p ro fe s o ra sz k ó łk i w iejsk ie j z g ro m a d a .
Wawrzyniec. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
Profesor. Na wieki wieków, amen.
Grzegorz. Zaraz po nieszporze ciągniemy do pana profe
sora na gaw ędkę, żeby czasu i chwilki nie stracić.
Profesor. Więc wam się kochani bracia tak podobają na
sze gawędy.
— 186 —
Wawrzyniec. To się rozumie ; człowiek tu się takich cie
kawych rzeczy nasłucha, że przybiegłby nawet z końca świata, żeby się coś nowego dowiedzieć.
Profesor. A powiedzcie mi miły Wawrzyńcze, gdzie to jest ten koniec świata,
Wawrzyniec. Ktoż tam wiedzieć może, pewno gdzieś za górami, za morzami, za przepaściami; wypadałoby może iść jak i rok żeby zajść aż na koniec świata.
Profesor. Otoż widzicie mój bracie, że choćbyście i tysiąc lat wędrowali, to na koniec świata nie zajdziecie.
Wawrzyniec. O święty Panie, to świat taki wielki.
Profesor. Nie to żeby miał być wielki, ale to że końca nie ma.
Grzegorz. No, juźci ja k ja k a rzecz końca nie ma, to musi być okrutnie wielka.
Profesor. J a wam pokażę rzecz nie mającą końca, chociaż bardzo maleńką.
To rzekłszy wyjął profesor z kieszeni kulę z drewna wy
robioną i podawszy gospodarzom, rzekł: No moi przyjaciele powiedzcie m i, gdzie tu jest koniec?
Gospodarze rozśmieli się, a Grzegorz rzekł: B a, jakże może być koniec, kiedy to kula. A na to powiada profesor:
B a, jakże może być koniec na ziem i, kiedy ziemia je st kulą?
Grzegorz. Juścić trzeba panu profesorowi wierzyć, kiedy tak mówi, ale mnie się to w żaden sposób w głowie pomieścić nie może, bo gdyby ziemia była k u lą, tobyśmy z niej pospa
dali wszyscy. $
Profesor. Uważajcież Grzegorzu co wam powiem. Będzie temu lat z górą trzysta, ja k jeden człowiek zwany Magiellan, wyprawił się na morze i płynął ciągle na zachód. Okręt z lu
dem , na którym się znajdow ał, po półtrzecia roku przybił do tego samego brzegu, chociaż wciąż płynęli przed siebie, tak prawie ja k gdybyście palcem oprowadzili kulę w około. Otoż tu macie dowód, że ziemia jest okrągłą, bo gdyby była pła
szczyzną , toby coraz bardziej oddalali się od rodzinnego miasta.
Wawrzyniec. To dziwna rzecz.
— 187 —
— 188 —
Profesor. Jeszcze wam powiem jeden dowód, że ziemia jest okrągłą. Oto jeżeli idziecie równiną do jakiej w si, to wi
dzicie najprzód wieżę kościelną, potem dach kościelny, wresz
cie domostwa. A to dlatego, że wypukłość i okrągłość kulistej ziemi zasłania spód oddalonych budowli. Że zaś nie możemy objąć okiem tej kulistości, to dla tego, że to jest tak ogromna kula, iż ma pięć tysięcy czterysta mil w około, a na jej obej
ście zwykłym krokiem idąc po sześć mil na dzień, trzebaby blisko trzy lata.
W reszcie obejrzyjcie się do koła stojąc wśród równiny, zdaje się że w okoluteńko, daleko od nas ziemia styka się z niebem.
Grzegorz. To jest prawda.
Profesor. Ale idźcie na to m iejsce, kędy się wydaje, że ziemia dotyka nieba, to ujrzycie, że niebo tak wysoko jak i tam zkąd odeszliście.
Wawrzyniec. Toć i prawda.
Profesor. Otoż to dla te g o , że ziemia jako kula zagina s ię , gdyby zaś była płaska i rów niuteńka, toćbyśmy ją mogli przejrzeć i kilkadziesiąt i więcej mil.
Wawrzyniec. Nieinaczej.
Profesor. Tym więc sposobem przekonajcie s i ę , że ziemia jest kulą, a że z niej nie spadamy to dla tego, że nas przy
ciąga do siebie. Ot naprzykład rzucam kamień do góry, a on zaraz spada na ziemię.
Wawrzyniec. A no, bo ciężki.
Profesor. A coź je st ciężar, jeżeli nie przyciąganie ziemi, toć i wy W awrzyńcze ja k was pociągnę, mimo ciężaru musicie się na mnie potoczyć, bo was moja siła pociąga.
