• Nie Znaleziono Wyników

Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1935, R. 2, z. 11

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1935, R. 2, z. 11"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

K R A K O W

1935

(2)

Treść zeszytu:

O g i e ń ...

D usza zbiorow a ... K. Chodkiewicz Duchowe oblicze I n d y j ... W . Loga

W stęp w św iaty n a d z m y s ł o w e ...J. A. S.

Tajemnice szlachetnych k a m i e n i ... M. Florkow a

O racula M agica Z o r o a s t r i s ... D r. J. Ryglewicz C h ir o z o f ja ...M. W iktor

W ięźniowie s a r k o f a g ó w ... M. Florkow a P rzegląd b ib lio g r a f ic z n y ... M. W iktor Kronika.

Jako osobny dodatek: 14 arkusz „Ewolucji Ludzkości" — K. Chodkiewicza.

WARUNKI PRENUM ERATY:

B e z d o d a t k u : ro c z n ie 10.— zł w Ameryce póln. — 3 dolary p ó łro cz n ie 5.50 „

k w a r ta ln ie 3.— „

miesięcznie 1.— „

z d o d a t k i e m : (w ychodzi k a ż d y m ie sią c 1 a rk u s z , tj. 16 str.) ro cz n ie 15.— zł w Ameryce póln. — 4 dolary

p ó łro cz n ie 8.— „ k w a r ta ln ie 4.25 „

miesięcznie 1.45 „

Konto P. K. O. 409.940.

(W ażne s ą ró w n ież s ta r e b la n k ie ty W . D. n a N r. P . K. O. 304.961.)

Kom unikaty redakcji.

Z b r a k u m ie js c a o d ło ż y liśm y a r ty k u ł „O s u g e s tji m y ślo w e j“ D ra O chóro­

w i cza do n a s tę p n e g o N -ru.

*

Z i e l n i k ja k ró w n ie ż p ra c ę o „ g r u c z o ł a c h “ ro z e śle m y z k o ń ce m b. m . —

„M y ś 1 o k s z t a 11 y “ m a ją w yjść, ja k n a s in fo rm u ją , w c ią g u m . g ru d n ia .

*

Z a h o jn y d a r k ilk u n a s tu c e n n y c h k s ią ż e k i cz a so p ism o k u lty s ty c z n y c h w ję ­ zy k u p o lsk im , fra n c u s k im i ro s y js k im , p rz e s ła n y c h z w ła s n y c h zbiorów d la B ib ljo te k i L o to su , p a n u A. S o b ie sk ie m u se rd e cz n ie n a te rn m ie jsc u d zięk u je m y .

Je s te ś m y w d zięczn i ty m w sz y s tk im , k tó rz y , d o c e n ia ją c w a rto ś ć — w sp o m n ia ­ n ej ju ż sw ego c z a s u p rze z n a s — B ib ljo te k i O k u lty sty c z n e j, p o m a g a ją n a m do jej ro z sz e rz e n ia . Z czasem , gd y w a r u n k i m ie sz k a n io w e u ło ż ą się odpow iednio, o tw o rz y m y p rz y r e d a k c ji „L o to su “, ja k to ju ż p isa liśm y , w y p o ży c za ln ię k sią że k i cz aso p ism d la w sz y s tk ic h n a s z y c h C zytelników .

(3)

j g

1

~ j--- 1 I--- - MIESIĘCZNIK POŚWIĘCONY ROZWOJOWI KULTURZE ŻYCIA WEWNĘTRZNEGO

L U I ULK

P R Z E G L Ą D M E T A P S Y C H I C Z N Y O rg a n T o w a r z y s tw a P a r a p s y c h ic z n e g o im . J u l j a n a O c h o r o w i c z a we L wo wi e

Rocznik II LISTOPAD 1935 Zeszyt 11

„Porwać ogień strzeżony, zanieść w ojczyste strony to c e l . . . “

S t. W yspiański

O G I E Ń

j a m w stepie p o ża rn y m — ja w słońcu g o reję...

ja spalam ra d o sn y — ja tw o rzę p ro m ien n y...

ja m A g n i św ią ty n n y — ja m F o h a t ta jem n y...

ja m w iekó w p o c z ą te k ■— i koniec...

Ja s k rzy d łe m św ie tłistem m a te rję p rzep la ta m — ja g rzyw ą b u n tow ną niebiosa zam iatam ...

bo w szy stk o je s t ze m n ie — i w e m nie...

ln d y g o p ło m ien n e w p u rp u rę ro zp a lę — zam ienię tęczo w o ść w ja śń białą — biel czystą ro zża rzę w zło cisto ść i ró że —- w Sło n eczn o ść p rze to p ię i Z ło to i R óże...

R ozbłysnę... O dw ieczny... R o zp ięty...

(4)

K . Chodkiewicz (Lwów)

Dusza zbiorowa

Dokończenie.

J a k s i ę o d b y w a t a e w o l u c j a d u s z y z b i o r o w e j i j e j p o ­ w o l n e r ó ż n i c o w a n i e s i ę ?

P o służym y się znow u przykładem , tym razem zaczerpniętym z Lead- b e a te ra .1) P ow iada L eadbeater, że „duszę zbiorow ą m ożem y porów nać z wodą, z a w a rtą w jakiem ś naczyniu. G dy zaczerpniem y zeń szklankę wody, będzit nam ona p rzed staw iała duszę odrębnego zw ierzęcia. W oda w szklance jest na pew ien czas oddzielona od w ody w naczyniu i przyjęła k ształt szklanki, w której się znajduje. P rzypuśćm y, iż w rzucim y do szklanki pew ną ilość barw ika, — nadaliśm y w ten sposób jej zaw artości pew ien określony odcień.

B arw ik ten przed staw ia cechy nabyte przez odosobnioną duszę zw ierzęcą w czasie okresu jej w cielenia.“

„Śm ierć zw ierzęcia odpow iada w laniu w ody ze szklanki zpow rotem do naczynia. Substancja b arw iąca rozejdzie się w ogólnej ilości płynu i zabarw i go w całości mniej lub w ięcej silnie. W podobny sposób zdolności rozwinięte przez zw ierzę w czasie jego życia na planie fizycznym w chłonięte zostaną po jego śm ierci przez całość zbiorow ej duszy. Nie m oglibyśm y potem z tego naczynia zaczerpnąć szklanki w ody identycznej z pierw szą i każda nowo zaczerpnięta w oda będzie bezw arunkow o zabarw iona barw ikiem , któ ry się rozpuścił w zaw artości pierw szej szklanki. M ożliwość zaczerpnięcia w ody identycznej z w odą pierw szej szklanki odpow iadałaby i n d y w i d u a l n e j r e i n k a r n a c j i , zam iast tego zachodzi tu zupełne wchłonięcie duszy c z a ­ s o w e j przez duszę z b i o r o w ą i przez to wchłonięcie w szystkich zdo­

b y czy tej duszy czasow ej.“

T akby się przykładow o przed staw iała ew olucja duszy zbiorow ej i zbie­

ranie przez nią dośw iadczeń życiow ych w ciałach fizycznych poszczególnych zw ierząt danej grupy. N aczynie z w odą jest zatem duszą zbiorow ą, poszcze­

gólne szklanki są zw ierzętam i, dośw iadczenia poszczególnych zw ierząt zle­

w ane są do w spólnego naczynia, tam dobrze w ym ieszane i now o zaczerpnięta w oda zabarw iona już jest tem i dośw iadczeniam i. I stąd kurczątko, które nigdy jeszcze nie w idziało jastrzębia, w ie odrazu, że się m a przed nim chować w krzaki i zarośla, a kaczątko, k tóre św ieżo w ykłuło się z jaja wie, że woda jest jego żyw iołem i że się tej w odzie m oże śmiało pow ierzyć, a najsłabszy osobnik danego gatunku nie obatvia się słuchać głosu tego instynktu.

Ale dążenie do ewolucji i zbierane dośw iadczenia powoduje w duszy zbio­

row ej jeszcze inne ciekaw e zm iany. W yobraźm y sobie, że w e wspomnianem naczyniu tw o rz y się stopniowo pew na błonkow ata przegroda, rozdziel _a jego zaw artość. N arazie w oda przesącza się powoli przez tę przegrodę; lecz może się stać, że szklanki w ody są czerpane w ciąż z jednej strony i w ten sposób w oda z jednej strony naczynia zaczyna się stopniowo coraz bardziej różnić od w ody z drugiej strony. S przyja to tw orzeniu się i gęstnieniu p rz e­

grody, k tó ra o s t a t e c z n i e s t a j e s i ę n i e p r z e n i k a l n ą i w taki sposób pow staje dwóch odbiorców zam iast jednego.

') C złow iek w id z ia ln y i n ie w id z ia ln y . Rozdz. VII.

(5)

Ten znów p rzy k ład w ykazuje nam, jak się odbyw a różnicow anie duszy zbiorowej, k tó ra obejmuje coraz mniejszą liczbę jednostek. Dzieje się to w g a­

tunkach w y ższy ch zw ierząt, z któ ry ch niektóre uzyskują już całkiem odrębną fizjognomję i psychikę. O statecznie proces ten dochodzi u zw ierząt dom ow ych tak daleko, że dusza zbiorow a w ypełnia zaledw ie kilkanaście łub kilka osob­

ników, a u niektórych pionierów ewolucji zw ierzęcej dusza ta staje u progu indywidualizacji, rozw ija już naw et w sobie prym ityw ne zaczątki ciała m y­

ślow ego. O indywidualizacji tej pom ów im y potem osobno.

