• Nie Znaleziono Wyników

Ileś winien Panu swem u?

Łuk. 16, 5.

Gdy dzień Nowego Boku nastaje, bierzemy do ręki papier i spisujemy po jednej stronie, oo mamy, po drugiej stronie, oo winni jesteśmy. W ciągu roku nieraz budzi się pytanie. „Ileż posiadamy? Jakie długi m am y?" M ówim y u siebie. „Choć nie dużo mamy, jednak przecie tyle, iż możemy zapłacić za mieszkanie, procent od pożyczki, należność państwową i co nas obciąża." W ziąw szy do ręki kawałek papieru, w ciągu kilku minut możemy zestawić w okrągłej liczbie, cośmy ludziom winni.

A jednak nas dotknie,' g d y b y stanął szafarz i tem zapytaniem do nas się odezwał. Nie lubim y, b y nam obowiązki nasze przy­

pominano. Lecz co do długu wobec Pana Boga, to jednak jesteśmy dosyć obojętni.

G dy podróżny jedzie koleją przez góry, nieraz pomyśli:

„Gdzież s'ą te szczyty i te przepaście?" Pociąg tak powoli wspina się w górę, iż dostrzedz nie można, do jakiej wysokości dojechał. A ni pomyślimy, żeśmy tysiąc albo dwa tysiąoe metrów stanęli nad morzem, bo to podniesienie przyszło tak powoli, a nie od razu. Tak drogami życia podnieśliśmy się w yżej i coraz w y że j;

aniśmy spostrzegli, że się znajdujemy na wysokościach błogosła­

wieństwa Ojca na niebiesiech. A jednak tak jest. M yśm y podnie­

68

-sieni, a tysiące ludzi, braci i znajomych, w alczy na powierzchni wzburzonego morza z biedami, klęskami codziennego życia. „S p ra ­ wiedliwość twoja, jako góry najwyższe. Ps. 36, 7.

Chcę dzisiaj przed was położyć księgę rachunku Bożego, a znowu księgę długu waszego. Ponieważ to sprawa ogromnej wagi, przeto s^e oczy dobrze otw órzm y. Popatrzmy się na to, oo Pan B óg uczynił, tudzież znów na to, cośmy uczynili.

Jeśli po stronie Boga jakie długi, On jest bogaty i pewnie za­

płaci; jeśli po naszej stronie niedostatki, bądźmy szczerymi, spieszmy je wyrównać.

Na pierWszem miejscu kładę przed wami rachunek Boży za wasze mieszkanie. Świat ten jest kamienicą samego B oga; On ją zbudował i dał na mieszkanie. On nam je oddał umeblowane.

Jakież kobierce — trawa zielona, ozdobna kwiatami! Jakaż po­

wała! — Błękitne niebo, różnemi farbami pomalowane! Jakie filary mocno stojące — skały i góry piętrzą, się wysoko. Jakież drzwi od przodu — przecudny wschód słońca, kędy dzień wstę­

puje! Jakie od zachodu — gdzie słońce zapada. Jakie świeczniki i żyrandole — gw iazdy i słońce! Jakie grządki kwiatów pola i łąki. Jakie kominy — Etna, W ezuw iusz! Wszelka wspa­

niałość ludzkiej budowy zupełnie znika, gdy ją porównamy' zHlem, co Bóg zbudował. On nas w niej osadził. C zy zapłaciliśmy Jemu za mieszkanie?

Drugi rachunek jest za stołowanie. U stołu Bożego wszyscy siedzieliśmy, jedni lat dziesięć, drudzy dwadzieścia, jedni pięć­

dziesiąt,, drudzy siedmdziesiąt. Chcemy w ikt obliczyć już bardzo nizko, 6 koron na tydzień. Za lat 50 będzie spora sumka, blizko 16 tysięcy koron. M ieliśmy jabłka i różny owoc, był chleb i mięso i cośmy chcieli. M ieli je starcy i niemowlątka, a nigdy głodu nie uczuliśmy. Płacim y rzeźnikom, płacimy piekarzom i tym oo owoce ludziom sprzedawają. G dybyśm y za wikt nie za­

płacili, to nas bez pochyby od stołu wyrzudą. A le rok po roku mieliśmy jśyWność z! [ręki Pana Boga. W ięcej mieliśmy, niż nam było trzeba! Czy zapłaciliśm y? Ile winniśmy więc Panu swemu?

