wydziały i uczęszczali na takie same zajęcia, jak wszyscy inni stu-denci. Do tej pory utrzymujemy kon-takty zarówno z kolegami z SPPT, jak i z Elektroniki – nawet wspólnie przy-gotowujemy zjazdy absolwentów. W moim roczniku grupa elektroni-ków była najliczniejsza, bo było nas 25 osób i merytorycznie byliśmy prowa-dzeni przez bardzo dobrych nauczy-cieli z krótszym (większość z nich jest obecnie profesorami) i dłuższym sta-żem dydaktycznym oraz profesorów, wśród nich także prof. Bubnickiego. Profesor wtedy kolejny raz wymy-ślił dla nas nowy eksperyment – aby przygotowania do doktoratów rozpo-cząć już na czwartym roku studiów. Z tego powodu mieliśmy znacznie więcej dodatkowych zajęć. Wtedy tak-że wybieraliśmy promotorów i szóst-ka z nas pracowała pod opieką nauko-wą prof. Zdzisława Bubnickiego, któ-ry doprowadził nas do mety, jaką był doktorat.

Jaki był temat Pani doktoratu? Selekcja cech w rozpoznawaniu ob-razów. Celem dysertacji było

opra-Któż nie ryzykuje…

Powiązane dokumenty