P oznaw szy w ogólnych zary sach zasad y ewolucji zw ierzęcej, zastan o ­ w im y się tera z nad tern, jaki powinien b y ć nasz stosunek do zw ierząt. W y ­ w ody te i wnioski narzucają się sam e temu, kto przyjm ie te zasad y ewolucji, t. j. uzna, że w ciałach zw ierząt przechodzi mozolnie sw ój cykl ew olucyjny m łodsza od nas grupa duchów, m łodsza „fala życia" i że obowiązkiem naszym , jako w yżej posuniętych w rozw oju — jest n(ęść pom oc tej grupie duchów a przynajm niej nie utrudniać im ich zadania.

Każdy rozum ny ez o te ry sta przyzna, że stosunek nasz do zw ierząt pozo­

staw ia w iele do życzenia. W róćm y do klasycznego p rzykładu z ow ą kotarą.

P rzypuśćm y, że człow iek, k tó ry przepchał przez otw o ry w kotarze sw e 10 palców, zrobił to w celu ćw iczenia sw ego zm ysłu dotyku. D otyka każdym palcem po kolei różnych przedm iotów i zbiera w ten sposób w rażenia ciepła, zimna, chropow atości przedm iotów i t . d. I nagle przychodzi ktoś uzbrojony w o stry nóż i ucina mu kolejno jeden palec po drugim, zabierając mu w ten sposób narzędzia jego dośw iadczenia. C zy proced er ten będzie m iły czło­

w iekow i za k o tarą ? A bólu p rz y ucinaniu każdego palca, czy nie zanotuje ów człow iek dobrze w pamięci i popam ięta go nam długo?! T o jest w łaśnie jedna z głów nych podstaw głów nego przykazania okultystów , b y lekko­

myślnie lub bez koniecznej p o trzeb y nie zabierać życia żadnej istocie. Każde stw orzenie jest fizyczną formą pew nego ducha zbiorow ego i zabijając je, odbieram y tem u duchowi jedno z jego narzędzi m anifestow ania się na planie fizycznym , zbierania dośw iadczeń — słowem , przeszkadzam y mu w jego ewolucji.

N asuw a się tu dalej kw estja m asow ego m ordow ania zw ierząt z jednej stro n y dla sportu (polowanie), z drugiej w celu żyw ienia się mięsem. Czy m yśliw y, k tó ry z zasadzki zastrzeli pięknego rogacza lub strzela jak w tarczę w ogłupiałą od gw aru i w rzasku nagonki zw ierzynę nie popełnia tu k a ry ­ godnego w ykroczenia? Dla emocji m orduje setkam i niew inne stw orzenia i to podle z zasadzki, gdy ta zw ierzy n a nie może się bronić. C zy nie w strząśnie nim nigdy rozpaczny ruch koziołkującego po śm iertelnym strzale zająca?

Alb'' to zorganizow ane m ordow anie, jakie codziennie urządza się w setkach r z ^ h i m iejskich? C zy duszy zw ierzęcej stada trzo d y chlewnej przyjem nem będzie dośw iadczenie tego rodzaju, o jakiem niedaw no doniosła p ra sa w a r­

szaw sk a? C zytam y tam : „Stw ierdzono, że w rzeźni w arszaw skiej odbyw a się parzenie trzo d y chlewnej przed ubojem, co jest ustaw ow o zakazanem . O godz. 4-tej rano karm i się tam św inie m ąką, otrębam i, cukrem, w odą i t. p., a o godz. 6-tej rano zw ierzęta są już bite, przyczem ich ż o ł ą d e k w a ż y o d 5—20 kg, skutkiem czego detaliści ponoszą duże s tra ty p rzy kupnie ż y ­ w ych sztuk. Oprócz ty ch p ra k ty k stosuje się na w iększą skalę t. zw . n a d m u ­ c h i w a n i e cieląt bądź ustami, bądź zapom ocą pom pek ro w erow ych czy 355

(6)

też specjalnych m ieszków , a b y to w ar lepiej się prezentow ał. Jest to rów nież zakazane ustaw ow o i proceder ten nieznany jest w innych rzeźniach.“

C zytam i oczom nie w ierzę! C iekaw jestem , jakby się zapatryw ał dany rzeźnik, g dyby mu rano w pakow ano do żołądka na siłę 20 kg pokarm ów , albo gdyby go nadm uchiw ano pom pką od row eru, by lepiej w yglądał do sprze­

daży! A najlepsze to zm artw ienie tej gazety, że w skutek tego procederu „de- taliści ponoszą duże s tra ty “ ! W ięc nic to rtu ra i m ęczarnie zw ierząt, a naj- w ażniejszem jest zy sk detalisty! A czy pom yśli taki rzeźnik, ile tysięcy p rzerażonych i rozżalonych astra ló w zw ierzęcych w ra ca po takim mordzie m asow ym do sw ej duszy zbiorow ej i w ypełnia strefę astralną ziemi miazma- tam i sw ego rozkładu, uczuciam i zem sty i gniew u? A przecież w tej strefie i nasze astrale przebyw ają i podległe są tym niszczącym w pływ om !

Jeszcze trochę staty sty k i. W rzeźni miejskiej w e L w ow ie ubój zw ierząt w r. 1934 w ynosił: bydło grube — 23.945 sztuk, cielęta — 42.471 szt., świnie — 68.982 szt. i koni 444 sztuk. W jednem mieście 130.000 m ordów , stw orzeń m ających praw o do życia! A jak ładnie w ygląda to m ordow anie? C zytam opis: „bydło rogate i cielęta zabijane są sposobem rytualnym . Krowę albo w ołu, po spętaniu nóg, p rz ew ra ca się na grzbiet. S ta ry żyd z siw ą brodą, uzbrojony w potężny nóż, klęka na głow ie zw ierzęcia i jednem pociągnię­

ciem noża przecina zw ierzęciu gardło. T ry sk a struga krw i, rzezak ociera nóż i idzie do następnej sztuki. Z w ierzę porusza rozpaczliw ie nogami, macha ogonem i rzęzi ciężko. A g o n j a t r w a 5— 10 m i n u t . Ubój rytualny polega na przecięciu naczyń krw ionośnych i g ard ła bez uprzedniego ogłuszania, tak, że z w i e r z ę m a ś w i a d o m o ś ć b ó l u.“

C zy w rażenia, jakie się m a p rzy ty m opisie, godzą się z poziomem m y­

ślow ym i uczuciow ym uduchow ionego człow ieka, któ ry zw ierzęta uw aża za sw ych „braci m łodszych“, za duchy, które później od nas w stąpiły w e falę życia i liczą na naszą pomoc i życzliw ość?!

Nie jestem szow inistą jarstw a i nie tw ierdzę, że pożyw ienie mięsne jest bezw zględną przeszkodą do rozw oju duchow ego. Każdy dośw iadczony okul- ty sta wie, że nie zdobyw a się w y ższy ch uzdolnień duchow ych zmianą diety m ięsnej na jarską i odm awianiem sobie tytoniu czy kaw y. Ale kto d o j r z a ł napraw dę i stanął na w yższym poziomie uduchow ienia, odczuw a odrazę do m ięsa i nie m oże go poprostu spożyw ać. P o w o d y są różne. Po pierw sze nie chce zabijać, ani, co gorsza, dopuszczać, b y dla niego zabijano istoty mające pełne praw o do życia, w k tórych odbyw a ew olucję m łodsza grupa duchów.

P o drugie wie, że mięso m ordow anych zw ierząt jest zatrute szeregiem toksyn, pow stających ze w strz ąsó w psychicznych w czasie uboju i przed ubojem.

D usza zbiorow a stada byd ła w idzi już naprzód, na m ocy nabytego dośw iad­

czenia, całą scenę uboju i m ękę sw ych zw ierząt i w zruszenie to, ten strach i ból za tru w a m ięso.1) P o trzecie okultysta nie chce w szczepiać w swoje ciało astralne cząstek ciała astralnego zw ierząt, jako stojących na niższym stopniu rozw oju i obniżających sw em i ciężkiem i w ibracjam i — ogólną w ibrację astral­

nego ciała człow ieka. T o są najw ażniejsze pow ody jarskiej diety okultystów . Nie tw ierdzę, że już ogół ludzi naszej ra sy dojrzał do jarskiej diety i m ógłby porzucić jedzenie m ięsa. Nie pozw ala na to przedew szystkiem nasz

*) S tw ierd zo n o d o św ia d c z a ln ie , że w pocie ro z g n ie w a n e g o czło w iek a p o w sta ją d ro b in y a rs z e n ik u .

(7)

*

klimat, w którym człow iek pracujący fizycznie musi d o starczyć organizm ow i dostateczną ilość kaloryj, pozatem k ry z y s i obniżenie stopy życiow ej nie pozw ala na korzystanie z diety jarskiej jako zbyt kosztow nej. Nie znaczy to jednak, b y się bez m ięsa nie m ożna było obejść. Komu w arunki finansow e na to pozw olą, kto nie pracuje ciężko fizycznie i kto doszedł do przekonania, że pożyw ienie mięsne mu już nie odpow iada — może spokojnie przestać jeść m ięso i przejść na dietę jarską. P ozna po pew nym czasie, że dieta jarska da mu te sam e ilości potrzebnej organizm ow i energji i uwolni jego ciała niew i­

dzialne od składników ciężkich i nieodpowiednich.