Każdy z‘ nas1 spożył całe morgi zboża, zjadł stada bydła i owiec i ptastwa, a to nie było rzeczią nieznaczną, potrzeby wasze cał­

kiem zaspokoić. I l e jesteście Panu swemu winni ?

D alszy rachunek jest za ubiór, szaty. Jest pewna fabryka rzadkich w yborów w mieście P aryżu ; robią w niej tylko, co królowie noszą i rodziny królów. Lecz na całym świecie są inne fabryki, tajemnicze, dziw ne; te idą, we dnie i idą w nocy nie ustawając. W nich się wyrabia, czego m y w szyscy potrzebujemy.

Są plantacye b a w ełn y ; te dadzą pończochy. Są role zasiane sie­

mieniem lnu; te dawają płótno. W ełna naszych owiec do­

— 69 —

starcza sukni. Sobole i lisy dawają futra. Ileż kapeluszy, ubio­

rów, obuwia potrzeba rok rocznie, b y wszystkich ludzi przy­

odziać, w ystroić! Ileż tych rzeczy potrzebuje człowiek przez czas: swtego ż y c ia ! Zestawm y sum ę; obliczm y koszta. C zy dosyć będzie, gdy na rok jeden przeciętnie koron dwieście liczy m y? Na lat 60 lub 70 — jak wielką sumę te rzecz_y dadzą!

Dalszy rachunek przedstawiam przed wami co do rodzin waszych. Skądże rodziny wasze pochodzą? „B óg samotnych w ro­

dowite domy rozmnaża.“ Ps. 67, 7. C zy masz małżonkę, łagodnego Serca, uprzejmą, pomocną, która odczuwa z całego serca, co cię smuci, cieszy? Skądże jest ci dana? C zy od Pana Boga, czy w sali zabawy ? Pismo święte m ów i: „Żona roztropna jest od Pana.“ Przypow . 19, 14. — Masz w domu dzieci koło stołu swego. Mają (oczy zdrowe, gdy tyle dzieci na oczy cierpi. Mają us'zy zdrowe, gdy tyle dzieci tak ciężko słyszą! M ogą rozmawiać i mogą śpiewać, gdy w kraju naszym głuchoniemych mamy!

Mogą, chodzić i skakać, g d y inne ułomne ruszyć się nie mogą!

Któż ci dał dzieci tak śliczne i zdrowe? Za jakie skarby zechciał­

byś je oddać? G dyby ci za jedno ofiarowano największy dyament, jaki jest na świecie, czybyś je oddał? G dyby za drugie milion złotych chciano toi zapłacić, czybyś je sprzedał? Na taki wniosek mógłbyś szyderstwem tylk o odpowiedzieć. Żadnego nie oddasz, bo ci Wszystkie drogie. Nie dasz najstarszego, bo to pierworodny.

Nie dasz najmłodszego, bo to twa szczebiotka; nie dasz też tego, bo jest zupełnie do ciebie podobne; nie dasz; owego, bo to obraz matki. Nie daSz1 chorego, bo ci go tak ża l; nie dasz wesołego i rumianego, ho się Widokiem jego weselisz. Nie żądam po tobie, abyś 'się z; Ijednem albo drugiem rozsta ł; nie, wszystkie zachowaj i otocz miłością. Do tego tylko> dążę pytaniami, abyśmy stwier­

dzili, ile ci 'są warte, tudzież byś zrozumiał, gdy się znowu pytam: „Ile jesteś winien panu m ojem u?“ On je dał wszystkie.

