• Nie Znaleziono Wyników

(N ow ela.) Ciąg dalszy.

Pow oli, z pietyzm em , podniósł wieko. Na dnie szkatułki spoczyw ało małe, złote naczyńko, ozdobione klejnotami.

Egipcjanin z czcią pochylił głow ę. Niemym gestem pozdraw iał i oddaw ał cześć tajem nicy, której nie odgadyw ał jeszcze Dawidson.

— Cóż to za c z a ry ? — pom yślał zdumiony.

T o w arzy sz powoli podniósł w ieko z lapis-lazuli. Zapach nieznanych kw ia­

tów pow iał przesłodką falą.

Z dna naczyńka błysnęło coś, nak ształt zw ierciadła, które w yłaniało z siebie błękitne św iatło. Ś w iatło to drgało i falowało, jak żyw a, zw iew na istota; raz staw ało się tak wielkie, że rozjaśniało naw et tw arz Egipcjanina, to znów m alało do wielkości drobnego punktu.

— Pochyl się i p atrz w skupieniu — rzekł pow ażnie Egipcjanin — możesz pragnąć, ab y ci w yjaśniono coś, czego nie jesteś w stanie zrozumieć... Ale pytanie w y b ierz rozsądnie. Po raz drugi nie ujrzysz już tego św iętego ognia...

R obert oszołom iony zam knął oczy. T ysiąc życzeń w irow ało mu w mózgu, a m ógł w y b ra ć tylko jedno i w y b ó r zdaw ał mu się trudny. Nagle zrozumiał, co było najw ażniejsze, co przygnało go aż pod gorące niebo Afryki.

— Gdzie jesteś tajem nicza królew no i j a k

---— Dość! p rz e rw a ł starzec. Tylko j e d n o pytanie wolno ci postawić.

A tera z p atrz i zapam iętaj!

B łękitny płomień w y strz elił w ysoko w górę.

Zniknęła noc i zgubiły się piaski pustyni. Zobaczył w spaniały pałac, cały z m arm uru, ujęty w niebotyczne d rzew a starego, angielskiego parku.

Aleja sfinksów, podobna tej, jaka widnieje w Karnaku, biegła od bram y w jazdow ej, aż do w spaniałych schodów , w iodących w głąb pałacu. Po nich w stęp o w ał te ra z wolno dumny starzec, niosąc w ram ionach w iązankę zło­

tych i purpurow ych róż. Za nim szedł zw olna olbrzym i, rasow y pies, spo­

kojny i pow ażny, jak p rz y sta ło n a stró ża tak dostojnej rezydencji.

P rz e d ciężką, kutą bram ą, k tó ra rozchyliła cicho sw e podwoje, pies za­

trzy m a ł się i legł, kładąc olbrzym i łeb na przednich łapach. Podobnym stał się do sfinksów, k tóre czu w ały u szerokiej drogi. Natom iast starzec w szedł do przedsionka i po ciem no pąsow ym kobiercu iść począł zw olna w górę.

Z daw ało się — w zestaw ieniu bieli m arm uru i czerw ieni dyw anu, — że po strudze krw i zdąża ku tajem niczym w rotom . W reszcie uchylił jakieś drzw i i w szedł do sali, k tó ra stanow iła zarazem kaplicę i mauzoleum.

W spaniałe, rzeźbione i zdobne m ozaikam i ściany poprzecinane b y ły pro­

stokątam i okien. Zam iast szyb — płonęły w nich najdziw aczniejsze w itraże:

oto na jednej w idniała postać boga Anubisa o kształtach szakala, dalej bogini H athor o głow ie k ro w y . To znów w spaniałe kw iaty lotosu rozjaśniały ciemne tło w itraży, lub w iły się św ięte, królew skie ureusy.

Na środku kaplicy w znosił się cudnie zdobiony sarkofag, k tó ry otaczały wypukło rzeźbione cz te ry b óstw a opiekuńcze zm arłych, piękne, nagie postacie bogiń: Isis, Neftys, Neith i Selket. Sw oje opiekuńcze ram iona i skrzy d ła roz­

postarły m iłościwie po czterech bokach sarkofagu w ten sposób, że sty k ały się z sobą, tw orząc osłonę, której nie m ogły p rzekroczyć żadne złe siły ni duchy, mogące zakłócić spokój zm arłego. Bo w e w n ątrz skrzyni spoczy­

w ała tajem nicza mumja kobiety...

