VARIANT
MOTOZNAFCA
2 2 MOTOZNAFCA
2 2
Golf VII R Variant
Naprawdę nie wiem, jak człowiek czuje się w zwykłym Gol
fie R. Nie wiem nawet, jak czuje się w Golfie bez żadnej literki. Prawdopodobnie tak jak zaraz po wypróżnieniu i zorientowaniu się, że w odległości mniejszej niż piętnaście metrów od toalety nie ma żadnej rolki papieru. Wiem natomiast, że spotka
nie z Golfem R, który otrzymał bonusowe 90 koni, zbierając ich pod maską całe 400, wywróciło mój ówczesny świat do góry nogami. Od tamtej pory stałem się innym człowiekiem. Nigdy nie sądziłem, że będę się uśmiechał w golfie, którego oznaczenie będzie wyższe niż IV.
A jednak. Okazało się, że Volkswagen nadal robi zajebiste samocho
dy. To znaczy, robi też beznadziejne, ale są wyjątki, takie jak rzeczony Golf VII R. Mówiąc „zajebiste”, nie mam na myśli tego, że wolałbym Golfa od Lamborghini. Po prostu, biorąc pod uwagę to, w czym mo
żemy obecnie wybierać, Golf VII R, dokładnie tak jak poprzednie modele, oferuje wszystko, czego człowiek może oczekiwać przy sto
sunkowo niskiej cenie. Chociaż z tymi cenami w VW ostatnio bywa różnie, bo 170 tysięcy za Golfa może wydawać się absurdem i lepszym pomysłem byłoby schylenie się i uderzenie z rozbiegu w betonową ścianę. Jednak jeśli po tym zabiegu zachowamy jeszcze przytomność, zrobimy krok do tyłu i wyprostujemy się, to zobaczymy, że obecnie na rynku nie ma ani jednego kombi o mocy ponad 300 koni z napę
dem na cztery koła za mniej niż 200 tysięcy złotych. W zasadzie w tej cenie trudno znaleźć nawet hatchbacka. Jedyne auto, które spełnia te kryteria, to Focus RS. Jednak już go nie produkują. Ciekawe dlacze
go? Może był zbyt tani. Istnieje także Cupra R, ale w gruncie rzeczy
GOLF VII R VARIANT 2 3
to Golf ze znaczkiem Seata. W tej niszy na razie nic się nie dzieje.
Zanim nie zobaczymy w niej Hyundaia i30N kombi, Kii ProCee’d 4×4 lub innego podobnego wynalazku, to Golf jeszcze długo pozosta
nie liderem. Chcąc nie chcąc.
Białego kombolota, z którym miałem przyjemność, napędzał silnik 2,0 TSI. Poza horrendalnymi ilościami benzyny potrafi on wciągnąć również tyle samo oleju silnikowego. Podobno. Pech chciał, że testo
wany przeze mnie egzemplarz miał na liczni
ku około 50 tysięcy kilometrów i nadal trzy
mał olej od wymiany do wymiany. Podobno.
Nikt nie powiedział, jak częstej. Jednak wierzę, że jest lepiej niż z jego braćmi 1,2 i 1,4, którzy potrafili wypić litr oleju, a kiedy ich właściciel komunikował ten fakt serwisowi Volkswagena, otrzymywał odpowiedź, że to nie wada. Tyl
ko cecha. Golf VII R ma natomiast taką cechę, że przyspiesza do setki w 4,6 sekundy. Seryjny.
Ten testowany przeze mnie zrobił to w równe 4.