Grzegorz. Ale przecież ludzie od razu poznaliby, że ziemia jest k u lą , a tymczasem każdemu się zdaje że jest równa.
Profesor. Powiedzcie mi, czy też robaczek, ja k go zanie
siecie na wielką górę okrągław ą, a ciągnącą się na parę mil wzdłuż i w szerz; czy też ten robaczek pełzając powolnie, może wiedzieć, że ta góra zagina się ku dołowi, kiedy on ledwie na kilka kroków przed sobą widzi; tak też i człowiek, który le
— 189 —
dwie parę mil kraju przejrzeć może, nie zmiarkuje wcale kuli- stości ziemi.
Grzegorz. Już też wierzę co pan profesor mówią, ale pięć
dziesiąt lat blizko żyję na świecie, a nie słyszałem nigdy, że
by ziemia miała być kulą.
Profesor. Na dziś tyle dość żeście się przekonali o tem, jako jest ziemia okrągła, na przyszły tydzień powiem wam więcej moi kocbami przyjaciele, rozmyślcie sobie to dobrze i zapamiętajcie.
Z Kmiotka.
Piękne przykłady.
1. W z o r o w a g r o m a d a w Ropie.
J e s t między górami Karpackiemi nad rzeką Ropie wieś, która się nazywa także Ropie. Biedna to w ioska, glebę ma zimną, w pagórkach m okrą, a na górach urodzajnej ziemi le
dwie na dwa cale. Aby z niej coś mieć, muszą ludzie palić łany, i tak ledwie przez rok albo dwa coś się urodzi, a potem znów na ugor zarasta krzakami. W niższych miejscach wilgoć okropna. Przeto dawniejszemi laty były tu okropne głody i ludzie marli ja k muchy. A teraz jest tu dostatek, i wszystko nawet dość bogato, choć okolica ta sama. Opowiem wam jakim się to stało sposobem.
Przed sześciu laty wystawiła gromada wspólny szpichlerz, i zsypała tam wiele było można, więc 100 korcy owsa a 20 korcy jęczmienia. Otoż było bezpieczeństwo od głodu. Na drugi rok wystawiła gromada stajnię plebańską. Na trzeci rok zbu
dowali szkołę z pomieszkaniem dla nauczyciela, któremu rocz
nie płacą 150 reńskich nowych. W ięc nauka dała im rozum lepszy, a gdzie je st rozum , tam i szczęście się znajdzie. Na czwarty rok znowu dali nowy dach na kościoł, i zrobili skład
k ę , a za te pieniądze obili cynkiem kopuły na wieżach i sy
gnaturce. Owoż pamiętali ludzie o Bogu, więc i pan Bóg o nich nie zapomniał, ale im wciąż błogosławił, tak iż dziś nie znaj
dziesz tam dawnej biedy ani śladu. Naostatek tego roku wybu
dowali całkiem nową plebanię i zabudowania gospodarskie, a wioska wygląda pięknie ja k miasteczko jakie.
Na te wszystkie budowania dawał pan dziedzic drzewo budulcowe, gonty i deski, a to na szpiclilerz, potem na pleba
nię i kościoł, zaś za pomalowanie dachu kościelnego i na in
sze potrzeby dał tenże pan niemało własnych pieniędzy.
Zaś na tem jeszcze nie koniec. Gromada sprawiła do ko
ścioła dwie chorągwie proporcowe i prześliczny kielich na ciało i krew P ań sk ą, a naostatek uczyniła kasę oszczędności, czyli towarzystwo wzajemnej pomocy. Każdy daje tam wedle możno
ści grosz, a kiedy bieda, kiedy potrzeba albo nieszczęście na kogo przyjdzie, to ma swoje pieniądze i ratunek od drugich gotowy, tak że niczego obawiać się nie potrzebuje. Dopiero rok ja k ta kasa je st, a już ma w niej gromada 314 reńskich srebr
nych, które sobie złożyli.
Toć nie ma większej radości, ja k patrzyć na taką wioskę i na taką gromadę. W szystko tam pięknie, wszystko dostatnio ja k się patrzy, wszystko uczciwie i bogobojnie ja k Pan Bóg
przykazał. Ludzie pobożni, pracowici i biedy nie znają: dziatki dobre i uczone, z xiążki się modlą w kościele, a w domu uczą się z niej miłości Boga i uczciwego życia, Wszędzie widać błogosławieństwo Boże. A toć cudem prawie stało się, i tylko za łaską B oga, aby taka biedna wiosczyna mogła w krótkim czasie przyjść do takich dostatków.
