• Nie Znaleziono Wyników

Z pewnością „nauki o pięknie zaniedbywać nie należy” (Potęga smaku,

ROM), jednak i ufać jej zbytnio nie warto. We wspomnianej rozmo-wie z Nastulanką Herbert dystansuje się wobec „pięknoduchostwa”

i tych pisarzy, którzy służą czystemu pięknu. „Nie zazdroszczę im, czuję nawet odrobinę odrazy do takiej postawy. Wiem, co to znaczy piekło estetów, piekło oderwanych od rzeczywistości” 10. Dla boha-tera wierszy Herberta przestrzeń inferalna to właśnie azyl artystów

„pełen luster, instrumentów, obrazów” (Co myśli Pan Cogito o piekle, PC).

Bez względu na to, czy zamieszkują go twórcy czy brzydki „Mefisto w samogonnej kurtce” (Potęga smaku, ROM), piekło pozostaje piekłem.

Zło wymierzone przeciwko człowiekowi weryfikuje wartość estetycz-nych ocen i ustala nowe hierarchie.

W zakończeniu Struny światła poeta umieścił grupę wierszy, w któ-rych słowo „piękno” pojawia się parę razy w różnych kontekstach.

W wierszu Sól ziemi mowa jest o „najpiękniejszym punkcie miasta”, gdzie znajduje się „park z łabędziem / wille w ogrodach / perspektywa i róża”. Tej konwencjonalnej, a przy tym noszącej znamiona kiczu, scenerii przeciwstawia Herbert wiejską kobietę schyloną nad roz-sypanymi drobinkami cukru. Nad estetycznym pięknem – łatwym,

historią tryumfalną i historią ukrytą, s. 249–268; W. Toruń, „Syn – minie pismo, lecz ty spomnisz, wnuku”. Herbert − Norwid, s. 269–278; tegoż, Rozmyślania o cierpieniu:

Norwid – Herbert, s. 279–292; P. Michałowski, (Prze)milczenie współczesności u Nor­

wida i Herberta, s. 303–320). Natomiast na dziedzictwo myśli Platona w twórczości Herberta jako pierwszy zwrócił uwagę Jerzy Kwiatkowski (Po platońsku, [w:] tegoż, Felietony poetyckie, Kraków 1982, s. 180–183). Interpretację filozoficznej refleksji Platona w dramacie i poezji Herberta przynosi artykuł Barbary Sienkiewicz (Platon Herberta, czyli o rozumie, namiętnościach, pustce i lęku, „Teksty Drugie” 2000, nr 3, s. 47–60).

10 K. Nastulanka, dz. cyt., s. 287.

tego, co delikatne, kruche, bezbronne i nietrwałe. Nie bez powodu we wspomnianym wierszu Napis (), w którym mowa jest o poezji ocalającej i jej utrwaleniu, pojawi się obietnica wzruszania powietrza.

Głębszy niż ziemi krew bujniejszy niż drzewo jest biały kamień obojętna pełnia

 – oto jeden z paradoksów poezji Herberta (Biały kamień, HPG).

Ważne i nieredukowalne wydaje się tu napięcie między pięknem związanym z trwałością i pięknem przemijającym; między rękoma artysty (słabymi jak kwiaty, uświęconymi w metaforycznym zesta-wieniu „przebitych dłoni kwiatów śniętych”, Poległym poetom, ) i zaciśniętą, twardą pięścią (Do pięści, HPG); między urodą dziewcząt oraz blaskiem arcydzieł, noszących znamiona bytu wiecznego; między odruchem współczucia i nakazem powściągliwości uczuć. Może dla-tego zmiany kamienia „były zarazem piękne i upokarzające” (Poczucie tożsamości, PC) i może z tego powodu „serce kamieni drży czasem jak serce małych zwierząt” (Jaskinia filozofów, D), a „żyłki marmuru w termach Dioklecjana” przyrównane zostały do pękniętych naczyń krwionośnych rzymskich niewolników (Klasyk, HPG).

