• Nie Znaleziono Wyników

GOLF vii r

W dokumencie SebaStian KiCKSteR KRaSzewSKi (Stron 21-29)

VARIANT

MOTOZNAFCA

2 2 MOTOZNAFCA

2 2

Golf VII R Variant

Naprawdę nie wiem, jak człowiek czuje się w zwykłym Gol­

fie R. Nie wiem nawet, jak czuje się w Golfie bez żadnej literki. Prawdopodobnie tak jak zaraz po wypróżnieniu i zorientowaniu się, że w odległości mniejszej niż piętnaście metrów od toalety nie ma żadnej rolki papieru. Wiem natomiast, że spotka­

nie z Golfem R, który otrzymał bonusowe 90 koni, zbierając ich pod maską całe 400, wywróciło mój ówczesny świat do góry nogami. Od tamtej pory stałem się innym człowiekiem. Nigdy nie sądziłem, że będę się uśmiechał w golfie, którego oznaczenie będzie wyższe niż IV.

A jednak. Okazało się, że Volkswagen nadal robi zajebiste samocho­

dy. To znaczy, robi też beznadziejne, ale są wyjątki, takie jak rzeczony Golf VII R. Mówiąc „zajebiste”, nie mam na myśli tego, że wolałbym Golfa od Lamborghini. Po prostu, biorąc pod uwagę to, w czym mo­

żemy obecnie wybierać, Golf VII R, dokładnie tak jak poprzednie modele, oferuje wszystko, czego człowiek może oczekiwać przy sto­

sunkowo niskiej cenie. Chociaż z tymi cenami w VW ostatnio bywa różnie, bo 170 tysięcy za Golfa może wydawać się absurdem i lepszym pomysłem byłoby schylenie się i uderzenie z rozbiegu w betonową ścianę. Jednak jeśli po tym zabiegu zachowamy jeszcze przytomność, zrobimy krok do tyłu i wyprostujemy się, to zobaczymy, że obecnie na rynku nie ma ani jednego kombi o mocy ponad 300 koni z napę­

dem na cztery koła za mniej niż 200 tysięcy złotych. W zasadzie w tej cenie trudno znaleźć nawet hatchbacka. Jedyne auto, które spełnia te kryteria, to Focus RS. Jednak już go nie produkują. Ciekawe dlacze­

go? Może był zbyt tani. Istnieje także Cupra R, ale w gruncie rzeczy

GOLF VII R VARIANT 2 3

to Golf ze znaczkiem Seata. W tej niszy na razie nic się nie dzieje.

Zanim nie zobaczymy w niej Hyundaia i30N kombi, Kii ProCee’d 4×4 lub innego podobnego wynalazku, to Golf jeszcze długo pozosta­

nie liderem. Chcąc nie chcąc.

Białego kombolota, z którym miałem przyjemność, napędzał silnik 2,0 TSI. Poza horrendalnymi ilościami benzyny potrafi on wciągnąć również tyle samo oleju silnikowego. Podobno. Pech chciał, że testo­

wany przeze mnie egzemplarz miał na liczni­

ku około 50 tysięcy kilometrów i nadal trzy­

mał olej od wymiany do wymiany. Podobno.

Nikt nie powiedział, jak częstej. Jednak wierzę, że jest lepiej niż z jego braćmi 1,2 i 1,4, którzy potrafili wypić litr oleju, a kiedy ich właściciel komunikował ten fakt serwisowi Volkswagena, otrzymywał odpowiedź, że to nie wada. Tyl­

ko cecha. Golf VII R ma natomiast taką cechę, że przyspiesza do setki w 4,6 sekundy. Seryjny.

Ten testowany przeze mnie zrobił to w równe 4.

