• Nie Znaleziono Wyników

F RANCI8ZEK ATTEEBURY

W dokumencie William Pitt : Atterbury (Stron 119-152)

F ranciszek A tterbury, zajmujący w ydatne stanow isko w politycznej, kościelnej i lite­

rackiej historji Anglji, urodził się w 1662 r.

w Middletou w hrabstw ie B uckingham , w pa- raźji, której proboszczem był jego ojciec.

F ranciszek kształcił się w szkole W estm in- sterskiej i w yniósł ztam tąd do kolegjum C hrist-C hurch w uniw ersytecie Oksfordskim, szczupły zasób nauki, który wszelako przez całe życie tak ostentacyjnie um iał wystawiać, że powierzchowni spostrzegacze sądzili, iż posiadał niezmierzone wiadomości. W O k s­

fordzie, jogo zdolności, upodobania, śmiały, pogardliw y i nakazujący charakter, wkrótce zwróciły nań uwagę. Tam w dw udziestym roku życia w ydał pierwsze swe dzieło, tłó- maczenie wzniosłego poem atu Absaloma i Ahithophela, w łacińskich wierszach. Ani styl, ani wierszowanie młodego erudyta, nie pochodziły z wieku A ugusta. Lepiej mu się udaw ały angielskie prace. W 1687 roku

od-W illiam P itt. 8

znaczył się pomiędzy wieloma zdolnymi ludź­

mi, którzy pisali w obronie kościoła angli­

kańskiego, natenczas prześladowanego przez Jak ó b a lig o , a spotwarzanego przez aposto­

łów, którzy porzucili go dla zysku. P om ię­

dzy teini apostołam i nikt nie by 1 czynniej- szym i złośliwszym od O badiacha W alkera, będącego natenczas m istrzem uniw ersytec­

kiego kolegjum, k tó ry pod królew ską opieką urządził tam drukarnię, dla wytłaczania tra k ­ tatów przeciwko panującem u kościołowi.

W jed nym z takich traktatów , napisanym , ja k się zdaje przez samego W alkera, rzuco­

ne było k ilk a haniebnych potwarzy przeciwko M arcinowi Lutrow i. A tte rb u iy podjął się obrony wielkiego saskiego reform atora i speł­

nił to zadanie w sposób szczególnie ch arak­

terystyczny. P rz y rozbiorze jego odpowiedzi W alkerow i, uderza sprzeczność pomiędzy słabością ustępów argum entacyjnych i odpor­

nych, a siłą ustępów retorycznych i zaczep­

nych. K atolicy ta k byli dotknięci sarka- zinanii i wyrzutami młodego polemika, że ogólny wznieśli przeciw niem u okrzyk o zdra­

dę i oskarżali go, że przez porównanie nazy­

wał K róla Jakóba Judaszom .

P o rewolucji, A tterb u ry , chociaż wycho­

w any w zasadach niestaw iania oporu i bier­

nego posłuszeństwa, z chęcią złożył przysięgę n a wierność now em u rządowi. W krótco po­

tem przyjął święcenia. P rzypadkow o m ie­

wał kazania w L ondynie, które zjednały mu znaczny rozgłos i w krótce spotkał go zaszczyt, że został wyznaczony na jednego z k rólew ­ skich kapelanów. Zw ykle je d n a k m ieszkał w Oksfordzie, gdzie czynny brał udział w sp ra­

wach uniw ersyteckich, kierow ał klasyczueiui studjam i uczniów swego kolegjum , i był głó­

wnym doradcą i pomocnikiem dziekana A l- dricha, kapłana, obecnie znanego głównie z jego piosnek, ale sław nego erudyta pom ię­

dzy współczesnym i, torysa i należącego do stronn ictw a ta k zwanego wyższego kościoła (H igh-O hurch). Niezbyt dobrym było zw y­

czajem A ldricha, iż używał najwięcej obiecu­

jących młodzieńców ze swego kolegjum , do wydawania łacińskich i greckich dziel. P o ­ między pracow itym i i dobrze uzdolnionym i uczniami, których na nieszczęście dla nich sa­

mych robiono niejako nauczycielam i tilologji, wtedy kiedy należało się im jeszcze uczyć, znajdow ał się K arol Boyle, syn hrabiego of O rrery, a synowiec R oberta Boyle, sław ne­