Wskazane napięcie przybiera w poezji Herberta wiele imion i znajduje wyraz w konflikcie powinności i przyjemności, prawdy i pozoru, dobra i piękna. Sytuując się między ambiwalentnymi bie-gunami, próbując rozwikłać estetyczne dylematy, Herbert podąża duktem, na którym ważną rolę odgrywa myśl Platona i Cypriana Norwida9. W świetle poglądów filozofa -moralisty oraz autora Prome­

9 O związkach Herberta z Norwidem, nie wyczerpując jednak tematu, pisali jak dotąd Józef Fert (Norwid – Herbert [Epizod z guzikami], „Roczniki Humani-styczne” 1999, z. 1, s. 97–118), Mieczysław Inglot („A Dorio ad Phrygium” Cypriana Norwida i „apollińskie” wiersze Zbigniewa Herberta. Paralele, [w:] tegoż, Wyobraźnia poetycka Norwida, Warszawa 1988, s. 49–61), Marek Adamiec (Troska o prawdziwe dostojeństwo mowy. Cyprian Norwid – Zbigniew Herbert. Próba, [w:] Dialog i spór.

Zbigniew Herbert a inni poeci i eseiści, red. J.M. Ruszar, Biblioteka Pana Cogito pod red. J.M. Ruszara, Lublin 2006, s. 46–63). Najnowsze badania na temat związków między poetami przynosi książka Bór nici. Wątki klasyczne i romantyczne w twórczości Zbigniewa Herberta, red. M. Mikołajczak, Kraków 2011 (tu głównie:

J. Zach, „Czas wzbogacony”. Norwid i Herbert – próba zbliżenia, s. 183–195; M. Ada-miec, Na co? Po co? I dlaczego? O relacjach Norwid – Herbert kilka myśli, s. 219–231;

P. Arbiszewska, Literacka refleksja Cypriana Norwida i Zbigniewa Herberta nad

thidiona sytuować można zarówno te poszukiwania, którym patronuje azymut w z r u s z e n i a, jak i te, dla których celem jest t r w a ł a, n i e z m i e n n a i s t o t a r z e c z y. I co ważne: z tej perspektywy oba bieguny okazują się odpowiednikami postaw, które w etyce Herberta zajmują miejsce najwyższe: współczucia i wierności.

W imię współczucia

Z pewnością „nauki o pięknie zaniedbywać nie należy” (Potęga smaku,

ROM), jednak i ufać jej zbytnio nie warto. We wspomnianej rozmo-wie z Nastulanką Herbert dystansuje się wobec „pięknoduchostwa”

i tych pisarzy, którzy służą czystemu pięknu. „Nie zazdroszczę im, czuję nawet odrobinę odrazy do takiej postawy. Wiem, co to znaczy piekło estetów, piekło oderwanych od rzeczywistości” 10. Dla boha-tera wierszy Herberta przestrzeń inferalna to właśnie azyl artystów

„pełen luster, instrumentów, obrazów” (Co myśli Pan Cogito o piekle, PC).

Bez względu na to, czy zamieszkują go twórcy czy brzydki „Mefisto w samogonnej kurtce” (Potęga smaku, ROM), piekło pozostaje piekłem.

Zło wymierzone przeciwko człowiekowi weryfikuje wartość estetycz-nych ocen i ustala nowe hierarchie.

W zakończeniu Struny światła poeta umieścił grupę wierszy, w któ-rych słowo „piękno” pojawia się parę razy w różnych kontekstach.

W wierszu Sól ziemi mowa jest o „najpiękniejszym punkcie miasta”, gdzie znajduje się „park z łabędziem / wille w ogrodach / perspektywa i róża”. Tej konwencjonalnej, a przy tym noszącej znamiona kiczu, scenerii przeciwstawia Herbert wiejską kobietę schyloną nad roz-sypanymi drobinkami cukru. Nad estetycznym pięknem – łatwym,

historią tryumfalną i historią ukrytą, s. 249–268; W. Toruń, „Syn – minie pismo, lecz ty spomnisz, wnuku”. Herbert − Norwid, s. 269–278; tegoż, Rozmyślania o cierpieniu:

Norwid – Herbert, s. 279–292; P. Michałowski, (Prze)milczenie współczesności u Nor­

wida i Herberta, s. 303–320). Natomiast na dziedzictwo myśli Platona w twórczości Herberta jako pierwszy zwrócił uwagę Jerzy Kwiatkowski (Po platońsku, [w:] tegoż, Felietony poetyckie, Kraków 1982, s. 180–183). Interpretację filozoficznej refleksji Platona w dramacie i poezji Herberta przynosi artykuł Barbary Sienkiewicz (Platon Herberta, czyli o rozumie, namiętnościach, pustce i lęku, „Teksty Drugie” 2000, nr 3, s. 47–60).