Kombiak. Kosmos! Oczywiście przyjemność przyspieszania psuła nieco turbodziura, wielka jak Krater Barringera w stanie Arizona. Jednak można to uznać za jakieś nawiązanie do sta­

rych Golfów. Pamiętam, jak mój kolega dał mi się kiedyś przejechać czwórką, która miała chyba całe 170 koni. Mierzone na drodze po­

wiatowej z Golubia­Dobrzynia do Okonina. Dodatkowo zalał auto ropą z sześćdziesiątki ojca, więc liczba koni posiadana przez jego gulfa to „wszystkie”. Jakież to ogromne zdziwienie wymalowało się na mej pokrytej w owym czasie wągrem twarzy, gdy po wciśnięciu gazu, by ruszyć z podporządkowanej ulicy przed rozpędzoną cięża­

rówką z kurczakami, auto, zamiast pojechać, wydobyło z siebie zale­

dwie jedno przejmujące pierdnięcie z rury wydechowej. Na szczęście Wiem natomiast, że spotkanie z

GOLFEM R

, który otrzymał bonusowe

90 KONI

,

zbierając ich pod maską

CAŁE 400

, wywróciło mój ówczesny świat do góry nogami.

MOTOZNAFCA 2 4

tuż przed tym, jak dotarł do mnie odgłos pneumatycznego klaksonu nadjeżdżającej scani, golf wyrwał tak mocno, że jedyne, co za sobą zostawiliśmy, to dym spod wieślików (takie wiejskie slicki), smród naszego potu oraz godność. Pięć sekund później wylądowaliśmy już w drugiej części miasta. Nie było to co prawda trudne, gdyż miało ono dwie ulice i pieszo można je było przejść w siedem minut. Tak czy inaczej stało się to naprawdę bardzo szybko. Nieprawdopodobnie szybko, biorąc pod uwagę, jak bardzo powoli przebiegał proces same­

go ładowania powietrza w turbinie. Dziesięć lat później, jadąc autem wyposażonym w aktywny tempomat, asystenta pasa ruchu, kolorowy dotykowy wyświetlacz, automatyczną skrzynię biegów oraz skrętne ksenony, odczułem to samo. Ogromną turbodziurę. I podobało mi się to. Przypomniała mi ona, że pod tą kupą kabli, czujników i plastiku jest jeszcze samochód. Motoryzacja, jaką znam i za jaką czasami tęsknię.

Oczywiście dzięki napędowi na cztery koła nie usmażę już laczka jak w czwórce kolegi. Nie będę też walczyć o życie na pierwszym zakręcie, ponieważ układ kierowniczy w nowym Golfie bardzo pozytywnie za­

skakuje i auto skręca tam, gdzie zechcemy. Jednak wektor przyjemno­

ści z jazdy zmierza w tym samym kierunku. Przyjemność w Golfie…

Jeśli nie mamy tu na myśli seksu na tylnym siedzeniu tego pojazdu, zaparkowanego gdzieś pod lasem, ani swetra, który ogrzewa nasze cia­

ło, gdy siedzimy przy kominku, a za oknem zawierucha, zdanie to ma trochę dziwny wydźwięk. A jednak. Sam byłem zdziwiony. Mówią, że tylko krowa nie zmienia poglądów.

Ja zmieniłem swoje na temat Golfa R. Oczywiście więk­

szość seryjnych produktów Volkswagena, również pod postacią Seata i Škody, to w  większości tak samo

nudne sracze jak kie­

dyś. Jednak dokładnie tak

samo jak kiedyś, po włożeniu w nie taczki pieniędzy, zwiększeniu mocy i poprawieniu wyglądu, z Kopciuszka możemy zrobić napraw­

dę fajny samochód. Tylko czy pojeżdżą tyle samo co stare golfoloty po polach i innych bezdrożach? Nie wiem. Choć się domyślam, jak mawia pan Tadeusz.

Po odcinku o Golfie przyszedł czas na innego przedstawiciela niemiec­

kiej motoryzacji. Tym razem auto klasy RWD.

MOTOZNAFCA 2 6

BMW

E 36

GOLF VII R VARIANT 2 7

BMW

E 36

MOTOZNAFCA

2 8 MOTOZNAFCA

2 8

BMW E36

Gdybym nagrywał ten odcinek teraz, to zapewne poświę­

ciłbym mu całe dwa miesiące życia albo nie robiłbym go wcale. Jednak stało się tak, a nie inaczej. Cofnijmy się za­

tem w czasie, jakbyśmy wsiadali na postoju do starej taksówy z bana­

nowo­majonezowymi skórami w środku, i przeżyjmy to jeszcze raz.