Daj wielki Panie Boże, aby ten piękny przykład brali sobie ludzie na u w ag ę, aby na naszej ukochanej ziemi polskiej coraz więcej było takich zacnych gromad i takich pięknych wsi. Daj wielka królowo Polska, Najświętsza Panno Maryo, aby Twój kraj i naród Twój coraz więcej miał błogosławień
stwa Bożego, aby pod Twoją świętą opieką przyszedł do szczę
ścia i dostatków. O Najświętsza Królowo Polska daj to i uproś nam u Pana B oga, aby tym sposobem powróciły dawne dobre czasy ja k były za królów naszych miłościwych, za których czasów Najświętsza Marya była królową Polski.
2. W ł o ś c i a n i e z B u s s o w n y .
W królestwie Polskiem w powiecie Krasnostawskim jest wieś Bussowna, której dziedzic daje następującą wiadomość o poczciwych włościanach tamecznych. Powiada on iż tego roku
— 190 —
przy żniwie było bardzo trudno o robotnika, tak że go za ża
dne pieniądze dostać nie mógł. Zboże dojrzałe marniało na pniu, aż rozpacz było patrzeć. Otoż włościanie tameczni i oko
liczni pomiarkowawszy to, postanowili aby panu dać pomoc.
Więc z własnej chęci dali mu co dzień 300 albo 400 robotni
ków, a tak za kilka dni żniwa całkiem ukończyli. Potem za
płatę nie chcieli wziąć tylko najmniejszą, ja k ą w okolicy dawano.
Otóż macie przykład, ja k ludzie powinni dbać na dary Boże, i nie dać im zmarnieć. Kiedy tak oni panu serdecznie pomogli, toć i pan im rad będzie odwdzięczyć się każdą po
mocą, jakiej od niego będą potrzebować. T a k będzie miłość i zgoda między nimi, i po chrześciańsku żyć będą między sobą, ja k Bóg kazał żyć braciom , a przecież i panowie i kmiecie są braćmi. I będzie błogosławieństwo Boże z nim i, którego życzy
my wszystkim, i o które dla wszystkich prośmy Pana Boga.
3. W ł o ś c i a n i e n a L i t w i e .
Piszą nam z Litwy, że tam ludzie wiejscy bardzo ochotnie biorą się do nauki, i coraz im lepiej dłatego się dzieje. Zaś najbardziej na Żmudzi, która jest część kraju litewskiego, kochają się ludzie bardzo w nauce, i rzadko znaleść wieśniaka, któryby czytać nie umiał. A choć tam jest ucisk okrótny od Moskali, przeto ludzie jakoś żyją i Bóg im błogosławi. Nie słychać tam o swarach różnych ja k gdzie indziej, nie słychać o żadnych psotnikach i złych ludziach. Dziedzice żyją z kmieć- mi w zgodzie i w braterstw ie, pijaństwa nie ma ani śladu, a wszędzie pięknie i zgodnie aż miło. J a k nam znowu ztamtąd nowiny napiszą, to wam je wydrukujemy, abyście moi mili wiedzieli co się dzieje po wszystkich ziemiach polskich. Zaś teraz proście B oga, aby raczył naszych braci litewskich i in
nych wybawić od ucisku moskiewskiego, który jest okrótny dla ludzi.
4. Z a c n y k m i e ć J a n Godek. f
W miasteczku Frysztaku w powiecie Jasielskim był nie
dawno jarm ark. Mnóstwo ludu było na nim, a między tymi tak
— 191 —
że pewien żyd ubogi z Wysoki. Ten miał przy sobie cały ma dobrodziej bierze pulares, patrzy, aż tu wszyściutkie pieniądze 1 karteczki, tak że ani grosza nie brakowało. Uradowany po
Wydawca odpowiedzialny za redakcyg: E.
Winią**-Tom VII.
1. Listopada.
W y e h o d z i we co 10 d n i , to j e s t 1. 11. i 2 1. k a ż d e g o
raiesiaca .
K o s z tu je ro c z n ie z p r z e s y łk ą p o czto w y 2 z lr. w . a., p ó łro c z
n ie 1 z łr. w . a.
£3r»ŁiSS3£LJ£CŁ>
B o g a , d z ie c i, B o g a trz e b a , K to c h ce s y t b y ć sw e g o ch leb a.
Święta Jadwiga.