R obert spojrzał na jej tw arz i zdrętw iał. P a trz a ły na niego ży w e oczy tej, która w e śnie i na jaw ie błagała o uwolnienie z więzienia, w jakiem zam knięto ją przed tysiącam i lat!

R obert przy w o łał na pom oc całą sw ą zimną k rew i przytom ność um ysłu.

Na m om ent „żyw e" oczy przygasły. Zw olniony z pod uroku zauw ażył, że mumję osłania złocista pow łoka, stanow iąca rodzaj jej trum ny. Oblicze zm ar­

łej w yrzeźbione było w szczerozłotej blasze, re szta p o k ry ta b y ła błyszczącym stłukłem złocistym . Jeszcze raz p o w tó rzy ły się sk rzydlate postacie Isis i Neith, które obejm ow ały złoconą postać ramionami. O czy mumji w ykonane b y ły z aragonitu i oksydjanu, a brw i i rzęsy ze szkła, o barw ach lapis-lazuli. Na piersiach, na pozłocistej w stędze w isiał św ięty skarabeusz, rznięty w kam ie­

niu i opatrzony tajem niczym napisem.

Całość czyniła imponujące w rażenie. B yło wogóle coś królew skiego i peł­

nego czci w całem otoczeniu oraz ciszy, napełniającej mauzoleum. S tarzec z więzią róż stał chwilę w milczeniu przed sarkofagiem . W reszcie troskli­

wym, pełnym łagodnej pieszczoty ruchem złożył róże na piersiach mumji.

— Królewno — szepnął — czy przyjm iesz łaskaw ie mój hołd, złożony u tw ych maleńkich stóp? Jestem zaw sze tw y m najw ierniejszym stróżem i czynię w szystko, aby tw oje K a znalazło tu m iły spoczynek...

T w arz mumji zdaw ała się uśmiechać...

Ale uśmiech by ł grym asem g o ry czy i złośliwości.

I starzec zdaw ał się dostrzegać ów grym as, bo- rzekł sm utnym głosem :

— Pośw ięciłem ci życie, oddałem m ajątek na stw orzenie grobow ca god­

nego egipskiej księżniczki, — stałem się tw oim niewolnikiem i sługą, a nie w yżebrałem ani jednego uśm iechu tw y ch cudnych ust. Co noc stajesz groźna u mego łoża i nienawiść zniekształca tw oją piękną tw arzy czk ę! Dlaczego tak bardzo mną pogardzasz?

Robert spostrzegł z przerażeniem , że ręce mumji rozplotły się, a ona sam a dźw ignęła w sw em złotem łożu. U siadła, i w pijając groźny w zrok w tw arz swego w ładcy, rzuciła syczącym głosem :

— Nienawidzę cię od w ieków za tw ą natrętn ą miłość, za zniszczenie mego młodego życia, za straszliw e tortury, na jakie mię skazałeś, balsam ując zaraz po zaśnięciu moje ciało! M yślałeś, że trucizna zniszczy m ą piękność, zanim kapłani odpraw ią sw e m odły nad mem ciałem —- i kazałeś się spieszyć! Oh,

') S łow a m o d litw y w y ry te n a tr u m n ie k ró lo w ej T ai, k tó r a z n a jd u je się w m u ­ zeu m w K airze.

379

m orderco! ileż m ąk m usiałam znieść, aby tw e oczy m ogły paść się widokiem mej „nieśm iertelnej“ piękności. P rec z odemnie — jesteś niegasnącym w spom ­ nieniem mojego piekła, w k tóre mię w trąciłeś, a z którego nie mogę się w y z w o lić!