Kombiak. Kosmos! Oczywiście przyjemność przyspieszania psuła nieco turbodziura, wielka jak Krater Barringera w stanie Arizona. Jednak można to uznać za jakieś nawiązanie do sta
rych Golfów. Pamiętam, jak mój kolega dał mi się kiedyś przejechać czwórką, która miała chyba całe 170 koni. Mierzone na drodze po
wiatowej z GolubiaDobrzynia do Okonina. Dodatkowo zalał auto ropą z sześćdziesiątki ojca, więc liczba koni posiadana przez jego gulfa to „wszystkie”. Jakież to ogromne zdziwienie wymalowało się na mej pokrytej w owym czasie wągrem twarzy, gdy po wciśnięciu gazu, by ruszyć z podporządkowanej ulicy przed rozpędzoną cięża
rówką z kurczakami, auto, zamiast pojechać, wydobyło z siebie zale
dwie jedno przejmujące pierdnięcie z rury wydechowej. Na szczęście Wiem natomiast, że spotkanie z
GOLFEM R
, który otrzymał bonusowe90 KONI
,zbierając ich pod maską
CAŁE 400
, wywróciło mój ówczesny świat do góry nogami.MOTOZNAFCA 2 4
tuż przed tym, jak dotarł do mnie odgłos pneumatycznego klaksonu nadjeżdżającej scani, golf wyrwał tak mocno, że jedyne, co za sobą zostawiliśmy, to dym spod wieślików (takie wiejskie slicki), smród naszego potu oraz godność. Pięć sekund później wylądowaliśmy już w drugiej części miasta. Nie było to co prawda trudne, gdyż miało ono dwie ulice i pieszo można je było przejść w siedem minut. Tak czy inaczej stało się to naprawdę bardzo szybko. Nieprawdopodobnie szybko, biorąc pod uwagę, jak bardzo powoli przebiegał proces same
go ładowania powietrza w turbinie. Dziesięć lat później, jadąc autem wyposażonym w aktywny tempomat, asystenta pasa ruchu, kolorowy dotykowy wyświetlacz, automatyczną skrzynię biegów oraz skrętne ksenony, odczułem to samo. Ogromną turbodziurę. I podobało mi się to. Przypomniała mi ona, że pod tą kupą kabli, czujników i plastiku jest jeszcze samochód. Motoryzacja, jaką znam i za jaką czasami tęsknię.
Oczywiście dzięki napędowi na cztery koła nie usmażę już laczka jak w czwórce kolegi. Nie będę też walczyć o życie na pierwszym zakręcie, ponieważ układ kierowniczy w nowym Golfie bardzo pozytywnie za
skakuje i auto skręca tam, gdzie zechcemy. Jednak wektor przyjemno
ści z jazdy zmierza w tym samym kierunku. Przyjemność w Golfie…
Jeśli nie mamy tu na myśli seksu na tylnym siedzeniu tego pojazdu, zaparkowanego gdzieś pod lasem, ani swetra, który ogrzewa nasze cia
ło, gdy siedzimy przy kominku, a za oknem zawierucha, zdanie to ma trochę dziwny wydźwięk. A jednak. Sam byłem zdziwiony. Mówią, że tylko krowa nie zmienia poglądów.
Ja zmieniłem swoje na temat Golfa R. Oczywiście więk
szość seryjnych produktów Volkswagena, również pod postacią Seata i Škody, to w większości tak samo
nudne sracze jak kie
dyś. Jednak dokładnie tak
samo jak kiedyś, po włożeniu w nie taczki pieniędzy, zwiększeniu mocy i poprawieniu wyglądu, z Kopciuszka możemy zrobić napraw
dę fajny samochód. Tylko czy pojeżdżą tyle samo co stare golfoloty po polach i innych bezdrożach? Nie wiem. Choć się domyślam, jak mawia pan Tadeusz.
Po odcinku o Golfie przyszedł czas na innego przedstawiciela niemiec
kiej motoryzacji. Tym razem auto klasy RWD.
MOTOZNAFCA 2 6
BMW
E 36
GOLF VII R VARIANT 2 7
BMW
E 36
MOTOZNAFCA
2 8 MOTOZNAFCA
2 8
BMW E36
Gdybym nagrywał ten odcinek teraz, to zapewne poświę
ciłbym mu całe dwa miesiące życia albo nie robiłbym go wcale. Jednak stało się tak, a nie inaczej. Cofnijmy się za
tem w czasie, jakbyśmy wsiadali na postoju do starej taksówy z bana
nowomajonezowymi skórami w środku, i przeżyjmy to jeszcze raz.