10 K. Nastulanka, dz. cyt., s. 287.

płytkim, bezdusznym – prymat bierze współczucie. W wierszu Wró­

żenie na podobnej zasadzie przeciwstawia poeta linię życia: prężną i mocną, która biegnie, nie oglądając się za siebie, linii wierności:

słabej i delikatnej. Herbert podkreśla wartość tego, co nieefektowne, w potocznym odczuciu – wcale nie piękne; co idzie w parze z trudem i rodzi postawę współodczuwania. Z tego też względu „najpiękniej-sza jest Nike w momencie / kiedy się waha” (Nike która się waha, ), kiedy współczucie bierze górę nad niewzruszoną posągowością bóstwa.

W ten sposób już w debiutanckim tomie sztuka, która realizuje się w sferze estetyki, zastąpiona zostaje sztuką, która dotyczy etyki, apol-liński ideał piękna – nieruchomo zastygły i obcy – wyparty zostaje nie tyle przez dionizyjski żywioł natury, co przez piękno, które łączy się ze współczuciem. Poeta kwestionuje priorytet fikcji estetycznej przed dobrem; odrzuca lekkość i łatwość na rzecz wysiłku i trudu. Żadne piękno nie będzie miało tej siły wyrazu, co życie. Żaden malarz rozbi-tych dzbanów nie odda spojrzenia kobiety pochylonej nad rozsypanymi kryształkami cukru.

Ale też w tym samym miejscu, pod koniec Struny światła, pojawi się inne rozumienie piękna. Piękna jest „szyja galopującego konia”, żywe i niepowtarzalne w swojej urodzie są suknie dziewcząt grających w piłkę. Te (zaczerpnięte z poezji antycznej) przykłady przytoczone zostają w wierszu Przypowieść o królu Midasie. Chyba nieprzypad-kowo bohaterem Przypowieści jest Midas, który w pojedynku Apollina z Marsjaszem stanął po stronie sylena. Jego poszukiwania streszczają w sobie drogę estetycznych i etycznych rozterek autora. Król dociekał prawdy, zadawał pytania, które dotyczyły sposobu istnienia świata i człowieka, a otrzymawszy lekcję nicości, doświadczywszy znikomości ludzkiego życia, zwrócił się ku sztuce, utrwalającej „życie cieni”. Teraz malarz -artysta przejmuje edukację bohatera i próbuje godzić go ze światem. Uczy też, że jednaka, bo „śmiertelna” (tak śmiertelna – wolno przypuszczać – jak ta, z którą podmiot wiersza Pięciu [HPG] „ofiaro-wuje zdradzonemu światu różę”), jest powaga tych, którzy trudzą się pracą, i tych, którzy zajmują się sztuką, którzy „oddają ziemi jedno ziarno / a zbierają dziesięć” i „piszą poematy”, „pochylają się / aby z pia-sku podjąć zgubioną koniczynę”. Jedni i drudzy podejmują wysiłek obrony wartości. Tak następuje transpozycja w sferę piękna takich cech, jak współczucie, ale też – „uroda istnienia”. Tak dokonuje się zgoda na życie w całej jego różnorodności i złożoności. Echo tej rozmowy

usłyszeć można po latach w wykładzie, który Pan Bóg daje Spinozie.

Wśród dobrych rad Stwórcy jest i ta, by wybaczyć weneckim lustrom i „kwiatom we włosach” (Pan Cogito opowiada o kuszeniu Spinozy, PC).

Postawa afirmacji i współczucia ogarnąć ma bowiem także to, co jest nośnikiem „czystego piękna”, „bezużytecznego” estetyzmu.

Wpływ na estetyczne sądy autora Struny światła oraz Hermesa, psa i gwiazdy miała, trzeba założyć, sytuacja polityczna i sprzeciw wobec ideologii, która nie liczyła się z wartością pojedynczego człowieka.

Promowanie siły, witalności i awangardowego parcia naprzód niosło z sobą pogardę dla tego, co słabe; dla kruchego, osobnego istnienia.

Doświadczenie historyczne zdecydowało o moralnej ocenie sztuki:

z natury przejrzystej, etycznie obojętnej i – jako taka – niebezpiecznej, zwodzącej, podatnej na manipulacje. Takie konotacje niosą utwory Mały ptaszek (HPG), Ornamentatorzy (HPG), Zwierciadło wędruje po gościńcu (R), Pacyfik II (Na Kongres Pokoju) (R), Co myśli Pan Cogito o piekle (PC), Pana Cogito przygody z muzyką (ENO), Dalida (EB). Jednak źródeł bezkompromisowej postawy poety i przekonania, że sztuka łączy się z moralnością, szukać można również w ponadpolitycznych racjach i w poglądach o głębszej tradycji.