N iestety u nas jeszcze w ciąż jarosz jest uw ażany ogólnie za coś ekscen­

trycznego, a trochę za dziw aka i człow ieka nienorm alnego. P rzeszedłem to sam na w łasnej skórze, gdy sw ego czasu zmieniłem dietę m ięsną na jarską, — nie należy się jednak tern zrażać, a p rzy szło ść w ykaże kiedyś, k tó ry sposób odżyw iania jest lepszy i racjonalniejszy. W szak spożyw ając pokarm m ięsny bierzem y energje odżyw cze słońca z drugiej ręki — zaś używ ając pokarm ów roślinnych, otrzym ujem y te energje w p ro st ze źródła. Roślina m agazynuje w sw ych tkankach najczystszą energję słoneczną, czego dow odem jest np. to, że owoce, jak w inogrona, pom idory, m ające najlepsze w itam iny — nie doj­

rzew ają, gdy brak im stałego naśw ietlenia prom ieniam i słonecznem u T ym cza­

sem k row a żyw i się traw ą, przyjm uje zatem pokarm roślinny, przerabia go w sw ych tkankach, poczem dopiero tę już pow tórnie przerobioną energję m y przysw ajam y sobie z mięsa, k tóre spożyw am y. K tóraż w ięc p ra n a jest lepsza i czystsza, czy ta, k tórą bierzem y w p ro st z rośliny, czy ta, czerpana z mięsa by d ląt? A pozatem nie zapom inajm y, jak szybko się mięso, szcze­

gólnie latem , rozkłada i ile jadów m y z tern m ięsem w szczepiam y w nasz organizm ?!

Nie trzeba jednak nigdy w żadnym kierunku przesadzać. P ow iada Jogi R am a-C zaraka w sw ej H atha-Jodze, że gdy Jogin, k tó ry zasadniczo nie jada mięsa, podróżuje np. po Europie i znajdzie się w sytuacji takiej, że m usi zjeść kaw ałek mięsa, je go spokojnie, b y nie w p ro w ad zać w zakłopotanie gospo­

darza. Jeśli człow iek zb y t ry gorystycznie traktuje te zakazy, staje się nie­

wolnikiem życia, a nie jego panem i człow iekiem wolnym . Kto d ąży do udu­

chow ienia i opanow ania sw ych ciał niższych, nie m oże być rów nocześnie ich niewolnikiem, a jeśli sobie nałoży zb y t rygory sty czn ie szereg takich zakazów i nakazów , staje się w reszcie ich niewolnikiem i gubiąc się w szcze­

gółach, traci p ersp ek ty w ę ogólnej linji rozwoju. Zatem trze b a iść zaw sze środkow ą złotą drogą. „Media via optima“ i „medium tenuere beati" — mówili już starożytni Rzym ianie. Jeśli uznałem , że czas już porzucić pożyw ienie mięsne — spokojnie przejdę na dietę bezmięsną, nie będę jednak dostaw ał spazmów, gdy sytuacja lub w arunki życiow e zm uszą mię do zjedzenia kaw ałka mięsa. Z resztą dośw iadczony okultysta potrafi t a k z j e ś ć ten kaw ałek mięsa, że nie w szczepi tkw iących p rz y niem cząstek astralu zw ierzęcia w swój organizm astralny.

P rz y dyskusji na tem at jarstw a spotkałem się raz z jednym pozornie słusznym zarzutem . O ponent tw ierdził, że gdybyśm y nie jedli m ięsa, to bydło i nierogacizna rozm nożyłyby się w sposób niemożliwy. O tóż zarzu t ten nie w ytrzym uje krytyki, bo u zw ierząt dom ow ych m y w arunkujem y ich roz­

mnażanie, m ogąc nie dopuścić do zbytniej produkcji — pozatem , jak w idzim y 357

(8)

u zw ierząt dzikich, duch danej g rupy zw ierząt dostosow uje się do w arunków , w jakich zw ierzęta żyją — gdy te w arunki są nieodpowiednie, płodność gatunku spada i zm niejsza się ilość osobników danego gatunku. Duch grupy nie ucierpiałby na tern, bo m ając w praw dzie tych ciał mniej — miałby je jednak przez d ł u ż s z y c z a s do dyspozycji, a nie potrzebow ałby ich w ciąż zmieniać.

No ale w racajm y do naszej duszy zbiorow ej. Jak już w yjaśniliśm y, dusza zbiorow a, specjalizując się coraz bardziej, ogranicza swój zasięg na coraz mniejszą grupę osobników, a w reszcie, np. u niektórych zw ierząt domowych, najbliżej żyjących z człow iekiem , ogranicza się już tylko do jednego osobnika i staje na progu indyw idualizacji. Dzieje się to w śró d naszych zw ierząt domo­

w ych, u kotów , koni i psów , ze zw ierząt egzotycznych kandydatam i na indy­

w idualizację są słonie1), m oże dlatego, że duch tej grupy jest bardzo stary (słonie należą do zw ierząt czw artej rasy, atlanckiej) i długi czas b y ły pod bez­

pośrednim w pływ em A tlantów , oddziałujących ogrom nie silnie na szereg gatunków zw ierząt. M ówiłem o tern szerzej w „Ewolucji ludzkości". No ale te dociekania będą tem atem następnego artykułu, ograniczam się w ięc na razie do krótkiej o tern wzmianki.

K lasyczny p rzy k ład działania duszy zbiorow ej na najniższych szczeblach ewolucji zw ierzęcej dają nam niektóre robaki. R ozcięta na dwie części dżdżow nica nie ginie, lecz z każdej części pow staje now e zw ierzę. „Rzecz ciekaw a" — m ów ią p rzyrodnicy — „że każda z części, na które się pokraje dżdżow nicę, zachow uje sw ój „r o z u m". (P rzyrodnik nie m oże tego inaczej określić, jak biorąc to w yrażen ie „rozum " w cudzysłów .) Dowodzi tego na­

stępujący eksperym ent. D żdżow nicę w y treso w an o do tego, b y m ając do w y ­ boru dw ie drogi, w y b ierała stale jedną. Zrobiono to tak, że w sadzono ją do kanaliku, k tó ry się na końcu rozgałęział. Zw ierzę m oże w y b ra ć praw ą lub lew ą odnogę, ale w jednej z tych odnóg um ieszczono urządzenie, które spra­

w iało, że dżdżow nica, wślizgując się w tę odnogę, doznaw ała lekkiego pora­

żenia prądem elektrycznym . P o kilku próbach nauczyła się dżdżow nica unikać tej odnogi, w której ją ta p rzy k ro ść spotykała i w y b ierała odtąd stale tę drugą drogę. O tóż gdy taką w y tre so w an ą dżdżow nicę rozcięto na dwie połowy, w ów czas każda z nich w y b ierała tę w łaśnie drogę, do której przez trening p rzy w y k ła. C zyniła to naw et ta połow a dżdżow nicy, k tóra była pozbaw iona głow y, a w ra z z nią tej części system u nerw ow ego, k tóra u robaków odgryw a rolę mózgu.

Czego nas uczy ten ciekaw y eksperym ent? Otóż w ykazuje on, że to, czego się „nauczyła" ta dżdżow nica, nie tkw iło w jej system ie nerw ow ym , tylko w jej „duszy", poza system em nerw ow ym i w chwili rozcięcia ciała fizycznego na 2 części dusza zbiorow a dalej działała na obie połowy, p rze­

kazując im nabyte dośw iadczenie.

*) N a jle p ie j p rz y g o to w a n y m i k a n d y d a ta m i do in d y w id u a liz a c ji s ą m a łp y — k w e sję tę w y ja ś n im y k ie d y ś osobno.

(9)

W. LOGA (Madras).

Duchowe oblicze lndyj

II. Problem odrodzenia narodu.

W a rty k u le pierw szym u przedziłem czy teln ik a p o lsk ieg o , że p ra g n ą c zrozum ieć m entalność H indusów , m usim y nieco zm ienić zw ykłe nasze k ry - te r ja rozum ow ania i w nioskow ania. W całym n a p rzy k ład obecnym a r ty ­ k u le, pośw ięconym streszczeniu filo z o fji n aro d o w ej S. V ivekanandy,

rozsiane je s t naw oływ anie do relig ijn o ści.

Ale um ysł E u ro p e jc z y k a p o d re lig ją rozum ie przew ażnie pew ne w y z n a­

nie, a pod relig ijn o ścią — p o stęp o w a n ie zg o d n e z je g o d o g m atam i i p rz e ­ pisam i.

Dla H indusa fo rm a je s t k w est ją d ru g o rz ę d n ą . R elig ijn y m nazyw a on człow ieka, k tó ry w ierzy, a raczej d o s z e d ł d o ś w i a d o m o ś c i n ie­

śm iertelności duszy i, w m niejszym lub w iększym stop n iu , do p o ję c ia ł ą c z n o ś c i w szystkiego, co istn ieje. Z te g o p o jęcia w ypływ a altruizm i w szelka m oralność.

„E kam sat vipra bahudha va d a n ti“, g ło si sy n tety cz n a fo rm u ła san- sk ry c k a; co m a oznaczać: „w szystko, co istn ieje, je s t Jed n o śc ią ; m ędrcy n a d a ją J e j różne im iona".

A bstrah u jąc od w szelkich prym ity w n y ch często ry tu ałó w , od kultów , ja k o i przesądów , i od w arto ści ty ch lub innych d o k try n filozoficznych, czy system atów relig ijn y ch , m usim y p rzyznać, iż H indusi z n a tu ry ożyw ieni są uczuciem relig ijn em , k tó re p rz y b ie ra n ieraz n aw et fa n ta sty c zn e i n ie­

zrozum iałe dla nas form y. :— T o też w szędzie, gdzie sp o tk a m y d alej słow o

„ r e lig ja “ należy rozum ieć nie tę lub inną z licznych zresztą re lig ij i se k t w Indjach, lecz to uczucie i dążenie H indusów do w yjścia p o za o g ra n ic zo n y b y t m aterja ln y .