S tarzec, stojąc z pochyloną głow ą, zdaw ał się nie słyszeć głosu zjaw y, jego sm utne oczy śledziły napis sarkofagu. Zwiędłe, drżące w arg i szepnęły pełne czci:

„Będę oddychał słodkim oddechem, k tó ry z ust Tw oich w ychodzi. Każ­

dego dnia będę spoglądał w Tw oją piękność. P rag n ę słyszeć Tw ój czarow ny głos, n aw et podczas w iatru północnego, pragnę, aby w moje członki weszło m łode życie przez m iłość ku Tobie. Daj mi w sw ych dłoniach T w ą duszę, abym ją m ógł za trzy m ać i ży ć przez nią. W zyw aj mię w imię wieczności, a nigdy Cię nie zaw iodę.“1)

R obertow i zdaw ało się jeszcze, iż widzi, jak skrzydlate boginie I s i s i N e i t h uniosły sw e jasne sk rz y d ła i z a k ry ły niemi tw arz i postać mumji.

Ale m gła przesłoniła w szy stk o i zdum iony chłopiec znalazł się znów na pia­

skach pustyni, w obliczu tajem niczego Egipcjanina, k tó ry troskliw ie ukryw ał już na piersiach szczerozłotą, rzeźbioną szkatułkę.

— C zy w idziałeś w ięzienie sw ojej ukochanej?

— W idziałem cudny pałac, ale nie wiem , gdzie on się znajduje — i nie rozumiem, czemu człow ieka, k tó ry otoczył ją takim przepychem , nazw ała

„m ordercą“ !

—• B ędziesz szukał ow ego pałacu, aż go odnajdziesz. Ś w iat jest o wiele mniejszym , niż tobie się zdaje... A ów starzec, k tó ry kiedyś zapragnął jej dla siebie, stał się istotnie jej m ordercą. G dy zasnęła, odurzona trucizną i — gdy jej Ka odeszło w lepsze św iaty, on rozkazał zabalsam ow ać jej zw łoki, nie czekając, aż Ab, — serce — stanie się zimnem i pustem, a Sekhem rozpłynie się w kosmosie...

—• C zyż nie um arła b y ła w ó w czas?

— Jej Chu odeszło już do pól elizejskich, ale Ba, czyli dusza, złączona z Ka, pozostaw ało jeszcze w ciepłem, nieruchom em ciele. I oto ciało to, um arłe dla oczu ziemskich, ale złączone z siłą w italną, z Sekhem , p e ł n e c z u c i a , acz nieruchom e, poddano strasznym obrzędom balsam ow ania! Ileż to rtu r zadano biednej istocie!

—- W ięc dlaczego kapłani w asi popełniali to b arb arz y ń stw o ?

T ylko w yjątkow o w ów czas, na w y ra ź n e zlecenie b ra ta królew skiego.

O pór b y łb y darem ny, bo gdy jednych — nieposłusznych — ukaranoby śm ier­

cią, inni spełniliby sw ą straszn ą powinność!

— Ależ balsam ow aliście przecież w szystkich w aszych zm arłych!

— Z punktu w iary w nieśm iertelne Chu, k tóre w y nazyw acie d u c h e m , było to pogaństw em i w strzy m y w an iem dalszej ewolucji tego, k tó ry ukończył jedną ze sw oich w ielu pielgrzym ek. Z atrzym yw ano duszę i ducha, aby czu­

w ały p rz y Sahu, czyli mumji, i w ten sposób now y pow rót na ziemię, nowe zrodzenie się w śró d w arunków , odpow iadających dalszem u rozw ojow i — było uniemożliwione... Ale m umifikowanie zw łok odbyw ało się powoli, przez wiele

— w iele tygodni, gdy już m odlitw y i obrzędy kapłanów odłączyły ducha i duszę, a w reszcie A b i Sekhem od Khat, czyli pow łoki cielesnej człow ieka.

Kapłani rozumieli pow olny proces śm ierci i nie gw ałcili tych p ra w z woli w łasnej. M isterjum śm ierci było przedm iotem specjalnego kultu i modłów,

które nie u staw a ły przez w iele tygodni. Chaibit, cień zm arłego, by ł otoczony troskliw ą opieką w tajem niczonych i aż do m om entu złożenia Sahu w gro­

bowcu — p rz eb y w ał pod strażą m odłów i ofiar św iątynnych. Później — osła­

niały go już boginie Isis i Neith.