Jednym z patronów tego typu myślenia był niewątpliwie Norwid, który zanegował romantyczny poryw, a natchnienie zastąpił trudem.

Twórczość autora Promethidiona jest ważnym punktem odniesienia dla Herbertowych rozważań nad sztuką11, o czym mowa będzie w kolej-nych rozdziałach. Tu powiedzmy tylko, że lekcja Norwida uczy m.in., że tworzeniem rządzi moralny imperatyw. „Bo piękno po to jest, by zachwycało do pracy, praca, by się zmartwychwstało” 12. Poeta roman-tyczny, a za nim Herbert, idzie jeszcze dalej: głosi apologię bohater-stwa i męczeńbohater-stwa („artystów czołem / są męczennicy”, a „bohaterstwo jest na szczycie sztuki” 13 – czytamy w Promethidionie). Norwid sytu-uje artystę poniżej bohatera, męczennika, proroka14. Także poeta współczesny, postponując nieludzkie, estetycznie doskonałe piękno,

11 Niektóre aspekty tego oddziaływania omawia J. Fert, dz. cyt.

12 C. Norwid, Promethidion, [w:] tegoż, Pisma wszystkie, zebrał, tekst ustalił, wstępem i uwagami krytycznymi opatrzył J.W. Gomulicki, t. 3: Poematy, War-szawa 1971, s. 428.

13 Tamże.

14 Pisze o tym – omawiając związki Norwida z Platonem – Zofia Szmydtowa (Platon w twórczości Norwida, [w:] tejże, Poeci i poetyka, Warszawa 1964, s. 291–292).

płytkim, bezdusznym – prymat bierze współczucie. W wierszu Wró­

żenie na podobnej zasadzie przeciwstawia poeta linię życia: prężną i mocną, która biegnie, nie oglądając się za siebie, linii wierności:

słabej i delikatnej. Herbert podkreśla wartość tego, co nieefektowne, w potocznym odczuciu – wcale nie piękne; co idzie w parze z trudem i rodzi postawę współodczuwania. Z tego też względu „najpiękniej-sza jest Nike w momencie / kiedy się waha” (Nike która się waha, ), kiedy współczucie bierze górę nad niewzruszoną posągowością bóstwa.

W ten sposób już w debiutanckim tomie sztuka, która realizuje się w sferze estetyki, zastąpiona zostaje sztuką, która dotyczy etyki, apol-liński ideał piękna – nieruchomo zastygły i obcy – wyparty zostaje nie tyle przez dionizyjski żywioł natury, co przez piękno, które łączy się ze współczuciem. Poeta kwestionuje priorytet fikcji estetycznej przed dobrem; odrzuca lekkość i łatwość na rzecz wysiłku i trudu. Żadne piękno nie będzie miało tej siły wyrazu, co życie. Żaden malarz rozbi-tych dzbanów nie odda spojrzenia kobiety pochylonej nad rozsypanymi kryształkami cukru.

Ale też w tym samym miejscu, pod koniec Struny światła, pojawi się inne rozumienie piękna. Piękna jest „szyja galopującego konia”, żywe i niepowtarzalne w swojej urodzie są suknie dziewcząt grających w piłkę. Te (zaczerpnięte z poezji antycznej) przykłady przytoczone zostają w wierszu Przypowieść o królu Midasie. Chyba nieprzypad-kowo bohaterem Przypowieści jest Midas, który w pojedynku Apollina z Marsjaszem stanął po stronie sylena. Jego poszukiwania streszczają w sobie drogę estetycznych i etycznych rozterek autora. Król dociekał prawdy, zadawał pytania, które dotyczyły sposobu istnienia świata i człowieka, a otrzymawszy lekcję nicości, doświadczywszy znikomości ludzkiego życia, zwrócił się ku sztuce, utrwalającej „życie cieni”. Teraz malarz -artysta przejmuje edukację bohatera i próbuje godzić go ze światem. Uczy też, że jednaka, bo „śmiertelna” (tak śmiertelna – wolno przypuszczać – jak ta, z którą podmiot wiersza Pięciu [HPG] „ofiaro-wuje zdradzonemu światu różę”), jest powaga tych, którzy trudzą się pracą, i tych, którzy zajmują się sztuką, którzy „oddają ziemi jedno ziarno / a zbierają dziesięć” i „piszą poematy”, „pochylają się / aby z pia-sku podjąć zgubioną koniczynę”. Jedni i drudzy podejmują wysiłek obrony wartości. Tak następuje transpozycja w sferę piękna takich cech, jak współczucie, ale też – „uroda istnienia”. Tak dokonuje się zgoda na życie w całej jego różnorodności i złożoności. Echo tej rozmowy

usłyszeć można po latach w wykładzie, który Pan Bóg daje Spinozie.