P o tern zastrzeżeniu m ożem y iść śm ielej w streszczeniu m yśli i senten- cy j V ivekanandy.

W a rty k u le poprzed n im zaznaczyliśm y, że sto su n k o w o niedaw no zg asły (1902) filo zo f ten je s t o jcem duchow ym ruchu o d ro d z en io w eg o In d y j, w k tó ry m G andhi i inni działacze są ty lk o k o n sek w en tn y m i re alizato ram i.

J a k w szystkie o d erw an e sen ten c je, ta k i p o d a n e p o n iżej, nie były w y ­ głaszan e w pew nej ciągłości w czasie i p rzestrze n i, to też w stru k tu rz e o g ó ln e j ich czytelnik musi sam w yczuć pew ną o g ó ln ą ten d en c ję.

Ale też, ty lk o w n ik ając w dzieła i m yśli V ivekanandy, m ożem y z ro z u ­ m ieć fo rm ę w alki Indyj przedew szystkiem o n i e z a l e ż n o ś ć m o ­ r a l n ą od czynników i w pływ ów obcych, w narodzie, za k tó rą d o p iero idzie ju ż i niezależność po lity czn a i ekonom iczna. Tę niezależność m o raln ą n a ró d w ykuw a sobie sam , bez oręża, w p ro sto cie życia i czystości obyczajó w .

P rze jd ź m y te ra z do m yśli V ivekanandy:

„K ażdy n aró d m a pew ien o k re ślo n y zasadniczy k ie ru n e k sw ego h isto ­ ryczn eg o życia i ro zw o ju , ta k ja k rzeka m a sw ój stały p rą d i łożysko. Dla Indyj tą pod staw ą życia je s t relig ijn o ść. S p o tę g u jm y p rą d ten, a n u rty rzek i z obydw u stro n łożyska p o p ły n ą za nim.

(10)

„W krw i naszej leży uduchow ienie. Kiedy krew ta tętn i żywo w n a r o ­ dow ym o rganizm ie, w szystkie też inne o b ja w y życia w y k azu ją zdrow ie narodu. P olity czn e, so c ja ln e i ekono m iczn e niedo m ag an ia, ba, naw et biedę o g ó ln ą m a te rja ln ą m oże k ra j uleczyć sam , je śli ta k rew je s t czysta.

„U duchow ienie! T ak, to s z ta n d a r p ra sta ry c h In d y j, rozw inięty dla całej ludzkości. M iłość, o fiarn o ść, to je d y n a n ieśm ierteln a idea, k tó rą p rz y p o ­ m inam y od w ieków , ja k o o strzeżen ie dla u p a d a ją c y c h m oraln ie narodów , ja k o „ m e m e n to “ przeciw w szelkiej ty ran j i i przem ocy. — Hindusi! Nie d a jm y sobie w ytrącić te g o sztan d aru !

Z o fiarn o ści i sam o za p arc ia je d n o s te k p o w stały In d je p ra h isto ry c zn e;

te h asła znów o b udzą n a ró d k u jed n o ści i zespoleniu.

„K ażdy n aró d , ja k i k ażd a indyw idualna je d n o stk a , m a pew ną p o d s ta ­ w ow ą n u tę w sw em życiu, ja k b y „le itm o tiv “ w m elo d ji, o b o k k tó re g o u k ła d a ją się inne, d ru g o rzęd n e , tw o rz ąc h a rm o n ijn ą całość. — D la je d n e g o n a ro d u tak im „leitm o tiv e m “ życia je s t p o tę g a polity czn a, dla innego — sz tu k a i p iękno, dla in n eg o — o rg a n iz a c ja i t. d. In d je m a ją uduchow ienie ja k o o śro d e k życia, ja k o klucz p o d staw o w y n aro d o w ej sym fonji.

„N aród, k tó ry schodzi z p rz e k a z a n e g o w iekam i k ie ru n k u h isto ry czn ej m isji, n aró d , k tó ry o d rz u ca to, co stan o w i ją d r o je g o żyw otności, skazan y je s t na zagład ę.

„ In d je nie m o g ą zap rzep aścić sw ego w iek u isteg o d o b ra — relig ijn o ści, m uszą p o zo stać w ierne sw ej m isji d ziejo w e j. Z Indyj znów p ó jd zie w św iat w zm ożona fa la uduchow ienia, k iedy ludy zachodnie zro zu m ieją b ezow oc­

ność sza m o ta n ia się w sw ej z ło te j, lecz k rw ią sp lu g aw io n ej k latce — u łu ­ dzie d ó b r ziem skich, k tó re w y ry w a ją sobie w b ra to b ó jc z y c h jaw n y ch lub p odziem nych w alkach.

„I k aż d y n a ró d w o g ó le pow inien zrozum ieć sw o je stan o w isk o i z a d a ­ nie, k o ło nieg o się skupiać i być m u w ierny, ja k żołnierz w obec sztan d aru . Je śli tak iej m isji nie posiada, je śli je j nie rozum ie, nie je s t n arodem lub p rz e sta ł żyć ja k o n aró d , stał się zbiorow iskiem , k tó re lad a p odm uch h isto ­ ryczny zm iecie...

„Z In d y j, p o w tarzam , k iedy w y b ije znów w łaściw a h isto ry czn a g o d zin a, w y jd zie znów hasło dla św iata n a w ro tu k u uduchow ieniu. — A je s t o n a ju ż

bliską! . ,

„ P o tę g a p o lity c zn a nig d y nie b y ła naszym celem w życiu narodow em i, w ierzajcie, n ig d y nią nie będzie...

„Ż aden człow iek, żad en n aró d , nie m oże żyć bezk arn ie, siejąc nie­

naw iść k u innym . .

„I chociaż i w sta ro ż y tn o śc i i w now szych czasach ziarn a niek tó ry ch zdobyczy naukow ych, o rg a n iz a c ji p ań stw o w e j, rozchodziły się często na p rz e le w a ją c e j się p o za w łasne b rz eg i fali w zm o żo n eg o życia te g o lub in n eg o n aro d u , to je d n a k , baczcie, najczęściej p rz y szczęku o ręża, surm ach b o jo ­ w ych i m arszu k o h o rt zb ro jn y c h . F ale ta k ie p rzy ch o d ziły i spływ ają. T a k ą b y ła h is to rja w ielu ju ż w ym arły ch lub w y m iera jący c h w obecnych czasach ludów .

„ In d je ż y ją o d p a ru tysięcy lat, nie będąc nig d y n aro d em zaczepnym . F a la za fa lą n aro d ó w obcych p rz eszły też p rz ez ziem ię naszą, a goniąc za m am idlem zło ta, za b ie rały b o g a c tw a m yśli, w iarę w p o tę g ę i w olność ducha, ideę to le ra n c ji, p o k o ju i szczęścia całej ludzkości. To też B óg błogosław i

(11)

naszem u n aro d o w i i trw a on w iecznie, kiedy inne n a ro d y i inne cyw ilizacje zam knęły swą k a rtę dziejow ą.

„O d ro d zen ie n a ro d u zależeć będzie od siły w oli k aż d ej je d n o stk i i od w iary w boski p ierw iastek duszy lud zk iej. R zućm y ja k o hasło : podniesienie m as w p o szanow aniu indyw iduum , we w zm ożeniu uczuć relig ijn y ch .

„ C h a ra k te r d ecyduje o w szystkiem . O jczy zn a p o trz e b u je ludzi z c h a ­ ra k te re m . J a w ierzę w p rzeznaczenie O jczyzny, gd y ż p o le g a m n a je j m io ­ dem pokoleniu. W iara ta je s t n ieo g ran iczo n a, to też dzieło m o je nie zaw ie­

dzie, choćbym um arł, ju tro . M łodzieży, ty dźw igasz na sw ych b a rk a c h n a j ­ cięższe zadanie, ja k ie p rz y p a d ło kied y k o lw iek w h isto rji n aro d o w i naszem u!

„M łodzieży, n ad z ie jo nasza, czy odpow iesz na to w ezw anie? M iej w iarę w e w łasną swą w a rto ść i siły! W iedz, że w iekuista m oc je s t sk ry ta w duszy k ażd eg o z w as i o n a obudzi naró d . M łodzieży, ciebie, ja k świeże nierozw i- nięte k w iaty O jczyzna sk ład a u stó p N ajw yższego. A O n o fia rę tę przy jm ie!

„N iechaj bło g o sław ią p oczynaniom tym duchy p ra o jc ó w naszych!

„P rzełom ow e chwile h isto rji z b liża ją się...

„P ierw iastk i duchow e w ielu n aro d ó w będą w niebezpieczeństw ie. W aszą rzeczą będzie, m łodzieży, w łasnem i rę k o m a zm ieść p o p io ły , a z p o d pyłu błędów naszych w łasnych o d g rz e b a ć D uszę N arodu, zrozum ieć J ą i żyć J e j tchnieniem !“

C zytelniku polski! O to oblicze duchow e In d y j; nie w yidealizow ane ty lk o w um yśle p o ety -filo z o fa. O blicze o d b ite w zw ierciadle życia rzeczy ­ w istego, realizacji, p o w o ln ej, sto p n io w ej, lecz ju ż w idocznej na m iejscu, od C ejlonu hen k u H im alajom .