Już to temu dobre siedmset roczków, ja k był w naszym polskim kraju król jeden, co się zwał Leszek Biały, o którym była już historya w Dzwonku. Miałci ten król rodnego brata, któremu było na imię K onrad, a ten sobie siedział w kraju polskim, tam gdzie to nasza wielka W arszaw a stoi, i żył sobie spokojnie i szczęśliwie z ludźmi i kochał króla brata swego rodnego. Ale prócz tego brata był jeszcze jeden brat stryjeczny, co także siedział na ojcowiźnie, ale aż daleko za K rakow em , a ten kraj polski zowie się Szlązkiem, i panują jemu na pół cesarz, a na pół P ru sa k , co to z katolika przeszedł do Lutra.
J a k to nieraz byw a, że i bracia są niejednacy, tak to i ci bra
cia tak byli. K ról polski z rodnym bratem Konradem byli Po
lakami co się zowie i bronili kraju od Niemców, ale stryje
czny brat za Krakowem trzymał sobie we dworze Niemców, a ci mu często na złe poradzili. To też król mu nieraz gadał jako bratu:
— Na co ty kochany braciszku przystajesz z tymi Niem
cami, kiedy ty masz swojaków i krajanów w domu — toć Niemiec nie chce twego dobra ale swego zysku — toć oni tyle
— 194 —
kraju zabrali naszym dziadkom, tyle ludzi naszych wycięli na wojnie niejednej, a i teraz patrzą krzywo na naszą pracę— toć Bóg nam każe razem trzymać i pilnować ojcowizny, a nie dać się komubądź poniew ierać!
A byłci wtedy ten brat jeszcze m łodym , to też dawał się łatwo bałamucić, ale czasem posłuchał także dobrej rady brata króla i było dobrze w Polsce c a łe j, boć gdzie między braćmi jedność i zgoda, gdzie jeden stoi o drugiego i gdzie się wszy
scy trzym ają sercem i rękam i, tam musi być dobrze; bo tam Pan Bóg błogosławi.
Więc choć było trzech panów w Polsce, to było tam do
brze, bo wszędy była święta sprawiedliwość i pobożność: co wieś i co miasto to byli rozmaici święci i święte Boże, a lud polski to żył nieprzymierzając jak b y sami świątobliwi ludzie.
Panowie fundowali klasztory, i tam szły stare matki jak b y na pokutę przed śm iercią; całe gromady składały wielkie pienią
dze i fundowały kościoły, które do dziś stoją na wieczną pa
miątkę; a królowie sprowadzali zakonników, dawali im lasy i pola, a ci wycinali lasy i budowali szkoły i klasztory dla ciała i duszy. I było w one czasy bardzo dobrze w Polsce dla k a
żdego, nikt tam nie ginął z utrapienia i biedy, sieroty się nie poniewierały, dziadowie nie chodziły po żebraninie, bo każdy miał jeźli nie w domu to w szpitalu przytułek, okrycie i po
żywienie.
Otoż król Leszek i brat Konrad byli wtedy żonaci, jeno ich brat za Krakowem był sobie sam w domu. A było mu na imię Henryk. W tedy to żyła daleko od Polski za granicą święta Jadw iga, a była jeszcze małą. Jej matka Jagusia była N iem ką, ale bez przymowy była dobrą i pobożną matką. I wi
dzicie, że Jadw iga święta nie narodziła się na naszej polskiej ziem i, ani z ojców polskich jeno z Niemców, i była prawie, w jednych latach z polskim królewicem Henrykiem. H enryk chował się w Polsce, a Jadw iga między Niemcami, i nikt wtedy nie wiedział o tem , że to Bóg przeznaczył Jadw igę dla pol
skiego królewica.
Matka świętej Jadw igi była bardzo bogatą i miała jakby ja k a królowa pałace i dużo wsi i miast — ale choć ta i taka
bogata, to miała dobry rozum. Ona też wychowała swoją córkę Jadw isię bardzo dobrze, od maleństwa zaraz. Otoż mawiała jej nieraz : Hej, h e j! moje dziecko! nie uważaj na to że ja bogata, i ty będziesz bogatą, bo praca ludzi to popioł, to mamona, nie pysznij się z tego, ale obróć to na dobre dla siebie i dla dru
gich. Skąpy i marnotrawnik to żli ludzie, ale miłosierny czło
wiek to najlepszy. Nie pysznij się z rodu twego , bo każdy człowiek je st prochem i w proch się obróci; my ludzie w szy
scy jednacy z gliny, jeno dusza nasza w arta mniej lub więcej dla uczynków naszych. Nie pysznij się z nauki i rozumu, boć to wszystko pochodzi od ducha świętego i dane na to, abyśmy szli prosto do B oga, i drugich za nami ciągli. A jeźli masz na sobie chusty lepsze, toć to od wiatru, zimna i deszczu, ale nie od parady lub pychy na tobie; wszystko zostanie się w gro
bie i jeno dusza pójdzie na inny świat. Otoż dusza twoja i serduszko dobre to grunt — a co dobrego pomyślisz, powiesz i zrobisz zaraz, to mi dopiero rozum nad rozumy, to droga prościutka do wysokiego n ie b a !