— D ziw ne to w szystko, co m ówisz, ale jak m am uw ierzyć w p o w strz y ­ m yw anie ewolucji, w niemożność ponow nych narodzin, kiedy ty i ja — i ów starzec — żyjem y w now ych ciałach, zrodzonych obecnie ---?

—- Ja ? — odkądże to ja żyję... i czy wogóle posiadam „now e" ciało?...

Egipcjanin pod m aską uśm iechu sk ry ł gorzki grym as. Po chwili szepnął:

— Gdy dokona się dzieło moich o b e c n y c h dni, odejdę, a b y p o ­ w r ó c i ć m łodym i — żyw ym , jak ty młodzieńcze... Jestem bow iem tylko zjawą... a może złudzeniem tw oich o c z u ? ! — A ty i ów starzec, nazna­

czeni przekleństw em bogów, zginęliście w żółtych falach Nilu... Ś w ięte zw ie­

rzęta, zam ieszkujące błogosław ioną rzekę, z a b ra ły w asze ciała. — One uchro­

niły w as przed w ięzieniem podziem nych sarkofagów !

— Jakże w ięc zmienną jest w a rto ść p rz ek leń stw a? Jem u zaw dzięczam rozkosz nowego życia, podczas g d y „błogosław ieni“ w z y w ają pom ocy i pragną powrotu do szarego pyłu w zgardzonej ziemi!

— To w łaśnie k a ra za niechęć, okazaną naszej M atce, k tó re przyjm uje swe dzieci w ram iona „w iecznego snu". Ciało nasze jest prochem i musi po w ró ­ cić do niego. To, co w nas boskie i w ieczne, odnajdzie sw ą drogę ku Św iatłości i biada istotom ludzkim, któ rzy gw ałcą p ra w a Natury...

— Gwiazdy już gasną, — szepnął R obert, — ileż w ieków przeżyłem w ciągu tej jednej krótkiej nocy!

— Czas jest złudzeniem — i w szystko, co stanow i istotę m roku, ulega M aji! Duch tylko panuje nad P rzestrzen ią, On, k tó ry nie zna „w czoraj"

i „jutro", bo w szystko dzieje się w wielkiem , niezgłębionem i św iętem

„dzisiaj"!

— Czemu porzucasz mię, P rzyjacielu!

— Odchodzę, synu Mej. M atka N ut w z y w a mię do siebie. A ty — spiesz do dalekiej, biednej księżniczki.

— Jakiż dać jej mogę ratunek?

— Uwolnisz ją — rozkujesz w ięzy jej ciała... szepnął, odchodząc szybko

w blednący m rok pustyni. C. d. n.

Grób niejed en dla d a l tw ych k o p a li grabarze,

Po zgonach duch się nurza ł w zaśw iata bezm iarze, W ięc nie lę k a j się śm ierci, co p o ziem i chadza,

Bo w y ż e j p o n a d ciało nie sięga j e j w ładza...

R o m a n R o stw o ro w ski.

Niema w św iecie p rze ja w io n y m ani rze c zy b ezw zg lęd n ie d o b ryc h , ani b ezw zględnie złych.

W a żn em je st, do ja k ic h celó w d ą ży m y , ja k ie ideały n a m p rzyśw ieca ją , ale sto kro ć w a żn ie jsze m je s t, ja k ic h u ży w a m y śro d kó w , ja k ie m e to d y sto su je m y , b y za m ie rzo n y ceł osiągnąć.

W a ya n g .

381

Olaf Petri, „...UND D IE T O T E N LE B E N DOCH! D i e G e s c h i c h t e e i n e r s e l t s a m e n F r a u . “ V erlag d e r F r e u d e (W olfenbüttel) 1935, 262 Str., karton. 3.50 Rm.