C zytelniku polski! W a rto p rz ez a n a lo g ję za cze rp n ąć i z n aszej k rynicy ducha, przy p o m n ieć sobie „ P rz e d św it“ K rasińskiego i je g o p ro ro c tw o :

na tę ziem ię uko ch an ą, na tę naszą, naszą ziemię, p rz y jd z ie now ych ludzi plem ię, ja k ic h jeszcze nie w idziano...“

/. A. S. PNfiOI SEATTON

W stęp w światy nadzm ysłowe

Inspiracja.

(N atchnienie.)

D haran ą ro z w ija łeś w sobie zdolność sp o strz e g a n ia im a g in a c y jn e g o . D ośw iadczyłeś pierw szych w idzeń barw nych, nie p ochodzących od żad n eg o p rzedm iotu w idom ego. Liczba tak ich dośw iadczeń m nożyła się; zeb rałeś ich tyle, że m o g łeś ju ż dzielić te zjaw isk a b arw n e na m ętne, ja sn e i iskrzące, zacząłeś zdaw ać sobie sp ra w ę z te g o , że są to o b ja w y i s t o t ró ż n e g o poziom u. Jeż eli m iałeś cierpliw ość p o w strzy m ać się od w szelkich p ró b dom yślania się, co to m o g ą być za isto ty , nie u tw o rzy łeś sobie o ich n atu rz e sądu przedw czesnego i te ra z u p ra w a d h ja n y da ci m ożność tw o rz en ia sobie sto p n io w o sądu w łaściw szego. W iesz, że d h ja n a pro w ad zi m ed y tacjam i swem i do in sp iracji, a in sp ira c ja d o p iero je s t tym stopniem , na k tó ry m

3G/

(12)

m ożna po zn aw ać t. zw. „pism o ta je m n e “ . O b razy tw ych im aginacyj b y ły ja k g d y b y l i t e r a m i poszczeg ó ln em i te g o pism a. Nie w pływ ały n aw za­

jem na siebie i nie były o d siebie zaw isłe; ale p o trz e b a ci szereg tak ich ob razó w im ag in acy jn y ch zestaw ić o b o k siebie, aby one d o p iero razem , ja k lite ry słow a p isan eg o , u tw o rz y ły coś, co m ów i, co m a znaczenie.

Z rozum ienie te g o zn aczenia u zy sk u jesz w łaśnie p rzez inspirację. Czy­

tasz to pism o ta je m n e , na k tó re p a trz y łe ś im a g in a c ją ja k na list w języ k u nieznanym , chociaż znasz je g o lite ry p o szczególne. Jeż eli upraw iałeś do b rze d h jan ę, to m e d y ta c ja na te m a t „Nim o k o zd o ła w idzieć“ ... nauczyła cię ju ż czegoś niesłychanie d o n io słeg o . D ała ci p o jęcie, że to, co w idziałeś w im ag in acjac h , w idziałeś nie takiem , ja k ie m ono je s t n a p r a w d ę , bo za b arw iałeś je w łasnym i n a stro ja m i i uczuciam i. P a trz y łe ś n a te zjaw iska b arw n e nie w p ro st, lecz p rz ez sw o je szk iełk a zabarw ione. G dyby drugi uczeń ta je m n y p a trz y ł na to sam o, co ty, zobaczyłby to i n a c z e j od ciebie, b o p a trz y łb y znów p rzez sw o je szkiełka. T o zatem , co sp o strze g asz n a p o c z ą tk u tw e g o w chodzenia w św iat astra ln y , i co bierzesz za p rz e d ­ m ioty lub isto ty te g o św iata, je s t niem i zaledw ie w cząstce nieznacznej.

N ajczęściej i n a jła tw ie j sp o strz e g a sz to, co ty s a m w ten św iat rzuciłeś sw em i uczuciam i, n a stro ja m i lub żądzam i. Tern, co tam sp o strze g asz prze- dew szystkiem , tern ty sam je ste ś; u w stęp u w św iat a stra ln y sp o strze g asz n a p rz ó d siebie.

W iesz, że p o jęcie odleg ło ści je s t w świecie astra ln y m całkiem inne, niż we fizycznym . T am to je s t dalekie, co ci je s t obce, z czem cię nie wiąże nic lub niew iele; bliskie n a to m ia st j e s t to, co ci je s t p o k rew n e, z czem cię łączy p o d o b ień stw o lub zain tereso w an ie. D lateg o to sp o strz e g a sz tam p rze- dew szystkiem siebie sam eg o , bo przecież ty je s te ś sobie najbliższy. W św ie­

cie fizycznym p a trz y sz tak że na siebie i ta k ż e uw ażasz siebie za bliskiego sobie. Ale w szystko, o czem m ów isz „ j a “, zaliczasz do sw ego w n ę t r z a . G dy m ów isz „czu ję, p ra g n ę “, uw ażasz to p ra g n ie n ie lub uczucie za coś, co mieści się w tobie. Na zew n ątrz te g o nie w idzisz; nie przychodzi to do ciebie, lecz w ychodzi z tw eg o w n ętrza. W świecie astra ln y m n ato m iast te tw o je w łasne uczucia i n a stro je , k tó re tam sp o strz e g a sz im aginacjam i, to w idzisz z e w n ątrz siebie, ja k o coś p rz ed m io to w eg o , p o za to b ą istn ie ją ceg o . M usisz d o p ie ro sto p n io w o o sw aja ć się z tern, że to, co widzisz tam , ja k o zjaw isk a przed m io to w e, to je s t tw o je w n ę trze; m usisz przyzw yczaić się do ta k ie g o p a trz e n ia na siebie sam eg o , ja k g d y b y ś był przed m io tem z e w n ętrz­

nym , na k tó ry p a trz y k to ś drugi.

O to te d y zaczynasz ju ż sylabizow ać to pism o tajem n e. Znasz ju ż n ie k tó re je g o lite ry i p ró b u je sz sk ład ać j e w słow a. P a trz y sz w im ag i­

n ac ja ch na te barw y, u noszące się sw obodnie w p rz e strz e n i w o k o ło ciebie, i zaczynasz je czytać: „ ja , m o je w n ę trz e “. Z aczynasz ta k ż e dorozum iew ać się p o tro sz e , j a k n ależy czytać to pism o, w ja k i sp osób z ty ch lite r d o ch o ­ dzić do zro zu m ien ia treści słow a. Nie czytasz ich w p ro st, dosłow nie: „ c z e r­

w ień, b łę k it“, ty lk o czytasz je sym bolicznie, p rzenośnie.

Na razie odczuw asz coś w ro d z a ju ro z cza ro w an ia p rz y tern odkryciu, że to „p ism o “ czy ta się sym bolicznie. W ydaw ało ci się m oże, iż w św iatach nadzm ysłow ych w szystko p o w inno być rów nie za k rze p łe i o stro o d g ra ­ niczone, ja k w świecie m a te rja ln y m , gdzie m asz lite ry czarne na białem , p rz y stę p n e kadem u, k to się ich nauczy. Ale ta sym boliczność św iata astral-

(13)

n eg o lub m yślow ego nie je s t m niej ścisła od lite r ziem skich. W a stra ln y m uczucie je s t barw ą, a w m yślow ym k aż d a m yśl je s t k ształtem , fig u rą . B arw a me je s t sym bolem uczucia, ani fig u ra nie je s t sym bolem m yśli, lecz m yślą sam ą. T o ty lk o ty tw orzysz sobie sam te sym bole, bo m yślisz p o ziem sku i nie m ożesz jeszcze osw oić się z tern, że uczucie, to barw a, a m yśl, to p o stać. P ó źn iej, g d y w rośniesz w te św iaty, g d y zaczniesz się w nich o rje n - tow ać, będzie ci ta sym boliczność czem ś ta k niesłychanie w yraźnem i ści- słem , że n a jw y raźn iejsze znaki ziem skie w ydadzą ci się niepew ne i w ielo ­ znaczne.

XV m iarę, ja k w zrastać będzie tw a z n a jo m o ść liter, to znaczy, ja k m n o ­ żyć się będą tw o je w idzenia im ag in acy jn e, dochodzić zaczniesz sto p n io w o d o obserw ow ania r ó ż n i c w tych zjaw isk a ch astraln y ch . O prócz różnic w jasn o ści barw i k sz ta łtó w zauw ażysz tak że , że n ie k tó re z nich zm ien iają się pod twoim w pływ em , a inne są od n iego niezależne. N ieraz p o ja w i ci się barw a szczególnie p ięk n a lub fig u ra sy m etry cz n a i h a rm o n ijn a . Z chw ilą, g d y ty lk o p o czu jesz dla niej zachw yt, b arw a lub k sz ta łt zm ieni się we m gnieniu oka.