go doświadczalnego filozofa. K arolow i B oyle wyznaczono przygotow anie nowego w ydania jednego z dzieł, nie mającego najm niejszej wartości. U G reków i Rzym ian, którzy u p ra ­ wiali retorykę jak o kunszt, panow ała m oda u kładania listów i mów w im ienin znakom i­

tych ludzi. Niektóre z tych sfałszowanych 8ł

utworow, podrobione są z takim sm akiem i biegłością, iż najw yższy szczebel k ry ty k i stanow i odróżnienie ich od oryginału. Inne są uskutecznione tak słabo i ordynarnie, iż praw ie nie mogą wprowadzić w błąd zdolniej­

szego studenta. N ajlepszą próbą jak a się do nas dostała, bezw ątpienia je st m owa za Mar- eellusem, takie naśladow anie Tullusa, że sam T ullus odczytałby ją z podziwieniem i rozko­

szą. Najgorszą może próbką, je st zbiór listów napisanych nibyto przez P halarisa, który zarządzał A grigentem n a 500 lat przed erą C hrześciańską. Zew nętrzne i w ew nętrzne dowody przeciw ko autentyczności tych listów, są zabójcze. K iedy w piętnastym wieku, wraz z wieloma innem i znaczniejszej wartości, wy­

dobyte zostały z zapomnienia, tak Politian, naznakom itszy eru dyt we W łoszech, ja k i E razm , najznakom itszy erudyt z tej strony Alp, uznali je za podrobione. W istocie ró ­ wnie łatw o byłoby wmówić w ukształconego anglika, że W łóczęga (Ram bler) Johnsona, byl dziełem W illiam a W allaco, ja k i to, że pe­

dantyczne ćwiczenia, ułożone w kunsztownem, kwiecistem narzeczu ateńskiem z czasów ,lu- łjana, były listam i napisanem i przez ch ytre­

go i okrutnego Doryjczyka, który żywcem p alii ludzi, na wiele lat przedtem nim istniało choć jedno dzieło w greckiej prozie. Kecz chociaż kolegjum C hrist-C łiurcli mogło się

poszczycić większą liczbą dobrych łacinni- ków, w iększą liczbą dobrych angielskich pi­

sarzy, ludzi św iatłych i światowych, iii* ja­

kiekolw iek inne ciało akadem ickie, nic było w niem natenczas ani jednego człow ieka, bę­

dącego w stanie odróżnić dzieciństwo od doj­

rzałości literatury greckiej. T ak pow ierzcho­

w ną była w istocie nauka kierow ników tego sławnego kolegjum, że uwielbiali oni w ydany przez S ir W illiam a Tempie szkic na pochw a­

łę starożytnych pisarzy. Dziś wydaje się dzi- wnem, że naw et znakomite usługi publiczne, zasłużona popularność i pełen w dzięku styl S ir W illiam a Tempie, m ogły ocalić tak n ę­

dzny utw ór od powszechnej pogardy. Z k sią­

żek, jakim oddawał najw iększe pochw ały, m o­

żna się było przekonać że nic nie wiedział.

W istocie nie był on w stanie zrozumieć ani jednego wiersza w języku w jakim były one pisane. Pom iędzy wieloma bzdurstw am i, po­

wiedział 0 1 1, że listy P h alarisa były naj- starszem i i najlepszemi w świecie. C okol­

wiek było dziełem S ir W illiam a Tem pie, zwracało powszechną uwagę. Ludzie, którzy nigdy nie słyszeli o listach P halarisa, zaczęli się o nio dopytywać. Aldrich, k tó ry bardzo mało um iał po grecku, uwierzył słowom Tem­

pie, k tóry nic a nic nic um iał po grecku, i za­

żądał aby Boyłc przygotow ał nowe wydanie tych prześlicznych utw orów , które po długim

spoczynku w ciemnościach, nagle stały się przedmiotem ogólnego zajęcia.

W ydanie zostało przygotow ane z pomocą A tterburego, uniw ersyteckiego opiekuna Boy- le 'a i k ilku innych członków kolegjum . Było to wydanie, jakiego m ożna się było spodzie­

wać od ludzi, którzy poniżyli się do w ydania takiego dzieła. P rzy p isy były godne tekstu;

przekład łaciński, godny greckiego oryginału.