Ju ż t y t u ł tej k s ią ż k i w s k a z u je w y ra ź n ie n a cele i z a m ie rz e n ia a u to ra . Je st to je d n a z n a jn o w s z y c h p o zy cji w b o g atej, p o p u la rn e j n ie m ie c k ie j lite r a tu r z e s p i­

ry ty s ty c z n e j. W y w o d y a u to r a (u ję te w fo rm ie pow ieści) k o n c e n tr u ją się oczy­

w iśc ie w obec czołow ego z a g a d n ie n ia s p ir y ty z m u : czy is tn ie je życie po śm ierci i ja k a je s t jego fo rm a ; lecz o b je k ty w iz m a u to r a — p o w ied z m y to o d ra z u — pozo­

s ta w ia w iele do ży czen ia. J e s t to z r e s z tą je d n a ze s ła b y c h s tr o n w sze lk ic h p o w ie­

ści, o p a rty c h n a m o ty w a c h sp iry ty sty c z n e g o św ia to p o g lą d u . O w a c e c h u ją c a je te n d e n c y jn o ść a p rio ry c z n a , ow e p o w o ły w a n ie się p rz e d e w sz y s tk ie m n a w zględy uczu cio w e, a p o śre d n io d o p ie ro n a ro zu m o w e u z a s a d n ie n ia , połączo n e z p e w n ą a p o d y k ty c z n o śc ią w y p o w ia d a n y c h tw ie rd z e ń , d n ia ła n a c z y te ln ik a , sto jąc eg o poza obozem „ o rto d o k s y jn y c h “ s p iry ty stó w , zazw y czaj d ra ż n ią c o . N ie n ależ ę osobiście do lu d zi, n ie u z n a ją c y c h z a s a d n i c z o w sz e lk ie j d y s k u s ji n a te m a t życia p ozag ro b o w eg o , k w itu ją c y c h w sze lk ie n a te n te m a t w yw ody ju ż zg ó ry u ś m ie ­ c h e m p o lito w a n ia . W p ra w d z ie je s te m p rz e k o n a n y , że sposób m y ś le n ia n au k o w o - p rz y ro d n ic z y , je s t n a jz u p e łn ie j u sp ra w ie d liw io n y w zn a cz n ej sferze z ja w isk i p o trze b , lecz z d ru g ie j s tro n y n ie u le g a k w e stji, że idee te i sposoby ta k ie g o m y ś le n ia n ie m o g ą być d o s ta te c z n ą p o d s ta w ą całego p o g lą d u n a św ia t, ja k o że z n a t u r y sw ej i z a ło ż eń być te rn n ie m ia ły . P e łn y m ja k o b y w y ra z e m rze czy w i­

sto ści s ta ją się one d la w ie lu ty lk o w s k u te k n ie p o ro z u m ie ń i b łę d n e j in te r p re ­ ta c ji. W y ra z e m rze czy w isto ści n ie m oże być h ip o te z a , k tó r a n ie u w z g lę d n ia w ielu, i to n a jw a ż n ie js z y c h p ie rw ia s tk ó w te j rze czy w isto ści. H ip o te z a t a k a m oże być co n a jw y że j „ h ip o te z ą ro b o c z ą “, u ż y te c z n ą czasow o w p e w n y c h sp e c ja ln y c h dzie­

d zin a c h . Otóż h ip o te z a n a tu r a lis ty c z n a lu b m a te r ja lis ty c z n a n ie u w z g lę d n ia i nie w y ja ś n ia fa k tó w ta k ic h , ja k is tn ie n ie p r a w a m o ra ln e g o , ob o w iązk u , zła, c ie rp ie ­ n ia i śm ie rc i. U s iłu ją z a s tą p ić ją w te rn re lig je , a le n ie u w sz y s tk ic h o sią g a ją sw ój cel, g dyż ig n o r u ją znów n ie m n ie j w aż n e f a k ty i p o s tu la ty , n a k tó ry c h o p ie ra się n a u k a i d z ia ła ln o ść p r a k ty c z n a i w s k u te k tego n ie m o g ą zadow olnić u m y s łu now oczesnego. Otóż g łó w n ą a tra k c y jn o ś ć s p iry ty z m u sta n o w i ta k ie w ła ­ śn ie u s iło w a n ie p o łą c z e n ia p ie rw ia s tk a ir ra c jo n a ln e g o z ra c jo n a ln y m , połączen ie n a jn o w s z y c h zd obyczy w sp ó łc ze sn ej p sy c h o lo g ji z in d y w id u a ln y m „głodem m e ­ ta fiz y c z n y m “, k tó re g o n a s ile n ie sta n o w i, z d a je się, z a s a d n ic z y c z y n n ik p sy ch iczn y , d e c y d u ją c y o p rz y ję c iu lu b n ie p rz y ję c iu c a ło k s z ta łtu p o g lą d u sp iry ty sty cz n eg o . To też n ie b a rd z o w y d a je m i się ro z s ą d n e m — z p u n k tu w id z e n ia s a m y c h s p ir y ­ ty stó w — p o z b a w ie n ia ic h ś w ia to p o g lą d u te j w ła ś n ie , p o w ied z m y „ n a u k o w e j“