P rzew ażn a część je d n a k tych zjaw isk p o zo stan ie niezm ienna p o d w p ły ­ wem tw ych uczuć i myśli, co n ajw y ż ej zniknie o drazu. P rz e k o n a sz się p ó ź ­ niej, że w łaśnie te w szystkie zjaw isk a, k tó ry c h zm ienić nie m ożesz, są to b ą, pochodzą z tw eg o w n ę trza; te n ato m iast, zrazu b ard zo nieliczne, k tó re u le g a ją tw ym w pływ om , są w yrazem isto t o d ręb n y ch od ciebie. S p o strz e ­ żenie to będzie dalszym k ro k iem w tw o je j nauce czy tan ia pism a ta je m n e g o . Nim do te g o dojdziesz, m usisz — ja k w spom niałem — w ra sta ć n ie ja k o w tę sym boliczność św iata a stra ln e g o . M usisz um ieć p o słu g iw ać się sy m ­ bolam i ta k pew nie i niezachw ianie, ja k w życiu pow szedniem p o słu g u je sz się cyfram i lub literam i. M usisz tę sym boliczność znaleźć w szędzie, w każ- dem zjaw isk u ziem skiem , a w ted y zrozum iesz całą praw dziw ość zdania-, że

„w szystko znikom e je s t ty lk o p o ró w n a n iem ". Do w ra stan ia w te n sy m b o ­ lizm p o trze b n e ci będą osobne ćw iczenia m ed y tac y jn e , k tó re m ożesz sobie w ynajd o w ać sam , na w zó r np. n a stę p u ją c e g o , w sk az an eg o p rz ez d ra Stei- n era (I, 323):

„p rzed staw sobie ja k najży w iej roślinę, tkw iącą k o rz o n k a m i w ziemi, p otem ro z w ija ją c ą sto p n io w o listki, a w reszcie kw iaty. O bok niej p rz e d ­ staw sobie człow ieka. S ta raj się odczuć ja k n a jw y b itn ie j, o ile d o sk o n alsze m a człow iek w łasności od rośliny. M oże iść sw obodnie za sw em i uczniam i i swą w olą, a roślina p rz y k u ta je s t do ziemi. Ale to w łaśnie, czego b r a k roślinie, czyni ją pod pew nym w zględem d o s k o n a l s z ą od człow ieka.

O n działa pod w pływ em żądz i p rzez to błądzi, o n a zaś słucha ty lk o czystych p ra w rośnięcia, otw iera bez żądz kielich sw ój niew innym pro m ien io m s ło ­ necznym . Człow iek g ó ru je nad ro ślin ą pew nem u d o sk o n alen iem się o tyle, że do sil niew innych rośliny d o łącza się żądza, p opęd, nam iętn o ść.“

„P rz ed staw sobie te ra z so k zielony, k rą żąc y w roślinie, ja k o w y raz je j b eznam iętnych praw w z rastan ia, a o b o k p rz ed staw sobie k re w czerw oną, k rą żąc ą w żyłach człow ieka, ja k o w yraz je g o żądz i popędów . Do ty ch m yśli żyw ych dołącz dalsze o tern, że człow iek m a m ożność ro z w o ju , o c z y ­ s z c z a j ą c w yższem i zdolnościam i duszow em i swe p o p ę d y i żądze. P rze z to niknie niskość tych pop ęd ó w , k tó re o d ra d z a ją się na poziom ie w yższym . A w yrazem takich p o p ęd ó w oczyszczonych i uduchow ionych m oże być

(14)

n a d a l k re w c z e r w o n a . O to w ró ż y so k zielony rośliny przem ienił się w barw ę czerw oną kw iatu, a ten k w iat sto su je się do czystych praw w zrastan ia, ta k sa m o j a k liść zielony. C zerw ień r ó ż y m oże być sym bo­

lem te j krw i, b ęd ącej w yrazem p o p ęd ó w o c z y s z c z o n y c h po o d rz u ­ ceniu w szy stk ieg o , co niskie. Krew ta k a je s t rów nej czystości, ja k siły, d ziała ją ce w ró ży cz e rw o n e j.“

„M yśli te m uszą n iety lk o p ra co w ać żyw o w um yśle, lecz tak że budzić uczucia zachw ytu n ad czystością i b eznam iętnością rośliny. Z te g o w yniknie zrozum ienie, że pew ne u d o sk o n alen ie w yższe o k u p i o n e być m usi o trz y ­ m aniem żądz i p o p ę d ó w “ . M asz o rg a n iz m b ard ziej u d o sk o n alo n y niż roślina, m asz w olność ruchu, m asz n a rząd y zm ysłów , ale za to m asz i popędy i żądze. Z achw yt n ad niew innością ro ślin y p ro w a d zi cię tu do n a s tro ju p o ­ w a żn eg o n a m yśl o tern o k u p ien iu d o sk o n ało ści żądzam i. Ale o to m asz m ożność o s w o b o d z i ć s i ę od ty ch p o p ęd ó w niskich; m ożesz w olą w łasną oczyścić się i uszlach etn ić aż do sto p n ia niem al roślin n eg o . Ta n a d z ie ja o sw obodzenia budzi myśl ra d o sn ą o czerw ieni krw i ta k czystej, j a k p rz ecz y sta je s t czerw ień k w iatu róży, bo ta k a krew uszlach etn io n a um ożebni ci przeży cia w ew nętrzne, p o d o b n ie niezam ącone żadną żądzą niską, ja k niezam ącone żądzam i j e s t życie rośliny.

Nie idzie tu b y n ajm n iej o p rz ed m io ty , ja k ie w eźm iesz za treść m edy­

tacji, b o m ożesz sobie p rz e d m io ty ta k ie w yb ierać dow olnie. Zadanie p o le g a na tern, abyś w m ed y tac ji przeży w ał ja k n ajży w ie j to, o czem rozm yślasz, aby m yślom to w arzy szy ły u c z u c i a . D op iero d rg a n ia uczuć, często p o w tarzan e , zbudzą ci w duszy i rozw iną now ą z d o l n o ś ć w ew nętrzną, p rzez k tó rą sym bole b ęd ą dla ciebie rów nie rzeczyw iste i rów nie w yraźne, ja k dotychczas były ci ty lk o lite ry lub cyfry. Zieleń so k u roślinnego, ja k o sym bol istnienia b ez n am iętn eg o , pow ie ci to sam o, co czerw ień krw i lu d z­

k ie j, ja k o w y raz żądz i p o p ęd ó w ; pow ie ci, że sam a barw a, a więc zieleń lub czerw ień, ju ż w y ra ża coś o k r e ś l o n e g o . Nie p rz ed m io t zew nętrzny m a tu w ażność, lecz b arw a; w iesz zresztą, że w świecie a stra ln y m barw y są przed m io tam i, a p rz ed m io ty barw am i.

P rze z tak ie w żyw anie się w sym bole będziesz dochodził do co raz b ie g ­ lej szeg o czy tan ia pism a ta je m n e g o . Ju ż z te g o , co p o zn a łe ś dotychczas, zdołasz o d cz y ta ć n iejed n o . G dy w im a g in a c ji p o jaw i ci się czerw ień krw ista, p rz ecz y ta sz j ą ja k o żądzę, a je ż e li p o d w pływ em tw ej niechęci do te j b a r ­ w y — bądź co b ąd ź nie p ięk n ej — nie zm ieni sw ego odcienia, odczytasz to ja k o żądzę tw o ją w ł a s n ą . P ow iesz sobie: „ o to ta k w y g ląd a m o ja żą d za“, i uznasz, że m usi być silna, sk o ro w y w a rła w rażen ie na tw e zm ysły astraln e, b a rd z o jeszcze niew praw ne w sp o strz e g a n iu objaw ó w .

Będzie to dla ciebie o d k ry cie dość niespodziew ane, bo przypuszczałeś zapew ne, że te g o ro d z a ju żądze niskie ju ż w ypleniłeś zupełnie. Ale ta czerw ień k rw ista, n iezm ien iająca się p o d tw ym w pływ em , s ta je p rz ed to b ą ja k napis w y raźny, m ów iący ci, żeś żądzy nie w yplenił w sobie, ty lk o ją przy tłu m ił, u k r y ł na sam o dno duszy. A w świecie astra ln y m o n a w yszła na jaw , ja k w ychodzi całe tw e w n ę trze; zo baczyłeś ją p rz ed sobą i uczułeś coś ja k g d y b y p r z e r a ż e n i e . S ym bol, ta k i p ro sty , nieskom plikow any sym bol, je d n e m blyśnięciem czerw ieni pow iedział ci w ięcej i w yraźn iej, niż całe zdanie. P ow iedział ci niedw uznacznie: „B łędnie siebie osądzałeś, bo uw ażałeś się za oczyszczo n eg o ze żądz zm ysłow ych, a o to widzisz, ja k

(15)

w yraźnie w y stę p u ją te żądze p rz ed tw ym w zrokiem a stra ln y m .“

P om yśl n ad tern uw ażnie, co te ra z przeczy tałeś, a zaczniesz dochodzić do p rz e k o n a n ia , ja k niesłychanie w y r a ź n i e p rz em aw iają sym bole, g d y się je um ie czytać. W y strz e g a j się je d n a k szukać sym bolów tam , gdzie ich niem a, to znaczy, w y strz eg aj się b ra ć k ażd e w rażenie b arw n e za im ag in ację.

G dy znużysz nadm iernie o k o fizyczne, unosić się będą p rz ed niem plam y k rw iste w p rz estrzen i, ale to nie będzie im ag in acja, ty lk o przek rw ien ie n arząd u w zro k o w eg o . G dy p atrz y sz p rzez czas dłuższy na św ietną zieleń w iosenną, a p o tem w z ro k zw rócisz na p rz ed m io t sz a ry lub biały, s p o s trz e ­ żesz na nim p lam y czerw onaw e. Nie będzie to rów nież im ag in acja, ty lk o p ro sty o b jaw fizjo lo g iczn y . W y strz e g a j się ted y sta ra n n ie ’ w szelkiego łudzenia się i m ieniania w rażeń f i z y c z n y c h z astraln em i. Im ag in a cję p o ja w ia ją się n a g l e , nieoczekiw anie, i z n ik a ją rów nie blysk o w o , ja k pow stały. Nie zdołasz ich w yw ołać d o w o l n i e , nie zd o łasz ich p rz y trz y ­ mać, ani pow tó rzy ć. D op iero po d ługich latac h zaczniesz sto p n io w o d o c h o ­ dzić do zn a jd o w a n ia sposobów , ja k im i m ó g łb y ś dow olnie — to znaczy, kiedy zechcesz — o d b ierać w rażen ia im ag in acy jn e, czyli p a trz e ć św iadom ie w św iat astraln y .