D ziełko to byłoby poszło w zapomnienie po upływ ie miesiąca, gdyby nie zaszło nieporo­

zumienie o rękopism pomiędzy m łodym w y­

dawcą, a najznakom itszym uczonym staroży- tnikiem , ja k i się ukazał w E uropie od czasu odrodzenia nauk, Ryszardem B eutley. Ręko^

pism był w zachowaniu u Bentleya. Boyle prag n ął go dostać dla skolacjonowania. Zło­

śliwy księgarz, plotkarz i lubiący różnić ludzi, oświadczył mu, że B eutley odmówił pożycze­

nia rękopism u, co było fałszem, i że pogardli­

wie odzywał się o listach przypisyw anych P halarisow i i krytykach, dających się łapać na takie podrobienia, co znów było prawdą.

B oyle mocno rozjątrzony, w przedmowie um ie­

ścił gorzko-ironiczne podziękow anie za uprzej­

mość B entleya. B entley zemścił się za pom o­

cą krótkiej rozpraw ki, w której dowiódł, że li­

sty były podrobione, a nowe ich wydanie nic nie w arte; ale co do samego B oyle’a, bardzo grzecznie się z nim obszedł, uważając go za

młodzieńca pełnego nadziei, którego zamiło­

wanie do nauk bardzo było chwalebne, a k tó ­ ry zasługiwał na to, aby mieć lepszych n a­

uczycieli.

Mało rzeczy w historji literatu ry są czemsiś hardziej zadziwiającem, nad burzę wywołaną przez tę rozpraw kę. B entley okazał wzglę­

dność dla Boyle’a, ale z pogardą odezwał się o C brist-C hureh kolegjum, a członkowie tego kolegjum, jakkolw iek rozproszeni, tak byli do niego przywiązani, ja k Szkot do swego kraju lub jezuita do swego zakonu. W pływ m ieli ogrom ny. Przew odzili w Oksfordzie, byli po­

tężni w livns of Court, (zgromadzeniu adwo­

katów ) i w kolegjum medycznem, zajmowali wysokie szczeble w parlam encie i w lite­

rackich i modnych kółkach Londynu. Jedno­

głośnie krzyknęli, że honor kolegjum musi być pomszczony, a zuchw ały pedant z Cam­

bridge na głowę jiobity. Nieszczęśliwy Boyle nie mógł się podjąć tego zadania i odmówił jego przyjęcia. Zatem naznaczone zostało jego

opiekunow i A tterburem u.

Odpowiedź Bentleyowi, nosząca podpis B ovle’a, lecz która w istocie była bardziej je­

go dziełem, niź listy o które wszczął się spór były dziełem P halarisa, teraz odczytyw ana je s t tylko przez ciekawych i według w szelkie­

go prawdopodobieństwa nie będzie przedru­

kow yw aną. Ale m iała sw ą chwilę hałaśliwej

popularności. Nio tylko m ożna ją było znaleść w pracow niach literatów ale i na stołach naj­

świetniejszych salonów Soho eąuare i Covent- G arden. Nawet pięknisie i zalotnice tamto- cześni, W ildairsy i lady Lurew els, M irabelsy M ilam antsy, cieszyli się wspólnie ze sposo­

bu w ja k i m łody gentelm an, którego erudycja była tak dostępna i który pisał ta k żartobli­

wie i z takim sm akiem o djalekcie atyckicm i wierszowaniu, o talentach Sycylijskich i u r ­ nach Terykleańskich, wykpił dziwaka i zaro­

zumialca. P o k la sk publiczności wszelako nie byl niezasłużony. W istocie utw ór ten jest arcydziełem A ttcrburego, i okazuje wyższe zdolności, niż którekolw iek inne z dzieł pod jakiem i położył swe nazwisko. !Że był w błę­

dzie tak co do głównej kwestji, jak i w ynika­

jących z niej pobocznych, żo wiadomości jego co do języka, literatury i historji greckiej nie dosięgały tego co teraz corocznie wielu z mło­

dzieży przynosi już z sobą do Cambridge i Oksfordu, i że niektóre z jego byków za­

sługują raczej na skarcenie niż na zbijanie, w szystko to nie ulega wątpliwości, i dla tego jego utw ór je st w najwyższym stopniu zaj­

m ującym i szacownym dla rozważnego czy­

telnika. D obry dla tego żo je st zbytecznie złym. J e s t to najbardziej nadzwyczajny przy­

kład sztuki wielkiego w ystaw ienia z m ałym m aterjałcm . Nie trudno jest, powiada rządca

skąpca u Moliera, wydać dobry obiad za k a ­ pę pieniędzy; najznakom itszym kucharzem jest taki, co potrafi urządzić ucztę zupełnie bez pieniędzy. Że B entley m ógł doskonale pisać o starożytnej chronologji i jeografji.