Wśród dobrych rad Stwórcy jest i ta, by wybaczyć weneckim lustrom i „kwiatom we włosach” (Pan Cogito opowiada o kuszeniu Spinozy, PC).

Postawa afirmacji i współczucia ogarnąć ma bowiem także to, co jest nośnikiem „czystego piękna”, „bezużytecznego” estetyzmu.

Wpływ na estetyczne sądy autora Struny światła oraz Hermesa, psa i gwiazdy miała, trzeba założyć, sytuacja polityczna i sprzeciw wobec ideologii, która nie liczyła się z wartością pojedynczego człowieka.

Promowanie siły, witalności i awangardowego parcia naprzód niosło z sobą pogardę dla tego, co słabe; dla kruchego, osobnego istnienia.

Doświadczenie historyczne zdecydowało o moralnej ocenie sztuki:

z natury przejrzystej, etycznie obojętnej i – jako taka – niebezpiecznej, zwodzącej, podatnej na manipulacje. Takie konotacje niosą utwory Mały ptaszek (HPG), Ornamentatorzy (HPG), Zwierciadło wędruje po gościńcu (R), Pacyfik II (Na Kongres Pokoju) (R), Co myśli Pan Cogito o piekle (PC), Pana Cogito przygody z muzyką (ENO), Dalida (EB). Jednak źródeł bezkompromisowej postawy poety i przekonania, że sztuka łączy się z moralnością, szukać można również w ponadpolitycznych racjach i w poglądach o głębszej tradycji.

Jednym z patronów tego typu myślenia był niewątpliwie Norwid, który zanegował romantyczny poryw, a natchnienie zastąpił trudem.

Twórczość autora Promethidiona jest ważnym punktem odniesienia dla Herbertowych rozważań nad sztuką11, o czym mowa będzie w kolej-nych rozdziałach. Tu powiedzmy tylko, że lekcja Norwida uczy m.in., że tworzeniem rządzi moralny imperatyw. „Bo piękno po to jest, by zachwycało do pracy, praca, by się zmartwychwstało” 12. Poeta roman-tyczny, a za nim Herbert, idzie jeszcze dalej: głosi apologię bohater-stwa i męczeńbohater-stwa („artystów czołem / są męczennicy”, a „bohaterstwo jest na szczycie sztuki” 13 – czytamy w Promethidionie). Norwid sytu-uje artystę poniżej bohatera, męczennika, proroka14. Także poeta współczesny, postponując nieludzkie, estetycznie doskonałe piękno,

11 Niektóre aspekty tego oddziaływania omawia J. Fert, dz. cyt.

12 C. Norwid, Promethidion, [w:] tegoż, Pisma wszystkie, zebrał, tekst ustalił, wstępem i uwagami krytycznymi opatrzył J.W. Gomulicki, t. 3: Poematy, War-szawa 1971, s. 428.

13 Tamże.

14 Pisze o tym – omawiając związki Norwida z Platonem – Zofia Szmydtowa (Platon w twórczości Norwida, [w:] tejże, Poeci i poetyka, Warszawa 1964, s. 291–292).

wywyższa wartość cierpienia; w wierszach Apollo i Marsjasz (SP), Mona Liza (SP), Malarz (HPG), Pan Cogito – Zapiski z martwego domu (ROM) stosuje metodę zestawienia estetycznego ideału i ludzkiego bólu. W ostatnim z wymienionych utworów męczeństwo urasta do rangi sztuki najwyższej.

Sprzeciw wobec złudnego piękna i nachylenie nad życiem wskazuje drogę rozwoju estetycznej refleksji Herberta. Od momentu debiutu poeta konsekwentnie prowadzi rozprawę ze sztuką pięknego pozoru.