Tym czasem u p ra w iaj n ad al m ed y tac je . T em aty m ożesz sobie w ybierać dow olne; ale rzecz p ro sta , że im w y ż s z y treścią je s t te m a t tw ej m ed y ­ tacji, tern w yżej cię w zniesie, tern w yższe zdolności będzie budził w tw ej duszy. W iesz ju ż, że m e d y ta c je czysto m yślow e, bez w sp ó łu d ziału uczuć, będą sto su n k o w o m ało skuteczne. G dybyś w yłącznie ty lk o ta k ie upraw iał, rozw inąłbyś je d n o stro n n ie ty lk o w ładze ciała m yślow ego. A wiesz, że m asz h arm o n ijn ie rozw inąć tak że uczucie i w olę, to znaczy, ciało a stra ln e i e te ­ ryczne. M ed y tac je zatem pow inieneś ta k d obierać, aby im m o g ły to w a rz y ­ szyć uczucia ja k najżyw sze, i aby budziły w to b ie o b ja w y w oli. Je d n ą i tę sam ą m e d y tac ję m ożesz u p raw iać raz w k ie ru n k u uczuć, d ru g i raz w k ie ­ runku woli. P rz y k ła d m ed y tac ji na te m a t ro ślin y i człow ieka p o słu ży ci rów nie d obrze do budzen ia uczuć, j a k i do b u dzenia w oli. O to ta czerw ień kw iatu ró ż an eg o , ja k o sym bol oczyszczonej krw i lu d zk iej, budzić m oże w tobie w olę ta k ie g o w łaśnie oczyszczenia tw ej krw i, aby w o ln a b y ła c a ł­

kiem od m ętnych odcieni żądz i popędów .

U praw a ćwiczeń te g o ro d z a ju zm ierza rów nocześnie do ro zluźnienia zw iązku w z ajem n eg o trze ch w ładz tw ej isto ty : m yślenia, uczucia i w oli.

G dy zw iązek te n się rozluźni, w ładze te b ęd ą m o g ły działać s a m o i s t n i e , k aż d a sam a dla siebie, niezależnie od d ru g ie j. A m e d y ta c je na te m a ty n i e- z m y s ł o w e n a d a ją tym w ładzom now y k ie ru n e k ; zam iast zw racać je na przed m io ty zew nętrzne, k ie ru ją je do w n ę t r z a , w g łą b tw ej istoty.

S postrzeżesz p ó źn iej, ja k im p o tężn y m d o ro b k iem duchow ym są ta k ie w ła ­ dze osw obodzone i na p rz e d m io ty zm ysłow e nie m arn o w an e. O sw obodzoną siłą m yślow ą, k iero w an ą do w n ę trza, d o trze sz do uśw iadam iania sobie tw ej j a ź n i w y ż s z e j . P o d o b n ie , g d y tw ej siły uczucia nie zw racasz na zew nątrz, aby czy to m ow ą, czy w inny sp o só b dać w y raz sw ym uczuciom , lecz zdołasz za trzy m ać j ą w sw em w n ę trzu sw obodną, d o p ie ro w ów czas m oże ona być w ładzą n a d z m y s ł o w ą . T o sam o o dnosi się w reszcie do tw ej woli. Z chw ilą, g d y osw obodzisz j ą od zw iązku z m yślam i i uczuciam i, aby nie m usiała działać p o d ich w pływ em , zdołasz u trzy m a ć ją w e w n ętrzu ja k o w ładzę w yższą, d z ia ła ją c ą bez p o słu g iw an ia się n arząd a m i fizycznym i.

365

(16)

Mar ja Florkowa (Kraków)

T ajem nice szlachetnych kam ieni

(Ciąg dalszy.)

W spom nieliśm y ju ż, że w szystko, co ży je, za ró w n o człow iek, ja k zw ie­

rzę, roślina, m inera), czy kam ień, — je s t w b ezustannym k o n tak cie z p r o ­ m ieniującym kosm osem . P od w pływ em te g o prom ien io w an ia ro zw ija się w szelkie życie ta k n az ew n ątrz, ja k i w ew n ątrz globu.

P rzełom ow e, ep o k o w e o d k ry cie C urie S kłodow skiej dow iodło, że sp e ­ cjaln e , tajem n icze życie w ib ru je w m artw y ch n a p o z ó r m a te rja c h , że radjum , aktinium , po lo n iu m , to riu m , o ra z helium działanie sw oje zaw dzięczają w ew n ętrzn e j, indyw idualnej Sile, k tó ra z nich p ro m ien iu je. A jeżeli p r o ­ m ien iu ją tam te elem enty, to — logicznie w n io sk u jąc — m usim y przy jąć, że p o d o b n e życie p rz e ja w ia się w całym kosm osie, udziela się w szystkiem u i p rz e n ik a w szystko.

W ielu uczonych, ja k R u th efo rd , Soddy i R am say w A nglji, a Geitel, E isn er i F o rs te r w N iem czech udow odnili, że w szelkie em an a cje są tylko skutkiem p ro m ien io w ań ciał niebieskich.

D ośw iadczenia K ohlhörstera i H essa, k tó rz y w znieśli się balonem w g ó rn e re g jo n y , dow iodły, że nad ziem ią były silne em an a cje radjow e, k tó re słab ły w m iarę un o szen ia się b alo n u , aby — po p rzek ro czen iu g r a ­ nicy 9 km o d d alen ia od pow ierzchni ziem i — znów zyskiw ać na sile. To dow odzi, że p ro m ien ie em an a cy jn e w y ła n ia ją się niety lk o z sam ej ziemi, ale, że p rz y b ie g a ją k u nam rów nież z n ajd alsz y ch p rz estrze n i m iędzy­

p la n e ta rn y c h , stanow iąc p o d staw ę i im puls do życia we w szystkich je g o p rz e ja w a c h i form ach.

D alsze dośw iadczenia K ohlhörstera w ykazały, że śnieg, o tu la ją c y zie­

mię swym całunem , w strz y m u je prom ien io w an ie ziem i ku g ó rze, a zatem — b ad a n ia na w ysokościach, n ad ziem ią p o k ry tą śniegiem , m o g ły notow ać ty lk o prom ien io w an ie K osm osu, a nie glo b u , co p o tw ierd ziło się w innem dośw iadczeniu te g o ż b ad acza: przebiw szy sk o ru p ę śnieżną, zagłębił w ysoki le je k w ziemi, a w ew n ątrz le jk a um ieścił ele k tro sk o p . T eraz m ożna było obserw ow ać, ja k w yraźnie e le k tro sk o p re ag o w ał na prom ieniow anie gw iezdne. P od czas przesu w an ia się na niebie p o szczególnych układów gw iazd w ykazyw ał zm ienne i co raz to inne w a rto ści ich w pływ ów , k tó re staw ały się tern silniejsze, im doch o d ziła do n ajw y ż szeg o p u n k tu D ro g a M leczna!

D ośw iadczenia te p o tw ierd z iły s ta rą tezę astro lo g icz n ą, że k o n ste la c je gw iezdne ze sw em i em an a cjam i i tajem n icze m i p rą d am i kosm icznem i s ta ­ now ią w ielką z a g a d k ę życia i nie m o g ą być — w b ad an iu p rz ejaw ó w teg o ż życia — p o m ija n e.

C złow iek i w szechśw iat, m ik ro k o sm o s i m ak ro k o sm o s zbudow ane są na tych sam ych praw ach . M aleńki ato m je s t ja k b y o b razem , odtw orzeniem w m in ja tu rz e w szechśw iata, je s t zam k n ięty m w sobie uk ład em plan etarn y m , w k tó ry m w szystko z n a jd u je się w nieu stan n y m ruchu. T o sam o pow iedzieć m o żn a o k aż d ej k o m ó rce ciała ludzkiego. K o m órka w y k a zu je tę sam ą stru k ­ tu rę, co i ato m i w niej rów nież w szystko z n a jd u je się w ruchu. T ak atom

(17)

ja k i k o m ó rk a w y sy ła ją stale pozytyw ne pro m ien ie elek try czn e, podczas gdy e le k tro n y i ce n tro so m y negatyw ne.

A tom i k o m ó rk a, człow iek i k osm os — w szystko ż y je i p rz e ja w ia się w m yśl ty ch sam ych praw , k tó re ju ż s ta ro ż y tn y m yśliciel i m ędrzec po trz y k ro ć w ielki H erm es u ją ł i streścił w „T ablicy sz m a ra g d o w e j“ : „C o je s t niżej, jest ja k to, co je s t w yżej, a co je s t w yżej, je s t ja k to, co je s t niżej do zgłębienia cudów je d y n e j rzeczy“ ... a p o te m : „W znosi się z ziem i ku niebu i znow u stę p u je na ziem ię i n ab iera sił w yższych i niższych.“ ...

Słow a „S zm arag d o w ej tab licy “ m ożna rozum ieć tro ja k o . R ów ne p ra w a do je j u k ry te g o znaczenia roszczą sobie alchem icy, ja k astro n o m o w ie, a w reszcie w yznaw cy m ag ji. W tern też leży je j niezw ykła w arto ść, że w niew ielu zdaniach za m k n ęła trz y czw arte m ądrości św iata.