o rozwoju greckiego ję z y k a , o pow staniu greckiej dram y, wcale nie je s t dziwnem. Ale to jest dziwnem, iż przez kilk a lat pow szech­

nie sądzono, że A tterbury może lepiej o tern napisać od B entleya. W praw dzie obrońca kolegjum C hrist-C hurch, miał wszelką pomoc jak ą mu tylko mogli udzielić członkowie tego znakom itego kolegjum. Sm alridge przysłużył mu się nie jednym zręcznym dowcipem.

P rien d i inni m ierną archeologią i filologją.

A le największa część dzieła było utw orem Atterburego; co nie było jego własnem, było przez niego przejrzanem i wykończonem;

a wszystko razem nosi cechę jego um ysłu, um ysłu niewyczerpanie bogatego we wszy­

stkie zasoby potrzebno do dysp uty i we wszy­

stkie kunszta, które iałszowi nadają pozór praw dy, a ciemnocie pozór nauki. Nie wiele m iał złota, ale to złoto rozwal co wał n a jak najcieńszy listek, i rozłożył go nad tak sze­

roką przestrzenią, że ci co sądzili z pierw sze­

go spojrzenia i nie wzięli w ręce szali i k a­

mienia probierczego, brali błyszczącą kupę m aterjałów bez wartości, za nieoszacowany skarb ogromnej sztaby złota. A rgum enta, ja ­

kie posiadał, przedstaw ił w najjaśniejszem świetle. Grdzie nie m iał argumentów, tam uciekał się do osobistości, czasem poważnych, lecz w ogóle śmiesznych, a zawsze zręcznych i zjadliwych. Ale czy był poważnym czy wesołym, czy rozumował, czy drwił, styl jego zawrze był czysty, gładki i łatwy.

D uch stronniczy wtenczas miał wielkie znaczenie; jednakże, chociaż B entley należał do wigów, a kolegjum Ghrist-Church było wa­

row n ią toryzm u, wigowie połączyli się z tory- sami w p rzyklaskiw aniu dziełku Atterburcgo.

Głarth zelży71 B entleya, a wyniósł pod niebio­

sa Boyde’a, w wierszach, które teraz są przy7- taczane, jedynie dla śmiechu., S w ift w swej walce książek (JJattłe o f B o o h ), żartobliwie wprowadził Boylea, przyodzianego w zbroję, dar w szystkich bogów, a kierow anego przez A pollina pod postacią ludzką, przyjaciela, którego nazwisko było niewymienione, ale nie tru dne do dom yślenia się. Młodzieniec tak przybrany, przy takiej pomocy7, otrzymuje łatw o zwycięstwo, nad niegrzecznym i samo­

chwalczymi przeciwnikiem. B entley tym cza­

sem znajdował poparcie w własnem sum ien- nem przekonaniu o niezmierzonej swej w yż­

szości, i zachętę w głosach niewielu praw dzi­

wie zdolnych do osądzenia sporu. „Żaden człow iek,” powiedział słusznie i wzniośle,

„nigdy nie był opisany tylko przez siebie sa­

mego.” D w a lata poświęcił na przygotow a­

nie odpowiedzi, której nigdy nie przestaną odczytywać i szanować, dopóki literatu ra grecka będzie przedm iotem studjów w jakiej­

kolwiek części świata. Odpowiedź ta do­

wiodła nietylko że listy przypisyw ane P b ala- risowi były podrobione, ale jeszcze że At- terbury, pomimo całego swego dowcipu, swej wymowy, biegłości w szermierce dysputowej, był najzuchwalszym przywłaszczycielem, jaki kiedykolw iek pisał o tern czego nie rozumiał.