Jak to leciało?
Witajcie, moi kochani, w drugim odcinku z serii Kickster MotoznaFca.
E trzydziestka szóstka stała się już na swój sposób kultowa i nie moż
na jej tak po prostu ocenić jako złego lub dobrego auta. Wymagałoby to zastosowania skali szerokiej jak łuk, którym omijasz multiplę, kie
dy chcesz kupić elegancki samochód. BMW E36 dojeżdżał niejeden początkujący drifter, natchniony pewnego poranka myślą, że dobrze byłoby opchnąć swojego golfa na złomie, dołożyć tysiąc z wypłaty własnej lub starego i kupić coś z napędem na tył, by zamiast piłować na ręcznym pod Tesco, poczuć na dupie prawdziwego smoka z silni
kiem 1,6, generującego potężne 100 koni. Z których połowa uciekła wraz z poprzednim kompletem panewek i 5 litrami oleju… Silniki 1,6 robiły z e trzy śmieć na śniegu prawdziwy korkociąg.
Więc co ci się, Sebuś, w tym aucie nie podoba? Owszem, wygląda na
wet znośnie, jeżeli jest zadbane. No i otacza nas mgła. Problem polega na tym, że aby mieć niezajechany egzemplarz, trzeba dwa lata zasu
wać w polu lub na budowie, odkładając pieniądze na zakup znośnej
BMW E36 2 9
bazy do tuningu. Potem przez następne dwa lata zbierać truskawki w Holandii, oszczędzając hajs na wszystkie potrzebne części, żeby nie wyszedł nam ulep rodem z Transformersów. Niestety, jak w każdym masowym modelu zawsze musi pojawić się jakaś najsłabsza wersja, która po dziesięciu latach produkcji jest warta tyle co rozrzutnik gno
ju. Chociaż rozrzutnik gnoju może kosztować nawet 15 tysięcy, a za tę kwotę mielibyśmy ze trzy E36 do gruzowania lub jedno całkiem sensowne w Mpakieciku. Niestety, najtańsze modele trafiają do użyt
kowników święcie przekonanych o tym, że ze znaczkiem BMW z przo
du są królami szosy. Nieważne, że wydali 1200 zeta i nie mają przeglądu ani kierunkowskazów, bo przecież jadą Bolidem Młodego Wieśnia
ka. Kierunkowskazy to w ogóle osobny temat.
Jednak zarówno w E36, jak i w nowszych mo
delach były one w opcji, więc nikt ich nie brał.
Mimo wszystko e trzy śmieć to w gruncie rze
czy świetne auto, które doskonale się prowadzi, o ile nie miało nigdy styczności z latarnią lub barierą energochłonną na pobliskiej ekspresów
ce. W dodatku prawie nie rdzewieje, a przynaj
mniej nie tak jak inne samochody w jego wieku.
Każde E36 z silnikiem o pojemności większej
niż dwa kartony mleka potrafi czasami naprawdę dobrze szurnąć ty
łem, dając przy tym kupę radości z jazdy. Albo smutku, jeśli niechcący szurniemy za mocno i przygrzejemy we wspomnianą latarnię. A po
tem dostaniemy jeszcze w lampę. Od starego.
Silniki sześciocylindrowe to jedne z najlepszych serc w historii mo
toryzacji dla ludu i jazda z nimi pod maską to prawdziwa przyjem
ność. Jednak nie można również zapomnieć o poczciwym iesiku.
Nie mówię tutaj o Lexusie IS. Na niego jeszcze przyjdzie czas. Mam na myśli 1,8 IS. Co prawda posiada on tylko cztery cylindry, jednak