Gdy było chore, tyś je piastował, nosił, kołysał, nic cię nie cie­

szyło, gdyś w idział oczka jego zamglone, a policzki jego takie rozpalone. Inni nad kołyską czUwJali w n o c y ; ty mogłeś spo­

czywać. A le daremno; sen nie przych odził; co chwila wstałeś, idąc się popatrzyć i na własne oczy przekonać się o tem, jak się biedne m a ! A tak nie mogłeś się uspokoić, aż gorączka spadła, aż sen spokojny dzieciątko ogarnął i lepiej się miało.

Bóg z ±obą czuwał nad jego kołyską, Bóg serce posilał, aby nie truchlało, Bóg modły twoje wysłuchać raczył. „Ile jesteś winien panu mojemu ?“

Przedstawiam rachunek za rozliczne książki. Ileż jest warta Biblia 'wasza? Mężowie uczeni chcieli w nas wmówić, że się ród ludzki od m ałpy w yw odzi. A le my w ierzym y, co Słowo

— 70 —

— 71 —

Boże uczy nas1, m ówiąc: Na obraz B oży stworzeni jesteście.

Ludzie bardzo' mądrzy nie mogą zrozumieć, skąd ten świat powstał. M y rozumiemy, że go Pan B óg stworzył. Pewien nie­

dowiarek rzekł do A raba: „Skądże możes'z wiedzieć, że Bóg istnieje?“ Ten odpow iedział: „Minionej nocy szło coś wokoło na­

miotu mego. W ielbłąd czy człowiek;^ tego nie wiedziałem. Ale teraz wiem.“ — „Jakże to poznałeś?" — „Poznałem po

śla-Cesarz niemiecki W ilhelm II.

(lach zostawionych w piasku.“ Na zachodzące spoglądając słońce, rzekł do niedowiarka: „S pojrzyj na ten zachód, to nie ślad człowieka, lecz ślad Pana Boga.“ W szystkie te rzeczy są nam objawione w B iblii świetej. O księgo przedroga! Ojciec moj cię k och ał; matka w tw ych kartach szukała pociechy, gdy drżącą ręką ciebie trzymała. T y byłaś pod głow ą trzech moich braci, gdy umierali. Ja cię, Biblio, dawniej nie ceniłem, tak jak dziś cenię. Byłaś mi księgą pięknych opowiadań. B yłaś poezyą, ojwiel- kich czynach. Dziś jesteś dla mnie jak album rodzinne. Otwieram księgę i widzę obrazy miłe i sercu, mojemu drogie. Tu _ obraz B0g a _ to jest mój ojciec. Obraz, Chrystusa — to mój Zba­

wiciel. Tam obraz, nieba — to moja ojczyzna!

Gdy tak otwieram Biblię waszą, pełną obietnic i wspomnień dzieciństwa, ze zasadami, które są w stanie cały świat odnowić, tedy się pytam : „C z y macie poczucie, ileście winni Panu mojemu ?“

Ile winniśmy za o d k u p i e n i e ? Na kościele katedralnym św. Pawła w Londynie jest dzwon bardzo wielki, którym wten­

czas dzwonią, gdy król państwa umrze. W wysokościach nieba nigdy tak żałosnych dźwięków nie było, jak wtenczas, gdy Chry­

stus na krzyżu umarł. Słyszałem niedawno o pewnym rolniku, co przyszedł z daleka i na pewnym grobie uklęknąwszy, w żalu gorzkie łzy w ylew ał. Ktoś przyszedłszy, p y t a : „D laczego pan płacze? Czy w tej mogile syn pana spoczyw a?“ „N ie !“ odpowie­

dział rolnik klęczący. „Lecz gdy wojna była, cała mi rodzina chora leżała. Ja nie wiedziałem, jak ich opuścić, bo dostałem pozew, stawić się, do wojska i w alczyć przeciwko nieprzyjacio­

łom. "Wtem przyszedł mój sąsiad i powiedział do mnie: ,Ja za ciebie pójdę; ja nie mam rodziny, bo jestem samotny.1 Iposzedł.