Ale dla A tterburego, to dowodzenie było już obojętne. W dał się już natenczas w dysputę o przedm iotach daleko ważniejszych i b ar­

dziej podniecających niż praw a Z aleuka i p ra­

wa Charondasa. S pory pomiędzy stronni­

ctwami religijnem i doszły do najwyższego szczytu. W yższy kościół i niższy kościół *)

*) Nazwy dwóch stronnictw wyższego ko­

ścioła (High Church) i niższego kościoła (Loir Churr.h) w łonie konformistów to jest wyznawców anglikanizmu, pierwszy raz ukazują się w po­

czątku panow ania W ilhelma, a w końcu jego p a­

now ania w eszły w powszechne użycie. Stronnictw o niższego kościoła, było pośredniem pomiędzy ści- słemi konformistami (wyższy kościół), stosującemi się do wszystkich form wyznania ustanowionego przez akt parlam entu za panow ania Elżbiety, a nonkonformistami (purytanam i, i t. d.) których

rozdwajały cały naród. Znaczna większość duchow ieństw a stała po stronie wyższego ko­

ścioła; większość biskupów za K róla W ilhel­

ma skłonna była do latidunarianizm u. P o ­ między dwom a stronnictw am i pow stał spór dotyczący rozległości władzy Izby mniejsze­

go zwołania. A tterb u ry z gorliwością rzucił się do pierw szych szeregów stronnictw a wyż­

szego kościoła. K to dobrze i bezstronnie przypatrzy się całem u jego życiu, nie będzie zbyt skłonny do uwierzenia w jego religijną gorliwość. Ale już było to jego naturą, w y­

stępow ać gw ałtow nie i wojowniczo w sprawie

wyższy kościół zupełnie odtrącał, a niższy kościół ustępstwam i co do formy chciał przyciągnąć. To ostatnie stronnictwo utrzym ujące, że zarząd i obrządki były środkami a nie celem, i że podstawą był duch Chrześcianizmu. dzieliło się jeszczcze na dw a odcienia, purytański niższy kościół i latitudi- nariański niższy kościół, zgadzające się z sobą co do zarządu i obrządków, a różniące się tern. że ostatni z nich jeszcze rozleglejsze tniał podstawy.

Do utw orzenia się tych stronnictw nie mało się też przyczyniła i polityka. Obszerniejsze o tem szcze­

góły znajdują się w historji Anglji M acaulaya {The H istory o f E ngland by Macaulny, ro i 4.

pag. 69 i następne, w Collection o f British Authors, T a u c h rit? editio?); Lipsk, vol. 337).

(przyp. Tłom .)

każdego bractwa, którego był członkiem.

O braniał prawdziwość podrobionego dzieła jedynie dla tego, że kolegjum O hrist-C kurck wydało nową jego edycję; teraz stan ął po stronie duchow ieństw a przeciwko władzy cy­

wilnej, po prostu dla tego że był duchownym, a za księżmi przeciwko ciału biskupiemu, po prostu dla tego że był sam dopiero księdzem.

-Roszczenia klasy do której należał, przedsta­

wił w k ilku rozpraw ach napisanych z wiel­

kim dowcipem, prostotą, śmiałością i zgryzli- wością. W tym rów nie ja k i w poprzednim sporze, miał przeciw ników , daleko wyższych od siebie pod względem znajomości przedmio­

tu sporu; ale w tym rów nie jak i w poprze­

dnim sporze im ponował tłum ow i śmiałemi tw ierdzeniam i, sarkazm em , deklam acją, a przede w szystkiem , jem u tylko właściwym kunsztenl wystaw ienia małej, ja k ą posiadał erudycji, w taki sposób, że wydaw ała się nie­

zmierną. P otraiiw szy wydać się przed śwria- tem za większego m istrza w naukach k lasy ­ cznych od B entleya, teraz potrafił wydać się za większego m istrza w naukach kościelnych od W ake lub Gibsona. P rzez m asę ducho­

wieństwa uw ażany był za najzdolniejszego i najbardziej nieustraszonego trybuna, jaki kiedykolwiek bronił jego praw przeciwko oii- garchji prałatów. Izba niższego zwołania, uchw aliła dla niego podziękowania za jego

przysługi; u niw ersytet O ksiordzki nadał mu godność doktora teologji, a wkrótge po w stą­

pieniu na tron Anny, kiedy torysow ie mieli jeszcze przew agę w rządzie, otrzym ał godność dziekana w Carlisle.

W k ró tce po uzyskaniu przez niego tego stopnia, stronnictw o wigów zyskało przew a­

gę w rządzie. Od tego stronnictw a nie mógł się spodziewać żadnej względności. W koń­

cu, w 1710 r., prześladowanie Saclieyerella wywołało straszny wybuch fanatyzm u stron­

nictw a wyższego kościoła. W takiej chwili A tterb u ry nie m ógł nie w ystąpić naprzód.