D la nas słow a H erm esa m a ją znaczenie w odniesieniu do p raw dy, k tó ra staw ia człow ieka i p rz y ro d ę w p o śro d k u K osm osu, każąc im żyć w spólnem , tajem niczem życiem , p łynącem z bezk resó w m iędzygw iezdnych i lączącem w szystko w je d n ą w ielką Całość!

K lejn o ty nie są i nie m ogą być m artw e, je ż e li w szystko d o k o ła zd rad za intensyw ne — ja k k o lw ie k dla naszych oczu u ta jo n e — życie. O d p raw iek ó w dośw iadczali ludzie ich tajem n iczy ch w łasności p rzew o d zen ia i p rz y ciąg an ia Sił kosm icznych. W stary c h k sięgach m istyków i ez o te ry k ó w w iedza o k a ­ m ieniach z a jm u je w iele k a r t sta ra n n y c h rękopisów , a w p o d an iac h lu d o ­ wych niem niej często p o w ta rz a ją się „ le g e n d y “ o cudow nych k le jn o ta c h .

W czerń leży ich m oc i znaczenie? O to — k ażd y z nich p o ró w n a ć m ożna do m aleńkiej odbiorczej sta c ji ra d jo w e j, k tó ra — n astaw io n a n a sp e c ja ln ą

„ fa lę “ — chw yta w łaściw e sobie w ib racje. S ta cjam i nadaw czem i są P la n e ty —■

i o to p rą d y kosm iczne, płynące od tych w ielkich In telig en c y j — p rz y ciąg an e są p rzez te m aleńkie „ a p a ra ty " i p rz en o szo n e na ich w łaścicieli. K ażdy k a ­ m ień szlachetny m a sw ój „o d p o w ie d n ik ", sw o ją „ sta c ję n ad a w cz ą“

w dalekim Kosm osie i przew odzi p rą d y Sił, płynące stam tąd .

Przydziałem kam ieni szlach etn y ch do p o szczeg ó ln y ch Z naków i P la n e t zajm iem y się w k o ńcow ej części te j pracy.

M ówiąc o ezoterycznem znaczeniu k le jn o tó w , o ich w łaściw ościach p rzenoszenia w pływ ów kosm icznych na psyche człow ieka, nie w olno nam przem ilczeć, że kam ienie szlachetne, p o d o b n ie j a k w szystkie istności o w y ­ sokim sto p n iu rozw oju, m o g ą w czasie w z ro stu u leg ać zniekształceniom i zw yrodnieniom .

P odo b n ie ja k ułom ności ludzkie (zn iekształcenia budow y ciała) są dow odam i n ieh arm o n ijn y ch napięć m agnety czn y ch , d ziała ją cy ch w o k resie tw orzenia się ciałka dziecka w łonie m atki, ta k i kam ienie szlachetne m a ją sw o je odchylenia od niesk aziteln y ch p ra ty p ó w , a to na sk u te k takich sam ych działań kosm icznych. I je ż e li u p rzy to m n im y sobie, że dw a tysiące la t dla w zrostu kam ienia je s t p ro p o rc jo n a ln ie zaledw ie jed n y m p o g o d ­ nym lub pochm urnym dniem w życiu rośliny — to ileż w ieków m inąć m u ­ siało, ile n iekorzystnych w ibracyj w płynąć na rosn ący k ry sz ta ł, aby w reszcie pozostaw ić na nim p iętno zw yrod n ien ia? „ P ię tn o " to je s t zazw yczaj ty lk o tru ją c y m czarem k le jn o tu i ta k — b ry lan ty , w sw ym n a jd o sk o n alszy m p ra ty p ie bezbarw ne, s ta ją się w ów czas blado-niebieskie, różow e, żółte...

567

(18)

Znam y pow szechnie h is to rje „nieszczęśliw ych k le jn o tó w “ , k tó re o biegły ju ż obie pó łk u le, w zn iecając g ro z ę i ciekaw ość, ja k im silom przypisać n a ­ leży ich dem oniczny lub nieszczęście p rz y n o sząc y w pływ , k tó ry udziela się ich w łaścicielom ? I — czyż nie je s t za stan aw iającem , że ro lę owych zgoła niesam ow itych k le jn o tó w p ełn ią zaw sze ty lk o żółte, niebieskie lub b la d o ­ różow e b r y l a n t y ? ---

N ależy te d y b ard zo o stro żn ie nosić i k o le k c jo n o w a ć barw ne brylanty, bow iem m ów ią one o n ie h a rm o n ijn y c h d ziałaniach S atu rn a lub M arsa.

Nie p o w inno się rów nież nabyw ać kam ieni, k tó re stać się m a ją naszym i nieodłącznym i tow arzyszam i, w halach licy tacy jn y ch i od znanych lichw ia­

rzy. Łzy i sm u tek w yrzeczenia ich p o p rz ed n ich w łaścicieli tow arzyszą tym sm utnym k le jn o to m i stać się m o g ą zczasem i naszym udziałem . Zresztą — o b se rw a c ja życia stw ierdziła, że to, co p rzy ch o d zi do nas z dom ów zastaw ­ nych, w cześniej czy p ó źn iej znow u tam pow raca...

Nie je s t rów nież w skazanem nosić — z pietyzm u ty lk o dla starych p am iątek , a bez w e w n ętrzn e g o p rz e k o n a n ia , — k le jn o tó w po dalszych lub bliższych k rew nych, k tó ry c h usposo b ien ie z zasady było zgryźliw e, zg o rzk n iałe, złośliw e i kryty czn e. T akie kam ienie, sycone od la t ujem nem i em an a cjam i ich zm arłych w łaścicieli, — nie ro z ja śn ią nam ju ż życia swym prom ien n y m blaskiem .

N a jlep ie j nabyw ać k le jn o ty „z pierw szej rę k i“ lub o d ju b ileró w , k tó rzy nie h a n d lu ją „ sta rz y z n ą “ . W śró d an ty k ó w znaleźć w praw dzie m ożna wiele kam ieni czystych, ale też i w iele przesy co n y ch i za tru ty ch em an acjam i daw ­ nych w łaścicieli, nie zaw sze ety czn y ch i p ełn y ch m iłości dla w szystkiego, co żyje. W iadom o bow iem , że kam ieniom u dziela się w iele z życia ludzi, z k tó ry m i były w dłuższym k o n tak cie . Znanym je s t fa k t, że słynny k le jn o t K atarzy n y de M edicis „ o śle p i“ i stracił swą p rz e jrz y sto ść na sk u tek truci- cielskich zbrodni, k tó ry c h m usiał być św iadkiem .

Z isto tą kam ien ia sz lac h etn eg o zw iązane są bow iem D uchy P rzy ro d y ; służą one tem u, k to p o siad a o d n o śn y kam ień, ale cierpią i b u n tu ją się, jeżeli człow iek p ro fa n u je i gw ałci n ajczy stsze siły P rz y ro d y , zam knięte w żywym

k lejn o cie. C. d. n.

Dr. J Ó Z E F R Y G L E W IC Z (Lwów)

O racula Magica Zoroastris

(Dokończenie.) Aforyzm dwunasty.

12 a: „N ie zanieczyszczaj duch a i nie ściągaj go w przepaść.“

17 b: „U w ażaj, abyś nie po k alał d u ch a i nie ściągnął jego św ietlanej szaty w przepaść.

13 c: „N ie zanieczyszczaj d u ch a .“

K o m e n t a r z e .

A n o n i m . — „ P ita g o re jc z y c y i p la to n ic y są d zili, że d u c h n a w e t po śm ierci n ie ro z łą c z a się z ciałem . W e d łu g n ic h b o w iem s k ła d a ł się o n z n ie śm ie rteln e g o d u c h a p o ch ą d zą ce g o z n ie b a i z d u sz y zw ie rzęc ej. P ie rw sz y p o w ra c a po śm ierci

Cytaty

Powiązane dokumenty

pierw, że w tern stadjum ewolucji, w jakiem są obecnie zwierzęta, duch, nie m ając do dyspozycji poszczególnych ciał m entalnych p rzy formach fizycznych, nie

W koloniach afrykańskich rośnie drzew o „w ailaba“ silnie żyw iczne... N ajbardziej stan ten je st zbliżony do katalepsji, znam ionującej

Są to przew ażn ie rzeczy z z ak resu historii religji, jako budzące może najmniej zastrzeżeń, a będące zarazem p ierw szą i zasadniczą podw aliną

trzeby dydaktyczne, lecz nie jest nauką pogłębioną, ani skończoną. Zupełnie szczerze w yznaję, że opierając się na dzisiejszych pojęciach o asocjacji, nie

Dzięki w łaśnie symbolom, przedstaw ionym na ty ch tablicach, udało się ustalić jeg o p rzynależność do różokrzyżow ców.. Nie od rzeczy więc będzie

Jeżeli bowiem losy n asze zależą od czynników charakterologicznych, oraz psycho-fizycznych, to jednakże są to czynniki p lastyczne, k tó re w pew nych granicach

wanie się tłumaczymy sobie w sposób obiektywny jako posuwanie się zdarzeń w tymże porządku i z tą samą szybkością. A może to być tylko pewien sposób

mieni na cerę stw ierdziła, że działanie to rzeczyw iście istnieje. O tóż uczeni postanow ili zap y tać się tu kwiatów, jak d ziałają różne prom ienie św