Okrutna doskonałość, sztuczność i nieprawdziwość – to argumenty koronne przeciwko pięknu uosobionemu w postaci Apollina, który pojawi się także w późniejszych utworach poety (Apollo i Marsjasz,

SP; W drodze do Delf, HPG). Kolejne tomy przynoszą pochwałę życia dalekiego od kamiennego ideału (kruchego, pełnego wahań i wątpli-wości) oraz świata bez upiększeń, prawdziwego. Herbert z życzliwością spogląda na to, co ułomne, kalekie, gorsze, zgrzebne czy byle jakie, po ludzku niedoskonałe: na Szemkela (Siódmy anioł, HPG), Madonnę z lwem (Madonna z lwem, HPG), „odrapane tapety” (Pokój umeblowany,

HPG), „domy przedmieścia o zapadniętych skroniach” (Domy przed­

mieścia, PC). Pochwała pospolitości, zwyczajności, nawet brzydoty to aprobata dla świata w jego różnorodności i dla prawdy rzeczywistości.

Maria Gołaszewska zauważa:

Wartością najtrafniej oddającą istotne cechy świata, najbardziej zbliżoną do prawdy, wydaje się właśnie brzydota. Piękno w świetle takiego stanowiska jest „nieprawdziwe”, pokazuje jedynie pozory, świat, który de facto nie istnieje.

Dawniej sądzono, że istnienie wiąże się z dobrem i pięknem (transcenden-talia), dziś współczesny artysta zakłada, że właśnie zło i brzydota są bytem, natomiast piękno i dobro, a czasem także prawda – złudzeniem, utopią, ewentualnie przedmiotem ludzkich tęsknot, lecz nie rzeczywistością15.

Jak się zdaje, poglądy Herberta bliskie są przekonaniom „współcze-snego artysty”. Należałoby je sytuować na tle słynnego sporu o turpizm.

W dyskusjach, inspirowanych przez Juliana Przybosia i Stanisława Grochowiaka, Herbert zdaje się opowiadać po stronie tego drugiego.

Wybiera „wierność ziemi” (jego Ikar woli kolce i ostre kamienie niż piękną tęczę) i – tak jak niegdyś Józef Czechowicz – nie chce być

„świerszczem Pana Boga”. Wyżej ceni posążek Wielkiej Matki niż umieszczony w tym samym Muzeum Luwr portret Mony Lizy.

15 M. Gołaszewska, Metafizyka wartości, [w:] O wartościowaniu w badaniach literackich, red. S. Sawicki, W. Panas, Lublin 1986, s. 87.

W poezji Herberta bunt wobec piękna oderwanego od życia prze-chodzi różne fazy: od dowartościowywania tego, co kalekie i ułomne, poprzez wierność rzeczom, do których poeta pragnie mówić czule i (co istotne) po imieniu, po ironię demaskującą estetyczne złudzenia.

Inspirowana etyką przemiana wiąże się z deklaracją zmiany postawy podmiotu mówiącego. Herbert wyrzeka się szczytnych, „wysokopien-nych” idei. Jego bohater nie marzy już o podniebnych lotach (Wybrańcy gwiazd, HPG), decyduje się na „lot krótki i upadek na kamienne dno”

(Balkony, HPG), na „płaski horyzont / linię prostą / przyciąganie ziemi”

(Pan Cogito i wyobraźnia, PC), a wzorem jest dlań nie Dedal, repre-zentujący klasyczny porządek i platoński świat idei, lecz wspomniany Ikar, którego ciągnie ku ziemi (Dedal i Ikar, ). „Wygnany arkadyj-czyk” poddaje surowej ocenie wcześniejsze ideały. Najbardziej chyba bezceremonialnie postępuje z nimi Pan Cogito – oddelegowany do rozprawienia się nie tylko z potworem nicości, ale też z fantazmatami i złudzeniami przeszłości. Paradoksalnie to właśnie temu bohaterowi o filozoficznej proweniencji przychodzi bezlitośnie zmierzyć się z abs-trakcjami filozofii i estetyki, rozprawić niejako z sobą samym. W tomie Pan Cogito za pomocą drwiny, ironii, a nawet groteski Herbert strąca sztukę z piedestału, zderza wzniosłość i pospolitość, deprecjonuje pojęcia i symbole należące do tradycji i „stylu wysokiego”. Przyziem-ność bierze górę nad wzniosłością, a życie nad sztuką. Muza wymiata odpadki poematu (Codzienność duszy, PC), świerszcze, które u Platona symbolizowały moc poezji, teraz tylko „łaskoczą w ucho” (Pan Cogito a myśl czysta, PC), a obolała pięta wypiera wzniosłe idee greckiego filozofa (Pan Cogito a perła, PC).