N adzwyczajna jego gorliwość dla ciała do którego należał, burzliw e i pnące się uspo­

sobienie, rzadki talen t do agitacji i szerm ierki słownej, znów ukazały się w calom świetle.

M iał 0 1 1 głów ny udział w ułożeniu zręcznej i wym ownej mowy, odczytanej pr/Az oskar­

żonego kapłana przed k ratk am i w Izbie L o r­

dów, która dziw ną przedstaw ia sprzeczuość z bezrozumuom i plaskiem kazaniem , nieroz­

sądnie zaszczycouein przez oskarżenie o zbro­

dnię stanu. Podczas k ilk u burzliw ych i niespo­

kojnych m iesięcy po procesie, A tterb u ry nale­

żał do naj czynniej szych z pamflecistów, roz­

ogniających naród przeciwko gabinetowi i p ar­

lam entow i składającym się z W igów . hłkoro gabinet został zm ieniony i parlam ent rozwią­

zany, posypały się na niego nagrody. Izba

niższego zw ołania w ybrała go na swego pro- lokutora. K rólow a m ianowała go dziekanem kolegjum C hrist-C hurch po śm ierci jego przy­

jaciela i opiekuna Aldricha. K olegjum było­

by wolało łagodniejszego przewodnika. W sze­

lako nowy zw ierzchnik p rzyjęty został ze wszelkiemi zaszczytnemi oznakam i. Ł aciń­

ską mową z powinszowaniem spotkano go w przepysznym przedsionku gmachu; w od­

powiedzi w ynurzył on najgorętsze przyw ią­

zanie do szanownego kolegjum, gdzie odebrał wykształcenie,i mnóstwo uprzejmości oświad­

czył tym , którym miał przewodniczyć. A le wcale nie było w jego naturze aby m ógł być łagodnym łub sprawiedliw ym zarządcą. K a ­ pitułę w Oarlisle pozostaw ił rozdwojoną sprzeczkami. Kolegjum C hrist-C hurch zastał ja k najspokojniejsze; ale w ciągu trzech m ic- sięcy, jego despotyczny i sw arliw y charakter sprawił to samo w kolegjum C hrist-C hurch, co i w kapitule w Carlisle. P o nim zajął obie te godności ludzki i w ykształcony Sm alridge, który grzecznie się uskarżał na stan w jak im jedna i druga były pozostawione. „A tterbu- ry idzie naprzód, m ówił 0 1 1, i wszędzie roz­

nieca ogień, a ja postępuje za nim z tyłu z kubłem wody.“ Nieprzyjaciele A tterburego utrzym yw ali iż zrobiono go biskupem dla te ­ go, że był tak niegodziwym dziekanem. Za jego zarządu w kolegjum C hrist-C hurch po­

w stały zaburzenia, zaszły skandaliczne sprze­

czki, hańbiące słowa były wyrzeczone i słu ­ sznie można się było obawiać, że wielkie ko­

legjum torysów zostanie zniszczone przez wielkiego doktora, torysa.

W k ró tc e został on przeniesiony na biskup­

stw o R ochesteru, które natenczas zawsze było połączone z dziekanią W estm insteru. Zda­

wało się, że jeszcze wyższe oczekują go go­

dności. Bo chociaż było wielu zdolnych ludzi na ław ie biskupiej, żaden nie rów nał się z nim, ani naw et nieprzybliżał się, pod wzglę­

dem zdolności parlam entarnych. G dyby jego stronnictw o dłużej utrzym ało się przy władzy, wcale nie byłoby niepodobnem, żeby został w yniesiony do godności arcybiskupa K an- tuaryjskiego. Im świetniejsze m iał z tej strony widoki, tem więcej m iał powodów obaw iania się w stąpienia na tron rodziny, k tó ra znana była z przychylności do wigów.

S ą wszelkie powody do mniemania, że nale­

żał do rzędu tych polityków którzy spodzie­

w ali się, iż będą w stanie za życia A nny tak przysposobić rzeczy, że po jej śmierci nie

w ali się, iż będą w stanie za życia A nny tak przysposobić rzeczy, że po jej śmierci nie

W dokumencie William Pitt : Atterbury (Stron 119-152)

Powiązane dokumenty