Jak to leciało?

Witajcie, moi kochani, w drugim odcinku z serii Kickster MotoznaFca.

E trzydziestka szóstka stała się już na swój sposób kultowa i nie moż­

na jej tak po prostu ocenić jako złego lub dobrego auta. Wymagałoby to zastosowania skali szerokiej jak łuk, którym omijasz multiplę, kie­

dy chcesz kupić elegancki samochód. BMW E36 dojeżdżał niejeden początkujący drifter, natchniony pewnego poranka myślą, że dobrze byłoby opchnąć swojego golfa na złomie, dołożyć tysiąc z wypłaty własnej lub starego i kupić coś z napędem na tył, by zamiast piłować na ręcznym pod Tesco, poczuć na dupie prawdziwego smoka z silni­

kiem 1,6, generującego potężne 100 koni. Z których połowa uciekła wraz z poprzednim kompletem panewek i 5 litrami oleju… Silniki 1,6 robiły z e trzy śmieć na śniegu prawdziwy korkociąg.

Więc co ci się, Sebuś, w tym aucie nie podoba? Owszem, wygląda na­

wet znośnie, jeżeli jest zadbane. No i otacza nas mgła. Problem polega na tym, że aby mieć niezajechany egzemplarz, trzeba dwa lata zasu­

wać w polu lub na budowie, odkładając pieniądze na zakup znośnej

BMW E36 2 9

bazy do tuningu. Potem przez następne dwa lata zbierać truskawki w Holandii, oszczędzając hajs na wszystkie potrzebne części, żeby nie wyszedł nam ulep rodem z Transformersów. Niestety, jak w każdym masowym modelu zawsze musi pojawić się jakaś najsłabsza wersja, która po dziesięciu latach produkcji jest warta tyle co rozrzutnik gno­

ju. Chociaż rozrzutnik gnoju może kosztować nawet 15 tysięcy, a za tę kwotę mielibyśmy ze trzy E36 do gruzowania lub jedno całkiem sensowne w M­pakieciku. Niestety, najtańsze modele trafiają do użyt­

kowników święcie przekonanych o tym, że ze znaczkiem BMW z przo­

du są królami szosy. Nieważne, że wydali 1200 zeta i nie mają przeglądu ani kierunkowskazów, bo przecież jadą Bolidem Młodego Wieśnia­

ka. Kierunkowskazy to w ogóle osobny temat.

Jednak zarówno w E36, jak i w nowszych mo­

delach były one w opcji, więc nikt ich nie brał.

Mimo wszystko e trzy śmieć to w gruncie rze­

czy świetne auto, które doskonale się prowadzi, o ile nie miało nigdy styczności z latarnią lub barierą energochłonną na pobliskiej ekspresów­

ce. W dodatku prawie nie rdzewieje, a przynaj­

mniej nie tak jak inne samochody w jego wieku.

Każde E36 z silnikiem o pojemności większej

niż dwa kartony mleka potrafi czasami naprawdę dobrze szurnąć ty­

łem, dając przy tym kupę radości z jazdy. Albo smutku, jeśli niechcący szurniemy za mocno i przygrzejemy we wspomnianą latarnię. A po­

tem dostaniemy jeszcze w lampę. Od starego.

Silniki sześciocylindrowe to jedne z najlepszych serc w historii mo­

toryzacji dla ludu i jazda z nimi pod maską to prawdziwa przyjem­

ność. Jednak nie można również zapomnieć o poczciwym iesiku.

Nie mówię tutaj o Lexusie IS. Na niego jeszcze przyjdzie czas. Mam na myśli 1,8 IS. Co prawda posiada on tylko cztery cylindry, jednak

SILNIKI SZEŚCIO..

CYLINDROWE

to

W dokumencie SebaStian KiCKSteR KRaSzewSKi (Stron 21-29)

Powiązane dokumenty