W bitwie pod T. odebrał ra n ę; leżał w szpitalu, umarł i na tem miejscu w grobie odpoczywa. Ja ze stron dalekich przybyłem tutaj, stanąć na grobie i wznieść na nim napis, ogłaszający, że on za mnie umarł.“ Chrystus nasz zastępca. On przyszedł na ziemię, by me w alki w alczył. On życie poświęcił. Obyśm y na grobie jego wznieśli napis, który ^poświadcza, że „On za nas umarł“ .

G dyby nam wskazano jakiego człowieka, który dla kraju i dla nas samych tyle uczynił, ile Chrystus zdziałał, toby podzi- wienie i uniesienie nas-ze dla niego granic nie miało. O o t o ! gdy mówię o Synu Bożym, który boleść świata i trwogę przyszłości w sercu 'swem wycierpiał, na którym gniew nieba i trwoga piekła odpoczywała, któż się nad tem mocniej zechce zastanowić, kto łezkę 'uroni, kiedy go zapytam : „Ile jesteś winien Panu mojemu ?“

Tak przedstawiłem rachunek mieszkania, wiktu i rodziny.

Czy chcemy go przyjąć i zapłacić ws'zystko, cośmy powinni? Albo czy się próżno wzbraniać będziem y? Zapłacić słowem, sercem i czynem? O tak jest, rzeczemy. Chodzi tylk o o to, ile płacić trzeba. Tego ja wyraźnie powiedzieć nie mogę. Ja wiem tylko tyle, że “w starym zakonie, za panowania dawnego porządku da­

wali ludzie dziesiątą część mienia na sprawy Boże. C zy nasza wiara nie ma tej wartości? C zy nie zechcemy dać w równej mierze? Lecz ja tę sprawę wam pozostawiam. Niech wasze su­

mienie samo osądzi!

Dwojaka jest 'droga spłacenia długu, który tu mamy. Mo­

żemy go 'spłacić sami od siebie i dobrow olnie; lub możemy spłacie

za pomocą prawa. W ierzyciel odda sprawę swą sędziemu; sędzia nas zasądzi, a jeśli od razu nie zapłacim y, przyjdzie fantownik.

zafantuje rzeczy, Urządzą na nas licytaoyę — i gwałtem sprze­

dadzą, co nas'zem było i dług i koszta zupełnie zapłacą. Tak samo Bóg czyni. On czeka, ozy sami z własnej pobudki nie oddamy Jemu, co być powinno. G dy napróżno czeka, pośle fan- townika. P rzyjdzie na nas pożar i zniszczy część mienia, p rzy j­

dzie choroba, śmierć lub inne klęski — a tak Panu Bogu mu­

simy dać więcej, niż pierwotnie żądał. Ja wiem, że tu w mieście jest dużo ludzi, którym się nie wiedzie, jak oczekiwali. Interesa nie są tak korzystne. A to dlaczego? Oto dlatego, że dobrowolnie nie dali Bogu, oo b y li powinni. Znałem dwóch kupców na ulicy miasta; rozm aw iali z1 wobą o dobroczynności. „ T y za dużo dajesz,V powiada jeden. „J a najprzód muszę uzbierać majątek, a gdy zbogatnę, potem chcę nieść pomoc, gdzie jej potrzeba." — „J a nie tak,“ rzekł drugi, „ja w miarę tego, jak mi Bóg pomaga, chcę pełnić uczynki dobroczynności." — Jakiż b y ł w ynik?

Pierwszy z ow ych mężów, ten który najprzód chciał bardzo zbogatnąć, jest we wielkiej nędzy, bo ani grosza własnego nie ma. Drugi zebrał mienie nadzwyczaj znaczne i dobrze się ma.

Tak ja też myślę, że dużo ludzi jest dlatego w nędzy, ponieważ o Bogu i królestwie jego nie pamiętają."

Nie bądźm y jsknerami. K ościół, ojczyzna je st w wielkiej potrzebie. Spieszmy z pomocą, a eo dobrego w imieniu Pana dla bliźnych naszych i dla ojczyzn y swojej chętnie wykonamy, Bóg nam wynagrodzi.

Powiązane dokumenty