Mała Jadw isia brała sobie do serca takie dobre słowa matki, i dziękując za nie, mówiła: J a k mi Pan Jezus i N aj
świętsza Panna da szczęśliwie doczekać, to zobaczy mama, ja k ja będę żyła.
I była Jadw isia pokorną, nie gardziła nikim, nie uciekała przed dziadam i, ani nie krzyczała, ja k do dworu przyszli po jałm użnę, ale i mamę za nimi prosiła, i sama dzieliła się śnia
daniem i obiadem t a k , że zawsze szła połowa na ubogich, a czasem i całe jedzenie, i to tak cichutko, że ze dworu mało kto o tern wiedział. Nie raz dała jej matka coś do kieszónki, a ona znów dała to ubogiemu do ręki ta k , że i m atka o tem nie wiedziała. Cieszyła się mocno, jeżli drugim co dobrego zrobiła, a płakała wieczór, jeżeli nie widziała ubogiego i nie podzieliła się z nim z swojem jedzeniem.
Matka jej była bardzo pobożną, to też modliła się sama w domu i w kościele, uczyła Jadw isię i mawiała jej po modli
twie t a k :
— O moje dziecko d o b re! zmów sobie zawsze paciorek czy kto patrzy na cię czy nie — bo modlitwę naszą ma jeden
— 195 —
Bóg widzieć i słyszeć., a nie ludzie. Zaś módl się zawsze szcze
rze, abyś miała rączki złożone, oczka na dół spuszczone, albo do nieba podniesione; myśl sobie wtedy jeno o Bogu, a nie o świecie, popłacz sobie nad twojemi grzechami i nad biedą dru
gich ludzi. Bo kto się modli nietylko gębą samą ale i serdu
szkiem , składa ręce i leci myślą do Boga samego, i zaleje się łzami, to wtedy otwiera sam Pan Jezus okienko z nieba, i spu
szcza mu co potrzeba. A jeźli mówisz na xiąźec modlitwę, to miarkuj sobie dobrze, abyś to zrozumiała i w sercu czuła, co sobie czytasz.
A Jadw isia znowu sobie dobrze brała do pamięci takie słowa m atki, i modliła się szczerze rano, wieczór, w południe, przy nauce i robocie, a w kościele to sobie klęczała cicho koło krzyża albo pod chórem albo w kaplicy, i odmawiała modlitwy to z< pamięci to z xiążki, i nieraz było widać mokre kartki od jej łez, albo mokre nóżki P an a Jezusa na krzyżu ja k ona od
chodząc całowała je, a potem biła czołem o ziemię przed N aj
świętszym Sakramentem. W domu nieraz, było cicho w nocy, a w izdebce Jadw isi świeciło s i ę , a ona albo układała jakie chusty dla sierot, które im miała rozdać na drugi dzień, albo się modliła nachylona ku ziemi, albo się uczyła w nocy, aby miała czas we dnie pójść do chorych albo do ubogich albo do kościoła. Ile razy szła spać albo wstawała rano, to mówiła na końcu modlitwy:
— O daj ini też Boże taki rozum, abym ja sama robiła dobrze i drugim dawała dobry przykład.
Matka jej była sprawiedliwą i nie robiła na włos jeden nikomu szkody ani krzywdy żadnej — to też mówiła ona do J a d w is i:
— Moje dziecko! uważaj sobie dobrze, abyś nie pomy
ślała nawet zrobić komu szkodę ja k ą ; bo ta głowa u ludzi jest grzeszną, która przemyśliwa, jakby to komu co złego wy
rządzić; i ta ręka jest grzeszuą, co to rano podnosi się przy pacierzu do nieba, a potem robi różne cygaństwa drugim ; i ta gęba jest grzeszną, co to pości i modli się, a drugich gada
niem krzywdzi i kłamie. Zły taki człowiek, co. to ukradkiem szkodzi drugiemu, a potem płacze nad nim, albo gada do kogo
— 196 —