cechy, ja k to zazw y c zaj m a m ie jsc e w p o w ieścia ch . Je śli z a ś chodzi o pow yższą pow ieść, to n ie w y d a je m i się, b y c y ta ty o d p o w ied n io d o b ra n y c h m ie jsc z b ib lji m ia ły być g łó w n y m dow odem , p rz e m a w ia ją c y m za s p iry ty z m e m , p rz y z u p e łn e m ig n o ro w a n iu zdobyczy i fa k tó w m e ta p s y c h ic z n y c h . B o w iem f a k ta m e ta p s y c h ic z n e m u s z ą z n a t u r y ic h p r z e d m io tu sta n o w ić g łó w n y k o ściec w sze lk ie j d y s k u s ji za lu b p rze ciw sp iry ty z m o w i, a p o m ija n ie ic h w ro z u m o w a n iu — ja k to czyni np.

a u to r pow yższej po w ieści, k tó r y o b ja w y ta k ie ja k : z ja w is k a te le k in e ty c z n e , m a ­ te ria liz a c je , p ism o a u to m a ty c z n e , p rz e c z u c ia i t. p. u w a ż a c u m g ra n o sa ils, za

dow ody p r z e ja w ia n ia się d u ch ó w lu d z i u m a r ły c h p rze z m e d ju m , — m u s i się,

k r o n i k a

Ciało ludzkie w y syła promienie. Rehabilitacja dawnych przesądów medycyny ludowej.

N iektórzy badacze tw ierdzą już od dość daw na, że ciało ludzkie promieniuje.

Jednakowoż, jak dotychczas, było to tylko mgliste opowiadanie. Prom ienie ciała ludz­

kiego nie należą do widzialnej części widma, są zatem ciemne. Tylko bardzo czułe fotograficzną. Dr. Dobbler użył więc w ch arakterze pośrednika cienkiej blaszki aluminio­

wej. Aluminium jest w pewnym stopniu radioaktywne i pod wpływem jego promienio­

wania klisza fotograficzna czernicie odrobinę. To naturalne promieniowanie aluminjum potęguję sie silnie, jeśli poddamy aluminium przez chwile działaniu promieni ciała ludzkiego. A zatem , aby dowieść istnienia au ry ludzkiej, dr. Dobbler kładł na chwilę

Stopniowo zdołano stwierdzić, że najsilniej promieniują oczy i palce człowieka P otw ierdzają się więc słow a hypnotyzerów , k tó rzy często mówią o fluidzie rąk ludz kich i o sile wzroku. U niektórych ludzi najsilniej promieniuje praw a ręka — są to ludzie uzdolnieni do różdżkarstw a. Ludzie, u których promieniuje lewa ręka, nie posia­

dają tych uzdolnień. Jeśli jakiś człowiek nie promieniuje wcale, lekarze przypisują to nieprawidłowemu składow i jego krwi. Stwierdzono np., że krew ludzi chorych na raka nie promieniuje. Mierzono naw et zasięg ludzkiego promieniowania. Obecność promieni w ysyłanych przez ciało ludzkie m ożna stw ierdzić w odległości 40 metrów od pacjenta. niektóre „przesądy“ m edycyny ludowej znalazły naukowe wytłumaczenie. Tak np.

przy cierpieniach reum atycznych m edycyna ludowa zaleca kłaść na bolące miejsca

Nieznane dotychczas promieniowania tłum aczą nam też istnienie „feralnych“ miejsc na drogach. Oto są miejsca na globie, gdzie ziemia promieniuje bardzo silnie. Te po­

O głoszenia.

Powiązane dokumenty